Stron

niedziela, 27 sierpnia 2017

GDZIE SĄ KAMIENIE MILOWE EUROPY? Cz. II

CO TO JEST EUROPA?

JAKIE SĄ JEJ CYWILIZACYJNE,

EKONOMICZNE I ETNICZNE GRANICE?

I JAK MOŻE WYGLĄDAĆ 

EUROPA PRZYSZŁOŚCI






Islam i islamiści nie są więc obecnie żadnym zagrożeniem dla Europy, bowiem Europejczycy mogliby się z nimi rozprawić w bardzo szybki i skuteczny sposób... gdyby tylko chcieli (a nie chcą, bo mózgi mają wyprane w neomarksistowskiej propagandzie, serwowanej przez lokalne elity jak i unijny establishment). Dziś Europejczycy zastanawiają się jaki wpływ miał islam na działania terrorystów i czy w ogóle można to łączyć z ich religią - Boże drogi - gdyby takie same dylematy mieli nasi przodkowie, to dziś cała Europa byłaby muzułmańska. Jak myślicie, czy król Jan III Sobieski pod Wiedniem zastanawiał się nad moralnym wpływem religii muzułmańskiej na działania popełniane przez tureckiego sułtana? Nie, on po prostu powiedział: "Mości Panowie, rozpieprzmy to w drobny mak" i tak właśnie się stało - polska Husaria przeszła przez Turków/islamistów "gładko jak gówno przez gęś" (używając słów gen. George'a Pattona). Nikt się wówczas nie zastanawiał nad moralnym aspektem islamu, czy to jest "religia pokoju", czy może nie - po prostu, zagrażali oni naszemu bezpieczeństwu więc musieliśmy się bronić, spuszczając im przy okazji niezłe manto. Dziś jeszcze można zrobić to samo z agresywnymi muslimami, tylko że dziś trzeba mieć odwagę nie tyle wystąpić przeciwko islamistom, ale przede wszystkim przeciwko "rodzimym" marksistom, stanowiącym wewnętrzną piątą kolumnę w naszych krajach. Dlatego też dziś islam nie stanowi poważnego zagrożenia dla Europy (może to się zmienić w przyszłości, jeśli nie powstrzymamy tego szaleństwa). 

Spójrzmy bowiem na islam jako religię i jako system społeczno-wychowawczy społeczeństw Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. To prawda że islam nie jest jednorodny (podobnie jak chrześcijaństwo), i że posiada wiele nurtów (niektóre wręcz wzajemnie się wykluczają) jak wahabityzm, jazydyzm, druzdyzm, mutazylizm czy sufizm. Nie ulega też wątpliwości że islam średniowieczny przechował dla Europy dzieła grecko-rzymskiego antyku (mam tu jednak na myśli już ten inny islam, ten z IX wieku, bowiem islam wcześniejszy był prymitywną religią pasterzy kóz i owiec, gdzie wszelkie możliwe pory rozstrzygano przy pomocy siły), oraz że wydał wielu mędrców, jak choćby: Al-Ghazali, IbnTajmijj, Jakub ibn Ishak al-Kindi, Ar-Razi, Ibn Rushd czy Muhiyuddin Mohammed ibn Arabi - zwany "Wielkim Nauczycielem". Oni wszyscy byli reformatorami islamu, chcieli zaprowadzić tę "religię" z drogi pasterzy kóz, na drogę mistycyzmu i nie obawiali się przy tym czerpać z dorobku pogańskiego antyku jak i chrześcijaństwa (al-Kindi pisał w IX wieku: "Nie wstydźmy się uznać prawdy i przyjąć jej z każdego źródła, z jakiego do nas przychodzi, nawet jeśli przynoszą ją poprzednie pokolenia i obce ludy"). Prawdą jest że Europejczycy przyjęli arabskie cyfry jako swoje (dotąd bowiem obowiązywała rzymski system numeryczny), prawdą jest że dzięki kontaktom z islamem, chrześcijańska Europa poznała rachunek różniczkowy a idea średniowiecznych europejskich uniwersytetów, wzięła się po części również z niezwykle prężnej formy szkół koranicznych, rozsianych od Hiszpanii i Maghrebu po Iran, Afganistan i Indie. 

To wszystko prawda nieulegająca wątpliwości, ale ja mam jedno pytanie - co dzisiejszy islam stworzył takiego wyjątkowego, abyśmy mieli czerpać z niego swoje wzorce? Może ktoś odpowie mi na to pytanie, bo ja uważam że dzisiejszy islam cofnął się w rozwoju do swych korzeni i znów stał się religią "pasterzy kóz", których jedynym celem jest umrzeć dla Allaha, by potem w Raju pobrykać sobie z dziewiczymi hurysami. Co więc takiego stworzył islam od ponad 500 lat, co byłoby godne uwagi i cywilizacyjnie nam niezbędne? Otóż NIC, zupełnie nic. Samochody, telefony, komputery, tablety, smartfony z których tak ochoczo korzystają również islamiści, nie zostały wynalezione na Bliskim Wschodzie, Arabii czy Afryce Północnej, lecz właśnie w Europie i Stanach Zjednoczonych (dwóch bliźniaczych półkulach jednego kulturowo-genetycznego organizmu). Od ponad 500 lat (jeśli nie dłużej), to świat islamu czerpie pełną garścią z osiągnięć i wynalazków stworzonych w świecie chrześcijańskim, więc według mnie islam nie stanowi dla Europy zagrożenia, bowiem można go zwalczyć dość szybko i łatwo (trzeba tylko trochę ku temu konsekwencji). Największym zagrożeniem dzisiejszej Europy jest neomarksizm, kolejna (po bolszewizmie, nazizmie, częściowo faszyzmie, feminizmie i genderyzmie) mutacja tej choroby, na którą zapadł świat w XIX wieku i wciąż nie może się z niej wyzwolić. A nieleczona i to leczona skutecznie - choroba ta zawsze prowadzi do śmierci organizmu który zatruje. Dlatego tak ważne jest uświadomienie sobie skali niebezpieczeństwa, jakie dziś zagraża Europie ze strony "rodzimej" marksistowskiej piątej kolumny.

Nim przejdę do tematu, chciałbym jeszcze parę słów powiedzieć o USA. Mianowicie uważam że Europa i Ameryka od XVIII wieku konsekwentnie na siebie oddziaływają. Zauważmy jedną rzecz - Europa jest naturalnie przyzwyczajona i przywykła do wszelkiej różnorodności narodowej i państwowej (dziś marksiści kulturowi starają się to zmienić) i wszelkie próby jej zjednoczenia zawsze kończyły się fiaskiem. Stało się tak, bowiem próby te od czasów Imperium Rzymskiego zawsze koncentrowały się na militarnym podboju i podporządkowaniu sobie mniejszych organizmów państwowych, czyli wszystko zawsze oscylowało w kategorii wojny, podboju i przemocy. Ale my Polacy od co najmniej średniowiecza zdajemy sobie sprawę, że mieczem można jedynie przeciąć, a połączyć jest już niezwykle trudno. Aby zszyć ze sobą narody od siebie zupełnie odmienne, należy podejść do tematu nieco inaczej. Należy budować na zasadzie równości i wzajemnej godności innych kultur i narodów, nie siłowo a łagodnie zszywać podzielone państwa Europy w jeden kulturowo-ekonomiczny organizm (przy zachowaniu całkowitej politycznej i militarnej odrębności poszczególnych państw). Tak właśnie nasi przodkowie zbudowali Unię polsko-litewską, która przekształciła się w potężne mocarstwo zwane Rzeczpospolitą, dające łupnia wokoło wszystkim agresorom i chroniące państwa Europy Zachodniej tak przed najazdami turecko-tatarskich islamistów, jak przed zakusami dzikich Moskwicinów, których władza opierała się na całkowitym posłuszeństwie i zamienieniu wszystkich poddanych w prawdziwych niewolników (w Rosji car decydował o wszystkim, był prawdziwym bogiem a cała reszta jego wyznawcami/niewolnikami).


BITWA O FORT ALAMO
1836 r.


Tak więc plany zjednoczenia Europy, podejmowane przez kolejnych władców kończyły się fiaskiem, bowiem budowali oni (jak mówi Biblia) na piasku, miast na skale. I tutaj Europejczykom z pomocą przyszedł, kto? Oczywiście Stany Zjednoczone Ameryki, które to w latach 40-tych i 50-tych XX wieku... same stworzyły Europejską Wspólnotę (z której potem narodzi się neomarksistowska Unia Europejska). Tak, to właśnie Amerykanie zbudowali zjednoczoną Europę, sami wcześniej biorąc przykład z tradycji narodów, które Amerykę zasiedlały (w tym z tradycji Rzeczpospolitej Obojga Narodów, z której czerpali Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych - o czym jeszcze kiedyś napiszę więcej). Amerykański naród zszywał się długo, bardzo długo. Elementami spajającymi Amerykanów z różnych stanów, była przede wszystkim konfrontacja z Wielką Brytanią, ich główną kolonialną "matką" (bo przecież było wiele matek pośrednich). Dwie wojny (o Niepodległość z lat 1775-1783 i z lat 1812-1815) z Brytyjczykami, oraz wojna z Meksykiem (z lat 1846-1848, tutaj bardzo silny był mit straceńczej obrony fortu Alamo w1836 r. - w którego obronie notabene uczestniczyli również... Polacy, o czym zapewne niewielu wie, również w Polsce - dla etosu zjednoczeniowego amerykańskiej wspólnoty), spowodowały zjednoczenie się poszczególnych regionów USA. Jednak konflikt na linii Północ-Południe był coraz silniejszy i zdeterminował późniejsze wydarzenia, które przeszły do historii jako amerykańska Wojna Secesyjna (1861-1865 - w tej wojnie również walczyli Polacy i to po obu stronach konfliktu). 




Pomimo klęski Konfederatów i utrzymania zjednoczonej Unii, naród znów się głęboko podzielił, a wzajemna nieufność wdarła się w serca wielu Amerykanów (zresztą to co wyprawiał na Południu gen. Sherman z jego wojskami, można by porównać do przemarszu wojsk Dżyngis-chana. Niszczono i rozkradano wszystko co było wartościowe, Richmond w stanie Wirginia - stolica Konfederacji zamieniona została w jedno wielkie gruzowisko, podobnie jak Atlanta w Georgii i wiele innych miast Południa). A późniejsza "Rekonstrukcja" przeprowadzana w latach 1865-1977 był łagodniejszym (cywilnym) przedłużeniem rabunkowej polityki Północy na Południu. Wzajemna nienawiść i uprzedzenia trwały w amerykańskim społeczeństwie dość długo, a pierwszym momentem ponownego zjednoczenia się Amerykanów z podzielonych stanów, była... wojna. Tak, była to wojna z Hiszpanią, toczona w 1898 r. (kwiecień - sierpień). Była to wojna sprawiedliwa (Hiszpanie bowiem pobudowali na Kubie prawdziwe obozy koncentracyjne zwane reconcentrados, w których przetrzymywano i zamęczono na śmierć tysiące Kubańczyków - głównie cywilów, w tym kobiet i dzieci. Istnieją zdjęcia, pokazujące jak układano czaszki pomordowanych... jedna na drugą) , która ponownie zjednoczyła amerykańskie społeczeństwo. Ta krótka wojna naprawdę zjednoczyła Amerykanów, bowiem brali w niej udział oficerowie, aktywni jeszcze w czasie Wojny Secesyjnej, oraz niektórzy weterani tamtej, bratobójczej wojny, po raz pierwszy od ponad 30 lat podali sobie wzajemnie prawice (np. dwóch weteranów bitwy pod Gettysburgiem z 1863 r.). Orkiestry wojskowe grały zarówno marsze Unii jak i Konfederacji - naród ponownie się zjednoczył (choć niektórym wciąż pozostawały dawne przyzwyczajenia, jak choćby generałowi Josephowi Wheelerowi - atakującego armię pustoszącego Południe gen. Shermana w 1864 r. - który w czasie bitwy z Hiszpanami pod San Juan krzyknął do swoich żołnierzy: "Dalej! Spuście łomot tym pieprzonym Jankesom").






Zwycięstwo w tej wojnie i późniejsze lata (m.ni.: również odbudowa amerykańskiej floty wojennej, bowiem po zakończeniu Wojny Secesyjnej amerykańska marynarka bardzo podupadła i w przeciągu kolejnych piętnastu lat dramatycznie się skurczyła, co spowodowało że 1880 r. US Navy nie była w stanie konkurować nie tylko z Royal Navy, Kaiserliche Marine czy Marine Nationale, ale również z flotami Meksyku czy państw Ameryki Południowej. Dopiero od 1883 r. powoli flota zaczęła wychodzić z tego prawie dwudziestoletniego marazmu), doprowadziły do stworzenia prawdziwego amerykańskiego narodu. Wiele aspektów umacniało ów amerykański patriotyzm, jak choćby małe, rodzinne farmy, rozsiane po tzw.: "Dzikim Zachodzie" i kolonizacja tych terenów przez osadników ze Wschodniego Wybrzeża (co niestety doprowadziło w konsekwencji do wybicia tamtejszych Indian i zamknięcia ich w rezerwatach. Datą graniczną wojen z Indianami jest masakra nad Wounded Knee w Dakocie Południowej, w czasie której 29 grudnia 1890 r. kawaleria Stanów Zjednoczonych wymordowała ponad 150 Indian z plemienia Lakota, w tym gównie kobiet i dzieci. To co zrobiono z Wielką Stopą, Siedzącym Bykiem i Geronimo - najsławniejszymi wodzami indiańskich plemion drugiej połowy XIX wieku, też zakrawa o hańbę). Ale budowano również amerykański mit "Dzikiego Zachodu", w czym niewątpliwie największe zasługi należy przyznać legendzie amerykańskiego pogranicza Williamowi Federickowi Cody'emu, znanemu  bardziej jako Buffalo Bill (ja też przyznam się szczerze wychowałem się na legendzie Dzikiego Zachodu, szczególnie poprzez takie dzieła filmowe jak: "Siedmiu Wspaniałych" z Yulem Brynnerem, "Rio Bravo" z Johnem Waynem, "W samo południe" z Garym Cooperem, "15:10 do Yumy" czy na serialu "Bonanza". W ogóle uwielbiam stare filmy z lat 50-tych i 60-tych, szczególnie historyczne. Mniej jest tam bowiem efektów specjalnych, ale więcej prawdziwego życia, no i... kobiety były wtedy jakieś ładniejsze, naturalnie kobiece, nie to co dzisiejsze wymuskane aktoreczki z sylikonem na piersi i pośladkach).




Zmieniały się Stany Zjednoczone i zmieniało się amerykańskie społeczeństwo (również pod wpływem imigrantów, których jednak w żaden sposób nie można porównać z dzisiejszym islamskim zalewem Europy). XIX wiek był prawdziwym okresem w którym można było zrealizować "amerykański sen" i narodziło się w tym okresie wiele fortun (od pucybuta do milionera). Ożyły teatry (raczej modne wśród klas wyższych i mało popularne do lat 70-tych XIX wieku wśród klasy średniej w USA), a najpopularniejszymi gwiazdami lat 80-tych i 90-tych byli tacy amerykańscy aktorzy jak Lawrence Barrett czy Edwin Booth. W teatrach również prezentowano bardzo popularne w tamtym czasie (dziś już jednak całkowicie zakazane przez neomarksistowską poprawność polityczną) kabarety "Black Face Minstrel Show", w czasie których biali aktorzy malowali sobie twarze czarną farba i robili śmieszne wygłupy i żarty, oraz wodewile, a w klubach taneczny kankan. Potem przyszła epoka filmu niemego i również bardzo szybko zdobył on popularność, szczególnie jarmarczne kina za pięć centów zwane "Nickel Odeonami". Początki amerykańskiej kinematografii także (podbnie jak dzieje Dzikiego Zachodu) były burzliwe. Należy bowiem pamiętać, że pierwsze filmy w USA kręcono pod ochroną detektywów, prywatnych policji lub po prostu dany reżyser (którego nie było na to stać) sam się uzbrajał w odpowiedniego kolta. O co chodziło i przed czym się chroniono? Mianowicie przed atakami innych bojówek (lub opłaconych prywatnych policji), które miały za zadanie zniszczenie aparatury i uniemożliwienie kręcenia filmów. Wszystko bowiem szło o pieniądze, a twórcy kręcili swe filmy w strachu przez atakiem bojówek, albo pozwem sądowym, wytoczonym przez pana Thomasa Edisona (który był głównym hamulcowym rozwoju amerykańskiej kinematografii w latach 90-tych XIX wieku), uważającym się za odkrywcę kinematografu i kinetoskopu (1891 r.).

Mimo to w latach późniejszych narodziły się prawdziwe gwiazdy amerykańskiego kina jak Charles Chaplin ,Max Linder, Mary Pickford, John Gilbert i wreszcie Douglas Fairbanks, Rudolph Valentino, Vilma Banksy, Kathleen Kay, George Bancroft i wielu innych. Najpopularniejszymi filmami w USA był wówczas: "Napad na ekspres" (1903 r.), pierwszy w dziejach film gangstersko-kowbojski, którego scena początkowa w tamtych czasach mroziła krew w żyłach widzów, gdyż film zaczynał się sceną... strzału w kierunku kamery (widza) z rewolweru, który trzymał aktor Justus D. Barnes. "Narodziny narodu" (1915 r.), dziś uważany za wybitnie rasistowski film, ale wówczas okazał się prawdziwym finansowym sukcesem, zarabiając 20 mln. ówczesnych dolarów (według dzisiejszego przelicznika wyszłoby to ok. 1 331 000 000 dolarów - czyli suma wręcz astronomiczna), ten film również przyczynił się do pojednania Północy z Południem. "Nietolerancja" (1916 r.) - niezwykle efektowny film ze wspaniałymi, monumentalnymi dekoracjami, których rozbiórka po zakończonym filmie trwała... 12 lat i przez ten cały czas piętrzyła się nad Hollywood. Film był niezwykle ciekawy i piętnował nietolerancję na przykładzie czterech równocześnie prowadzonych opowieściach o upadku Babilonu w 538 r. p.n.e. przez króla Persji Cyrusa II Wielkiego, męce i śmierci Jezusa Chrystusa, paryskiej rzezi hugenotów z 1572 r. i współczesnej pomyłce sądowej. Film pierwotnie trwał 72 godziny, z czego w ostateczności skrócono go do trzech. Był też i inne, równie popularne filmy, ale o tym w innym temacie.

Amerykanie wielokrotnie przychodzili też z pomocą zagrożonej Europie (choć miały także swój epizod zarówno rasistowski jak i faszystowski o czym znów zapewne niewiele osób wie (zdecydowanym rasistą, antysemitą i zwolennikiem komunizmu był chociażby jeden z największych prezydentów USA - Franklin Delano Roosevelt, to on pomagał wprowadzić numerus clausus dla żydowskich studentów na Uniwersytecie Harvarda w 1923 r. W 1938 r. już jako prezydent USA stwierdził że Żydzi za mocno kontrolują polską gospodarkę, w 1941 r. chciał ograniczyć w Oregonie zatrudnianie żydowskich pracowników do tamtejszej administracji, twierdząc że jest tam: "Za dużo Żydów", a w 1943 r. gdy trwało Powstanie w Getcie Warszawskim i Żydzi walczyli o przetrwanie, robił sobie antysemickie żarty, strasząc Arabów że wyśle do nich Żydów z Europy. Nic więc dziwnego że nie kiwnął nawet palcem, on i jego administracja, gdy Jan Karski przedstawił mu dowody na zagładę Żydów w całej, okupowanej przez Niemców Europie. Był też wielkim zwolennikiem Stalina i Związku Sowieckiego i uważał że Ameryka powinna dopomóc Sowietom w opanowaniu "swojej części świata". Zresztą nie tylko jego, na początku kadencji za ciekawego polityka uważał również Adolfa Hitlera, a niemiecka/nazistowska prasa w samych superlatywach wypowiadała się o prezydencie Roosevelcie. Ale na jego obronę można by dodać, że zarówno w stosunku do Hitlera, jak i - trochę później - w stosunku do Stalina wreszcie opadły mu klapki z oczu. Szybko zrezygnował z jakichkolwiek flirtów z Berlinem, zaś na przełomie 1944 i 1945 r. zamierzał... zmienić swój kurs w stosunku do Moskwy i Stalina, tylko że już nie zdążył - zmarł 12 kwietnia 1945 r.).




Stany Zjednoczone w czasie I Wojny Światowej doprowadziły do klęski kajzerowskich Niemiec i Austro-Węgier, tworząc nowy europejski ład w Wersalu w 1919 r. Po ponad 20 latach zostali zmuszeni do ponownego uczestnictwa w kolejnej europejskiej awanturze i ponownie rozbili hitlerowskie Niemcy, uwalniając większość państw Europy Zachodniej (które dziś tak plują na USA, traktując ich jak swego największego wroga). Amerykanie doprowadzili do zwycięstwa nad "Imperium Zła", jakim bez wątpienia był Związek Sowiecki i rozpadu tego więzienia ludów (swoją drogą któż wie, że pierwszym który mógł doprowadzić do rozpadu Związku Sowieckiego i upadku systemu komunistycznego jeszcze w latach 50-tych, zaraz po śmierci Stalina, był nie kto inny jak... Beria, w któremu inni partyjni towarzysze skazali na śmierć i zginął (1953 r.) pod swoją daczą podziurawiony od serii kul (niczym w gangsterskich porachunkach). Swoją drogą jak my mało wiemy o historii i jak odkrywa ona wciąż przed nami swe tajemnice. Prezydent Izraela Ezer Weizman stwierdził kiedyś: "Gdybym powiedział wam prawdę, naród byłby zszokowany" - bez wątpienia, większość z nas po prostu akceptuje to, co mówi się oficjalnie i nie bada szczegółów, które dla wielu nie są interesujące. A wiedza to podstawa, bowiem przekłada się zarówno na pieniądze jak i na wpływy i znaczenie, zaś historia jest najdoskonalszą nauczycielką życia. Pozwala bowiem unikać kiedyś już popełnionych błędów w przyszłości, dlatego też jej znajomość jest (według mnie) niezwykle ważna. 

Jak zatem Amerykanie doprowadzili do powstania projektu "Zjednoczona Europa?" Za wszystkim oczywiście stało CIA. "Wszystko zaczęło się w Waszyngtonie" jak mówił Robert Schumann (który jest uważany za jednego z Ojców założycieli Unii Europejskiej, przepraszam - BYŁ, dziś za głównego ojca założyciela uważany powszechnie w strukturach unijnych jest oczywiście Altiero Spinelli i jego marksistowska banda z klubu Krokodyla). Schumann dostał tylko gotowy tekst do podpisania, była to tzw.: "Deklaracja Schumana", a została ona przygotowana i zredagowana przez amerykańskiego sekretarza stanu Deana Achesona. Był to plan ekonomicznego zjednoczenia Europy, za którym miała iść jedność kulturowa (ale już nie polityczna, gdyż w amerykańskich zarysach Europa miała się zjednoczyć tylko w taki sposób aby łatwiej można było doń eksportować amerykańskie produkty, natomiast polityczne zjednoczenie nigdy nie leżało w interesie USA... i chwała Bogu). Byłaby to więc Europa Ojczyzn. I tak amerykańska kulka śniegowa coraz szybciej się rozpędzała, a Europa wzajemnie się gospodarczo i kulturowo integrowała  (Europejska Wspólnota Węgla i Stali - 1952 r. Europejska Wspólnota Energii Atomowej (Euratom) - 1958 r. i Wspólnoty Europejskie - 1958, które konsekwencją działań Altiero Spinellego - który poświęcił 45 lat swego życia na realizację chorej idei Marksa o utworzeniu komunistycznego państwa totalitarnego i choć przez większość czasu ponosił klęski na tej drodze, to pod koniec życia w 1986 r. udało mu się doprowadzić do podpisania przez kraje członkowskie Wspólnoty Europejskiej: Jednolitego Aktu Europejskiego, który de facto był rewolucyjną zmianą zasad funkcjonowania Unii od jej początków (od Planu Schumana), bowiem miast integracji gospodarczej, na pierwszy plan wysuwał już integrację polityczną. 

Wciąż jednak nie była to jeszcze Unia Europejska jaką mamy dzisiaj. Altiero Spinelli zmarł (23 maja 1986 r.) wkrótce po podpisaniu Jednolitego Aktu Europejskiego, zostawiając dalszą pracę w kierunku marksistowskiego totalitaryzmu swoim następcą. Potem był Traktat z Maastricht z 1992 r. tworzący już Unię Europejską w miejsce Wspólnot Europejskich, ale wciąż (pomimo niejasnych zapisów owego traktatu) nie była to Unia taka, jaką mamy dziś. Pierwsza zdecydowana próba (no nie pierwsza, bowiem takowa była w 1984 r. i skończyła się fiaskiem, a więc druga próba), wprowadzenia w życie Unii Europejskiej zbudowanej na zasadach zjednoczonego państwa z neomarksistowska ideologią polityczną (ubraną we frazesy "demokratyzacji"), był projekt Konstytucji dla Europy, który został przyjęty w październiku 2004 r. w Rzymie (jako tzw.: Traktat o Konstytucji). Działo się to na tle wielkiej euforii z okazji rozszerzenia Unii o nowe państwa Europy Środkowo-Wschodniej (m.in.: Polska, Czechy, Słowacja i Węgry), co spowodowało że unijni szacher macherzy od nowej pieriekowki, uznali że najlepszym rodzajem akceptacji nowej konstytucji przez "lud", będzie referendum i to nawet w tych krajach, w których takie referendum nie było konieczne. Sądzili bowiem że społeczeństwa Europy same zatwierdzą plan marksistowskiego totalitaryzmu, ale bardzo szybko tego pożałowali, gdy okazało się że w dwóch ważnych krajach Francji i Holandii w 2005 r. Konstytucja Europejska została przez te społeczeństwa odrzucona w referendach. 

To był prawdziwy szok dla neomarksistów. Już bowiem byli w ogródku, już witali się z gąską - że tak się wyrażę, a tu znów dupa, znów nic. Ponieważ projekt Konstytucji Europejskiej upadł, należało wprowadzić coś zastępczego, jednocześnie cały czas w krajach członkowskich prowadząc propagandę paneuropejską. W 2007 r. w Lizbonie kraje członkowskie podpisały Traktat Lizboński. I znów jeden kraj odrzucił ów traktat w referendum, była to Irlandia gdzie w 2008 r. mieszkańcy opowiedzieli się przeciwko temu projektowi. Co zrobiła Unia Europejska? Zarządziła kolejne referendum w tym kraju, jednocześnie grożąc Irlandczykom że jeśli znów zagłosują przeciw, to ograniczy im się unijne dotacje. To poskutkowało, w drugim referendum Irlandczycy Traktat Lizboński przyjęli i wszedł on w życie w 1 grudnia 2009 r. Od tego momentu mamy już do czynienia z projektem neomarksistowskiej Unii, do której dążył Spinelli i jego następcy z klubu Krokodyla. W 2010 w Parlamencie Europejskim powstała też tzw.: Grupa Spinelli, której zadanie sprowadzało się do zakończenia procesu integracji europejskiej na wzór swego mistrza (do tej grupy oczywiście należą Polacy, jak komisarz Danuta Hubner i Róża Thun und Hohenstein, z domu Woźniakowska). Ostatnim etapem domykającym ową integrację ma być niekontrolowana imigracja muzułmanów z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu do Europy. To dla neomarksistowskich elit jest kwestia życia i śmierci i oni się przed tym nie cofną, bo jeśli to zrobią to będzie ich koniec i oni o tym doskonale wiedzą. Dlatego nie ma szans na zatrzymanie imigracji z ich pomocą gdyż to jest kwestia życia i śmierci, zarówno dla nich jak i dla nas. A na zakończenie zadam takie dość przewrotne pytanie: "Czy pozwolimy aby tym neomarksistowskim (sukisynom) elitom powiódł się plan zniszczenia europejskiej cywilizacji w imię chorego planu Marksa, Engelsa i Spinlliego?              





 
 CDN.
 

GDZIE SĄ KAMIENIE MILOWE EUROPY? Cz. I

CO TO JEST EUROPA? 

JAKIE SĄ JEJ CYWILIZACYJNE,

EKONOMICZNE I ETNICZNE GRANICE? 

I JAK MOŻE WYGLĄDAĆ 

EUROPA PRZYSZŁOŚCI






"ZABRZMI TO DZIWNIE, ALE TA WŁAŚNIE EUROPEJSKA CYWILIZACJA, KTÓRA SKĄDINĄD ZAWŁADNĘŁA NIEMAL WSZYSTKIMI DZIEDZINAMI DUCHA I NATURY, NIE POTRAFIŁA JAK DOTĄD WYPRACOWAĆ JEDNOZNACZNEJ I SPÓJNEJ WIZJI WŁASNYCH POCZĄTKÓW"

HANS GEORG WUNDERLICH

 

Czym jest Europa? Jakie są jej początki? Gdzie ma swoje granice? Co się wreszcie składa na pojęcie "europejskości" i jak można odbudować i odrodzić cywilizację europejską - na te wszystkie pytania postaram się w miarę dokładnie (i niezbyt rozwlekle) odpowiedzieć właśnie w tym temacie. Uważam bowiem, że w dzisiejszych czasach (szczególnie w dzisiejszych czasach) wszyscy Europejczycy powinni wiedzieć skąd wywodzą swoje korzenie i gdzie jest początek tak Europy (jako podstawy cywilizacji) oraz ich samych, jako Jej mieszkańców. Każdy z nas, mieszkających na tym niewielkim kontynencie świata, jest obywatelem swoich państw i etnicznie przynależy do poszczególnych narodów, jednak musimy też pamiętać że wszyscy jesteśmy Europejczykami (przede wszystkim w formie kulturowej, ale nie tylko, równie ważna jest bowiem kwestia grup krwi, duchowości oraz po części systemów prawa i ekonomi, jakie powstały na tym kontynencie). Uważam bowiem że wszyscy Europejczycy powinni się zjednoczyć przeciwko czyhającym na nas z wielu stron zagrożeniom, ale nie w formie takiej, jaką proponuje Unia Europejska. Jest to bowiem twór (już obecnie) całkowicie neomarksistowski, dążący do zaprowadzenia jakiejś formy totalitarnej (komunistycznej) kontroli nad obywatelami europejskich państw, wymieszania narodów, likwidacji państw, stworzenia środków przymusu i kontroli (m.in.: armia i policja europejska) i przekształcenia Europejczyków w posłusznych niewolników, będących konsumentami "niezbędnych" wytworów wielkich korporacji (bo nie oszukujmy się - neomarksizm najbardziej wielbi pieniądze).

Zjednoczenie według mnie, powinno polegać na umacnianiu tożsamości kulturowej przynależności do jednej wspólnej rodziny, przy zachowaniu wszelkich możliwych tożsamości narodowych i etnicznych. Różnorodność narodów Europy jest piękna i dlatego właśnie należy ją chronić, umacniać i utrwalać, ale nie na zasadzie wymieszania kultur z muzułmańskimi najeźdźcami z Afryki Północnej (i Środkowej, a wkrótce może ruszyć i Południowa) oraz Bliskiego Wschodu - bo tak postępuje albo skończony idiota, samobójca lub po prostu neomarksista. Różnorodność pielęgnujmy u siebie, tak abyśmy odwiedzając się nawzajem mogli podziwiać własne dokonania kulturalne, polityczne, ekonomiczne czy jakiekolwiek inne i móc brać z nich przykład (implementując to co dobre i pożyteczne do swoich kultur, ale jednocześnie przetwarzając je zgodnie z własną dynamiką rozwojową, tradycją i historią i dodając do tego własne modyfikacje). Marksizm kulturowy dąży jednak do całkowitego ujednolicenia wszystkich społeczeństw, szachując przy tym hasłami o "otwartości na inne kultury" (czyli po prostu bezdyskusyjnej akceptacji i przyjęcia kultury muzułmańskiej), "większej różnorodności" (innymi słowy "wincy migrantów, wincy" - "refugees welcome"), "tolerancji" (czyli przymykania oczu na muzułmańskie zamachy bo przecież są to tacy sami ludzie jak my, tylko albo dziewczyna ich rzuciła, albo mają problemy psychiczne, w każdym razie nie można tego łączyć z wyznawaną przez nich religią. Zatem w imię tolerancji oddajmy im nasze kobiety i większy socjal to wtedy "może" przestaną nas mordować i trochę... "ubogacą nas kulturowo". 




A jak nie, to zawsze zostaną nam kredki i pluszowe misie jako odpowiedź na kolejne ataki).



 
 
Prawdziwym problemem współczesnej Europy nie jest bowiem wcale niekontrolowany napływ muzułmańskich imigrantów (który jednak należy natychmiast zamknąć, wprowadzając kontrole na granicach i wydalając jednostki i grupy najbardziej zradykalizowane - odpowiedzialność zbiorowa całej lokalnej społeczności jest w tej kwestii niezbędna, wręcz kluczowa. A efekt przejdzie najśmielsze oczekiwania i podziała jak to, co na początku XX wieku (1909 r.) na Filipinach uczynił amerykański generał (jedyny w historii USA wódz, który otrzymał tytuł "General of Armies") John "Black Jack" Pershing, który kazał rozstrzelać 49 islamistycznych bojowników Moro, kulami umoczonymi w świńskiej krwi (co dla muzułmanina jest tożsame ze śmiercią z ręki kobiety - co spowoduje że taki islamista nie trafi do Raju, gdzie nie  będzie mógł posuwać dziewiczych hurys i popijać alkoholu gdy Allah nie będzie patrzył - swoją drogą śmiać mi się chce że muzułmanie naprawdę mają swojego boga za idiotę, którego można oszukać - Czyli jego śmierć pójdzie na marne). Następnie kazał ich pochować w dole wraz ze świńskimi szczątkami, co było swoistym armageddonem dla ich dusz. Potem posłał 50-tego z owych bojowników, aby opowiedział o tym swym ziomkom. Przez kolejne 42 lata na świecie nie zanotowano żadnego przypadku ataku terrorystycznego z udziałem muzułmanina. Tak więc to nie muzułmanie, nie islam i nawet nie terroryści stanowią dziś największe zagrożenie dla Europy, Jej przyszłości i całej europejskiej tradycji kulturowo-historycznej.


RÓŻNORODNOŚĆ KULTUR NARODOWYCH W EUROPIE O WSPÓLNEJ JEDNOŚCI GENETYCZNEJ 
 
 


Największym zagrożeniem współczesnej Europy jest wciąż silny w wielu krajach i oplatający lokalne państwa neomarksizm kulturowy z jego wytworami: poprawnością polityczną (nowomową), ojkofobią (nienawiścią do własnego narodu i własnej kultury) oraz próbą kulturowego (czy raczej antykulturowego) przemielenia społeczeństw do poziomu intelektualnej i moralnej papki (zauważyliście że "twórczość" feministek z reguły obraca się wokół ich narządów rodnych - tak jakby miały na tym punkcie jakieś kompleksy i potrzebowały porządnego (kutasa) członka by, jak to powiedział Borys Szyc w jednej głupiej komedii - "wyłotoszył im żubra, aby ujrzały poprzednie wcielenie"). I z tym właśnie dziś należy bezlitośnie walczyć, antykomunizm powinien być ideą, która będzie łączyła wszystkich Europejczyków, bowiem prowadzi on do totalnego upodlenia i odczłowieczenia ludzkości i nie może być dla niego miejsca w Europie XXI wieku. Zapraszam zatem do lektury tematu o początkach europejskiej cywilizacji.      



ZABAWNY MOMENT Z RÓWNIE GŁUPIEJ KOMEDII: "LEJDIS"


"A U CIEBIE JAK Z PŁUCAMI?"
"U MNIE ZE WSZYSTKIM BARDZO OK, Z NIEKTÓRYMI RZECZAMI NAWET BARDZIEJ"
"A GENY?"
"WIELKIE, JĘDRNE, BEZLITOSNE"
"WSZYSCY TAK MÓWICIE A SIĘ POTEM OKAZUJE SMUTNY KORNISZONEK. ALE DOBRA, ZARYZYKUJĘ - ALE MASZ MI ZROBIĆ DZIECKO"
"CHYBA NIE ZROBIĆ"
"WŁAŚNIE ZROBIĆ. PROCEDURA JEST DOKŁADNIE TA SAMA, TYLKO NA MECIE TROCHĘ INACZEJ. DASZ RADĘ?"
"ALE TO TAK Z MARSZU, BEZ WSTĘPÓW?"
"JA NIE MAM CZASU NA WSTĘPY, MI SIĘ DNI PŁODNE KOŃCZĄ"
 "AA, JAKIŚ PROGRAM, TAK? "USTERKA"?"





 CDN.

środa, 23 sierpnia 2017

NIM POWSTAŁA UNIA EUROPEJSKA... Cz. I

CZYLI ROZWÓJ MARKSIZMU 

JEGO CELE I DZIAŁANIA





I znów ataki! Znów krew leje się po ulicach europejskich miast! Znów brodaci przybysze, oddani bez mała swej chorej ideologii religijnej, wykrzykujący imię swojego boga, mordują Europejczyków! Boże, wciąż to samo, w zasadzie nie ma już miesiąca, aby nie zdarzył się jakiś duży atak islamistyczny w Europie (bo na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej takie ataki zdarzają się właściwie codziennie, tylko że nikt o tym nie mówi). Postanowiłem nie opisywać tych tragicznych wydarzeń, jakie miały miejsce w ostatnich dniach w Hiszpanii (Barcelona, Cambrils), oraz Finlandii (Turku), gdyż w zasadzie musiałbym po raz kolejny pisać o tym samym, o czym pisałem w poprzednich postach na temat zamachów w Niemczech czy we Francji. Przede wszystkim jednak chciałbym przekazać moje najszczersze kondolencje rodzinom ofiar tych ataków (Alcanar: 1 osoba zabita 7 osób rannych, Barcelona: 15 osób zabitych ok. 130 rannych, Cambrils: 1 osoba zabita, 7 osób rannych i Turku 2 osoby zabite, 7 rannych), choć wiem że to tylko słowa i nie wrócą one ich bliskich. Swoją drogą chciałbym tutaj stwierdzić że Europa jest już martwa, totalnie wyjałowiona, pozbawiona ducha wali i ducha przetrwania, totalnie przestraszona i niezdolna do jakiegokolwiek działania. Jak pisał w 1820 r. Adam Mickiewicz w swej "Odzie do Miłości": "Bez serc, bez ducha, to szkieletów ludy", dziś Europa zasiedlona jest przez takie właśnie chodzące szkielety, prawdziwe ludzkie zombie, totalnie przestraszone niczym kurczęta w kurniku. 

Muzułmanie wcale nie potrzebują bomb, broni palnej ani nawet noży czy maczet, nie muszą nawet kraść ciężarówek, aby potem rozjeżdżać nimi bezbronne dzieci na deptakach. Nie muszą nic, dziś bowiem wystarczy jedynie... broda któregoś z muslimów, który wtopi się w tłum lokalnych mieszkańców i przez przypadek lub celowo przewróci jakiś większy postument lub krzyż, aby sprowokować powszechną panikę i wzajemne tratowanie się ludzi (tak jak stało się jakiś czas temu w niemieckim Essen, gdzie - prawdopodobnie - przypadkowe potrącenie krzyża przez jednego - powtarzam Jednego brodacza, spowodowało powszechną panikę wśród zgromadzonych. Efekt - 500 osób wpadło w panikę wzajemnie się tratując. No to po co używać choćby noża czy ciężarówki, skoro wystarczy sama broda i nietypowe zachowanie, aby spowodować panikę wśród lokalnych mieszkańców i dziesiątki zgonów?). Po godzinie 18:00 niemieckie, szwedzkie, francuskie a nawet brytyjskie miasta wyludniają się, obywatele tych krajów bowiem czym prędzej chowają się we własnych domach, ryglując drzwi i okna, tak, aby nikt niepożądany nie dostał się do środka. Oto dzisiejsza Europa, totalnie przestraszona i bezbronna, bowiem rządy europejskich państw również działają aktywnie przeciwko swoim obywatelom. Wszechobecna dyktatura poprawności politycznej, powoduje że ludzie albo w ogóle boją się publicznie wypowiadać własnych myśli i przekonań, albo też mówią to, co wiedzą że jest bezpieczne - czyli tę neomarksistowską nowomowę, o tolerancji i otwartości, a własne poglądy wyrażają albo w gronie bliskich znajomych, albo też, gdy wiedzą że jakaś opinia lub sonda jest anonimowa. Wówczas dopiero wraca odwaga i mówią to, co naprawdę myślą o muzułmańskiej imigracji, polityce multi-kulti i powszechnej polit-poprawności. Dopiero gdy wiedzą że nikt ich o nic nie oskarży, nikt ich nie ukarze, nikt ich nie zamknie do więzienia za obrazę religii muzułmańskiej (tak, tak, takie idiotyzmy są już na porządku dziennym w Europie Zachodniej), dopiero wówczas (choć na krótko) znów stają się odważni w swych opiniach i poglądach.

Europa jest martwa również dlatego, że już nie istnieje praktycznie swobodny przepływ informacji, wszystko (albo prawie wszystko, bo zawsze musi być jakiś wentyl), jest tam totalnie zmanipulowane, a media w ponad 90% mówią czyste propagandowe bzdury (żeby nie powiedzieć perfidne kłamstwa). przykładem niech będzie chociażby Polska, która w zachodnich mediach (głównie lewicowo-liberalnych), jest przedstawiana w wielu krajach tzw.: "Zachodu", jako totalitarny (lub autorytarny) reżim katolicko-narodowy, gdzie rządząca krajem partia łamie demokrację, prawa obywatelskie i niszczy tych nielicznych sprawiedliwych, którzy mają odwagę poprosić Brukselę (lub Berlin) o wsparcie i którzy (podobnie jak poseł Niesiołowski), życzą Polsce katastrofy gospodarczej, bo tylko wówczas można będzie odsunąć PiS od władzy. Tutaj panuje powszechny ucisk i nędza (co sprawia że wielu na Zachodzie naprawdę w to wierzy, skoro mówią o tym w publicznych wiadomościach, to przecież by nie kłamali prawda?). I potem ci ogłupieni propagandą ludzie przyjeżdżają do naszego kraju albo na Światowe Dni Młodzieży, albo na jakieś wydarzenia sportowe, albo po prostu w ramach podróży wakacyjnych - i... są w szoku. Nie mogą bowiem zrozumieć że to, co słyszeli we własnych mediach o Polsce to totalne, perfidne kłamstwo. W Polsce bowiem po godzinie 18:00 dopiero zaczyna się życie, ludzie wychodzą z domów, spędzają czas w klubach i dyskotekach, chodzą po ulicach miast, kobiety i dziewczęta mogą swobodnie nosić krótkie spódniczki i nikt ich nie obmacuje, nikt nie molestuje, nikt nie łapie za piersi i nie wkłada rąk do majtek, ani nie obrzuca bluzgami za "niemoralność". Można swobodnie napić się piwa w przydrożnych ogródkach i kafejkach, jest czysto, miło spokojnie, ludzie są przyjaźni i nie ma dyktatury poprawności politycznej (choć oczywiście rodzimi lewacy bardzo się starają aby ten stan rzeczy zmienić). Ci obcokrajowcy są w szoku, dla nich to jest bowiem swoista cywilizacyjna przepaść. Oni muszą mieć trochę czasu aby się z tym oswoić, a potem... potem to już nawet nie chcą stąd wyjeżdżać.




W tym temacie jednak pragnę zaprezentować marksistowską koncepcję totalitarnego państwa, która jest dziś jedną z najważniejszych celów programowych instytucji Unii Europejskiej (choć oczywiście wciąż powtarza się bzdury o "demokracji", "prawach człowieka", "wartościach europejskich", "wolności słowa" i innych banialukach, które dziś już są jedynie teoretyczną pozostałością dawnych europejskich i amerykańskich osiągnięć). Dziś ojcami założycielami Unii Europejskiej nie są już wcale jej autentyczni twórcy, czyli Winston Churchill, Alcide de Gasperi, Robert Schuman (choć i ten miał sporo za uszami) czy Konrad Adenauer, dziś bowiem prawdziwymi ojcami założycielami UE, są... komuniści, na czele z człowiekiem, którego imię widnieje przed wejściem do Parlamentu Europejskiego w Brukseli, czyli (prawie nikomu nieznanym włoskim trockiście) Altiero Spinellim. Prócz niego za ideowych ojców założycieli można uznać Herberta Marcuse, Max Horkheimer, Jurgen Habermas czy Theodor Adorno. Wszyscy oni są twórcami współczesnej wersji marksizmu, jaki obecnie panuje w Unii Europejskiej i dominuje wśród elit państw Europy Zachodniej i (częściowo) Stanów Zjednoczonych. Należy o tym pamiętać, gdyż dzisiejsze problemy, z jakimi zmaga się Europa (kryzys migracyjny, wzrost terroryzmu, kryzys waluty euro a także plany stworzenia armii europejskiej w miejsce NATO i zniesienia granic), zostały sprowokowane właśnie dla realizacji chorej idei marksizmu kulturowego (i politycznego) w wykonaniu Altiero Spinelliego i tzw.: Grupy Spinelli (reaktywowanej w 2010 r.), nadającej główny kierunek rozwoju Unii Europejskiej. 

Nim jednak przejdę bezpośrednio do tych tematów (niezwykle ciekawych, biorąc pod uwagę to, co dzieje się obecnie w Europie), pragnę cofnąć się do początków - do Marksa i Engelsa, do ich wypaczonej wersji "sprawiedliwości społecznej", która jednak nigdy sprawiedliwością być nie miała. Celem Marksa bowiem nigdy nie była poprawa położenia warstw najuboższych i najbardziej wyzyskiwanych przez rozbuchany w XIX wieku kapitalizm, on jedynie pragnął posłużyć się tymi biednymi i niemającymi nic do stracenia masami, aby po prostu wyrżnęły całą dotychczasową elitę polityczną, ekonomiczną i kulturalną Europy, po to tylko, aby na gruzach dawnego świata, zbudować "Nowy Świat" - czyli komunizm. Marks jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że komunizm jest ustrojem polityczno-ekonomicznym, który prędzej czy później zacznie generować nędzę - taka jest bowiem natura tego systemu i Marks nie tylko to przewidział, ale dał również wskazówki, jak utrzymać komunizm w sytuacji powszechnego upadku ekonomicznego Europy. Wiedział bowiem że te same masy, które dotąd mordowały elitę starego świata z myślą że oto teraz wzbogacą się na ich krzywdzie, wcześniej czy później obrócą się przeciwko komunizmowi, gdy tylko zdadzą sobie sprawę, że ich położenie w nowym ustroju jest jeszcze gorsze, niż było wcześniej. Ci ludzie się zbuntują i Marks doskonale wiedział że tak się stanie, dlatego też znalazł rozwiązanie tego "problemu". 

Aby więc nie dopuścić do takiego stanu rzeczy, należy zaraz po rewolucji komunistycznej, wybrać najlepsze i najbardziej ideowe jednostki, dać im władzę nad całą resztą - głównie władzę policyjną - lepsze warunki wzajemnej egzystencji ekonomicznej i stworzyć z nich aparat policyjno-represyjny, który w zarodku tłumiłby wszelkie antykomunistyczne bunty. Tak powstałaby policja polityczna, której zadaniem byłaby ochrona ustroju komunistycznego w totalitarnym państwie, jakim miała stać się zjednoczona Europa. Taki był plan Marksa, więc jeśli ktokolwiek myśli że komuniści w stylu Stalina, Mao Tse-Tunga czy Pol Pota to były jakieś potwory w ludzkich skórach, a komuniści tacy jak Marks, Engels czy Lenin to ideowi filozofowie, którzy "chcieli dobrze, ale im się nie udało", to jest chyba totalnym ignorantem, półgłówkiem lub lewakiem z którym szkoda dalszej polemiki. Nie trzeba bowiem wiele, wystarczy przeczytać Manifest Komunistyczny, aby przekonać się, że Marks i Lenin byli pod wieloma względami gorszymi sukinsynami niż Stalin - który po prostu pragnął władzy i chciał ją wciąż rozszerzać, a że stał na czele państwa komunistycznego, no cóż, rozszerzał więc komunizm. Zauważcie co stanowi dziś anty-ideały Unii Europejskiej? Pokrótce można by wymienić - patriotyzm jest złem i jest utożsamiany z nacjonalizmem, konserwatyzm jest złem i jest tożsamy z faszyzmem, religia jest złem i jest tożsama z zabobonami i ciemnotą, nietolerancja jest złem i jest tożsama z homofobią (islamofobią etc. etc.). Cóż to jest jeśli nie marksizm/ komunizm w czystej postaci?




Celem bowiem Unii obecnie, jest całkowita kontrola życia społecznego i prywatnego obywateli, pod względem zgodności ich poglądów oraz zachowań z ideologią neomarksistowską. Wszystko co przeczy tej ideologii, co podważa jej cele, co ukazuje jej absurdy, jest zwalczane z całą siłą (dlatego też, choćby nawet w poszczególnych państwach Europy Zachodniej islamiści codziennie komuś podrzynali gardła lub rozjeżdżali ludzi na deptakach, oni NIGDY nie przyznają że popełnili błąd. Bowiem dla nich jest to jedynie pewna forma ewolucji społecznej, która ma doprowadzić do totalitarnego marksizmu i stworzyć jedno państwo pod nazwą Europa. Jeśli przyznaliby, że popełnili błąd w tej jednej sprawie, to bardzo szybko - zasadą domina - posypałyby się i inne ich neomarksistowskie plany. Dlatego też w mediach wciąż będziemy słyszeli jedynie o kolorze auta w jakim doszło do zamachu, podadzą nam pełne wyliczenia ile środków wybuchowych i jakiego koloru było w czasie ataku, którymi ulicami jechał zamachowiec, ale to wszystko. Nie dowiemy się natomiast nic o jego pochodzeniu etnicznym, o jego kolorze skóry, a nawet o jego nazwisku (a gdy już będą musieli podać nazwisko, to nie będzie tam nawet najmniejszego połączenia tych kwestii z islamem, jako totalitarną ideologią religijną, która ma dopomóc marksistom w realizacji ich założeń). 






W kolejnej części przejdę więc już do bezpośredniego zaprezentowania pierwotnych (XIX-wiecznych) założeń marksizmu, oraz opiszę jak rozwijała się te choroba ideologia, jak ewoluowała, jakie przybierała nowe formy i kształty. Wreszcie przedstawię to co najważniejsze, dokładne cele neomarksistowskiej elity, rządzącej dziś Unią Europejską        



CDN.

sobota, 19 sierpnia 2017

DZIEJE WYCHOWANIA - Cz. II

CZYLI NAUKA SZTUKI

CZŁOWIECZEŃSTWA


 WYCHOWANIE STAROŻYTNEGO EGIPTU

ok. 3000 r. p.n.e. - 30 r. p.n.e.





I
WYCHOWANIE PRZYSZŁEGO WŁADCY (FARAONA)

 



Słowo "faraon" (czyli w języku staroegipskim "Per Aa" - "Wielki Dom"), jest dość młodym słowem, określającym egipskiego władcę, bowiem po raz pierwszy pojawiło się ono ok. 1450 r. p.n.e. za panowania Totmesa III Wielkiego, wcześniej zaś (i później również), władca był określany aż pięcioma imionami. Pierwszym z nich było imię: "Horus" - które odnosiło się do boga/opiekuna dynastii królewskiej i całego Egiptu. Horus był synem Ozyrysa, który został zamordowany przez swego brata Seta, w czasach tak dawnych, że żaden Egipcjanin nie próbował sobie nawet tego wyobrazić, potem Horus wziął pomstę za ojca i walczył z Setem w czasach "wojen bogów". Horus był opiekunem tak samej monarchii (czyli panującego króla i jego rodziny), jak również wszystkich mieszkańców Dwóch Krajów (Górnego i Dolnego Egiptu), którymi patronowały "Dwie Panie" - Nechbet (bogini-sęp) z Górnego Egiptu i Wadżet (bogini-kobra) z Dolnego Egiptu. I to było też drugie imię władcy: "Dwie Panie" czyli "Nebty". Trzecie imię znów odnosiło się do boga Horusa i symbolizowało jego bohaterstwo, męstwo i łaskawość dla pokonanego Seta, a brzmiało ono: "Złoty Horus" (niekiedy do tego dodawano zwrot: "Ten który należy do Łodygi i do Pszczoły", czyli innymi słowy "Król Górnego i Dolnego Egiptu"). Trzy pierwsze imiona władcy były stałe, czwartym był zaś tzw.: praenomen, czyli główne imię królewskie, indywidualne i niepowtarzalne już nigdy w rodzie (dzięki temu imieniu tak naprawdę Egipcjanie identyfikowali poszczególnych władców, gdyż ich nie numerowali - ponieważ nie było ku temu powodu, skoro władca otrzymywał imię, którego już nikt inny nie mógł powtórzyć). 

Tak więc imię królewskie dla Totmesa III brzmiało - Mencheperre, dla jego ojca Totmesa II - Acheperenre, dla dziadka (założyciela dynastii Totmesydów ok. 1505 r. p.n.e.) Totmesa I - Acheperkare. Syn Totmesa III, Amenhotep II nosił imię - Acheprure, jego syn Totmes IV - Mencheprure, Amenhotep III (syn Totmesa IV), nosił imię - Nebmare, zaś Amenchotep IV Echnaton - imię Nefercheprure. Jedyna kobieta na tronie tej dynastii, królowa Hatszepsut, również posiadała swój praenomen - Makare. Ostatnim członem pełnego imienia władcy, było imię dynastyczne (nomen), które brzmiało właśnie "Totmes", "Amenhotep", "Ramzes", "Horemheb" etc. Pełne imię królewskie brzmiało więc następująco: "Horus - Potężny Byk ("wstający w Tebach") - Dwie Panie ("władające królestwem jak Re na niebie") - Złoty Horus ("potężny męstwem i uświęcony diademami") - Pan Dwóch Krajów, Górnego i Dolnego Egiptu - Pan Świata - Władca Nilu - Syn Re - Mencheperre ("panowanie Re jest wieczne") - Tot-mes ("zrodzony z Thota")". Zakrawa więc na swoisty chichot historii, że wszelkie starania kolejnych władców aby uwypuklić praenomen, spełzły na niczym, gdyż współcześnie historycy i tak określają ich po nazwie dynastycznej (dodając jeszcze do tego cyfrę przyporządkowującą władcę w szeregu) a nie indywidualnym imieniu królewskim. Tak więc mamy miast Mencheperre, po prostu Totmesa III, co w starożytności egipskiej byłoby po prostu nie do pomyślenia. 

Tak więc młody książę, następca tronu, który otrzymał już swój praenomen (z reguły przyszły faraon sam wybierał sobie indywidualne imię, niekiedy jednak wyznaczał mu je panujący władca), od młodego wieku był poddawany bardzo zróżnicowanej edukacji. Po pierwsze trudna nauka pisania i czytania (hieroglify i ich właściwe zapisywanie), oraz nauka liczenia (matematyka), która jest niezbędna do opanowania podstaw właściwego zarządzania krajem. Nie koniec na tym, młody książę zgłębiał też tajniki astronomii (kapłani egipscy doskonale wiedzieli że Ziemia krąży wokół Słońca i jest kula, ale nie rozgłaszali tego ludowi, bowiem była to forma ich panowania i wpływów nad ludźmi), architektury, arytmetyki, malarstwa - przyswojenie tego wszystkiego trwało ładnych kilka, a często kilkanaście lat. Poza tym, od najmłodszego wieku nauka strzelania z łuku (faraon musi być zawsze mistrzem we wszystkich dziedzinach, dlatego też zarówno naukę pisania, rachowania jak i strzelania z łuku i powożenia rydwanem, powtarzano aż do perfekcji), posługiwania się mieczem (czyli fechtunek), toporem, a także umiejętności powożenia rydwanem (Egipcjanie prawie w ogóle nie dosiadali koni, używając ich przede wszystkim jako siłę pociągową rydwanów wojennych). Surowi wychowawcy skrupulatnie odnotowywali postęp młodego księcia, zadając mu wciąż kolejne sprawdziany i poddając wielu próbom. Przyszły władca musiał być bowiem prawdziwym odzwierciedleniem boga Horusa: mężnym, silnym (stąd określenie "Potężny Byk" w tytulaturze królewskiej), mądrym i sprawiedliwym, gdyż wszystek dobrobyt w kraju był związany tylko z jego osobą. Musiał to być więc ktoś prawie uniwersalny, dlatego też faraonowie skrupulatnie sprawdzali postępy swych synów, wybierając na swych następców nie tylko najstarszych, ale czasem i najlepszych z nich. 




Do tego dochodziła bardzo ciężka i równie wyczerpująca nauka protokołu dyplomatycznego i odpowiedniego zachowania. Przyszły władca musiał więc nauczyć się nieokazywania emocji, miał być żywym posągiem na tronie - żywym bogiem, który nie może nawet się poruszyć. Książę niekiedy też (w zastępstwie faraona, swego ojca), odbierał oficjalne daniny podbitych i zhołdowanych państw. Wówczas to siedział nieruchomo na tronie, przyglądając się ofiarowywanym jego ojcu dobrom i marząc o własnych podbojach. Mimo tej wyczerpującej nauki i długotrwałego szkolenia, książę miał również dużo wolnego czasu, który mógł spędzać wedle własnych zachcianek. Od maleńkości był (z reguły) przygotowywany do objęcia władzy, ale w wieku dziecięcym okazywano mu jeszcze dużo swobody. Jako chłopiec biegał więc zupełnie nago po pałacowych ogrodach i sadzawkach, bacznie obserwowany przez dworzan, ale jednak beztroski i swobodny. Od najmłodszych lat golono mu już głowę na łyso, z wyjątkiem małego skrawka włosów z boku, który układano w fikuśny lok (spięty złotymi spinkami). Z biegiem czasu książę stawał się oczkiem w głowie całej rodziny (szczególnie gdy stary władca był słabego zdrowia). Mniej więcej w wieku lat 17 lub 18 książę otrzymywał od ojca własny harem (tak właśnie się stało w przypadku księcia Amenhotepa II, który tym faktem chwalił się w oficjalnej inskrypcji). Książęta spędzali w haremach dużo czasu, nie tylko na miłostkach, ale również na grach i zabawach, jak choćby gry w zenet, podobnej do naszych warcabów, którą grało się na prostokątnej planszy (często drewnianej, skonstruowanej w formie mini stołu), o 33 polach, używając do tego białych i czarnych pionków. Gry w zenet trwały niekiedy nawet kilka dni, a była to jedna z najpopularniejszych form spędzania wolnego czasu przez Egipcjan.
Książę miał też do swojej dyspozycji prywatne źródła wodne, gdzie mógł oddawać się kąpielom w gronie swych nałożnic. Sadzawki te były całkowicie bezpieczne, gdyż cyklicznie (szczególnie gdy książę namierzał się wykąpać) sprawdzano czy przypadkiem nie przybłąkał się tak jakiś krokodyl lub inne niebezpieczne zwierzę. Z reguły takie miejsca były jednak odseparowana zarówno od dzikich zwierząt, jak i od innych ludzi. Kobiety z haremu księcia (jak i faraona) były zarówno niewolnicami, jak i wolnymi kobietami (często księżniczkami z obcych krajów). W haremie panowała ścisła hierarchia, najważniejsza była zawsze oficjalna małżonka władcy. Potem była matka następcy tronu (nie zawsze królowa i matka następcy to była ta sama osoba, często faraon płodził synów z niewolnicami, a córki z własną żoną, co oznaczało że to owi synowie, a nie córki byli i tak pretendentami do tronu). Następnie księżniczki z obcych krajów, potem wolne kobiety i na końcu niewolnice. Harem był jednak miejscem dość otwartym i swobodnym, gdzie kobiety mogły bez przeszkód spotykać się ze swoimi krewnymi i zapraszać ich do swych pawilonów. Mogły również opuszczać harem i wychodzić do miasta, ale zawsze z towarzyszącymi im przyzwoitkami. Faraon, jako jedyny mężczyzna w Egipcie mógł poślubić i rozwieść się z kim chciał, jego żony nie miały już tego przywileju, ale zwykłe kobiety miały pełne prawo na równi z mężczyznami zażądać rozwodu. Wystarczyło że jedna z osób oznajmiła to w obecności świadków. Kobiecie po rozwodzie z reguły przysługiwało prawo do opieki nad dziećmi. Faraon był jednak władcą i to on o wszystkim decydował, gdyż on był (jak wierzyli Egipcjanie), owym "boskim światłem", łączącym bogów i ludzi, dzięki któremu bogowie odganiają zło i mrok i pozwalają cieszyć się ludziom swymi łaskami.



Książę, jako następca tronu, musiał również często wizytować oddziały wojskowe i uczestniczyć w ćwiczeniach oraz paradach (często osobiście powożąc rydwanem). Pojedynkował się i ścigał z synami szlachetnych rodów, również terminującymi w wojsku, razem z nimi (oni stanowili późniejsze osobiste zaplecze władcy) również urządzał wielkie polowania na dzikiego zwierza. Wyprawiano się więc zarówno nad nil, łodzią nasłuchując ptactwa, lub nawet urządzając polowania na krokodyle i hipopotamy, oraz na pustynię, gdzie polowano głównie na lwy. Faraon, następca tronu i cała jego rodzina mieli również najlepszą wówczas opiekę medyczną (lekarze egipscy byli uważani za najlepszych na całym ówczesny Bliskim Wschodzie), dzięki temu dożywali długich lat w dość dobrym zdrowiu (zdarzało się jednak że członkowie dynastii umierali na gruźlicę, która była prawdziwą plagą Egiptu i nie było na nią lekarstwa), co w porównaniu do zwykłego egipskiego wieśniaka było wyczynem nie lada (zwykły Egipcjanin bardzo rzadko dożywał 40 roku życia, jako że wokoło czyhały na niego same niebezpieczeństwa, począwszy od ataków dzikich zwierząt, ciężkiej, fizycznej i wyczerpującej pracy, poprzez zranienia i zwichnięcia, które bagatelizowano, a prowadziły one w konsekwencji do częstych zgonów. Poza tym klęski żywiołowe, brak wody pitnej itd. skutecznie eliminował tych, którzy nie byli odpowiedniego urodzenia, albo też nie byli wystarczająco majętni, aby zapewnić sobie i swoim bliskim odpowiednie bezpieczeństwo (oddzielone murem prywatne domy z własnymi, bezpiecznymi sadzawkami i niewolnikami którzy wykonywali większość ciężkich prac w domu i wokół domu).

Faraon był wyrocznią w całym kraju i młody książę też przygotowywał się do tej roli. To co faraon lubił, było dobre i święte, to czego nie lubił było złe i mroczne - i dotyczyć to mogło spraw bardzo przyziemnych, jak np. ulubione figi, muzyka lub tańce. Każde słowo władcy, każda jego, nawet najbłahsza wola, była traktowana jako wola żywego boga (którego synem był faraon) i musiała być natychmiast spełniona. Owa skrupulatna etykieta dworska oraz kasta kapłańska, były jedynymi elementami, które mogły w pewien sposób poskromić rozbuchane do wielkości ego każdego kolejnego władcy (co prowadziło do tego, że władcy o słabym charakterze, często stawali się prawdziwymi niewolnikami etykiety, nie mogąc wyzwolić się spod jej wpływów). Wszystko się bowiem toczyło w kręgu woli bogów - władca był ich synem, ale to kapłani mieli ciągły z nimi kontakt, tak więc faraon nie mógł zlekceważyć głosu kapłanów (a szczególnie arcykapłana świątyni Amona-Re w Tebach). Mimo to jego wola była powszechnym prawem w całym Egipcie, gdyż był zarówno najwyższym kapłanem (synem bogów) i stróżem powszechnej sprawiedliwości. Uwidaczniało się to nie tylko w jego diademach i strojach, ale również w przepychu jego pałaców (uważano bowiem że żyjący między zwykłymi ludźmi "syn boga" Horusa lub Re, powinien być otoczony najwspanialszym bogactwem tego świata, tak aby jego blask oślepiał wrogów Egiptu).




Faraon posiadał kilka koron. Do najważniejszych należały czerwona korona Delty  (Dolnego Egiptu) i biała korona Górnego Egiptu (władca zawsze pokazywał się w podwójnej koronie Górnego i Dolnego Egiptu, zwanej pszent). Była to jednak korona oficjalna, podczas prywatnych spotkań i audiencji władcy najczęściej używali nemesu, czyli najpopularniejszego nakrycia głowy egipskich faraonów, spopularyzowanego potem przez sztukę - była to bowiem swoista czapka noszona na okrągłej peruce, z opadającymi skrawkami materiału na ramiona. No i był też kepresz - czyli niebieska korona, znacznie lżejsza i przez to używana w zastępstwie pszentu. Królowe zaś nosiły specjalnie zdobione korony z pór sępa (korona prywatna, używana dla wygody), oraz damskiego odpowiednika kepreszu - czyli niebieska korona dla kobiet, różniąca się kształtem od tej męskiej. Faraon posiadał także kilka głównych pałaców w całym kraju, z czego najważniejsze były dwa pałace w Tebach - jeden w Luksorze a drugi w Karnaku (dwóch dzieleniach, z których złożone były tzw.: "Święte Teby"). Każdy z tych pałaców był swoistą świątynią (nie mówiąc już o innych pałacach z Memfis, Herakleopolis, Awaris, Achetaton, Tanis czy Heliopolis) i budził zachwyt swym przepychem - wszystko miało bowiem świadczyć o boskiej roli władcy, żyjącego pośród zwykłych śmiertelników "boskiego potomka". O niezwykłej roli, jaką Egipcjanie obdarzali swych władców, niech zaświadczy inskrypcja, wykonana przez pewnego wysokiego urzędnika egipskiego, który zwracając się do swych dzieci mówi o faraonie: "On jest bogiem Re, którego promienie pozwalają nam wszystko widzieć. On daje Dwóm Krajom więcej światła niż dysk słoneczny. On sprawia, że ziemia jest bardziej zielona niż po wylewie Nilu. On napełnia Dwa Kraje siłą i życiem. On jest ka (opiekuńczym duchem). Jest bogiem Chnum, który wszelkiemu stworzeniu nadaje kształt. Jest boginią Bast, która broni Egiptu. Ktokolwiek go czci, jest pod jego opieką. Lecz dla nieposłusznych jest straszliwą boginią-lwicą Sechmet. Starajcie się więc nie sprzeciwiać się mu. Przyjaciel faraona osiągnie tytuł dostojnego, lecz dla buntownika nie ma grobu. Jego ciało zostanie wrzucone do rzeki. Dlatego słuchajcie tego, co wam mówię, a będziecie cieszyć się zdrowiem i pomyślnością". I do takiej właśnie roli przygotowywał się młody książę. 


 NEMES



KEPRESZ



KORONA KRÓLOWEJ Z PIÓR SĘPA
 







 CDN.
      

czwartek, 17 sierpnia 2017

RAPORT Z OKUPOWANEGO KRAJU - Cz. II

RAPORTY SEKCJI ZACHODNIEJ

DELEGATURY RZĄDU NA KRAJ,

OD CHWILI JEJ POWSTANIA

WRZESIEŃ/PAŹDZIERNIK 1942 r.









 WRZESIEŃ 1942 r.

POMORZE



 




 POLITYKA NARODOWOŚCIOWA

Datę przełomową, jeśli chodzi o postawę ludności wobec NLN (Niemieckiej Listy Narodowościowej), był apel Forstera. Przedtem, zdaniem ludzi dobrze znających teren podpisało wnioski zaledwie co 3-4% ludności. Były całe powiaty, gdzie w wielu gminach nikt się nie zgłosił (np. świecki, grudziądzki). Postawa społeczeństwa była zdecydowana i bezkompromisowa, co znajdowało dobitny wyraz w zrywaniu wszelkich stosunków z renegatami. Po apelu Forstera Niemcy rozwinęli zorganizowany i przemyślany atak. Opór łamano wszelkimi środkami (...) Wypadki takie miały miejsce m.in. w Radoszkach, Zbicznie, Bobrowie (...) W parę dni potem doręczono ludności tych wsi urzędowe wezwanie do stawienia się w gminie następnego dnia rano. Gdy ludność przybyła kazano jej podpisać, że zgłosiła się na urzędowe wezwanie, i to starczyło za wniosek o... wpisanie na NLN. W kilkanaście godzin potem doręczono wezwania na komisję poborową. Argumentem powszechnie stosowanym w tych dniach było bicie i to bicie straszliwe, aż do utraty przytomności. Szczególnie katowano Polaków wywiezionych z Pomorza na roboty do Prus Wschodnich. Drugim środkiem, który miał "wychowawczo" wpłynąć na pozostałych było wywożenie opornych do specjalnych obozów (...) Ludność oczekiwała w tych ciężkich godzinach oświadczenia rządu jak wybawienia. Nie setki, ale tysiące ludzi oczekiwało, że rząd się odezwie i nie pozostawi społeczeństwa w tych najcięższych chwilach decyzji jego losowi. Tymczasem w sprawie tej nie padło ani jedno słowo (...) W rezultacie społeczeństwo ulegało. Oblicza się że 70% podpisało wnioski.  



 BRANKA DO WOJSKA


Oblicza się na Pomorzu (oczywiście są to dane tylko orientacyjne), że do tej pory wzięto do wojska niemieckiego około 70 tysięcy ludzi w wieku od lat17 do 40, mężczyzn natomiast od lat 40 do 45 poddano badaniom lekarskim (...) Zdarzały się i takie wypadki: któregoś dnia w pewnej fabryce w Toruniu spędzono na salę 32 młodych polskich pracowników. Do zebranych przemówił po polsku przybyły w dużej asyście policyjnej wysoki dygnitarz niemiecki. Namawiał do wpisania na NLN. Gdy po kilku chwilach przekonał się, że nie trafia do adresatów, zaczął kląć i wymyślać po niemiecku. Gdy i to nie pomogło, załadowano wszystkich Polaków na samochód i przewieziono do koszar, a tam wcielono ich do OT ("Organisation Todt" - "Organizacja Todt") (...) Polaków wcielanych do wojska niemieckiego terenu Pomorza wysyła się przeważnie na zachód, do Francji. Polacy ci oczekują wskazówek co do dywersji, dezercji.



TERROR

Zgodnie z nowym prawem karnym dla Polaków stosuje się kary maksymalne, zwłaszcza karę śmierci (...) Oto kilka pierwszych z brzegu przykładów. W lipcu miał miejsce w jednej miejscowości powiatu rypińskiego napad na żandarmów niemieckich. Sprawców nie schwytano, natomiast powieszono 18 niewinnych Polaków. W tym samym mniej więcej czasie pod Lubawą-Wybudowaniem spaliła się stodoła Niemcowi. Powieszono za to 11 Polaków. Obozy o charakterze mocno przypominającym obozy koncentracyjne znajdują się w smalcowni pod Toruniem (...) przebywa w nim około 800 osób (...) Więźniowie nie otrzymują żadnego okrycia, jedzenie podaje się w drewnianych korytach. Drugi obóz znajduje się w Potylicach pod Nakłem (ok. 5000 osób), trzeci w Smukale, gdzie przebywa do 2000 dzieci, kalek i starców. Obozy te przeznaczone są przede wszystkim dla tych, którzy oparli się wpisaniu na NLN.







 EKSTERMINACJA BIOLOGICZNA


Od wiosny począwszy aż do czerwca całe Pomorze było terenem połowu dzieci polskich od lat 12, które zabierano z domów, z ulicy prosto na roboty do Rzeszy. Rodzicom nie pozwolono nawet na dworcu pożegnać dzieci. W łapankach tych brała udział niemiecka inteligencja, np. miejscowy doktor, aptekarz, ziemianin, pełniąc pomocnicze funkcje policyjne. W większych miastach pomorskich odbywają się periodyczne przeglądy dziewcząt polskich w wieku od lat 18 do 22. Dziewczętom tym opowiada się, że w Niemczech zostaną przydzielone do rodzin niemieckich, będą przez nie adoptowane, że będą musiały zmienić jednak wyznanie i wyrzec się narodowości. Brak zupełnie bliższych informacji o losie wysyłanych. Wśród ludności utrzymuje się przekonanie, że dziewczęta te przeznaczone są do domów publicznych. 



ŻYCIE DUCHOWE POLAKÓW

Czynnych jest ledwie 25% parafii, ale i te przeważnie mają księży niemieckich. Większość kościołów zamieniona została na składnice amunicyjne, magazyny mebli niemieckich przesiedleńców itd. Język polski zwalczany jest na każdym kroku. Rozwija się nawet propagandę za nie posługiwanie się nim w domu. Za rozmowy polskie w miejscu publicznym otrzymuje się karę doraźną albo idzie się do obozu karnego. Polskie książki do modlitwy są też zakazane, wyławia się je podczas rewizji specjalnie w tym celu urządzanych po domach.



POSTAWA I NASTROJE LUDNOŚCI POLSKIEJ

Mimo żalu do rządu za osamotnienie, społeczeństwo pomorskie w ogromnej swej większości narodowe (...) pozycja Sikorskiego i legalnej organizacji wojskowej mocne. Ludność przekonana jest, że koniec wojny nastąpi jeszcze w tym roku (...) Ludność żyje komunikatami radiowymi.






 WRZESIEŃ 1942 r.

ŚLĄSK







 BRANKA DO WOJSKA

Przybrała ona na terenie Śląska te same mniej więcej rozmiary i ten sam charakter co na Pomorzu. Brano wszystkich, nie zwracając najmniejszej uwagi na protesty. Nierzadko w ten sposób Polakom zamykano usta: "pójdziesz do wojska, albo do Auschwitz?" Żołnierzom wcielonym przyznaje się niemieckość III kategorii. Natomiast rodziny poległych Polaków przesuwa się często do kategorii IV, odmawiając im jakichkolwiek wsparć.



 APROWIZACJA

Sytuacja aprowizacyjna jest coraz cięższa (...) Masła przydziela się bardzo mało, podobnie margaryny, chleb ostatniego gatunku, czarny, gorzki.



TERROR

Wyroki śmierci są i tu zjawiskiem powszechnym (...) Ostatnia większa egzekucja miała miejsce w Katowicach, gdzie stracono więźniów, po części politycznych, po części kryminalnych. 



POSTAWA I NASTROJE WŚRÓD POLAKÓW

W tej chwili  społeczeństwo ogarnia niepokój przed zimą i strach przed zapowiedzianymi wysiedleniami. Paść ich ofiarą mają ci wszyscy, którzy nie podpisali NLN i ci, których wnioski odrzucono. Pod wpływem tych wiadomości mówią nieraz ludzie na Śląsku: "gdybym wiedział, że będę jeszcze zimował pod Niemcami, byłbym listę podpisał". Nastroje w dużej mierze zależne od przebiegu zdarzeń politycznych na scenie światowej (...) Naloty bolszewickie na Śląsk (na ogół bardzo mało skuteczne, z wyjątkiem nalotu na Joanna Schacht i Julienhutte pod Bytomiem) podziałały pokrzepiająco. Falowość nastrojów w niczym jednak nie podważa przekonania o nieuchronnej klęsce Niemiec. Jest ono na Śląsku tak powszechne, że udzieliło się Niemcom, i to nawet elementom najbardziej hakatystycznym. W całym terenie czuje się coraz silniej akcję komunistyczną. Komuniści robią przygotowania do wielkiej akcji dywersyjnej, przy czym rozporządzają dużymi środkami pieniężnymi. Cała działalność prowadzą częściowo pod płaszczykiem haseł patriotycznych. Na terenie Śląska można również zauważyć pewne objawy współdziałania PPR (Polskiej Partii Robotniczej - czyli komunistów) z niemieckimi komunistami. Liczbę Polaków na Śląsku, którzy oparli się wpisaniu na NLN oblicza się na 15-20%.  



 SPOŁECZEŃSTWO NIEMIECKIE

Niewiara w zwycięstwo pod wpływem szeregu faktów, a zwłaszcza oddziaływania społeczeństwa polskiego staje się coraz powszechniejsze. Niemcy najbardziej się załamują pod wpływem rozmiarów ofiar na wschodzie (...) Siłą, która rozsadza zwartość niemiecką są tarcia między poszczególnymi grupami Niemców. 






 CDN.

wtorek, 15 sierpnia 2017

RAPORT Z OKUPOWANEGO KRAJU - Cz. I

RAPORTY SEKCJI ZACHODNIEJ

DELEGATURY RZĄDU NA KRAJ, 

OD CHWILI JEJ POWSTANIA 

WRZESIEŃ/PAŹDZIERNIK 1942 r.






Sekcja Zachodnia Delegatury Rządu Rzeczypospolitej na Kraj (przebywającego podczas niemieckiej okupacji Polski w Londynie), została ostatecznie stworzona w październiku 1942 r. Była to kluczowa sekcja (a szczególnie jej najważniejszy wydział - Służba Informacyjna) działalności i wiedzy Delegatury Rządu o sytuacji w okupowanym przez Niemców kraju. Sekcja Zachodnia działała bowiem jedynie na ziemiach zachodnich Polski, które 8 października 1939 r. zostały bezpośrednio włączone do Rzeszy Niemieckiej, czyli była to cała Wielkopolska (zmieniona przez Niemców na okręg administracyjny Rzeszy: Kraj Warty), Pomorze (okręg Rzeszy: Gdańsk Prusy Zachodnie), Śląsk (okręg Górny Śląsk), wraz z zachodnimi terenami Województwa Krakowskiego i Kieleckiego, oraz północne Mazowsze z ziemią cieszyńską i częścią ziemi płockiej (włączone do okręgu Rzeszy: Prusy Wschodnie). Z tych terenów swe raporty przygotowywali członkowie Sekcji Zachodniej, wysyłając okresowe raporty do Londynu (informacje przekazywano za pośrednictwem służby kurierskiej Pełnomocnika Rządu na Kraj regularnie i systematycznie). 

Oprócz szczegółowych opisów niemieckich porządków na tych terenach, znalazły się również informacje o nastrojach zarówno ludności polskiej jak i niemieckiej, w sytuacji zbliżającego się frontu i zmianę stosunku Niemców do Polaków w końcowych miesiącach wojny, a także stosunek tych ludności do Sowietów i komunizmu. Do tego dołączone były szczegółowe faktomontaże oraz syntezy polityczne. Raport podzielony jest na działy tematyczne: "Polityka narodowościowa" - "Terror" - "Eksterminacja biologiczna" - "Życie religijne" - "Szkolnictwo" - "Postawa i nastroje ludności polskiej/niemieckiej" - "Branka do wojska" etc. oraz na okresy czasowe, począwszy od września 1942 r.  Nie zamierzam tu jednak prezentować całego raportu, a skupić się jedynie na najważniejszych jego elementach. Jest to bowiem praca stworzona przez specjalistów wojskowych, dlatego też uważam że pewne aspekty owego raportu można pominąć, uwypuklając jednak to, co było w nich najważniejsze.
Przędźmy zatem do samego raportu:  





WRZESIEŃ 1942 r.

WIELKOPOLSKA 







POLITYKA NARODOWOŚCIOWA

Akcja napędzania Polaków do NLN (Niemieckiej Listy narodowościowej, czyli Volksdeutschów), ma na terenie Wielkopolski charakter specjalny i jak dotąd nie przybrała takich rozmiarów jak na Pomorzu czy na Śląsku. Wywierano tylko nacisk na pracowników pewnych instytucji, zwłaszcza zakładów podlegających niemieckości (...) wobec braku odpowiednich sił niemieckich, władzom niemieckim zależało, aby za wszelką cenę utrzymać na tych stanowiskach Polaków, już wpracowanych i władających dobrze językiem niemieckim. Stąd robiono wszystko, aby znaleźć chociażby najdrobniejszy pozór czy mam przodka niemieckiego, choćby w czwartym pokoleniu? Czy mam krewnych w Starej Rzeszy? Czy czuję się Niemcem? Dla przełamania oporu posługiwano się całym wachlarzem środków, począwszy od nęcenia korzyściami osobistymi, poprzez groźby (np. "Jeśli pani nie ma Niemca wśród swoich krewnych, to niech pani wie, że będzie pani pierwszą Niemką w swojej rodzinie"), a skończywszy na najzwyklejszym szantażu. W rezultacie nie wszyscy wytrzymują nacisk i niekiedy ulegają. Stosunek społeczeństwa polskiego do tych jednostek jest bezkompromisowy: zrywa się z nimi stosunki towarzyskie, nie przyjmując żadnych usprawiedliwień czy wyjaśnień.  


TERROR

"Topór chodzi" - tak nazywa się w języku więziennym egzekucje urządzane na dziedzińcu więzienia przy ulicy Młyńskiej w Poznaniu. W ciągu września i sierpnia natężenie egzekucji było wyjątkowo duże (...) Miarą cynizmu niemieckiego były afisze w ten sposób mniej więcej zredagowane: po wymienieniu personali trzech osób dodawano... "i 56 innych". W egzekucjach tych zginęło znowu sporo wybitniejszych jednostek tych resztek inteligencji, jakie zdołały się jeszcze utrzymać na tym terenie. M.in.: zginął młody bardzo zdolny publicysta poznański Wacław Malewski. Nie ulega wątpliwości, że liczba wyroków publikowanych jest tylko słabym odbiciem wyroków rzeczywiście wykonanych (...) Są to najstraszniejsze dni dla więźniów pozostałych. Krzyki i szamotanie rozlegają się po całym więzieniu. Zwłaszcza kobiety prowadzone na egzekucje często tracą zupełnie panowanie nad sobą, dlatego knebluje im się usta. Przebieg egzekucji jest następujący: skazany wchodzi na deskę, która w tej samej chwili się przechyla, tak że skazany pada, w kilka sekund potem spada nóż. Zwłoki składa się do najprymitywniejszej trumny, kładąc głowę między nogi i oznaczając trumnę numerem skazańca. Krew odprowadza się specjalnymi rynienkami. Duszpasterstwo w więzieniu sprawuje dwóch księży Niemców, z tym, że szczególnym uznaniem cieszy się ks. Steuer. Spędza on nieraz ze skazańcami całe ostatnie godziny ich życia, on to przynosi rodzinom ostatnie polecenia i słowa pociechy. Dzięki niemu przechodzą na zewnątrz szczegóły niektórych egzekucji. Ksiądz ten miał się wyrazić do jednej z matek: "zazdroszczę wam dzieci waszych, które giną. To są wasi przyszli polscy święci męczennicy!" (...) 

W czerwcu bieżącego roku zamęczony został w kaźni Gestapo przy ulicy Ratajczaka w Poznaniu ks. Infułat Józef Prądzyński. Jest to jedna z najpiękniejszych postaci Ziem Zachodnich. Wzorowy kapłan, wybitny działacz społeczny, surowy wychowawca narodu, gorejące serce polskie. Pułkownik Wojsk Polskich, sekretarz Naczelnej Rady Ludowej z okresu powstania, przez dłuższy okres czasu członek władz Związku Harcerstwa Polskiego, senator Rzeczypospolitej, kapelan Sokoła, duszpasterz uniwersytecki (...) Komendant główny Sił Zbrojnych w kraju przyznał śp. pułkownikowi ks. Infułatowi Prądzyńskiemu na podstawie upoważnienia Naczelnego Wodza Wojska Polskiego Krzyż Virtuti Militari V klasy "za bohaterską postawę wobec wroga i śmierć żołnierską na posterunku konspiracyjnych Sił Zbrojnych w kraju". Fala nowych aresztowań przeszła przez Wielkopolskę. W ciągu sierpnia aresztowano m.in. w Jarocinie ok. 20 osób, w Gnieźnie ok. 100 osób, przeważnie z kół wojskowych i resztek inteligencji. Aresztowanych wieziono podobno do Auschwitz. Jesteśmy w posiadaniu dowodów, że Niemcy zgodnie z postanowieniami nowego prawa karnego dla Polaków i Żydów poddają skazanych (zwłaszcza więźniów politycznych) na karę pozbawienia wolności - sterylizacji (...) Obozy karne, w których Polacy odsiadują karę pozbawienia wolności, stały się w rękach niemieckich obok kary śmierci prawie że równym narzędziem biologicznego wytracania naszego narodu (...) Okrucieństwo niemieckie idzie tak daleko, że więźniów bije się w obecności rodzin przynoszących paczki, nawet w obecności dzieci. Bicie, kopanie, katowanie jest na porządku dziennym (...) 




Wymiar sprawiedliwości w stosunku do Polaków oparty jest na specjalnych normach, w praktyce sprowadza się on do stosowania kar maksymalnych (...) Np. ekspedientkę z piekarni skazuje się na trzy miesiące obozu karnego za to, że sprzedała biały chleb chorej Polce, która przedstawiła świadectwo lekarskie z nieważną już datą. Tę samą karę musiała odcierpieć i chora Polka. Inny przykład: do urzędu pracy w Poznaniu zgłasza się młoda dziewczyna z prośbą o zmianę pracy z cięższej na lżejszą. W rezultacie między Niemką, urzędniczką, a Polką dochodzi do ostrej wymiany zdań, zakończonej szturchnięciami. Polka, która nawiasem mówiąc straciła już w tej wojnie dwóch braci, jednego podczas kampanii wrześniowej, drugiego w obozie koncentracyjnym, nie wytrzymała i odpowiedziała również szturchańcem. Na to Niemka, uderzyła ją w twarz, i Polka nie została dłużna. Rezultat: aresztowana natychmiastowo, Sąd Specjalny z miejsca i po kilku dniach kara śmierci. Inny wypadek: w miejscowości Godacz pod Włocławkiem  pracowała u Niemca 18-letnia Polka. Któregoś dnia spóźniła się ona do pracy o kilka minut. Pracodawca - jak to sformułował akt oskarżenia - zareagował na to "słusznym oburzeniem" i uderzył ją w twarz. W odpowiedzi dziewczyna chwyciła za denko i uderzyła go w głowę, lekko kalecząc. W rezultacie skazana została na śmierć (...) Fakty te są wymownym dowodem dramatu polskiego na Ziemiach Zachodnich. Specjalnym rodzajem przestępstw jest sabotaż. Podciąga się pod niego wszystko, tak spóźnienie się do pracy, jak zagubienie narzędzi, czy choćby mimowolne uszkodzenie materiału lub maszyny. 


EKSTERMINACJA BIOLOGICZNA 

Dzieci od lat dwunastu, obojga płci podlegają rejestracji w urzędzie pracy. Cześć z nich zostaje zatrudniona na miejscu, resztę wysyła się na roboty do Rzeszy (...) Do kar stosowanych nawet w stosunku do dzieci należy bicie i tzw.: ciemnica. Do tego dzieciom do lat 14 w lipcu zmniejszono przydziały żywności, wymagając od nich jednak ej samej, co od dorosłych wydajności pracy. Pracę przydziela się dzieciom nie zwracając najmniejszej uwagi na oddalenie warsztatu pracy od miejsca zamieszkania. Zmusza to nieletnich robotników do odbywania wielokilometrowej drogi pieszo, w słocie czy mrozie, bo przecież np. w Poznaniu w godzinach porannych Polakom z tramwajów korzystać nie wolno (...) Barbarzyństwo niemieckie w stosunku do Polaków przekroczyło już progi szpitali i gabinetów lekarskich (...) W rezultacie Polakom na Ziemiach Zachodnich nie wolno używać telefonów w instytucjach publicznych, nawet w nagłych wypadkach. Niejednokrotnie - jak to stwierdza okólnik Izby Lekarskiej w Poznaniu - lekarze niemieccy odmawiają Polakom udzielenia pomocy w nocy. W pewnej miejscowości (...) zachorowała ciężko po godzinie policyjnej Polka. Mieszkający w tym domu Niemiec wezwał telefonicznie pogotowie lekarskie. Lekarka po przyjeździe na miejsce, upewniwszy się, że jest w domu polskim zwymyślała domowników i nie udzieliwszy żadnej pomocy odjechała. Chora następnego dnia zmarła. Polakom na Ziemiach Zachodnich wolno nabywać lekarstwa tylko do godz. 17-tej, z tym że szeregu lekarstw Polakom w ogóle sprzedawać nie wolno. W szpitalach padają takie dyspozycje : "tę chorą proszę opatrzyć na końcu, bo to jest Polka" (...) Wyczerpanie fizyczne jest tak silne u ludzi, że wypadki omdleń przy pracy nie należą do rzadkości (...) Władze odpowiedziały na to (...) podkreślając, że wycieńczonego Polaka należy zastąpić drugim, trzecim, czwartym, bo... "od tego oni są".


ŻYCIE RELIGIJNE

(...) W Poznaniu do dyspozycji ludności polskiej nadal tylko dwa kościoły i 5 księży. Nabożeństwa w Poznaniu odbywają się tylko w sobotę od 8-ej do 9-ej i w niedzielę od 6-ej do 10-ej. Spowiedzi słucha się tylko w sobotę między 2-gą a 5-tą (...) Miarą wyniszczenia polskiego duchowieństwa może być m.in. cyfra następująca: z dekanatu ostrowskiego wywieziono do obozów koncentracyjnych 28 księży, z tych w tej chwili żyje jeszcze tylko 4!


SZKOLNICTWO

(...) w szkole dla młodzieży polskiej nie mogą uczyć wykwalifikowane siły nauczycielskie, ale tylko specjalnie wyszkolony element. Szkoła ta ma uczyć przede wszystkim porządku, karności i respektu dla niemczyzny, co do znajomości języka niemieckiego (...) młodzież powinna tylko na tyle poznać język, aby mogła otrzymywane instrukcje ustne rozumieć, a następnie odczytać (...) istotą nauczania staje się wpajanie jadu pogardy dla narodu polskiego a bałwochwalczej czci dla Niemców.



  

 POSTAWA I NASTROJE LUDNOŚCI POLSKIEJ

Objawy zmęczenia występują coraz wyraźniej (...) Często słyszy się zdanie: "oni nas jeszcze wymordują" (...) Poza tym mówi się dużo, że w ciągu października ma nastąpić uobywatelnienie ogółu Polaków na terenie Ziem Zachodnich. Władze niemieckie mają przedłożyć pozostałym Polakom tzw. deklarację lojalności. Ma ona podobno zawierać takie pytania m.in.: czy życzą Niemcom zwycięstwa, czy jestem wrogiem Niemiec? (...) Ludzie żyją dosłownie komunikatami radiowymi, które rozchodzą się w bardzo szybkim tempie i mają duży zasięg. Mimo nieustannych ofiar, wiecznej inwigilacji, głodowania, naporu zda się ponad siły, ludzie trzymają się mocno. Przykłady solidarności społecznej wzruszające i to ze strony wszystkich, niezależnie od środowiska społecznego. Na zachodzie Polski dzisiaj rzadko cośkolwiek sprzedaje się drugiemu Polakowi, na ogół daje się, ofiarowuje. Życie Polaków codzienne bardzo ciężkie. Zostało ono zepchnięte zupełnie do prymitywu (...) Dziś Polska na zachodzie zamknąć się musiała już tylko w sercach. Ale i to jest pozycja!






CDN.