Stron

czwartek, 26 listopada 2015

DEFINICJA MĘSKOŚCI!

"GŁUPOTĄ I BŁĘDEM JEST

OPŁAKIWANIE POLEGŁYCH.

POWINNIŚMY RACZEJ 

DZIĘKOWAĆ BOGU, 

ŻE TACY LUDZIE 

KIEDYKOLWIEK ŻYLI!"






Kim jest mężczyzna? Kto to taki? W dzisiejszym, postmodernistycznym świecie, lalusiowatych, metroseksualnych panów, zapewne za samą definicję wystarczy: "Umiejętność zapewnienia bytu sobie i swojej rodzinie. Swej kobiecie i własnym dzieciom". Oczywiście, już samo to, świadczy w dużej mierze (w dzisiejszych bardzo trudnych czasach), o niezwykłej odpowiedzialności, ale ...

No właśnie. Chciałbym teraz byście zapoznali się z mową motywacyjną, jaką wygłosił do swych żołnierzy generał George Patton, podczas jednej z kampanii II wojny światowej. Jest to DOBITNY, MOCNY i wyjątkowo SUGESTYWNY przykład MĘSTWA. Patton jest bez wątpienia moim ulubionym amerykańskim generałem II wojny światowej (o to miano jeszcze rywalizuje z nim gen. Douglas MacArthur - "Ostatni Bóg Wojny", naczelny wódz amerykańskich sił zbrojnych na Pacyfiku, w czasie II wojny światowej i potem w czasie wojny koreańskiej 1950-1953).


 Oto przemowa gen. George'a Pattona (którego armia w 1945 r. prawie dotarła do zachodnich ziem dzisiejszej Polski, a on sam po zdobyciu Berlina, chciał iść ... na odsiecz Polsce i zaatakować ZSRS), wygłoszona do żołnierzy amerykańskich 5 czerwca 1944 r.
 Przemowa motywująca, która jest (wg. mnie), najlepszą definicją męskości, jaką można było kiedykolwiek wygłosić:



"ŻOŁNIERZE"


"Cała gadanina o tym, że Ameryka nie chce dalej uczestniczyć w tej wojnie i walczyć, to kupa pieprzonych bzdur. Cała nasza tradycja pokazuje, iż jesteśmy zawsze gotowi do walki. Wszyscy prawdziwi Amerykanie uwielbiają tę szprycę emocji i starcie z wrogiem.

Jesteście tu dziś z trzech powodów: Dlatego że chcecie bronić swoich domów i bliskich, dlatego że z szacunku dla siebie, że nie chcieliście być gdzie indziej, a w końcu dlatego że jesteście prawdziwymi mężczyznami. Prawdziwi mężczyźni zaś lubią walczyć. 

Jako dzieciaki wszyscy podziwialiście mistrza w grze w kulki, najszybszego biegacza, najtwardszego boksera, najlepszych bejsbolistów i piłkarzy. Amerykanie kochają zwycięzców, nie znoszą przegranych, gardzą tchórzami. Zawsze gramy o zwycięstwo.

Mam gdzieś los faceta, który przegrał i jeszcze się śmiał. Oto dlaczego Amerykanie jeszcze nigdy nie przegrali i nie przegrają wojny - nie cierpimy samej myśli o klęsce. Nie wszyscy zginiecie. W dużej bitwie polegnie może z 2 % z dziś tu obecnych. Nie bójcie się śmierci, w swoim czasie przyjdzie ona po każdego człowieka.

Prawda że każdy ma stracha przed walką, ten co zaprzecza - to kłamca. Niektórzy ludzie, nawet z duszą na ramieniu, mogą walczyć tak, jak ci najodważniejsi. I do diabła, potrafią wykrzesać z siebie wszystko, gdy widzą z jakim sercem walczą inni, równie przestraszeni.

