Stron

poniedziałek, 20 lutego 2017

KOMUNIZM - CZYM BYŁ, CZYM JEST, DO CZEGO DĄŻY? - Cz. III

ANALIZA NAJKRWAWSZEJ I

NAJBARDZIEJ TOTALITARNEJ TYRANII

W DZIEJACH LUDZKOŚCI 

 



 KOMUNIZM STAROŻYTNY
WIZJE UTOPIJNE i STAROŻYTNA MORALNOŚĆ


 



 "CHRZEŚCIJAŃSTWO POZBAWIŁO NAS OWOCÓW KULTURY ANTYCZNEJ"

FRIEDRICH NIETZSCHE



Nim przejdę do utopijnych wątków komunistycznych w dziełach autorów starożytnych, jeszcze kilka słów na temat różnic w pojęciu moralności antycznej a moralności chrześcijańskiej. Bóstwa starożytności przesiąknięte były erotyzmem, szczególnie zaś bóstwa męskie, które w świątyniach miały uwidoczniony męski narząd płciowy, a niektórym wręcz sterczał on niczym strzała. W III wieku naszej ery, chrześcijański biskup Hipolit, odwiedzając pogańskie świątynie Egiptu, stwierdził: "Nie ma takiej świątyni, przed której wejściem nie stałoby odkryte to, co winno być zakryte, wyprostowane ku górze, obwieszone wszelkimi owocami rozrodu. I to nie tylko w najświętszych świątyniach przed obrazami, lecz także (...) przy wszystkich drogach i na wszystkich ulicach i w domach, jako kamień graniczny i pamiątka". Symbol sterczącego ku górze fallusa, był nie tylko symbolem urodzaju, szczęścia (zarówno domowego jak i publicznego), ale również symbolem radości i szczęścia, oraz nieskrępowanej seksualności. W miejscowości Hierapolis w Syrii, była od czasów greckich (po podbojach Aleksandra Macedońskiego) świątynia poświęcona bogu Dionizosowi, w którym nie było żadnej postaci tego boga, natomiast jako jego symbol, ustawiono cały szereg... sterczących w górę ogromnych fallusów (po pięćdziesiąt metrów każdy). Podobnie prawie wszystkie święta greckie, również związane były z kultem penisa - jak misteria ku czci bogini Afrodyty, czy specjalne święto Ateny, zwane "arretophona". Nie wspomnę już o świątynnej prostytucji sakralnej, która to nie przynosiła kobiecie ujmy, a wręcz była otaczana szacunkiem (w przeciwieństwie do prostytucji nieświątynnej). 

Ale o tym opowiedziałem już dosyć w poprzedniej części, także teraz pragnę odnieść się do tych elementów kultury antycznej, które były zbieżne (a przynajmniej zbliżone) z tradycją i mistyką chrześcijańską. Pisałem już w jednym z poprzednich postów na temat religii helleńskiej, o istnieniu kapłanów Zeusa z Dodony, którzy byli prawdziwymi abnegatami - chodzili boso, a nie myli stóp, cuchnęli potem, a nie myli ciała - wszystko miało służyć umartwieniu ciała, w celu otrzymania wizji zesłanych od boga (bowiem w tamtejszej świątyni przepowiadano przyszłość i często ustawiała się tam długa kolejka wiernych, którzy od "czcigodnych ojców dodońskich" pragnęli poznać swoją przyszłość, a raczej nie tyle od ojców, co od boga, któremu ci kapłani służyli). Tutaj mamy więc pierwszy element zbieżny z późniejszą chrześcijańską ascezą i umartwianiu ciała, w celu osiągnięcia zbawienia duszy. Były to jednak zwyczaje w starożytnej Grecji odosobnione i w dużej mierze niezrozumiałe. Kapłani dydońscy byli akceptowani tylko dlatego, że przepowiadali przyszłość, która miała na nich spływać od Zeusa, dzięki umartwianiu ciała, ale ich zapach powodował że trudno było długo wytrzymać w ich obecności. Pojawiali się też od czasu do czasu, najróżniejsi uzdrawiacze i cudotwórcy, którzy też byli cenieni za swoje usługi, jednak zupełnie niezrozumiali, gdy głosili (jak cudotwórca Epimenides z Krety - który to zaproszony do Aten, trapionych zarazą na początku VI wieku p.n.e., nakazał mieszkańcom, wystawić ołtarz poświęcony: "Bogu Nieznanemu", który przetrwał do czasów chrześcijańskich i zachwycał się nim w ok. 650 lat później, w swej podróży misyjnej do Grecji św. Paweł apostoł, który miał stwierdzić: "Ateńczycy! Zaprawdę pobożni jesteście, albowiem czcicie Boga o którym nie macie pojęcia, a którego ja przynoszę wam Dobrą Nowinę". Podobnie czynili Arysteasz czy Abaris). Wszyscy oni zalecali powściągliwość seksualną i otwarcie się na kwestie umacniania ducha, co pomimo szacunku, jakim darzyli ich ludzie, którzy zwracali się do nich z prośbą o pomoc - budziło ich zdziwienie. 




VI wiek p.n.e. to również czas pojawienia się pierwszej greckiej religii mistycznej - czyli orfizmu. Według mitu, Orfeusz (twórca orfizmu), jako syn boga Apollina i muzy Kalliope, odziedziczył po rodzicach talent do śpiewu i poezji. Był wędrownym muzykiem, wyśpiewującym swe pieśni na lirze. Był także autorem "świętych pism", których rady miały dopomóc człowiekowi w dostaniu się do... Raju. Przypomnijmy bowiem jak wyglądało wyobrażenie starożytnych Greków (a co za tym idzie potem i starożytnych Rzymian), na temat życia pozagrobowego i miejsc, gdzie trafi dusza po śmierci. Otóż Grecy wierzyli, że po śmierci ciała, dusze udają się do podziemnego świata, którym miał władać bóg Hades (jego rzymskim odpowiednikiem był Pluton). Po zgonie, po duszę przybywał bóg Hermes (rzymski odpowiednik - Merkury), który prowadził duszę przez jedno z podziemnych wejść do Hadesu (np. jaskinia lub jakaś szczelina w ziemi). Gdy dotarli do granicznej rzeki Styks, zostawiał dusze same i jeśli wcześniej rodzina lub krewni nie zaopatrzyli (podczas pochówku) zmarłego w jednego obola na dalszą drogę w zaświaty, wówczas ci zmarli błąkali się bez celu po granicznym brzegu rzeki Styks, bez możliwości przedostania się do Raju. Jeśli taką monetę posiadali, płacili nią przewoźnikowi - Charonowi, aby swą łódką przewiózł ich na drugą stronę. Gdy dotarli na miejsce, ukazywała im się imponująca brama Hadesu - Królestwa Zmarłych, na której straży stał ogromny, trójgłowy pies - Cerber, który miał za zadanie pilnować, aby żaden zmarły nie wydostał się z tego świata, oraz... aby żaden żywy do niego się nie przedostał. Idąc dalej, dusza dochodziła do rozstajnych dróg, prowadzących do trzech różnych miejsc. Nim jednak tam dotarli, odbywał się nad nimi sąd, w którym sędziami było trzech mężów: Minos, Radamantys i Ajakos. Orzekali oni o przyszłym losie duszy, na podstawie jej osiągnięć za życia i kierowali w te miejsca, na które dana dusza swym postępowaniem zasłużyła.

Najczęściej dusze trafiały na Łąki Asfodeli. Było to szare, piaszczyste miejsce, gdzie dusze ponownie błąkały się bez celu, czekając aż ktoś z żywych wspomoże ich ofiarami i dzięki temu będą mogli przejść dalej. Na Łąki Asfodeli trafiały dusze większości ludzi, bowiem było to miejsce przeznaczone dla tych, którzy w swym życiu ani nie popełnili żadnej zbrodni, ani też nie wykazali się żadnymi cnotliwymi przymiotami - po prostu, żyli sobie raz lepiej raz gorzej i w końcu im się zmarło. Na Łąkach Asfodeli było również jezioro, zwane Sadzawką Zapomnienia (Lete). Ci ludzie mogli już tylko liczyć na modlitwy i ofiary swych żywych krewnych, bowiem picie z Sadzawki Zapomnienia, powodowało że zapominali o swym istnieniu za życia i uważali Łąki Asfodeli za jedyne miejsce ich dalszego pobytu. Natomiast ludzie, którzy dopuścili się strasznych zbrodni lub świętokradztwa, trafiali po śmierci do piekielnej otchłani, zwanej Tartarem. Cierpiały tam najbardziej wymyślne katusze (część z nich wymienia Plutarch w swym dziele: "O odwlekaniu kary przez Bogów" z lat 90-tych I wieku). Można je porównać do cierpień, jakich doznawały dusze w chrześcijańskim piekle. Trzecią zaś grupą dusz, były te, które wiodły życie sprawiedliwe i cnotliwe, byli bogobojni i uczciwi, nikomu nie wadzili i nie powodowali cierpienia. Oni wszyscy szli na Pola Elizejskie - do miejsca wiecznej radości i szczęśliwości (trafiali tam przede wszystkim wszyscy wtajemniczeni w kulty misteryjne, dlatego były one tak elitarne i możliwość uczestniczenia w nich, była niezwykle pożądana). Dusze sprawiedliwych z Pól Elizejskich, mogły pić z Sadzawki Pamięci, co powodowało że nie zapominali oni o swym dawnym żywocie, a nawet więcej, za zgodą Hadesa mieli prawo... ponownie inkarnować fizycznie i jeśli trzykrotnie po śmierci trafili na Pola Elizejskie, wówczas mieli otwartą drogę na Wyspy Błogosławionych. Było to miejsce wiecznej szczęśliwości, znacznie piękniejsze od Pól Elizejskich. Tam władał Kronos. Dusze które tam trafiły, nie musiały już więcej inkarnować fizycznie, bowiem osiągnęli pełnię szczęścia i spełnienia, jaką bogowie nakazali wypełnić ludziom. Tak jeszcze gwoli ścisłości - miejscem granicznym pomiędzy Polami Elizejskimi a Łąkami Asfodeli, był Ereb, czyli miejsce pobytu Hadesa i Persefony, gdzie stała ich monumentalna świątynia, z której panowali. 

Tak właśnie wyglądała kwestia życia pozagrobowego dla starożytnych Greków (a potem również i Rzymian). Orfeusz zaś, w swych "świętych pismach" (podobnie jak Prometeusz, który miał obdarzyć ludzkość ogniem), wskazywał ludziom drogę, która wiodłaby ich właśnie ku Polom Elizejskim, gdzie mogliby zaznać szczęśliwego odpoczynku po trudach życia. Orfizm głosił bowiem że ciało jest więzieniem dla duszy. Przeznaczeniem duszy jest więc ciągła nauka i zdobywanie wiedzy, poprzez kolejne inkarnacje, aż do chwili, gdy obejmie ona swe miejsce na Wyspie Błogosławionych. Momentem, który świadczyć miał o utracie chęci do kolejnych wcieleń, miał być fakt umartwienia - czyli wyrzeczenia się ciała za życia. Był to sygnał, że dana dusza osiągnęła już odpowiedni poziom rozwoju duchowego i jest gotowa osiąść na stałe na Wyspach Błogosławionych. Orfizm był też niezwykle zbliżony z późniejszym chrześcijaństwem, w kwestii tzw.: "odpustów" (nie należy tego mylić z tym, co praktykowali papieże jeszcze w XVI wieku, sprzedając odpusty za grzechy ludziom majętnym, którzy bez względu na to czego się dopuścili, mogli sobie po prostu kupić owo papieskie "odpuszczenie grzechów"). Odpusty orfickie, związane były z elementami tajemniczymi, wręcz można powiedzieć magicznymi (swoją drogą, też nie sądzę aby wiele dawały). Poza tym orficy umartwiali swe ciała, unikali spożywania mięsa i jaj, a także noszenia odzieży wełnianej. Cały swój doczesny los, oddawali na łaskę sił wyższych (niekoniecznie rozumianych ściśle jako - bogowie). Swoją drogą należy też jasno powiedzieć, że mimo wszystko - mimo całego tego mistycyzmu i umartwiania, zwolennicy orfizmu uważali że istnieje ogromna różnica pomiędzy kobietą a mężczyzną. Tutaj bardzo blisko im było do koncepcji Pitagorasa (prawdopodobnie on także był orfitą), który twierdził: "Istnieje zasada dobra która stworzyła ład, światło i mężczyznę i zasada zła, która stworzyła chaos, ciemność i kobietę".




Orfizm stał się niezwykle popularny w Grecji (przesiąkniętej wcześniej rozbuchaną seksualnością i "kultem fallusa"), po zakończeniu jednej z najkrwawszych wojen w historii Hellady - wojny peloponeskiej (431 r. p.n.e. - 404 r. p.n.e.). Wówczas to nastąpił wysyp najróżniejszych kultów misteryjnych, odwołujących się do ascezy seksualnej i umartwiania ciała. Ludzie zaczęli uważać, że wojna, zaraza, śmierć i niewola, jaka ich spotkała podczas tego konfliktu, jest karą boską, za ich pełne wszelkiego bezeceństwa życie. Był to również okres, w którym w wiek męski wkraczał sławny późniejszy filozof - Platon, dla którego ciało również było więzieniem duszy, a zbawienie człowiek może oczekiwać jedynie dzięki swej wstrzemięźliwości i bogobojności. Nie było to oczywiście nic nowego, jeśli weźmiemy pod uwagę niezwykle srogie zasady, które obowiązywały wszystkich, chcących uczestniczyć w jakichkolwiek misteriach. Najczęściej ludzie, należący do kręgu misteryjnego, to byli albo ludzie majętni, albo arystokratycznego pochodzenia, albo wpływowi, albo też cieszący się innymi przymiotami - np.: umysłu. Dostanie się tam dla kogoś z plebsu, było bardzo trudne, jeśli w ogóle możliwe. Ludzie mieli bowiem swoje kulty płodności, swoje sterczące fallusy i swoją nieskrępowaną niczym obyczajowość, która powiązana była z kultem witalności, płodności i oczywiście seksualności. Ale ci, którzy należeli do kręgów misteryjnych odrzucali te praktyki. Nie zbliżali się do ołtarzy, jeśli poprzedniej nocy obcowali z kimś cieleśnie (o czym pisze np. Tibullus), przy czym mężczyzna nie mógł się zbliżyć do ołtarzy, jeśli obcował cieleśnie poprzedniego dnia, zaś kobieta jeśli spółkowała w przeciągu ostatnich trzech dni. Nie dotykano także rękoma przedmiotów liturgicznych, jeśli wcześniej dokładnie ich nie obmyto. Krew, szczególnie menstruacyjna była symbolem nieczystości i zepsucia. Jeśli kobieta poroniła, to szczególnie gdy była to majętna lub szanowana rodzina (a także rodziny plebejskie - jeśli tylko było je na to stać), należało dom oczyścić, z "brudu i nieczystości". Wśród członków kultów misteryjnych, panowała dość ścisłe, choć raczej nierozpowszechniane publicznie przekonanie - że właśnie czystość i asceza, są drogą wiodącą ku ostatecznemu zbawieniu i Wyspom Błogosławionych. Inni mogli się cieszyć sterczącymi fallusami w świątyniach, ale to był głownie plebs, większość z nich i tak trafiała na Łąki Asfodeli (według mentalności członków kultów misteryjnych), niech więc się bawią, póki mają na to czas. 

Inną formą ascezy były stowarzyszenia "świętych dziewic", bardzo rozpowszechnione, w kręgach misteryjnych antycznej Grecji i Rzymu, szczególnie jeśli chodzi o "święte dziewice" Hery, Artemidy, Ateny, Izydy, Heraklesa, Posejdona, Zeusa, Apollina i Dionizosa. Należy stwierdzić że to była kapłańska elita tych świątyń, a kobiety które się tego podejmowały, były czczone jeszcze bardziej niż "świątynne prostytutki". Mamy więc swoisty dualizm, z jednej strony rozbuchana seksualizacja i promocja "świętej prostytucji", z drugiej zaś - niezwykle przestrzegana wstrzemięźliwość seksualna wśród młodych kobiet, pełniących funkcje kapłańskie w kolegiach "świętych dziewic" (o Rzymie i kolegium westalek pisać już oddzielnie chyba nie trzeba). Były jednak i męskie formy "świętej ascezy", a jedną z nich byli wcześniej wymienieni kapłani Zeusa z Dodony (którzy odstraszali samym swym wyglądem, nie mówiąc o zapachu), ale także chociażby kapłani bogini Kybele. Był to swoisty kult, w którym mężczyźni pełnili swoje role w kobiecych szatach, a procedurą przyjęcia do tego kolegium, była... kastracja. Mężczyźni byli odurzani specjalnym napojem, który powodował halucynacje (jakiś narkotyk), w wyniku którego wpadali w trans w którym namawiano ich by sami  pozbawili się męskości, a potem (jeszcze w trakcie działania tego narkotyku), biegali po mieście z własnym fallusem w dłoni w opętańczym szale. Gdy narkotyk przestawał działać, należało ranę opatrzyć, aby uniknąć wykrwawienia. I tak odtąd wykastrowani mężczyźni w kobiecych szatach pełnili swe funkcje przy ołtarzu bogini Kybele. Tak to właśnie wyglądało, jeśli chodzi o kwestię starożytnej obyczajowości, przed nastaniem epoki chrześcijaństwa. Teraz jednak przejdźmy do pierwszych (utopijnych), twórców antycznego komunizmu. 




Po raz pierwszy wzmiankę o "Złotym Wieku Ludzkości" (na którym obcowali współcześni komuniści, twierdząc że ich celem jest powszechne szczęście i dobro ludu pracującego miast i wsi), odnaleźć można w twórczości Hezjoda (VIII - VII wiek p.n.e.). W swym dziele: "Prace i Dnie", opisywał on mityczny okres ludzkości, w którym wszyscy mieli po równo i każdy mógł sprawiedliwie korzystać z owoców swej pracy. Był to też czas powszechnego pokoju i szczęścia, w którym wszystkim ludziom żyło się dobrze. To był prekursor idei "powszechnego szczęścia ludzkości", potem przez długi okres nikt z antycznych twórców się do tego nie odwoływał, aż do czasów Platona (IV wiek p.n.e.), który w "Państwie" (napisanym ok. 380 r. p.n.e.) wkłada w usta swego nauczyciela - Sokratesa takie oto słowa: "Różnice majątkowe dają zwykle początek niezgodzie na to samo znaczenie i użycie słów "mój" i "nie mój". Rozszerza tę teorię również w "Prawach" (373 r. p.n.e.), gdzie pisze: "Nie ma miejsca na prywatne i osobiste rzeczy, nawet te, które z natury swej są osobiste, jak oczy, uszy i ręce, staną się wspólne i w przedziwny sposób będą widzieć, słyszeć i działać wspólnie, a wszyscy mężczyźni z tych samych powodów wspólnie wyrażać będą pochwały i dzielić poczucie winy oraz doznawać radości i smutku". Był to jednak w dużej mierze głos odosobniony, gdyż już nawet uczeń Platona - Arystoteles (który potem sam kształcił Aleksandra Wielkiego) twierdził że źródeł społecznej nierówności i niezgody pomiędzy ludźmi nie należy szukać w samych dobrach materialnych i istnieniu własności prywatnej, ale w ludzkiej naturze, która wytwarza pragnienie ich posiadania, a przez to powoduje konflikty na linii posiadający - nieposiadający. To nie bowiem same dobra powodują konflikty, ale ogromne pragnienie ludzkości do ich posiadania, zresztą Arystoteles słusznie twierdził, że więcej konfliktów powstaje w społecznościach, które posiadają wszystkie rzeczy wspólne, niż w takich w których istnieje własność prywatna. I to był było na tyle, jeśli chodzi o twórczość antyczną, związaną z tzw.: komunizmem utopijnym. No może jeszcze warto wymienić tutaj postacie Wergiliusza (70 r. p.n.e. - 19 r. p.n.e.) i Owidiusza (43 r. p.n.e. - 18 r.), którzy również nawiązywali do hezjodowego "Złotego Wieku Ludzkości" - jako epoki powszechnego szczęścia, ale nie wnieśli do tej tematyki nic oryginalnego.







PS:  W KOLEJNEJ CZĘŚCI KONTYNUUJEMY PROCES UPADKU KOMUNIZMU UTOPIJNEGO, POPRZEZ KSZTAŁTOWANIE SIĘ CHRZEŚCIJAŃSKIEGO MISTYCYZMU


CDN.
                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz