Stron

sobota, 20 stycznia 2018

POLSKĘ TRZEBA ZAŁATWIĆ! - Cz. II

CZYLI O TYM,

JAK TO NIEMCY, ROSJA I INNE KRAJE

PO I WOJNIE ŚWIATOWEJ,

WSPÓLNYMI SIŁAMI DĄŻYŁY DO 

ZNISZCZENIA ODRADZAJĄCEJ SIĘ

POLSKIEJ PAŃSTWOWOŚCI



"W CHWILI OBECNEJ NIE MAMY 
ŻADNEGO GORSZEGO WROGA"

gen. HANS von SEECKT 
Dowódca REICHSWEHRY
Luty 1920 r.





DZIAŁANIA NIEMIECKIE

1918-1922

Cz. I 


Po podpisaniu aktu zakończenia wojny (który w rzeczywistości był aktem kapitulacji kajzerowskich Niemiec) 11 listopada 1918 r. w wagonie kolejowym we francuskiej miejscowości Compiegne, tego samego dnia w Warszawie (i w wielu innych miastach dawnej Kongresówki) rozpoczęło się rozbrajanie Niemców. Niemiecki garnizon warszawski liczył sobie 12 000 żołnierzy, jednak większość z nich była już mocno zdemoralizowana i zrewolucjonizowana, a tym samym niechętna dalszej walce i pragnąca czym prędzej wrócić do domu (sprawność bojową utrzymała jedynie 4000 załoga warszawskiej Cytadeli). Jednak wieści o masowym rozbrajaniu Niemców na ulicach Warszawy, w połączeniu z informacjami o fizycznych atakach na żołnierzy (które miały miejsce sporadycznie od początku listopada), mogły spowodować zmianę nastawienia niemieckiego garnizonu, gdyż nic tak nie mobilizuje ludzi do dalszej walki jak groźba śmierci. Przybyły w godzinach porannych 10 listopada 1918 r. do Warszawy Józef Piłsudski (wypuszczony przez Niemców z więzienia w Magdeburgu, w którym przebywał ponad rok, począwszy od internowania w Warszawie 22 lipca 1917 r.), zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Nie tylko problemem był sam niemiecki garnizon w Warszawie, Niemcy bowiem utrzymywali w Królestwie Polskim ok. 60 000 żołnierzy, zaś cała armia stacjonująca na Wschodzie tzw.: Ober-Ostu (Oberbefehlshaber Ost - Naczelne Dowództwo Wschód) liczyła ok. 400 000 żołnierzy. Była to siła, która mogła wprost "zdmuchnąć" odradzającą się polską państwowość, tym bardziej że pod bronią było wówczas zaledwie 5 000 żołnierzy regularnego wojska (Polnische Wehrmacht), 4 000 niewyszkolonych i praktycznie nieuzbrojonych ochotników, którzy zaciągnęli się parę tygodni wcześniej, oraz ok. 12 000 żołnierzy POW-u (Polskiej Organizacji Wojskowej), też z reguły bardzo słabo uzbrojonych. 

Należało więc czym prędzej unormować stosunki z Niemcami, był to bowiem warunek sine qua non, bez którego spełnienia nie można było myśleć o odbudowie polskiej niepodległości. Jeszcze 10 listopada, nakazał podporucznikowi Adamowi Kocowi ustawić patrole peowiaków przed niemieckimi posterunkami, w celu zapobieżenia samowolnym atakom ludności na niemieckich żołnierzy. Delegacja niemieckiej Rady Żołnierskiej, która stawiła się w tymczasowym miejscu zakwaterowania Piłsudskiego (pensjonat panien Romanowych przy ulicy Moniuszki 2), która stwierdziła że pragnie w spokoju opuścić miasto i udać się do ojczyzny, ale jeśli ataki na żołnierzy będą się powtarzały "będą musieli siłą otwierać sobie drogę". Piłsudski oczywiście wyraził zgodę, ale zażądał jednocześnie wydania broni, niemieckich lokomotyw i wagonów, oraz użycia niemieckiej aparatury telegraficznej i telefonicznej. Nie zapadły tego dnia jeszcze żadne wiążące decyzje. Noc z 10 na 11 listopada spędził Piłsudski w rozmyślaniach i układaniach scenariuszy przyszłego porozumienia (w oparach dymu papierosowego i mocnej herbaty, którą lubił pijać). Następnego dni o godzinie 8:00 rano udał się do Pałacu Namiestnikowskiego (dziś to jest Pałac Prezydencki) na Krakowskim Przedmieściu do niemieckiego generał-gubernatora Hansa von Beselera. Potwierdził tam swą zgodę na bezpieczne ewakuowanie niemieckiego garnizonu z Warszawy, jednocześnie zwracając się do żołnierzy niemieckich (mocno już zrewoltowanych), że w Niemczech mogą sobie rozbić ze swymi oficerami co chcą, ale tu, na polskiej ziemi niewolno niemieckich oficerów ani znieważać, ani też zdzierać z nich oznak wojskowych i jednocześnie oświadczył: "Ja, jako przedstawiciel narodu polskiego, oświadczam wam, że naród polski za grzechy waszego rządu nad wami mścić się nie chce i nie będzie". 

12 listopada Piłsudski otrzymał ze strony Rady Regencyjnej misję utworzenia nowego rządu, tego też dnia wystosowana została odezwa do Narodu Polskiego w kwestii umożliwienia bezpiecznego przemarszu Niemcom do ojczyzny, znalazły się w niej takie oto słowa: "Wielki przewrót w Niemczech postawił na straży interesów narodu niemieckiego rząd ludowo-socjalistyczny. Okupacja w Polsce przestaje istnieć. Żołnierze niemieccy opuszczają naszą Ojczyznę. Rozumiem w pełni rozgoryczenie, jakie we wszystkich kołach społeczeństwa obudziły rządy okupantów. Pragnę jednak, abyśmy nie dali się porwać uczuciom gniewu i zemsty. Wyjazd władz i wojsk niemieckich musi odbyć się w najzupełniejszym porządku. (...) Obywatele! Wzywam was wszystkich do zachowania zimnej krwi, do równowagi i spokoju, jaki powinien panować w narodzie, pewnym swej wielkiej i świetnej przeszłości". Odezwa oczywiście tyczyła się całego kraju, nie tylko samej Warszawy, ale w tamtych czasach, w sytuacji wojennych zniszczeń i braku bezpośredniej łączności z wszystkimi terenami, nie wszyscy dowiedzieli się o jego wydaniu. W Międzyrzeczu z tego powodu doszło do tragedii, gdy próba rozbrojenia wycofujących się Niemców, skończyła się rozbiciem małego oddziału POW-u, a następnie przez kolejne trzy dni (16-18 listopada) Niemcy dokonali masakry cywilnych mieszkańców miasta a na koniec nałożyli na władze wysoką kontrybucję. Tego właśnie Piłsudski starał się uniknąć, dlatego też tak ważne było spokojne wycofanie się Niemców do kraju (gdyby bowiem armia Ober-Ostu przeszła przez Polskę bez zawarcia umowy i wytyczenia szlaków, to takich Międzyrzeczy byłoby mnóstwo w wielu polskich miastach).




Ewakuacja garnizonu warszawskiego trwała do 19 listopada - tego bowiem dnia ostatni niemiecki żołnierz opuścił stolicę. 20 listopada w godzinach rannych, do Warszawy przybył pierwszy niemiecki poseł - Harry Kessler, znajomy Piłsudskiego jeszcze z okopów z października 1915 r. który następnie eskortował przyszłego marszałka z twierdzy Magdeburg do Polski, po jego uwolnieniu przez władze niemieckie i który 9 listopada (w dniu abdykacji cesarza Wilhelma II i proklamowaniu Republiki Niemieckiej przez Philippa Scheidemanna z balkonu Reichstagu - po której to Scheidemann wrócił do spożywania obiadu, który przerwał tylko na ową proklamację, był bowiem bardzo głodny), ofiarował Piłsudskiemu swoją własną szablę oficerską, bowiem nie godziło się aby komendant wracał do kraju bez szabli. Niemcy postanowili bowiem zawrzeć z Polskę stosunki dyplomatyczne już 14 listopada (jeszcze przed oficjalną proklamację państwa polskiego, wysłaną do rządów najważniejszych państw świata), długo jednak myślano nad odpowiednim kandydatem do tej roli (16 listopada postanowiono wysłać do Warszawy kobietę, ale szybko z tego zrezygnowano). 18 listopada wybór padł właśnie na Harrego Kesslera (o którym już wielokrotnie pisałem na tym blogu), niemieckiego multimilionera, oficera i dyplomatę (oraz literata, filantropa, kolekcjonera sztuki i publicysty w jednym). Nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Polską miało jeszcze jeden cel. Chodziło bowiem o... zdyskredytowanie odradzającej się Polski w oczach zwycięskich mocarstw, gdyż to właśnie Niemcy jako pierwszy kraj uznał niepodległość i nawiązał stosunki dyplomatyczne z Polską. Była to więc podwójna gra Berlina, uwikłana w celu wyciągnięcia z tego dla siebie jakichś politycznych korzyści. 

Podczas swojej krótkiej misji poselskiej w Warszawie, Kessler zdołał jedynie wynegocjować umowę o przemarszu wojsk niemieckich ze ogromnych terenów na Wschodzie do Rzeszy, poza tym miał na głowie inne problemy. Musiał mianowicie co jakiś czas zmieniać hotele, bowiem gdy tylko bojówki Narodowej Demokracji dowiedziały się gdzie on przebywa, rozbijano szyby i wdzierano się do środka, co powodowało że niejednokrotnie musiał on uciekać przed wzburzonym tłumem (tak było chociażby w hotelu Bristol, gdy kelner ostrzegł Kesslera w ostatniej chwili: "Panie Kessler (...) bierz pan nogi za pas. Wiej pan przez kuchnię, to w tej chwili (...) jedyna dla pana droga ratunku"). 2 grudnia 1918 r. dowództwo armii Ober-Ostu zaakceptowało polskie warunki wycofania sił niemieckich do kraju i do 15 grudnia opracowano pierwszy kształt umowy, na mocy której Niemcy mieli wycofać się do Rzeszy trasą wiodącą przez Kowel, Białystok i Grajewo do Prus Wschodnich (ostateczna umowa w tej sprawie podpisana została 5 lutego 1919 r.). 15 grudnia jest również ostatnim dniem, w którym Harry Kessler pełnił funkcję posła niemieckiego w odradzającej się Polsce. Tego bowiem dnia został on poproszony o opuszczenie kraju i powrót do Niemiec. Tak oto zostały zerwane pierwsze stosunki dyplomatyczne Polski z Niemcami.

27 grudnia 1918 r. wybuchło w Poznaniu powstanie antyniemieckie, stało się to wbrew stanowisku polskiej Komisariatu Naczelnej Rady Ludowej, która nie godziła się na wybuch powstania, a raczej wolała rozmawiać z Niemcami o autonomii dla Wielkopolski. Powstanie wyszło z kręgów młodych polskich oficerów z armii niemieckiej, na czele z Mieczysławem Paluchem (zapominanym już dziś pierwszym przywódcą Powstania Wielkopolskiego). Paluch został zapominany, ponieważ rozbijał opowiastkę endecji o tym jak to Józef Dowbor-Muśnicki odzyskał Wielkopolskę. Prawda była taka, że gdy Muśnicki nawet jeszcze nie zamyślał o powstaniu, tzw.: radykalna grupa Nogaja (w skład której wchodził Paluch - który notabene był zagorzałym piłsudczykiem), opracowała i wprowadziła w życie plan odbicia Poznania i całej Wielkopolski. Paluch i jego szkolny kolega (też piłsudczyk) Bohdan Hulewicz nie zamierzali bowiem czekać na to aż zwycięskie mocarstwa Anglia i Francja oddadzą nam Wielkopolskę (na co właśnie liczyli sparaliżowani strachem przed niemiecką armią endeccy politycy z Naczelnej Rady Ludowej), i postanowili dokonać czynu zbrojnego, który dałby owym mocarstwom powód do przyznania Poznańskiego Polsce. 27 grudnia to właśnie Mieczysław Paluch dał sygnał do rozpoczęcia powstania, które przeszło do historii jako Powstanie Wielkopolskie. Błyskawicznym atakiem zajął lotnisko Ławica, wraz z wieloma stacjonującymi tam samolotami (umożliwiło to 9 stycznia 1919 r. dokonanie pierwszego w historii Polski nalotu bombowego na niemieckie miasto - Frankfurt nad Odrą, gdzie polskie samoloty z Poznania siały postrach wśród niczego się nie spodziewających mieszkańców miasta).

Na wiadomość o wybuchu powstania Naczelna Rada Ludowa wpadła we wściekłość i aby jakoś udobruchać Niemców, dołączyła w swe szeregi dwóch zagorzałych hakatystów (Hakata - czyli Deutscher Ostmarkenverein - Niemiecki Związek Marchii Wschodniej) i zażądała zaprzestania walk w mieście. Paluch jednak uznawszy zwierzchność NRL, jednocześnie nawiązał kontakt z Wojciechem Korfantym, jedynym rozsądnym przedstawicielem NRL-u, który twierdził że skoro powstanie już wybuchło, to należy je prowadzić, on też przekonał pozostałych członków tej organizacji do wsparcia powstania. Nim jednak gen. Dowbor-Muśnicki objął dowództwo nad powstaniem (6 stycznia 1919 r.) większa część Poznańskiego była już w rękach polskich, czyli powstanie przetrwało i rozszerzyło się na wiele innych miast i miasteczek Wielkopolski. Powstanie zakończyło się ostatecznie 16 lutego 1919 r. ugodą zawartą pod przymusem zwycięskich mocarstw Anglii i Francji w Trewirze, na mocy której cała Wielkopolska pozostała w rękach Polskich, zaś ostatecznie 28 czerwca 1919 r. po podpisaniu traktatu wersalskiego, została oficjalnie przyznana Polsce, ostatecznie do marca 1920 r. Wielkopolska została całkowicie zintegrowana z resztą kraju. Powstanie Wielkopolskie było potężnym ciosem dla Niemców, którzy w żadnym razie nie godzili się na uszczuplenie swojego stanu posiadania i uznawali jedynie granicę z 1914 r. Już w maju 1919 r. przegrupowano spore jednostki Grenzschutzu nad granicę z Polską, tymczasem większość sił polskich była wówczas rozlokowana na wschodzie (właśnie w maju ruszyło główne polskie uderzenie w Małopolsce Wschodniej, które do końca czerwca doprowadziło do zajęcia ogromnych terenów, zaś do sierpnia 1919 r. opanowano całą Małopolskę Wschodnią, ostatecznie likwidując istniejącą na jej terenie Zachodnio-ukraińską Republikę Ludową).



"O BOŻE A DOKĄD BÓG PROWADZI?
WARSZAWĘ ODWIEDZIĆ BYŚMY RADZI
GDY ZWIEDZIM WARSZAWĘ JUŻ NA WILNO - 
ZOBACZYĆ TO STARE NASZE WILNO.
A Z WILNA JUŻ DROGA JEST GOTOWA - 
PROWADZI PROŚCIUTKO AŻ DO LWOWA"



Do niemieckiego ataku jednak nie doszło (Niemcy były wówczas zbyt osłabione wojną światową, kontrybucjami i redukcją wojska, poza tym obawiano się reakcji Francji i Anglii na tak agresywny krok), za to wybuchło kolejne polskie powstanie w Rzeszy, tym razem na Śląsku - 16 sierpnia 1919 r., poza tym trwał spór niemiecko-polski o przynależność Pomorza (zwanego potem w niemieckiej prasie i późniejszej historiografii "polskim korytarzem") i Gdańska (już Kessler, jeszcze jako poseł niemiecki w Warszawie zdecydowanie twierdził: "Gdańska nie oddamy"), o tym jednak w kolejnej części.



CDN.
                   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz