Stron

poniedziałek, 9 listopada 2015

HISTORIA TELIK-HA VENTIU - ZAPOMNIANEJ EGIPSKIEJ KSIĘŻNICZKI - Cz. I

DOŚWIADCZENIE "ŚMIERCI" 

i RELACJA z ŻYCIA ZAPOMNIANEJ 

 EGIPSKIEJ KSIĘŻNICZKI, 

ŻYJĄCEJ NA ZIEMI 

ok. 3 400 lat temu 

Cz. I

"BÓG SIĘ RODZI"
(Bezwzględnie moja ulubiona kolęda)

"Bóg się rodzi, moc truchleje,
Pan niebiosów obnażony!
Ogień krzepnie, blask ciemnieje,
Ma granice Nieskończony.
Wzgardzony, okryty chwałą,
Śmiertelny Król nad wiekami!

A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Cóż masz niebo nad ziemiany?
Bóg porzucił szczęście swoje,
Wszedł między lud ukochany,
Dzieląc z nim trudy i znoje.
Niemało cierpiał, niemało,
Żeśmy byli winni sami,

A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Podnieś rękę, Boże Dziecię,
Błogosław Ojczyznę miłą!
W dobrych radach, w dobrym bycie
Wspieraj jej siłę swą siłą.
Dom nasz i majętność całą,
I wszystkie wioski z miastami.

A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami"
 





 Jakże wiele jest rzeczy, których my - Ludzkość, stojąca u progu XXI wieku, nadal nie pojmujemy, nie rozumiemy i nie potrafimy wyjaśnić. Sądzimy że ten cały nasz świat, w którym się narodziliśmy, w którym wyrośliśmy i który tak bardzo potrafi nas co dzień zaskakiwać - że wszystko to można sprowadzić do pojęć takich jak rozum i logika. Tak bardzo wrastamy w ten otaczający nas materializm, że niekiedy po prostu przestajemy odróżniać prawdę od fikcji, realność od nierealności, czy życie od ... śmierci. Tak bardzo potrafimy utożsamić się z naszym ziemskim, materialistycznym żywotem, tak bardzo przyzwyczajamy się do rzeczy, które udało nam się tu zdobyć, że stają się one częścią naszego jestestwa, tak bardzo że gdy przychodzi nagłe "Przebudzenie" - nie uświadamiamy sobie tego faktu i nadal funkcjonujemy, tak jak dotąd. Mówiąc o "Przebudzeniu" - mam oczywiście na myśli naszą śmierć, która nie jest niczym innym, jak wybudzeniem nas z długiego snu, wyrwaniem z pewnej złudy (bardzo ważnej i potrzebnej dla nas samych, ale jednak złudy), wtłoczeniem z powrotem w "ciasny pokrowiec", jak opisuje swoje ciało, pewien mężczyzna, który przeżył śmierć kliniczną i który potem płacząc, miał wielki żal do lekarzy i pielęgniarek że ponownie wcisnęli go do tego "niepasującego, ciasnego pokrowca", w którym się narodził - chciał już bowiem nareszcie powrócić do świata, tego prawdziwego, którego "Tam" doświadczył. 

Śmierć jest więc owym Przebudzeniem nas ze snu, jaki tutaj "doświadczamy". Ten sen może być piękny i miły, ale może też być koszmarny (wówczas przebudzenie staje się wyzwoleniem). Ale zdarza się też, że człowiek (początkowo), w ogóle nie zdaje sobie sprawy ze swego Przebudzenia, że funkcjonuje tak jak podczas snu, dziwiąc się że postaci w nim odgrywane, "jakoś nie reagują na mnie i zupełnie mnie ignorują. Tak jakby mnie w ogóle nie było". Oczywiście uświadomienie realności Przebudzenia, wcześniej czy później do nas dotrze (tak samo jak dociera do nas po wybudzeniu ze snu, fakt że sen właśnie się zakończył a my już nie śnimy, choć przecież ów sen był taki fajny, przyjemny, tyle mieliśmy tam dokonać, uczynić, zrobić i teraz - jak tam wrócić, jak ponownie wyśnić sen którego już nie ma? - takie pytania praktycznie każdy z nas, zadawał sobie po wybudzeniu z miłego snu - jak zasnąć ponownie, by znów wyśnić to samo co przedtem?). Ale nawet uświadomienie sobie faktu naszej bezcielesnej Realności, nie musi oddziaływać na podejmowane przez nas decyzje o podążaniu w kierunku owego "Światła", które ukazuje się z chwilą naszego Przebudzenia. Wielu z nas, tak za życia "nasiąknęło" materializmem, że nie potrafi w sposób łagodny przejść nad tym do porządku dziennego i wciąż użala się nad "rozlanym mlekiem" (czyli życiem, które właśnie się zakończyło - snem który już nie powróci w tej samej formie co wcześniej). 

Stąd właśnie mamy owe złośliwe duszki i opętańcze relacje, w których rozżalone duchy posługują się wręcz kloacznym językiem, pełnym "pizd", "kurew", "dziwek", "hujów" itd. itp (mam właśnie takie relacje z doświadczeń duszy, która była tak przywiązana do swego życia, że nie zauważyła momentu własnej śmierci, a ponieważ za życia była osobą wulgarną i borykała się z problemem alkoholowym, oraz miała komornika na karku, czym popadała w jeszcze większe rozżalenie - po śmierci, której nie chciała zaakceptować, choć, co bardzo ważne ... wiedziała że nie żyje, gdyż zwracała się do medium takimi słowy jak: "Nie wygracie ze mną, nikt nie pokona ducha". Ów mężczyzna, dopiero po ... półrocznej rozmowie z medium zaakceptował swój stan i zmienił się diametralnie, przestał używać wulgaryzmów i, gdy medium opowiedziało mu o powrocie "do Domu" i tym że istnieją "Istoty Świetliste", które pomogą mu wrócić - podziękował i przeprosił za swoje zachowanie. Powiedział też że miał dotąd w sobie tyle żalu, że nawet po śmierci wielką przyjemność sprawiało mu szkodzenie i uprzykrzanie życia innym ludziom - Obiecał też że teraz podąży już za Światłem, by połączyć się z najbliższymi).

O tym że pewne sprawy, a nawet przedmioty, do których za życia mocno się przywiązaliśmy - nie pozwalają nam podążyć za owym "Światłem", świadczy ciekawy eksperyment, który kilka lat temu (był to chyba 2013 e.), przeprowadził jasnowidz - Krzysztof Jackowski. Mianowicie, podczas jednego ze swych spotkań z ludźmi, poprosił jednego z mężczyzn, by do pewnego eksperymentu, użyczył mu swojego nowego telefonu komórkowego. Mężczyzna telefon oddał, a następnie Jackowski zapytał czy może kluczykiem zrobić mu na wyświetlaczu dwie rysy, na kształt litery "X". Mężczyzna ... ponownie się zgodził, choć uczynił to już bez przekonania, i raczej dlatego, że głupio mu było odmówić, gdy patrzyła na niego cała sala. Tak więc jasnowidz wziął ów telefon, wyjął kluczyki i dociskając je do wyświetlacza, zaczął tworzyć rysy. Przepraszam, tak miało to wyglądać, gdyż po chwili oddał zupełnie nieuszkodzony telefon jego właścicielowi, chciał jednak coś pokazać publiczności. Mianowicie facet, który oddał mu swój telefon, wyglądał tak, jakby miał zaraz dostać ataku serca, pobladł i siedział tam tylko dlatego, że niezręcznie było mu teraz odebrać swój telefon. Co miał pokazać ów eksperyment? Ano to, jak bardzo my ludzie, jesteśmy przywiązani, do materialnych rzeczy, które są naszą własnością i do nas należą. Gdyby bowiem ów eksperyment Jackowski zrobił ze swoim telefonem, twarz owego mężczyzny (i każdego innego), nie wykazałaby śladów takiego napięcia i zdenerwowania. Tak też jest po śmierci - przywiązujemy się do wielu materialnych rzeczy, z których ciężko jest nam potem (po Przebudzeniu), zrezygnować. Gdybyśmy jednak potrafili uświadomić sobie że te wszystkie rzeczy i ten cały, otaczający nas świat - jest tylko pewną formą snu, z którego także nie możemy niczego wynieść - nie bylibyśmy takimi ignorantami i o wiele łatwiej potrafilibyśmy zaakceptować nasze życie i odgrywane tu nasze role.




 Tak teraz, pragnę zaprezentować relację zapomnianej egipskiej księżniczki (naprawdę zapomnianej, gdyż informacje o niej musiały zostać zniszczone, ona sama zresztą ... a raczej jej duch, który notabene po tylu tysiącach lat, wciąż nie może zaznać spokoju i powrócić w "Zaświaty" - twierdzi że gdy tylko jej przeciwnicy doszli do władzy w Egipcie, kazali usunąć o niej wszelkie informacje, tak z papirusów czy glinianych tabliczek, jak również z o wiele trwalszych napisów świątynnych, czy grobowych). Kim była owa dama i jak to się stało, że ponownie dała o sobie znać. Informacje o niej wypłynęły poprzez jasnowidzące medium o pseudonimie Rosemary w 1931 r. Rosemary, była do 1928 r. nauczycielką w jednej ze szkół w mieście Blackpool w północno-zachodniej Anglii i nosiła imię Ivy. W 1931 r. po wejściu w głęboki stan, zaczęła nagle przemawiać w jakimś obcym, nieznanym języku, który to nagrano na taśmę i poddano następnie analizie. Okazało się że język, którym posługiwała się Ivy (a raczej Rosemary), jest już obecnie wymarłym językiem staroegipskim (jego autentyczność potwierdził egiptolog - Howard Hulme). 

Podczas rozmowy z medium (które wówczas mówiło już głosem kobiety z innej epoki), zapytano o imię tej, która przybyła. Przedstawiła się jako księżniczka Telik-ha Ventiu - żona faraona Nebmare Amenhotepa (znanego nam jako Amenhotep III - starożytni Egipcjanie, do opisania swych władców nie używali bowiem cyfr przy nazwisku konkretnego króla, lecz posługiwali się jego indywidualnym przed-imieniem, w przypadku Amenhotepa, było to imię - Nebmare, jego syn Amenhotep IV Echnaton, nosił początkowo imię Nefercheprure). Dopiero po kilku takich seansach, księżniczka Ventiu, podała swoje prawdziwe (duchowe) imię, jakiego używa na "Tamtym Świecie". Brzmiało ono - Nona. 

Księżniczka Telik-ha Ventiu, urodziła się około 1400 r. p.n.e. Nie była Egipcjanką lecz Babilonką, córką jednego z lokalnych władców Babilonu. Jej ojciec został zamordowany w wyniku walk wewnętrznych o władzę nad państwem, wówczas to trafiła do Egiptu. Prawdopodobnie (piszę prawdopodobnie, gdyż ona sama nie mówi o konkretnej dacie swego przybycia do kraju faraonów, natomiast ja kalkuluję po swojemu, obliczając czas od ewentualnej rebelii, która miała w Babilonie - a były to bardzo niespokojne czasy, zwłaszcza w Mezopotamii - i w której wyniku życie stracił "król Babelu" - jak określano władców panujących w Babilonii, imieniem - Kurigalzu I), młoda dziewczyna (najprawdopodobniej była wówczas w wieku ok. 15 lat lub nieco starsza - choć to też moje domysły, gdyż Nona o tym nie wspomina), pojawiła się w stolicy Egiptu - Tebach, ok. 1374 r. p.n.e. (wówczas to miał miejsce ów zamach stanu w Babilonie i zamordowanie króla Kurigalzu I, syna poprzedniego władcy Kadaszmana-Harbe I, przez uzurpatora, który stał się kolejnym władcą Babilonu - Kadaszmanem-Enlilem I).

Tak więc (najprawdopodobniej), około roku 1374 p.n.e. młoda Telik-ha Ventiu, trafiła do haremu faraona Amenhotepa III. Stało się to oczywiście na prośbę jej ojca (o czym już w swych przekazach opowiada Nona), który spodziewając się zamachu i śmierci, zadbał o to, by jego córka została jedną z kobiet/żon faraona Amenhotepa (wcześniej wysłał w tej sprawie do egipskiego władcy list, z prośbą o przyjęcie jego córki w poczet jego konkubin, twierdząc że jeśli pozostanie w swoim kraju, to czeka ją tam śmierć). Amenhotep wyraził na to zgodę i tak młoda Telik-ha Ventiu trafiła do jego haremu. Nona opowiada, że początkowo bardzo polubiła oficjalną małżonkę króla Amenhotepa, królową Teję, która wzięła ją i inne nowo przybyłe do haremu dziewczyny pod swą opiekę. Dbała o nie i pilnowała by niczego im nie zabrakło. Nona stwierdziła (za pomocą Rosemary), w jednej ze swych sesji (a trwały one przez kilka lat, począwszy od 31 sierpnia 1931 r.), że bardzo królową pokochała (nie przypuszczała jeszcze wtedy, że w kilka lat później stanie się jej konkurentką w łożu faraona, oraz że ... zginie właśnie z jej rozkazu).

Jak Nona opisuje Teję? Nie mówi nic o jej wieku (królowa w 1374 r. p.n.e. musiała mieć ok. 25 lat), lecz mówi że była "bardzo burzliwą duszą" i że jej cechy charakteru, bardziej przybliżały ją do  mężczyzn niż do kobiet. Była energiczna i przebojowa, była przeciwieństwem swego męża - Amenhotepa III, o którym Nona wspomina, że nasze dzisiejsze o nim wyobrażenia, są zbyt idealistyczne. Tak naprawdę był to człowiek o dość chwiejnym, a nawet uległym charakterze, przeżywającym wszystkie losowe niepowodzenia dość mocno i ulegającym swej przebojowej i dominującej małżonce (dużo też chorował, jak twierdzi Nona, szczególnie w ostatnich latach jej życia). Teje miała ogromny wpływ na faraona, Nona twierdzi że sami kapłani Amona-Re, obawiali się jej wpływów na władcę. Posiadała też specjalne prawa i przywileje, oraz mogła samodzielnie decydować w niektórych sprawach, a tych jej rozkazów, nie mógł cofnąć nawet sam władca. Nona (wówczas jako księżniczka Ventiu), została oficjalnie naturalizowana przez Teję i stała się jej przybraną córką.


TAK WŁAŚNIE 
(biorąc pod uwagę jej mumię)
MOGŁA WYGLĄDAĆ KRÓLOWA TEJE




"Królowa była bardzo niebezpiecznym wrogiem" - jak twierdziła Nona, myślała bowiem jak mężczyzna, wojownik i król, a nie jak kobieta. Przewidywała wiele spraw do przodu i potrafiła szybko podejmować decyzje, czego nie można było powiedzieć o Amenhotepie III. Nona opowiadała także, że królowa Teje przychodziła często osobiście do jej komnaty, po to by wypytać ją jak jej minął dzień i jak spędzała swój wolny czas. Ponoć na dworze wszyscy się jej bali, gdyż wiedzieli że ma ogromny wpływ na władcę i że tak naprawdę to ona rządzi państwem. Jej kaprysy stawały się oficjalnym prawem, a ponieważ ściśle przestrzegała zasad dworskiej etykiety - wszystko i wszyscy musieli się temu podporządkować, każdy błąd miał być bowiem karany. Gdy przyjmowała posłów, lub gdy podejmowała decyzję, czyniła to zawsze jak prawdziwa bogini, przystrojona w drogie suknie i klejnoty, z kobiecą koroną na głowie, otoczona stojącymi wokół niej niewolnikami (którzy stali lub siedzieli u jej stóp). Nona, jako Telik-ha Ventiu stwierdziła że nie lubiła tak sztywnej dworskiej etykiety, choć szczerze kochała swoją protektorkę, za dobroć, jaką względem niej okazywała.

Teje nie pochodziła z rodziny królewskiej. Jej rodzina była owszem - majętna i szlachetna, lecz nie należeli do rodziny królewskiej (tzw.: XVIII Dynastii Egiptu). Jej ojciec, o imieniu Yuja, był lokalnym kapłanem w mieście Akhmin (w Delcie Egiptu), a także zarządcą wołów i dowódcą miejskiego oddziału rydwanów, jaj matka - Tuja, po kądzieli była potomkinią wielkiej królowej  Ahmose-Nefertari, żony założyciela XVIII Dynastii - faraona Nebpehtire Ahmose (znanego nam jako Ahmose I). Teje urodziła się ok. 1400 r. p.n.e. W wieku ok. 10 lat została poślubiona wstępującemu na tron Egiptu - Amenhotepowi III (który sam był wówczas 12-letnim chłopcem). W momencie jego intronizacji (ok. 1388 r. p.n.e.), wielka była potęga i znaczenie Egiptu w ówczesnym świecie. Był to bowiem wówczas najbogatszy i najpotężniejszy kraj, we wschodniej części basenu Morza Śródziemnego.

Wszędzie na granicach w owym czasie panował spokój, gdyż po krwawych lekcjach z poprzednich lat, udzielonych przez Totmesa III (pradziada Amenhotepa III - o którym piszę w moim opowiadaniu pt.: "Książę krwi"), Amenhotepa II (syna Totmesa III), czy nawet przez Totmesa IV (syna Amenhotepa II i ojca Amenhotepa III), nikt z lokalnych syryjsko-palestyńskich książąt już się nie buntował, a graniczne stele egipskie stały nad samym Eufratem. W całym państwie panował też spokój i dobrobyt. Nad takim właśnie krajem, o pełnym skarbcu, wielkiej armii, stabilnej gospodarce i ogromnych wpływach politycznych - obejmowała władzę młodziutka para królewska - Amenhotep i Teje.

Królowa Teje wybrała swą podopieczną, naturalizowaną córkę - Telik-ha Ventiu, by wstąpiła do świątyni Amona-Re, jako "Panna Świątynna" (był to odpowiednik mniej więcej dzisiejszych sióstr zakonnych). Być może chciała się jej pozbyć z pałacu i haremu, gdy dziewczyna zaczęła zwracać swoją osobą uwagę jej męża. Tak też się stało, a księżniczka Ventiu, poznała tam niejaką Volę (również pochodzącą ze szlachetnej egipskiej rodziny), obie dziewczyny bardzo mocno się zaprzyjaźniły. O czasie spędzonym jako "Panna Świątynna", również dość szczegółowo, podczas swych seansów opowiadała Nona.






O tym jednak opowiem w kolejnym temacie!


CDN.

3 komentarze:

  1. Czy sny mają jakiś związek ze stroną duchowa człowieka? wyjścia z ciała, OBBE itd.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapewne tak, choć muszę przyznać że niewiele się tym tematem zajmuję i nie potrafię udzielić tu większych informacji. Mogę jedynie powiedzieć (choć nie dotyczy to bezpośrednio opuszczania ciała przez dusze podczas snu ... a może dotyczy, kto wie?), że kiedyś, gdy miewałem nocne koszmary, postanowiłem "zdusić" je w zarodku. W tym celu, przed zaśnięciem powtarzałem sobie w głowie, że to, co mi się przyśni - jest tylko moim snem. A jeśli jest tylko snem, to znaczy że ... mogę go kontrolować. I tak się też działo, skończyły się wszelkie koszmary, bowiem z chwilą gdy zacząłem śnić świadomie (to znaczy będąc we śnie, stwierdzałem że to jest tylko sen), nagle wszystko się zmieniało. To co dotąd miało być koszmarem, zamieniało się w komedię. Nagle okazywało się że ja mogę we śnie zrobić wszystko, naprawdę wszystko. Mogę latać, pływać pod wodą, biegać z szybkością światła, a wszystko i wszyscy, którzy się tam pojawiali - podlegali mojej woli i poleceniom.

    To trwało przez jakiś czas, gdy wreszcie ... przestałem śnić. To znaczy, po przebudzeniu nie pamiętałem, bym cokolwiek śnił. Dopiero z chwilą gdy zarzuciłem praktykę "snów świadomych", sny ponownie powróciły - ciekawe prawda?

    POZDRAWIAM!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czasem pamiętam sny, a czasem nie, z tym bywa różnie. Nie mam żadnych doświadczeń z opuszczaniem ciała w czasie snu, lecz znam takie osoby. Mam za to od kilku lat inne doświadczenia związane ze snem, dotyczące mojego realnego świata, wydarzeń i czasu. Związane jest to z obrazami sennymi które widzę. Ale to temat na dłuższą rozmowę i chyba na priv.

      Wydaje mi się że postrzeganie i obrazy we snach (przynajmniej moich) są zbieżne z relacjami osób które przeżyły własną śmierć kliniczną i opisywały co widzą w nowej rzeczywistości. We śnie również widok jest często jakby z góry (świadkowie mówią że patrzą z wysokości sufitu), śniąc wydaje nam się że latamy, przemieszczamy się bardzo szybko z miejsca na miejsce, w które sobie tylko zażyczymy.
      Od zawsze ciekawiło mnie też czy osoby we śnie nie są przypadkiem znanymi nam duszami.

      Usuń