Stron

wtorek, 27 października 2015

PODZIEMNY ROBINSON CRUSOE


 



To jest niesamowita historia, która w swej niezwykłości przypomina opowieść o Robinsonie Crusoe. Zapewne nie wiecie jeszcze o co chodzi, więc śpieszę z wyjaśnieniami. Otóż historia którą pragnę opisać, wydarzyła się 90 lat temu ... w Polsce. W 1924 r. oczom żołnierzy, którzy odgarnęli gruz i skały pobliskiej jaskini w miasteczku Osowiec, ukazało się wejście do wydrążonego w skale podziemnego lochu. Weszli do środka przyświecając sobie drogę latarkami. Gdy idący na przedzie podoficer usłyszał w oddali jakieś kroki. Przyświecił sobie latarką i krzyknął: "Stój! Kto idzie?". Z mroków jaskini wynurzył się brudny, zarośnięty człowiek. Pierwsza myśl jaka naszła polskiego podoficera brzmiała: "Co to, kto to - diabeł?". Gdy zawołał po raz drugi - człowiek odpowiedział mu ... po rosyjsku.

Mężczyzna miał długie, brudne, ciemne włosy, sięgające mu do pasa i zakrywające prawie całą twarz. Broda zaś dochodziła mu do kolan. Mężczyzna ów był ubrany w mundur wojskowy z pagonami i miał na nogach wojskowe buty. W dłoniach trzymał karabin - był to rosyjski Mosin wz. 1891. Karabin był w stanie idealnym. Mężczyzna miał też amunicję na etui pasa. Mężczyzna został wyciągnięty na powierzchnię i tam opowiedział swoją historię. W tej jaskini przebywał bowiem aż ... dziewięć lat, od 1915 r. Wtedy to w połowie lipca Niemcy i Austro-Węgry rozpoczęły wielką ofensywę na froncie wschodnim przeciwko Rosji. 5 sierpnia Niemcy wkroczyli do Warszawy.




Wojska rosyjskie wycofały się z Warszawy, uprzednio rabując co się tylko dało i wysadzając w powietrze wszystkie mosty: Kierbedzia, (wówczas nosił nazwę cara Aleksandra II), Most przy Cytadeli i Most ks. Józefa Poniatowskiego (wcześniej cara Mikołaja II). Podpalili dworce: Petersburski (po odzyskaniu niepodległości otrzymał nazwę: Wileński) i Terespolski (potem Dworzec Warszawa Wschodnia). Ograbiono wszystkie fabryki oraz (a jakże by inaczej), zbiory muzealne i biblioteki. Warszawa była ogołocona i pozostawiona własnemu losowi. Ale tego dnia (5 sierpnia) rano, ostatni rosyjski sołdat opuścił stolicę Polski, by już nigdy (w takiej samej formie - jako zaborca), do niej nie powrócić.

Rosjanie wycofywali się też i z innych miast Kongresówki, a z końcem sierpnia Niemcy podeszli pod Iwanogród (Dęblin) i Twierdzę Osowiec. Obrona twierdzy nie była możliwa, gdyż postępy Niemców były zbyt szybkie, a dodatkowo istniało zagrożenie odcięcia obrońców z dwóch stron. Wydano więc rozkaz ewakuacji, lecz wczesniej należało coś zrobić z pozostawionymi w twierdzy składami broni i amunicji oraz żywności (których z powodu braku dostatecznych środków - już nie dało się ewakuować). Początkowo planowano je zniszczyć, by niedostały się w ręce wroga. Sprzeciwił się jednak temu jeden z pułkowników, który stwierdził że twierdza ma wydrążone podziemne tunele, o których nie ma pojęcia okoliczna ludność. Tam też należy przenieść cały pozostawiony ekwipunek i wysadzić wejście do tunelu. Tak też uczyniono, planując że po zwycięstwie nad Niemcami, gdy wojska rosyjskie ponownie powrócą na te tereny - oczyszczą przejście i będą korzystać z nienaruszonych zasobów.

Historia lubi jednak płatać figle - wojska rosyjskie już nigdy nie wróciły na te tereny, cały czas będąc spychani wgłąb Rosji. W dwa lata później wybuchła tam rewolucja a potem krwawa wojna domowa. Nikt nie myślał wówczas o ukrytym w tunelach Osowca ekwipunku (tym bardziej że Osowiec należał już wówczas do odradzającej się Polski). Pułkownik który zaproponował ów plan, walczył potem w wojnie domowej w szeregach Białej Armii Denikina, a po zwycięstwie bolszewików opuścił Rosję i wyjechał do Francji. Z czasem zaczęła doskwierać mu bieda (emigranci, nawet ci szlachetnie urodzeni nie mieli łatwego życia na obczyźnie). Przypomniał sobie wówczas o pozostawionym w twierdzy Osowiec ekwipunku i za informację o nim spodziewał się od polskich władz sowitej pieniężnej nagrody. W tym właśnie celu w 1924 r. przyjechał do Warszawy. Nie wiadomo za jaką cenę sprzedał swą wiedzę o pozostawionym "skarbie", wiadomo tylko że sowiecka prasa uznała po latach (dokładnie w 1946 r.), że: "Piłsudski i jego generałowie uznali tę wiadomość za istny smakołyk" (Co ciekawe Józef Piłsudski w tym czasie nie miał wpływu na politykę ani wojsko, gdyż 3 lipca 1923 r. wycofał się z polityki i osiadł w swym "Milusinie" - Sulejówku).

Podczas tego pożegnalnego bankietu w Hotelu Bristo, obecny tam płk. Felicjan Sławoj-Składkowski zanotował w swym dzienniku: "W czasie tego przemówienia (Józefa Piłsudskiego podczas bankietu po odejściu Marszałka z wojska), oczy Komendanta błyszczały energią i nie było w nich śladu zmęczenia ni potrzeby odpoczynku. Gdy skończył, ktoś zaintonował Pierwszą Brygadę, a potem wybuchł krzyk gwałtowny: "Niech żyje Komendant!" i wiara rzuciła się w kierunku Marszałka. "Komendancie! Nie odchodźcie. My z Wami!" - krzyczeli najmłodsi, najbardziej zapalczywi, najmniej chcący zrozumieć decyzję Piłsudskiego. Usiadłem na krzesełku w kącie sali, gdyż nie dwie wypite wódki, ale słowa Komendanta ogłuszyły mnie zupełnie. Jak to, więc nie zapowiedział nawet powrotu i nie wzywa nas do pomagania mu? Odchodzi jakby na zawsze".

Mniejsza jednak o obłudę sowieckiej "prasy". Wracając zatem do tematu, w momencie wysadzania wejścia podziemnego tunelu, nikt z Rosjan (w tym kraju przecież ludzi zawsze traktowało się jak bydło), nie pokusił się o sprawdzenie korytarzy, czy przypadkiem ktoś nie został jeszcze w środku. A został tam właśnie ów żołnierz - wartownik, o którym zapomniano. Siedział on tam przez dziewięć długich lat, żywiąc się pozostawionymi w jaskini konserwami i sucharami (zapasy był duże na kilka-kilkanaście lat). Przez te wszystkie lata czekał na ... swojego zmiennika, który zmieni go na warcie. Czasami słyszał głosy dochodzące z zewnątrz, ale nikt nie słyszał jego głosu wołającego o pomoc. Jak twierdził miał chwile słabości, zwątpienia - sądził że celowo zamknięto go w tym podziemnym grobie by pochować go żywcem. Wreszcie zorganizował sobie tam życie od nowa. Miał wokoło pełno konserw z żywnością, dużą ilość krakersów i innych produktów żywnościowych - śmierć głodowa mu więc nie groziła. Także z wodą nie było problemu, gdyż jaskinia miała podziemne źródełko z którego wypływała czysta woda, zdalna do picia.

Nie miał jednak do kogo się odezwać, a potrzebował towarzysza rozmów. Zaprzyjaźnił się więc z kilkoma szczurami, którym ponadawał imiona i z którymi rozmawiał, oraz karmił je z żołnierskich zapasów. W jaskini początkowo nie panowały też "egipskie ciemności", gdyż była tam wielka ilość ogromnych świec oraz zapałek, którymi można było rozświetlić korytarze - tak też czynił. Jednak pewnego razu w jaskini wybuchł pożar z pozostawionej tak świecy, który z wielkim wysiłkiem ugasił. Spaliła się jednak część zapasów oraz...wszystkie świece. Odtąd w korytarzach zapanowały już ciemności. W jaskini można też było swobodnie oddychać, gdyż dochodziło tutaj powietrze z zewnątrz. Idąc tym tropem ów żołnierz postanowił spróbować wydostać się ze swojego "grobowca"  drążąc dziury w skałach. Miał jednak do tego tylko malutki scyzoryk, prace więc trwały bardzo długo i aż do uwolnienia nie udało mu się wydrążyć żadnej dziury. Gdy go uwolniono jedyne czego pragnął to jak powiedział: "Chcę się nareszcie wykąpać".  Tak też się stało, polscy żołnierze zawieźli go do miejskiej łaźni i fryzjera. Potem na badania lekarskie do szpitala a następnie do domu towarowego, gdzie zakupiono mu (na koszt stacjonującego w tej miejscowości pułku piechoty), nowe koszule, spodnie, buty oraz poduszki i pierzynę (była to jego prośba - gdyż tak dawno pod nimi nie sypiał). Wcześniej obcięto mu także pazury u nóg i rąk.

Niestety przez nieuwagę żołnierzy, nie zasłonięto mu oczu, gdy opuszczał podziemne kazamaty, co spowodowało szok termiczny w pierwszym po latach kontakcie ze słońcem, a w konsekwencji utratę wzroku. Wkrótce też został wydany władzom sowieckim (był Rosjaninem chciał wrócić do domu, do rodziny, której nie widział od prawie 10 lat. Nie wiedział czym jest władza sowiecka, gdyż w trakcie jego przymusowego pobytu w jaskini - w Rosji zmienił się ustrój polityczny - teraz był obywatelem państwa sowieckiego).

Nie wiadomo jakie były jego dalsze losy (być może został gdzieś tam ubity po drodze, lub w kilka lat później, gdyż jako emigrant z "pańskiej - szlacheckiej Polski" stanowił zagrożenie dla władzy radzieckiej - przynajmniej w głowach twórców tego kołchozu). Dalsze wieści o nim pozostają nieznane (nawet prasa sowiecka z lat 40-tych, przepisująca to zdarzenie z przedwojennych gazet polskich - nie potrafiła wytłumaczyć co dalej stało się z owym żołnierzem. Można mieć tylko nadzieję że los oszczędził mu już wszelkich podziemnych, zamkniętych (np. Łubianka), niespodzianek


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz