Stron

sobota, 17 stycznia 2015

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. II

"PIEKŁO"


Na pewno zastanawiacie się, jak to jest możliwe, że wszyscy, bez względu na to czego dopuścili się na Ziemi, mogą dostąpić tego szczęścia, które spotyka nas po śmierci. W naszych pojęciach, przekazanych nam przez religię, tradycję i utwierdzonych w rodzinie i społeczeństwie, pojawia się rozróżnienie - podział na "Niebo" i "Piekło". Do tego drugiego, mają udawać się (lub są wciągani przez złe istoty, zwane diabłami), ludzie, którzy wiedli niegodziwe, pełne zła i okrucieństwa życie. Czy jest możliwe, by tacy ludzie również dostąpili tego co opisuję? Jeśli widzimy mordercę, który popełnia przerażające zbrodnie, zabija z zimną krwią, z uśmiechem na ustach - często nie mamy wątpliwości, co może go spotkać po śmierci. Ale czy miejsce wiecznych cierpień - takie jak Piekło, rzeczywiście istnieje? Odpowiadając na to pytanie, należy stwierdzić - TAK, miejsce przypominające Piekło - istnieje, tylko że my...nie możemy tam trafić. Zresztą, jak już pisałem - po śmierci ciała, cierpienie się kończy. Ale jak to jest możliwe, że wszystkie dusze, które za życia wiodły różne żywoty - jednakowo mogą powrócić do miejsca które opisuję (staram się nie pisać "Niebo" - gdyż to miejsce nie przypomina znanego nam z przekazów biblijnych - Nieba).

Do Piekła po śmierci trafić nie możemy, cierpienie po śmierci nie istnieje - gdzie więc tu sprawiedliwość, dlaczego ci, którzy dopuszczali się czynów okrutnych i złych, mogą na równi wejść do "Królestwa Bożego". Tak właśnie jest, ale...nie myślcie sobie że tacy ludzie (czy też takie dusze), które mają wiele zła na sumieniu, są traktowane tak, jak inne. Tak nie jest, choć wszystko co opisałem do tej pory odbywa się tak samo dla wszystkich dusz. Sytuacja jednak wygląda inaczej, już po przejściu do tego cudownego miejsca, które wkrótce przedstawię. Jak już pisałem, po śmierci dusza nie cierpi, ale...pozbawiona jest też przyjemności (które również opiszę), dostępnych dla innych. Na "Tamtym Świecie", nikt jej nie wita, ani rodzice, ani znajomi - nikt - płynie bezpośrednio do miejsca swego przeznaczenia, gdzie już ją oczekują. Co jest tym miejscem przeznaczenia dla takiej duszy? A to różnie, w zależności od naszych ulubionych na Ziemi miejsc, tam gdzie zawsze czuliśmy się szczęśliwi, gdzie było nam dobrze  - dla jednych może to być...plaża pod palmami nad brzegiem morza, dla innych górska leśniczówka, lub ulubiony bar. Tam, gdzie zawsze czuliśmy się dobrze (nawet dusze, które dopuściły się za życia wielkiego zła, nie są pozbawiane przyjemnych wrażeń, z pamięci swego poprzedniego życia).

Ale na tym przyjemność się kończy. A co nas tam czeka? Cóż...bardzo trudna rozmowa. Ktoś powie to wszystko, nic więcej - za takie zbrodnie popełnione na Ziemi? To aż nadto! Dusza, która w swym życiu dopuściła się zła, przez długi czas swego pobytu pozbawiona jest kontaktu z innymi duszami, swymi przyjaciółmi, rodziną, znajomymi, czas spędza tylko i wyłącznie w otoczeniu swego Opiekuna. Na początku więc, czeka ją "niemiła rozmowa" (niemiła w cudzysłowie, gdyż nie jest ona ani obraźliwa, ani upokarzająca, ani też gwałtowna). My sami już wiemy, udając się na takie spotkanie, że przysłowiowo "daliśmy plamę" na całej linii. Nie boimy się (dusze raczej nie odczuwają strachu), ale ogarnia nas uczucie...żalu, że zmarnowaliśmy sobie życie, jednocześnie tracąc czas. Gdy przybywamy do naszego ulubionego miejsca (po prostu tam płyniemy - ściągani przez Opiekuna), możemy zastać naszego Przewodnika w różnych sytuacjach, jak już wspomniałem - jeśli to jest plaża po palmami, może być on np. w...hawajskiej koszuli z łopatką w ręku budując zamek z piasku (lub w bikini kąpiącą się w morzu), możemy go spotkać w naszym (za życia) ulubionym barze, siedzącego nad szklaneczką whisky i czytającego gazetę, w oczekiwaniu na nas (w zależności od tego, gdzie najlepiej czuliśmy się za życia). To nie są żarty - to wszystko ma nam pomóc, uspokoić i pozwolić nam się otworzyć.

Jak już powiedziałem, tam nie ma krytyki naszych postaw, nie ma upokarzania i obraźliwych sformułowań - choć mimo to rozmowa jest bardzo ciężka. Przede wszystkim dlatego, że my sami wiemy że popełniliśmy duży błąd (straciliśmy mnóstwo niepotrzebnego czasu, zamiast się rozwijać - staliśmy w miejscu). Takie spotkanie może więc zacząć się od pytania naszego Opiekuna: "Słuchaj, kiepsko to wyszło. Opowiedz mi o swoim życiu". Nasz Przewodnik i tak wie o nas wszystko, zna nas lepiej niż my sami siebie znamy, nic się przed nim nie ukryje, nawet największa drobnostka. Mimo to, to On (lub Ona - co ciekawe po śmierci płciowość również odgrywa dość ważną rolę - choć już nie tak istotną jak na Ziemi), prosi nas byśmy to my, opowiedzieli mu o swoim życiu. Gdy to zrobimy, może paść pytanie: "Co chciałbyś zmienić w swym życiu, gdzie dostrzegasz błędy". Rozmowa taka trwa praktycznie przez cały czas pobytu tej "złej" (za życia), duszy na "Tamtym Świecie". Przez ten czas nie robi ona nic innego, tylko stara się zrozumieć swoje błędy i wyciągnąć z nich konsekwencje. Wreszcie sama dochodzi do przekonania że musi doświadczyć tego samego, czym wcześniej obdarzała innych. Dopiero wówczas wybiera sobie nowe ciało i "przybywa" (ponownie się rodząc), na Ziemię.

To nie jest przymus, my sami widzimy, jakie pokłady negatywnej energii wytworzyliśmy za życia, musimy ją teraz...zebrać. Dlatego też ci, którzy np. za życia maltretowali kobiety, bili je, gwałcili, mordowali dla kaprysu, lub dla tzw.: "zemsty rodowej", którzy kobiety potwornie okaleczali, dla zasad wyznawanej przez siebie religii, dostąpią tego samego w kolejnym wcieleniu (i to oni sami wybiorą sobie takie życie, nikt im tego nie będzie narzucał). Co ciekawe, Opiekunowie wykazują pewien rodzaj zrozumienia, w sytuacji gdy podeprzemy się właśnie wychowaniem, w takiej czy innej kulturze, ale mogą zapytać: "Wiec to ona cię zdeprawowała?", jednak, jeślibyśmy chcieli cokolwiek zmyślić, okłamać - nie mamy szans, Opiekunowie i tak znają nas lepiej. Gdy jednak będziemy wykręcać się tylko wpojonymi nam przekazami religijno-społecznymi, Opiekun może spytać: "Dlaczego nie wejrzałeś w głąb siebie. Posiadasz przecież poczucie umiaru, wstrzemięźliwości i odpowiedzialności - ty jednak je zignorowałeś". Często może paść pytanie ze strony owej duszy: "A co ty zrobiłeś/aś, dlaczego mi nie pomogłeś/aś, gdy tego potrzebowałem, dlaczego cię nie było, gdy zło wzięło nade mną górę?", odpowiedź z reguły bywa zbliżona do: "Jeśli ciągle będę cię prowadzić - do czego zamierzasz sam dojść?". Następne (przykładowe) pytania, Opiekuna mogą brzmieć: "Co według ciebie, jest w tobie najważniejsze?", "Czego pragniesz w życiu?", "Pragniesz podziwu, współczucia innych - dlatego ich krzywdziłeś? To nie było godne ciebie"

Gdy jesteś już pewien że nadeszła właściwa pora - wybierasz sobie swoje nowe życie, takie, jakie wcześniej prześladowałeś. Przykładowo, jeśli gwałciłeś i mordowałeś kobiety - kolejny twój żywot, spędzisz w miejscu na Ziemi, gdzie kobiety są okaleczane i upokarzane. Musisz "Zebrać plon, który sam zasiałeś" - jak mówił Jezus Chrystus. Jednak to ty o tym decydujesz, nikt ci niczego nie nakazuje, nie wybiera za ciebie nowego życia - ty, dysponując swoją Wolną Wolą, decydujesz jak chcesz się zmienić. Tak wygląda "Piekło", dla tych dusz, które za życia dopuściły się okrutnych i złych czynów - to jest ich "Katharsis" (Oczyszczenie). Podobnie wygląda sytuacja z duszami, które "uciekły z Ziemi". Pisząc "uciekły", mam na myśli samobójstwo. I jedni i drudzy są pozbawieni na "Tamtym Świecie", towarzystwa swych przyjaciół i rodziny. Spędzają ten czas jedynie w towarzystwie swoich Opiekunów, po to by wspólnie dojść do przekonania co zmienić w kolejnym życiu, by zrównoważyć negatywną energię, powstałą na skutek zła przez nas popełnianego, lub samobójstwa. Dlatego też większość światowych religii, a szczególnie Chrześcijaństwo, głosi, że za odebranie sobie życia - czeka nas Piekło. "Piekło" wygląda właśnie tak, jak wyżej opisałem.




 

JESTEM W PIEKLE

MÓJ BOŻE MIEJ MNIE W SWEJ OPIECE!


Niekiedy zdarza się jednak (np. podczas śmierci klinicznej, a nawet i w czasie terapii regresywnej), że osoba poddana hipnozie, zaczyna nagle...widzieć piekło, demony, diabły etc. Jak to możliwe, że są osoby, które maja i takie doświadczenia z "życia po życiu"? Nim odpowiem na to pytanie, muszę stwierdzić, że ludzi, którzy mają takie wizje (zarówno będąc w stanie śmierci klinicznej, czy w czasie sesji hipnoterapeutycznej) - jest bardzo niewielu. Ale czy to znaczy, że właśnie oni dostąpili wizji Piekła i piekielnych mąk, jakie czekają ludzi po ich śmierci? Jak więc to wygląda (i jak godzi się z tym co napisałem wyżej), jakie są to dusze i gdzie one trafiają?

Na początku małe wyjaśnienie - Piekło i diabły widzą nie ci ludzie, którzy dopuścili się za życia wielkich zbrodni, ale ci którzy...bardzo chcieli dostać się do Piekła, wciąż o nim opowiadając i strasząc innych przed wiecznymi piekielnymi mękami (ostatnio nawet czytałem relację pewnego polskiego księdza, który będąc w stanie śmierci klinicznej, doznał widoku Piekła). 

Oczywiście wszystko zaczyna się dokładnie tak samo, jak opisywałem to w poprzednim poście. Następuje fizyczna śmierć ciała, potem czas pożegnania (o czym jedynie napomknąłem, może jeszcze napisze tu coś więcej), ze swym ciałem, a przede wszystkim z pozostawioną na tym świecie rodziną, najbliższymi, którzy cierpią, płaczą, nie rozumieją dlaczego odeszła tak bliska im osoba. Traktują ów świat jako jedyny i niepowtarzalny. Śmierć wydaje się więc czymś strasznym, nieznanym i nawet ci, którzy gorączkowo się modlą, czują ogromy strach przed śmiercią (według hipnoterapeutów, najbardziej boją się śmierci osoby bardzo religijne, wręcz dewotyczne). Dla nas żyjących, śmierć jest prawdziwą tragedią, która całkowicie destabilizuje nam życie. W wyniku śmierci najbliższej osoby - popadamy w ogromny smutek, żal a często nawet i depresję. Nie rozumiemy że śmierć nie jest niczym szczególnym w naszej drodze i że i tak spotkamy się ponownie z naszymi najbliższymi (zarówno na "Tamtym Świecie", jak i częstokroć w kolejnych żywotach ziemskich). Poza tym nasza kultura całkowicie deprecjonuje śmierć, odsuwając ją na dalszy plan, lub całkowicie ją demonizując. Ale wróćmy do tematu.

Dalej owa wspomniana przeze mnie dusza przechodzi przez tunel (tak jak to opisywałem w poprzednim poście), przebija się przez pas chmur i wychodzi na spotkanie swych przyjaciół i swego Przewodnika, ale tu spotyka ją przykra niespodzianka. Pewien mężczyzna poddany hipnozie, po przejściu przez pas chmur, ujrzał...coś przerażającego, oto jego relacja: "Wreszcie przebiłem się z nad tych gęstych chmur i płynę dalej. Widzę coś w oddali". Na pytanie hipnoterapeuty: "Co to takiego?", odpowiada: "Nie wiem jeszcze, jest zbyt daleko", wówczas na stwierdzenie hipnoterapeuty, by spokojnie zbliżył się do owej postaci i opisał jej wygląd, ów mężczyzna nagle wybucha głośnym krzykiem i zaczyna płakać: "O Boże, nie, och nie, nie. Boże Wszechmogący dlaczego? Dlaczego ja? To jest diabeł, jestem w piekle - mój Boże, dlaczego?". Hipnoterapeuta próbuje go uspokoić, prosząc by wziął głęboki oddech, odprężył się i dokładnie opisał to, co widzi przed sobą, mężczyzna jednak wciąż bardzo poddenerwowany, głośno lamentuje: "Widzę diabła Boże, dlaczego ja, dlaczego?" Hipnoterapeuta ponownie próbuje go uspokoić, twarz mężczyzny pokrywa się zimnym potem, który hipnoterapeuta usuwa chusteczką., mówiąc: "Spokojnie, może ci się coś przewidziało, uspokój się i opisz mi go dokładnie", w tym momencie mężczyzna zaczyna się rzucać na fotelu, szarpie się i krzyczy: "To już koniec - idę do piekła, och, już jestem w piekle!".

"Poczekaj opisz mi go dokładnie!" - te słowa jednak nic nie dają, mężczyzna wciąż się szamocze i wyrywa, wreszcie hipnoterapeuta pyta: "Opisz mi dokładnie jak wygląda ten diabeł, którego przed sobą widzisz?", mężczyzna wciąż płacząc odpowiada: "Demon, czerwono-zielona twarz, ma rogi, o Boże on ma rogi i te oczy tak groźne, tak zimne", hipnoterapeuta popędza: "Dobrze, mów dalej, opisz mi co jeszcze widzisz?". Pacjent kontynuuje: "Skóra jego twarzy jest cała czarna...osmolona - o słodki Jezu, dlaczego spośród wszystkich ludzi to spotkało właśnie mnie, przecież ci służyłem Boże całym moim sercem i całą duszą" (ów mężczyzna w poprzednim życiu był księdzem, a jego kazania były bardzo żywiołowe, często odnosił się do "życia po śmierci", gdzie opowiadał o cierpieniach, jakie przeróżni grzesznicy dostąpią smażąc się w ogniu piekielnym i doświadczając najróżniejszych mąk). Hipnoterapeuta ponagla: "Nie przerywaj, kontynuuj opis tej "postaci". "Co mam ci jeszcze opisać" - wybucha gniewem wzburzony pacjent - "Ty nie rozumiesz, ja stoję przed diabłem". "Dobrze, stoisz przed diabłem i co dalej, jak on wygląda, opisz go całego", pacjent na to: "Widzę tylko przezroczyste ciało, nic prócz twarzy". Hipnoterapeuta zapytuje w tym momencie czy to nie dziwne, że diabeł pojawia się nagle bez swego ciała i każe mu jeszcze raz spojrzeć oraz powiedzieć co widzi, lecz pacjent teraz właśnie milczy. Milczy przez pewien krótki czas, by nagle z żalem wybuchnąć: "No nie, to ten łajdak"...

Na pytanie o kim mówi odpowiada: "To mój...Przewodnik, robi sobie ze mnie żarty. To było ukartowane, on chciał mi odpłacić tym, czym ja sam za życia straszyłem innych ludzi - mówi mi o tym i zawadiacko z uśmiechem na ustach pyta - przyjemnie ci było?" Następnie ów mężczyzna mówi do hipnoterapeuty: "Nie żebym narzekał, wiedz że Scanlon jest świetnym nauczycielem, najlepszym, ale...lubi dość nieprzyjemne żarty, teraz przeszedł samego siebie". Pacjent zrozumiał że jego życie zboczyło z właściwej ścieżki jako głosiciela "Słowa Bożego", że miast przynosić ukojenie i radość, straszył ludzi mękami piekielnymi i cierpieniem pośmiertnym. Jego przewodnik Scanlon (takie nosił imię), chciał mu to pokazać w sposób iście obrazowy - i udało się na całego. Takich ludzi jak ów mężczyzna, którzy widzą po śmierci..."diabły", jest bardzo niewielu, a każde takie (nawet pośmiertne), doświadczenie ma nam ukazać pewien paradoks naszych słów, wyobrażeń i czynów, choć należy przyznać, że nie każdy Przewodnik ma tak "oryginalne" poczucie humoru jak ów Scanlon (no cóż - Przewodnicy to bardzo rożne typy osobowości i..."trudne orzechy do zgryzienia").



 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz