O TYM JAK AMAZONKA STAŁA SIĘ
JEDNĄ Z NAJSŁAWNIEJSZYCH
KURTYZAN ŚWIATA
ALEKSANDRIA WSPANIAŁA
JAK OKREŚLALI JĄ JEJ MIESZKAŃCY,
TWIERDZĄC IŻ BYŁA CENTRUM ŚWIATA
Jak żyła Bilistiche, nim przeprowadziła się do pałacu królewskiego w dzielnicy Aleksandrii - Bruchejon (lub też w królewskiej willi na wysepce Antirodos, leżącej naprzeciwko pałacu królewskiego). Tego niestety nie wiadomo, bowiem nie zachowały się żadne wzmianki na ten temat, ale... wiadomo jak żyła inna majętna grecka dama z tego właśnie okresu, niejaka Praksinoi z Syrakuz. Wiedzę na ten temat zawdzięczamy jej krajanowi, greckiemu poecie, twórcy "Sielanek" - Teokrytowi z Syrakuz. Przebywał on na dworze królewskim Ptolemeusza II Filadelfosa w Aleksandrii, właśnie w tym samym czasie, w którym Bilistiche zajęła miejsce jego najważniejszej metresy, stąd zapewne wielokrotnie widywał ją podczas królewskich spotkań lub oficjalnych przyjęć. Była ona mu współczesną i być może nawet się przejaśnili (Bilistiche lubiła słuchać poetów i muzyków, lubiła też wdawać się w dysputy literackie i filozoficzne). Pozostawiając opis pewnego spotkania, jakie miało miejsce prawdopodobnie ok. 270 r. p.n.e., w domu swej przyjaciółki Praksinoi, zostawił nam jednocześnie pewne wyobrażenie, jak mogła żyć i zachowywać się również i Bilistiche, nim stała się oficjalnie królewską kochanką. Zatem przejdźmy do ciekawego opisu Teokryta.
Zaczyna się on, z chwilą gdy do Praksinoi przybywa jej przyjaciółka Gorgo (również pochodząca z Syrakuz), drzwi domu otwiera niewolnica o imieniu Eunoa. Gorgo zapytuje: "Czy Praksinoa w domu?". Z oddali słychać już głos Praksinoi: "W domu, Gorgo miła! Dziw, żeś nareszcie przyszła. Tak dawno nie byłaś! Eunoa! daj poduszkę, stołek (...) Siadaj". Gorgo: "Jestem całkiem bez siły. Wpółżywa tu wpadam, Praksinoo, tłum taki! Moc pojazdów, konie, buty gwoźdźmi podbite, mężczyźni w chlamidach. Droga bez końca! Wciąż się przeprowadzasz dalej". W dalszej części Praksinoa wylewa swe żale na męża, który kupił taki dom, który zaś Praksinoi bardzo się nie podoba i nazywa go "budą". Utyskuje również, że jej mąż uczynił to specjalnie, bowiem pragnął rozdzielić obie przyjaciółki, aby jak najrzadziej się spotykały. Praksinoa rozkręca się coraz bardziej nazywając męża "szaleńcem", ale Gorgo przerywa jej, wskazując na jej synka Zopyriona, który przysłuchuje się całej rozmowie i może potem powtórzyć ją ojcu. Nie przeszkadza jej to jednak podzielić się z przyjaciółką własnymi problemami, jakie sama ma z mężem. Obie kobiety przyjemnie sobie rozmawiają o wadach własnych mężów, gdy tymczasem Eunoa przynosi obu damom poczęstunek. Następnie Gorgo przechodzi do właściwego celu swej wizyty. Mianowicie królowa (zapewne chodzi o Arsinoe II - siostrę i małżonkę Ptolemeusza II, czyli opisana sytuacja musiała mieć miejsce jeszcze przed jej śmiercią w lipcu 270 r. p.n.e.), organizuje w pałacu królewskim coroczne święto na cześć Adonisa i Gorgo przyszła do przyjaciółki, aby namówić ją do uczestnictwa w owym święcie które już odbywa się na ulicach Aleksandrii. Początkowo Praksinoa się wzbrania, tłumacząc się obowiązkami domowymi, ale szybko daje się przekonać i idzie się obmyć. Następnie wkłada "fałdzistą suknię, spinaną na obu ramionach i przepasaną wysoko pod piersiami", okrywa sobie włosy cienką zarzutka, jak przystało na dobrze urodzone damy i wraz z Gorgo i Eunoą (Gorgo ma też swoją niewolnicę, która czeka przed drzwiami na swą panią), w czwórkę udają się obejrzeć zabawę.
Kobietom ciężko jest jednak przecisnąć się przez bawiące się tłumy, czemu wyraz daje właśnie Praksinoa, mówiąc: "Bogowie, co za tłumy! (...) Niby mrówek roje". Mimo to euforia bawiących się ludzi, coraz bardziej doświadcza się i niej, wyraża również zadowolenie że jest wśród swoich, wśród Hellenów, którzy wspólnie oddają cześć bogu Adonisowi, natomiast wypowiada kilka negatywnych uwag na temat Egipcjan (z zachodniej dzielnicy Rakotis w Aleksandrii, zasiedlonej właśnie przez rdzennych Egipcjan, zaś wschodnią dzielnicę Sepulcheris zamieszkiwali Żydzi. Grecy zaś i inni cudzoziemcy mieścili się w środkowej części miasta, w dwóch dzielnicach Bruchejon i Lochias, za to najpiękniejszych i najbardziej reprezentatywnych, pełnych przestronnych, czystych ulic - nocą oświetlanych - i iluminowanych świątyń - bowiem już w starożytności nocą oświetlano świątynie oraz pałace królewskie, biblioteki i stadiony sportowe, tak, aby w całości były widoczne - parków i zieleni,gdzie można było odpocząć od miejskiego gwaru . Poza tym Grecy zasiedlają również wschodnie przedmieście - Eleusis), nazywając ich "dzikusami" i "brutalami", którzy (gdyby były same) mogliby je napaść. Co prawda Egipcjanie mieli nakładane pewne ograniczenia w poruszaniu się po mieście jak również w osiedlaniu się w nim (chodziło o bezpieczeństwo Greków z Bruchejonu i Lochias), poza własną dzielnicą Rakotis, ale te ograniczenia i tak były nieustannie łamane i raczej nikt na poważnie ich nie przestrzegał i z każdą dekadą było ich w Aleksandrii coraz więcej, w końcu (wraz z Żydami) zaczęli stanowić poważne zagrożenie dla Greków, ale... stanie się tak dopiero w I wieku p.n.e. za panowania królowej Kleopatry VII.
Wkrótce jednak kobiety ogarnia niepokój innego rodzaju. Oto bowiem na ulicy pojawiają się czterokonne wozy, zaprzężone w przepiękne rumaki, mające wziąć udział w wyścigach, organizowanych na Hipodromie (znajdował się on w dzielnicy Eleusis, już za murami miasta, granicząc od zachodu z dzielnicą żydowską). Jeźdźcy zmierzali w stronę Hipodromu (czyli musieli przejechać przez Bramę Kanopijską, główną bramę miejską wschodniej Aleksandrii. Wiodła od niej najdłuższa i najważniejsza ulica w mieście, czyli droga Kanopijska, która kończyła się w północnej Rakotis i obejmowała wzdłuż całą Aleksandrię, od Eleusis do Nekropolis (czyli głównego cmentarza, ulokowanego poza murami, na zachód od dzielnicy Rakotis. Głównego, gdyż drugi cmentarz był w dzielnicy Eleusis). Teraz kobiety ogranie przerażenie, bowiem jeźdźcy jadą w takim pośpiechu, że gotowi są stratować bawiących się przechodniów (w starożytności też były "kraksy" drogowe, tylko pojazdy "nieco" różniły się od dzisiejszych koni mechanicznych). Praksinoa wpada w panikę i mówi: "Gorgo, patrz! Co poczniemy? To królewskie konie! Proszę cię, dobry panie, nie stratuj mnie (...) Chodź, Eunoa! On gotów stajennego zabić! Jak to dobrze że synka w domu zostawiłam!". Praksinoa przyznaje że od dzieciństwa bardzo bała się węży i koni. Kobiety z trudem przeciskają się w stronę pałacu królewskiego, choć nie obędzie się bez strat - w tłoku podrze się zasłona, okrywająca włosy Praksinoi, ale dzięki pomocy pewnego nieznajomego Greka, który doprowadza kobiety do bram pałacowego ogrodu, gdzie odbywa się właśnie królewskie przyjęcie, osiągają one swój cel.
W pałacu też jest mnóstwo zwykłych Aleksandryjczyków (zapewne święto Adonisa było świętem otwartym, gdzie władcy, chcąc zaskarbić sobie miłość ludu, otwierali przed nim swe podwoje - w tym przypadku pałacowe ogrody). Tam obie kobiety wpadają w zachwyt nad pięknymi tkaninami, którymi ozdobiony jest wejście do ogrodu. Wówczas wywiązuje się kłótnia, bowiem ktoś z tłumu, słysząc słowa Gorgo i Praksinoi, obraża obie kobiety i wyzywa od "wieśniaczek", bo nie podoba się ich akcent, nazbyt prowincjonalny (syrakuzański), tu, w centrum świata - w Aleksandrii (jak Aleksandryjczycy określali swoje miasto). Praksinoa wdaje się w sprzeczkę, która milknie, gdy rozbrzmiewają pieśni śpiewaczek (sprowadzonych zapewne przez królową Arsinoe z Grecji właściwej, aby uwieczniły święto, tu, w Egipcie). Dziewczęta rywalizują o tytuł najlepszej śpiewaczki, nagrodą jest bowiem spotkanie i cenny upominek z rąk samej królowej, stają więc na środku ogrodu, niedaleko okrytej purpurą sofy z hebanu i złota, na której spoczywają posągi Adonisa i Afrodyty. Przed sofą ukazanych we wzajemnych objęciach bogów, ustawione są stoły, które uginają się od najróżniejszych potraw i smakołyków. Na rogach ustawiono wonne kadzidełka. Mieszkańcy miasta mogą tego dnia najeść się do syta, na koszt króla i królowej i bardzo wielu korzysta z okazji. Ale jeść mogą tylko do określonej pory, potem zostaną wyproszeni z ogrodów, a niewolnicy nakryją stoły na nowo, tym razem dla zaproszonych przez parę królewską gości, głównie pochodzących z greckiej arystokracji Aleksandrii i przyjezdnych ważnych gości (w tym posłów obcych państw). Dlatego kto może, korzysta czym prędzej, nim drzwi pałacowego ogrodu zostaną zamknięte. Niestety, tutaj opis Teokryta się kończy, nie wiadomo więc co się dalej stało z Praksinoą, Gorgo i towarzyszącymi im niewolnicami. W każdym razie Teokryt był przyjacielem Praksinoi, więc musiał ją dobrze znać, a że lubił obserwować, zostawił nam taki oto "antyczny przegląd świątecznego dnia w Aleksandrii Wspaniałej. A jakie były dalsze losy Bilistiche? O tym w kolejnej części.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz