Stron

piątek, 30 kwietnia 2021

MYŚLI ROZPROSZONE...

KILKA NIEPOWIĄZANYCH ZE SOBĄ

ŻARTÓW, SENTENCJI I MEMÓW 

NA POWITANIE MAJA

 
 
 Czytając po raz kolejny o założeniach euroazjatyzmu Aleksandra Dugina i koncepcji "Rosji-Wyspy" Vadima Cymburskiego (a konkretnie o roli Europy Środkowej w geopolitycznych planach owych rosyjskich myślicieli politycznych, z oczywistym uwzględnieniem roli w nich naszego kraju) wpadłem na pomysł zaprezentowania powojennych koncepcji na uporządkowanie Europy po zakończeniu I Wojny Światowej, jakie prezentowali główni uczestnicy tej wielkiej (głównie) europejskiej hekatomby (z uwzględnieniem również i planów polskich kół politycznych). Jednak po przemyśleniu sprawy (i chęci spędzenia wieczoru w towarzystwie mojej Pani), oraz uświadomieniu sobie, że właśnie przed nami długi majowy weekend, postanowiłem odłożyć ten plan (na przyszłe "potem") i skupić się na luźnych, zupełnie ze sobą nie związanych sentencjach, żartach i memach, które mogłyby nas optymistycznie przysposobić i pozytywnie nastawić w nadchodzący okres letni. Dlatego też pozwolę sobie dziś zabawić się w swoistego Kochanowskiego po kilku głębszych i pojadę fraszkami ku pokrzepieniu serc i umysłów. Zacznijmy więc!
 
 
 
Na początek może Adam Mickiewicz i III część "Dziadów":
 
 
"CZŁOWIEKU, GDYBYŚ WIEDZIAŁ JAKA TWOJA WŁADZA, KIEDY MYŚL W TWOJEJ GŁOWIE JAKO ISKRA W CHMURZE ZABŁYŚNIE NIEWIDZIALNA. GDYBYŚ WIEDZIAŁ ŻE LEDWIE JEDNĄ MYŚL ROZNIECISZ, JUŻ CZEKAJĄ W MILCZENIU JAK GROM ŻYWIOŁY – TAK CZEKAJĄ TWEJ MYŚLI SZATAN I ANIOŁY"
 
 
 
 O, jakże to prawdziwe, gdyż, jak pisał Denis de Rugemont w "Przyszłość jest naszą sprawą":
 
 
"WSZYSTKO, CO SIĘ MA ZDARZYĆ NA ŚWIECIE, DZIEJE SIĘ NAJPIERW W SERCU CZŁOWIEKA I W NIM NALEŻY SZUKAĆ, GDYŻ TAM RODZI SIĘ HISTORIA"
 
 
 

 
 
Bowiem, jak twierdził John Barth:
 
 
"NIEKTÓRE ZMYŚLENIA SĄ O TYLE 
CENNIEJSZE OD FAKTÓW, ŻE SĄ PRAWDZIWE"    
 
 
 
 A teraz trochę podenerwujemy feministki, gdyż - jak stwierdził pewien internauta, a co mi się szczególnie spodobało:
 
 
"REALIZM FEMINISTEK JEST JAK TAMPON WYCIĄGNIĘTY PROSTO Z KORANU, ŚWIEŻO NADRUKOWANEGO PRZEZ NIEMIECKIEGO TŁUMACZA Z PRUS"
 
 
 

 
 

 
 
Trochę sportu: 😊
 
 

 
 
 
 
 
 
 
A NA SAM KONIEC MOJE NAJSERDECZNIEJSZE POZDROWIENIA DLA PANA MINISTRA ZDROWIA - ADAMA NIEDZIELSKIEGO:
 
 
 

 
 
 
DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ 😉
 
 

środa, 28 kwietnia 2021

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. XXII

NAJWAŻNIEJSZE I (NIEKIEDY)

NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI

GWAŁTÓW W HISTORII

 
 

 
 

145 r. p.n.e.

GWAŁT NA WESELU

Cz. VIII

 
 

 
 
 BÓG Z ODLEGŁEJ KRAINY
Cz. VIII
 
 
 
 Po zwycięstwie fenicko-cylicyjskiej floty Persów pod Knidos (sierpień 394 r. p.n.e.), Lacedemończycy realnie utracili dominację na Morzu Egejskim, a tamtejsze małoazjatyckie greckie polis, w zamian za potwierdzenie ich wewnętrznej autonomii, ponownie znalazły się w orbicie wpływów "Króla Królów". Z nastaniem nowego (393) roku, perski satrapa Frygii - Farnabazos, wraz z ateńskim admirałem (prawdziwym autorem zwycięstwa pod Knidos) Kononem, wyruszyli z kontrofensywą w kierunku wybrzeży Lakonii, zatrzymując się jedynie na Cykladach (gdzie zostało wyznaczone centrum perskiego dowodzenia). Pojawiali się tam z hasłami wolności wszystkich Hellenów oraz wypędzali z tamtejszych polis spartańskich harmostów (swoistych namiestników, jakimi Sparta "zasiała" wiele greckich wysp i miast po swym zwycięstwie w Wojnie Peloponeskiej w 404 r. p.n.e.). Wszędzie głosili "niezależność" miast i wolność praw każdej z polis. Na Paros i Kytherze (wyspy leżącej na południe od Lakonii) osadzili perski garnizon. Następnie Farnabazos - na okręcie obładowanym złotem - popłynął do Koryntu, aby tam kupić lojalność Greków dla Króla Królów - Artakserksesa II. Ateńczykom również przekazał spore sumy na odbudowę murów, zniszczonych przez Lacedemończyków w 404 r. p.n.e. Tymczasem wojska spartańskiego króla - Agesilaosa zbliżyły się do Istmu, pragnąc zmusić Korynt, do ostatecznego porzucenia anty-spartańskiej koalicji. Zwycięzca spod Koronei (sierpień 394 r. p.n.e.) intensywnie atakował długie mury, biegnące pomiędzy Koryntem, a jego portem Lenachion, pragnąc zmusić Koryntyjczyków do porzucenia dotychczasowej polityki. Wsparcie miał dodatkowo zapewnione w Sykionie, mieście leżącym na północny-zachód od Koryntu, który nieustannie konkurował z nim o wpływy w Argolidzie i o dominację morską nad Zatoką Koryncką. Poddani tej nieustannej presji (i w dużej mierze osamotnieni) władający Koryntem oligarchowie, postanowili częściowo zmienić swoją politykę i wycofać się z tego konfliktu. Oczywiście nie wszyscy tego pragnęli, doszło wówczas do poważnych sporów w tej kwestii, a część oligarchów zamierzała nawet doprowadzić do zamachu stanu, aby zakończyć tę wyniszczającą ich miasto wojnę. Zamach się jednak nie udał, a jego członkowie zostali wyłapani i straceni. Lecz sam fakt, że w ogóle coś takiego w ogóle miało miejsce, bardzo zaniepokoił przywódców koalicji anty-spartańskiej (Ateny, Teby, Lokryda, Argos), którzy postanowili przeciwdziałać takim aktom w przyszłości. Za sprawą Argos, stworzono silny ruch opozycyjny w Koryncie, który na wiosnę 392 r. p.n.e. dokonał zamachu stanu, obalając tamtejszy oligarchat i instalując w Koryncie demokrację. Jednocześnie polityka tego polis została całkowicie podporządkowana Argos (dokąd obywatele Koryntu mogli nawet wnosić skargi na decyzje podejmowane przez nowe władze). Ci z oligarchów, którzy uniknęli masakry, zbiegli zaś do Sykionu, a Argos (aby jeszcze mocniej utrwalić swoje panowanie) nadało wszystkim mieszkańcom Koryntu własne obywatelstwo. Jednocześnie tak samo postąpiły nowe władze Koryntu, które także nadały obywatelstwo swojego polis Argiwczykom (była to tzw.: "isopoliteia" - czyli wzajemne przekazanie obywatelstwa).
 
Pragnąc jednak zrzucić z siebie podejrzenia o kolaborację z Argiwczykami, postanowiły nowe władze Koryntu ogłosić amnestię, na mocy której zbiegli z miasta oligarchowie i ich sprzymierzeńcy, mogli tu ponownie wrócić i znów się osiedlić. Tak też się stało, był to jednak krok nierozważny, jako że pałający żądzą zemsty (za masakrę sprzed kilku miesięcy) oligarchowie dopomogli teraz Agesilaosowi w zdobyciu i zniszczeniu przez niego długich murów, wiodących do portu w Lechajonie, dzięki czemu miasto zostało realnie odcięte od morza (lipiec/sierpień 392 r. p.n.e.), a Agesilaos przystąpił teraz do oblężenia samego portu. Mimo tych "sukcesów", w samym Lacedemonie zaczęły podnosić się głosy, że może należałoby już zakończyć tę wyniszczającą wojnę, która nie przynosiła żadnych widocznych i długotrwałych zysków, tym bardziej, że wzajemny konflikt Greków pozwolił Persom ponownie opanować małoazjatyckie polis, oraz sporą część wysp na Morzu Egejskim, a dominacja Sparty zaczynała się kruszyć, jak ciasto składane bogini Demeter na święto Tesmoforiów. Ateny już oficjalnie rozpoczęły nie tylko odbudowę murów miejskich i Długich Murów wiodących do Pireusu, ale również odbudowę floty (392 r. p.n.e.), zniszczonej w bitwie pod Aigospotamoi w 405 r. p.n.e. i coraz częściej słychać było stamtąd głosy nawołujące do odtworzenia dawnej ateńskiej hegemonii i potęgi morskiej. Jedyne, co mogło wówczas realnie radować Spartiatów, to było uwięzienie w Sardes admirała Konona (autora perskich zwycięstw), który stawał się już zbyt popularny w świecie greckim i którego posągi wystawiały te polis, które jawnie zamierzały zademonstrować swoją niechęć do Sparty (zaczęła się wręcz swoista rywalizacja na posągi, gdyż miasta pro-spartańskie wznosiły u siebie pomniki Lizandra, a ich konkurenci pomniki Konona). Dlaczego Tiribazos (satrapa Lidii) zdecydował się uwięzić wodza, który tak zasłużył się w walkach po stronie Persów? Na tym zaważył bowiem ów projekt pokoju, z którym posłowie z Lacedemonu przybyli do Sardes. Dotarli tam również Tebańczycy, Argiwczycy i Ateńczycy, których przedstawicielem był właśnie Konon. Tiribazos stwierdził wówczas, że Wielki Król przyjmie tylko takie warunki pokoju, których podstawą byłoby wyrzeczenie się przez Greków wszelkich pretensji do miast w Azji Mniejszej. Spartanie odrzekli, że gotowi są przyjąć te warunki, jednak stawiają własne, żądając by tamtejsi Grecy mieli zapewnioną wewnętrzną suwerenność. Tiribazos przystał na to, ale wówczas głos zabrał Konon, który miał stwierdzić że Ateńczycy nigdy nie zaakceptują powrotu małoazjatyckich polis na stałe pod panowanie Persów. Wówczas to satrapa nakazał uwięzić Konona, zaś stojącemu na czele poselstwa lacedemońskiego - Antalkidasowi, przekazał znaczne środki na odbudowę spartańskiej floty, mającej być przeciwwagą dla wpływów Aten na Morzu Egejskim (Konon w jakiś czas potem zdołał zbiec z Sardes i przedostał się na Cypr, do tamtejszego władcy Euagorasa, gdzie też ostatecznie zmarł ok. 390 r. p.n.e.).
 
 

 
Do zawarcia układu pokojowego ostatecznie wówczas nie doszło, gdyż Ateńczyków poparli Tebańczycy, Koryntyjczycy i Argiwczycy (ci pierwsi obawiali się, że w ramach haseł "autonomii" Spartanie mogą doprowadzić do rozwiązania federacji beockiej - której Tebańczycy przewodzili, zaś ci drudzy także obawiali się o swoje unie). Aby kontynuować proces pokojowy, Lacedemończycy zaprosili delegatów z Aten, Teb, Koryntu i Argos do Sparty, gdzie w zimie 392/391 r. p.n.e. miał się odbyć kongres pokojowy. Ponieważ Ateńczykom najbardziej zależało na utrzymaniu swej władzy na Lemnos, Skyros i Imbros i dlatego głośno protestowali przeciwko jakiejkolwiek "autonomii" miast Hellady, oficjalnie walcząc o greckie polis w Azji Mniejszej, przeto Lacedemończycy wyszli z propozycją, iż te trzy wymienione wyżej wyspy nie będą objęte zasadą autonomii i pozostaną pod ateńskim panowaniem. Tebańczykom zagwarantowano zaś nienaruszalność federacji beockiej (jednak pod warunkiem odłączenia się od niej miasta Orchomenos - leżącego na północy Beocji za rzeką Kefizos, które przeszło na stronę Spartan już w 395 r. p.n.e.). Jedynie Korynt i Argos miały powrócić do sytuacji politycznej, sprzed  zamachu stanu (z wiosny 392 r. p.n.e.), a wzajemne obywatelstwo miało być zniesione. Spartanie uważali bowiem cały Peloponez za swoją bezpośrednią strefę wpływów i nie zamierzali tolerować tam żadnych związków, które - choćby pośrednio - mogły być wymierzone w ich dominację. Co się zaś tyczy Greków z Azji Mniejszej, to ogólnie postanowiono, że powrócą oni pod perskie panowanie, lecz zachowają (bliżej nieokreśloną) "autonomię". Przekonano do tego również i ateńskiego posła - Andokidesa, który po powrocie do Aten przekonywał na Zgromadzeniu Ludowym swoich współobywateli do przyjęcia tego planu pokojowego, twierdząc, że Ateny są za słabe, aby mogły myśleć o samodzielnej i skutecznej rywalizacji ze Spartą, dlatego też potrzebują sojuszu z Persją, by dzięki niej odbudować swą flotę i spróbować ponownie zawalczyć o dominację w Helladzie. Jednak do Ateńczyków ta mowa nie dotarła i uznali oni Andokidesa winnym porzucenia sprawy Greków małoazjatyckich i skazano go na wygnanie. Ponieważ pokój odrzucili nie tylko Ateńczycy, ale i Koryntyjczycy oraz Ariwczycy (nie ma informacji co na ten temat wówczas postanowiono w Tebach), przeto pokój znów nie został zawarty, a obie strony wiosną 391 r. p.n.e. wznowiły działania wojenne (szczególnie, że Tiribazos utracił królewskie względy i gdy z początkiem roku przybył na dwór Artakserksesa do Sardes, już stamtąd nie wyjechał, a jego miejsce zajął wrogi Sparcie - satrapa Autofradates, zaś satrapą Jonii został mianowany - Strusas).
 
Agesilaos zdobył Lechajon (jesień 391 r. p.n.e.), gdzie zainstalował spartański garnizon. Wokół niego zebrała się spora grupka korynckich wygnańców, którzy radzili mu jak zdobyć samo miasto. Tymczasem do Azji został wysłany spartański wódz - Tibron, który dotarł do Efezu i stamtąd pustoszył okoliczne ziemie. Będąc pewnym siebie i traktując tę kampanię jako swoistą wyprawę karną, nie zadbał nawet o odpowiednie ubezpieczenie swego obozu i gdy w rejonie Achillejon oddawał się ćwiczeniom w rzucie dyskiem, dopadł go tam Strusas i zabił na miejscu, a jego wojsko przepędził do Efezu (następca Tibrona - Difrydas też niewiele tam zdziałał). W roku 390 p.n.e. zagrożony Korynt wezwał na pomoc - stojących w pobliskim Peiraion - najemnych ateńskich peltastów (lekkozbrojnych żołnierzy, głównie pochodzących z Tracji, wyposażonych w dwa oszczepy, miecz i lekką tarczę z drewna lub wikliny w kształcie półksiężyca) będących pod wodzą Ifikratesa. A w tym właśnie czasie przypadało święto Hyakinthiów w Sparcie, na które tradycyjnie udawali się mieszkańcy miasta Amyklaj. Miasto to leży na Peloponezie w Lakonii, ale obywatele Amyklaj mieli prawo uczestniczyć w święcie, nawet jeśli przebywali za granicą, dlatego też Agesilaos oddelegował z własnych sił 600 hoplitów, którzy mieli ochraniać zdążających do Sparty Amyklaidów. I właśnie wówczas postanowił uderzyć Ifikrates ze swoimi peltastami, który dopadł Lacedemończyków w okolicach Sykionu i... doszczętnie ich rozbił. Według Ksenofonta zginęło wówczas około 250 Spartiatów (pozostali zawrócili z Amyklaidami do portu Lechajon), ale to wystarczyło, aby wywołać ogromne przygnębienie w samej Sparcie, w której ciągle zmniejszająca się liczba pełnoprawnych obywateli (Spartiatów) była bardzo poważnym problemem. Ksenofont pisał więc: "Ponieważ do takiego nieszczęścia nie przywykli jeszcze Lacedemończycy, wielka żałoba panowała w całym wojsku lakońskim". Agesilaos wysłał kolejny oddział, któremu polecił maszerować nocą, a za dnia odpoczywać, aby uniknąć szyderstw za strony mieszkańców Mantinei i innych mijanych arkadyjskich miast. Sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli i ateńskie siły dowodzone przez Kalliasa (przy wsparciu Ifikratesa) opanowały spartańskie garnizony w Ojnoe, Sidus i Krommion (390 r. p.n.e.). Cała kampania istmijska wydawała się być przegraną, choć w rękach Agesilaosa pozostał port Lechajon, oraz wsparcie, jakie udzielił mu Sykion.
 
 
 
 
Inną sprawą był konflikt, jaki w tymże roku wybuchł na Cyprze. Otóż tamtejszy władca - Euagoras, już od dawna uważał się na niezależnego od władzy Króla Królów i zaczął nawet bić własne złote monety z sylabicznym zapisem starocypryjskim: "Król Euagoro" i głową Heraklesa na awersie, oraz kozłem (odnoszącym się do imienia króla) na rewersie. Rezydując w swej stolicy - Salaminie cypryjskiej, zdołał podporządkować swej władzy prawie całą wyspę, jedynie trzy miasta - Amatus (południe), Soloi (północny-zachód) i Kition (południowy-wschód) zdołały zachować niezależność. Teraz właśnie te trzy miasta, zwróciły się z prośbą do Króla Królów o wsparcie i ochronę. Wokół wyspy operowała nieliczna flota Sparty, ale to Ateńczycy odpowiedzieli na apel trzech polis i skierowali tam swoją nowo zbudowaną flotę (zatrzymali ją jednak Spartanie i zmusili do odwrotu). Doszło wtedy do swoistego "chocholego tańca", gdyż ci (Spartanie), którym zależało na wsparciu Euagorasa i wyrwaniu go spod dominacji Persów, nie pomagali Cypryjczykom, natomiast ci (Ateńczycy), którzy mieli układ z satrapą Lidii Autofradatesem - który to otrzymał rozkaz od króla Artakserksesa stłumienia buntu cypryjskiego - wysłali Euagorasowi swoją pomoc (zablokowaną ostatecznie przez Spartan). Tak więc Autofradates otrzymał rozkaz zdławienia buntu, a pomagać miał mu w tym satrapa Karii - Hekatomnos. Nic jednak nie trzymało się tu kupy, gdyż Autofradates był zajęty walką ze spartańskim wodzem Difrydatesem, operującym w rejonie Efezu, Hekatomnos wspierał bunt Euagorasa (wysyłając mu nawet pieniądze na jego kontynuowanie), Spartanie udawali że nic się nie dzieje i zajęci byli utrzymaniem dominacji na Peloponezie, oraz resztek swej hegemonii w Helladzie, Ateńczycy zaś wysłali swą flotę w północne rejony Morza Egejskiego, gdzie zajęli Bizantion (Bizancjum), a także rozpoczęli zbieranie "dobrowolnych datków" na potrzeby wojenne od tamtejszych polis (kto nie chciał płacić, tego miasto puszczano z dymem). Następnie Trazybulos (ów sławny odnowiciel demokracji ateńskiej, który w 403 r. p.n.e. wypędził z Aten tyranów Kritiasza - będących na usługach Sparty, a w 401 r. p.n.e. zgotował tym, którzy uciekli z miasta, krwawą łaźnię w zdobytym Eleusis) wyruszył teraz na południe, gdzie równie ochoczo ściągał daniny z tamtejszych miast. Ostatecznie zarzucił kotwicę u ujścia Eurymedonu.
 
Rok 389 p.n.e. rozpoczął się najazdem (przez Zatokę Koryncką) Agesilaosa na Akarnanię (aby zmusić ją, do zawarcia sojuszu ze Spartą). Wysłano również flotę na Hellespont, w delu zablokowania dostaw zboża znad Morza Czarnego, przez Bizantion do Aten, ale Ateńczycy również posłali tam swoją flotę pod dowództwem sławnego Ifikratesa (który rozbił spartańską morę pod Sykionem), a ten zwyciężył i zabił lacedemońskiego wodza - Anaksibiosa. Niewiele lepiej radził sobie Difrydates w Azji Mniejszej, choć udało mu się porwać córkę i zięcia satrapy Strusasa i zażądał za nich okupu (taka to była już wówczas wojna na tych terenach, która głównie sprowadzała się do pustoszenia wiosek, nakładania danin i porywania ludzi dla okupu). Ateńczycy wysłali ekspedycję na wyspę Eginę (leżącą nieopodal Attyki), aby ukrucić działalność tamtejszego spartańskiego harmosty - Eteonikosa, namawiającego Eginetów do pirackich rajdów na Attykę. Co prawda spartańska flota pod wodzą Teleutiasa odpędziła flotę ateńską, ale większa część ateńskich hoplitów pozostała na wyspie (zabrała ich dopiero kolejna wyprawa, mająca już tylko wymiar ratunkowy). W 388 r. p.n.e. młody król Sparty - Agesipolis I najechał Argolidę, pragnąc zmusić Argos do porzucenia związku z Koryntem. Argiwczycy wystąpili z propozycją pokoju, ale Agesipolis odrzucił ich warunki i dalej łupił Argolidę. Jednak gdy doszło do trzęsienia ziemi na tych terenach i znaki wróżebne zaczęły świadczyć na niekorzyść Spartan, dopiero wówczas młody król zarządził odwrót. Co prawda tą akcją niczego nie zyskano, ale przynajmniej dano świadectwo, że nawet ponosząc klęski, Sparta wciąż jest na tyle potężna, aby nadal dominować na Peloponezie. A tymczasem stacjonujący na południu Azji Mniejszej Trazybulos, zmuszając tamtejsze miasta do opłacania się na wojnę z Persami, jednocześnie zachowywał się niesprawiedliwie i okrutnie. Zmusił na przykład mieszkańców Aspendos do zapłacenia "dobrowolnej opłaty" na cele wojenne, a potem zezwolił swoim żołnierzom dokonać gwałtów i rabunków w tym mieście. Pałający żądzą zemsty Aspendejczycy, napadli nocą na jego obóz i pozbawili go życia (388 r. p.n.e.). Tak oto zginął sławny ateński dowódca, co odnowił demokrację w swoim polis, która z czasem (począwszy od lat 70-tych IV wieku p.n.e.) została otoczona swoistym kultem, niczym odrębna religia (modlono się np. do posągu bogini "Demokrati" ustawionego na Zgromadzeniu Ludowym) a ustrój polityczny Aten w IV wieku p.n.e. znacznie różnił się od tego, który wprowadził tam Perykles w wieku V p.n.e., (ale to jest już opowieść na zupełnie inny temat).
 
 

 
Wojna utknęła więc w martwym punkcie i żadna ze stron nie była w stanie zakończyć jej sukcesem w ciągu najbliższych miesięcy, a konflikt ten znów zapowiadał się na długie lata. Jednak Grecy, po krwawych doświadczeniach Wojny Peloponeskiej, nie chcieli już drugiego konfliktu na taką skalę, tym bardziej, że powodowało to wzrost potęgi perskiej. Zakończyć tę wojnę pragnął również Artakserkses i to z dwóch powodów. Po pierwsze chciał mieć wolną rękę do ostatecznej rozprawy z Cyprem Euagorasa, a po drugie... chciał mieć wolną rękę do ostatecznej rozprawy z Egiptem faraona Achorisa. Dlatego też polecił satrapie Lidii - Tiribazosowi (który w tymże 387 r. p.n.e. zastąpił Autofradatesa i Strusasa, wracając na swoją starą satrapię), przyjąć posłów, wysłanych przez zainteresowane pokojem greckie polis. Ten krok był również spowodowany zmianą orientacji królewskiej polityki, z pro-ateńskiej, na (po raz kolejny) pro-spartańską, zaś Autofradates i Strusas byli zdeklarowanymi wrogami Lacedemonu. Z ramienia Sparty do Sardes udał się lacedemoński nauarcha (dowódca floty) Antalkidas, natomiast Ateny posłały tam dwóch posłów - Epikratesa i Formisiosa (którzy ponoć zupełnie sobie nie radzili, a nawet dopuścili się zniewagi samego monarchy - gdyż osobiście przybył on do Sardes - porywając z jego haremu dwie kobiety). Ostatecznie zostali zmuszeni do podpisania układu pokojowego (wypracowanego głównie pomiędzy Antalkidasem a Tiribazosem), który brzmiał następująco: "Król Artakserkses uważa za sprawiedliwe, by polis w Azji należały do niego, a z wysp Klazomenaj i Cypr, pozostałe helleńskie polis, i małe, i wielkie, mają pozostać autonomiczne, oprócz Lemnos, Imbros, Skyros, gdyż te, tak jak za dawnych lat, powinny należeć do Ateńczyków. Jeśli któraś z dwóch stron zawierających pokój tych warunków nie przyjmie, to ja z pomocą tych, którzy owe warunki chcą przyjąć, będę z nią wojował i na lądzie, i na morzu, i okrętami, i pieniędzmi". Był to pokój haniebny, narzucony przez Persów i w zasadzie podważający wszystko to, co dotąd udało się Grekom odzyskać, począwszy od 490 r. p.n.e. i pierwszej perskiej wyprawy na Helladę, pod wodzą Datysa i Artafernesa. Sto lat później powracali Grecy (z małymi wyjątkami) właściwie do punktu wyjścia, a monarchia perska miała znów pełne prawo celebrować swój wielki sukces. Ateńczycy, którzy początkowo opierali się podpisaniu takiego pokoju, zostali do tego zmuszeni, gdy flota Sparty (wystawiona za perskie pieniądze) zniszczyła (387 r. p.n.e.) ateńskie okręty, stacjonujące w Hellesponcie (flota Ifikratesa).
 
 

 
Z początkiem 386 r. p.n.e. zawezwano do Sardes przedstawicieli innych greckich polis i odczytawszy im tekst układu pokojowego, zmuszono ich do jego podpisania. Pokój ten został nazwany przez starożytnych "Pokojem Królewskim", a współcześnie nazywany jest "Pokojem Antalkidasa" - od imienia spartańskiego posła, który był współautorem tej greckiej hańby. W jego wyniku bowiem, Persowie ponownie opanowywali ziemie (bogate i ludne miasta) Azji Mniejszej, które dotąd były niezależne (od czasów wielkiej panhelleńskiej wyprawy z lat 479/478 p.n.e.). Pokój dawał także Persom prawo mediacji w konfliktach toczących się w samej Grecji, czyli tym samym zyskiwali możliwość mieszania się do wewnętrznych spraw Hellady i Hellanów (co dotąd było nie do pomyślenia). Nic dziwnego, że król Artakserkses II, mógł z dumą stwierdzić, że tym oto pokojem wygrał to, co zbrojnie utracili jego przodkowie - Dariusz i Kserkses. Nic dziwnego więc, że zaraz też rozpoczął atak na Cypr (386 r. p.n.e.), gdzie armia perska (pod wodzą Orontesa i Tiribazosa) po pięciu latach walk, ostatecznie pokonała władcę wyspy - Euagorasa i choć pozwolono mu zachować władzę, to jednak musiał od tej pory ponownie uznać zwierzchnictwo Króla Królów i porzucić wszelkie myśli o niezależności. W tym samym czasie (ok. 385 r. p.n.e.) Persowie zdobyli wspierający Euagorasa i także zbuntowany przeciw władzy Króla Królów - Tyr. Teraz pozostała do rozwiązania jeszcze jedna, za to niezwykle istotna kwestia - niezależny Egipt, który od dawna już był solą w oku Artakserksesa i właśnie (po ostatecznym rozwiązaniu konfliktu z Grekami) postanowił on rozprawić się z królestwem piramid faraona Achorisa, dokąd to teraz się przeniesiemy.
 
 
 
 
 
 
CDN.
 

wtorek, 27 kwietnia 2021

DZIENNIKI ZBRODNIARZA - Cz. XIII

CZYLI OPIS I KOMENTARZ

DO DZIENNIKÓW JOSEPHA GOEBBELSA

 
 

1926

 

DZIENNIKI DLA JOSEPHA GOEBBELSA

od 8 LISTOPADA 1926 r.

do 21 LIPCA 1928 r.

Cz. V

 
 

 
 
"WIARA GÓRY PRZENOSI"
 
 
 
11 LISTOPADA 1926 r.
 
 
 Wraz ze starym dziennikiem zaczynałem właściwą walkę w okręgu Ruhry i w tym miejscu go zakończę. Z tym dziennikiem rozpoczynam walkę w Berlinie – jaki będzie koniec??? (9 listopada Hitler mianował Goebbelsa gaulaiterem Berlina. Nie było to łatwe zadanie, gdyż tamtejsza komórka NSDAP była nieliczna i w dużej mierze zinfiltrowana przez policję, zaś komuniści i socjaliści mieli tutaj swoje silne organizacje)
 
We wtorek rano Karl, Viktor i Fritz Hastedt (funkcjonariusze NSDAP w Elberfeldzie) odprowadzili mnie na dworzec. Pies Benno siedział na peronie i wył. 
 
W Berlinie zaraz na kwaterę. Dobrze trafiłem. Mieszkam u poczciwego Steigera. W samym środku tego ogromnego miasta, na Potsdamerstraße, a jednak cicho jak w kościele. Dobrze jest tu być. Mój szef biura nazywa się Gutsmiedl (Franz Gutsmiedl). Bawar. Dobroduszny, dzielny, niespecjalnie mądry, ale jako przedstawiciel organu wykonawczego znakomicie nadający się do wykorzystania. (...) 
 
Wczoraj u Bechsteinów na obiedzie. Był tam szef i odnosił się do mnie bardzo miło. Po jedzeniu byliśmy ze sobą parę godzin, opowiadał o 9 listopada 1923 roku i ja poznałem cały wielki tragizm tego człowieka. To jest twórczy umysł, o ambicjach na historyczną miarę. Taksówką przez Berlin. Jeszcze go zobaczę, zanim odjedzie. Po południu i wieczorem konferencja za konferencją. To jest Berlin. Miasto inteligencji i asfaltu. Już go mam powyżej uszu ze wszystkimi jego kłótniami. Wczoraj wieczorem opracowanie decydującego przemówienia na dzisiejsze zgromadzenie generalne. 
 
Dzisiaj od wczesnego rana znowu pilna praca. W południe na obiedzie z Gregorem Straßerem. Musieliśmy sobie wiele powiedzieć i wierzę, że tu w Berlinie zbliżymy się do siebie. Dzisiaj po południu znowu narada za naradą. Następnie wieczorem rozstrzygające zgromadzenie generalne w Spandau. Od tego wszystko zależy. Jak wygram na nim, to wygram w Berlinie. Jestem całkowicie gotów, w prawdziwie bojowym nastroju. A więc do dzieła! 
 
 
 
12 LISTOPADA 1926 r.
 
 
 Bitwa skończona, zwyciężyłem na całej linii. Hauenstein, ten szpiclowaty kontrkandydat, wczoraj wieczorem chciał terroryzować i wysadzać w powietrze, a dziś jego ludzie musieli opuścić salę, wyszło 50 osób. Pozbyłem się wiecznych pieniaczy i krytykantów. Teraz można zabrać się do pracy. Jestem pełen nadziei i pewny zwycięstwa. (...) Jutro sobota! Tęsknię za jakąś dobrą kobietą!
 
 
 
15 LISTOPADA 1926 r.
 
 
 (...) Wczoraj po południu szef i Maurice (Emil Maurice - członek NSDAP, kierowca Hitlera, jeden z pierwszych członków SS - z numerem 2. Wraz z Hitlerem siedział w twierdzy Landsberg w 1924 r. Podejrzewany o żydowskie pochodzenie, został w 1934 r. usunięty z partii) tu z wizytą. Do tego Daluege (Kurt Daluege - członek NSDAP, w latach 1926-1928 dowódca SA, od 1930 w SS, w latach 1942-1943 zastępca protektora Czech i Moraw, po wojnie skazany na karę śmierci i powieszony w Czechosłowacji). Schweitzer i dr Straßer. Razem aż do późnego wieczora. Szef był bardzo miły. Wszyscy zachwyceni. Jest taki ujmujący wobec mnie. Kiedy on mówi, wszyscy milczą. Umie przedstawić każdą sprawę we właściwym świetle. (...)
 
 
 
28 LISTOPADA 1926 r.
 
 
 (...) Wtorek rano. Z szefem omówienie spraw organizacyjnych i programowych. Po obiedzie samochodem do Kettwig. Tam w małej knajpie konferencja na temat SA. Wieczorem Hitler wyjeżdża. Ja z Terbovenem (Josef Terboven - od 1928 gauleiter NSDAP w Essen od 1940 r. namiestnik Rzeszy w Norwegii. Popełnił samobójstwo po kapitulacji Niemiec), Karlem Kaufmannem i Wagnerem (Josef Wagner - od 1928 r. gauleiter Westfalii, w 1934 r. gauleiter Śląska. Usunięty z NSDAP na przełomie 1941/1942 r. po odmowie wyrzeczenia się chrześcijaństwa i wystąpienia z Kościoła. Stracony po zamachu na Hitlera z 20 lipca 1944 r.) do knajpy. Do cna przesiąknięty nienawiścią i rewolucją. Aż do późnej nocy razem z Kaufmannem w jego pokoju. Opowiada mi o łajdactwach Elbrechtera. Elbrechter jest przestępcą seksualnym. Wewnętrznie triumfuję. Tak go postrzegałem od zawsze. (...)
 
 
 
 13 GRUDNIA 1926 r.
 
 
 Wczoraj kongres okręgu. Ruch maszeruje. Było dwa razy więcej przedstawicieli niż ostatnim razem. Bardzo się ucieszyłem. Moje przemówienie przetoczyło się niczym lawina. Rzadko kiedy mówiłem tak dobrze. 
 
Natomiast sobota była szara, szara. Cały dzień pracowałem aż do późnej nocy. Praca to ostatnia pociecha. 
 
List od Else: pełen rezygnacji i smutku. I jednak słowa podzięki. Odpowiedziałem jej. Spytałem czy mógłbym ją zobaczyć na godzinę podczas Świąt Bożego Narodzenia. Ona jest taka biedna i opuszczona, że muszę ją jeszcze niejako lubić z litości. Jak twarde i potworne jest życie! 
 
 
 
 17 GRUDNIA 1926 r.
 
 
 (...) Sądzę, że wynalazłem nowy sposób przemawiania. Dokonuję coraz większej dematerializacji, zmierzając prosto w stronę stypologizowanej światopoglądowości. Mój sposób myślenia, przemawiania i pisania staje się coraz bardziej plastycznotypowy. Już nie widzę poszczególnych rzeczy, lecz jedynie to, co typowe. 
 
 
 
31 GRUDNIA 1926 r.
 
 
 Stary rok skłania się ku końcowi. Rozpoczyna się nowy! Wierzę i mam nadzieję! Stary przyniósł wiele bólu, trosk i kłopotów, ale mówmy szczerze, także wiele radości, postępu i spełnienia. Nowy chcę rozpocząć, wierząc w mój naród. (...) Poznałem nowych przyjaciół: przede wszystkim Schweitzera, Steigera i Daluegego. Jeden człowiek stał się dla mnie wodzem i drogowskazem: Adolf Hitler. Wierzę w niego tak, jak wierzę w przyszłość. (...)
 
 
 

 
 
CDN.
 

niedziela, 25 kwietnia 2021

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XXIV

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II

 
 

 
 

SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XIII

 
 
 

 
 

 MATKA

SERAJ POD RZĄDAMI AYSE HAFSY

(1520 - 1534)

Cz. XII

 
 
 
 KAMPANIA "DWÓCH IRAKÓW"
Cz. II
 
 
 Założony w 1301 r. Zakon derwiszów kyzyłbaszów (nazwa pochodzi od czerwonego nakrycia głowy, jaki nosili owi "wojownicy wiary") Safi ad-Dina, rozrósł się do tego stopnia, że już jego wnuk - Chadże Ali (trzeci szejk zakonu) ok. 1402 r. stał się najpotężniejszym władcą północno-zachodniej Persji, zaś tereny Ardebilu ("świętego miasta" w którym zakon miał swą siedzibę) realnie były wyjęte spod jakiejkolwiek innej zależności politycznej. Członków tego zgromadzenia obowiązywała fanatyczna lojalność wobec swego mistrza (łącznie z gotowością oddania za niego życia), a także obowiązek postu, modlitwy i milczenia. "Wojownikami wiary" zwano ich nie dlatego, że posługiwali się bronią, tylko dlatego że byli biegli w interpretacji Koranu oraz hadisów, przeto uważano ich za ludzi szczególnie bliskich Bogu (w tradycji muzułmańskiej nie istnieje pojęcie świętości, w takim rozumieniu, w jakim pojmują je chrześcijanie). Zakon posiadał ogromne włości i wpływy z danin oraz darów okolicznych władców, którzy chcieli sobie zaskarbić przyjaźń owych derwiszów, jednak majątkiem tym zarządzał i o nim decydował mistrz Zakonu (szejk), który swą władzę i pozycję przekazywał swemu synowi, tak, aby wszystko pozostało w gronie jednego rodu. Oczywiście najważniejszym (a przynajmniej jednym z najbardziej istotnych) obowiązków Zakonu, była działalność charytatywna, czyli dokarmianie i dbanie o najuboższych (ta zasada nie została zmieniona nawet po zdobyciu władzy politycznej przez Safawidów nad całym Iranem), a na ten cel szły często olbrzymie środki gromadzone przez Zakon, w którym to z początkiem XV wieku, nastąpiła kluczowa zmiana i z pierwotnie sunnickiego, stał się Zakon derwiszów-kyzyłbaszów ściśle szyickim, całkowicie już odrzucając sunnę. Zmiana ta dokonała się właśnie za szejka Chadże Alego, który umierając w 1427 r., pozostawił tytuł oraz władzę nad zgromadzeniem, swemu synowi - Ibrahimowi. Ten władał przez lat dwadzieścia i w 1447 r. tytuł mistrza przekazał na łożu śmierci swemu synowi - Dżonejdowi (Junaid), który to zamienił Zakon z instytucji ściśle religijno-teozoficznej, w ruch polityczno-militarny, a derwisze przywdziali do swych pasów miecze i odtąd gotowi byli siłą wymuszać uznanie oraz posłuszeństwo dla Zakonu i swych mistrzów. Zamienił on swą medresę w prawdziwe koszary, ze składami broni, niewolnikami i rodzinami wiernych, wręcz sfanatyzowanych zwolenników, którzy żyli tam ze swoimi żonami i dziećmi. Taka władza i potęga, nie mogła podobać się tym z władców, którzy (przynajmniej oficjalnie) pretendowali do roli opiekunów i panów irańskich ziem, dlatego też konfrontacja stawała się nieunikniona. 
 
Podporządkować sobie Zakon szczególnie zapragnął zięć i następca szacha Szahrocha (członka rodu Timurydów, panującego w latach 1405-1447) Dżahanszah. A ponieważ Dżonejd był jeszcze niepełnoletni, przeto wymusił na jego stryju - Dżafarze (strasząc interwencją zbrojną) by ten zmusił Dżonejda do opuszczenia Ardebilu. Tak też się stało już w 1448 r., a wygnany młody szejk, udał się (z gronem swych najbardziej oddanych zwolenników) do Adrianopola, czyli do sułtana tureckiego, który (jak i jego przodkowie) łożył znaczne sumy na utrzymanie Zakonu w Ardebilu (swoją drogą różnice religijne musiały być wówczas mniej istotne, niż miało to miejsce potem, gdyż Dżahanszah był przecież fanatycznym szyitą, podobnie jak - przynajmniej oficjalnie - ówczesny Zakon derwiszów, natomiast największa liczba zwolenników Zakonu znajdowała się właśnie w Anatolii i na ziemiach rządzonych przez sunnickich Osmanów). Wygnany szejk złożył sułtanowi Muradowi II dary, w postaci Koranu, dywanika do modlitw i tasbiha (islamskiego różańca), jednocześnie poprosił go, by ten pozwolił mu odtworzyć Zakon na ziemiach osmańskich. Sułtan jednak odmówił (zapewne obawiał się szybko wzrastającej siły takich zakonów, które potem opanowywały znaczne tereny i w praktyce stawały się niezależnymi podmiotami politycznymi. Tak też było w krajach chrześcijańskich, gdzie zakony rycerskie - szukające początkowo ziemi pod osiedlenie - bardzo szybko zaczęły stanowić poważne zagrożenie dla lokalnych władców. Tak było chociażby z Zakonem Templariuszy, który doszedł do takiej potęgi, iż stał się zagrożeniem dla pozycji królów Francji, dlatego też Filip IV w październiku 1307 r. oskarżył ich o herezję, stosunki homoseksualne i oddawanie cześć diabłu, a w marcu 1314 r. kazał spalić na stosie mistrza Zakonu - Jacques'a de Molay, który miał go wówczas przekląć, życząc jemu i papieżowi Klemensowi V szybkiej i bolesnej śmierci. Rzeczywiście, obaj zmarli jeszcze tego samego roku, pierwszy już w kwietniu, zaś król Filip w listopadzie. Również Zakon Krzyżacki sprawiał bardzo wiele problemów i z początkowego zgromadzenia rycerskiego, mającego ochraniać pielgrzymów udających się do Grobu Świętego w Jerozolimie, stał się szukającym schronienia zakonem-włóczęgą, który najpierw poszukiwał możliwości osadniczych na ziemiach Wenecji, potem w południowo-wschodniej części Węgier, czyli w Transylwanii. Ostatecznie zaś, w 1226 r. ściągnął ich na ziemie polskie książę mazowiecki Konrad I i ofiarował tereny wokół Chełmna, jako tymczasowe władztwo, w celu dokonania przez nich podboju pogańskich Prus, skąd też często szły napady na Kujawy, Mazowsze i Pomorze. Ostatecznie pierwsi trzej rycerze Zakonu Krzyżackiego przybyli do Ziemi Chełmińskiej w 1228 r., potem ściągnęli tam swoich ziomków i przez kolejne dziesięciolecia toczyli walki z Prusami, a następnie z Litwinami. Gdy już podbili całą krainę, stali się wówczas poważnym zagrożeniem dla jednoczącego się państwa polskiego. Ostatecznie zostali utemperowani w bitwie pod Grunwaldem, w lipcu 1410 r. przez Władysława II Jagiełłę, zaś sto piętnaście lat później stali się lennikami Korony Polskiej, składając hołd lenny jego wnukowi - Zygmuntowi I Jagiellończykowi).
 
 

 
Murad II ofiarował Dżonejdowi jedynie 200 dukatów, a towarzyszącym mu derwiszom kazał wypłacić po 1000 aqcze. Ok. 1450 r. szejk Zakonu udał się na południe do Konji, stolicy niewielkiego sułtanatu Karamanu, jednak i tam długo nie zabawił, gdyż popadł w konflikt z lokalnym przywódcą zboru, sunnickim szejkiem - Abd al-Latifem, który - po wysłuchaniu Dżonejda - miał stwierdzić że właściwie to jest on... ateistą i nie wyznaje żadnego odłamu wiary muzułmańskiej, przestrzegał też, przed przyłączaniem się do niego, mówiąc, że kto tam wejdzie, sam stanie się ateistą. Oskarżenie o ateizm było najgorszym i najpoważniejszym z możliwych, a oznaczało natychmiastowy wyrok śmierci, dlatego też Dżonejd musiał czym prędzej stamtąd uciekać. Dotarł w góry Cylicji, do tamtejszych Turkmenów, ale wkrótce i stamtąd musiał uchodzić, gdyż Latif rozpuszczał wszędzie wieści o jego ateizmie, co powodowało, że nie tylko żaden z lokalnych szejków nie chciał go przyjąć do siebie, ale wręcz zamierzali go uwięzić i ukarać śmiercią. Dżonejd uciekł więc do Syrii rządzonej przez Mameluków. Tamtejszy gubernator Aleppo pozwolił mu wynająć zamek, stojący nad zatoką Iskenderun, na wzgórzach Arsus - który nosił nazwę (pamiętającą jeszcze czasy wypraw krzyżowych i panowania chrześcijan) "zamku niewiernych". Dżonejd szybko go wyremontował i uczynił nowym centrum Zakonu, który bardzo szybko zaczął zdobywać nowych członków (szczególnie po dołączeniu uczniów szejka Badr ad-Dina, którego to Zakon został rozwiązany przez sułtana Murada II, jako zagrożenie dla jego władzy). Jednak i tam nie znaleziono spokoju, a sułtan Egiptu - Dżaqmaq (Jaqmaq), otrzymawszy szereg skarg na działalność Zakonu derwiszów (w tym również od szejka Latifa), także postanowił go rozwiązać. Tym razem jednak Dżonejd nie chciał już dłużej uciekać i postanowił walczyć. Ze swoich zwolenników utworzył armię, gotową do największych poświęceń - jedynym minusem była tylko ich liczebność, ale spodziewano się, że w walkach z siłami gubernatora Aleppo, oddziały Zakonu - broniąc się w dobrze umocnionym zamku - zyskają jednak przewagę. Gdy doszło do walki (1452 r.), mimo odwagi i poświęcenia członków Zakonu, nie udało się utrzymać zamku i szejk Dżonejd znów musiał uciekać (w bitwie tej poległo 70 jego oddanych zwolenników). Dotarł nad Morze Czarne do miasta Dżaniq (nieopodal Cesarstwa Trapezuntu) i tam ogłosił dżihad przeciw tamtejszemu, chrześcijańskiemu władztwu Komnenów. Był to krok bardzo rozsądny i udany, gdyż pozwolił zatrzeć pamięć o jego "ateizmie" a do tego zgromadzić pod jego dowództwem tysiące ochotników i wojowników sprawy dżihadu. Jednak zdobycie potężnie umocnionej twierdzy, jaką był Trapezunt (ostatnie chrześcijańskie państwo w Anatolii) nie należało do zadań łatwych, a toczone tam walki obfitowały w szereg zmiennych okoliczności (1456 r.). Ostatecznie, na polecenie sułtana Mehmeda II, Dżonejda wspomógł gubernator Amasyi - Chezerbejg-pasza, przed którym to cesarz Trapezuntu - Jan IV, złożył propozycję wypłaty daniny, w wysokości 2000 sztuk złota rocznie, w zamian za odstąpienie od oblężenia. Sułtan zgodził się na ten układ, tylko podwyższył daninę do 3000 sztuk złota. Tym sposobem szejk Dżonejd ponownie został pozostawiony samemu sobie.
 
Osamotniony, tułający się już od ośmiu lat i wszędzie przepędzany z miejsca na miejsce, nagle otrzymał dość nieoczekiwaną propozycję sojuszu, która wyszła (jeszcze w tym samym 1456 r.) od przywódcy turkmeńskiego plemienia Aq Qojonlu - Uzun Hasana. Była to jednak propozycja dość niekomfortowa dla Dżonejda, jako że Uzun Hasan miał chrześcijańską żonę i był uważany (przez Rzym oraz Wenecję) za potencjalnego partnera na Wschodzie, w walce z Osmanami. Przyjęcie tej propozycji mogło ponownie skierować na głowę szejka Zakonu podejrzenia nie tylko o ateizm, ale wręcz o próbę przejścia na chrześcijaństwo (co również w islamie karane jest śmiercią). Ale jak to się mówi - tonący brzytwy się chwyta - i tak też było w kwestii Dżonejda oraz jego tułającego się Zakonu derwiszów, tym bardziej, że propozycja wsparcia wyszła nie od niego samego, tylko była wynikiem zaproszenia, wysłanego przez władcę Dijar Bakru, który ofiarowywał Zakonowi bardzo dobre warunki pod osiedlenie i rozwój. Czy można było odrzucić taką propozycję, nie mając w zanadrzu żadnych innych możliwości wyboru? Oczywiście że nie i tak właśnie postąpił Dżonejd, co okazało się właściwym krokiem (jak to się mówi - "Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być lepiej"), gdyż władca Dijar Bakru przyjął go niezwykle gościnnie, pozwolił żyć na swoim dworze i wyznaczył członkom Zakonu miejsca osiedleńcze, oraz przyznał im posady i funkcje. Jeszcze nigdzie wcześniej, u żadnego muzułmańskiego sułtana czy szejka, nie doświadczył Dżonejd tyle łask i tyle okazanego dobra. Miał bowiem wolną rękę w sprawach swego Zakonu, zaś Uzun Hasan nie wtrącał mu się tam (choć to on go utrzymywał). Serdeczności doznał również Dżonejd od małżonki Hasana - Kyry Kateriny (zwanej też Despiną-chatun), córki cesarza Trapezuntu Jana IV, której to ojca chciał do niedawna zrzucić z tronu. Była ona chrześcijanką i mogła do woli praktykować swoją wiarę, zaś mąż zezwolił jej także na utrzymanie odrębnego dworu (w tym licznych dam dworu, pozostających bez należytego zakrycia twarzy), a nawet na sprowadzenie księży i zakonników. W 1458 r. Uzun Hasan oddał mu jeszcze za żonę swoją siostrę - Chadidże (która także przeszła na chrześcijaństwo), wydawało się więc, że teraz właśnie Dżonejd odnalazł swoje miejsce na ziemi i wreszcie nie musi już tułać się po świecie. Niestety, chęć odzyskania ojcowizny w Ardebilu okazała się silniejsza i szejk Zakonu postanowił powrócić tam, skąd go przed jedenastoma lat wygnano. Uzun Hasan starał się go od tego odwieść, nadaremnie jednak - Dżonejd już postanowił że wraca.
 
 
 
 
Nie było to rozsądne, choćby z tego względu, że wciąż wisiało nad nim oskarżenie o "ateizm", a teraz wszedł w układ z władcą, który pozwolił swojej żonie pozostać przy jej religii, a nawet sprowadzić tam zakonników. Realnie był to więc wyrok śmierci na Dżonejda, który jednak zdawał się tym wszystkim nie przejmować, wierząc mocno, że wraz ze swoimi zwolennikami zdoła odzyskać ziemie swoich ojców. Wyjechał tam latem 1459 r. i udało mu się dostać do Ardebilu, ale szybko powstała też koalicja przeciwko niemu, zorganizowana przez szacha Dżahanszaha i stryja Dżafara. Dlatego też Dżonejd (aby udowodnić swoją głęboką wiarę) ogłosił dżihad przeciwko Czerkiesom i wezwał wiernych do stawienia się (jesienią 1459 r.) w Ardebilu. Rzeczywiście, taka wyprawa została podjęta, ale gdy zwycięsko z niej powracano, rozbito obóz w Karabachu, na ziemi szacha Szirwanu, który nie życzył tam sobie obecności Dżonejda oraz jego uzbrojonych zwolenników. Wysłał więc doń posła, żądając by jak najszybciej opuścił jego ziemie, a gdy pewny siebie szejk Zakonu owego posła kazał powiesić na drzewie, władca Szirwanu (po otrzymaniu donosu od Dżafara) wyprawił się tam zbrojnie i w bitwie w Dolinie Kara-su na Kaukazie (4 marca 1460 r.) rozbił jego zwolenników. Dżonejd zginął podczas ucieczki, ugodzony strzałą w plecy (miał wówczas prawie 30 lat). W Dijar Bakru pozostawił swą młodą żonę, która była w ósmym miesiącu ciąży. W kwietniu 1460 r. urodziła ona syna i nadała imię Hejdar. Został on po ojcu nowym, prawowitym mistrzem Zakonu dla tysięcy wiernych mu derwiszów. Opiekunem zaś młodego szejka, stał się Uzun Hasan, który w roku 1470, zdobył dla niego Ardebil (po pokonaniu Dżahanszaha) i zawiózł tam małego Hejdara, by ten mógł objąć należne mu miejsce, jako przywódca Zakonu. Ardebil znów stał się miejscem pielgrzymek, a Hejdar kazał tam wznieść mauzoleum ku czci swego ojca, szejka Dżonejda - które również stało się miejscem spotkań najbardziej oddanych członków Zakonu derwiszów. Wciąż też napływali nowi adepci i wkrótce Zakon ponownie odrodził się do dawnej siły - wciąż pozostając jednak pod władzą Uzun Hasana, którego Hejdar nazywał swym "drogim stryjem", zdając sobie zapewne sprawę, że gdyby nie on, niczego by nie zyskał i w najlepszym przypadku musiałby znów tułać się po świecie jak jego ojciec. 
 
W 1478 r. Hejdar ożenił się z córką Hasana i Kyry Kateriny - Martą (zwaną też Halime), która... także była chrześcijanką (Hasan i jego małżonka zawarli bowiem niepisany układ, na mocy którego, gdy rodził się chłopiec, miał on wyznawać islam, zaś gdy na świat przychodziła córka, mogła - według swojej woli - przyjąć wiarę chrześcijańską). Hejdar od młodości szkolił się i sposobił do zemsty na wszystkich wrogach swego ojca, szczególnie zaś na szachu Szirwanu, bezpośrednio odpowiedzialnym za jego śmierć. Ardebil - który do tej pory przypominał bardziej zbrojny obóz niż medresę, stał się teraz prawdziwym arsenałem, a Hejdar nie odstępował miecza, który ciągle miał przy sobie (ponoć nawet z nim sypiał, a byli i tacy, którzy twierdzili że i dokumenty podpisywał właśnie mieczem). Owładnięty był żądzą zemsty i zadośćuczynienia zniewagom, jakich doznał jego ojciec, a widząc niechęć do siebie swego stryja Dżafara (sprawcy wygnania ojca z Ardebilu), tym gorliwiej szykował się do walki i szkolił w posługiwaniu bronią. Jako mistrz Zakonu i będąc pod ochroną swego przybranego stryja - Hasana, żył Hejdar przez pierwsze lata niczym w bańce, nie musząc obawiać się żadnych ataków czy zagrożeń swojej pozycji. Zmieniło się to jednak niestety już w 1478 r. wraz ze śmiercią Uzun Hasana, gdyż jego synowie nie byli tak skorzy do wspierania Hejdara, a raczej wchodzili w sojusze się z jego wrogami. To jeszcze bardziej zwiększyło obawy szejka Zakonu, który teraz prawie całe dnie poświęcał - jeśli nie na osobistym wytwarzaniu mieczy, pancerzy, pik i tarcz - to przynajmniej na nieustannych ćwiczeniach w posługiwaniu się bronią (walki na miecze, strzelanie z łuku, rzucanie piką itd.). Obawiał się bowiem, że wraz ze śmiercią protektora, jego wrogowie mogą zechcieć go zniszczyć i najechać Ardebil, odbierając mu władzę nad Zakonem derwiszów. To on też wprowadził owe sławne stożkowe, czerwone nakrycie głowy, mające odróżnić derwiszów-kyzyłbaszów od ich wrogów, które zwano odtąd "czapką Hejdara". Swoich zwolenników nazywał "żołnierzami Allaha" i szykował ich do największych poświęceń w obronie Zakonu. Noszenia tych czapek w granicach swojego państwa, zakazał natomiast Jakub (Ja'qub) syn i następca Uzun Hasana, który jednak oficjalnie uznawał przywództwo Hejdara nad Zakonem, pod warunkiem wszakże, iż ten pozostanie mu wierny i od niego zależny. W 1483 r. gdy Hejdar wyprawił się zbrojnie przeciwko Czerkiesom, "list żelazny" Jakuba pozwolił jego zwolennikom swobodnie przejść przez ziemie szejka Szirwanu. Powracając stamtąd zwycięsko, zapragnął Hejdar rozprawić się również z szejkiem Szirwanu - sprawcą śmierci jego ojca, ale sprzeciw kyzyłbaszów spowodował, że musiał z tych planów ostatecznie zrezygnować. W 1487 r. raz jeszcze wyruszył zbrojnie przeciw Czerkiesom i znów ich pokonał (były to wyprawy głównie rabunkowe) i ponownie wówczas derwisze odmówili walki z władcą Szirwanu.
 
 

 
W tym też roku, w lipcu, jego małżonka - Marta (Halime) urodziła drugiego syna (pierwszy - Ali - przyszedł na świat w 1479 r.), który otrzymał imię - Isma'il. Zaniepokojony coraz bardziej niezależną działalnością Hejdara, sułtan Jakub zaprosił go do siebie na rozmowy, które odbyły się jeszcze w maju 1487 r. Chociaż to Jakub był patronem Hejdara, to jednak jako mistrz Zakonu, Hejdar stał nieco wyżej od swego "kuzyna" i to on przyjmował go w pałacu, pod specjalnie krytym namiotem. Lecz przyjął go ubrany wyjątkowo niechlujnie, w podartej sukni derwisza i pobrudzonej czerwonej czapce na głowie. Jakub odebrał ten gest jako osobistą zniewagę, jednak nie dał tego po sobie poznać i umówił się, że odtąd każdą wyprawę zbrojną będzie Hejdar uzgadniał przede wszystkim z nim, jako zależny od niego mistrz Zakonu. Hejdar wyraził zgodę, ale nie miał ochoty dotrzymywać danego słowa i (wykorzystując swoją matkę - Chadidże, którą wysłał na dwór sułtana Aq-Qojunlu) z początkiem 1488 r. szykował następną wyprawę przeciw Czerkiesom. Jakub (ulegając prośbom Chadidże) wydał zgodę i znów wystawił "list żelazny" do władcy Szirwanu, ale wkrótce potem okazało się, że kampania tym razem nie jest skierowana przeciwko plemionom Czerkiesów, ale właśnie przeciw szejkowi Szirwanu, który w tym czasie wyprawiał wesele dla trzech swoich synów jednocześnie. Gdy do Szamachi (stolicy Szirwanu) dotarła wieść o spodziewanej agresji Hejdara i jego derwiszów, wybuchła panika, a ludność miasta poczęła natychmiast stamtąd uchodzić. Sam sułtan Jassar przeniósł cały swój dwór i harem do twierdzy Golestan, a sam pozostał w Szamachi, by bronić miasta przed atakiem. Gdy doszło do wojny i Szamachi zostało zdobyte przez Hejdara, sułtan Szirwanu zbiegł do twierdzy Golestan. Stąd udało mu się wysłać gońca do Jakuba, by powiadomić go o "niegodziwym ataku" szejka Hejdara na jego ziemie. Jakub zebrał wojsko i wyruszył w pole, ale nim dotarł do Szirwanu, Hejdar otrzymał informację o zbliżającej się armii, zwinął więc oblężenie i jakby nigdy nic, ruszył na Czerkiesów. Ci uzyskali jednak pomoc od Turkmenów, do których dołączyły wojska sułtana Szirwanu i połączone siły w bitwie pod Darbandem, doszczętnie rozbiły oddziały kyzyłbaszów, zaś Hejdar trafiony strzałą (podobnie jak jego ojciec) legł wśród swoich zwolenników. W chwili śmierci nie miał jeszcze (podobnie jak jego ojciec) 30 lat. Głowa Hejdara została odcięta i wysłana przez sułtana Jassara do Jakuba, który przesłał ją do Ardebilu, jako zapowiedź tego, co czeka buntowników niepoddających się jego woli. Następcą swego ojca jako mistrz Zakonu, został teraz zaledwie dziesięcioletni (podobnie jak wcześniej Hejdar) szejk Ali, który musiał się zmierzyć z jawną wrogością sułtana Jakuba, pragnącego definitywnie położyć kres istnieniu rodu Safawich, w któym upatrywał realnego zagrożenia dla swojej władzy. I gdyby nie śmierć Jakuba w 1490 r. zapewne małoletni Ali nie zdołałby upadkowi swego rodu zapobiec (sułtan uwięził bowiem Martę i jej trzech synów - Alego, Isma'ila, oraz urodzonego już w 1488 r. Ibrahima, w twierdzy Estachr, nieopodal Szirazu).
 
Konflikt, jaki wybuchł po śmierci Jakuba, między jego bratem - Masihą i synem - Bajsonqurem, ocaliły braci przed niechybną śmiercią. Krwawe walki trwały dwa lata i ostatecznie (po zabiciu Masiha przez Bajsonqura) zwycięzcą okazał się syn tego pierwszego - Rostam, który też pokonał Bajsonqura w 1492 r. Jednak wojna trwała dalej, tym bardziej że pokonany uciekł do Szirwanu, którego sułtan okazał mu swe wsparcie. Licząc na pomoc w tej wojnie i znając niechęć rodu Safich wobec sułtanatu Szirwanu, uwolnił Rostam Alego, jego matkę i braci z twierdzy Estachr w 1493 r. Wsparty posiłkami derwiszów, ostatecznie zwyciężył Rostam swoich wrogów i zajął Tebriz. Lecz wcześniejsze deklaracje wsparcia rodu Safich, szybko poszły w zapomnienie, gdy tylko przeciwnicy Rostama zostali rozbici. Ponownie sułtan uwięził więc Martę i Ibrahima, jednak Alemu oraz Isma'ilowi udało się zbiec i czym prędzej podążali w stronę Ardebilu. Rostam wysłał za nimi pościg, który dopadł Alego, przekraczającego rzekę. Ten, przerażony pogonią, spadł z konia i utonął w tej rzece (mając zaledwie 15 lat) w 1494 r. Wcześniej władzę nad Zakonem powierzył swemu młodszemu, 7-letniemu bratu - Isma'ilowi, którego powierzył opiece siedmiu wybranym przez siebie zwolennikom, mającym go chronić kosztem własnego życia. Rostam wysłał swych żołnierzy do Ardebilu, gdzie przeszukiwali dom po domu w poszukiwaniu ukrywającego się Isma'ila. Wreszcie "wybrańcy" (bo tak należy ich określić) którzy mieli chronić nowego szejka Zakonu, przewieźli go do Lahidżanu, na dwór tamtejszego władcy Karkija-Mirzy Alego. Natomiast Martę poddał Rostam torturom, żądając od niej wyjawienia miejsca ukrycia syna (o którym ona nie miała pojęcia). Obiecywał też nagrodę dla każdego, kto tylko wyda mu miejsce przebywania Isma'ila i pokusiła się o to pewna kobieta, u której "wybrańcy" trzymali przez jakiś czas swego mistrza. A gdy Rostam dowiedział się, że szejk Zakonu znajduje sie na dworze szacha Gilanu, zażądał od Karkiji-Mirzy Alego natychmiastowego wydania zbiega. Ten jednak twierdził, iż nikt taki nie przebywa w jego państwie i powtarzał Rostamowi iż: "Stopa Isma'ila nie dotknęła nawet najmniejszej piędzi mojej ziemi". Rzeczywiście, była to prawda, bowiem Mirza Ali kazał szejka Zakonu umieścić... w koszu, który następnie powiesił na drzewie. Przez trzy lata pozostawał Isma'il w takiej niewoli, a gdy Rostam zginął (w walce o władzę ze swym kuzynem - Ahmedem Gowde) w 1497 r. wreszcie mógł opuścić swoją klatkę, choć ciągle jeszcze żył na dworze sułtana Gilanu.
 
 

 
Opuścił to miejsce dopiero w 1499 r. udając się znów do Ardebilu, gdzie też przyłączyło się do niego 1500 wiernych zwolenników (dla których był w istocie Bogiem, gdyż ich wyznanie wiary, prócz: "Nie ma Boga nad Allaha, a Mahomet jest jego przywódcą", brzmiało również: "On jest w istocie żywy i nie ma Boga oprócz niego", w pewnych okresach to drugie wyznanie było nawet ważniejsze, niż to pierwsze, co też budziło niechęć do szyitów i zgorszenie wśród wyznawców sunny). Już w 1500 r. miał Isma'il 7000 zwolenników, na czele których rozpoczął kampanię odzyskiwania ziem, należących wcześniej do jego przodków. Najpierw pokonał w bitwie sułtana Szirwanu (jeszcze w 1500 r.), następnie skierował się przeciwko Aq-Qojunlu i latem 1501 r. wkroczył do Tebrizu. Odtąd począł bić monety z muzułmańskim wyznaniem wiary i szyickim dodaniem słów, określających Isma'ila jako najbliższego powiernika Boga na Ziemi. Przyjął też tytuł szacha i odtąd stał się świecko-religijnym przywódcą nowego perskiego państwa, na którego czele stanęła teraz dynastia Safawidów. To właśnie z synem i następcą Isma'ila (zmarłego w 1524 r.) - Tahmaspem I, zamierzał teraz walczyć sułtan Sulejman. A była to wojna nie tylko o dominację pomiędzy dwoma mocarstwami, ale przede wszystkim konfrontacja religijna sunnitów z szyickimi wyznawcami 11 bezgrzesznych i nieomylnych imamów, którzy oczekiwali na ponowne przyjście 12-go imama Muhammada Mahdiego, który niegdyś miał się zdematerializować (pisałem o tym w poprzedniej części). Zaś zdobycie władzy przez mistrza Zakonu derwiszów, nowego Boga - Isma'ila, było dla nich prawdziwym wypełnieniem tej boskiej, mistycznej przepowiedni. Dlatego też wojna z Sulejmanem była dla nich czymś w rodzaju "świętej krucjaty" w obronie bezgrzesznych imamów i mesjasza Mahdiego. 




 
 
CDN.

środa, 21 kwietnia 2021

HISTORIA ŻYCIA WSZECHŚWIATA - WSZELKIEJ CYWILIZACJI - Cz. CXLVI

TWÓRCY EUROPEJSKICH CYWILIZACJI

SŁOWIANIE I CELTOWIE

 
 

 
 

PIERWSZE "EUROPEJSKIE" 

CYWILIZACJE:

SŁOWIANIE

(SŁOWIANIE W GRECJI)

(ok. 1800 r. p.n.e. - ok. 1180 r. p.n.e.)

Cz. IV

 
 
 
 
 
 

DRUGA WOJNA TROJAŃSKA

(OK. 1194 - 1184 p.n.e.)

Cz. II

 
 
 Nim Hattusilis III zasiadł na tronie kraju Hetytów, był wcześniej kapłanem bogini Isztar z Samuhy oraz wicekrólem w Hakmis. Gdy powracał do kraju z kampanii syryjskiej swego brata - Muwatallisa II przeciw Egiptowi (sławna bitwa pod Kadesz z ok. 1274 r. p.n.e.), zatrzymał się w mieście Lawazantija w Kizzuwatnie, gdzie poznał córkę tamtejszego kapłana bogini Hebat z Arinny, Pentipszarriego - Puduhepę, która też była kapłanką bogini słońca. Puduhepa zasłynęła jako autorka wielu modlitw do huryckich bóstw z Kizzuwatny, a gdy już została królową (ok. 1263 r. p.n.e.) odnowiła dawne obrządki huryckie na dworze w Hattusas (zaś nieopodal stolicy w Yazilikaya, Puduhepa kazała wykuć sanktuarium skalne z wyobrażeniami wszystkich bogów, które zostało ukończone dopiero za życia jej syna - Tuadhaliji IV). Odbudowywano również świątynie zapomnianych bóstw i w całym kraju odnawiano dawne obrzędy religijne. Oprócz bogini słońca z Arinny, wznoszono nowe świątynie Pani z Nagar (zapewne było to jedno z wyobrażeń asyryjskiej bogini nieba - Szawuszki "królowej Niniwy"), a także głównego boga hetyckiego panteonu, boga burz - Teszuba (którego wielbił sam Hattusilis). Ale królewska para kapłańska nie ograniczała się jedynie do odnowy dawnych (huryckich) kultów i rozbudowy świątyń. Przede wszystkim musiano się zająć niezakończonym konfliktem z Egiptem o Syrię, oraz niepokojami na wschodzie i zachodzie kraju, a ponieważ królowa/kapłanka była prawą ręką swego męża, przeto i ona również brała udział w podejmowaniu decyzji politycznych. Nim jednak przejdę do sprawy najważniejszej (genezy wybuchu wojny o Troję), warto pokazać też ówczesny krajobraz polityczny i podejmowane próby zażegnania konfliktów militarnych na Południu i Wschodzie.

Kluczowym i wciąż niewygasłym (po wstąpieniu Hattusilisa III na tron w Hattusas) konfliktem, był ten z Egiptem, toczony już od kilkudziesięciu lat o Syrię i Palestynę. Po zakończeniu nierozstrzygniętej bitwy pod Kadesz, stało się jasne, że obie potęgi są sobie równe i obie nie są w stanie skutecznie pokonać i zdominować jedna drugą, a ich wzajemny konflikt służy jedynie innym, wzrastającym w siłę państwom w regionie (Mitanni, a szczególnie Asyrii). Poza tym Hattusilis zdawał sobie sprawę, że okoliczni władcy uważali go za uzurpatora, a nie prawowitego króla, którego wcześniej obalił (w osobie swego bratanka - Mursilisa III) i uwięził. Ten jednak zdołał zbiec ze swego więzienia, w syryjskiej twierdzy Nuhaszsze i udał się do Egiptu - wroga Hetytów - a jako legalny król (należy bowiem pamiętać, o czym już pisałem w poprzedniej części, że nawet syn i następca Hattusilisa III - Tuadhalija IV uważał czyn swego ojca - który jemu samemu pozwolił odziedziczyć tron - za zwykłą uzurpację i zamach stanu, a to oznacza, że tak właśnie musiało wówczas myśleć bardzo wielu dworzan - zapewne także i ci, którzy zyskali na owym przewrocie - nie licząc oczywiście władców okolicznych krajów). Skoro więc Mursilis schronił się w Egipcie i był uważany za prawowitego dziedzica korony Hetytów, przeto było jasne że faraon Ramzes II może go wykorzystać w swoich staraniach o utrzymanie dominacji w północnej Syrii, a także w próbie narzucenia Hetytom pewnego rodzaju politycznej podległości. Dlatego też najlepszym wyjściem z owej patowej sytuacji, byłoby jak najszybsze zakończenie owego konfliktu i zawarcie trwałego pokoju z Egiptem, godząc się na podział stref wpływów i (oczywiście) na wydanie Mursilisa III z powrotem do Hattusas. I dlatego Hattusilis zainicjował rozmowy, które ostatecznie zakończyły się zawarciem w grudniu 1259 r. p.n.e. traktatu pokojowego z Egiptem. Został on spisany w dwóch wersjach: po aramejsku i po egipsku. Podczas rozmów nie brakowało też pewnych wzajemnych niesnasek (np. Hattusilisa III bardzo drażnił wyniosły i chełpliwy ton egipskiej kancelarii, oraz jej ocena bitwy pod Kadesz), jednak zdołano te wszystkie bariery pokonać i traktat ostatecznie zawarty został. Lecz co ciekawe, pomimo tylu dziesięcioleci wzajemnej konfrontacji w walce o Syrię, ten właśnie temat został w traktacie... zupełnie pominięty (wiadomo jednak że granica stref wpływów pomiędzy oboma mocarstwami, została wyznaczona na zasadzie status quo na rzece Orontes, a to oznacza, że cała północna Syria przypadła Hetytom, zaś południe pozostało w sferze dominacji Egiptu). Traktat ustalał natomiast wzajemną pomoc w przypadku ataku innego państwa, wzajemną gwarancję sukcesji oraz wydawanie zbiegów (a na tym szczególnie musiało wówczas zależeć Hattusilisowi, chociaż traktat nic nie wspominał o Mursilisie III i nie są znane jego dalsze losy). Wzajemna wymiana podarunków (rzecz niezwykle istotna w ówczesnej dyplomacji) oraz zaproszenie Hattusilisa III do Egiptu (nie wiadomo czy z niego skorzystał, ale istnieją pewne przesłanki że mógł przybyć do Egiptu ok. 1245 r., wraz ze swą córką, która weszła wówczas do haremu Ramzesa II, jako jego nowa żona), stało się podstawą trwałego ułożenia wzajemnych stosunków i zakończenia długotrwałych waśni pomiędzy oboma ówczesnymi mocarstwami.
 
 

 
Podobnie ułożono stosunki ze Wschodem, a szczególnie z rosnącą w siłę Asyrią, której władcy starali się nawiązać z Hetytami coś w rodzaju sojuszu. Asyria zyskiwała na znaczeniu od połowy XIV stulecia p.n.e., zaś rok 1350 p.n.e. był tutaj szczególnie ważny, jako że właśnie wówczas Asyryjczycy po raz pierwszy napadli i splądrowali Waszszuganni - czyli stolicę państwa Mitanni. Skarby władców Hanigalbatu (jak zwano Mitanni wśród ludów Anatolii i Mezopotamii - Egipcjanie bowiem kraj ten nazywali Nahariną) trafiły do Assur (odzyskano wówczas owe złote drzwi, zrabowane siedemdziesiąt lat wcześniej przez króla Mitanni - Szausztatara w czasie jego najazdu na Asyrię). Kraj został zniszczony a ostatni wojownicy (200 rydwanów wojennych) pod wodzą Akitteszuba, zbiegli do Babilonii, gdzie zostali internowani (i gdzie odebrano im broń oraz wszystkie rydwany). Na tronie w Waszszuganii zasiadł wówczas syn poprzedniego władcy, Tuszratty - Szuttarna III (wspierany przez Asyryjczyków), a wśród zbiegów był również drugi syn Tuszratty - Kiliteszub, który najpierw uciekł do Babilonii, ale obawiając się że Babilończycy wydadzą go Asyrii, zbiegł do kraju Hetytów i tamtejszemu władcy - Suppiluliumie I "upadł do stóp" nad rzeką Marassantiją (rzeka Halys, dziś pod nazwą Kizil-Irmak). Dotarł tam w pełnej niebezpieczeństw podróży przez pustynię, mając ze sobą zaledwie trzy rydwany i "jedną tylko szatę na sobie". Suppiluliuma przyjął go życzliwie, a nawet oddał mu za żonę, jedną ze swoich córek. Uzgodniono wówczas, że obalenie Szuttarny i oddanie tronu w ręce Kiliteszuba, dokona się siłami hetyckiego wicekróla Syrii - Pijassilisa z Karkemisz. Tak też się stało (ok. 1349 r. p.n.e.) wojska hetyckie przekroczyły Eufrat, pokonały siły Szuttarny i zbrojnie zajęły Waszszuganni, instalując tam Kiliteszuba, który teraz przyjął tronowe imię - Szattiwazy. Odtąd Hanigalbat był zależny od "wielkiego króla" Hetytów i kontrolowany z syryjskiego Karkemisz. Szattiwazie jednak udało się zrzucić zależność, po śmierci Suppiluliumy I i jego syna Arnuwandy II (ok. 1340 r. p.n.e.), a Mursilis II długo nie był w stanie ponownie zdominować Mitannijczyków i udało mu się to dopiero pod koniec życia Szattiwazy (lata 20-te XIV wieku p.n.e.), gdy ten - zagrożony przez Asyryjczyków - szukał przeciwko nim pomocy. Po złożeniu przez Szattiwazę (a potem jego syna Szattuara I) hołdu Hetytom, zyskał on sprzymierzeńca i poczuł się na tyle mocny, aby okazywać jawną wrogość władcy z Assur. Szattuara I zażądał nawet od nowego króla Asyrii - Adad-nirari I, aby kraj ten ponownie uznał swą zależność od Mitanni, tak, jak to było kiedyś. Czasy jednak już się zmieniły i Asyria (po lekkim kryzysie zaistniałym po śmierci Aszur-uballita I, tego który zdobył Waszszuganni), ponownie wróciła do swej mocarstwowej polityki. Ok. 1300 r. p.n.e. nie mogąc dłużej znieść arogancji Szattuara i jego syna - Wasaszatty, Adad-nirari I zorganizował kolejny wielki najazd na Mitanni, w czasie którego zajął Taidę (dokąd swą stolicę ze zniszczonego Waszszuganni przeniósł Szattiwaza), spalił ją a ludność uprowadził w niewolę. Następnie zajął inne miasta Hanigalbatu: Amasaku, Kahat, Szuru, Nabula, Hurra, Szuduhu, Uszukani, Irrite, Harran, Szudu i Elahat. Do niewoli dostał się również sam Wasaszatta wraz ze swoją rodziną, a tym samym cały kraj Mitanni podbity został przez Asyryjczyków (Hetyci nie udzielili Mitannijczykom żadnego wsparcia). Co prawda Wasaszacie udało się uciec z niewoli i dostać do Hattusas (a Muwatallis II osadził go nawet na tronie kadłubowego kraju leżącego na wschód od Eufratu i złożonego z pozostałych mitannijskich ziem, których Asyryjczycy nie zajęli), jednak większość Mitanni pozostała pod kontrolą ludu boga Assura, co też bardzo doskwierało władcom z Hattusas.
 
Nic więc dziwnego, że gdy Adad-nirari I chciał ułożyć sobie jakoś stosunki z Hetytami (żądając jednak, by władcy Hattusas uznali go jednocześnie za swego "brata", czyli równego sobie), Muwatallis (było to w jakiś czas po bitwie pod Kadesz) w obraźliwym tonie przesłał mu wiadomość tej treści: "Chełpisz się swoim zwycięstwem nad Wasaszattą i krainą Hurytów. Prawda że podbiłeś ją siłą. Pokonałeś mojego (sojusznika) i stałeś się Wielkim Królem. Ale co masz na myśli, mówiąc o braterstwie? (...) Czy zrodziła nas ta sama matka? Skoro mój ojciec i dziad nie mieli w zwyczaju pisywać do króla Asyrii o braterstwie, tak więc i ty przestań pisać do mnie o byciu Wielkim Królem. Nie życzę sobie tego!" Ok. 1270 r. p.n.e. pewny wsparcia hetyckiego syn Wasaszatty - Szattuara II wzniecił powstanie przeciwko Asyryjczykom w Hanigalbacie, jednak nowy król Asyrii, syn i nastepca Adad-nirari I - Salmanasar I, krwawo stłumił powstanie i dokonał najazdu na (będący jeszcze pod kontrolą Hetytów) teren Mitanni. Obalił Szattuarę II a cały ten kraj włączył bezpośrednio do Asyrii. Hetyci wówczas również nie przyszli z pomocą Mitanni i musieli pogodzić się z faktem, że tuż przy ich wschodniej granicy, wyrosło teraz silne państwo, mające mocarstwowe ambicje. Dlatego też, gdy tylko Muwatallis II zmarł, a na tron Hetytów ostatecznie wstąpił Hattusilis III, jego relacje z władcą Assuru diametralnie się zmieniły. Doszło do znacznego ożywienia stosunków dyplomatycznych, zaś posłowie jednego i drugiego monarchy krażyli pomiędzy Hattusas a Assurem z podarkami i wyrazami "braterskiej miłości". Mimo to jednak Hattusilis doskonale zdawał sobie sprawę, że na wschodzie pojawił się silny konkurent, z którym kiedyś przyjdzie jemu (lub jego potomkom) rywalizować zbrojnie. Dlatego też starał się podpuszczać Babilończyków do wojny z Asyrią, śląc listy do władców Babelu, zapewniające ich o swoim poparciu i sojuszu. W jednym z takich listów - wysłanych z okazji wstapienia na tron w Babilonie Kadaszman-Enlila (ok. 1263 r. p.n.e.), pisze on tak: "Słyszałem że brat mój stał się już mężem i wyrusza na polowania. Cieszę się bardzo, że Teszub wywyższył imię mego brata Kadaszmanturgu (...) Mówię teraz memu bratu: Idź i splądruj teraz kraj nieprzyjaciela (Asyrię) (...) Chciałbym usłyszeć, że brat mój pobił kraj wroga (...) Bracie mój, nie siedź tam! Wyrusz przeciw krajowi wroga i pokonaj go! Wiedz bowiem, że wyruszasz przeciw krajowi, który trzy lub czterokrotnie przewyższasz liczebnie". Tym samym Hattusilis pragnął rozwiązać problem Asyrii cudzymi rękoma, a jednocześnie doprowadzić do odnowienia dawnej wrogości Babilonu i Assuru, który mógłby potem wykorzystywać politycznie. Jednak król Kadaszman nie poszedł tą drogą i nie ruszył przeciwko Asyrii (zapewne zdając sobie sprawę, że owa przewaga, o której pisał Hattusilis, jest realnie znacznie mniejsza) i też utrzymywał z Salmanasarem oraz jego następcami przyjazne stosunki.
 
 

 
I teraz właśnie przechodzę już bezpośrednio do meritum, gdyż po ułożeniu napiętych stosunków z Egiptem i Asyrią, przyszedł czas na rozwiązanie kwestii zbytniej niezależności ludów Assuwy i Wilusy w zachodniej Anatolii. Według mitu Homera, Parys (syn króla Troi - Priama i jego małżonki Hekabe) w konkursie dla najpiękniejszej z bogiń (w którym startowały: Hera, Atena i Afrodyta), przyznał złote jabłko z napisem "Najpiękniejszej" (wrzucone pomiędzy bogów przez Eris - boginię niezgody. za to, iż ta nie została zaproszona na wesele Peleusa z Tetydą, a byli tam obecni wszyscy bogowie) właśnie Afrodycie, która w zamian obiecała, iż da mu za żonę najpiękniejszą kobietę w całej Helladzie i Azji (Hera zaś obiecywała Parysowi, że uczyni go przywódcą Azji i Hellady, zaś Atena, że ześle na niego wielkie zwycięstwa). Gdy Parys przebudził się ze snu (w którym miał właśnie ofiarować jabłko Afrodycie) wyglądało na to, iż rzeczywiście wszystko to tylko mu się przyśniło, ale gdy został wysłany z misją dyplomatyczną przez swego ojca, króla Priama do Sparty, tam właśnie ujrzał piekność doskonałą w której natychmiast się zakochał. Była to Helena - żona władcy Sparty Menelaosa. Zaczęły się więc tajne schadzki Parysa i Heleny, a ostatecznie zabrał on ją ze sobą do Troi. Menelaos zaś zaczął rozgłaszać po całej Helladzie, że jego żona została porwana (wbrew swojej woli) przez Parysa, który tym samym wzgardził jego gościnnością i podważył jego honor. Zaś po uzgodnieniu sprawy z bratem, królem Myken i Argolidy - Agamemnonem, zaczęto formować koalicję anty-trojańską, która ostatecznie wyruszyła na morze (1000 okrętów i 50 000 wojowników) w celu uwolnienia Heleny i ukarania owego wiarołomcy, wraz z całym jego grodem. Tyle homerowy mit, reszta tej historii też jest znana (dziesięcioletnie zmagania wojenne pod Troją, które nie przyniosły żadnych rezultatów i ostateczne zajecie miasta dzięki podstępowi Odyseusza z wielkim, drewnianym koniem, w którym skryli się achajscy wojownicy, a który to - jako symbol zwycięstwa - Trojanie wciągnęli we własne mury i ku własnej zgubie). Jak jednak mit ten ma się do prawdziwych wydarzeń historycznych i czy mogły one zainspirować Homera (oraz tych, którzy ów mit spisali) do skonstruowania takiej właśnie, ciekawej i barwnej opowieści?
 
 

 
Otóż pewne wydarzenia z historii Anatolii i ówczesnej Grecji znajdują potwierdzenie w owym micie, choć oczywiście nie w dosłownym przekładzie. Jednak misja dyplomatyczna Parysa do króla Sparty Menelaosa, wydarzyła się naprawdę, tylko że nie została wysłana z Troi, a z... Hattusas. Hattusilis III i jego małżonka - Puduhepa postanowili również ułożyć sobie jakoś stosunki z Zachodem, czyli właśnie z Ahhijawą (Achajami - Gracją achajską). Było to związane z działalnością niejakiego Piyama-radu, hetyckiego poddanego, który zbuntował się przeciwko królowi (jeszcze za panowania Muwatallisa II) i uzyskawszy poparcie oraz pomoc Achajów, stworzył sobie quasi pirackie państewko, atakując zbrojnie zachodnie rubieże królestwa Hetytów. Zdając sobie sprawę z faktu wspierania Piyama-radu przez władców Ahhijawy, postanowił Hattusilis wysłać tam swego człowieka, specjalnego posła, którego zadaniem miało być doprowadzenie do zawarcia sojuszu obu krajów (być może również na takiej samej zasadzie - czyli w formie traktatu politycznego - jaki został zawarty z Egiptem). Umożliwiłoby to Hetytom zdławienie rebelii w zachodniej Anatolii, a być może nawet ponowne podporządkowanie tamtejszych ludów. Dlatego też wybrano do tego zadania niejakiego Tawagalawę, mężczyznę pełnego dyplomatycznej ogłady (tego wyboru dokonała najprawdopodobniej właśnie królowa Puduhepa), którego celem było przekonanie "wielkiego króla" Ahhijawy do sojuszu z Hattusilisem III. Przybył on do Argos lub Myken i bardzo szybko wzbudził wielkie wrażenie na achajskich władcach, i to do tego stopnia, że król Myken zaproponował mu rękę swojej córki oraz ogłosił swym "bratem" (co też było niezwykłym wyróżnieniem, jako że określenie "brat" w dyplomacji tamtego okresu było używane jedynie w odniesieniu do monarchów równych sobie potęgą). Został też posłany (przez swego nowego teścia) do kraju Wilusa, by tam (zapewne) panować. I co ciekawe, cel misji Tawagalawy nie został osięgnięty z korzyścią dla Hetytów, gdyż ostatecznie ów posłaniec (już jako "brat" wielkiego króla Ahhijawy) uznał się za niepodlegającego władzy Hattusilisa III, a tym samym zaczął w Wilusie i Assuwie gromadzić armię na wypadek wojny z Hetytami. Spowodowało to wybuch nowego konfliktu pomiędzy Hattusas a Mykenami i Argos właśnie o tereny władztwa Tawagalawy, czyli Wilusy (Troady) gdzie znajdowała się owa homerycka Troja (Troja VIIA). Cały ten konflikt został spisany w tzw.: "Liście Tawagalawy", który został odnaleziony w ruinach Hattusas. Do wojny wówczas jeszcze jednak nie doszło, ale konflikt z Tawagalawą (oraz Piyama-radu) stał się zarzewiem przyszłych, krwawych wydarzeń we wzajemnych stosunkach władców Hatti i Ahhijawy.
 
Gdy (ok. 1237 r. p.n.e.) Hattusilis III zmarł, a tron po nim objął jego syn - Tuadhalija IV, wzajemny konflikt o Wilusę, Assuwę, oraz o wyspę Alasziję (Cypr) jeszcze wzrósł. Nie wiadomo kiedy ów stan "zimnej wojny" (z szeregiem niewielkich granicznych konfliktów) został zamieniony w wojnę "gorącą", ale wiadomo że w "Liście Milawata" (również znalezionym w ruinach Hattusas) datowanym na ok. 1225 r. p.n.e. spisano deklarację króla Tuadhaliji, który chwalił się, z iloma władcami równymi sobie nawiązał stosunki. Pisał więc: "Królami, którzy są mi równi rangą, są król Egiptu, król Babilonii, król Asyrii i król Ahhijawy" (przekreślenie słów "król Ahhijawy" znajduje się w oryginale i oznacza zapewne fakt, iż w tym właśnie okresie Achajowie z Grecji zostali usunięci z szeregu wielkich mocarstw, a to może być podyktowane jedynie faktem odebrania im znacznych połaci ziem). I właśnie w tym mniej więcej czasie (ok. 1230 r. p.n.e.) nastąpiła hetycka inwazja na (opanowany przez Achajów dwieście lat wcześniej) Cypr, oraz rejon miasta Milawata (Milet). Utrata tych terenów, spowodowała (z całą pewnością) skreślenie królów Ahijawy z szeregu władców równych Hetytom. Inskrypcja z czasów panowania Tuadhaliji, mówiąca o dokonanej przez niego inwazji na Cypr, brzmiała następująco: "Schwytałem króla Alasziji z jego żonami, z jego dziećmi (...) Wszystkie dobra, w tym srebro i złoto i wszystkich schwytanych ludzi wziąłem i przywiodłem do domu, do Hattusy. Zniewoliłem kraj Alaszija i natychmiast uczyniłem go poddanym". Opanowanie Miletu również mogło oznaczać likwidację pozostającego na usługach Ahhijawy, tamtejszego państwa pirackiego, założonego jeszcze przez Piyama-radu za czasów panowania Muwatallisa II. Jednak Hetyci nie podbili zajętych przez siebie ziem i wycofali się stamtąd (nakładając zapewne na lokalnych królów jakąś formę zależności), dlatego więc syn i nastepca Tuadhaliji IV - Suppiluliuma II, ponownie chwalił się podjęciem kolejnej inwazji na Cypr, każąc wykuć (ok. 1205 r. p.n.e.) w Hattusas taką oto inskrypcję: "Ja, Suppiluliuma, Wielki Król natychmiast (wyruszyłem) na morze. Okręty Alasziji trzy razy spotkały mnie w bitwie na morzu. Pokonałem je. Zdobyłem owe okręty i spaliłem pośrodku morza. Kiedy ponownie przybyłem na such ląd, wówczas wróg z wyspy Alaszija ponownie tłumnie stanął przeciwko mnie". To tyle wzajemnych podchodów i wojenek hetycko-achajskich, ale w tym wszystkim wciąż jeszcze nie doszliśmy do wybuchu samej wojny trojańskiej. Jak ona wyglądała, kiedy wybuchła i jak się zakończyła, o tym już bezpośrednio opowiem w następnej części.     
 
 
 

 
 
 
CDN.