"NALEŻY CZYNIĆ WSZYSTKO, ABY
UCHRONIĆ BEZPIECZEŃSTWO I ŻYCIE
SWOICH OBYWATELI"
PREMIER POLSKI - BEATA SZYDŁO
I o tę skałę rozbiją się wszelkie lewackie i islamistyczne próby zdominowania Europy. Może to się wydawać niedorzeczne, ale coś w tym jest. Zauważmy, że mimo tych wszystkich nacisków i tej przemocy (głównie medialnej), jaka jest wysyłana ze strony unijnej biurokracji oraz niemieckich polityków i dziennikarzy - Polska nie zamierza rezygnować ze swojego twardego stanowiska w kwestii przyjmowania muzułmańskich nachodźców i wraz z państwami Europy Środkowej trwa w tym zamierzeniu. Oczywiście nie znaczy to że mamy taki wspaniały rząd, który prowadzi taką politykę, ale przede wszystkim jest to zasługa społeczeństwa polskiego, polskiego narodu, dzięki któremu twarde stanowisko rządu w kwestii przymusowej imigracji jest kontynuowane (nie oszukujmy się bowiem, gdyby się okazało że większość Polaków jest za przyjmowaniem tzw.: "uchodźców" do Polski, rząd szybko zmieniłby politykę i sprowadził ich do naszego kraju, gdyż jednocześnie tym posunięciem zamknąłby wiele konfliktogennych sporów). I tak sobie myślę, jak to jest że mieliśmy tyle szczęścia. Gdyby bowiem u władzy wciąż pozostawała ekipa Platformy Obywatelskiej, dla której interes Unii (czytaj Berlina) znaczy więcej niż interes naszego kraju, to już mielibyśmy w Polsce imigranckie getta, pełne zradykalizowanych i w żaden sposób nie integrujących się muzułmanów. Gdyby bowiem kryzys migracyjny nastąpił nie w 2015 a rok wcześniej, to już mielibyśmy w Polsce muzułmańskie getta, pełne "kardiochirurgów" z opuchniętymi genitaliami. Wydaje się więc że jednak Bóg czuwa nad nami, najwidoczniej czara krzywd, jakich doświadczyliśmy została przepełniona i dla równowagi nadchodzą nareszcie czasy które spokojnie w przyszłości mogą zostać nazwane (i najprawdopodobniej tak będą określane przez historyków), czasami "Polskiej Odnowy".
W błędzie jest bowiem ten, kto uważa że multikulturalizm oznacza siłę i ubogacenie kulturowe, w rzeczywistości multikulturalizm to w pierwszej jego formie akulturowość i brak kultury. To spłycenie kultur najróżniejszych narodów świata, żyjących na jednej ziemi do świątecznych zabaw i festynów, z których i tak nic nie wiadomo (po co się odbywają, kiedy się zaczęły, jak ważne są dla danej grupy?). Zauważcie bowiem, że multikulturalizm przegrał już we wszystkich państwach (a szczególnie miastach), w których próbowano go wprowadzać. W Paryżu istnieją zamknięte getta muzułmańskie (zresztą nie tylko, ale na nich głównie teraz się skupię), gdzie wejście do nich osób z innego kręgu kulturowego, może się odbywać tylko pod pewnymi względami (często jednak są to getta tak homogeniczne i zamknięte, że wejście do nich oznacza gwałt lub brutalne pobicie, niekiedy nawet ze skutkiem śmiertelnym - tak jak to ma miejsce w Paryżu, Lionie, Marsylii, Tuluzie, Brukseli, Sztokholmie, Malmo, Goeteborgu, w miastach niemieckich, włoskich i holenderskich). Są to tzw.: strefy no-go. Ale również w Londynie, gdzie nie ma gett (przynajmniej teoretycznie) społeczeństwa o różnych kulturach żyją ze sobą razem. Wszędzie tam (bez względu na to czy istnieją oficjalne getta czy ich nie ma), kultury się nawzajem nie przenikają, a społeczeństwa które żyją obok siebie (często nawet w tej samej dzielnicy) wiedzą o sobie jeszcze mniej, niż gdyby społeczeństwa te żyły oddzielnie. We Francji np. nie ma mowy o łączonych małżeństwach (w ramach multi-kulti), rdzenni Francuzi łączą się z rdzennymi Francuzami, francuskojęzyczni Algierczycy z Algierczykami, Chińczycy z Chińczykami, muzułmanie z muzułmanami a biali ludzie z przedstawicielami swojej rasy - taka jest niestety prawda o multikulturalizmie, który w żaden sposób nie łączy, a wręcz dzieli mieszkające obok siebie wielokulturowe społeczeństwa.
Feliks Koneczny stwierdził kiedyś że: "pomiędzy cywilizacjami, jak też religiami, nie ma syntez i być nie może". Nie istnieje bowiem coś takiego jak multikulturalizm, a raczej jak wielość najróżniejszych kultur w jednym tyglu (państwie), z których wcześniej czy później jedna zacznie w końcu dominować nad całą resztą. Taki wzór już zresztą był wielokrotnie w historii przerabiany - np. wielokulturowe państwo Aleksandra Macedońskiego i jego następców, gdzie to właśnie hellenizm stał się kulturą dominującą (pomimo wielokulturowości, jakie zastali Grecy i Macedończycy na terenach byłego imperium perskiego). Tak było w czasach Imperium Rzymskiego, gdy rzymskie prawo i język stały się wyznacznikiem dominacji kulturowej (szczególnie w zachodniej części Imperium). Tak było wreszcie w Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdzie wielość żyjących w tym państwie kultur, była łagodzona dominacją kultury polskiej. Zawsze więc zachodzi efekt dominacji jednej z kultur nad całą resztą, bowiem musi istnieć spoiwo, które łączy (często sprzeczne ze sobą idee, kultury i religie) w jedną wspólną całość, musi więc zaistnieć dominacja kulturowa. Dlatego też ci, którzy nawołują do multikulturalizmu, to są albo totalni idioci (co, jeśli się tyczy lewaków nie jest przesadnie rzadkim zjawiskiem), albo też kłamcy (co jest częstsze, szczególnie wśród ludzi, którzy to lewactwo finansują i wspierają, jak np. niejaki George Soros). Czynią oni to z premedytacją, mówiąc o potrzebie przyjmowania muzułmańskich nachodźców, po to aby stworzyć bazę pod przyszłą islamizację takich krajów jak Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Włochy, Belgia, Holandia, Szwecja, Norwegia, Kanada i wielu innych.
Nigdy więc nie ufajcie ludziom, którzy mówią wam o wielokulturowości, bo albo to są idioci, którym wmówiono że każda inna kultura jest lepsza od własnej (tej rdzennej, w której się wychowali),, albo kłamcy, którzy pragną zrobić z was niewolników (Allaha albo "allahów" - wszystko jedno). Dlatego też lewactwo (jedno i drugie), dostaje prawdziwego szału, gdy któryś z polityków powie tę prawdę publicznie, gdy przyzna że celem każdego państwa, jest wspieranie i ochrona WŁASNYCH obywateli, oraz zapewnienie im bezpieczeństwa. Celem bowiem propagandowym wszelkiego lewactwa, jest wspieranie "kobiet z dziećmi uciekających przed bombami" i "biednych sierotek" (które mają po 30 lat, kilka paszportów, najnowsze modele telefonów komórkowych i tabletów, a często są to również osoby mające doświadczenie bojowe, którzy to przez media są przedstawiani jako "13-letnie sierotki"). Czyli innymi słowy zaplanowanej odgórnie i realizowanej obecnie polityki islamizacji Europy i (w dalszej konsekwencji) likwidacji białej rasy, jako najbardziej buntowniczej a jednocześnie najinteligentniejszej i najbardziej wojowniczej. Zauważcie, rasa żółta jest w swej większości pokorna i raczej całkowicie podporządkowana władzy (każdej władzy) - taka jest też idea buddyzmu. Rasa czarna to w większości ludzie całkowicie niezdolni do podjęcia jakiejkolwiek planowej formy działania (czy tyczy się to kwestii tworzenia czy też obrony), a działają w sposób żywiołowy, często w grupach, które są łatwe do rozbicia. Arabowie to fanatycy, a islam można pogodzić z planami NWO więc ok. zaś rasa czerwona praktycznie już nie istnieje. Pozostaje więc eliminacja - lub podporządkowanie - białych ludzi, ale do tego stopnia, aby nie byli w stanie podjąć skutecznej akcji obronnej. Co więc należy uczynić? Zalać ich kraje wielokulturowymi społeczeństwami, które doprowadzą do stanu wewnętrznego wrzenia i stworzą konkurencję w ewentualnych planach walki z nowym porządkiem geopolitycznym świata.
Dlatego też właśnie taką furię budzą wszelkie deklaracje o potrzebie zapewnienia bezpieczeństwa własnych obywateli (tak jak to właśnie uczyniła polska premier - Beata Szydło), bowiem my - Europejczycy jesteśmy wyjęci z tego prawa (o tym się nie mówi, ale właśnie tak się uważa i tak się czyni). Nas można zabijać, rozjeżdżać tirami czy furgonetkami, mordować maczetami, nożami, lub też wysadzać nasze dzieci w powietrze - nikogo to nie wzrusza (a już na pewno nikogo z tzw.: elit, z tzw.: establishmentu). Ale wystarczy aby w jakimś "incydencie" (jakiego to sformułowania używała prasa w wypadku poprzednich zamachów) zginął jeden muzułmanin, a już mówi się o "islamofobii", o "mordowaniu muzułmanów" o "potwornym ataku terrorystycznym" (jakiego to sformułowania użył burmistrz Londynu - Sadiq Khan, który po ostatnim zamachu stwierdził tylko że: "żyjąc w wielkim mieście należy się przyzwyczaić do zamachów" - dlatego też osobiście uważam, że tamu panu trzeba powiedzieć otwarcie - muzułmanin zginął bo żyje w wielkim, obcym dla niego mieście, w którym nie potrafił się zasymilować kulturowo, ot tego efekt - zapewne takie wyjaśnienie spodobało by się muslimom i międzynarodowemu lewactwu - prawda?). Osobiście uważam że był to pierwszy akt samoobrony białych Europejczyków i że wkrótce dojdzie do podobnych tego typu działań (choć muzułmanie teraz wezmą odwet - jestem o tym przekonany). Tak właśnie zacznie się wojna religijna, która doprowadzi Zachód do katastrofy. Jest ona jednak konieczna, aby Europejczycy nie umierali w ciszy i spokoju, lub przy dźwiękach melodii, jak Żydzi idący do komór gazowych niemieckich obozów koncentracyjnych. Dzisiejszym Europejczykom przygrywa do śmiertelnego snu Johna Lennona swym "Imagine", ale myślę że nie wszystko stracone i przynajmniej cześć z nich wyrwie się z tego marazmu aby podjąć walkę w obronie własnej kultury, tradycji i przede wszystkim... przyszłości swoich dzieci.
Ale i tak przyszłość Europy (już ta po zniszczeniu kalifatu i wygnaniu islamistów z Europy) należeć będzie do Polski i krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Niebiańska czara została przelana, nadchodzi więc czas "Polskiej Odnowy"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz