Stron

niedziela, 5 listopada 2017

NIEMCY WOBEC WOJNY POLSKO-BOLSZEWICKIEJ 1920 r. - Cz. III

REAKCJE I DZIAŁANIA

PAŃSTWA NIEMIECKIEGO

I NIEMIECKICH OBYWATELI

NA WIEŚCI DOCHODZĄCE

Z FRONTU POLSKO-BOLSZEWICKIEGO



"A POZA TYM UWAŻAM ŻE BRYTANIA 
POWINNA ZOSTAĆ ZNISZCZONA"

CESARZ NIEMIEC
WILHELM II 






W styczniu 1901 r. rozpoczęły się przygotowania do uroczystych obchodów 200-lecia monarchii pruskiej. Cesarz Wilhelm kierował pracami, ale przerwał je natychmiast, gdy dowiedział się o chorobie królowej Wielkiej Brytanii (a prywatnie jego babki) Wiktorii. Zaraz też wyjechał do Wielkiej Brytanii (na swoim jachcie), gdzie na wyspie Wight (wraz z członkami brytyjskiej rodziny królewskiej) długie godziny czuwał przy łożu umierającej królowej. Jego przyjazd do Anglii, spowodował ocieplenie się wzajemnych stosunków (antyniemiecki "Daily Mail" pisał wówczas - 30 stycznia 1901 r.: "Nigdy obcy władca nie był tak popularny w Anglii, jak jest to udziałem tego wspaniałego monarchy"). Królowa Wiktoria zmarła 22 stycznia 1901 r. w Cowes na wyspie Wight, przeżywszy 81 lat (panowała zaś od 63 lat). Cesarz Wilhelm pisał w tych dniach do nowego króla Wielkiej Brytanii - Edwarda VII: "Bogu dzięki, że zdążyłem na czas, aby raz jeszcze zobaczyć kochaną babcię i aby być bliżej Ciebie i Cioć, tak aby pomóc Ci znieść pierwsze skutki tego straszliwego ciosu! Cóż za wspaniałe królestwo pozostawiła ona Tobie, cóż za wspaniała pozycja na świecie! W rzeczywistości jest ot pierwsze "światowe imperium" od czasów imperium rzymskiego! Oby zawsze rzucało on swoje znaczenie na szalę pokoju i sprawiedliwości!". Gdy Wilhelm II opuszczał Anglię (na początku lutego 1901 r.), żegnały go prawdziwe tłumy Brytyjczyków, machających niemieckimi i brytyjskimi flagami. Zaprosił on jednocześnie swego angielskiego stryja, do złożenia rewizyty w Niemczech.

Doszło do niej bardzo szybko, bo już w połowie lutego. Nowy Król Wielkiej Brytanii - Edward VII, nie został jednak tak radośnie przywitany przez Niemców, jak Wilhelm II przez Anglików. Gdy wysiadał na dworcu w Berlinie, tłumy Berlińczyków skandowały okrzyki na cześć Burów (Wielka Brytania toczyła wówczas wojnę o podbój państw Transwal i Orania, zasiedlonych przez potomków białych kolonistów, głównie wywodzących się z Niderlandów - czyli Afrykanerów. W całej Europie uważano tę wojnę za niesprawiedliwą, za walkę Dawida z Goliatem, co odbijało się na stosunku do Anglików, odwiedzających kontynent). Rozmowy i spotkania obu monarchów, były jednak prowadzone w miłej atmosferze, choć... jeden i drugi mieli o sobie dość negatywne zdanie (Wilhelm II powiedział o Edwardzie VII w 1907 r., takie oto słowa: "To jest szatan, nie do wiary, jakim on jest szatanem", natomiast Edward miał się wyrazić o Wilhelmie: "Jest całkowicie fałszywy i jest najzagorzalszym wrogiem jakiego ma Anglia" oraz dodawał: "Wilhelm to najwspanialszy w dziejach świata nieudacznik"). Obaj monarchowie byli względem siebie mocno nieufni, oba też narody zbytnio za sobą nie przepadały, chociaż w Niemczech w owym czasie panowała prawdziwa "moda na Anglię", a może to był najzwyklejszy kompleks niższości? W każdym razie, wszystko co pochodziło z Anglii (lub z angielskich kolonii), było uważane w Niemczech za lepsze od produktów niemieckich, za bardziej wartościowe, za bardziej szlachetne, za lepszej jakości. Wszystko, co pochodziło z Anglii, sprzedawało się w Niemczech doskonale (czekolady, ubrania, gramofony - dosłownie wszystko).

Był to prawdziwy kompleks niższości, dotykający cały niemiecki naród (nic dziwnego, że Anglicy wprowadzili oznakowanie produktów, aby tym samym oddzielić produkty gorszej jakości, w tym głównie niemieckie, od swoich - "Made in England", "Made in Germany"). Od tego kompleksu nie był wolny nawet sam cesarz Wilhelm II. Zachowywał się i jadał jak angielski lord, jego wychowanie i zachowanie nabierało cech iście brytyjskich - miał to po matce - królowej Wiktorii Koburg, córce królowej Wielkiej Brytanii - Wiktorii, która od dziecka wpajała mu podziw dla Anglii, często śpiewając mu piosenkę: "Britannia rules the waves" ("Brytania panuje nad falami"), i zawsze podkreślała swą wyższość, w stosunku do "niemieckich tubylców", których była królową (jako małżonka cesarza Fryderyka III Hohenzollerna - ojca Wilhelma). Podkreślała na każdym kroku swą dumę z bycia Brytyjką i nazywała Anglię: "Pierwszym krajem na świecie", zaś zwracając się do swego synka Wilhelma, mówiła: "Ale Ty, będąc małym niemieckim chłopcem, raczej nie odczujesz tego" (przywiązania do Anglii i jej kultury). Odczuł! całe życie miał kompleks wielkiej Anglii władającej morzami, i małych, wciśniętych w Europę i otoczonych "angielskimi sługusami" Niemiec. Królowa Niemiec - Wiktoria Koburg, zmarła w pół roku po swej matce, królowej Wiktorii - 5 sierpnia 1901 r. w Friedrichshof. Jej ostatnią wolą było, aby jej trumnę okrywała... brytyjska flaga, czyli "Union Jack", po czym trumnę z jej ciałem należało odesłać do Anglii, jej ukochanej i jedynej ojczyzny. Wilhelm nie wykonał ostatniej woli swej matki, jej trumna nie była owinięta żadną flagą, a spoczęła w krypcie rodowej Hohenzollernów w Poczdamie. 




Miał złość na matkę, nie pojmował też jej przywiązania do Anglii i trudności, jakie sprawiało jej nauczenie się niemieckich obyczajów i kultury. Jednocześnie w liście do kanclerza Bulowa podkreślał łatwość, z jaką niemieckie księżniczki wynaradawiają się, zostając żonami obcych władców, szczególnie Rosjan. Zresztą nie dotyczyło to tylko kobiet, tak czynili też niemieccy mężczyźni, którzy zostawali władcami innych krajów. Wszyscy bardzo szybko się wynaradawiali, więcej, niektórzy z nich pałali potem wręcz nienawiścią do Niemiec i niemieckości. Rosyjscy następcy tronu niemieckich księżniczek, w żaden sposób nie utożsamiali się z ojczyzną matki, podobnie było w Danii czy innych krajach. Można tu też przytoczyć przykład Polski (której wówczas nie było na mapach), gdzie niemieckie rodziny, bardzo szybko (często w przeciągu jednego pokolenia) się polonizowały, jeszcze na początku lat 70-tych XIX wieku Otto von Bismarck mówił z niepokojem: "Tysiące Niemców i całe miejscowości, w poprzednim pokoleniu jeszcze niemieckie, zostały spolonizowane". W naszych dziejach jest wielu wybitnych Polaków, których korzenie są czysto etnicznie niemieckie - jako pierwszy przykład podać mogę chociażby dzieje mojej rodziny od strony ojca, która spolonizowała się w przeciągu... kilku lat od zamieszkania w Kongresówce (co ciekawe, ojcem mojego pradziadka, który "stał się Polakiem" jako pierwszy, był pruski oficer z Królewca, nie mający żadnych związków z Polską i Polakami - choć tak w ogóle rodzina nasza pochodziła z północno-zachodnich rejonów Niemiec. Pradziadek podczas I Wojny, zaciągnął się we Francji, do której uciekł, chcąc uniknąć poboru do rosyjskiego wojska - do tzw.: "Błękitnej" Armii Hallera (też Niemca z pochodzenia, wywodzącego się z gałęzi von Hallenburgów), potem jednego z twórców odradzającej się Polski - to właśnie Józef Haller przyłączył Pomorze do Polski 10 lutego 1920 r. symbolicznie wrzucając w morskie fale pierścień królowej Ludwiki Marii Gonzagi, ofiarowany jednemu z rajców gdańskich, podczas pobytu tam królowej w 1647 r. w morskie fale, jako symboliczny akt: "Zaślubin Polski z morzem". Ograniczenie praw Polski do morza, było głównym powodem ataku hitlerowskich Niemiec na nasz kraj 1 września 1939 r. Polska bowiem: "Od Bałtyku odepchnąć się nie da" jak powiedział 5 maja 1939 r. w sejmie minister spraw zagranicznych Rzeczypospolitej - Józef Beck, dodając na zakończenie: "Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest tylko jedna rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor". Ja również (poza językiem), nie czuję żadnej bliskości z Niemcami.

Zostawmy na razie kwestie wzajemnych antagonizmów (i podziwu) pomiędzy Niemcami a Anglią, i przejdźmy do tematu polityki niemieckiej na wschodzie, a właściwie we wschodniopruskich prowincjach Niemiec. Polityka rządu pruskiego (a co za tym idzie niemieckiego), opierała się w dużej części na podkreśleniu wielkopruskiego szowinizmu, i tam gdzie (np. w stosunkach z Anglią) dominował niemiecki kompleks niższości, w stosunkach ze Słowianami, a już szczególnie z Polakami, dominował niemiecki kompleks wyższości. W prasie, literaturze, w polityce i w ogóle w życiu warstw wyższych niemieckiego społeczeństwa, pojawiały się takie stwierdzenia jak: "Drang nach Osten" ("Parcie na Wschód"), "Lebensraum" ("Przestrzeń życiowa"), "Volk ohne Raum" ("Naród pozbawiony przestrzeni"), "Macht und Raum" ("Władza i Przestrzeń"), "Ein Volk, ein Staat" ("Jeden Naród, jeden Kraj"), "Blut und Boden" ("Krew i Ziemia"). Ale pojęciem dominującym w świadomości Niemców w odniesieniu do Polaków, były słowa, zapisane przez Georga Forstera (niemieckiego podróżnika i jednego z profesorów Uniwersytetu Wileńskiego w XVIII wieku), w liście do swego wydawcy (7 grudnia 1784 r.): "Polacy są świniami z natury, zarówno panowie, jak i słudzy (...) niewiasty, stroją się, ale wszystko to leży na nich jak złoty łańcuszek na świni" (swoją drogą, jeśli takie opinie były powtarzane i przekazywane wręcz genetycznie z pokolenia na pokolenie, nic dziwnego że Niemcom w czasie II Wojny Światowej z taką łatwością przychodziło zabijanie ludzi na masową skalę i robienie z ludzkiego tłuszczu mydła lub abażurów z ludzkiej skóry, skoro i tak to były tylko... świnie, w czym problem, prawda?). 




Niemcy (a wcześniej Prusacy), już od czasów Fryderyka II Wielkiego, postanowili "ucywilizować" Polaków w trzech punktach: 1) Usunięcie bariery, utrudniającej stosunki Berlina z Moskwą (tą barierą była oczywiście Rzeczpospolita, podzielona pomiędzy trzy mocarstwa w latach 1772, 1793 i ostatecznie w 1795 r.). 2) Misja cywilizacyjna na Wschodzie. Kontynuacja średniowiecznej ekspansji w kierunku wschodnim. 3) Zaprowadzenie porządku i usunięcie bałaganu wytworzonego przez Polaków i ich chorą państwowość. Poza tym wśród Niemców krążyły takie oto opinie na temat Polski i Polaków, jak głosiła ta, anonimowa broszurka z 1780 r.: "Polak, to najpodlejsza, najbardziej godna pogardy (...) najgłupsza, najbardziej plugawa, najpodstępniejsza, najtchórzliwsza kreatura pośród wszystkich małp". Takich przykładów było wiele, a niemieckich autorów, poetów i twórców (o politykach nie wspominając), wyrażających się o Polakach w podobny sposób, mnóstwo. Należałoby tutaj podać choć kilka nazwisk, aby nie być gołosłownym: Samuel Friedrich Lauterbach, Ernst Moritz Arndt, Heinrich Heine, Wilhelm Jordan, Rudolf Haym, Gustaw Freytag, Bernard von Bulow i wielu, wielu innych. Oczywiście do pewnego stopnia ową niechęć można by tłumaczyć polityką państwa niemieckiego (Prus), które dążąc do pozycji mocarstwa światowego, nie mogło sobie pozwolić na posiadaniu we własnych szeregach "piątej kolumny" (czyli "polskich poddanych Rzeszy"), gotowej natychmiast wystąpić przeciwko Niemcom, gdy zajdzie ku temu odpowiednia okazja (jak to miało miejsce chociażby podczas tragicznej dla Prus wojny z Napoleonem w latach 1806-1807, gdzie Prusy zostały odarte wręcz z ziem zarówno na zachodzie, w Rzeszy, jak i z terenów polskich, zabranych w II i III rozbiorze), ale konfrontacja ta nie powinna przybierać cech wręcz genetycznej nienawiści, a taka była właśnie częścią zarówno niemieckiej polityki, jak i niemieckiej świadomości o Polakach w ogóle (czym bowiem są porównania do świń i małp, jeśli nie odczłowieczeniem, a stąd już tylko mały krok do mordów i ludobójstwa "małp i świń").

Pomińmy wiec teraz kwestię niemieckiej polityki, która doprowadziła do wybuchu I Wojny Światowej, a skupmy na samej kwestii stosunków Niemców i Polaków, gdyż to jest jednym z kluczowych aspektów polityki Berlina wobec Warszawy w czasie inwazji bolszewickiej 1920 r. Od czasów III rozbioru Polski (1795 r.), Prusy realizowały wybitnie antypolską politykę, która po zjednoczeniu (sprusaczeniu) Niemiec (1871 r.), stała się polityką ogólnoniemiecką. Oczywiście nie brakowało też przejawów sympatii Niemców do Polaków, były trzy takie wielkie fale wybuchu powszechnej sympatii dla Narodu Polskiego, na początku lat 30-tych XIX wieku, z końcem lat 40-tych XIX wieku i z początkiem lat 60-tych XIX wieku. Ów Polenbegeisterung (entuzjazm dla Polski), następował w trakcie i po upadku Powstania Listopadowego (1830-1831), w czasie Wiosny Ludów (1848-1849) i po upadku Powstania Styczniowego (1863-1864). Niemcy wówczas przyjmowali w swych domach, weteranów walk, którym udało się uciec od carskiej niewoli, byli tam podejmowani z wielką czcią, jako szlachetni bojownicy o wolność swojej ojczyzny, stawiano ich też za wzór dla młodszych pokoleń. Wówczas to niemiecki malarz Dietrich Montena, namalował obraz "Finis Poloniae, 1831" (obecnie w zbiorach Galerii Narodowej w Berlinie), gdzie przedstawił co prawda przygnębionych klęską, ale dumnych polskich żołnierzy (wśród nich jest również przedstawiony książę Józef Poniatowski, który przecież zginął prawie dwadzieścia lat wcześniej w 1813 r.), zebranych wokół słupa granicznego z napisem, który był jednocześnie tytułem obrazu. Montena pragnął tym samym wyrazić swą sympatię dla tak bohaterskiego i tak upokarzanego narodu. Na cześć Polaków napisano również wiele utworów literackich (raczej mizernej jakości artystycznej), zaś w 1832 r. na zamku Hambach w Palatynacie doszło do wspólnej demonstracji Niemców i Polaków, która miała być wyrazem sprzeciwu, wobec zniszczenia Polski. Wśród powiewających flag biało-czerwonych i czarno-czerwono-złotych, głos zabrał jeden z organizatorów tego spotkania, adwokat Johan Wirth, który stwierdził: "Tylko Niemcy są w stanie przyczynić się do odzyskania przez Polskę niepodległości. Nasz naród jest pod względem prawnym, jak i moralnym zobligowany do odpokutowania za ciężki grzech zniszczenia Polski. Nasz naród musi wreszcie przyjąć do wiadomości, że przywrócenie niepodległości Polski jest jego najpilniejszym, podstawowym zadaniem i leży w jego własnym interesie".


 "MYŚMY BEZ PRZERWY WALCZYLI, TYSIĄCE Z NAS UMIERAŁO ZA OJCZYZNĘ W BOJU"
 PUŁKOWNIK TADEUSZ BIEŃKOWICZ
JEDEN Z OSTATNICH "ŻOŁNIERZY WYKLĘTYCH"




OSTATNIE ZDANIE JEST TUTAJ NIEZWYKLE WYMOWNE: 
"TO WAŻNE BY ZOBACZYĆ PRZEZ CO WY, POLACY PRZESZLIŚCIE W TAMTYCH STRASZNYCH CZASACH I JAK WASZA HISTORIA JEST POWIĄZANA Z NASZĄ"


 CI NIEZŁOMNI ŻOŁNIERZE CZEKALI JAK ZMIŁOWANIA NA CZOŁGI gen. PATTONA A DOCZEKALI SIĘ MORDERCZYCH SOŁDATÓW ŻUKOWA. BEZ WĄTPIENIA WIĘC HISTORIA POLSKI BLIŻSZA JEST DZIEJOM USA, ZAŚ, JAK TO PIĘKNIE WYRAZIŁ RAJNOLD SUCHODOLSKI w 1831 r.: "KTO POWIEDZIAŁ, ŻE MOSKALE TO SĄ BRACIA NAS LECHITÓW, TEMU PIERWSZY W ŁEB WYPALĘ PRZED KOŚCIOŁEM KARMELITÓW"




Ale wielu Niemców nie podzielało tego zdania. Już podczas obrad parlamentu frankfurckiego w lipcu 1848 r., niemiecki poeta Wilhelm Jordan stwierdził że jakiekolwiek niemieckie próby, zmierzające do przywrócenia niepodległości Polski są zwykłą "sentymentalną głupotą", jak bowiem stwierdził: "Polityka która apeluje do nas "oddajcie Polsce wolność, bez względu na koszty", jest polityką krótkowzroczną, polityką słabości, zapominającą o własnych interesach, polityką strachu i tchórzostwa. Przyszedł już chyba czas, aby ocknąć się z tego idealistycznego marzycielstwa, w którym zachwycaliśmy się sprawami wszystkich narodowości, pozostając sami w okowach haniebnego zniewolenia. Czas zbudzić się do życia w zdrowym narodowym egoizmie". No i się zbudzili, szczególnie po zjednoczeniu Niemiec zaczęto realizować (poprzez aparat biurokratyczny, oświatę i organizacje społeczno-ekonomiczne) wybitnie antypolską politykę. Starano się wszystko co polskie zrównoważyć z tym co gorsze, przykładem tego były chociażby ironiczne komentarze o Polnische Wirtschaft (polskim gospodarowaniu), co tłumaczono jako brud, lenistwo, pijaństwo, niedołęstwo itd. itp. Zaczęły pojawiać się takie określania jak Polacke (polaczek), najczęściej dodając przymiotnik: "betrunken" (pijany). Powstało mnóstwo tego typu utworów, jak choćby wiersz Heinricha Heinego z 1851 r. pt.: "Zwey Ritter" ("Dwaj Rycerze"), w którym wykpiwa niepodległościowe zrywy Polaków, poprzez negatywne cechy bohaterów (które to wyrażają się już w ich nazwiskach jak choćby: Waschlapski - Fajtłapowski, Schubjakski - Łajdakowski, Crapulinski - Rozpustnicki czy Eselinski - Osiołkowski, czy powieść (bardzo popularna w kajzerowskich i weimarskich Niemczech) Gustava Freytaga z 1855 r.: "Soll und haben" ("Winien i ma"), w której wszystko co złe, reprezentowane jest przez Żydów i Polaków (żydowska podłość, polska niegospodarność i fałsz), z czym walczy pewien niemiecki mieszczanin. W innych utworach podkreślano zawsze negatywne cechy Polaków, poprzez piętnowanie i wyszukiwanie niegospodarności, lub polskiej tradycji szlacheckiej, czyli zły był zawsze szlachcic polski (utożsamiany z warchołem i niechlujem), chłop polski jako przykład uległości wegetującej w skrajnej nędzy (Heine pisał: "Kto chce widzieć uosobienie pokory, niechaj popatrzy na chłopa polskiego, gdy stoi wobec szlachcica; brakuje mu tylko psiego ogona, którym mógłby kiwać na wszystkie strony"), wszechobecnego panoszenia się kleru katolickiego, nadużywania alkoholu, dziwnych i niezrozumiałych galanterii (jak choćby całowanie kobiet w rękę), niechlujstwa, brudu etc. etc. 

Ogólny przekaz tych utworów był taki: Polakom nie można pozwolić na posiadanie własnego państwa, gdyż jest to naród skrajnie nieodpowiedzialny, zbyt emocjonalny, a do tego niechlujny, niegospodarny, brudny i podstępny. Polaków można zmusić do pracy jedynie poprzez niemiecką kontrolę i karność, nauczyć ich nie tylko dobrej pracy, ale także kultury osobistej i... higieny (To też ciekawe, Polacy i w ogóle Słowianie byli od swych początków bodajże najczystszymi narodami i ludami w Europie. W słowiańskich osadach, na jednym z kluczowych miejsc zawsze stały publiczne łaźnie, gdzie można było się wykąpać, poza tym były jeziora, rzeki - czystość Słowian/Polaków była czymś naturalnym, co niestety nie było naturalne na Zachodzie Europy, gdzie myto się doprawdy co kilka miesięcy, lub nawet raz w roku, a rekordziści szczycili się tym, że nigdy w życiu nie zażywali kąpieli. Oczywiście to się z czasem na Zachodzie zaczęło zmieniać, zaczęto uświadamiać społeczeństwu potrzebę zachowania czystości ciała a nie tylko ducha. Z końcem XVIII stulecia Europa Zachodnia, bardzo powoli wchodziła w wiek wanny i mydła. I tutaj ciekawostka, o ile na Zachodzie zaczęto się myć od połowy - a raczej z końcem XVIII wieku, o tyle w Polsce w tym samym czasie zaczęto wdrażać ideały francuskie - czyli... zupełnego braku higieny. Król Stanisław August Poniatowski, wzorem francuskim ponoć nie kąpał się wcale - jedynie mył ręce, ewentualnie obmywał ciało i zmieniał ubranie. Tak więc od połowy wieku XVIII w Polsce można już mówić o upadku dotychczasowej higieny i dbałości o ciało, jaka była podstawą Polaków i Słowian w ogóle od starożytności. W XIX wieku na Zachodzie coraz mocniej upowszechniano potrzebę dbania o higienę osobistą, a u nas odwrotnie, przestano się wówczas myć, lub myto okazjonalnie. Stąd Niemcy często używali pogardliwego określenia: weichselzopf - nadwiślański warkocz, z którego wyczesywano roje gnieżdżących się tam żyjątek. Tak oto najczystszy naród Europy - czego dowodem był chociażby fakt, że na ziemiach polskich w XIV wieku nie doszło do epidemii czarnej śmierci, która w przeciągu kilku lat zdziesiątkowała ludność Europy, w Polsce nie było żadnego przypadku śmierci z powodu tejże epidemii, właśnie z powodu powszechnego w społeczeństwie dbania o higienę osobistą - stał się, na krótko bo na krótko, ale zawsze, jednym z najbrudniejszych europejskich narodów. Ponownie na ziemiach polskich zaczęto się "godzić" z mydłem, wanną i wodą w połowie XIX wieku, odrzucając francuskie wpływy "kulturalne").


ZASIĘG CZARNEJ ŚMIERCI W EUROPIE



  CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz