CZYLI JAK TO WŁADZA
DODAJE SEKSAPILU
NAPOLEON BONAPARTE
KRÓLOWA LUIZA
HAREMOWE INTRYGI
CZYLI GDZIE JEST SZPIEG?
Cz. VI
"BĄDŹCIE GODNYMI OJCÓW WASZYCH, KTÓRZY ROZKAZYWALI DWOROWI BRANDENBURSKIEMU, NADAWALI CARÓW MOSKWIE, OSWOBODZILI WIEDEŃ I UWOLNILI CAŁE CHRZEŚCIJAŃSTWO! BĄDŹCIE PODOBNI PRADZIADOM WASZYM, O KTÓRYCH BOHATERSTWIE TYLE ŚWIADECTW DAJĄ DZIEJE ŚWIATA! (...) CHCĘ WASZEMU NARODOWI PRZYWRÓCIĆ ISTNIENIE POLITYCZNE (...) OKAŻCIE SIĘ GODNYMI SWOICH ZAMYSŁÓW (...) BEZ ODBUDOWANIA TEGO KRÓLESTWA EUROPA Z TEJ STRONY POZOSTAJE BEZ GRANIC"
CESARZ NAPOLEON W ROZMOWACH Z POLAKAMI
ok. 1806/1807
Agenci w spódnicach częstokroć w swych działaniach dorównywali tym noszącym spodnie, a zdarzało się że ich w tym szpiegowskim fachu prześcigali. Innymi słowy agentki różnych wywiadów, działały w owym czasie w najważniejszych stolicach europejskich. Niektóre potrafiły się doskonale kamuflować (jak choćby pewna dama z orszaku cesarzowej Józefiny, która od 1803 r. była agentką rosyjskiego wywiadu. Przesyłała ona raporty do Drezna, skąd potem trafiały one bezpośrednio do Petersburga. Swoją drogą dama ta czyniła tak powodowana swoistą rusofilią - cara Aleksandra I nazywała w swych listach "aniołem", notabene jednocześnie uznawała Napoleona za gwaranta spokoju publicznego i swego osobistego powodzenia - nie chciała też mu bezpośrednio szkodzić, więc w listach zastrzegła, iż przesyłane przez nią informacje nie mogą zostać udostępnione... francuskim rojalistom, których nienawidziła. Za swoje usługi pobierała oczywiście specjalną pensję). Wywiad francuski również utrzymywał agentów płci obojga w Petersburgu, jednak znając upodobania Aleksandra I, znacznie łatwiejszą tutaj pracę do wykonania miały panie. Aleksander uwielbiał aktorki, stąd z Paryża przyjeżdżały do Petersburga trupy aktorskie, wśród których były odpowiednio zwerbowane kobiety, mające umilić carowi czas zarówno grą aktorską, tańcem jak i miłostkami w alkowie (kobiety te specjalnie dobierał dla cara jego osobisty rajfur - książę Aleksander Golicyn, który osobiście "doglądał" najlepsze "sztuki" i wybierał je dla cara, często prezentując po kilka dziewcząt naraz, a te które car odrzucił... brał dla siebie. Zdarzało się że o względy cara w jednym szeregu musiały ze sobą rywalizować zarówno wielkie księżne, hrabianki, damy lokalnej szlachty jak i zwykłe aktorki i mieszczki. Prostytutek nie sprowadzano, gdyż nie godziło się aby car obcował ze sprzedajnymi niewiastami, zresztą nie musiał, większość kobiet i tak dobrowolnie rozkładała przed nim swe uda).
Napoleon to samo, lubieżnie gustował w aktorkach i tancerkach, choć jednocześnie bardzo cenił cnotę wśród kobiet. Pewnego razu w tłumie dostrzegł przypatrującą się mu z pasją młodą dziewczynę. Zaraz też poleciła swemu ordynansowi aby odwiedziła jego apartamenty, spodziewając się namiętnej nocy. Jednak gdy dziewczyna się zjawiła, ten ujrzawszy z bliska że to jeszcze kilkunastoletnie dziecko, które nawet nie ma pojęcia po co zostało zaproszone na pokoje cesarza, po krótkiej z nią rozmowie, upewniwszy się (oczywiście bez sprawdzania) że ma do czynienia z dziewicą, odesłał ją do domu wcześniej obdarowując ogromną sumą pieniędzy, za który dziewczyna mogła zakupić posiadłość pod Paryżem. Zresztą każda z kobiet, która przewinęła się przez cesarskie łoże w pałacu Tuileries, otrzymała odpowiednie wynagrodzenie, częstokroć znacznie zawyżone. Zdarzało się też jednak że potrafił być bezwzględny dla swych metres i niektóre z nich upokarzał, jak choćby pannę Marię Teresę Burgoin, aktorkę Teatru Francuskiego, której w 1804 r. polecił się rozbierać przy uchylonych drzwiach, gdy w sąsiednim pokoju rozprawiał z hrabią de Chanteloupem (kochankiem panny Burgion). Dziewczyna rozebrawszy się, wychyliła się przez uchylone drzwi i ujrzała swego kochanka oraz cesarza. hrabia de Chanteloup widząc to, cały siny z zazdrości i ze złości opuścił pałac Tuileries, zaś pannie Burgoin cesarz kazał się ubrać i również opuścić pałac. To doprowadziło ją do furii, została publicznie upokorzona, co później starała sobie odbić, oskarżając przez następnych kilka lat Napoleona o impotencję i szkalując jego dobre imię. Mało tego, zaczęła wręcz nawoływać do "zwalenia Korsykanina z tronu", a mimo to nie otrzymała nie tylko nakazu opuszczenia Francji (jak równie odważne damy: pani de Stael i pani Recamier), ale nawet dozoru policyjnego.
Tajemnica tej niezwykłej afery, która przekroczyła granice Francji i dotarła do stolic państw europejskich, wyjaśniła się w 1808 r. gdy podczas spotkania z carem Aleksandrem I w Erfurcie, Napoleon przywiózł ze sobą najlepszych francuskich aktorów, w tym co ciekawe... pannę Burgoin, która do Aleksandra robiła tak maślane oczy, tak się przy nim wiła odsłaniając swe wdzięki, iż od razu przypadła mu do gustu. Haczyk został zarzucony, panna Burgoin wykonała swoją robotę na medal. Car sądził że upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu, nie tylko posiądzie piękna kobietę, ale jeszcze otwartego wroga Napoleona, która może okazać się ciekawym źródłem informacji o Cesarzu Francuzów. No cóż, w tej materii to jednak Napoleon przechytrzył "Talmę Północy" (jak mawiał o carze Aleksandrze), gdyż nastroje panny Burgoin były pozorowane, a jej tyluletnia niechęć do Napoleona, miała ją tylko uwiarygodnić w oczach jego przeciwników. Car był zafascynowany dziewczyna, ale... rozsądek podpowiadał mu że coś jest nie tak, bowiem to by było zbyt łatwe - oto osobisty wróg Napoleona, miałby wylądować w jego alkowie tak po prostu i to jeszcze sprowadzony tu bezpośrednio przez samego cesarza Francuzów? Zastanawiał się co ma o tym myśleć, ale wówczas Napoleon zwrócił się do niego z przestrogą by jednak się do niej nie zbliżał. Na pytanie cara dlaczego, odrzekł: "za pięć dni cały Paryż będzie wiedział, jak Wasza Cesarska Mość jest zbudowany, i to od stóp do głów". Te słowa zrobiły swoje, car wkrótce potem zaprosił pannę Burgoin do Petersburga, gdzie spędziła kilka kolejnych lat, jako jedna z jego metres, jednocześnie pisząc do Paryża sążniste raporty o rosyjskim monarsze i jego otoczeniu (szczególnie zazdrości innych kobiet, w tym hrabiny Naryszkiny, jego dotychczasowej głównej kochanki) i polityce rosyjskiego dworu.
Ale wróćmy do Konstantynopola. W tamtejszym haremie sułtana Selima III również została ulokowana francuska odaliska, której zadaniem było uniemożliwienie wystąpienia Turcji Osmańskiej po stronie wrogów napoleońskiej Francji. Napoleon zaatakował tureckie posiadłości jeszcze w 1798 r. w czasie swej wyprawy do Egiptu (Egipt był wówczas cześcią składową Imperium Osmańskiego). W tym czasie pokonał kilkukrotnie siły turecko-mameluckie, m.in.: w bitwie pod Piramidami (21 lipca 1798 r.), pod górą Tabor (16 kwietnia 1799 r.) czy pod Heliopolis (20 marca 1800 r.). A mimo to turecki sułtan nie tylko nie odwołał swego ambasadora (Es Seyid Aliego) z Paryża, ale również nie wtrącił do lochu francuskiego posła (Ruffina) w Konstantynopolu. Wyglądało na to, że sułtan nic sobie nie robi z powolnego odkrawania Egiptu przez Bonapartego od jego imperium. Wywiad rosyjski, austriacki i oczywiście brytyjski, zachodziły w głowę, co jest przyczyną tego stanu rzeczy, przecież logicznie myśląc sułtan powinien zerwać jakiekolwiek stosunki z Francją, wypowiedzieć jej wojnę i wejść do koalicji antyfrancuskiej. Tak się jednak nie stało, a 25 czerwca 1802 r. w Paryżu Talleyrand i Seyid Ali podpisali pokój francusko-turecki. Logicznie myśląc nic się tu nie układało, tym bardziej że zarówno Brytyjczycy jak i Rosjanie nie żałowali złota, aby przekupić sułtańskich dostojników z wielkim wezyrem na czele - ci pieniądze przyjmowali, deklarując swe poparcie dla celów swych sponsorów, ale... niczego nie byli w stanie zdziałać, wszystkie ich plany były torpedowane w zarodku. Turcja w jakiś niewytłumaczalny sposób nie chciała wdać się w wojnę z Francją Napoleona.
Jeśli coś się nie da wytłumaczyć logicznie, to może... należy spróbować znaleźć mniej logiczne wytłumaczenie tego fenomenu. Pierwsi taką próbę podjęli właśnie Brytyjczycy (wywiad brytyjski), którzy doszli do wniosku że skoro sułtan Selim III prowadzi tak bardzo profrancuską politykę, pomimo jawnej agresji Francji na jego terytorium, to odpowiedź musi się kryć w zakamarkach jego haremu. Któż bardziej może zagłuszyć zdrowy rozsądek, niż... miłość mężczyzny do pięknej kobiety? Brytyjczycy doszli więc do przekonania że wróg znajduje się w sułtańskim haremie i jest to jakaś ulubiona odaliska Selima III. Raport, jaki został przedstawiony premierowi Grenville'owi wzbudził jednak jedynie uśmiech politowania członków brytyjskiego rządu. Zastanawiano się na co idą pieniądze Jego Królewskiej Mości, przeznaczone na potrzeby wywiadu, skoro ten, nie mogąc znaleźć żadnego logicznego powodu utrzymywania profrancuskiego kursu polityki osmańskiej, wymyśla jakieś niestworzone romantyczne historyjki. To było zbyt proste i zbyt żałosne, aby zostało zaakceptowane przez rząd Wielkiej Brytanii. Wywiad brytyjski jednak nie pomylił się, często bowiem najmniej prawdopodobne rozwiązania są najprostsze. Londyn jednak nie uwierzył własnemu wywiadowi, ale przez kolejne kilka lat nie wracano do sprawy, jako że zarówno Francja jak i Turcja zajęły się swoimi sprawami, nie wchodząc w większe alianse.
Kolejnym szokiem koalicji anty-napoleońskiej, była francuska deklaracja nienaruszalności granic Imperium Osmańskiego, zawarta 15 grudnia 1805 r. Zaraz potem, w następnym roku nowym ambasadorem Francji nad Bosforem został młody generał, wyspiarski rodak Napoleona - Horacy Sebastiani. I znów stała się rzecz bardzo dziwna, sułtan Selim III zaczął tytułować Napoleona: "Wielkim Cesarzem i Padyszachem Francuzów", choć wcześniej miał opory przed uznaniem go za cesarza. Mało tego, zaczął pisywać doń listy, w których jego sympatia dla Napoleona zaczęła przybierać formy... mistycznego uwielbienia. Turcja wówczas wciąż jeszcze była ogromnym imperium, a jej przejście do obozu napoleońskiego, mogło bardzo poważnie utrudnić formowanie kolejnych kampanii anty-napoleońskich, które były tak potrzebne Brytyjczykom, bowiem przez Napoleona tracili swoją dotychczasową pozycje i pieniądze. Rozpoczęto więc próbę usunięcia sułtana, wywiad brytyjski i rosyjski zaangażował się w podburzanie janczarów i muzułmańskiej hierarchii religijnej przeciwko władcy i choć te problemy wciąż trwały i paraliżowały działania Selima III, główny wróg nie został unieszkodliwiony. Nie został, ponieważ Londyn nie wierzył, aby jedna kobieta mogła pokrzyżować im szyki w tym regionie i na siłę szukali innych wytłumaczeń własnych niepowodzeń. Wymyślano więc inne możliwości zbliżenia francusko-tureckiego - bezskutecznie jednak. Wreszcie, 24 grudnia 1806 r. na spotkaniu sułtańskiego Dywanu, podjęto decyzję o wypowiedzeniu wojny Rosji. Do tej wojny Napoleon również zachęcał Selima, pisząc do niego z Poznania 1 grudnia 1806 r. list o takiej oto treści: "Prusy, które sprzymierzyły się z Rosją, przestały istnieć. Moje armie stoją nad Wisłą, zająłem Warszawę. Polacy zerwali się do walki o swą niepodległość (...) Dalsza Twoja uległość wobec Rosji będzie słabością i spowoduje utratę Cesarstwa Ottomańskiego". Będzie ona trwała kolejne pięć i pół roku do czasu inwazji Napoleona na Rosję.
Ponieważ zajęci na froncie polskim Rosjanie nie mogli uderzyć na Turcję z całą swą siła, postanowili ich w tym dziele zastąpić Brytyjczycy. 25 stycznia 1807 r. brytyjski poseł w Konstantynopolu - Arbuthnot, zażądał od sułtana odnowienia sojuszu angielsko-tureckiego z 1798 r., przekazania brytyjskiej flocie admirała Duckwortha fortów dardanelskich oraz oddania 15 okrętów swej floty. Poza tym brytyjski poseł żądał, aby Turcja oddała Rosji Mołdawię i wyrzuciła ze swego terytorium francuskiego ambasadora. Na tak bezczelnie postawione ultimatum, sułtan zareagował równie bezczelnym wyrzuceniem Arbuthnota wraz z jego personelem ze swego kraju. Już 19 lutego 1807 r. brytyjska flora rozbiła (bezbronną, gdyż prawie pozbawioną załóg, ze względu na muzułmańskie święto) flotę turecką przy Przylądku Nagara w Dardanelach. Po tej klęsce sułtan (który szybko się załamywał niepowodzeniami) postanowił ustąpić żądaniom Brytyjczyków i oddalić Francuzów z kraju. Wszystko szło więc ku szczęśliwemu zakończeniu dla anty-napoleońskiej koalicji, ale szybko okazało się że radość wrogów Napoleona jest przedwczesna. Sułtan postanowił walczyć dalej, nabrał pewności siebie i wiary we własne możliwości. Skąd ta nagła zmiana? Otóż szybko okazało się że sułtan nabiera większej chęci do wojny i utwardza swoje stanowisko, po wizycie w... haremie. Bingo, czyli pierwotny trop był prawdziwy - tam w sułtańskim haremie czai się wróg Brytyjczyków i Moskali, wróg o tyle niebezpieczny i przebiegły iż mógł działać (posługując się swymi niewieścimi wdziękami) bez przeszkód i trudno byłoby go unieszkodliwić. Jak bowiem można było wejść do sułtańskiego haremu? Nie mógł tego uczynić żaden mężczyzna. Mężczyzna nie, ale... inna kobieta?
A wroga tego należało czym prędzej usunąć, bowiem sytuacja stawała się dla Brytyjczyków groźna. W Konstantynopolu wybuchły bowiem rozruchy, skierowane przeciwko Brytyjczykom i ich sojusznikom, tłum bił Anglików, którzy w porę nie zdołali dostać się na swój okręt i odpłynąć. Poza tym Turcy udawali pokornych, pragnąc zyskać na czasie i skutecznie się ufortyfikować (przy pomocy francuskich inżynierów). Admirał Duckworth został kompleksowo złapany w pułapkę rozmów sojuszniczych, gdy Turcy udawali że zależy im na zakończeniu walk, jednocześnie przeciągali rozmowy, aby zdarzyć się odpowiednio zabezpieczyć. Gdy osiągnęli swój cel, stwierdzili że owszem, chcieliby podpisać układ pokojowy, ale nie ma gdzie tego zrobić, bowiem na lądzie grasuje zbuntowany tłum, zaś oni nie będą tego czynili na pokładzie brytyjskiego okrętu, gdyż byłoby to sprzeczne z ich religią. Gdy Duckworth zrozumiał że został kompleksowo wykiwany, było już jednak za późno. 3 marca 1807 r. nastających w porcie Brytyjczyków posypała się lawina ognia z dobrze ufortyfikowanych fortów nadbrzeżnych, zmuszając ich do odwrotu (zatopiono przy tym dwa brytyjskie okręty, trzy dodatkowe mocno uszkodzono i życie straciło kilkuset marynarzy). W bitwie tej sam admirał Duckworth o mało co nie stracił głowy (i to dosłownie) gdy pocisk armatni przeleciał tuż nad jego... kapeluszem, rozrywając pobliski maszt. Zwycięstwo było bezsporne, sułtan opromieniony sukcesem triumfował (i jeszcze bardziej przekonał się do racji swej tajemniczej nałożnicy), a wkrótce potem Napoleon wysłał Selimowi Wielką Wstęgę orderu Legii Honorowej w dowód uznania jego zwycięstwa (odznaczył również swego ambasadora Sebastianiego, który to realnie dowodził bitwą po stronie tureckiej).
Wielka Brytania została pobita i upokorzona, należało więc szybko działać. Ale jak? To że jest w haremie Selima jakaś kobieta, prawdopodobnie Francuzka, której intrygi niweczą brytyjskie plany, stało się już oczywiste również i dla brytyjskiego rządu (nowego rządu, gdyż 31 marca ustąpił gabinet Grenville'a a zastąpił go 2 kwietnia William Cavendish-Bentinck książę Portland). Postanowiono więc początkowo wprowadzić do sułtańskiego haremu własnego agenta - kobietę która miałaby za zadanie odnalezienie francuskiej odaliski i jej "unieszkodliwienie". Sytuacja jednak się skomplikowała, flota admirała Duckwortha musiała opuścić Dardanele, a Brytyjczycy nie dysponowali wówczas żadną inną siłą w pobliżu Konstantynopola. Mało tego, większość brytyjskich agentek, to były damy, które swe raporty pisywały z rozmów z kochankami zdobytymi w łożu, tutaj jednak realnie potrzebowano morderczyni. W tamtej sytuacji stało się więc to już niewykonalne. Znaleziono jednak i na to sposób, znacznie skuteczniejszy niż wprowadzenie do haremu zabójcy, którym wówczas nie dysponowano.
Jeśli coś się nie da wytłumaczyć logicznie, to może... należy spróbować znaleźć mniej logiczne wytłumaczenie tego fenomenu. Pierwsi taką próbę podjęli właśnie Brytyjczycy (wywiad brytyjski), którzy doszli do wniosku że skoro sułtan Selim III prowadzi tak bardzo profrancuską politykę, pomimo jawnej agresji Francji na jego terytorium, to odpowiedź musi się kryć w zakamarkach jego haremu. Któż bardziej może zagłuszyć zdrowy rozsądek, niż... miłość mężczyzny do pięknej kobiety? Brytyjczycy doszli więc do przekonania że wróg znajduje się w sułtańskim haremie i jest to jakaś ulubiona odaliska Selima III. Raport, jaki został przedstawiony premierowi Grenville'owi wzbudził jednak jedynie uśmiech politowania członków brytyjskiego rządu. Zastanawiano się na co idą pieniądze Jego Królewskiej Mości, przeznaczone na potrzeby wywiadu, skoro ten, nie mogąc znaleźć żadnego logicznego powodu utrzymywania profrancuskiego kursu polityki osmańskiej, wymyśla jakieś niestworzone romantyczne historyjki. To było zbyt proste i zbyt żałosne, aby zostało zaakceptowane przez rząd Wielkiej Brytanii. Wywiad brytyjski jednak nie pomylił się, często bowiem najmniej prawdopodobne rozwiązania są najprostsze. Londyn jednak nie uwierzył własnemu wywiadowi, ale przez kolejne kilka lat nie wracano do sprawy, jako że zarówno Francja jak i Turcja zajęły się swoimi sprawami, nie wchodząc w większe alianse.
Kolejnym szokiem koalicji anty-napoleońskiej, była francuska deklaracja nienaruszalności granic Imperium Osmańskiego, zawarta 15 grudnia 1805 r. Zaraz potem, w następnym roku nowym ambasadorem Francji nad Bosforem został młody generał, wyspiarski rodak Napoleona - Horacy Sebastiani. I znów stała się rzecz bardzo dziwna, sułtan Selim III zaczął tytułować Napoleona: "Wielkim Cesarzem i Padyszachem Francuzów", choć wcześniej miał opory przed uznaniem go za cesarza. Mało tego, zaczął pisywać doń listy, w których jego sympatia dla Napoleona zaczęła przybierać formy... mistycznego uwielbienia. Turcja wówczas wciąż jeszcze była ogromnym imperium, a jej przejście do obozu napoleońskiego, mogło bardzo poważnie utrudnić formowanie kolejnych kampanii anty-napoleońskich, które były tak potrzebne Brytyjczykom, bowiem przez Napoleona tracili swoją dotychczasową pozycje i pieniądze. Rozpoczęto więc próbę usunięcia sułtana, wywiad brytyjski i rosyjski zaangażował się w podburzanie janczarów i muzułmańskiej hierarchii religijnej przeciwko władcy i choć te problemy wciąż trwały i paraliżowały działania Selima III, główny wróg nie został unieszkodliwiony. Nie został, ponieważ Londyn nie wierzył, aby jedna kobieta mogła pokrzyżować im szyki w tym regionie i na siłę szukali innych wytłumaczeń własnych niepowodzeń. Wymyślano więc inne możliwości zbliżenia francusko-tureckiego - bezskutecznie jednak. Wreszcie, 24 grudnia 1806 r. na spotkaniu sułtańskiego Dywanu, podjęto decyzję o wypowiedzeniu wojny Rosji. Do tej wojny Napoleon również zachęcał Selima, pisząc do niego z Poznania 1 grudnia 1806 r. list o takiej oto treści: "Prusy, które sprzymierzyły się z Rosją, przestały istnieć. Moje armie stoją nad Wisłą, zająłem Warszawę. Polacy zerwali się do walki o swą niepodległość (...) Dalsza Twoja uległość wobec Rosji będzie słabością i spowoduje utratę Cesarstwa Ottomańskiego". Będzie ona trwała kolejne pięć i pół roku do czasu inwazji Napoleona na Rosję.
Ponieważ zajęci na froncie polskim Rosjanie nie mogli uderzyć na Turcję z całą swą siła, postanowili ich w tym dziele zastąpić Brytyjczycy. 25 stycznia 1807 r. brytyjski poseł w Konstantynopolu - Arbuthnot, zażądał od sułtana odnowienia sojuszu angielsko-tureckiego z 1798 r., przekazania brytyjskiej flocie admirała Duckwortha fortów dardanelskich oraz oddania 15 okrętów swej floty. Poza tym brytyjski poseł żądał, aby Turcja oddała Rosji Mołdawię i wyrzuciła ze swego terytorium francuskiego ambasadora. Na tak bezczelnie postawione ultimatum, sułtan zareagował równie bezczelnym wyrzuceniem Arbuthnota wraz z jego personelem ze swego kraju. Już 19 lutego 1807 r. brytyjska flora rozbiła (bezbronną, gdyż prawie pozbawioną załóg, ze względu na muzułmańskie święto) flotę turecką przy Przylądku Nagara w Dardanelach. Po tej klęsce sułtan (który szybko się załamywał niepowodzeniami) postanowił ustąpić żądaniom Brytyjczyków i oddalić Francuzów z kraju. Wszystko szło więc ku szczęśliwemu zakończeniu dla anty-napoleońskiej koalicji, ale szybko okazało się że radość wrogów Napoleona jest przedwczesna. Sułtan postanowił walczyć dalej, nabrał pewności siebie i wiary we własne możliwości. Skąd ta nagła zmiana? Otóż szybko okazało się że sułtan nabiera większej chęci do wojny i utwardza swoje stanowisko, po wizycie w... haremie. Bingo, czyli pierwotny trop był prawdziwy - tam w sułtańskim haremie czai się wróg Brytyjczyków i Moskali, wróg o tyle niebezpieczny i przebiegły iż mógł działać (posługując się swymi niewieścimi wdziękami) bez przeszkód i trudno byłoby go unieszkodliwić. Jak bowiem można było wejść do sułtańskiego haremu? Nie mógł tego uczynić żaden mężczyzna. Mężczyzna nie, ale... inna kobieta?
A wroga tego należało czym prędzej usunąć, bowiem sytuacja stawała się dla Brytyjczyków groźna. W Konstantynopolu wybuchły bowiem rozruchy, skierowane przeciwko Brytyjczykom i ich sojusznikom, tłum bił Anglików, którzy w porę nie zdołali dostać się na swój okręt i odpłynąć. Poza tym Turcy udawali pokornych, pragnąc zyskać na czasie i skutecznie się ufortyfikować (przy pomocy francuskich inżynierów). Admirał Duckworth został kompleksowo złapany w pułapkę rozmów sojuszniczych, gdy Turcy udawali że zależy im na zakończeniu walk, jednocześnie przeciągali rozmowy, aby zdarzyć się odpowiednio zabezpieczyć. Gdy osiągnęli swój cel, stwierdzili że owszem, chcieliby podpisać układ pokojowy, ale nie ma gdzie tego zrobić, bowiem na lądzie grasuje zbuntowany tłum, zaś oni nie będą tego czynili na pokładzie brytyjskiego okrętu, gdyż byłoby to sprzeczne z ich religią. Gdy Duckworth zrozumiał że został kompleksowo wykiwany, było już jednak za późno. 3 marca 1807 r. nastających w porcie Brytyjczyków posypała się lawina ognia z dobrze ufortyfikowanych fortów nadbrzeżnych, zmuszając ich do odwrotu (zatopiono przy tym dwa brytyjskie okręty, trzy dodatkowe mocno uszkodzono i życie straciło kilkuset marynarzy). W bitwie tej sam admirał Duckworth o mało co nie stracił głowy (i to dosłownie) gdy pocisk armatni przeleciał tuż nad jego... kapeluszem, rozrywając pobliski maszt. Zwycięstwo było bezsporne, sułtan opromieniony sukcesem triumfował (i jeszcze bardziej przekonał się do racji swej tajemniczej nałożnicy), a wkrótce potem Napoleon wysłał Selimowi Wielką Wstęgę orderu Legii Honorowej w dowód uznania jego zwycięstwa (odznaczył również swego ambasadora Sebastianiego, który to realnie dowodził bitwą po stronie tureckiej).
Wielka Brytania została pobita i upokorzona, należało więc szybko działać. Ale jak? To że jest w haremie Selima jakaś kobieta, prawdopodobnie Francuzka, której intrygi niweczą brytyjskie plany, stało się już oczywiste również i dla brytyjskiego rządu (nowego rządu, gdyż 31 marca ustąpił gabinet Grenville'a a zastąpił go 2 kwietnia William Cavendish-Bentinck książę Portland). Postanowiono więc początkowo wprowadzić do sułtańskiego haremu własnego agenta - kobietę która miałaby za zadanie odnalezienie francuskiej odaliski i jej "unieszkodliwienie". Sytuacja jednak się skomplikowała, flota admirała Duckwortha musiała opuścić Dardanele, a Brytyjczycy nie dysponowali wówczas żadną inną siłą w pobliżu Konstantynopola. Mało tego, większość brytyjskich agentek, to były damy, które swe raporty pisywały z rozmów z kochankami zdobytymi w łożu, tutaj jednak realnie potrzebowano morderczyni. W tamtej sytuacji stało się więc to już niewykonalne. Znaleziono jednak i na to sposób, znacznie skuteczniejszy niż wprowadzenie do haremu zabójcy, którym wówczas nie dysponowano.
GERMAN DEATH CAMPS
NEVER POLISH
NEVER POLISH
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz