Stron

środa, 25 października 2017

NIEWOLNICE - Cz.XLIII

CZYLI CZTERY HISTORIE

WSPÓŁCZESNYCH KOBIET

KTÓRE STAŁY SIĘ PRAWDZIWYMI 

NIEWOLNICAMI


 HISTORIA DRUGA

TEHMINA

NIEWOLNICA Z PAKISTANU

Cz. XXII




Następnego dnia, kiedy Mustafa zadzwonił do mnie z Genewy, poinformowałam go spokojnym tonem, że do niego powrócę. Obsypał mnie podziękowaniami. Jego strategia dała wyniki, przez łzy oświadczył, że taka była wola boża. Obiecał być wzorowym mężem, miał mi wynagrodzić wszystkie doznane krzywdy. Wbrew radom moich prawników oraz sprzeciwom mojej matki wycofałam wszystkie oskarżenia przeciwko Mustafie i nakaz jego aresztowania został unieważniony. Roli pośrednika podjął się Mustafa Jatoi, który przybył z Pakistanu do Anglii, by eskortować mnie z domu moich rodziców do mieszkania Mustafy w Holland Park. Obiecał mi, że jeśli Mustafa jeszcze raz nieodpowiednio się zachowa, on pozbawi go swojej osobistej przyjaźni i przestanie być jego politycznym sojusznikiem. Przyjęłam jego poręczenie. Mustafa śpieszył do Londynu, a ja czekałam na niego w stanie kompletnego otępienia. Umysł odmawiał mi posłuszeństwa, czułam się, jakbym traciła zmysły. Gdy Mustafa wszedł do pokoju, pośpiesznie odwróciłam od niego wzrok. Czułam, że dostaję gęsiej skórki, a włosy na głowie stają mi dęba. Zachowywał się spokojnie, ale czułam w powietrzu zagrożenie. Mustafa twierdził, że jest nowym człowiekiem i przysięgał przez łzy, że spełni moje oczekiwania. Nie płakałam. Nie czułam nic.

Przez następny tydzień Mustafa walczył ze sobą przed podjęciem trudnej decyzji. Przyszła kolej, aby on dotrzymał obietnicy i połączył mnie z moimi dziećmi. 
- Czy mamy przywieźć Naseebę, Nishę i Alego z powrotem do Anglii, czy też mamy wraz z Hamzą połączyć się z nimi w Pakistanie? - pytał mnie. 
Próbowałam śledzić jego tok myślenia, gdy wyliczał grożące mu niebezpieczeństwa. Według prawa ustanowionego przez rząd generała Zii, w kraju ciągle ciążyły na nim różne oskarżenia, do zdrady stanu włącznie. Mogli go za to skazać na karę śmierci, a w najlepszym wypadku wciąż groziło mu czternaście lat ciężkiego więzienia. Z drugiej jednak strony Mustafa miał silne argumenty przemawiające za położeniem kresu jego wygnaniu. W Pakistanie nowa partia Jatoi zdobywała duży rozgłos. Pustkę, jaką pozostawiła długa nieobecność Mustafy i jego "towarzyszy", zaczynały wypełniać nowe twarze. Nie wystarczyły już jego wpływy na odległość, Mustafa, jeżeli chciał zachować znaczenie, musiał być na miejscu. Powinien stoczyć polityczną walkę na własnym polu. Mustafa publicznie utrzymywał, że jego decyzja podyktowana była patriotyzmem i że miała podłoże polityczne, ale nie było to prawdą. Moje chłodne zachowanie odbierało mu resztki odwagi. Zrozumiał, że już go nie kocham i że straciłam do niego szacunek. Nie był pewien moich zamiarów. Gdyby przywiózł dzieci z powrotem do Anglii, naraziłby się na to, że mogłabym go ponownie opuścić i wznowić sprawę w sądzie.

Wykazując kunszt generała podszedł mnie z boku i znalazł mój słaby punkt. Przestał udawać porzuconego i godnego współczucia męża i zaczął odgrywać rolę namaszczonego polityka. Z gorliwością proroka rozprawiał o przyszłości, kiedy to razem zrealizujemy nasze wspólne marzenia. Prawdę mówiąc, ten temat wzbudził we mnie dużo większe zainteresowanie niż perspektywa odbudowy naszego związku. Podsycał we mnie mój idealizm, chciałam czegoś dokonać w życiu i, jeżeli miałam to zrobić na drodze politycznej, byłam nierozłącznie z nim związana. Mustafa jako mąż już mnie nie interesował, ale Lew Pendżabu wciąż mógł liczyć na mój szacunek i oddanie. Zdał sobie sprawę, że to Pakistan, a nie Anglia, stanowił odpowiednie otoczenie, w którym byłabym zmuszona uważać go za męża stanu. Ponieważ chciał, abym dzieliła z nim ciężar odpowiedzialności, musiał być pewien, że jestem świadoma grożącego mu niebezpieczeństwa.
- Tehmino - rzekł do mnie z namaszczeniem - wszyscy radzą mi, abym nie wracał. Moje życie będzie w niebezpieczeństwie. Decyzję zostawiam tobie, chcę, abyś zadecydowała za nas oboje. Zastanów się, czy będziesz w stanie przezwyciężać ze mną wszystkie trudności, jakie będę napotykał? Czy będziesz walczyć o moje racje? Jeśli coś mi się stanie? Jeśli zabiją mnie tak jak Bhutto, czy pozostaniesz mi wierna i oddana? Przysięgnij, że poświęcisz życie mojej sprawie i że nigdy nie poślubisz nikogo innego. Czy sądzisz, że powinienem wrócić? Powiedz mi. Nie mogę już dłużej tłumaczyć się wygnaniem. Stan wojenny został zniesiony, mój naród żąda i oczekuje ode mnie powrotu.

Jego słowa dotykały tego czułego miejsca w mym sercu, gdzie przechowywałam swoje ideały i nadzieje, a także pamięć o moich dzieciach. Nagle zakochałam się w tej szlachetnej idei, jaką był powrót z wygnania przywódcy. Moją dawną miłość do Mustafy zastąpiła teraz wiara w jego misję. Porozumieliśmy się bez udziału sądu, a teraz oddawaliśmy jego sprawę pod osąd narodu. Obiecałam, że razem z nim będę walczyła o jego sprawę. Nie opuszczę go, dopóki bliskie mi będą jego poglądy i póki szanować będę jego ideały. Chciałam, by mi udowodnił, że jego odwaga nie była iluzją ani mitem. Powiedziałam mu, że nadszedł czas rozpocząć walkę z Goliatem, czas stawić czoło dyktatorowi. Przedyskutowaliśmy także razem z Mustafą pewien kłopotliwy dla mnie problem. Chodziło o to, że w czasie walki o opiekę nad dziećmi nazwałam go publicznie "Rasputinem". Zastanawialiśmy się teraz, jak mam stanąć przed pakistańską prasą, która z naszych małżeńskich kłótni zrobiła niemalże tandetny serial, i wytłumaczyć im kapitulację wobec człowieka, który porwał moje dzieci.
- To ja powinienem się wstydzić, nie ty - rzekł uśmiechając się do mnie Mustafa. - Opuściłaś mnie. Ja zmusiłem cię do powrotu. Nie musisz im nic wyjaśniać, zrobiłaś to, co powinnaś. Ludzie są jak barany, dadzą się prowadzić każdemu, kto sprawia wrażenie, że zna drogę.
Zaczynałam rozumieć, że polityk musi się przyzwyczaić do tego, że będzie obrzucany błotem. Musi je z siebie otrząsnąć i kontynuować działalność. Politycy potrzebują rozgłosu, zła prasa jest lepsza od żadnej. Mustafa przypomniał mi, że w rzeczywistości owo zdarzenie umożliwiło mu przedstawienie swojej osoby jako człowieka o przekonaniach konserwatywnych, niepokojącego się o wpływ zachodniej kultury na morale swoich dzieci. Poradził mi, żebym nie oglądała się wstecz i zapewniał mnie, że mimo groźby więzienia w Pakistanie przyszłość należy do nas.




Ubierałam się z wielką starannością. Włożyłam bluzkę w tygrysi wzór od Yves St.Laurenta, jak gdybym chciała w ten sposób podkreślić swoje przywiązanie do Lwa, a na ramiona zarzuciłam pelerynę projektu Louisa Freuda, która dodatkowo zdobiła mój strój i dodawała mi elegancji. Stałam przed lustrem i rozmyślałam o tym, jak bardzo się zmieniłam. Nie byłam już tą młodą dziewczyną, która kiedyś zakochała się w tym kontrowersyjnym i o wiele starszym od siebie mężczyźnie. Fakt, że zużyłam całą swoją energię na życie z nim, a później na opuszczenie go, mógłby mnie przytłoczyć, a jednak moje oczy nie straciły blasku. Długi i burzliwy okres wygnania dobiegał końca i wyruszałam wraz z Mustafą w podróż tam, gdzie mogłam dalej pozostać u jego boku. W moich oczach był smutek, lecz czaiła się w nich także mądrość. Nauczyłam się przeżywać krytyczne sytuacje i radzić sobie z niepewnością losu. Radość z powrotu do mojej ojczyzny i do dzieci powodowała, że zapominałam o cierpieniu i po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, jak byłam zahartowana i niezłomna. Potrząsnęłam głową z niedowierzaniem, że to wciąż jestem ta sama ja. Zawsze zastanawiałam się nad Mustafą, analizowałam go i oceniałam, dzisiaj natomiast wyłoniło się inne, lekceważone dotąd przeze mnie pytanie: Jaka ja właściwie jestem?

Mustafa wszedł do sypialni i chodząc omijał bagaże, którymi się właśnie zajmowałam. Nagle przypomniałam sobie o czymś.
- Co by się stało, gdybym do ciebie nie wróciła? - spytałam. 
Wtedy zaczął mi opowiadać, że kiedy wiadomość o naszej separacji dotarła do Joshiego, ten wyraził swoje niezadowolenie z tego powodu: "Jak mogłeś zaufać swojej żonie, jeśli nie byłeś jej pewien? - spytał go oburzony. - Rząd indyjski nie może sobie pozwolić, aby być zamieszanym w zbrojny spisek w celu obalenia obcego rządu. Nikt nie może się dowiedzieć, że rząd Indii wspierał w innym kraju opozycję i pomagał jej obalić legalne władze. Skandal tego rodzaju byłby dla niego katastrofą". Moje odejście stanowiło poważne zagrożenie. Byłam słabym ogniwem, mogłam coś powiedzieć. Po prostu: za dużo wiedziałam o stosunkach łączących Mustafę z rządem indyjskim, abym mogła spokojnie chodzić ulicami Londynu. Aby uratować swoją polityczną pozycję, a być może także ocalić życie, Mustafa musiał zapomnieć o dumie. Poprzysiągł sobie, że za wszelką cenę sprowadzi mnie z powrotem. A więc jednak nie zrobił tego z miłości do mnie? Mustafa spojrzał mi prosto w oczy i odpowiedział na moje nieme pytanie:
- W przeciwnym wypadku musiałbym cię zabić.

Podczas długiego lotu Mustafa, nie ufając mi do końca, nalegał, abym napisała na Koranie, że go nie opuszczę, nawet jeśli zostanie zamknięty na czternaście lat w więzieniu. Zrobiłam to. Niezależnie od wszystkich innych względów, Mustafa był bardzo podniecony perspektywą spotkania się z matką. Przez dziewięć lat usychała z tęsknoty za nim. Mustafa spodziewał się aresztowania i uwięzienia, lecz miał rozpaczliwą nadzieję, że pozwolą mu wcześniej odwiedzić choć raz jego starzejącą się i schorowaną matkę. Podczas gdy odrzutowiec zbliżał się do Karaczi, rozmyślałam o okolicznościach uwięzienia dwóch najważniejszych mężczyzn w moim życiu. Mój ojciec został upokorzony i wyszedł z więzienia załamany i okryty hańbą, gdy tymczasem mój mąż zostanie bohaterem. Mustafa traktował grożące mu uwięzienie jako powód do dumy, stanowiło ono dowód jego odwagi, lojalności w stosunku do Bhutto oraz oddania idei demokracji. Byliśmy rozczarowani wrażeniem, jakie zrobił w Pakistanie nasz przyjazd. Mustafa zdziwił się, że nie witały nas wiwatujące na naszą cześć tłumy, ale nie pokazał tego po sobie. Zabrano nas bez żadnych ceregieli do znajdującego się na terenie lotniska biura i kazano tam czekać. Wkrótce wiadomość o przyjeździe Mustafy rozeszła się i pojawili się ciekawscy, którzy chcieli go zobaczyć. Gdy podano nam obiad, Mustafa z miną zdecydowanego na każdy los skazańca bez słowa zabrał się do jedzenia, nad jego głową unosiła się aureola męczeństwa.

Tymczasem powiedziano mi, że na zewnątrz czeka w samochodzie Khaliąa Jatoi, żona Mustafy Jatoi i jedna z moich nielicznych bliskich przyjaciółek w okresie mojego małżeństwa. Mustafa poprosił, żebym do niej wyszła i poinformowała ją o rozwoju sytuacji. Gdy podeszłam do drzwi, strażnik próbował mnie zatrzymać, ale odepchnęłam go na bok krzycząc: "Nie masz prawa mnie zatrzymać! Pokaż mi nakaz aresztowania!" Odsunął się, żeby mnie przepuścić, a ja zdałam sobie sprawę, że jako żona Mustafy Khara zwyczajnie go onieśmielałam. Gdy wróciłam po rozmowie z Khaliąą, zobaczyłam, że nasze walizki są pootwierane, a ich zawartość leży porozkładana na stole. Policja zabrała ubrania i książki Mustafy, a potem zabrała samego Mustafę. Z Karaczi odleciałam wraz z Harrizą do Lahore, gdzie spotkałam się z Mustafą Jatoi i innymi członkami nowo utworzonej Narodowej Partii Ludowej. Stanowiłam jej nowy symbol, symbol oporu. Gromadzono się wokół mnie, Tehmina Khar była wdzięcznym obiektem dla prasy. Zadowolona byłam widząc siedmiu, złożonych przez Mustafę kilka lat wcześniej w ofierze, działaczy. Choudhry Hanif, Sajid i inni dopiero niedawno odzyskali wolność i byli z tego powodu bardzo szczęśliwi, martwili się tylko, że teraz Mustafa znajdował się w rękach dyktatora. Uważali mnie za przedstawicielkę Mustafy, ale wyczuwałam, że zastanawiali się, na jak długo starczy mi wytrwałości. Otoczyli mnie dziennikarze. Przypuszczałam, że będą wypytywać mnie o szczegóły naszej głośnej wojny domowej, ale widząc moją powściągliwość okazali się na tyle uprzejmi, że nie wspominali o moim prywatnym życiu.
- Czy będzie pani walczyła o swojego męża? - zapytał jeden z reporterów.
- Tak! - odpowiedziałam bez wahania. 
Azja, a w szczególności subkontynent indyjski, wydały wiele dzielnych kobiet, które podjęły nie dokończoną przez ich mężczyzn walkę. W większości przypadków angażowały się one w politykę w następstwie nieszczęść i przemocy. Indira Gandhi, Córy Aąuino, Benazir Bhutto i inne zajęły miejsca ich pokonanych ojców lub mężów. Ja wypłynęłam dopiero  wtedy,  gdy uwięziono Mustafę. Stałam się zwierzęciem politycznym.




W domu mojej babki czekały na mnie dzieci. Patrzyłam na nie przez łzy, nic im nie było, czuły się tylko trochę zagubione. Wtedy uświadomiłam sobie, że wszystkie kompromisy, na które musiałam się zdobyć, żeby do mnie wróciły, były zupełnie bez znaczenia. 
- Czy naprawdę myśleliście, że mamusia już nigdy do was nie wróci? - pytałam je z płaczem.
- Nie - odparła żarliwie Naseeba. - Wiedzieliśmy, że do nas wrócisz. Byliśmy tego pewni. 
Podczas długiej rozmowy z dziećmi dowiedziałam się szczegółów tego, co przeszły. Mustafa z domu mojej matki zawiózł je bezpośrednio na lotnisko. Kupił ich zaufanie mówiąc, że zabiera je do Disneylandu i wyjaśnił im, że gdybym o tym wiedziała, nie pozwoliłabym im na tę podróż. Na lotnisku Mustafa podjął olbrzymie ryzyko, poleciał wraz z dziećmi, swoim bratem i dai Ayeshą do Paryża. Przez wszystkie te lata starał się unikać lotów Pakistańskimi Liniami Lotniczymi obawiając się, że gdyby dowiedziano się, że jest na pokładzie, aresztowano by go na miejscu lub też skierowano samolot prosto do Pakistanu. W czasie krótkiej podróży przez kanał La Manche Mustafa opowiadał dzieciom, jaką będą miały frajdę ściskając łapkę Myszki Miki. W Paryżu Mustafa powiedział, że musi je opuścić, bo ma do załatwienia pewne sprawy. Przez pozostałą część drogi będą podróżowały z wujkiem i dai, a on dołączy do nich później, w Ameryce, w Disneylandzie. Być może dzieci zauważyły, że był to okrutny podstęp, bo zaczęły płakać ze strachu, że ich zostawia. Mustafa, nie zważając na ich płacz, opuścił samolot i powrócił następnym lotem do Londynu. Tej nocy, chcąc zyskać na czasie, wydzwaniał do mnie wiele razy ze swojego mieszkania w Holland Park.

Następnego ranka poinformował Jatoi o tym, co zrobił. Jatoi był jak rażony piorunem, zwłaszcza że moment był do tego zdecydowanie niewłaściwy. Moje dzieci wylądowały w Islamabadzie w upalny lipcowy dzień. Temperatura dochodziła do czterdziestu stopni i twarze smagał im suchy wiatr. Były bardzo zdziwione, bo nie spodziewały się, że w Ameryce może być tak gorąco ani, jeśli już o to chodzi, tak dziwnie. Pierwsze, co zauważył Ali, to że w Ameryce jest tak dużo biednych Pakistańczyków w brudnych i obdartych ubraniach! Na lotnisko wyszedł po dzieci inny wujek, Ghulam Murtaza Khar, ten, którego Mustafa wygnał dawno temu z Pakistanu za karę, że miał romans z Safią. Bracia ostatnio się pogodzili. Murtaza był teraz członkiem parlamentu i przeprowadził dzieci przez odprawę paszportową, tak że nie podstemplowano im paszportów, Mustafa nie chciał zostawiać żadnych śladów. Następnie odbyli w upale sześciogodzinną podróż do rodzinnej wioski Mustafy, Kot Addu. Dzieci strasznie ona zmęczyła. Najstarsza, Naseeba, obawiała się, że to wszystko zdarzyło się dlatego, że opuściłam ich ojca. Próbowała być dzielna, żeby nie przestraszyć brata i siostry, ale w miarę jak samochód posuwał się w głąb Pakistanu, wszyscy troje czuli się coraz bardziej samotni i wystraszeni. W wiosce ukryto ich w domu najstarszego syna Mustafy, Abdura Rehmana. Małemu Alemu pozwolono bawić się na powietrzu, ale Naseeba i Nisha mogły go tylko obserwować znad otaczającego dom muru. Naseeba nie miała jeszcze dziewięciu lat, a Nisha zaledwie sześć, lecz ich wiek nie miał nic do rzeczy, dziewczynki musiały pozostać wewnątrz domu. Zmuszone były siedzieć wraz z innymi kobietami, które wydawały się pogodzone z losem, jaki przeznaczony był kobietom w zapadłej pakistańskiej wiosce.

Los Alego nie był o wiele lepszy. Biedni chłopcy, z którymi się bawił w wiosce, byli brudni. Atakowały go natrętne muchy i komary. Nie utwardzone ulice Kot Addu były zwykle pokryte błotem, a otwarte rynsztoki wypełnione odpadkami. Nie było parków ani placów zabaw. Ali wraz z innymi chłopcami spędzał czas w wąskich uliczkach, gdzie wylegiwały się, oganiając się ogonami od owadów, wynędzniałe psy. Brat Mustafy i jednocześnie współorganizator porwania, Ghulam Arbi Khar, wycofał się wkrótce z dalszego w nim udziału. Nękały go wyrzuty sumienia i żałował, że w swojej naiwności zgodził się przystąpić do spisku. Słyszał o moim pobycie w szpitalu w Londynie i bardzo go to zmartwiło. Co ważniejsze jednak, zdał sobie sprawę z faktu, że Mustafa nie miał na uwadze dobra dzieci i że porywając je kierował się wyłącznie egoizmem. Drugi brat Mustafy, Ghulam Ghazi Khar, który również był członkiem parlamentu, starał się jak mógł pomóc dzieciom w przystosowaniu się do nowego otoczenia. Nie był w najlepszych stosunkach z Mustafą, ale swoim bratanicom i bratankowi okazywał dużo serca. Zapraszał je często do swojego domu, zabierał małego Alego na polowania, a nawet kupił mu kucyka i nauczył na nim jeździć. Lubił dzieci i zasypywał je podarunkami również inny członek lokalnego parlamentu, Ghulam Rabbani Khar. Bardzo pomocna w adaptacji dzieci do życia w nowym otoczeniu okazała się telewizja, dziewczynki stale zaopatrywano w nowe kasety wideo z indyjskimi filmami. Zaprzyjaźniły się one także ze swoimi będącymi mniej więcej w tym samym co one wieku kuzynkami. 

Gdy Mustafa dowiedział się, że mój ojciec skontaktował się z generałem Zią i że odgadliśmy miejsce pobytu dzieci, podjął natychmiastowe działanie. Dzieci zostały przewiezione i potajemnie wprowadzone na lotnisko w Lahore. Wiedziały, że pisano o nich dużo w prasie i miały nadzieję, że ktoś je rozpozna. Musiały jednak ukrywać po drodze swoją tożsamość. Kiedy samochód zatrzymywał się na skrzyżowaniach, kazano im chować głowy, żeby nikt ich nie zauważył, ponieważ z powodu wielokrotnego publikowania ich fotografii w związku z porwaniem ich twarze były dobrze znane. Następnie pod zmienionymi nazwiskami, przetransportowano dzieci samolotem z Lahore do Karaczi. Podczas lotu jedna ze stewardes zapytała niewinnie Naseebę o jej imię i Naseeba już, już miała powiedzieć prawdę, ale powstrzymała ją groźna mina Abdura Rehmana. Z Karaczi dzieci zawiezione zostały do rodzinnej wioski Jatoi w Nawabshah, gdzie zamieszkały u jego syna Masroora i jego amerykańskiej żony Sarah. Według dzieci, Sarah bardziej przypominała normalną kobietę i dzieci ją polubiły. Powiedziały mi, że "dom Jatoi" był o wiele czystszy od innych domów, które widziały w Pakistanie, i że Sarah zabierała nawet dziewczynki oraz Alego na łódki. Ta informacja była dla mnie bolesna i kłopotliwa. Przez cały czas byłam przekonana, że Jatoi trzymał moją stronę lub, przynajmniej, był w tej sprawie neutralny. Chociaż ciarki mnie przechodziły na myśl, co by się z nimi stało, gdyby trwało to dłużej, byłam wdzięczna, że dzieci mają krótką pamięć i szybko powracają do rzeczywistości. Mimo że przez cały ten czas były bardzo zdenerwowane i nieszczęśliwe, to jednak potrafiły później opowiadać z humorem o tym, co się zdarzyło. Cieszyłam się, że odziedziczyły po mnie chaplinowską filozofię życiową.           






 CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz