O TYM, JAK TO ROSJANIE
PLANOWALI INWAZJĘ NA EUROPĘ,
A NAPOLEON UPRZEDZIŁ ICH ATAK
PROLOG
"JAKIE DZIWNE LUSTRO.
WIDZĘ SIEBIE ZE SKRĘCONĄ SZYJĄ"
SŁOWA WYPOWIEDZIANE PRZEZ CARA PAWŁA I, PRZYGLĄDAJĄCEMU SIĘ SWEMU OBLICZU W LUSTRZE, W DNIU, W KTÓRYM ZOSTAŁ OKRUTNIE ZAMORDOWANY
Jęki bitego, dźganego i kopanego po całym ciele cara, dobiegały do drzwi sąsiednich sypialni, w których przebywał jego syn - Aleksander Pawłowicz Romanow i małżonka Maria Fiodorowna (Zofia Dorota Wirtemberska).
- Podpisz petycję, abdykuj! - wrzeszczał Nikołaj Zubow, który bił cara trzymaną w swej dłoni tabakierką.
- Trzeba było z nim skończyć już przed czterema lata - dodawał opętany rządzą mordu hrabia August Teofil Benningsen, ów zruszczony Niemiec spod Hanoweru.
Potakiwał mu Płaton Zubow i inni spiskowcy, którzy owej feralnej, deszczowej nocy 23 marca 1801 r. (11 marca według starego stylu, obowiązującego wówczas w Rosji) próbowali wydrzeć życie z ciała owego pokurcza o rysach twarzy złośliwego diabełka, jakiego bez wątpienia przypomniał car Paweł I Romanow. Znęcanie się spiskowców i agonia tego człowieka, trwała w nieskończoność, a zmęczeni przedłużającym się mordem jego uczestnicy, co jakiś czas opuszczali komnatę cesarską w Pałacu Michajłowskim i udawali się na odpoczynek do sąsiedniego pokoju. Benningsen właśnie przyglądał się obrazom wiszącym na ścianie, gdy dołączył do niego Nikołaj Zubow, który mniej zainteresowany sztuką, podszedł do okna i nerwowo zaczął uderzać palcami w szybą, powtarzając do siebie: "Boże mój, jak ten człowiek krzyczy!"
Krzyki dało się słyszeć również w komnacie carewicza Aleksandra, który siedział na łóżku w pełnym ubraniu i przysłuchiwał się, jak za ścianą grupa spiskowców maltretuje jego ojca. W drugiej komnacie siedziała zaś Maria Fiodorowna, która miała bezpośrednie połączenie z pokojami swego małżonka poprzez dodatkowe drzwi (które jednak wcześniej Paweł I na swą zgubę kazał zablokować). Ona również wiedziała o spisku. A nawet jeśli nie znała szczegółów, to z pewnością domyślała się, że dni jej małżonka są już policzone. Parszywa to była chwila dla wszystkich. Dla spiskowców, którzy długo nie byli w stanie uśmiercić cara, dla jego syna - któremu obiecano, że ojciec zostanie tylko zmuszony do abdykacji i odesłany na dostatnią "emeryturę" do swojego ulubionego Pałacu Michajłowskiego (czyli miejsca, w którym ów mord popełniano), gdzie będzie mógł do woli jeździć konno, zajmować się ogrodem i wychowywać swoje wnuki. Aleksander był jednak zbyt inteligentny aby nie wiedzieć, że w Rosji nie ma miejsca dla dwóch carów, nawet jeśli jeden z nich będzie już "tylko" pełnił funkcję emeryta - bowiem w idei samodzierżawia nie było miejsca dla dwóch równych sobie gosudarów. Czym więc była zgoda carewicza na dokonanie owego zamachu stanu? Próbą zabicia wyrzutów sumienia, w sytuacji gdy wiedział doskonale jaki los spotka obalonego cara i że nie ma mowy o żadnej abdykacji czy emeryturze? Tego nie wiadomo, wiadomo tylko, że carewicz siedział w swej komnacie i udawał że śpi. Śpi, przy ogłuszających wrzaskach mordowanego władcy, jakie rozchodziły się po korytarzach Pałacu Michajłowskiego? Śpi, w butach i pełnym ubraniu? Kogo Aleksander chciał oszukać - siebie, swoje sumienie, czy może potomnych?
"Panowie, na litość boską, błagam was, zlitujcie się nade mną" - tak ponoć brzmiały ostatnie słowa mordowanego cara Pawła. Ale nie było litości. Spiskowcy mordowali go przecież nie jak zwykłego człowieka, a jak tyrana - za którego go uważali. Gdy już twarz zamęczonego władyki nie przypominała ludzkiej, a raczej jeden wielki kawał zakrwawionego mięsa, spiskowcy - aby upewnić się że zamach na pewno się udał - zarzucili mu jeszcze na szyję oficerską szarfę i nią go zadusili. Było już kilka minut po północy - 23 marca, gdy do komnaty Aleksandra wpadł zdyszany zamachowiec o nazwisku Półtoracki i zameldował:
- Stało się!
Carewicz zamyślony i wciąż jakby nieobecny, jakby wsłuchujący się w ostatnie odgłosy zanikających jęków swego ojca, zapytał:
- Co się stało?
- Car nie żyje! - odrzekł zamachowiec.
Stało się, teraz nowym gosudarem, nowym carem, imperatorem Wszechrusi stał się młody, bo zaledwie 23-letni Aleksander I, oczko w głowie swej babki, imperatorowej Katarzyny II, która również (zdechła) zginęła w wyniku zamachu, siedząc na tronie królów polskich, zamienionym przez nią na sedes. Tak oto rozpoczęły się rządy "szczwanego Bizantyjczyka" - jak o nim mawiał cesarz Napoleon, jednak warto cofnąć się o te kilka lat wstecz, aby przedstawić relacje rodzinne, panujące na dworze carskim tuż po śmierci Katarzyny II, oraz te wszystkie okoliczności, które ostatecznie doprowadziły do brutalnego mordu na carze Pawle I.
Oficjalnie uważa się, że caryca Katarzyna II, zwana przez niektórych Wielką, zmarła 17 listopada (6 listopada starego stylu) 1796 r., po nabytym dzień wcześniej udarze, jakiego miała nabawić się w ubikacji, siedząc na dawnym tronie królów Polski, teraz przemianowanym na sedes. Gdy znaleźli ją tam pokojowiec i pokojówka, leżała na ziemi z podkulonymi nogami nieopodal "tronu". Natychmiast zabrano ją na komnaty, lecz jej stan ciągle się pogarszał. Lekarze twierdzili że - to udar -, - to apopleksja, w każdym razie caryca dogorywała, leżąc na sofie w swej komnacie, gdy za oknami Pałacu Zimowego padał śnieg, a dworzanie z przerażeniem wpatrywali się w gasnący obraz swej władczyni. Ostatecznie zmarła o godzinie 10 wieczorem, 36 godzin, od chwili gdy znaleziono ją nieprzytomną w ubikacji. Miała 67 lat. Pytanie jednak brzmi, czy był to udar, apopleksja, czy może coś innego? Jak i na co nieoficjalnie zmarła "Semiramida Północy" (jak ją zwał Wolter), lub też owa "Niewyżyta Niemra"? Pytanie to należy do kategorii tych, które pozostają bez odpowiedzi, ale nie oznacza to, że tych odpowiedzi nie ma. Aby to jednak sobie uzmysłowić, warto pokazać relacje, jakie panowały w rodzinie carskiej, pomiędzy samą carycą a jej synem Pawłem oraz wnukiem Aleksandrem.
Zofia Augusta Fryderyka Elżbieta, księżniczka Anhalt-Zerbst-Donburg, wkroczyła w progi Pałacu Zimowego jako jeszcze 14-letnia dziewczyna, 3 lutego (23 stycznia starego stylu) 1744 r., jako kandydatka na żonę następcy rosyjskiego tronu - Piotra Fiodorowicza. Zostali oni zaręczeni przez carycę Elżbietę I - 29 czerwca 1744 r. (dzień wcześniej Zofia Augusta - wówczas już znana jako Katarzyna Aleksiejewna - przeszła na prawosławie). Jej narzeczony i przyszły małżonek - Piotr, był synem Anny, starszej (ukochanej) siostry carycy Elżbiety I, a obie one były córkami twórcy nowożytnej Rosji - cara Piotra I Wielkiego. Związek ten jednak od początku nie był dopasowany. Piotr był typem tzw.: "dużego dziecka". W wieku 16-17 lat, nadal lubił bawić się ołowianymi żołnierzykami, urządzał polowania na szczury (które potem skazywał na śmierć przez powieszenie), lubił bawił się w chowanego, obrzucał poduszkami etc. etc. Młoda Zofia (wówczas już Katarzyna) starała się dopasować do przyszłego małżonka i razem z nim uczestniczyła w jego zabawach. Razem więc tańczyli, skakali, bawili się w ciuciubabkę, jednak zabawy te na dłuższą metę Katarzyny nie radowały, a czyniła tak jedynie po to, aby sprawić przyjemność Piotrowi. Zdała sobie bowiem sprawę, że aby zdobyć wpływ na Piotra, jako przyszłego cara, musi postępować inaczej, niż wszyscy ci, którzy starali się go przywołać do porządku. Jako jego żona musi wzbudzić w nim nie tylko zaufanie, ale być może nawet miłość. Zrażanie przyszłego małżonka do siebie, na tym etapie znajomości, byłoby wielce nierozsądne. Jednak długie obcowanie z nie do końca rozwiniętym umysłowo i żyjącym w swoim świecie zabaw oraz ołowianych żołnierzyków (których wkrótce potem zamienił na prawdziwych) Piotrem Fiodorowiczem, nie należało do przyjemności Katarzyny, dlatego też starała się szukać innego męskiego towarzystwa, aby móc "przynajmniej" porozmawiać na poważniejsze tematy. A okazji do nawiązywania innych, dyskretnych znajomości, dawały nieustanne bale, jakie organizowano wówczas na dworze Elżbiety I.
Niektóre z tych bali były dość szczególne, gdyż na przykład na życzenie carycy w każdy wtorek kobiety przywdziewały męskie stroje, zaś mężczyźni damskie suknie. Katarzyna po latach pisała: "Muszę powiedzieć, że nic nie było równie okropne, a zarazem komiczne od widoku tak przebranych mężczyzn i nic bardziej żałosne niż widok kobiet w męskim stroju". Przyjęcia te był obowiązkowe i trudno się było z nich wykręcić, choć większość dworzan ich nie znosiła, ale kaprys carycy Elżbiety był ponad wszystkim, a wynikał on z prostego założenia - ona sama doskonale prezentowała się w męskim przebraniu i dlatego wymagała tego również on innych swych dworzan. Niektóre z takich uroczystych spotkań, mogły skończyć się nawet pewnymi urazami, jak bowiem pisała Katarzyna w swych "Pamiętnikach: "Tańczyłam poloneza z bardzo wysokim panem Sieversem, który miał na sobie krynolinę użyczoną mu przez cesarzową. Hrabina Hendrikowa, która tańczyła za mną, nadepnęła na krynolinę pana Sieversa, gdy robił obrót z dłonią w mojej dłoni. Padając, uderzyła mnie tak mocno, że wpadłam pod krynolinę Sieversa, która wystrzeliła do góry obok mnie. Sam Sievers zaplątał się w swoje suknie, które były w wielkim nieporządku, i tak nasza trójka leżała rozciągnięta na podłodze, przy czym mnie całkowicie przykrywała jego suknia. Umierałam ze śmiechu, próbując wstać, lecz było to możliwe dopiero z pomocą innych, ponieważ byliśmy tak zaplątani w odzienie monsieur Sieversa, że każda próba powstania powodowała upadek pozostałej dwójki".
Ślub Piotra i Katarzyny miał miejsce 21 sierpnia 1745 r. Wcześniej otrzymali oni porady, jak należy postępować w małżeństwie i jak powinien zachowywać się mąż w stosunku do żony oraz żona w stosunku do męża. Lekcji tych udzielał szwedzki dragon o nazwisku Rumberg (lub Romburg). Uczył więc on nowożeńców, iż mąż zawsze ma być panem i władcą. Żona w jego obecności nie może się odezwać bez pozwolenia i nie może mieć też innych poglądów, niż ma jej małżonek. A jeśli będzie się buntowała, to zalecał on "dać jej po głowie", czyli po prostu spuścić lanie. Piotr potem wielokrotnie z lubością przypominał te słowa Katarzynie. Pisała ona: "Czułam doskonale, jak mało go obchodziłam i jak mało ma dla mnie uczucia. (...) Gdy jednak zostawałam sama, zalewałam się łzami, po czym po cichu je ocierałam i biegłam dokazywać z moimi pannami". Piotr z biegiem lat nie tylko nie dorastał, ale wciąż dziecinniał i nie tylko bawił się żołnierzykami, ale nawet lalkami, lub dokazywał z lokajami, chowając się przed nimi i zmuszając by co go szukali. Starał się też "ćwiczyć" swoją żonę w wojskowej musztrze, i jak Katarzyna pisała w "Pamiętnikach": "Wielki książę z dużym upodobaniem instruował mnie w sprawach wojskowych ćwiczeń. Dzięki niemu potrafię trzymać karabin z precyzją doświadczonego grenadiera. Kazał mi stać z muszkietem na warcie przy drzwiach pomiędzy naszymi pokojami".
Po ślubie Katarzyna musiała nie tylko znosić humory i dziwactwa swego męża, ale również kaprysy carycy Elżbiety, która np. wyznaczała młodej parze godziny w jakich mają się udać do łóżka. Nie wolno im było siedzieć za długo w nocy i jeść kolacji, gdyż Elżbieta uważała, że noc jest od spania i od "robienia dzieci". Jednak nie było to wcale takie proste, gdyż Piotr nie traktował Katarzyny jak kobiety, tylko jak towarzyszkę zabaw, i nocami albo grywał jej na skrzypcach, albo też godzinami opowiadał o swoich perypetiach, lub też wzywał służbę i kazał im ze sobą tańczyć w maskach na twarzy. Były też sytuacje, że Piotr w łóżku bawił się... zabawkami (czasem właśnie z tego powodu nie pozwalał się Katarzynie położyć spać, gdyż całe łóżko zastawione było żołnierzykami, a ta musiała siedzieć i przyglądać się temu na krześle. Jednocześnie Piotr ukrywał to przed ciotką i jej damami dworu oraz okłamywał ją, że nocami sypia z Katarzyną.
Mijały jednak lata, a młoda Niemka nie zachodziła w ciążę. Stało się tak dopiero w 1754 r. a 20 września tego roku powiła syna, któremu nadano (na polecenie carycy Elżbiety) na imię Paweł. Piotr nie był zbytnio zainteresowany synem, ponoć podszedł do niego, popatrzył i wzruszywszy ramionami wyszedł. Z pewnością nie był to też jego syn (choć co do tego nie ma pewności, gdyż Paweł po latach odziedziczył wiele cel właśnie po Piotrze), gdyż w tym okresie Katarzyna wdała się już w romans z Sergiuszem Sałtykowem, z którym to zapewne też straciła cnotę. Po latach Katarzyna tak o nim pisała: "Miał dwadzieścia sześć lat. Pod każdym względem, zarówno z urodzenia, jak pod wieloma innymi, był dystyngowanym kawalerem. Umiał ukrywać swe wady, z których największą była skłonność do intryg i brak zasad. Tego jednak nie dostrzegałam". Dziecko natychmiast po urodzeniu zostało matce odebrane i opiekowała się nim teraz osobiście caryca Elżbieta, która zapewne sama pragnęła mieć takie dziecko i małego Pawła traktowała jak swego syna, całkowicie odseparowując od niego Katarzynę (ta mogła go widzieć tylko z daleka, a po raz pierwszy ujrzała go czterdzieści dni po porodzie i zapisała w swym pamiętniku: "Wydał mi się bardzo ładny, a jego widok trochę mnie rozweselił, gdy tylko jednak ukończono modły, cesarzowa poleciła natychmiast zabrać go i wyszła". Sałtykow został wysłany z misją dyplomatyczną do Szwecji, a Katarzyna całymi dniami płakała, leżąc samotnie w łóżku.
Katarzynie odmówiono uczestnictwa w życiu swego dziecka, co spowodowało że stała się dla niego jakby obcą osobą. Nie była bowiem świadkiem jego pierwszego uśmiechu, pierwszego kroku, pierwszego wypowiedzianego słowa. Katarzyna poświęcała ten czas na czytanie książek (np. zaciekawiło ją, jak wiele podobieństw było w relacjach autorów antycznych, do realiów panujących w ówczesnej Rosji, szczególnie pod względem intryg, korupcji i dążenia do władzy) oraz modlitwy. Mąż coraz mniej się nią interesował, spędzając całe dnie w towarzystwie swych kompanów i metres które sobie wybierał, oraz musztrując swój pułk na kształt pruski. Katarzyna również z czasem zaczęła szukać spełnienia w ramionach innych mężczyzn, a gdy Elżbieta zmarła i na tron wstąpił Piotr III - 5 stycznia 1762 r., stanęła ona na czele buntu przeciwko małżonkowi i odebrała mu władzę - 9 lipca 1762 r., jego samego umieszczając w pałacu w Ropszy, gdzie też (na polecenie nowej carycy) został on zamordowany - 17 lipca 1762 r.
Katarzyna, nie mając wcześniej emocjonalnego związku z synem, po swym wstąpieniu na tron również nie starała się zacieśniać tych związków, tym bardziej że młody Paweł stawał się bardzo brzydkim dzieckiem. W wieku dziesięciu lat przeszedł ospę, która zniekształciła mu twarz do tego stopnia, że realnie zaczął przypominać "złośliwego diabełka". Podobnie jak Piotr, gardził i wyśmiewał wszystkim co rosyjskie. Ale przecież matka nie miała innego wyjścia i to właśnie on był jej jedynym następcą tronu. Już w 1773 r. ogłosiła pełnoletność syna i zaczęła poszukiwania kandydatki na jego żonę. Jej wybór padł na Wilhelminę Luizę von Hessen-Darmstadt, która po przyjeździe do Rosji, przejściu na prawosławie i przyjęciu imienia Natalia Aleksiejewna, oraz poślubieniu carewicza Pawła - 10 października 1773 r., szybko popadła w konflikt z teściową. Paweł miał wówczas 19 lat, a jego nowa małżonka lat 18. Katarzyna II miała pretensje do synowej, że ta nie uczy się języka rosyjskiego, ma skłonności do intryg, jest rozrzutna i podporządkowała sobie jej syna. To właśnie w otoczeniu Pawła i Natalii, kształtowała się opozycja do rządów Katarzyny, którą oskarżano o mężobójstwo i cudzołóstwo (oczywiście nieoficjalnie, wiadomo przecież że nie można było o to oskarżyć cesarzowej, która jednym słowem mogła sprowadzić na taką osobę więzienie, tortury i śmierć). Zresztą Natalia nie była wcale lepsza od teściowej. Już bowiem na statku, którym płynęła do Petersburga, nawiązała romans z młodym oficerem pułku Izmaiłowskiego - hrabią Andriejem Kiriłłowiczem Razumowskim... oraz z Nikołajem Aleksandrowiczem Zagriażskim. Wydaje się, że chciała ona pójść w ślady Katarzyny i władać Rosją przy pomocy swego męża (którego owinęła sobie wokół palca), a być może nawet sama ogłosiłaby się carycą i rządziła krajem tak, jak jej teściowa.
Razumowski należał do grona przyjaciół carewicza Pawła i co noc podawał mu opium oraz środki nasenne, aby móc spędzać czas z jego żoną. Do Pawła oczywiście dochodziły plotki, na temat niewierności żony, ale nie dawał on im wiary i święcie wierzył w uczciwość swej małżonki. Ambitna Niemka pozwalała sobie jednak na coraz więcej i nie poprzestawała na zdradzie małżeńskiej, ale poczęła knuć spisek, mający na celu obalić Katarzynę i osadzić na tronie jej męża - Pawła I. Krąg spiskowców sięgał daleko i ocierał się nawet o sekretarza ambasady francuskiej oraz kilku biskupów prawosławnych. Co ciekawe, zawiązany został jeszcze w tym samym 1773 r., czyli... wkrótce po ślubie Natalii z Pawłem. Spisek się wydał i jego niedoszli członkowie zostali ukarani utratą stanowisk lub wygnaniem (choć nikogo nie postawiono przed sądem), zaś sam Paweł i jego małżonka zostali objęci ścisłą kontrolą carycy. Z końcem 1775 Natalia Aleksiejewna zaszła w ciążę, lecz w kwietniu 1776 r. poroniła syna, sama umierając wkrótce potem. Paweł wpadł w rozpacz i oskarżył o śmierć żony swą matkę, która miała kazać podać jej truciznę. Katarzyna zwołała konsylium 13 chirurgów, którzy po przebadaniu ciała Natalii, doszli do wniosku że nie była ona w stanie urodzić dziecka, ponieważ miała wadę anatomiczną (stwierdzono że: "szpara była szeroka na cztery palce, a ramiona dziecka na osiem" 😄) - to jednak Pawła nie przekonało, lecz wkrótce pojawiły się plotki (zapewne rozgłaszane na polecenie Katarzyny) że ojcem zmarłego dziecka był jednak Razumowski. Caryca wygnała go z dworu i zesłała na Ukrainę, gdzie jego ojciec - Kiriłł, pełnił funkcję atamana Kozaków lewobrzeżnych.
Katarzyna rozpoczęła też poszukiwania nowej kandydatki na żonę dla syna i jej wzrok padł teraz na Wirtembergię. Spodobała jej się bowiem urodzona - podobnie jak ona sama w Szczecinie - księżniczka wirtemberska Zofia Dorota Augusta Luiza. Rzeczywiście, była ona piękną kobietą i porównywano ją nawet do "pięknego dnia" oraz twierdzono że jest stworzona by nosić koronę. Gdy Katarzyna zaakceptowała kandydaturę Zofii, posłała swego syna do Berlina, gdzie przybył on 7 lipca 1776 r. Opiekunem księżniczki, był król Prus - Fryderyk II Wielki, który radował się że to właśnie ona zostanie żoną rosyjskiego następcy tronu, gdyż jej rodzina była przyjacielsko nastawiona do Hohenzollernów. Paweł też zauroczył się piękną księżniczką z Wirtembergii i był skory do szybkiego ożenku. To, iż to właśnie Katarzyna stała za tym związkiem, na pewien czas zbliżyło do siebie matkę i syna. Nim jednak Paweł opuścił Prusy, spisał specjalne "porady" dla nowej małżonki, jak widzi sobie ich dalszy związek. Jako pierwszy punkt, wymienił obowiązek wierności małżeńskiej, następnie urodzenie dzieci - przede wszystkim synów, podporządkowanie się woli męża, nieuczestniczenie w intrygach dworu oraz niepodważanie powagi imperatorowej, Oczywiście księżniczka przyjęła wszystkie warunki bez zastrzeżeń (co ciekawe, jej matka, pruska księżniczka - Fryderyka Zofia, zobowiązała ją przede wszystkim do wierności królowi pruskiemu i nie uleganiu wpływom rozpustnej Katarzyny).
Z końcem sierpnia 1776 r. Zofia Dorota przybyła do Carskiego Sioła i tam po raz pierwszy ujrzała ją caryca Katarzyna... a była nią zachwycona. Pisała potem: "Jest taka, jakiej sobie życzyłam, strojna jak nimfa, oblicze twarzy - mieszanina lilii i różu, cera najpiękniejsza na świecie (...) moja księżniczka przedstawia sobą wszystko, czego pragnęłam", zaś w liście do barona Friedricha Melchiora Grimma caryca pisała krótko: "Ona jest po prostu wspaniała!". Zofia też odwzajemniała te uczucia i zwracając się do Katarzyny, mówiła: "Wasza Cesarska Mość jest przecudna i niezwykle mądra. Kocham WCM do szaleństwa". Podczas zaręczyn Katarzyna wręczyła zaś Pawłowi liścik, w którym było zapisane: "Kocham Was z całego serca moje dzieci". Ślub odbył się 26 września 1776 r. i Zofia Dorota przyjęła imię Marii Fiodorownej. Miała prawie 17 lat, a jej małżonek 22. Dyskretnie dbała o interesy Prus, a jednocześnie starała się prowadzić takie życie, aby jak najmniej o niej mówiono. Męża swego wspierała we wszystkich jego przedsięwzięciach i deklarowała mu swą dozgonną miłość i posłuszeństwo. Do Katarzyny starała się zwracać z najwyższym szacunkiem i troską, ale... taki stan rzeczy nie trwał zbyt długo. Gdy Katarzyna zaczęła zmieniać swą pro-pruską politykę na pro-austriacką, sympatie między dwiema kobietami się skończyły. Maria Fiodorowna zaczęła izolować męża od matki i zamykać się w gronie swych pruskich przyjaciół. Oczywiście publicznie wciąż deklarowała swą miłość i oddanie imperatorowej, ale realnie drogi obu kobiet zaczęły się rozchodzić.
Latem 1777 r. Katarzyna wysłała syna i synową do miejscowości Pawłowsk, gdzie rozpoczęto budowę ich wspólnej rezydencji. Była to oficjalnie nagroda za zajście Marii w ciążę, ale realnie caryca zsyłała Pawła i Marię na wygnanie z dala od dworu i tutejszych intryg. W Pawłowsku Maria znacznie rozbudowała pałac i zamieniła go na swój prywatny dwór z niezwykle wykwintną formą i anturażem. 23 grudnia (12 grudnia starego stylu) 1777 r. w Pałacu Zimowym w Petersburgu Maria Fiodorowna powiła syna, którego nazwano (na życzenie carycy) Aleksander (na cześć zarówno Aleksandra Newskiego, żyjącego w XIII wieku, jak i Aleksandra Wielkiego). Od chwili narodzin tego dziecka, cesarzowa wiązała z nim wielkie nadzieje i to do tego stopnia, że powiadano iż to właśnie on ma być jej następcą, z pominięciem Pawła. Nad jego główką podczas chrztu trzymano koronę, zaś Katarzyna oficjalnie mówiła o nim, jako o przyszłym carze. Organizowano bale na jego cześć i pomyślność (w których to prześcigali się również wzajemnie carscy dworacy), dedykowano mu wspaniałe wiersze i widziano w nim przyszłość dynastii i chwałę Rosji. Katarzyna tak pokochała chłopca, że wkrótce po urodzinach popełniła ten sam grzech, który wcześniej na niej samej dopuściła się caryca Elżbieta - czyli odebrała dziecko spod opieki rodziców. To przelało czarę uczuć Marii do Katarzyny i zapełniło serce tej pierwszej żywą nienawiścią do teściowej, której przecież woli nie mogła się sprzeciwić. Uciekała więc w inne rozrywki, przede wszystkim zajmowała się rozbudową rezydencji w Pawłowsku.
A tymczasem Katarzyna nie odstępowała Aleksandra na krok, sypiał on nawet w jej pokojach. Chciała go uformować w taki sposób, aby był jej wierny i jednocześnie spełniał wszystkie kryteria, jakie pokładała w Pawle, a nie było jej dane go wychować. Jego kołyska wyścielona była najdelikatniejszymi i najpiękniejszymi materiałami, a mamki i niańki nie mogły spuścić z malucha oka. Co prawda rodzice nie zostali całkowicie pozbawieni kontaktów z dzieckiem i mogli go odwiedzać (czego wcześniej Katarzyna czynić nie mogła) a nawet zabierać go na spacery po ogrodzie, ale realnie przebywał on u boku carycy, a nie Marii i Pawła. Jego pokój był codziennie wietrzony i nie wolno było tam zapalić więcej, niż dwóch świec. Niemowlę często też kąpano w zimnej wodzie. Babka zapewniła mu wszelkie rozrywki - otrzymał żołnierzyki, farby do malowania, instrumenty muzyczne, a potem książki. Katarzyna wybuchała radością, gdy tylko informowano ją o postępach wnuka, pięknie grającego na skrzypcach, malującego obrazy, projektującego i budującego meble, pokrywającego książki delikatnym aksamitem, czy też czytającego. Aleksander ponoć sam nauczył się czytać, a babka mawiała że wyprzedza on innych chłopców w swoim wieku co najmniej o sześć lat. Matka też radowała się, słysząc o postępach syna, ale żal z powodu odebrania Aleksandra przepełniał jej serce do głębi goryczą i prawdziwą nienawiścią do Katarzyny. Paweł zaś zupełnie się synem nie interesował. Choć może nie do końca - interesował się, ale inaczej niż można by zakładać. Interesował się tylko w taki sposób, że był po prostu o niego zazdrosny i informacje o jego sukcesach nie napawały go dumą, lecz obawą że w przyszłości to właśnie Aleksander może zostać następcą Katarzyny.
Doszło do tego, że dorastający Aleksander zaczął traktować swą babkę, jak matkę i prosił ją nawet by "dała mu braciszka", a gdy 8 maja (27 kwietnia) 1779 r. urodził się drugi syn Marii i Pawła - Konstanty, babka również i jego odebrała rodzicom, aby malec miał towarzysza zabaw (co do Konstantego caryca również snuła wielkie plany, i o ile Aleksander miał w przyszłości zasiąść na rosyjskim tronie, o tyle Konstanty miał objąć władzę w uwolnionym od Turków Konstantynopolu i odrodzić dawne Cesarstwo Bizantyjskie). Mijały lata, a Aleksander otoczony był wciąż nowymi książkami (głównie francuskimi), mającymi kształtować jego charakter i sposób myślenia. Babka wpajała mu przeświadczenie o potędze i chwale Rosji, zaś on sam nigdy o Rosjanach nie mówił "podani", a raczej "współobywatele" lub "rodacy". Młody Konstanty kpił z Aleksandra, że ten zaśmieca sobie głowę francuskimi książkami, podczas gdy on uczy się o wojnach, bitwach i walkach z Turkami. Ale Aleksander - z wyglądu przypominający greckiego boga - w wieku 12 lat, znał już pięć języków (głównie mówił po francusku, po rosyjsku zaś dosyć słabo). Zgromadził wokół siebie ludzi, którzy pragnęli przeprowadzić w Rosji reformy ustrojowe ograniczające samodzierżawie i ułożyć pierwszą w dziejach kraju konstytucję. Zarówno Aleksander, jak i ludzie z jego otoczenia obawiali się, że jeśli po śmierci Katarzyny II do władzy dojdzie ograniczony intelektualnie i wielbiący proste rozrywki Paweł, to wówczas Rosja stoczy się na długie lata w odmęty tyranii.
W 1793 r., gdy Aleksander skończył 16 lat, babka ofiarowała mu Pałac Aleksandrowski w Carskim Siole. Jednocześnie Katarzyna widziała, że chłopiec lubi się ładnie stroić i ma nieco zniewieściałe ruchy, dlatego nalegała na częste szkolenia fizyczne, z jazdy konnej, szermierki, strzelania z pistoletów itp. Aleksander, pod wpływem dostarczanych mu francuskich książek i żyjąc w czasach Rewolucji Francuskiej, starał się nieco upodabniać do "eleganckiego jakobina", co skutkowało tym, że np. przyszywał sobie do munduru trójkolorową kokardę. Paweł, widząc te synowskie fanaberie, wpadał w złość i wielokrotnie groził że wybije mu owe "heretyckie fantazje" z głowy za pomocą pięści. Babka nie tylko dbała o wykształcenie i sprawność fizyczną swego wnuka, ale również zaczęła namawiać go, by skorzystał z zakazanego owocu i zabawił się z kobietami. Ona sama, która zmieniała kochanków jak rękawiczki, dobrze wiedziała co mówi - chciała aby przyszły władca doświadczył wszystkiego, co zapewne mu się przyda w późniejszym życiu. Poleciła również jednej z dam dworu, aby pomogła carewiczowi przestać być prawiczkiem, a potem sama sprowadzała dla niego różnego rodzaju artystki, śpiewaczki i tancerki - rzekomo dla kształtowania jego muzycznego słuchu i talentu, a naprawdę z zupełnie innych powodów. I to się Aleksandrowi spodobało, a wkrótce potem uzależnił się od seksu.
W 1792 r. babka postanowiła ożenić swego wnuka i w tym celu wysłała swoje poselstwo do Badenii. Posłowie zaproponowali małżeństwo z carewiczem Aleksandrem, dwóm córkom margrabiego Badenii - Karola Ludwika: 13-letniej Luizie Ludwice Marii Auguście i 11-letniej Fryderyce Dorocie. Matka dziewcząt - Amalia Fryderyka, była siostrą Natalii Aleksiejewnej, pierwszej żony carewicza Pawła. Spisano warunki kontraktu małżeńskiego, podobne do tych, jakie swej małżonce podyktował Paweł podczas wizyty w Berlinie, szesnaście lat wcześniej. Wybór kandydatki na żonę, pozostawiono w gestii Aleksandra i dlatego oba sporządzone obrazy dziewcząt posłano do Petersburga (co ciekawe dziewczęta nie wiedziały w jakim celu pozują do obrazów, a potem, gdy wsadzono je razem do karety i wysłano do Petersburga - po co i dokąd jadą. Dopiero w czasie jazdy poinformowano je, że jadą do Rosji. Dziewczęta się rozpłakały, a Luiza Ludwika krzyczała, że nie chce jechać do "północnego barbarzyńcy". W czasie jazdy pisały one listy do ojca i matki, błagając ich, aby zmienili swą decyzję i pozwolili im wrócić - oczywiście niczego nie wskórały). 31 października 1792 r. wjechały do Petersburga i jeszcze tej samej nocy powitała je caryca Katarzyna. Podczas tego powitania, Katarzynie bardziej spodobała się starsza Luzia i ją to właśnie głównie obsypywała pochwałami. Aleksander powitał specjalnie dla niego wystrojone (w długie białe tuniki, gdzie wyglądały jak nimfy) dziewczęta dopiero 2 listopada.
To nie on wybrał sobie kandydatkę na żonę, uczyniła to za niego babka, już podczas pierwszego powitania dziewcząt w Pałacu Zimowym. Aleksander nie mógł się bowiem zdecydować i tak naprawdę wcale nie spieszyło mu się do żeniaczki. Wolał prowadzić takie życie, jakie prowadził dotąd, wolne, w dużej mierze beztroskie i nie podlegające małżeńskim ograniczeniom. Ale babka nalegała i ostatecznie wręczyła mu do ręki liścik, każąc go ofiarować Luizie. To były spisane przez Katarzynę oświadczyny. 9 maja 1793 r. odbyła się konwersja Luizy na prawosławie (przyjęła ona nowe imię - Elżbieta Aleksiejewna), a dzień później oficjalne zaręczyny jej z Aleksandrem. Od początku nie był to dobrany związek, może dlatego że oboje byli jeszcze zbyt młodzi i łatwo podatni na wszelkie oddziaływania, które niekoniecznie mogły im służyć. Aleksander już tej samej nocy po zaręczynach, na przyjęciu w towarzystwie swych druhów, kazał Luizie obnażyć się do pasa i zachwycał się jej piersiami, oraz tym, jak będzie się nimi bawił w łożu (podobnie jakieś czterdzieści lat wcześniej postąpił carewicz Piotr, który wyciągnął z łoża swoją młodą żonę - Katarzynę, zerwał z niej koszulę i tak ją pokazał swym pijanym kompanom). Ślub odbył się 28 września 1793 r. Najbardziej z tego ożenku niezadowolony był carewicz Paweł, który już jawnie zaczął podejrzewać, że matka chce pominąć go w drodze do korony. Aleksander bardzo bał się swego ojca, jego spojrzenie elektryzowało go. Jego słynne powiedzenie: "Zrobię z ciebie człowieka" powodowało dreszcz grozy u Aleksandra. Paweł obawiał się, że matka zechce oficjalnie uczynić Aleksandra swym następcą i zapewne nie zamierzał się temu biernie przyglądać. Tak więc, gdy stara caryca usiadła na sedesie, który wcześniej był tronem polskich królów, stało się coś, o czym oficjalnie się nie mówi i za przyczynę jej śmierci uznaje albo udar mózgu, albo apopleksję, wykluczając całkowicie... zamach na jej życie. Tym bardziej, że jak świadczą niektórzy, 24 listopada 1796 r. caryca Katarzyna planowała oficjalnie ogłosić Aleksandra swym następcą. Jestem pewien, że plany te dotarły do carewicza Pawła i jego stronników, którzy postanowili jej w tym przeszkodzić.
Co zatem mogło się stać w ubikacji, owego 16 listopada 1796 r.? Niestety, najbardziej logiczna wydaje się tutaj możliwość najmniej prawdopodobna i przez to oficjalnie nie brana pod uwagę. Otóż należy pamiętać - co raczej nie było tajemnicą - że carewicz Paweł darzył Polaków dość dużą sympatią. Na ile ona wynikała z jego rzeczywistych poglądów, a na ile była jedynie formą walki z matką, która doprowadziła do rozbiorów Polski - tego niestety nie wiadomo. Ale wiadomo, że to właśnie car Paweł I, już po śmierci matki, zwolnił z więzienia w twierdzy Pietropawłowskiej w Petersburgu Tadeusza Kościuszkę, bohatera walk o Niepodległość nie tylko Polski, ale również Stanów Zjednoczonych Ameryki. Paweł uwolnił go już 26 listopada 1796 r., czyli zaledwie dziewięć dni po śmierci Katarzyny II i swoim wstąpieniu na rosyjski tron. To też daje do myślenia. Ale warto wreszcie powiedzieć, co też mogło się stać w ubikacji, w chwili gdy weszła doń stara caryca. Otóż - jak już wspomniałem - sedes został przebudowany z dawnego tronu polskich królów, a dla wygody, specjalnie wyposażony w poduszki wyłożone na krawędziach, które sprawiały że nie odczuwało się chłodu zimnego metalu. Poduszki te zostały jednak usunięte na krótko, nim doszło do zgonu carycy - oficjalnie po to, aby je zmienić, gdyż tamte uległy przedarciu. I tak też się stało, tron sedes został wyłożony zupełnie nowymi poduchami, z których wcześniej nikt nie korzystał. Gdy więc caryca weszła do ubikacji i opadła całym ciężarem swego już pokaźnego ciała na sedes... jej pośladki i uda zostały przebite dużą ilością małych sztyletów, które były ukryte wewnątrz nowych poduch i które zapewne spowodowały, że się tam w dużej mierze wykrwawiła, nim odnalazła ją służba. Oczywiście ktoś powie - nie ma na to żadnych dowodów - ale przecież dowody przedstawiłem, obawa Pawła przed pominięciem go w linii sukcesji, wymiana poduch w osobistej toalecie carycy i jej śmierć w dość dziwnych okolicznościach (gdy ją znaleziono, leżała na ziemi, z podkulonymi nogami). W każdym razie Katarzyna II - ta "niewyżyta seksualnie Niemra" odeszła z tego świata, a jej następcą został car Paweł I (Aleksander od razu ogłosił że nie zamierza rywalizować z ojcem w walce o koronę). I dopiero w kilka lat później jego syn, namawiany przez dworaków, dla których polityka Pawła I zbliżenia z Francją Napoleona, sympatii do Polaków i walce z Prusami, Austrią i Anglią, była nie do zaakceptowania. Postanowiono go więc "wymienić", a doszło do tego tak, jak na samym początku zaprezentowałem.
To tyle jeśli chodzi o tę część wprowadzenia do tematu, która bezpośrednio dotyczyła relacji rodzinnych Pawła i Aleksandra za czasów panowania Katarzyny II. W kolejnej części przeniesiemy się nad Sekwanę i przyjrzymy, w jaki sposób młody generał Bonaparte zdobył władzę i ogłosił się Pierwszym Konsulem (a potem niestety znów czeka nas powrót do Petersburga).
CDN.