"GŁUPOTĄ I BŁĘDEM JEST
OPŁAKIWANIE POLEGŁYCH.
POWINNIŚMY RACZEJ
DZIĘKOWAĆ BOGU,
ŻE TACY LUDZIE
KIEDYKOLWIEK ŻYLI!"
Kim jest mężczyzna? Kto to taki? W dzisiejszym, postmodernistycznym świecie, lalusiowatych,
metroseksualnych panów, zapewne za samą definicję wystarczy:
"Umiejętność zapewnienia bytu sobie i swojej rodzinie. Swej kobiecie i
własnym dzieciom". Oczywiście, już samo to, świadczy w dużej mierze (w
dzisiejszych bardzo trudnych czasach), o niezwykłej odpowiedzialności, ale ...
No właśnie. Chciałbym teraz byście zapoznali się z mową motywacyjną,
jaką wygłosił do swych
żołnierzy generał George Patton, podczas jednej z kampanii II wojny światowej. Jest to
DOBITNY, MOCNY i wyjątkowo SUGESTYWNY przykład MĘSTWA. Patton
jest bez wątpienia moim ulubionym amerykańskim generałem II wojny światowej (o to
miano jeszcze rywalizuje z nim gen. Douglas MacArthur - "Ostatni Bóg Wojny", naczelny wódz
amerykańskich sił zbrojnych na Pacyfiku, w czasie II wojny światowej i
potem w czasie wojny koreańskiej 1950-1953).
Oto przemowa gen. George'a Pattona (którego armia w 1945 r.
prawie dotarła do zachodnich ziem dzisiejszej Polski, a on sam po
zdobyciu Berlina, chciał iść ... na odsiecz Polsce i zaatakować ZSRS),
wygłoszona do żołnierzy amerykańskich 5 czerwca 1944 r.
Przemowa
motywująca, która jest (wg. mnie), najlepszą definicją męskości, jaką można było kiedykolwiek wygłosić:
"ŻOŁNIERZE"
"Cała
gadanina o tym, że Ameryka nie chce dalej uczestniczyć w tej wojnie i
walczyć, to kupa pieprzonych bzdur. Cała nasza tradycja pokazuje, iż
jesteśmy zawsze gotowi do walki. Wszyscy prawdziwi Amerykanie uwielbiają
tę szprycę emocji i starcie z wrogiem.
Jesteście
tu dziś z trzech powodów: Dlatego że chcecie bronić swoich domów i
bliskich, dlatego że z szacunku dla siebie, że nie chcieliście być gdzie
indziej, a w końcu dlatego że jesteście prawdziwymi mężczyznami.
Prawdziwi mężczyźni zaś lubią walczyć.
Jako
dzieciaki wszyscy podziwialiście mistrza w grze w kulki, najszybszego
biegacza, najtwardszego boksera, najlepszych bejsbolistów i piłkarzy.
Amerykanie kochają zwycięzców, nie znoszą przegranych, gardzą tchórzami.
Zawsze gramy o zwycięstwo.
Mam
gdzieś los faceta, który przegrał i jeszcze się śmiał. Oto dlaczego
Amerykanie jeszcze nigdy nie przegrali i nie przegrają wojny - nie
cierpimy samej myśli o klęsce. Nie wszyscy zginiecie. W dużej bitwie
polegnie może z 2 % z dziś tu obecnych. Nie bójcie się śmierci, w swoim
czasie przyjdzie ona po każdego człowieka.
Prawda
że każdy ma stracha przed walką, ten co zaprzecza - to kłamca.
Niektórzy ludzie, nawet z duszą na ramieniu, mogą walczyć tak, jak ci
najodważniejsi. I do diabła, potrafią wykrzesać z siebie wszystko, gdy
widzą z jakim sercem walczą inni, równie przestraszeni.
Prawdziwy
bohater to ten, który walczy nawet wtedy, gdy czuje strach. Niektórzy
czują strach w pierwszej minucie walki, jedni po trzech godzinach,
drudzy całych dniach, ale prawdziwy mężczyzna nigdy nie pozwoli na to,
aby strach wziął górę nad jego poczuciem honoru, obowiązku wobec kraju i
wewnętrznej męskiej siły.
Walka
to najwspanialszy rodzaj rywalizacji, w jakiej może wziąć udział
człowiek. Wydobywa z nas to, co najlepsze, a uwalnia od tego, co niskie i
nikczemne. Amerykanie czują dumę z tego że są męscy i mówię wam - są
naprawdę waleczni.Pamiętajcie że wróg czuje strach tak samo jak wy, a
może nawet bardziej - to nie są nadludzie.
Przez
całą swoją służbę wojskową psioczycie na to, co nazywacie "upierdliwym
drylem". Jak wszystko inne w wojsku, ma on określony cel - chodzi o
czujność. Każdy musi ją mieć w sobie. Gówno wart jest facet, który nie
potrafi być stale czujny i uważny.
Jesteście
weteranami, inaczej nie bylibyście tutaj. Jesteście gotowi na to co
nadejdzie, jeśli chcecie przeżyć, musicie cały czas zachować czujność.
Jeśli jej zabraknie, w końcu jakiś niemiecki skurwysyn zajdzie was od
tyłu i zabije byle czym.
W
pewnym miejscu na Sycylii znajduje się czterysta starannie oznaczonych
grobów, są tam tylko dlatego, że jeden z leżących w nim żołnierzy,
poszedł sobie spać na służbie. Ale to groby Niemców, ponieważ to my
zaskoczyliśmy skurwiela w czasie snu, zanim oni sami go przyłapali.
Armia
to jedna drużyna - mieszka, śpi, je i walczy razem. Gadanie o
jednostkowym bohaterstwie, to kupa bredni. Te żałosne kutasy, które
smażą artykuły na ten temat w Saturday Evening Post, nie wiedzą więcej o
prawdziwej walce na linii ognia, niż o pieprzeniu się.
Mamy
najlepszy sprzęt i najlepszą żywność. Najwspanialszego ducha walki i
najlepszych żołnierzy na świecie. Mój Boże, żal mi nawet tych biednych
skurwysynów, którzy zmierzą się z nami. Na litość Boską, naprawdę żal mi
tych drani.
Mężczyźni
nie poddają się! Nie chcę słyszeć, że jakiś żołnierz walczący pod moim
dowództwem, został wzięty do niewoli - chyba że został postrzelony w
walce. Ale nawet jeśli was postrzelą, zawsze możecie jeszcze
odpowiedzieć ogniem.
I
nie gadam tu głupot. Pod swym dowództwem, chcę mieć właśnie takich
ludzi jak ów porucznik, którego spotkałem podczas walk w Libii. W
momencie gdy szkop przyłożył mu do piersi lugera, zerwał hełm, odtrącił
rękę z pistoletem i przywalił szwabowi tak mocno, że ten padł jak długi.
Wtedy porucznik podskoczył, wyrwał mu tę broń i zabił innego Niemca
zanim ci pojęli co u diabła się dzieje. A przez cały ten czas miał kulę w
płucu - to jest prawdziwy mężczyzna.
Prawdziwi
bohaterowie, to nie legendarne postaci z bajeczek dla grzecznych
dzieci. Każdy w tej armii ma do odegrania kluczową rolę. Nigdy nie
ustawajcie w wysiłku, nie osłabiajcie woli, niech nikt nie myśli że jego
robota jest nieważna. Każdy ma do wykonania swoją robotę i musi ją
wykonać.
Wszyscy
jesteście ogniwami wielkiego łańcucha. Co by było, gdyby nagle każdy
kierowca ciężarówki uznał, że ma dość kul świstających nad głową, zżółkł
z przerażenia i zjechał wprost do rowu? Taki tchórzliwy sukinsyn mógłby
wtedy powiedzieć "Do diabła z tym wszystkim, i tak nie będą mnie
żałować, jestem tylko jednym z wielu tysięcy". Ale gdyby każdy myślał w
ten sposób, to gdzie u licha bylibyśmy dziś? Jak wyglądałby nasz kraj,
nasi najbliżsi, nasze domy a nawet cały świat?
Nie
do cholery! Amerykanie nie myślą w ten sposób, każdy ma swoją robotę,
każdy służy wszystkim i większej całości. Każdy oddział i każda
jednostka ma swoje miejsce w wielkim schemacie tej wojny. Ludzie od
logistyki są potrzebni, by dostarczać nam broni. Dzięki nim możemy
walczyć. Kwatermistrz jest ważny, bo dostarcza żywność i umundurowanie.
Wszyscy pracujący przy kuchniach polowych, mają do wykonania swoją
robotę, nawet ci, którzy tylko gotują wodę, abyśmy nie dostali sraczki.
Niech
nikt nie myśli tylko o sobie, niech zważa na walczącego obok kumpla. W
tej armii nie chcemy żałosnych tchórzy, powinno się ich wytępić - jak
szczury, bo jeśli nie, to po wojnie wrócą do domu i spłodzą jeszcze
więcej podobnych ludzi. Odważni mężczyźni spłodzą jeszcze więcej
odważnych mężczyzn. Wybijmy cholernych tchórzy, a będziemy mieli naród
ludzi odważnych.
Dam
przykład jednego z najodważniejszych żołnierzy, jakiego kiedykolwiek
spotkałem. Było to podczas walk w Tunezji. Podczas zaciekłej wymiany
ognia, gdy kule świstały nad głową, wojak ten siedział na słupie
telegraficznym. Pytam go, co u diabła tam robi w takiej chwili?
"Naprawiam druty telegraficzne generale" - krzyczy. Czy to rozsądne,
akurat teraz? A ten odpowiada: "Ma pan rację generale, ale te cholerne
druty trzeba naprawić". "A nie przeszkadzają ci samoloty ostrzeliwujące
drogę?", "Do diabła, nie generale - robotę trzeba wykonać".
Oto
prawdziwy mężczyzna, prawdziwy żołnierz. Ten człowiek zrobił wszystko
aby wypełnić swoje zadanie, mimo ogromnego prawdopodobieństwa że zginie.
Szkoda że nie widzieliście tych ciężarówek na drogach w Tunezji. Nasi
wspaniali kierowcy, dzień i noc torowali się po tych sakramenckich
drogach, bez żadnej przerwy, nie zbaczając z kursu, choć przez cały czas
nad głowami latały kule i wybuchały bomby.
Cel
osiągnęliśmy dzięki odwadze, z której od wieków słyną Amerykanie.
Niektórzy z tych kierowców, prowadzili bez przerwy ponad 40 godzin. To
nie byli ludzie bezpośrednio zaangażowani w walkę, lecz zwykli żołnierze
wykonujący swoją robotę - i jak ją wykonali? Do diabła wspaniale.
Stanowili część jednej drużyny. Bez ich wysiłku, bez nich przegralibyśmy
bitwę. Gdy wszystkie ogniwa łańcucha trzymają się mocno, nic go nigdy
nie rozerwie.
Pamiętajcie,
nie wiecie że tu jestem, żadnych wzmianek o mnie w listach. Świat ma
nie wiedzieć, co do cholery zdarzyło się ze mną. Nie dowodzę tą armią,
nie jestem nawet w armii. Niech pierwszymi skurwielami, którzy się o tym
dowiedzą, będą ci cholerni Niemcy. Chcę zobaczyć jak porywają się na
równe nogi i sikają ze strachu, skowycząc: "Jezu Chryste, to znowu ta
cholerna 3 Armia i ten skurwysyn Patton.
Rozpętamy
tu piekło. Im szybciej uporamy się z tym kurewskim bajzlem, tym
szybciej uda nam się dokonać małego wypadu na Japońców i rozprawić się z
tymi zasrańcami w ich jaskini, nim cała zasługa przypadnie w udziale
chłopcom z piechoty morskiej.
Oczywiście,
chcemy wrócić do domu, pragniemy końca tej wojny. Najszybszym na to
sposobem, jest dorwanie tych drani którzy ją rozpoczęli. Im szybciej im
dokopiemy, tym szybciej wrócimy do kraju. Najprostsza doń droga wiedzie
przez Berlin i Tokio, a gdy tylko zajmiemy Berlin, osobiście zastrzelę
tego skurwysyna, tapeciarza Hitlera. Tak jak zabija się żmiję.
Gdy
człowiek cały dzień leży w okopie strzeleckim, to Niemcy w końcu go tam
dopadną. Do diabła z tym. Moi ludzie nie będą kopać żadnych rowów czy
dołów, nie chcę żeby się tym zajmowali. To tylko spowalnia tępo
ofensywy. Bądźcie stale w natarciu, nie ustawajcie, nie dawajcie wrogowi
czasu na sypanie szańców obronnych.
Wygramy
tę wojnę, ale tylko pokazując Niemcom, że mamy więcej odwagi niż mają,
lub kiedykolwiek będą mieli oni sami. Nie tylko wystrzelamy tych
sukinsynów co do jednego, lecz także wyprujemy z nich flaki, których
użyjemy do smarowania gąsienic naszych czołgów. Wykończymy tych hujów i
Hunów - wszystkich!
Wojna,
to kurewsko krwawy i morderczy biznes. Musimy zdążyć przelać ich krew,
zanim oni przeleją naszą. Rozpruwajcie im brzuchy, strzelajcie im w
bebechy. Gdy kule będą świstać dookoła, a ty, ścierając z twarzy kurz,
nagle uświadomisz sobie, ze to nie bród, lecz krew i wnętrzności
człowieka, który kiedyś był twoim najlepszym przyjacielem - sam dobrze
będziesz wiedział co zrobić.
Nie
chcę żadnych meldunków w rodzaju: "Utrzymujemy nasze pozycje". My
niczego do cholery nie utrzymujemy, niech robią to Niemcy. Cały czas
walmy do przodu. Tylko ciągła pogoń za wrogiem, chwyćmy go za jaja,
ściśnijmy mu je tak, że srać będzie z bólu. Nasz podstawowy plan
operacyjny, to przeć naprzód i naprzód. Cały czas i bez przerwy.
Przejdziemy przez szkopów gładko jak gówno przez gęś.
Od
czasu do czasu, pojawiają się narzekania, że za bardzo przykręcamy
śrubę naszym ludziom. Ale ja, do cholery nie dbam o to. Wierzę w starą,
dobrą zasadę: "Odrobina potu, pozwoli ocalić galom krwi". Im mocniej
będziemy naciskali, tym więcej Niemców zabijemy, im więcej ich zabijemy -
tym mniej zginie naszych. Tak więc przykręcanie śruby oznacza mniej
niepotrzebnych ofiar. Chcę żebyście wszyscy o tym pamiętali.
Po
powrocie do domów z tej wojny, będziecie mogli powiedzieć jedną wielką
rzecz. Za dwadzieścia lat, usiądziecie przy kominku z wnuczkiem na
kolanach, a gdy zapyta: "Co robiłeś podczas wielkiej II wojny
światowej?", nie będziesz musiał jąkać się w odpowiedzi i dukać coś w
rodzaju: "Uf, no cóż, przerzucałem szuflą łajno w Luizjanie". Nie,
panowie - będziecie mogli spojrzeć mu prosto w oczy i powiedzieć:
"Posłuchaj synku, twój dziadek służył we wspaniałej 3 Armii, pod
dowództwem tego cholernego skurwiela George'a Pattona".
No cóż - ta mowa może być przykładem, dla współczesnych marketingowych speców od motywacji - według mnie jest - WYŚMIENITA!
Jak to już ktoś kiedyś powiedział:
"BOŻE, JAKA SZKODA ŻE OD HITLERYZMU NIE WYZWOLIŁY NAS CZOŁGI GENERAŁA PATTONA,
TYLKO MARSZAŁKA ŻUKOWA"
"NIE ZAMIERZAM PIĆ ANI Z NIM, ANI Z ŻADNYM INNYM ROSYJSKIM SUKINSYNEM"
"CAŁA NAPRZÓD I NA POHYBEL SUK...OM!"
gen. George Patton
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz