Stron

piątek, 29 kwietnia 2016

ŁAMBINOWICE I ŚWIĘTOCHŁOWICE - KOMUNISTYCZNE OBOZY KONCENTRACYJNE DLA POLAKÓW I NIEMCÓW - Cz. I

KOMUNISTYCZNE PIEKŁO NA ZIEMI





Nie był to jedyny tego typu obóz na ziemiach polskich, zarządzany albo bezpośrednio przez Sowietów, albo też przez ich ("polskie") ubeckie marionetki. Takich miejsc, zwanych dla niepoznaki "Obozami Pracy", lub "Obozami Reedukacji", było wiele, że wymienię tylko kiełka największych, jakie założyli Sowieci na polskiej ziemi, gdy ostatecznie "wyzwolili" ją z niemieckiej okupacji, były to obozy pracy w: Warszawie, Sosnowcu, Potulicach, Gdyni, Gdańsku, Tczewie, Łodzi, Tomaszowie Mazowieckim, Krzesimowie, Lublinie, Popkowicach, Bytomiu, Mysłowicach, Wadowicach, Opolu, Niemodlinie, Lubaniu, Żaganiu, Świętoszowie, Kępnie, Wrocławiu, Nysie, Jaworznie, Świetochłowicach i w wielu innych miastach i miasteczkach Polski, którą Sowieci zamienili w wielki obóz pracy i więzienie. Tutaj chciałbym jednak opisać dwa wyjątkowo ciężkie obozy pracy, które bez wątpienia możemy porównać do niemieckiego Auschwitz-Birkenau, gdyż to, co się tam wyprawiało, doskonale przypominało niemieckie zbrodnie z tych obozów.

Dowództwo nad obozem sprawowali komuniści, w Łambinowicach niepodzielną władzę dzierżył polski komunista - Czesław Gęborski, żołnierz Armii Ludowej, a po wojnie członek Milicji Obywatelskiej, który nim został komendantem Łambinowic, odbył najpierw kilkutygodniowe szkolenie w Obozie Pracy w Świętochłowicach, które zakończył w marcu 1945 r. Jego nauczycielem i mentorem w zbrodniach, był Salomon Morel - Żyd, komunista, przez kilka miesięcy w 1942 r. wraz z bratem - Ickiem, założyli bandę rabunkową, która ograbiała ludzi w okolicach Katowic, a także napadała nocą na wsie i ograbiała wiejskie chaty. W grudniu 1942 r. obaj bracia Morelowie, dostali się w ręce działającego w okolicznych lasach, oddziału Armii Ludowej, pod komendą Grzegorza Korczyńskiego i za rozboje, zostali skazani na karę śmierci. Wyrok wykonano tylko na Icku, gdyż Salomon ... zrzucił na niego całą winę, a potem ... przyłączył się do udziału Korczyńskiego (notabene, w skład tzw.: oddziałów Gwardii Ludowej a potem Armii Ludowej pod dowództwem Grzegorza Korczyńskiego, wchodziło w latach wojny wielu przestępców i bandytów. Zresztą nic dziwnego - Armia Ludowa to byli komuniści i kto tylko chciał i mógł walczyć, wolał każdą inną formację zbrojną, głównie oczywiście Armię Krajową, która zachowała podziemne struktury przedwojennego Wojska Polskiego, niż iść "do komunistów". Korczyński nie miał skąd brać ludzi, jedynym możliwym "sortem" był ten najgorszy, najpodlejszy typ człowieka i takich ludzi właśnie do siebie przygarniał). 15 lutego 1945 r. Salomon Morel jako żołnierz "Ludowego Wojska Polskiego", zostaje komendantem Obozu Pracy w Świętochłowicach (o tym potworze w ludzkiej skórze, opowiem w kolejnym temacie).

Tymczasem wróćmy do Czesława Gęborskiego. Po odbyciu kilkutygodniowego szkolenia "u Morela" w Świętochłowicach, z końcem lipca 1945 r. zostaje powołany na stanowisko komendanta Obozu Pracy w Świętochłowicach. Tę funkcję będzie pełnił krótko, bo zaledwie trzy miesiące (do chwili aresztowania), ale przez ten czas, stworzy w Łambinowicach prawdziwe piekło na ziemi. Obóz zapełniali przede wszystkim Niemcy, niewielka część Ukraińców oraz Polacy, żołnierze antykomunistycznego podziemia lub po prostu - młode chłopaki, walczący w latach wojny z Niemcami o Niepodległość, a po wojnie uznani przez nowych okupantów, za "element wrogi" lub "niepewny ideologicznie". W obozie zatrudniony był najgorszy sort bandytów w mundurach, uważających się z Polaków, a będących jedynie sługusami prawdziwych, sowieckich panów powojennej Polski. Zachowały się sprawozdania i relacje z procesu, jaki wytyczono Gęborskiemu i jego pomagierom (np. niejakiemu Ignacemu Sz. który w obozie kazał się nazywać: "Panem Ignacem"), w październiku 1945 r. Poniżej zaprezentuję autentyczne (wybrane) relacje z obrony oskarżonych przed sądem, opisujące ich stosunek do uwięzionych tam ludzi i refleksje (jeśli można to tak w ogóle nazwać), oto one (uwaga bardzo drastyczne opisy):





"W lipcu czterdziestego piątego na dworcu w Opolu koczowało 20 tys. naszych, ze wschodu. Mieliśmy czekać? Aż co, aż Niemcy sami się wyniosą? Życie żeśmy im uprzykrzali jak mogli, chowali się jak myszy, jak zobaczyli naszego w mundurze, ale siedzieli. Ładowaliśmy im repatriantów do domu, mieszkali razem, dusili się jak w piekle, ale siedzieli".

"No to zaczęliśmy. Od Bielic. Zajechaliśmy ciężarówkami o świcie. Wojskowi otoczyli wieś, a my, MO (Milicja Obywatelska) i UB (Urząd Bezpieczeństwa), wyciągaliśmy ich z domów. Alles was deutsch ist, in 5 minuten raus! (Kto Niemiec, za pięć minut wynocha. Tutaj małą ciekawostka, zaraz po wojnie, słowo "Niemcy" pisano małą literą, jako jedną z kar za rozpętanie krwawej światowej nawałnicy wojennej). Łachy na siebie, i na pastwisko, z bydłem. Nie wiedzieli po co, nie wiedzieli gdzie, jak to gdzie?! Raus aus Polen! Do Niemiec! Do domu. Z małym przystankiem na przejściowy odpoczynek, w Łambinowicach. U "pana Ignaca".

"Niektórzy wychodzili boso, prosto z łóżek, niektórzy ze śpiącymi dziećmi na rękach. Niektórzy chcieli nas nabrać, próbowali mówić po polsku, nic z tego, za wszarz i won z chałupy. Teraz to Polacy. Po łbie ręką, albo kolbą i w drogę".

"Haj-li hajlo, haj-la. Hitlerowskie piosenki kazaliśmy im śpiewać. W drodze też wpierdol. Gorąco było, wlekli się, to biliśmy. Starych musieli trzymać młodzi. Żeby trzymać tempo. Gnaliśmy ich z Gracz, Jaczowic, Jakubowic, Klucznika, Korfantowa, Kuźnicy Logockiej, Ligoty Tułowickiej, Lipowa, Lipna, Magnuszowic, Oldrzyszowic, Przechoda, Szydłowa, wszystkich nie pamiętam. W sumie gdzieś z 30 wiosek. Trochę spędziliśmy też z Niemodlina i Prudnika. Szli do Łambinowic jak mrówki pod naszym ciężkim, polskim butem. Byli tacy, co śpiewali Pod Twoją obronę. Teraz to Polacy". 

Na chwileczkę przerwę tutaj w tym miejscu. Zauważmy co się działo i jak postępowali ci komunistyczni bandyci, ładowali wszystkich do jednego wora, bez względu na to czy to był Niemiec, który prześladował podczas wojny Polaków, czy zwykły niemiecki chłop, który pragnął jedynie przeżyć, nie czynili też żadnych podziałów, pomiędzy Polakami, zamieszkującymi te wioski (wyraźnie jest to stwierdzone, "próbowali mówić po polsku", "śpiewali Pod Twoją Obronę" - to niby kto to był?) Ściągali wszystkich jak leciało, bo był taki odgórny prikaz od swych komunistycznych polskich zwierzchników, którzy znowu otrzymali prikaz od swych sowieckich zwierzchników, do których to spływały rozkazy zapewne bezpośrednio z Kremla. Tutaj małe wyjaśnienie, obóz pracy w Łambinowicach (jak zresztą w ogromnej większości miejsc w Polsce), nie zbudowali komuniści, oni po prostu przejęli już istniejącą infrastrukturę po Niemcach, którzy dotąd w Łambinowicach również mordowali ludzi na ogromną skalę. Kontynuujmy więc dalej:

"Obóz pracy w Łambinowicach, taki był napis nad bramą. Zobaczycie teraz coście wymyślili. Ja wymyśliłem? Albo jakiś Polak? I mnie sądzić? Za co? Ja wymyśliłem zabijanie niewinnych za niewinnych? Ja wymyśliłem koryto gipsowe dla mojego ojca?"

"W obozie za bramą czekała na nich sprawiedliwość. Czekał na nich nasz szef, Czesiek G., lat dwadzieścia, tyle co my. Swój chłop, od Niemców swoje wycierpiał. Był w naszej partyzantce, w czterdziestym czwartym wpadł w ich łapy i siedział w obozie w Mysłowicach. Oddział "Czarnego" odbił go w czasie transportu do Oświęcimia (Auschwitz). Zaraz po wyzwoleniu wstąpił do MO, żeby tępić Niemców na Śląsku. Młody był, a już miał sierżanta. Czekał na nich jego zastępca Stanisław D., Edek Z., Antek K., nasz polski Niemiec Jan F., Herbert P., jeszcze inni no i ja, prawa ręka szefa, Ignac".

"Sprawiedliwość stać im kazała przed barakiem i czekać na rejestrację, było, że cały dzień. Zaczynaliśmy rejestrację od rewizji szczegółowej. Braliśmy wszystko. Jedna pierścionek schowała we włosach, obcięliśmy jej. Braliśmy i biliśmy. Kolbami, rękami, nogami. Starych, młodych, kobiety. Wszystko, co się ruszało, oprócz dzieci. Na dzień dobry, psychologicznie, jak mówił Czesiek, żeby posłuszeństwo w nich zaorać. Pamiętam jak takim sześciu założyliśmy hełmy na głowy i waliliśmy w nie tak długo, aż na oczy pociekła im krew. Ci to i tak mieli szczęście, raz jednego z brodą wypatrzyliśmy, to nawet do środka na rejestrację nie wszedł, Judasz. Johann mu było, Johann L. Zaciągnęliśmy go do warsztatu za tę brodę i wkręciliśmy mu ją w imadło. I podpalili, żeby wyglądał jak dziad. Krzyczał, że ma dzieci. Resztki odcięliśmy mu nożem ze skórą. Obcęgami wyrwaliśmy mu paznokcie, jeden po drugim. Wkręciliśmy mu jedno ramię w imadło i połamali. Drugie tak samo. Zaczęliśmy pukać mu w głowę kluczami, puk, puk, jest tam kto? A potem łupać w tą czaszkę, chlupało, trzeszczały kości, wywracały mu się gały, Edek powiedział że to białe to mózg. Ta krew z tym mózgiem to wygląda jak kisiel ze śmietaną".


Dalsze opisy (niestety jeszcze drastyczniejsze), tych komunistycznych zbrodniarzy, przedstawię w kolejnym poście



CDN.

1 komentarz:

  1. Link, który tutaj umieszczam pasuje i do tego tematu i do tematu "Holokaust":
    http://alexjones.pl/aj/aj-inne/aj-ciekawostki/item/18672-prawdziwe-nazwiska-elity-polskiej
    Chciałabym nadmienić przy okazji że zamieszczane w komentarzach przeze mnie linki traktuję tylko i wyłącznie jako dołożenie "3 groszy" do i tak wyczerpujących opisów Lukasa.
    Justyna

    OdpowiedzUsuń