Prawdziwy bohater to ten, który walczy nawet wtedy, gdy czuje strach. Niektórzy czują strach w pierwszej minucie walki, jedni po trzech godzinach, drudzy całych dniach, ale prawdziwy mężczyzna nigdy nie pozwoli na to, aby strach wziął górę nad jego poczuciem honoru, obowiązku wobec kraju i wewnętrznej męskiej siły.

Walka to najwspanialszy rodzaj rywalizacji, w jakiej może wziąć udział człowiek. Wydobywa z nas to, co najlepsze, a uwalnia od tego, co niskie i nikczemne. Amerykanie czują dumę z tego że są męscy i mówię wam - są naprawdę waleczni.Pamiętajcie że wróg czuje strach tak samo jak wy, a może nawet bardziej - to nie są nadludzie.

Przez całą swoją służbę wojskową psioczycie na to, co nazywacie "upierdliwym drylem". Jak wszystko inne w wojsku, ma on określony cel - chodzi o czujność. Każdy musi ją mieć w sobie. Gówno wart jest facet, który nie potrafi być stale czujny i uważny.

Jesteście weteranami, inaczej nie bylibyście tutaj. Jesteście gotowi na to co nadejdzie, jeśli chcecie przeżyć, musicie cały czas zachować czujność. Jeśli jej zabraknie, w końcu jakiś niemiecki skurwysyn zajdzie was od tyłu i zabije byle czym.

W pewnym miejscu na Sycylii znajduje się czterysta starannie oznaczonych grobów, są tam tylko dlatego, że jeden z leżących w nim żołnierzy, poszedł sobie spać na służbie. Ale to groby Niemców, ponieważ to my zaskoczyliśmy skurwiela w czasie snu, zanim oni sami go przyłapali.

Armia to jedna drużyna - mieszka, śpi, je i walczy razem. Gadanie o jednostkowym bohaterstwie, to kupa bredni. Te żałosne kutasy, które smażą artykuły na ten temat w Saturday Evening Post, nie wiedzą więcej o prawdziwej walce na linii ognia, niż o pieprzeniu się.

Mamy najlepszy sprzęt i najlepszą żywność. Najwspanialszego ducha walki i najlepszych żołnierzy na świecie. Mój Boże, żal mi nawet tych biednych skurwysynów, którzy zmierzą się z nami. Na litość Boską, naprawdę żal mi tych drani.

Mężczyźni nie poddają się! Nie chcę słyszeć, że jakiś żołnierz walczący pod moim dowództwem, został wzięty do niewoli - chyba że został postrzelony w walce. Ale nawet jeśli was postrzelą, zawsze możecie jeszcze odpowiedzieć ogniem.

I nie gadam tu głupot. Pod swym dowództwem, chcę mieć właśnie takich ludzi jak ów porucznik, którego spotkałem podczas walk w Libii. W momencie gdy szkop przyłożył mu do piersi lugera, zerwał hełm, odtrącił rękę z pistoletem i przywalił szwabowi tak mocno, że ten padł jak długi. Wtedy porucznik podskoczył, wyrwał mu tę broń i zabił innego Niemca zanim ci pojęli co u diabła się dzieje. A przez cały ten czas miał kulę w płucu - to jest prawdziwy mężczyzna.

Prawdziwi bohaterowie, to nie legendarne postaci z bajeczek dla grzecznych dzieci. Każdy w tej armii ma do odegrania kluczową rolę. Nigdy nie ustawajcie w wysiłku, nie osłabiajcie woli, niech nikt nie myśli że jego robota jest nieważna. Każdy ma do wykonania swoją robotę i musi ją wykonać.

Wszyscy jesteście ogniwami wielkiego łańcucha. Co by było, gdyby nagle każdy kierowca ciężarówki uznał, że ma dość kul świstających nad głową, zżółkł z przerażenia i zjechał wprost do rowu? Taki tchórzliwy sukinsyn mógłby wtedy powiedzieć "Do diabła z tym wszystkim, i tak nie będą mnie żałować, jestem tylko jednym z wielu tysięcy". Ale gdyby każdy myślał w ten sposób, to gdzie u licha bylibyśmy dziś? Jak wyglądałby nasz kraj, nasi najbliżsi, nasze domy a nawet cały świat?

Nie do cholery! Amerykanie nie myślą w ten sposób, każdy ma swoją robotę, każdy służy wszystkim i większej całości. Każdy oddział i każda jednostka ma swoje miejsce w wielkim schemacie tej wojny. Ludzie od logistyki są potrzebni, by dostarczać nam broni. Dzięki nim możemy walczyć. Kwatermistrz jest ważny, bo dostarcza żywność i umundurowanie. Wszyscy pracujący przy kuchniach polowych, mają do wykonania swoją robotę, nawet ci, którzy tylko gotują wodę, abyśmy nie dostali sraczki.

Niech nikt nie myśli tylko o sobie, niech zważa na walczącego obok kumpla. W tej armii nie chcemy żałosnych tchórzy, powinno się ich wytępić - jak szczury, bo jeśli nie, to po wojnie wrócą do domu i spłodzą jeszcze więcej podobnych ludzi. Odważni mężczyźni spłodzą jeszcze więcej odważnych mężczyzn. Wybijmy cholernych tchórzy, a będziemy mieli naród ludzi odważnych.

Dam przykład jednego z najodważniejszych żołnierzy, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Było to podczas walk w Tunezji. Podczas zaciekłej wymiany ognia, gdy kule świstały nad głową, wojak ten siedział na słupie telegraficznym. Pytam go, co u diabła tam robi w takiej chwili? "Naprawiam druty telegraficzne generale" - krzyczy. Czy to rozsądne, akurat teraz? A ten odpowiada: "Ma pan rację generale, ale te cholerne druty trzeba naprawić". "A nie przeszkadzają ci samoloty ostrzeliwujące drogę?", "Do diabła, nie generale - robotę trzeba wykonać".

Oto prawdziwy mężczyzna, prawdziwy żołnierz. Ten człowiek zrobił wszystko aby wypełnić swoje zadanie, mimo ogromnego prawdopodobieństwa że zginie. Szkoda że nie widzieliście tych ciężarówek na drogach w Tunezji. Nasi wspaniali kierowcy, dzień i noc torowali się po tych sakramenckich drogach, bez żadnej przerwy, nie zbaczając z kursu, choć przez cały czas nad głowami latały kule i wybuchały bomby.

Cel osiągnęliśmy dzięki odwadze, z której od wieków słyną Amerykanie. Niektórzy z tych kierowców, prowadzili bez przerwy ponad 40 godzin. To nie byli ludzie bezpośrednio zaangażowani w walkę, lecz zwykli żołnierze wykonujący swoją robotę - i jak ją wykonali? Do diabła wspaniale. Stanowili część jednej drużyny. Bez ich wysiłku, bez nich przegralibyśmy bitwę. Gdy wszystkie ogniwa łańcucha trzymają się mocno, nic go nigdy nie rozerwie.

Pamiętajcie, nie wiecie że tu jestem, żadnych wzmianek o mnie w listach. Świat ma nie wiedzieć, co do cholery zdarzyło się ze mną. Nie dowodzę tą armią, nie jestem nawet w armii. Niech pierwszymi skurwielami, którzy się o tym dowiedzą, będą ci cholerni Niemcy. Chcę zobaczyć jak porywają się na równe nogi i sikają ze strachu, skowycząc: "Jezu Chryste, to znowu ta cholerna 3 Armia i ten skurwysyn Patton.

Rozpętamy tu piekło. Im szybciej uporamy się z tym kurewskim bajzlem, tym szybciej uda nam się dokonać małego wypadu na Japońców i rozprawić się z tymi zasrańcami w ich jaskini, nim cała zasługa przypadnie w udziale chłopcom z piechoty morskiej.

Oczywiście, chcemy wrócić do domu, pragniemy końca tej wojny. Najszybszym na to sposobem, jest dorwanie tych drani którzy ją rozpoczęli. Im szybciej im dokopiemy, tym szybciej wrócimy do kraju. Najprostsza doń droga wiedzie przez Berlin i Tokio, a gdy tylko zajmiemy Berlin, osobiście zastrzelę tego skurwysyna, tapeciarza Hitlera. Tak jak zabija się żmiję.

Gdy człowiek cały dzień leży w okopie strzeleckim, to Niemcy w końcu go tam dopadną. Do diabła z tym. Moi ludzie nie będą kopać żadnych rowów czy dołów, nie chcę żeby się tym zajmowali. To tylko spowalnia tępo ofensywy. Bądźcie stale w natarciu, nie ustawajcie, nie dawajcie wrogowi czasu na sypanie szańców obronnych.

Wygramy tę wojnę, ale tylko pokazując Niemcom, że mamy więcej odwagi niż mają, lub kiedykolwiek będą mieli oni sami. Nie tylko wystrzelamy tych sukinsynów co do jednego, lecz także wyprujemy z nich flaki, których użyjemy do smarowania gąsienic naszych czołgów. Wykończymy tych hujów i Hunów - wszystkich!

Wojna, to kurewsko krwawy i morderczy biznes. Musimy zdążyć przelać ich krew, zanim oni przeleją naszą. Rozpruwajcie im brzuchy, strzelajcie im w bebechy. Gdy kule będą świstać dookoła, a ty, ścierając z twarzy kurz, nagle uświadomisz sobie, ze to nie bród, lecz krew i wnętrzności człowieka, który kiedyś był twoim najlepszym przyjacielem - sam dobrze będziesz wiedział co zrobić.

Nie chcę żadnych meldunków w rodzaju: "Utrzymujemy nasze pozycje". My niczego do cholery nie utrzymujemy, niech robią to Niemcy. Cały czas walmy do przodu. Tylko ciągła pogoń za wrogiem, chwyćmy go za jaja, ściśnijmy mu je tak, że srać będzie z bólu. Nasz podstawowy plan operacyjny, to przeć naprzód i naprzód. Cały czas i bez przerwy. Przejdziemy przez szkopów gładko jak gówno przez gęś.

Od czasu do czasu, pojawiają się narzekania, że za bardzo przykręcamy śrubę naszym ludziom. Ale ja, do cholery nie dbam o to. Wierzę w starą, dobrą zasadę: "Odrobina potu, pozwoli ocalić galom krwi". Im mocniej będziemy naciskali, tym więcej Niemców zabijemy, im więcej ich zabijemy - tym mniej zginie naszych. Tak więc przykręcanie śruby oznacza mniej niepotrzebnych ofiar. Chcę żebyście wszyscy o tym pamiętali.

Po powrocie do domów z tej wojny, będziecie mogli powiedzieć jedną wielką rzecz. Za dwadzieścia lat, usiądziecie przy kominku z wnuczkiem na kolanach, a gdy zapyta: "Co robiłeś podczas wielkiej II wojny światowej?", nie będziesz musiał jąkać się w odpowiedzi i dukać coś w rodzaju: "Uf, no cóż, przerzucałem szuflą łajno w Luizjanie". Nie, panowie - będziecie mogli spojrzeć mu prosto w oczy i powiedzieć: "Posłuchaj synku, twój dziadek służył we wspaniałej 3 Armii, pod dowództwem tego cholernego skurwiela George'a Pattona".


No cóż - ta mowa może być przykładem, dla współczesnych marketingowych speców od motywacji - według mnie jest - WYŚMIENITA!






 Jak to już ktoś  kiedyś powiedział:

"BOŻE, JAKA SZKODA ŻE OD HITLERYZMU NIE WYZWOLIŁY NAS CZOŁGI GENERAŁA PATTONA, 
TYLKO MARSZAŁKA ŻUKOWA"



"NIE  ZAMIERZAM PIĆ ANI Z NIM, ANI Z ŻADNYM INNYM ROSYJSKIM SUKINSYNEM"




"CAŁA NAPRZÓD I NA POHYBEL SUK...OM!"

gen. George Patton




 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz