PRZEWODNIK
czyli twardy orzech do zgryzienia
Należy teraz trochę opowiedzieć o naszych Przewodnikach, których tu na Ziemi często nazywamy "Aniołami Stróżami". Są to byty tak różne i często tak oryginalne, że nie jesteśmy sobie w stanie tego nawet wyobrazić. Gdy opuszczamy Salę Sądu (o której pisałem w poprzednim temacie), przybywamy do szkoły, czyli miejsca gdzie uczymy się i analizujemy nasze poprzednie życiowe zawirowania. Pewna kobieta, poddana sesji hipnoterapeutycznej, opowiadała że jej Przewodniczka i Mentorka, wyszła po nią przed budynek szkoły. Powitała ją ciepło i zaprosiła do środka. Budynek wyglądał niczym grecka świątynia o strzelistych kolumnadach (taki widok jest indywidualny, druga dusza może ów budynek widzieć zupełnie zwyczajnie - jest to związane z naszymi osobistymi ulubionymi miejscami i przywiązaniem do określonych za życia miejsc - osoba poddana hipnozie, w poprzednich życiach często żyła w Grecji, a i w obecnym życiu szczególnie interesowała się dziejami dawnej Grecji i Rzymu). Jej Przewodniczka, która pełni odtąd rolę jej Nauczycielki, również ubrana była w szatę na sposób grecki, jedno ramię miała odsłonięte. Zaprowadziła ją do budynku, gdzie już czekała cała jej grupa docelowa (ok. 20 dusz). Rozpoczęło się ponowne powitanie ze znajomymi duszami.
Tak dobrze czuła się w gronie swych przyjaciół z grupy, znali się zresztą od wielu tysiącleci ziemskiej wędrówki (dusze z naszej grupy, bardzo często inkarnują w swoim pobliżu, by wzajemnie na siebie oddziaływać - choć nie jest to regułą). Pod kierunkiem Przewodniczki-Nauczycielki, cała grupa analizuje swoje poprzednie wcielenia, jednocześnie pomagając sobie wzajemnie uporać się z błędami, popełnionymi za życia. Nauczycielka nie zawsze jest w ich towarzystwie, niekiedy "wychodzi", zresztą członkowie "jednej paczki", uwielbiają przebywać we własnym towarzystwie, tam jest tyle ciepła, zrozumienia i życzliwości wobec naszych życiowych wyborów, że wszyscy członkowie grupy czują się prawie jak jedna istota (chociaż, tak jak w ziemskiej szkole, są zdolniejsi i słabsi uczniowie). A gdzie znika Nauczycielka-Przewodniczka? Najlepiej widać to podczas tzw.: "przerw". Owa wspomniana przeze mnie kobieta, poddana hipnozie, widziała ją w centrum innej grupy. Tamta grupa, była właśnie jej grupą docelową, a Przewodniczka tej kobiety, sama słuchała nauk swego Nauczyciela. Są bowiem różne poziomy rozwoju duszy, na pewnym etapie rozwoju możemy stać się Przewodnikami innych młodszych dusz, by przyśpieszyć swój własny rozwój. Mentor owej Przewodniczki (przejawiał cechy męskie), również "przychodził" do "świątyni" w której "wykładała" jego Uczennica.
Cały system opiera się na wzajemnej pomocy tych bardziej doświadczonych dusz, duszom stojącym na niższym stopniu rozwoju. Stopień rozwoju duszy widać w postaci barwy, jaką promieniuje. Zacznijmy od najmłodszych dusz, kim one są i dlaczego są "najmłodsze"? Jak już wcześniej pisałem, wszystko co istnieje pochodzi z Bezkresnego Oceanu Energii Miłości. Ten Ocean, my na Ziemi przywykliśmy nazywać Bogiem, lub Nieskończonością (ja osobiście lubię tę ostatnią nazwę). "Młoda dusza", to jest energia, odłączona od tego Oceanu, która jeszcze nigdy nie inkarnowała fizycznie, a co za tym idzie nie posiada żadnych doświadczeń. A doświadczenia są niezbędne. Wszystko, cały sens życia tu na Ziemi, jak i w całym przeogromnym Wszechświecie (mówię tu tylko o naszym Wszechświecie, a przecież istnieją i inne równoległe do naszego światy, jak również Wszechświaty, stworzone przed powstaniem naszego), sprowadza się do jednego - zebrania jak największej ilości doświadczeń. Dopiero wzmocniona tym bagażem doświadczeń (szczególnie co symptomatyczne - umiejętności docenienia Miłości, poprzez doświadczenie zła i cierpienia), dusza może ponownie połączyć się z Nieskończonością, czyli "wrócić do Domu".
Tak więc młode dusze, które niedawno co inkarnowały na Ziemi (jednocześnie przywiązując się do swych fizycznych ciał, a dla takich dusz śmierć jest czymś bardzo traumatycznym, gdyż doświadczywszy fizyczności, obawiają się tego co nieuniknione - czyli właśnie śmierci), świecą jasnobiałym światłem. Są bowiem jeszcze niedoświadczone, niewiele "przeżyły" i stosując klasyfikację szkolną należałoby powiedzieć, że są na poziomie żłobka, czy przedszkola. Przewodnicy tych młodych dusz, sami także posiadają swoich Nauczycieli, gdyż dopiero zaczynają swą pracę, jako "Aniołowie Stróże". Młode dusze często wiec posiadają dwóch Przewodników, pierwszego oficjalnego i drugiego, który jest jednocześnie Nauczycielem ich własnego Mentora. Często są to bardzo różne "typy osobowości", jeśli mogę użyć takiego zdania. Nasz bowiem Przewodnik, z reguły jest szczególnie empatyczny i wyrozumiały dla wszelkich naszych wad, nie potrafi jeszcze wymagać od nowych dusz zdecydowanych kroków, służących samodoskonaleniu. I właśnie tutaj wkracza ten drugi Nauczyciel, który prócz tego że posiada cechy Pierwszego (empatia, zrozumienie naszych słabości i Miłość jaką nas obdarza), jednocześnie wymaga wykonania określonej pracy, umiejętności postawienia i wyciągnięcia zdecydowanych wniosków ze swego poprzedniego życia, które posłużą dla nas jako przestroga, w celu niepopełniania ich w kolejnych żywotach.
Wejście na wyższy poziom rozwoju duszy, to również zmiana naszej osobistej aury, naszej barwy, którą każdy z nas promieniuje (po śmierci wyglądamy niczym...lampki na choince, tak się mienimy różnokolorowym światłem). Barwa nabiera koloru ciemniejszego, jest to połączenie koloru czerwonego z białym. Poziom rozwoju, upoważniający duszę do "posiadania" tej barwy, kształtuje się w przeciągu kilkunastu kolejnych inkarnacji (niekiedy udaje się uzyskać ten "poziom" barwy - czyli ten poziom doświadczenia, szybciej - po kilku żywotach ziemskich, choć są to dość rzadkie przypadki). Następnym poziomem rozwoju jest barwa biało-żółta, potem już czysto żółta. Osiągnąwszy barwę ciemno-żółtą, możemy stać się Przewodnikami i Nauczycielami młodszych dusz, choć nadal posiadamy nad sobą swego Mentora, który nas wspiera i pomaga nam "wyegzekwować" obowiązki od młodszych dusz. Wspomniana przeze mnie wyżej kobieta - poddana hipnozie, opowiadała, że jej Nauczycielka promieniowała właśnie barwą ciemno-żółtą, zaś jej Mentor posiadał barwę ciemnobłękitno-fioletową (co znaczyło o ogromnym, prawie najwyższym stopniu samorozwoju, powyżej są już tylko Założyciele). Pomiędzy ciemnobłękitno-fioletowym, a ciemno-żółtym jest jeszcze poziom jasnobłękitny i fioletowy.
Osiągnąwszy najwyższy poziom samodoskonalenia i samorozwoju (tacy duchowi Mistrzowie, są o wiele ważniejsi dla młodych dusz, niż ich osobiści Nauczyciele, gdyż pomimo faktu że są dosyć wymagający, potrafią o wiele szybciej pomóc takiej młodej duszy "awansować" na wyższy stopień rozwoju. Ich zachowanie jest często bezprzykładnie dominujące, po prostu mówią co należy zrobić i rozliczają z tego co się udało a co nie. Oczywiście, jak już wcześniej pisałem, nie czynią tego w sposób obraźliwy, czy upokarzający. Obdarzają nas nieograniczoną Miłością, choć jednocześnie mówią krótko (dyskusja z nimi nie ma najmniejszego sensu) - "to po prostu ma być zrobione" i już, są bardzo wymagający. Można ich przyrównać do starych, dobrych profesorów, dzięki którym udało nam się opanować cały materiał szkolny i przejść do następnej klasy, chociaż gdy chodziliśmy do szkoły, uważaliśmy ich za "tyranów", którzy niepotrzebnie męczą nas nauką. Takie porównanie jest niezwykle trafne. Należy też dodać, że ci drudzy Mentorzy, oni rzadko kiedy czuwają nad nami za życia (tym zajmują się nasi Przewodnicy, czyli z kolei uczniowie tych "wymagających profesorów"), jednak również zdarzają się sytuacje gdy interweniują osobiście.
Nasze życie jest pełne najróżniejszych przeciwności losu, oczywiście my chcielibyśmy żeby los sprzyjał nam przez całe życie, a tak się raczej nie zdarza. Częściej jest tak, że tych szczęśliwych chwil w życiu jest o wiele mniej, niż tych nieszczęśliwych. Gdy przydarzy nam się coś złego, gdy cierpimy fizycznie lub psychicznie, gdy bolejemy nad losem naszych bliskich - często zadajemy Bogu ciekawe pytanie: "Dlaczego Boże to mnie się przytrafiło, dlaczego tyle nieszczęścia na mnie spadło, dlaczego mnie tak karzesz" itp. Często gdy tych negatywnych doświadczeń jest zbyt dużo, nie wytrzymujemy i "uciekamy", czyli odbieramy sobie życie. Jest to błąd, ale nie o tym pragnę napisać. Zupełnie inaczej widzimy nasze niedawne sprawy po śmierci. Tu już nie ma żadnych wyrzutów w kierunku Boga, nie ma żadnego narzekania na zły los (co oczywiście nie znaczy, że nie pamiętamy już tych wszystkich złych doświadczeń z naszego życia). Teraz tymi, którym się "obrywa" za nasze porażki, są nasi Przewodnicy, gdyż to właśnie ich widzimy jako pierwszych (piszę tu o ludziach naprawdę rozżalonych, którzy nie mogą się uspokoić i wciąż rozpamiętują dawne życie i wynikłe w jego trakcie złe doświadczenia). To właśnie Przewodnicy wysłuchują naszych żalów po śmierci i to właśnie Oni, tłumacząc nam wszystko - uspokajają nas.
W szkole, do której się udajemy po śmierci jest wielka biblioteka. W bibliotece tej znajdują się opasłe księgi - są to księgi naszych poprzednich żyć. Otwierając taką księgę (myślą przywołujemy to, co pragniemy ujrzeć), brak w niej jest jakichkolwiek liter i tekstu, za to są w nich ruchome obrazy z naszych poprzednich żywotów. Są to żywe, wielowymiarowe obrazy, które same się poruszają i przesuwają (niczym książki i gazety w świecie Harrego Pottera). Obraz pokazuje nie tylko nasze rzeczywiste poprzednie żywota, lecz również ich alternatywne warianty, a także przyszłe wydarzenia w kolejnych inkarnacjach (choć te, są to już tylko pewne warianty do wyboru a nie odgórnie już przeznaczone i starannie wybrane "zakończenia". Wychodzi więc na to, ze nasze życie od momentu narodzin jest ściśle ustalone, ale...to my sami wybieramy warianty poszczególnych zakończeń różnych naszych życiowych epizodów, innymi więc słowy choć mamy gotowy scenariusz naszego życia, to my decydujemy o kształcie i kierunku w jakim zmierzamy i w jakim to życie zakończymy, choć z drugiej strony...jakikolwiek nasz wybór to tylko jedna z już wcześniej przygotowanych ewentualności).
A co się tyczy pomocy, jakiej doznajemy ze strony naszych Przewodników, ciekawym jest przypadek pewnej kobiety poddanej hipnozie, która w jednym z poprzednich inkarnacji, żyła w Judei, ok. 50 r. p.n.e (na jakieś 50 lat przed narodzeniem Jezusa Chrystusa). Była niewolnicą, pracującą w tawernie, mieszczącej się w jednej z judejskich wiosek. Trafiła do niewoli, gdy jej rodzice zostali zabici przez Rzymian. Życie jej było niekończącym się koszmarem, codziennie bita, za najmniejsze przewinienia przez swego właściciela, a także często gwałcona, przez pijanych rzymskich żołdaków, stacjonujących w mieście, którzy po służbie wpadali "na jednego". W wyniku przepracowania i złego traktowania, zmarła w młodym wieku 26 lat. Ale pomimo faktu, iż jej życie było nieprzerwanym pasmem nieszczęść, była tam jedna osoba, która traktowała ją inaczej niż wszyscy. Był to sędziwy starzec, jedyna łaskawa i miła jej osoba. W wolnych chwilach uczył ją wiary w siebie, a także wiary w coś o wiele wyższego, pełnego Miłości, innego niż ci wszyscy okrutni ludzie wokół niej. Często się załamywała, nie widziała sensu życia, on uczył ją opanowania i samodyscypliny, mówił że to wszystko jest przejściowe, że nie potrwa długo, że nie warto odbierać sobie życia. Dziewczyna wzięła jego rady do serca, ale wkrótce zmarła brutalnie pobita przez gwałcących ją żołnierzy.
Potem powiedziała hipnoterapeucie, że już wie, kim był ów starzec, jedyna miła jej w tamtym życiu osoba - "To był mój Przewodnik" - powiedziała. Przybył on na Ziemię (narodził się), by uzmysłowić jej sens istnienia i zapobiec głupstwu, jakiego chciała ona popełnić, odbierając sobie życie. Nie był to jedyny raz, gdy Przewodnik osobiście (w postaci fizycznej), interweniował w jej życiu. Pojawiał się dosyć często w innych inkarnacjach, czasem jako brat, czasem jako przyjaciel, znajomy, najlepsza przyjaciółka z klasy, były też żywoty, gdy zupełnie nie inkarnował w fizycznej postaci. Gdy hipnoterapeuta zadał jej pytanie, czy domyślasz się czy twój Przewodnik przybył do ciebie również i w tym życiu, kobieta po długim milczeniu najpierw się rozpłakała a potem powiedziała z niezwykłym podnieceniem w głosie: "O Boże, wiedziałam, wiedziałam że to on, od chwili gdy tylko go urodziłam". Mój kochany synek, przybył tu do mnie widząc jak bardzo mi ciężko w życiu (kobieta ta przeszła załamanie nerwowe, w związku z presją w pracy - próbowała bowiem zająć jedno z kierowniczych stanowisk w firmie, co pociągnęło za sobą rozpad jej małżeństwa w wyniku nieporozumień finansowych - gdyż mąż zarabiał od niej mniej). Kobieta ta mówiła, ze od chwili narodzin jej synka, czuła że było w nim coś cudownie jej znanego, mówiła że gdy patrzy synkowi w oczy - on koi jej nerwy, uspokaja i wycisza, szczególnie po ciężkim dniu pracy, gdy opiekunka pójdzie już do domu.
Więc Przewodnik tej kobiety pojawił się w obecnym jej życiu, pod postacią jej synka - nasi Przewodnicy czynią podobnie, nie opuszczają nas ani na chwilę, inkarnują fizycznie, gdy tylko widzą że możemy "uczynić jakieś głupstwo" i niepotrzebnie zmarnować sobie życie. Częściej jednak opiekują się nami ze "sfery duchowej". Należy też pamiętać że nie wszyscy Przewodnicy są do siebie podobni, gdyż są to (jak już wspomniałem), bardzo różne osobowości. Wszyscy jednak sprawiają wrażenie nadopiekuńczych rodziców, którzy martwią się każdym kolejnym życiowym wyborem ich latorośli. My nie możemy porzucić Przewodnika, lub spróbować poprosić o jego "wymianę", to Oni sami nas wybierają. Pomagają nam poradzić sobie z uczuciem izolacji i osamotnienia, jaki niekiedy odczuwamy przybywając na ten ziemski świat, a przede wszystkim obdarzają nas nieskończonym uczuciem Miłości. Potrafią koić nasze zszargane nerwy, czasami podpowiadają nam właściwe rozwiązania naszych problemów - wystarczy nasza myśl, prośba o pomoc, o radę, którą kierujemy do Boga. Oni to wszystko przechwytują, dla nich nasze myśli, a szczególnie nasze prośby, są niczym mentalny odcisk palca, są wezwaniem którego nie można zlekceważyć. Jeśli tylko pozwolimy im dojść do głosu (wyciszając się, medytując, modląc, a niekiedy taka podpowiedź może przyjść we śnie), na pewno nie pozostawią nas samych z naszymi problemami.
Od prapoczątków (tych znanych i tych nieznanych), ludzkości zawsze towarzyszyli bogowie, bardzo różni bogowie. Odpowiadali oni za określone i im przeznaczone zadania - byli bogowie Nieba i Ziemi, powietrza, wody i ognia, macierzyństwa i błyskawic, byli bogowie okrutni i bogowie łagodni, ale wszyscy oni wymagali od ludzi jakichś ofiar, wymagali również posłuszeństwa (oczywiście w różnej formie i z różnym natężeniem, np. najbardziej okrutni i mściwi byli bogowie wywodzący się z Mezopotamii, Asyrii, Babilonii, Syrii, bogowie Mittani i Hetytów i Egiptu, a także bogowie ziemi Kanaan i bogowie Izraelitów, najmniej wymagającymi byli greccy Bogowie Olimpijscy i bogowie rzymscy. Mimo to, świat ludzi starożytnych, to był świat życia zgodnie z wolą i nakazem bogów). Z czasem te kulty poczęły się ujednolicać, w wyniku podbojów i aneksji jednego terytorium do drugiego, bogowie pokonanego państwa (a szczególnie gdy to państwo stało na wyższym poziomie rozwoju obywatelskiego i kulturalnego), stawali się również bogami zwycięzcy (lub atrybuty pokonanych dodawano do już istniejących rodzimych kultów). Pięknie to jest również (a może przede wszystkim), pokazane w Biblii, na przykładzie proroka Samuela i izraelskiego króla Saula.
Samuel, kierowany wskazówkami Jahwe, nakazał Saulowi uderzyć na plemię Amalekitów i po zwycięstwie wymordować wszystko co żyje - mężczyzn, kobiety, dzieci i bydło - wszystko. Saul nie posłuchał przykazania Samuela (Jahwe), i oszczędził władcę Amalekitów Agaga, oraz bydło tego plemienia. Samuel wówczas wpadł w furie, uznał że Saul popełnił zbrodnię, gdyż "nie usłuchał nakazu Pana". Sam więc zamordował Agaga, jednocześnie oznajmiając Saulowi, że odtąd nie będzie już dłużej królem Izraela. Nurtuje mnie ta biblijna scena. Zadaję sobie pytanie - jaki Bóg żądałby zamordowania kogokolwiek? (nawet najgorszych wrogów wybranego przez niego narodu i Jego samego). Przecież jest stworzycielem wszystkiego, a skoro tak, to co za różnica kiedy Jego wrogowie do Niego wrócą, czy stanie się to wcześniej czy później - Bogu powinno być to ganc egal, jest przecież nieśmiertelnym stwórcą wszystkiego, dlaczego więc żąda zabicia własnego stworzenia? No chyba że...Samuel nie kontaktował się z Bogiem, lecz z kimś lub czymś innym (tu możliwości jest wiele, lecz wydaje się że za postać Jahwe podawały się o wiele potężniejsze istoty z innych systemów galaktycznych, prawdopodobnie byli to Reptilianie). W gadzim społeczeństwie posłuszeństwo i wierność stoją na najwyższym miejscu (na równi z ich wypaczoną filozofią religijną).
Tak więc od początków ludzkości, człowiekowi zawsze towarzyszyli okrutni bogowie. Ale też od początku ludzkości towarzyszyły przyjazne bóstwa domowe, które miały za zadanie chronić mieszkańców danej rodziny i zapewniać jej bezpieczeństwo. Był bóstwa indywidualne opiekuńcze, jak ii bóstwa chroniące całe rodziny, klany, miasta czy państwa. Osobiste bóstwo służyło jako taki "Anioł Stróż", do którego zawsze mógł się człowiek zwrócić w każdej chwili. Takie prywatne bóstwa totemiczne chroniły przed złem i złym urokiem, oraz złym słowem, czy spojrzeniem. Potrafiły skutecznie odeprzeć niebezpieczeństwo (przykładem zaś zbiorowej wiary w ochronną moc bóstw wspólnych, dla danej społeczności, było np. malowanie wielkich oczu, na kadłubach starożytnych galer - i to niezależnie od wyznawanej religii, wszystko to służyło odpędzeniu złego uroku, rzuconego na obywateli danej społeczności). Skąd ci ludzie w ogóle wiedzieli, że mogą istnieć jakiekolwiek duchy opiekuńcze, które uchronią człowieka przed złem? Jak to skąd, z...pamięci. Z pamięci ich podświadomości, z pamięci okresu jaki spędzili pomiędzy wcieleniami. Owymi totemicznymi duszkami opiekuńczymi, byli przecież nasi Przewodnicy, nasi duchowi Opiekunowie, którzy przetrwali w pamięci ludzi żyjących na Ziemi.
Bardzo dobrą drogą dotarcia do naszych Opiekunów, jest modlitwa. To bardzo ważne, by ludzie zrozumieli, że modlitwa o pomoc nie pozostanie bez odpowiedzi. Jeżeli tylko będziemy zrelaksowani i skoncentrowani, wewnętrzny głos naszej wyższej jaźni przemówi do nas, nie pozostawi nas samych z naszymi problemami. Dość często też się zdarza, że Przewodnicy posiadają po kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt, czy więcej dusz, im więcej tym lepiej. Wydaje się że "zajęcie się", taką ilością dusz, byłoby dość trudne. Z pewnością tak jest, dla początkującego Przewodnika, ale dla Opiekunów, którzy są w tych sprawach doświadczeni, nie stanowi to najmniejszego problemu. Oto przykład, jak radzą sobie Przewodnicy, którzy posiadają pod swoją opieką po kilkanaście lub więcej dusz. Gdy jedna z podopiecznych dusz ma kłopot, lub poważniejszy problem do rozwiązania, podpowiadają możliwe rozwiązanie, poprzez...inną duszę, czyli będącą pod ich opieką inną żyjącą osobę. Zdarza się bowiem, że po rozmowie z rodziną, znajomymi, lub nawet z zupełnie nieznaną nam osobą, rozwiązanie przychodzi jakoś samo, nagle po rozmowie z tym człowiekiem zapala się w naszej głowie lampka - wiem co powinienem (lub powinnam), zrobić. Oczywiście nasi Przewodnicy dają nam jedynie drobne wskazówki, to my sami musimy "rozwiązać nasz kłopot", ale na pewno nie zostawiają nas sam na sam z naszym problemem i w taki lub inny sposób nam pomagają.
Lecz i tu jest pewna "ścieżka", którą należy kroczyć w naszych prośbach o pomoc czy radę. Nasi Przewodnicy raczej nie pomagają nam od razu "załatwić" danej sprawy, lecz czynią to stopniowo, małymi kroczkami, dlatego też, poszukując wskazówek, najkorzystniej dla nas, jest prosić naszego Anioła Stróża (lub Boga - wszystkie nasze prośby i tak dotrą do Przewodników), o pomoc w wykonaniu kolejnego kroku naprzód, lub o kolejną małą podpowiedź. Przewodnicy bowiem mają różny "temperament", co oczywiście nie znaczy że im na nas nie zależy. Zależy im bardzo, w przeciwnym razie, nie byliby naszymi Przewodnikami (a nie ma takiej żyjącej istoty, która nie miałaby swego przewodnika), czasem jednak mogą "rzucić focha". Pewna kobieta, poddana hipnozie (inna niż opisywana przeze mnie wyżej), opowiadała jak wygląda i jak zachowuje się jej Przewodnik (kobieta ta była młodą duszą i posiadała dwóch Przewodników, swoją bezpośrednią młodą Przewodniczkę i jej Mentora). Ten drugi Przewodnik, bardziej doświadczony, przypominał z "wyglądu"...leśnego skrzata, był mały, wręcz kurduplowaty, o grubych rzęsach i brodzie, sprawiał trochę komiczne wrażenie. Ale był też bardzo wymagający, wciąż udawał obrażonego mówiąc: "Nie słuchasz mnie gdy do ciebie mówię, ignorujesz mnie", po czym wyciągał ręce do tyłu i udawał obrażonego, który czeka na przeprosiny.
Należy też dodać, że nasi Opiekunowi także cierpią. Cierpią gdy widzą że i my cierpimy (fizycznie lub psychicznie), że nie potrafimy znaleźć ścieżki, która zaprowadziłaby nas do drogi wiodącej ku rozwiązaniu naszego problemu. Dlatego też, Oni udostępniają nam owe ścieżki, czy jednak zechcemy słuchać naszego wewnętrznego głosu, czy też go odrzucimy, lub strywializujemy - zależy już od nas samych.
CDN.
Takie pytanko mi się nasuneło, gdy przewodnik inkarnuje na zimeii (inkarnuje na inych zasadach) to rozumiem ze nie "traci pamieci", bo takto by nie widzial ktorej duszy ma pomoc ?
OdpowiedzUsuńPs. Jeśli odpowiedź jest w kolejnych postach to nie było pytania :)
Każdy, kto tylko rodzi się na Ziemi automatycznie "traci pamięć" o czasie spędzonym pomiędzy wcieleniami. Jednak w przypadku Przewodników (jak i wielu wysoko rozwiniętych dusz), uświadomienie sobie potrzeby udzielenia pomocy konkretnej osobie, przychodzi w takim momencie, w którym jest to nad wyraz jasne (dla Przewodnika, chociaż tak jak pisałem w innych postach z tego tematu - dusze wysoko rozwinięte, które albo są już Przewodnikami, albo też aspirują do tej roli - takie znaki, świadczące o konieczności zaangażowania się w opiekę lub pomoc określonej osoby - lub grupy osób - bardzo szybko potrafią wyłapać, w przeciwieństwie np. do wielu dusz młodych lud nawet ze średniego poziomu, którym zdarza się "przegapić" odpowiedni moment (np. na zakochanie się w osobie, z którą wcześniej, jeszcze przed narodzinami wspólnie to uzgadniali).
OdpowiedzUsuń