REFLEKSJE
Polityka ostatnio jakby przyspieszyła, przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie (a może po prostu przez ostatnie parę dni w ogóle się w te kwestie nie zagłębiałem i właśnie stąd takie odczucie?). Jest kilka rzeczy (w przestrzeni publicznej), które bardzo mnie wkurzają, ale jest też kilka takich, które rozbawiają mnie do łez. I to może właśnie od tych drugich rozpocznę. Aby nie przedłużać, powiem krótko o co chodzi. Otóż bowiem dnia dzisiejszego Parlament Europejski przyjął rezolucję "w sprawie sytuacji w Polsce". Już sama nazwa mrozi krew w żyłach i powoduje że ciarki biegną od stóp do głowy (i z powrotem). Bardzo się boję i nie wiem w jaki sposób można by (a raczej moglibyśmy jako Polacy, bo przecież cała ta rezolucja dotyczy Polski), ułagodzić gniew jaśnie państwa zboczeńców, lewaków, kryptokomunistów i potomków zbrodniarzy wojennych, oraz jawnych anty-polonistów z Parlamentu Europejskiego? Naprawdę, niewiele przychodzi mi do głowy, poza tym, aby:
1) Wyrugować całkowicie niemiecki kapitał z Polski (można im pozostawić niszę 1-2 % w skali kraju). Zauważcie bowiem jak jest skonstruowany "przemysł" medialny w Niemczech, ile jest tam tytułów, wydawanych przez zagraniczne koncerny (ok. 2 %), a ile jest gazet, portali internetowych i telewizji wydawanych przez polskie spółki medialne? Nie, nie zero, jest pewna nisza, np. polskojęzyczne gazetki dla Polaków mieszkających w Niemczech, ale po pierwsze są to media stricte lokalne i o znikomym nakładzie (kilku do kilkuset egzemplarzy). Założenie w Niemczech gazety, telewizji, radia, czy portalu internetowego, jest prawie niemożliwe - kto zna temat, przyzna mi rację. Zresztą niemieckie media nie zmieniły się wcale od czasów nazistowskich. Już sam fakt, że dziennikarzom udzielane są instrukcje, jak mają pisać i jak komentować, jest niezwykle znamienne. Samo państwo - Republika Federalna jest państwem typu mafijnego (wkrótce napiszę na ten temat znacznie więcej), więc nie należy się też dziwić, że demokracja jest tylko pustym sloganem - tak samo jak wolność mediów w Niemczech.
2) Odebrać Niemcom mieszkającym w Polsce status mniejszości narodowej. A niby dlaczego Niemcy mają posiadać ów status i związane z nim przywileje (w tym polityczno-ekonomiczne), podczas gdy mniejszość polska w Niemczech, od lutego 1940 r. wciąż nie odzyskała statusu mniejszości (jakim cieszyła się w czasach Królestwa Prus, Cesarstwa Niemieckiego, Republiki Weimarskiej, czy nawet III Rzeszy). Status ten został zniesiony dopiero na mocy rozporządzenia Hermanna Göringa z 27 lutego 1940 r. Niemcy niby przeszli po wojnie proces denazyfikacji, dlaczego więc wciąż utrzymują w mocy nazistowski przepis? Dlaczego Angela "Makrela" Merkel, tak skora do przyjmowania obcych na niemiecką ziemię i obdarzania ich mieszkaniami i zasiłkami, nie myśli o Polakach, mieszkających w Niemczech od dziesięcioleci? Najwidoczniej oni nie zasługują już na wsparcie frau kanzlerin, gdyż po pierwsze nie gwałcą, ani nie molestują niemieckich kobiet po basenach, metrach, skwerach i placach miast, po drugie nie załatwiają swych potrzeb fizjologicznych gdzie popadnie, a po trzecie no to przecież są Polacy - a wiadomo Polacy to jakiś ciemnogród - nie to co Niemcy prawda?
Swoją drogą zabawne jest to, jak sobie przypomnę historyczne napominania Niemców, którzy w każdej epoce czuli się jacyś "lepsi" od tych ciemnych, brudnych, zaściankowych polaczków. Jeszcze w latach 30-tych niemieccy politycy i niemieckie media, krytykowały nas za to że jesteśmy tak mało antysemickim narodem. Dlaczego u was się tak rozpanoszyli Żydzi, dlaczego nic z tym nie robicie, dlaczego na to pozwalacie - jak można, to nie po europejsku, to jakiś zaścianek - u nas proszę wygnaliśmy wszystkich Żydów i można? Oj Polacy, Polacy, czy wy naprawdę jesteście Europejczykami?
Potem, w czasach komuny i zimnej wojny, w Niemczech Zachodnich panowało przekonanie (szczególnie wśród polityczno-biznesowych elit Republiki Federalnej), że podział na Wschód-Zachód jest już stały, wieczny i niemożliwy do zmiany. Niemożliwy dlatego, że siła wzajemnego odstraszania jest zbyt duża, by którakolwiek ze stron wzięła górę nad przeciwnikiem. A tutaj nagle pojawia się jakaś "Solidarność" i próbuje mącić. Och, ci zaściankowi Polacy, znów niczego nie rozumieją, co oni chcą wskórać - niczego przecież i tak nie zmienią. Gdy dzięki owej "Solidarności", owym nic nierozumiejącym Polakom - system komunistyczny zaczął pękać w szwach, nagle okazało się że w dzisiejszych niemieckich podręcznikach do historii, oraz w oficjalnym przekazie medialnym, mówi się że komunizm upadł wraz z ... upadkiem muru berlińskiego. Normalnie komedia.
Teraz zaś, okazuje się że znów jesteśmy nieeuropejscy, że znów daleko nam do takich "światłych" Europejczyków, jak Niemcy, Szwedzi, Włosi, Hiszpanie czy Francuzi. Nie chcemy bowiem przyjmować imigrantów, zaproszonych do Europy przez "Makrelę". Poza tym wymykamy się spod polityczno-gospodarczej jurysdykcji Berlina, co jest nie do pomyślenia, bowiem role już dawno zostały rozdane - nam przypadła rola ubogich podwykonawców, pracujących w niemieckich fabrykach w Polsce, czytających polskojęzyczną prasę, wydawaną przez niemieckie koncerny, oraz podcierających tyłki niemieckim stetryczałym, antypolskim esesmanom. A tu nagle okazuje się że jakiś nowy, polski rząd próbuje wstać z kolan, próbuje (wciąż zbyt nieśmiało i ospale), odbudować pozycję Polski, nie tylko jako w pełni suwerennego podmiotu gospodarczo-politycznego, ale również jako lidera swojego regionu, bardzo powoli, acz konsekwentnie odtwarzającego się Międzymorza, będącego śmiertelnym niebezpieczeństwem dla pozycji Niemiec w Europie.
A dlaczego w zasadzie ja o to wszystko obwiniam tylko Niemców. Czy przedstawiciele innych narodów nie głosowali za przyjęciem owej godzącej w Polskę rezolucji? Otóż dlatego, że (jak we wcześniejszych postach już pisałem), projekt rezolucji przygotowywały dwie panie, dwie Niemki - Cornelia Ernst (ex-komunistka, wychowanka Honeckera, czyli taka fest komuszka - "komuch-baba"), pochodząca z dawnej Niemieckiej Republiki Demokratycznej, oraz Monika Hohlmaier pochodząca z Bawarii (córka znanego polakożercy - Franca Josepha Straussa , który w 1939 r. w mundurze Wehrmachtu najechał nasz kraj. Zresztą córeczka wcale nie jest lepsza, już posiada zarzut fałszowania list wyborczych, oraz przyjmowania łapówek, bezpieczne schronienie znalazła jednak w Parlamencie Europejskim).
MONIKA HOHLMAIER Z TATUSIEM
Ale do rzeczy - rezolucja przeciwko Polsce już jest, no i ... fajnie i możecie Nas cmoknąć tam, gdzie światło nie dochodzi, paniusie z faszystowsko-komunistyczną przeszłością. Już niedługo cała ta lewacka Unia Europejska rozpadnie się podobnie jak upadł blok komunistyczny. Jeszcze trochę, poczekajcie jeszcze trochę, wkrótce okaże się, że wasze dzieci będą uciekać na Wschód, do Polski, prosząc o azyl przez panoszącymi się na waszych ulicach muzułmańskimi bojówkami, które zmuszą was wszystkich do przestrzegania prawa koranicznego, a wasze kobiety mogą zapomnieć o jakichkolwiek prawach. Jeśli nie będą chciały został publicznie zgwałcone, pobite (a może nawet zabite), zmuszone będą podporządkować się prawu szariatu (bez względu na wyznawaną wiarę, a raczej na jej brak) i ubierać od stóp do głów w czarne prześcieradła.
Także spokojnie, bez nerwów napiszcie jeszcze ze trzy albo sześć kolejnych rezolucji (może będzie można je nawet kolekcjonować). Tylko co powiecie, jak wasze pociechy zaczną uciekać do Polski, widząc w Niej jedyną szansę na w miarę spokojne i bezpieczne życie? No ale to dopiero pieśń przyszłości - także panie (i panowie), z Niemiec - do dzieła - zróbcie kolejną bo tę jedną się tylko ośmieszacie.
To właśnie mnie śmieszy, ale jest też coś, co realnie mnie denerwuje. Zbliża się mianowicie 1050 rocznica chrztu Polski, którego dokonał nasz pierwszy (historycznie), władca - Mieszko I z rodu Piastów. I co tylko otworzę jakąś gazetę, która mówi o tym właśnie historycznym wydarzeniu - to po prostu cholera mnie strzela. O co chodzi? O określenia: "Polska powstała w 966 r. wraz z przyjęciem chrztu", "Wcześniej Polski nie było" i tego typu bzdury. Jest to o tyle dojmujące, że owe wypociny, piszą ludzie, co do których jako do naukowców - mam olbrzymi szacunek (m.in. prof. Andrzej Nowak). Czytając jednak, to co piszą, nasuwa mi się od razu refleksja, jak głęboko mgła niepamięci zalała polskie umysły? Któż bowiem wspomina o Lechitach (przedchrześcijańskich Polakach), o wielkim związku słowiańszczyzny, która tworzyła imperium (choć o kształcie federacyjnym, a nie unitarnym), zwane "Wielką Lechią", o której wspominają chrześcijańscy i przedchrześcijańscy autorzy: Jan Długosz, Wincenty Kadłubek, Nakorsz Warmisz, Wojnan, Mjorsza, Mateusz Cholewa, Gaweł Mnich, Michał Kanclerz, Dzierzwa, Bogufał, Marcin Bielski, Marcin Kromer czy Alessandro Guagnini.
Zresztą międzynarodowe badania genetyczne, które przeprowadzono w 2013 r. wykazały dobitnie że Polacy (i inne słowiańskie narody), są na swych ziemiach autochtonami, czyli innymi słowy: byliśmy tu od zawsze (a przynajmniej od jakichś 7 do 10 000 lat). Słowiańska haplogrupa R1a1, dominuje bowiem na ogromnych obszarach Europy, począwszy od Renu (gdzie jest jej ok 15 %), aż po Ural (gdzie jest od 30 do 40 %). W Polsce (60 %) i w Niemczech (wśród Serbów Łużyckich - 63 %), występuje ona najliczniej w całej Europie. Poza tym równie liczna jest w Iranie (65 %), Tadżykistanie (63 %), Kirgistanie (64 %) oraz w Afganistanie (51 %). Słowianami były największe ludy w historii, zamieszkałe na północ i zachód od Renu i Dunaju, a o Lechitach (Polakach), pierwsze źródła mówią już w roku 9 naszej ery, gdy w lesie Teutoburskim, lechickie plemię Cherusków, pod wodzą Arminiusza (syna Segimierza, zwanego również z niemiecka Segimerusem), zmasakrowało trzy rzymskie legiony Warusa (według legendy, to właśnie po tej bitwie, gdy wśród łupów znalazły się rzymskie znaki legionowe, Lechici mieli przyjąć orła z rozpostartymi skrzydłami za swój symbol). Niemcem stał się Arminiusz (Germanie to też byli Słowianie - tak bowiem nazywali Rzymianie słowiańskie plemiona z nimi graniczące), dopiero w XVI wieku, za sprawą Marcina Lutra, który nadał mu imię Herman i w ten sposób narodził się mit o niemieckim wodzu, który zadał największą klęskę Rzymianom.
Zresztą zauważmy, że sam Ruch Prometejski i projekt Międzymorza (podjęty i wyeksponowany na powrót przez polskie służby specjalne w latach 20-tych i 30-tych XX wieku), to nic innego, jak właśnie powrót do starosłowiańskiej i przedchrześcijańskiej Wielkiej Lechii. Powrót do tego, co było tu, na tych ziemiach, w czasach gdy niepodzielnie władali nimi Słowianie z konfederacji Lechitów. Szkoda że tak sławni profesorowie i znawcy tematu, jak pan doktor Andrzej Nowak, zapominają o tym (lub może celowo ten temat pomijają).
I TO WŁAŚNIE TAK BARDZO MNIE WKURZA
A POZA TYM ... WSZYSTKO OK.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz