Stron

niedziela, 6 maja 2018

JAKA PIĘKNA... PATOLOGIA! Cz. II

CZYLI ROZWAŻANIA NAD

WSPÓŁCZESNOŚCIĄ


Oto kolejna część niesamowitych wręcz patologii, jakie ostatnio ujawniły się w przestrzeni publicznej. Żyjemy w świecie niesamowicie szybko się zmieniającym, świecie gdzie informacja trwa zaledwie kilka chwil i zaraz jest zastępowana kolejną informacją, po ty tylko aby nabić jak najwięcej wyświetleń, klików bądź polubień (choć przecież i tak w większości przypadków ludzie nie czytają całych artykułów, a jedynie skupiają uwagę na samych nagłówkach, które z tego powodu stają się coraz bardziej ekstrawaganckie, śmieszne a niektóre wręcz podłe). W tym temacie przejdziemy więc do kolejnego wysypu niesamowitych wręcz patologii, które postaram się opisać i skomentować. Aby nie przedłużać, przejdźmy więc już bezpośrednio do tematu:  


PATOLOGIA 

nr. I

 


Zacznijmy dość swobodnie, od tematu który wydawać się może zupełnie błahy i nieszkodliwy, choć w rzeczywistości pokazuje całkowitą degrengoladę i patologizację kultury tzw.: "Zachodu". Otóż w Szwecji, w tamtejszym komiksie o Fantomenie (takim superbohaterze, częściowo podobnym do Batmana), jego twórcy postanowili wprowadzić nieco "nowoczesności" do owej zmurszałej już bajki. Mianowicie w najnowszym numerze, Fantomen pojawia się w Polsce, gdzie bierze w obronę paradę równości, która oto ma zostać zaatakowana przez złych "polskich nacjonalistów". Fantomen, jak przystało na nowoczesnego bohatera dzisiejszego świata, bierze w rękę tęczową flagę (symbol międzynarodowego ruchu gejów i lesbijek) i bije nią złych "polskich nacjonalistów", jak przystało na prawdziwego (nowoczesnego) bohatera naszych czasów. W zasadzie sprawa zupełnie niewarta zbytniego komentarza (dlatego pozwoliłem sobie umieścić ją na samym początku, w skali ważności od najmniejszego do największego), jednak umieściłem ją tutaj, bowiem pokazuje ona patologię współczesnego świata "Zachodu", ze szczególnym uwzględnieniem samej Szwecji. Przyznam się szczerze że komiks ten nieco mnie rozśmieszył. Oto bowiem główny bohater komiksu, rozprawia się z przeciwnikiem, który realnie jest słabszy (lub bardzo słaby), ale ze względu na propagandę medialną i skalę zagrożenia, nadaną całemu zjawisku, urósł do rozmiarów giganta. Chodzi tutaj nie tylko o kwestie nacjonalizmu (ci, którzy czytają mój blog, wiedzą zapewne jaki ja mam stosunek do wszelakich nacjonalizmów, partii narodowych czy temu podobnych organizacji. Wiedzą też zapewne że nacjonalizm to nie patriotyzm, a ja przecież skupiam się nie tylko na tym drugim, ale idę nieco dalej. Dla czytelników bloga wydaje mi się jasne są moje poglądy, które można streścić krótko w kilku słowach: solidaryzm społeczny i polski mesjanizm, no i oczywiście zdecydowany i bezpardonowy antykomunizm - tyle i tylko tyle, choć może dla wielu to aż nadto), ale również oto, gdzie dziś międzynarodowy lewicowy establishment widzi swoje największe zagrożenie.

Owo "zagrożenie" jest konkretnie umiejscowione, dlatego też nie bez powodu Fantom zjawia się właśnie w Warszawie, stolicy Polski, aby tam stanąć w obronie maszerujących w paradzie równości gejów i lesbijek, którym ponoć ma zagrażać polski homofobiczny, szowinistyczny i rasistowski nacjonalizm. Bierze więc ów "bohater" do ręki tęczową flagę i wali nią w gęby te polskie rasistowskie potwory, które stanowią dziś realną obawę nowego marksistowskiego świata Zachodu. Da ludzi myślących, komentarz tego rodzaju łopatologicznej propagandy wydaje się zbyteczny, ale ponieważ podjąłem ten temat, to go również zakończę komentarzem. Otóż Szwecja płonie! Płonie Malmo, Sztokholm i inne miasta, policja już oficjalnie przyznaje że nie panuje nad sytuacją w kraju (co oczywiście jest przemilczane lub wyciszane przez lewicowy szwedzki rząd). Pojawiają się informacje, że wcześniej czy później będzie trzeba wprowadzić do Szwecji obce wojska, aby zaprowadzić w kraju porządek, bo już nie tylko policja, ale nawet armia jest całkowicie bezradna tym co się dzieje w kraju. A co się takiego w owej Szwecji niezwykłego dzieje? Nic wielkiego, bzdura taka, niewarta w ogóle podjęcia tematu, jak choćby codzienne gwałty na kobietach (Szwedkach), często bardzo brutalne, niekiedy kończące się zabójstwami. Podpalania samochodów i przejmowanie kontroli nad duża częścią dzielnic w miastach (a nawet nad całymi miastami) przez obcych kulturowo i nachodźców ze świata Islamu, którzy przyjechali tam, aby sobie pogwałcić "szwedzkie dziwki" (jak większość arabusów określa w sposób najłagodniejszy współczesne kobiety tzw.: Zachodu). Przyjechali tutaj, aby spuścić sobie nieco ciśnienia ze swoich jąder, więc o co chodzi? Czy kogoś może to dziwić? Przecież to jest zupełnie naturalne, że mężczyzna, któremu zachce się seksu, może sobie wybrać kobietę, zaciągnąć ją w "krzaki", rozebrać i zupełnie naturalnie (zgwałcić) spuścić napięcie z jąder. Przecież tak robią wszyscy, prawda? Po to są kobiety, żeby je gwałcić - tak? I oczywiście jest to naturalne zachowanie mężczyzn, w każdej kulturze, bo tak mówią feministki, które są niezwykle entuzjastycznie nastrojone na przyjmowanie kolejnych "uchodźców", bo przecież należy pomagać "biednym ludziom w potrzebie". A że feministki ZAWSZE!!! występują w obronie kobiet, to jest coś tak naturalnego, jak fakt iż dzisiejsza unia nie ma żadnych związków z marksizmem. Zupełnie naturalne prawda?

Czy można się więc dziwić, że Fantomen widzi zagrożenie w "polskich nacjonalistach", no chyba nikogo to nie powinno dziwić? A kogo ma atakować, jak nie nacjonalistów, biednych imigrantów z napięciem w jądrach, którzy (dla celów zdrowotnych), muszą spuścić to ciśnienie i przy okazji zgwałcić kobietę, dziecko, zwierzę lub... rurę wydechową od auta, a w wolnych chwilach palący samochody i niszczący tamtejsze miasta (oraz zamieniających je w prawdziwe muzułmańskie getta i strefy no-go?). No chyba człowiek zupełnie nieświadomy dzisiejszej "mądrości etapu" mógłby uważać, iż szwedzki bohater miałby zajmować się takimi bzdurami, polscy nacjonaliści to co innego, oni mogą podbić nie tylko Szwecję, ale całą Europę a nawet Świat. I co wtedy? Gdzie się podzieją wówczas biedne geje i lesbijki oraz oczywiście muzułmanie z opuchniętymi jądrami? W takim świecie, zdominowanym przez polskich nacjonalistów życie straciłoby sens (i smak). Fantomen musi więc walczyć z tym światowym niebezpieczeństwem i biorąc w rękę tęczową flagę bije nią tych przebrzydłych polskich rasistów (swoją drogą, ja tylko czekam, aż Fantomen lub inny jakiś szwedzki "bohater" weźmie w rękę zielony sztandar proroka Mahometa i będzie nim wywijał już nie przeciwko nacjonalistom i ksenofobom, ale przeciw innym rasistom, tym razem już bezpośrednio... gejom i lesbijkom, którzy w muzułmańskim świecie mogą co najwyżej podyndać sobie, zawieszeni na latarni. Bo to, że w marksistowskiej hierarchii gej oraz kobieta stają niżej od muzułmanina, jest już zapewne powszechnie wiadome, a jeśli wielu tzw.: "postępowców" lewicy jeszcze o tym nie wie, to już wkrótce się przekona, niezwykle brutalnie, na własnej skórze, gdy marksistowskie bojówki Antify przyłączą się do muzułmanów aby wspólnie rozbijać parady równości, tylko po to, by ostatecznie sami zostać unicestwieni przez nieznoszących konkurencji muslimskich szuszfoli). Fantomen (i ci, którzy ten komiks wydają) wiedzą doskonale jakie jest prawdziwe zagrożenie - polscy nacjonaliści.

Ale, aby pozostać sprawiedliwym, powiem na koniec - niech Szwedzi sobie rysują co chcą, niech głównego wroga upatrują również gdzie chcą, my zresztą czynimy tak samo (i zobaczymy kto na tym lepiej wyjdzie). My też mamy swoje komiksy, takie jak choćby Jan Hardy - Żołnierz Wyklęty, który od 1945 r. walczy z wkraczającymi do Polski Sowietami (a na jednej z okładek, wręcz rozgniata czerwoną gwiazdę), czy Biały Orzeł, superbohater podobny do Kapitana Ameryka i Iron-Mana w jednym, który ratuje Świat (i Polskę) przed diabolicznymi planami chociażby diabolicznej "Czarnej Śmierci". No cóż, tam gdzie tzw.: "Zachód", upity trucizną neomarksizmu i niezdolny już do podjęcia własnej obrony, czeka na ostateczny cios, zadany ręką brodatego "biednego uchodźcy", tam  Polsce czerwona gwiazda, czerwona flaga, oraz cały stery i nowy marksizm, nadają się co najwyżej do spuszczenia w klozecie, a realnie do podjęcia z nimi zdecydowanej walki, taką, jaką prowadzili Żołnierze Niezłomni - na których tradycji (w dużej mierze wyrasta w Polsce nowe pokolenie). I znów Polska idzie pod prąd ogólnie panujących w Europie mód, tendencji i prikazów, nic więc dziwnego że (nie tylko Fantomen) widzi swego głównego wroga w polskich nacjonalistach.         


JAN HARDY


 
 BIAŁY ORZEŁ



PATOLOGIA

nr. II




Patologia numer dwa, ma już większy gatunkowo większy ciężar i związana jest tym razem z Polską (a raczej z działającymi tutaj marksistowskimi jaczejkami). Otóż przed 1 maja w krakowskim Parku Jordana doszło do dewastacji, znajdującego się tam (m.in.:) pomnika jednego z Żołnierzy Niezłomnych - Zygmunta Szendzielarza ps.: "Łupaszki". Pisałem o tym Żołnierzu Niepodległej już kilkukrotnie na tym blogu, teraz tylko pokrótce przypomnę Jego życiorys. Otóż Zygmunt Szendzielarz, urodzony w 1910 r. w 1931 r. rozpoczął studia w Szkole Podchorążych Piechoty, a następnie (od 1932 r.) kontynuował je w Szkole Podchorążych Kawalerii. Naukę ukończył w 1934 r. ze stopniem podporucznika i został przydzielony do 4 Pułku Ułanów Zaniemeńskich. Jako dowódca 2 szwadronu tego pułku, wziął udział w wojnie z Niemcami od 1 września 1939 r. Po ataku sowieckim 17 września, większość oddziałów próbowała ewakuować się przez Węgry lub Rumunię na Zachód, do Francji (dalsza walka przeciwko dwóm potężnym agresorom po prostu była fizycznie niemożliwa), aby tam dalej kontynuować walkę i powrócić do Ojczyzny po klęsce Niemiec (i wyparciu z Polski Sowietów). Próbę tę podjął również porucznik Zygmunt Szendzielarz, ale nie udało mu się przekroczyć granicy, wrócił więc do Wilna (które początkowo zostało zwrócone przez Sowietów Litwie, a potem cała Litwa, wraz z Wilnem została... włączona do Związku Sowieckiego w czerwcu 1940 r.). W Wilnie porucznik Szendzielarz, przybrawszy sobie pseudonim "Łupaszko" (na cześć pierwszego "Łupaszki" - słynnego zagończyka z czasów wojny polsko-bolszewickiej 1919-1920, pod którego rozkazami swoje pierwsze wojskowe szlify zdobywał również rotmistrz Witold Pilecki - Jerzego Dąbrowskiego), podjął działalność konspiracyjną. 


 ROTMISTRZ/MAJOR ZYGMUNT SZENDZIELARZ "ŁUPASZKO"



W sierpniu 1943 r. został mianowany przez Komendę okręgu wileńskiego Armii Krajowej, dowódcą oddziału partyzanckiego na Wileńszczyźnie, który nosił nazwę 5 Wileńskiej Brygady Armii Krajowej. Na jej czele walczył zarówno z Niemcami jak i z sowiecką partyzantką. Brał udział w Akcji "Burza" (ale już nie w wyzwoleniu Wilna w lipcu 1944 r. przy wsparciu oddziałów Armii Czerwonej, co potem skutkowało rozbrojeniem polskich oddziałów przez Sowietów i ich uwięzieniem oraz wywiezieniem na wschód). Zygmunt Szendzielarz (który wówczas awansował już na rotmistrza), dalej kontynuował uporczywą walkę z sowieckim najeźdźcą na Wileńszczyźnie jak i na Pomorzu do marca 1947. gdy oddział został rozwiązany (sam Łupaszko był zwolennikiem dalszej walki z Sowietami, ale w sytuacji beznadziejnej, w jakiej się wówczas znajdowali, nie było sensu dalszej narażać życie swoich podkomendnych, postanowiono więc incognito powrócić do "normalnego życia" - jeśli w ogóle normalnym można nazwać życie pod okupacją komunistyczną). 30 czerwca 1948 r. został aresztowany przez UB (Urząd Bezpieczeństwa) w Osielcu pod Jordanowem, przewieziony do Warszawy i poddany brutalnym torturom, w których nie złamał i nikogo nie zdradził. Po tak zwanym "procesie" został skazany na karę śmierci - wyrok wykonano 8 lutego 1951 r. w więzieniu na warszawskim Mokotowie katyńskim strzałem w tył głowy. Ciało jego zostało pochowane w nieznanym miejscu a On sam miał zostać skazany na publiczną infamię i zapomnienie. Grób rotmistrza Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki" odnaleziono dopiero w 2013 r. a uroczysty pogrzeb miał miejsce w Warszawie na cmentarzu na Powązkach - 24 kwietnia 2016 r. Dopiero po sześćdziesięciu pięciu latach Polska Niepodległa oddała hołd swemu żołnierzowi, brutalnie torturowanemu, zastrzelonemu i wrzuconemu do nieoznakowanego dołu, przysypanego ziemią.


"W UBECKICH PIWNICACH PRZESTRZELONE CZASZKI, TO ŚPIĄCY RYCERZE MAJORA ŁUPASZKI. WIECZNA CHWAŁA ZMARŁYM, HAŃBA ICH MORDERCOM - TĘTNO POLSKI BIJE W PRZESTRZELONYM SERCU"



A teraz jakieś lewicowe jaczejki obrzucają farbą pomnik majora (została pośmiertnie awansowany) Zygmunta Szendzielarza "Łupaszki". Ale to nic nowego, marksiści (starej czy nowej daty) mają to do siebie, że wszystko muszą obryzgać w błocie, myśląc że skoro sami siedzą po szyję w gównie, to innych też tym doświadczą. Dla mnie takie działania lewicy są dość śmieszne i jeszcze do tego te próby obryzgania nas - nas, synów i córki Niepodległej, Dumnych Polaków wyrosłych na tradycji niepodległościowej Legionów Polskich (i innych formacji patriotycznych), wojny polsko-bolszewickiej, tradycji Niepodległej II Rzeczypospolitej, która co prawda istniała krótko, ale dała nam nadzieję i pokazała że odbudowa Ojczyzny, pomimo niesprzyjających warunków geopolitycznych jest możliwa - i to Ojczyzny Silnej, Dumnej, Niepodległej i odrodzonej Duchowo Wielkiej Rzeczypospolitej, nowej Iskry z której wyjdzie Światło na całą Europę. Ale przede wszystkim wykształciła całe pokolenie, z którego dziś możemy czerpać przykład.         


PATOLOGIA 
nr. III
 




Otóż 5 maja 2018 r. w niemieckiej Bazylice Konstantyna w Trewirze, miała miejsce mega patologia, która mnie samemu po prostu nie mieści się w głowie. Oto bowiem w owej ewangelickiej bazylice, swoją laudację na cześć twórcy najbardziej zbrodniczej ideologii w dziejach świata - Karola Marksa, wygłosił szef Komisji Europejskiej - Jean-Claude Juncker. Przy figurce ukrzyżowanego Chrystusa, stwierdził że Marks jest nieskazitelnym i niepokalanym filozofem, którego nauki zostały źle zinterpretowane przez jego uczniów i przez to doszło do tak niewyobrażalnych zbrodni w imię komunizmu. Co nam pokazuje ten obrazek. Otóż po pierwsze: Europa, a w szczególności Unia Europejska i jej wszystkie instytucje - jest już całkowicie marksistowskim tworem i zostało to (po raz już kolejny) dobitnie pokazane i zapowiedziane - odwołujemy się w naszych działaniach bezpośrednio do Marksa, to on jest wzorem, który zamierzamy naśladować i którego ideologię będziemy wprowadzać w życie. Czy się to komuś podoba, czy nie. To zostało zapowiedziane oficjalnie i nie trzeba już nawet doszukiwać się tam jakiegoś drugiego dna czy jakiejś ukrytej interpretacji znaczeń - Junker powiedział wprost - chcemy Marksa i do tego wszyscy dążymy, aby wprowadzić w zjednoczonej Europie ustrój marksistowski. Po drugie zaś, jest tam wyraźnie powiedziane, że Marks chciał dobrze, tylko mu nie wyszło, a jego następcy i uczniowie całkowicie odwrócili jego piękną ideę i przez to doszło do takich zbrodni w imię komunizmu, wszędzie tam, gdzie próbowano ten ustrój bezpośrednio wprowadzać w życie. No właśnie, alkoholik Junker prawdę ci powie, Marks chciał dobrze, ale mu nie wyszło i przez to dziś ma zostać jego ideologia odrzucona, porzucona? W imię czego? Europa musi mieć jakieś korzenie, na czymś musi budować swoją tożsamość, a na czym ma budować jak nie na "filozofii" marksizmu? To przecież takie oczywiste - prawda? 

Wszystko inne się totalnie skompromitowało - Chrześcijaństwo ze swoją inkwizycją, paleniem czarownic i średniowieczną dewocją religijną (nikt przecież jeszcze nie udowodnił naukowo że Bóg jest, prawda? Podobnie w Związku Sowieckim, gdy Jurii Gagarin powrócił na Ziemię ze swej pierwszej podróży kosmicznej w 1961 r. zapytano się go czy widział tam Boga, a on odparł że Boga tam nie było - to znaczy że Boga nie ma i już), państwa narodowe ze swoimi nacjonalizmami i kolonializmami. Do antyku też raczej nie warto wracać i więc co nam pozostaje? Tylko krwawe rewolucje XIX wieku i marksizm, który przecież jest czysty i nie skażony, tylko Marks miał złych kontynuatorów, złych uczniów swojej wielkiej idei, dlatego gdzieniegdzie dochodziło do popełniania jakichś tam zbrodni. Marksizm jest wspaniały, i należy go budować w sposób odpowiedni, a ponieważ najlepiej o tym wiedzą wychowani na ideologii Marksa członkowie pokolenia 68 - to właśnie oni zbudują nam nowy, wspaniały marksistowski świat w Europie. Ostatnio rozmawiałem z człowiekiem, który też powiedział mi dokładnie to samo, czyli że Marks chciał dobrze, chciał pomóc ludziom - "wszystkim według potrzeb", równość dla wszystkich i tak dalej i tym podobnie. Boże, jak słucham takich stwierdzeń i ludzi, którzy je wypowiadają (a ostatnio było kilku takich choćby na marszu z okazji Święta Pracy), to myślę sobie - ilu ludzi realnie pragnie sprawiedliwości, jakiejś mitycznej namiastki tej bożej sprawiedliwości, która nie jest nam dana na tym świecie. Przecież to, o czym oni mówią, to nie są cele ideologii marksistowskiej, tylko ich własne, pobożne życzenia, które (zauważcie, to się ponownie powtarza w następnych pokoleniach, począwszy w zasadzie od antyku), definiują się wprowadzeniem powszechnej sprawiedliwości i równości dla wszystkich ludzi świata. 

Piękna idea - prawda? Powszechna równość i sprawiedliwość, każdemu dać według jego potrzeb - jakie to wspaniałe, jakie wzniosłe i... jakie nierealne. O przepraszam, jak najbardziej realne, tylko że... nie na tym świecie. Zauważcie proszę, te wszystkie wspaniałe odwołania do równości wszystkich ludzi i do powszechnej sprawiedliwości skądś się biorą, tylko pytanie - skąd? No właśnie, czyż nie jest to nasza podświadomość, pamięć życia prawdziwego, tego, które dostąpimy dopiero po śmierci, po fizycznej śmierci naszego ciała? I ta pamięć pięknego, sprawiedliwego świata, świata równości i powszechnego szczęścia, przewija się w różnych kulturach, często odnosząc ją do epok dawno minionych, jako tych, gdzie panowała sprawiedliwość i powszechne szczęście. Tak zrodziły się chociażby greckie mity o "Złotym Wieku" Ludzkości, w którym panowała powszechna sprawiedliwość i szczęście, a który który przecież jak wiadomo realnie nigdy nie istniał. No ale przecież, do czegoś musimy się odnieść, a ponieważ nie wiemy do czego, wracamy do mitów i tak z mitów tworzymy idee, które sami uważamy za słuszne i możliwe do wprowadzenia w życie. Powszechnie bowiem wiadomo że Boga nie ma. A jeśli Boga nie ma, to nie ma i życia innego, niż to, które obecnie wiedziemy. Czyli należy budować sprawiedliwość i szczęście tutaj, na ziemi, za wszelką cenę (nawet za cenę kilkuset milionów ludzkich istnień, które będziemy musieli wybić w celu realizacji naszej pięknej idei). W taki oto sposób mit, odpowiednio zinterpretowany, staje się prawdą obiektywną, w którą my sami zaczynamy wierzyć i do której chcemy dążyć. Przecież wprowadzający komunizm w Polsce w latach 40-tych XX wieku ludzie (pachołki Moskwy), twierdzili: "Spójrzcie, jaka idea piękna, szczęście ludu pracującego miast i wsi", któż by nie chciał zaznać takiego szczęścia (tym bardziej że została mu po nim pamięć w jego podświadomości, tylko że on sam nie wie że to jest pamięć a nie idea).

I na tym wszystkim niesamowitą wręcz karierę zrobił Karol Marks, człowiek niezwykle inteligentny (gdyby było inaczej, dziś byśmy o nim raczej nie pamiętali). To on właśnie pokazał ludziom drogę, którą mają kroczyć, aby to szczęście, tę pamięć o szczęściu urzeczywistnić. A co radził w Manifeście Komunistycznym ten "wspaniały filozof" według Junkera? No właśnie, jak miało zostać urzeczywistnione owo szczęście, czy ktoś pamięta? To może przypomnę, owo "szczęście" miało zostać wprowadzone, po uprzednim wyrżnięciu, wybiciu, wycięciu, wyburzeniu, wypaleniu i rozkradzeniu starego świata, który według Marksa był źródłem niesprawiedliwości (to że XIX-wieczny kapitalizm był systemem krwiożerczym, nie ulega żadnej wątpliwości, ale to też wynika z ludzkiej mentalności. Każdy bowiem gdy posiada jakąś własność, stara się ją pomnażać, a jeśli posiada tej własności więcej, to pragnie mieć jeszcze więcej i więcej. Gdy zaś potrzebuje ludzi do pracy, a ma do wyboru niepiśmiennych, przybyłych ze wsi do miast byłych chłopów, którzy aby nie umrzeć z głodu i wykarmić jakoś rodzinę, podejmą się każdej pracy za najmniejszą nawet stawkę - no to on z tego po prostu skorzysta. Po co przedsiębiorca ma sam z siebie płacić robotnikom więcej, niż oni sami godzą się pracować? A jeśli dodatkowo oni sami nie potrafią nic innego, poza ciężką, fizyczną pracą - no bo co mogą potrafić dzieci chłopskie, które emigrowały ze wsi do miast w nadziei że tam spotka ich lepsze życie? Tylko ciężko pracować. A jeśli do tego takich ludzi są tysiące i na jedno miejsce przypada po kilkuset lub więcej chętnych - taki pracodawca zapłaci im tyle, ile zechce, nawet głodową stawkę i oni się zgodzą, bo nie będą mieli wyjścia. Proste, no chyba dla człowieka inteligentnego jest do dość prosta zasada). Co więc należy realnie zrobić, aby poprawić byt tych biednych ludzi? Skierować ich ku rewolucji, mordom i grabieżom arystokracji, szlachty, kapitalistów, jako głównych źródeł ich własnego nieszczęścia (którymi poniekąd niewątpliwie są, ale nie o to chodzi). Czy wymordowanie dotychczasowej elity (czy to politycznej czy finansowej czy naukowej) doprowadzi do polepszenia bytu mas nieposiadających (lub posiadających niewiele)? Odpowiedzmy sobie na to pytanie sami - co to zmieni? Owszem, na początku wszystko zostanie rozkradzione i zniszczone, co przez jakiś czas pozwoli tym ludziom przetrwać, ale... co dalej?

Człowiek z którym rozmawiałem (i który tak bronił Marksa i jego ideologii), powiedział mi po prostu że ci ludzie po prostu wezmą się do pracy i wszystko odbudują. Muszę to powiedzieć, choć znam tego człowieka od wielu lat - psychika totalnie zdarta przez alkohol i wypaczona wieloletnią pracą w komunistycznych służbach (choć prywatnie jest to całkiem w porządku facet, trochę lawirant i kłamczuch, ale już się w pewnych kręgach do tego przyzwyczaiłem). Pusty śmiech mnie bierze, gdy słucham podobne brednie. Wychodzi więc na to, że do szczęścia tym ludziom potrzeba mordów, wyrżnięcia tych, którzy rządzili wcześniej i zajęcia ich miejsca (po uprzednim rozkradzeniu wszystkiego). A potem, jakby nigdy nic, wezmą się do pracy - ci niepiśmienni chłopi, te masy, które jedynie co potrafią, to fizycznie zapierdalać pracować od świtu do zmierzchu i którzy swoim losem wybitnie gardzą a pracy fizycznej nie znoszą (ale ponieważ niczego innego nie potrafią, muszą ją wykonywać aby nie umrzeć z głodu). Ci wszyscy ludzie, wezmą się nagle do pracy i odbudują to, co sami wcześniej rozkradli i zniszczyli, nie mając nawet pojęcia jak to działało lub jak się do tego zabrać? Przecież to jest kolejne pobożne życzenie, mit, który każde nam wierzyć, że za niesprawiedliwością społeczną stoją ci, którzy własną wiedzą i własną pracą próbują budować szczęście swoje i własnych rodzin (a sami nazywani są przedsiębiorcami lub kapitalistami). Ten sam człowiek, o którym wyżej wspomniałem, był bardzo niezadowolony, że oto PiS zabrało mu część wysokiej wojskowej emerytury, wypracowanej w służbach komunistycznego aparatu zniewolenia, a jednocześnie uważa że Marks chciał dobrze i choć dążył do Rewolucji, to po Rewolucji ludzie wezmą się do pracy i wszystko odbudują. Mentalność Kalego? A co z tymi pomordowanymi ludźmi? Tutaj jest żal o parę złotych, zabranych z emerytury, a tam wypowiada się w całkiem swobodny sposób o rewolucji Marksa, jako o czymś naturalnym, co miało zlikwidować panującą wcześniej "ciemnotę". I takich ludzi wcale nie jest mało, oni naprawdę wierzą że Marks chciał dobrze, tylko mu nie wyszło, a że przy okazji wymordowano ok. 100 milionów ludzi na całym świecie - no cóż, tak bywa. Ale zabierzcie mi  moje pieniądze, to dopiero wam pokażę - złodzieje jedni! Piękne prawda?

Ale wracając do Marksa i jego Rewolucji. Otóż co się dalej stanie, już po wymordowaniu starej elity i rozkradzeniu dotychczasowych dóbr? Zostanie wprowadzony marksizm, czyli ten ustrój, który jest tak bardzo hołubiony dziś przez przedstawicieli Unii Europejskiej. Czyli, innymi słowy - "wszystkim według potrzeb", a że nie będzie już niczego (lub dobra te będą reglamentowane), pojawi się... głód i nędza, jakiej wcześniej nie zaznali rewolucyjnie usposobieni przedstawiciele tzw.: proletariatu. Ludzie zaczną umierać z głodu, bowiem nie będzie kto miał wytwarzać dóbr, potrzebnych do zaspokojenia potrzeb (w warunkach rewolucji jest to jak wiadomo niemożliwe). Ktoś będzie musiał pracować, podobnie jak wcześniej, ale... kto? Przecież tym wszystkim ludziom wmówiono, że jeśli tylko wymordują kapitalistów, to nagle im się zrobi dobrze, będą mięło "według potrzeb". I rzeczywiście tak będzie - wszyscy (prawie wszyscy), będą równi w jednym - w tym że będą musieli umrzeć (najczęściej z głodu, ale nie tylko). I to są właśnie owe "równe potrzeby" dla wszystkich. I Marks doskonale o tym wiedział i o tym pisał - właśnie o tym że po rewolucji komunistycznej powstanie bieda (bo on wiedział doskonale co proponuje i mówił to wprost - marksizm wygeneruje nędzę, i to wszędzie, gdzie tylko się pojawi). I wiedział doskonale że nastroje wśród proletariatu zaczną się wówczas zmieniać i że dojdzie do kontrrewolucji, tym razem wymierzonej w komunistów (w tzw.: marksistowskie elity). Co więc należy zrobić, aby temu zapobiec? Odpowiedź rysuje się sama (zresztą nie trzeba się nad tym nawet zastanawiać, bo Marks to wszystko napisał w Manifeście Komunistycznym). Należy stworzyć policję bezpieczeństwa, która stanie na straży "zdobyczy rewolucji", dać jej członkom trochę lepsze wyżywienie i zapewnić niedostępne dla ogółu dobra. W zamian mają zwalczać jakiekolwiek przejawy wrogie rewolucji i ustrojowi i stosować w tym celu wszelkie ku temu dostępne metody. Celem jest więc wprowadzenie państwa totalitarnego.


"SZUKALI ŚWIATŁA W MROCZNE DNI, PRZED BOGIEM TYLKO CHYLĄC KARK. POŚRÓD KLĘCZĄCYCH DUMNIE SZLI, W POGARDZIE MAJĄC KAŻDY TARG"



Tak więc krótko, aby już nie przedłużać - celem Marksa nie było wcale ulżenie ciężkiej doli osób najbiedniejszych, tylko przeprowadzenie Rewolucji (zresztą pisze on o tym otwarcie i tylko człowiek totalnie głupi lub zaślepiony tego nie dostrzeże, podobnie jak już otwarcie o marksizmie, jako celu do jakiego dąży Unia Europejska - otwarcie mówią przedstawiciele unijnych instytucji z Junkerem na czele). Ci, którzy realnie próbowali poprawić położenie chłopów i robotników (tzw.: proletariatu), byli ostro zwalczani przez Marksa i jego następców, jako największe zagrożenie dla Rewolucji, a ponieważ od czasu wydanie papieskiej encykliki Leona XIII - Rerum Novarum w 1891 r. któa nakładała na przedsiębiorców i kapitalistów chrześcijański obowiązek miłosierdzia w stosunku do "naszych braci mniejszych" (czyli właśnie przedstawicieli proletariatu), pokazując to na przykładzie cierpiącego Jezusa Chrystusa: "Kto wyrządza szkodę jednemu z moich braci mniejszych, mnie ją wyrządza". Na państwa zaś narodowe, encyklika nakładała obowiązek wzięcia w ochronę osób najuboższych, zapewnienia im przynajmniej minimalnych podstaw egzystencji (każdy człowiek jest wolny choćby nawet był niewolnikiem, jeśli myśli i działa jak człowiek wolny - jest wolny. Każdy posiada Wolną Wolę i może decydować o kierunku swojego życia. To on wybiera drogę, którą chce kroczyć, a jeśli rzeczywiście pragnie poprawić swój byt, musi się rozwijać, doszkalać, dokształcać. Państwo powinno (przynajmniej w podstawowej formie) tym ludziom zapewnić taką możliwość. Wszystko to bowiem opiera się na Ewangelii i nauce Chrystusa, a ponieważ wszyscy jesteśmy równi wobec Boga, jeśli nie empatia, to przynajmniej wiara w pośmiertną nagrodę powinna cechować nasze zachowanie, które nie może być zwrócone jedynie na własną, indywidualną korzyść, ale powinno uwzględniać również i tych, którzy są od nas słabsi, mniej wykształceni lub nie posiadający takich środków, które pozwolą im dalej się rozwijać (jeśli oczywiście sami tego pragną). I na tym opiera się Społeczna Nauka Kościoła oraz Solidaryzm Społeczny - nie na rewolucji i krwawej rozprawie z "warstwami posiadającymi" (marksistowska nowomowa), ale właśnie na ewolucyjnym samodoskonaleniu się człowieka. Jak to kiedyś powiedziano - należy nie tyle dać człowiekowi rybę gdy jest głodny, bo gdy zje rybę, znów będzie głodny, ale zapewnić mu możliwość zdobycia wędki, dzięki której on sam sobie te ryby wyłowi. 

Dziś jednak Kościół przeżywa instytucjonalny, moralny (i egzystencjalny) kryzys (nie pierwszy on tak poważny w jego historii i zapewne nie ostatni. Bywały już okresy gdy Kościół przeżywał znacznie poważniejsze wstrząsy i kryzysy, a mimo to wychodził z nich zwycięsko), dlatego też dziś mówienie o Chrześcijańskiej Nauce Społecznej i Solidaryzmie Społecznym, jest wybitnie niewłaściwe, tym bardziej że Kościół w sporej części został opanowany przez ideologię neomarksistowską, którą najpierw należy zwalczyć, aby organizm mógł się na nowo odrodzić. Jednym z przykładów takiego kryzysu, jest widok neomarksisty Junkera, przemawiającego na tle krzyża z wizerunkiem Jezusa Chrystusa (którego marksiści zwalczali, zwalczają i zwalczać będą, jako największe dla nich zagrożenie). Fakt, iż była to katedra ewangelicka a nie katolicka, niewiele zmienia. Pokazuje tylko, że religie protestanckie zostały zdegenerowane znacznie wcześniej i szybciej przez chorobę neomarksizmu, niż katolicyzm. Na zakończenie powiem tylko tyle - My, Europejczycy, wywodzimy się od starożytnych Ariów (zwanych również Indoeuropejczykami), ludów o mentalności wolnościowej, ludów które cywilizację wolności zaszczepiły na kontynencie, który niegdyś opanowały, a który dziś nazywamy Europą. Marksizm przeczy naszej naturze, przeczy naszej kulturze, naszej tradycji i naszym korzeniom. Dobry być może jest dla Chińczyków (którzy ufundowali pomnik Karola Marksa, który to w Trewirze otworzył właśnie ów Junker), gdzie świadomość jest zbliżona do świadomości kolektywnej, ale nie dla nas. A już na pewno marksizm nie jest naturalny dla ludów słowiańskich, w tym szczególnie dla Polaków, którzy Kulturę Wolności przenoszą wręcz w genach. 

Swoją drogą, wracając jeszcze do obecnych ataków na Polskę (głównie prowadzonych przez organizacje żydowskie - o czym zamierzam napisać w kolejnej części tego tematu), ci, którzy to czynią oni chyba nie wiedzą z kim mają do czynienia. Oni nie znają naszej mentalności. Oni myślą, że tak jak Francuzi w 1940 r. gdy spuści się na nich nawałę czołgów, samolotów, broni pancernej i zaleje wszystko piechotą, natychmiast skapitulujemy i wywiesimy białą flagę i zgodzimy się na wszystko, czego się od nas żąda. Nie znają nas, wie wiedzą że Polacy zaatakowani, są gorsi niż stado wilków w ataku, że nawet jeśli zaleją nas swymi kalumniami, niczym bronią pancerną i lotnictwem, to... i tak się nie poddamy. Urządzimy partyzantkę i zgotujemy im takie piekło, że sama świadomość rzucenia oskarżenia w stronę Polski i Polaków będzie miała dla nich zabójcze konsekwencje. Nas nie przeraża atak, ani okupacja, ani mordy, popełniane na naszym narodzie (w tym również kalumnie rzucane na nas przez litwaków - Żydów o wschodniej, dzikiej mentalności - i oskarżanie nas o jakiś mityczny antysemityzm - w sytuacji gdy Polska była jedynym krajem, gdzie Żydzi mogli znaleźć bezpieczną przystań, wypędzani i prześladowani w całej Europie) nas to tylko mobilizuje do dalszej walki, do dalszego działania. Ci ,którzy nie znają naszej mentalności już wkrótce mogą sobie połamać na nas zęby, bo przeszliśmy już w naszej historii przez tyle nieszczęść iż dziś realnie już nie powinniśmy istnieć - a mimo to przetrwaliśmy, mało tego, dążymy ku wielkości, i tą wielkość uzyskamy. To z Polski wyjdzie iskra, która zmieni Europę, wprowadzi moralną odnowę, otworzy się ponownie ku Bogu. Nie znacie nas - marksiści, Żydzi o mentalności litwaków, międzynarodowi spekulanci - nie znacie naszego potencjału i możliwości. Ale ją poznacie, spokojnie na miły Bóg poznacie ją na pewno.              


"NIEPODLEGŁA - NIEPOKORNA
ZAWSZE BYŁA, BĘDZIE, JEST
USKRZYDLONA BIELĄ ORŁA BIJE RYTMEM NASZYCH SERC"



 

GERMAN DEATH CAMPS 

NEVER POLISH



CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz