Stron

środa, 7 września 2016

UMIERAMY I CO DALEJ? - czyli co się z nami dzieje po śmierci? - Cz. XLI

PONOWNE ODRODZENIE POPRZEZ

POZNANIE SAMEGO SIEBIE

Cz. X


DALSZA CZĘŚĆ HISTORII MŁODEJ KOBIETY, KTÓRA POPRZEZ ODKRYCIE TAJEMNICY SWYCH POPRZEDNICH WCIELEŃ - POZBYŁA SIĘ WSZYSTKICH SWOICH DOTYCHCZASOWYCH LĘKÓW I FOBII, KTÓRE TRAPIŁY JĄ OD DZIECIŃSTWA I STAŁA SIĘ RADOSNĄ, PEWNĄ SIEBIE OSOBĄ, KTÓRA SAMA ... GENERUJE WŁASNĄ RZECZYWISTOŚĆ






Ostatnie wizyta Anny w gabinecie dr. Briana, ponownie wzbudziła w nim niesamowitą ciekawość zgłębiania dalszych, pozaziemskich (a raczej pozawymiarowych), informacji. Tym bardziej że rzeczy, o których mówiła Anna ... zupełnie do niej nie pasowały. Przez te kilkanaście miesięcy, jaki upłynęły od jej pierwszej wizyty w jego gabinecie, dr. Brian odbył z nią szereg rozmów, dowiedział się praktycznie wszystkiego o jej rodzinie, narzeczonym, oraz oczywiście o niej samej, o lękach jakich doznaje i o najróżniejszych fobiach, jaki pozsiadała od dziecka. Anna dodatkowo była dość pobożną osobą i jako katoliczka praktycznie nie wykraczała poza to, czego nauczyła się albo w domu, albo też w kościele. Nigdy (w bezpośredniej rozmowie z nim), nie wspominała o rzeczach, o których zaczęła mówić w stanie hipnozy. Dr. Brian już od kilku sesji domyślił się, że te, wypowiadane przez nią informacje, a będące opisem "życia po życiu" - nie pochodzą od niej, szczególnie że Anna niczego nie pamiętała z tego "okresu" po przebudzeniu. Poza tym opowiedziała mu historię śmierci jego synka i ojca - coś czego nie tylko nigdy nie miała prawa wiedzieć, a ona zaczęła opowiadać o najdrobniejszych detalach choroby jego synka - skąd to wiedziała? Od Mistrzów? A kim byli/są owi "Mistrzowie" i jakie jeszcze skrywają na jego i jego rodziny temat tajemnice? Tego dr. Brian bardzo chciał się dowiedzieć i gdy Anna po kilku dniach ponownie zawitała do jego gabinetu, starał się tak prowadzić rozmowę, aby czym prędzej znalazła się ona w "przestrzeni" pomiędzy kolejnymi wcieleniami. 

Gdy wreszcie tak się stało, Anna znów zaczęła mówić: "Ludzie, którzy zostali uśpieni (...) znajdują się w stanie zawieszenia. Nie są gotowi jeszcze do przejścia na inną płaszczyznę (...) dopóki nie zdecydują, czy chcą przejść czy nie. Tylko oni mogą o tym decydować. Jeśli uważają, że nie muszą się dalej uczyć (...) w fizycznym stanie (...) wtedy wolno im przejść dalej. Jeśli jednak potrzebują więcej doświadczeń, muszą się cofnąć, nawet jeśli tego nie chcą. To zawieszenie jest dla nich okresem wypoczynku, czasem, kiedy ich siły umysłowe mogą wypocząć. Jeśli są przekonani, że niczego więcej nie muszą się już uczyć (...) mogą przejść wprost do stanu duchowego (...) Innym nie dano wyboru, musieli wrócić, ponieważ musieli się więcej nauczyć". Po chwili jednak Anna stwierdziła: "Muszę wracać. Muszę wracać!", "Powiedz mi jeszcze kto to jest Robert Jarrod" - imię to wymieniła Anna podczas poprzedniej wizyty, twierdząc że potrzebuje jego pomocy - "Nie wiem (...) Może jest na innej płaszczyźnie, nie na tej. Tylko wtedy kiedy sam zechce, kiedy będzie chciał przyjść, zawiadomi mnie. On potrzebuje twojej pomocy". "Nadal nie rozumiem w jaki sposób mógłbym mu pomóc" - odpowiedział dr. Brian - "Nie wiem. Ale to ciebie będą uczyć, nie mnie. Muszę wracać. Najpierw muszę się dostać do światła" - stwierdziła Anna, po czym dodała z żalem w głosie: "Och, zbyt długo zwlekałam (...) Ponieważ zwlekałam, muszę znowu czekać". 




Hipnoterapeuta zapytał się Anny co teraz widzi i co czuje - "Tylko inne duchy, inne dusze. One także czekają (...) Jestem teraz bardzo niespokojna. Chcę odejść (...) Kiedy będzie właściwa pora, odejdę", tutaj nastała dość długi okres milczenia, po czym Anna ... znów znalazła się w kolejnym wcieleniu. "Widzę jabłonie (...) i dom. Mieszkam w tym domu. Jabłka są zepsute (...) robaczywe (...) nie nadają się do jedzenia. Jest tu huśtawka, na jednym z drzew jest huśtawka (...) Mam jasne włosy, jestem blondynką, mam pięć lat. Na imię mi Anna". Dr. Brian nagle uświadomił sobie, że to wcielenie o którym mówi Anna, jest ... jej już obecnym życiem, zapytał więc ją co się tam wokół niej dzieje: "Ojciec gniewa się na nas (...) ponieważ nie powinniśmy być na dworze. On (...) on bije mnie kijem, bardzo ciężkim, to boli (...) boję się. Nie przestanie, dopóki nas nie będzie porządnie bolało. Dlaczego on nam to robi? Dlaczego jest taki niedobry". Dr. Brian nie potrafił odpowiedzieć Annie na jej pytanie, ale jednocześnie wpadła mu do głowy pomysł, o którym już kiedyś czytał, a mianowicie aby ... Anna sama odpowiedziała, patrząc na siebie z wyższej perspektywy, ze swojego wyższego ja. Po chwili kobieta odparła: "On nas nigdy nie chciał. On uważa nas za intruzów w swoim życiu (...) On nas nie chce". "Twojego brata także nie?" - dopytał się hipnoterapeuta - "Na brata jest jeszcze bardziej zły. Oni nigdy nie chcieli mieć mojego brata. Nie byli małżeństwem, kiedy (...) on został poczęty".

"On musi się wiele nauczyć" - stwierdził dr. Brian, oczekując jednocześnie odpowiedzi od Anny: "Tak, musi" - odpowiedziała kobieta. "A wiesz może czego?" - dodał hipnoterapeuta - "Tego mi nie przekazano. Przekazano mi, co jest dla mnie ważne, co dotyczy mnie. Każdy człowiek musi się zająć sobą, tym co go dotyczy (...) co stanowi o nim jako całości.Wiele musimy się nauczyć, wiele mieć lekcji (...) każdy z nas. Tylko jednej rzeczy naraz (...) kolejno. Dopiero wtedy dowiemy się, czego potrzebuje nasz bliźni albo czego mu brak, a to sprawi, że będziemy harmonijną całością". Po chwili Anna znów jednak wróciła do swego dziecięcego okresu życia: "On mnie zmusza do tego, żebym zwymiotowała! Każe mi jeść to, czego nie chcę. Nienawidzę sałaty i cebuli (...) Zmusza mnie do jedzenia, choć dobrze wie, że zwymiotuję. Ale jego to nic nie obchodzi". Ponieważ Anna zaczęła się krztusić, tak, jakby rzeczywiście jadła nielubiane przez siebie danie, lekarz poprosił ją by ponownie "sprawdziła" z wyższej perspektywy dlaczego jej ojciec tak czyni: "To musi wypełnić jakąś pustkę w nim. Nienawidzi mnie, z powodu tego, co zrobił, i siebie też nienawidzi" - Anna wróciła tutaj do wydarzenia o którym już wcześniej opowiadała, a które miało miejsce gdy miała trzy lata i jej ojciec zaczął ją molestować, gdy spała w swym łóżku. Dr. Brian poprosił ją by cofnęła się właśnie do tego momentu. 

"Kiedy powiem "jeden", wrócisz do tego właśnie okresu i przypomnisz go sobie. To bardzo ważne dla twojej kuracji. Trzy - dwa - jeden" - po czym nastąpiła chwila ciszy. "Nie widzę go (...) ale widzę zabijanych ludzi! Nie wolno nikogo gwałtownie pozbawiać życia, nim nie przeżył swej karmy. A my to robimy. Nie mamy do tego prawa. Ci, którzy zabijają innych ludzi, po śmierci przejdą do innego wymiaru i będą tam cierpieć, będą pozbawieni spokoju. Odesłani tu z powrotem będą mieli bardzo ciężkie życie. I będą musieli zadośćuczynić tym ludziom, których niesprawiedliwie skrzywdzili. Ci, którzy przerywają życie innych ludzi, nie mają do tego prawa. Tylko Bóg może ich ukarać, nie my". Tak zakończyła się kolejna sesja Anny w gabinecie hipnoterapeutycznym dr. Briana. Postanowił on bowiem przerwać już tą sesję, jako że Anna była bardzo wyczerpana, on zresztą też był zmęczony. Umówili się za tydzień na kolejne spotkanie. 



CDN.



PS: 

W tym temacie powtarza się kilka wątków, które opisywałem (na przykładzie innych hipnoterapeutów), we wcześniejszych postach z tej serii. A mianowicie o ciągłej potrzebie ewolucji duszy, której nieodzownym elementem są fizyczne doświadczenia. Tutaj jest jednak stwierdzenie, że jeśli dusza nie osiągnęła jeszcze kolejnego etapu samorozwoju, musi udać się na Ziemię (lub do innego miejsca we Wszechświecie, ale z reguły "ziemskie dusze" ewoluują i doświadczają przeważnie  na Ziemi). Otóż we wcześniejszych opisach, było powiedziane że dusza ma wybór i nie musi inkarnować fizycznie, jeśli tego nie chce - co oczywiście nie znaczy, że od tej pory jest "zwolniona" z dalszej edukacji i samorozwoju - nie. Po prostu może się uczyć dalej, czerpiąc wiedzę z doświadczeń innych dusz z jej duchowej grupy docelowej. Fakt że takie przypadki są ponoć niezwykle rzadkie, ale też są. Natomiast miejsce cierpienia, o którym jest tutaj mowa, zostało też przeze mnie wcześniej omówione. Jest to bowiem swoista samotnia dla duszy, która odtąd musi sobie sama (sama ale w towarzystwie jej Przewodnika), przemyśleć wszelkie negatywne bodźce, jakimi za życia obdarowywała innych. Potem, gdy nadejdzie właściwy czas, ma wrócić na Ziemię, by doświadczyć tego, czym wcześniej sama obdarowywała inne osoby - inne dusze. 


PS2: 

Swoją drogą to ja już nie wiem co też moja skromna osoba ma wypełnić na tym "łez padole". Moją ogromną przewagą (tak mi się przynajmniej wydaje), jest fakt, że ja PAMIĘTAM moment mojej poprzedniej śmierci (i we fragmentach niektóre relacje z poprzedniego życia), dlatego też nie obawiam się dnia, w którym przyjdzie po mnie "Zegarmistrz Światła Purpurowy". Ostatnimi zaś czasy, dość często przyglądałem się ludzkiej śmierci i muszę powiedzieć że choć umiera się bardzo różnie, to opuszczenie ciała musi być niesamowitą wolnością dla duszy. Nie rozumiem tylko po co mi takie doświadczenia są konieczne, a ostatnimi czasy są dość częste. Niedawno, 17 sierpnia znalazłem martwą mamę (dziesięć lat wcześniej byłem przy śmierci ojca i widziałem wszystko, łącznie z jego agonią, gdy został zgnieciony przez dwa autobusy), potem była śmierć nieznanej mi osoby, starszej kobiety w szpitalu, gdy odwiedzałem leżącą tam moją babcię. Teraz zaś ... wczoraj na moich oczach odeszła właśnie babcia. Wiem że okażę się może takim trochę nieczułym, ale już od dłuższego czasu pogodziłem się z myślą o jej śmierci (choć do końca pozostała świadoma), to jednak nie potrafię zrozumieć, po co w przeciągu jednego miesiąca, musiałem osobiście oglądać trzy zgony - w jakim celu. Co miało mnie to nauczyć? Na te pytanie nie znam odpowiedzi ... przynajmniej na razie.  




"A KIEDY PRZYJDZIE TAKŻE PO MNIE - 
ZEGARMISTRZ ŚWIATŁA PURPUROWY,
BY MI ZABEŁTAĆ BŁĘKIT W GŁOWIE - 
TO BĘDĘ JASNY I GOTOWY.
SPŁYNĄ PRZEZE MNIE DNI NA PRZESTRZAŁ - 
ZGASNĄ PODŁOGI I POWIETRZA.
NA WSZYSTKO JESZCZE RAZ POPATRZĘ - 
I PÓJDĘ NIE WIEM GDZIE NA ZAWSZE" 




  

2 komentarze:

  1. Co do śmierci to ja raz widział konającego dziadka. Jednak śmierć stała się mi również obojętna. Obojętna kwestia tego, ze ktoś odchodzi. Przestaje się przywiązywać do fizycznego przeżywania tego życia i fizycznych doznań oraz doświadczeń.

    Ludzie są może, że mniej ważni dla mnie co raczej to, że jest to tak chwilowe i tak zmienne, że bez sensu jest się trzymać ich i rzeczy, które i tak odejdą. Dlatego też przy śmierci chrzestnego wcale ale to wcale przeżywałem jego odejście.

    Dużo tu pomogła postawa odrzucenia osobowości, bo to ona sprawia, ze mamy ego oraz przywiązujemy się do uczuć i emocji oraz pragniemy, pożądamy pewnych rzeczy. Bardziej tkwię w teraźniejszości niż rozpamiętam czasy przeszłe lub rozmyślam o czasach przyszłych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie są może nie, że mniej ważni dla mnie co raczej to, że jest to tak chwilowe i tak zmienne, że bez sensu jest się trzymać ich i rzeczy, które i tak odejdą.

      Usuń