Stron

sobota, 13 października 2018

WYŚNIONA NIEPODLEGŁA KONTRA "KAMIENI KUPA" - Cz. I

PORÓWNANIE DWÓCH PAŃSTW -

ODRODZONEJ II RZECZPOSPOLITEJ I

TEJ NASZEJ PO-TRANSFORMACYJNEJ

CODZIENNOŚCI, W KTÓREJ ŻYJEMY




W kapitalnej komedii Stanisława Barei pt.: "Miś" z 1980 r. jest taka scena na zakończenie, w której (prócz pięknej pieśni Ewy Bem), następuje wyjaśnienie słowa "Tradycja", które w trakcie filmu co jakiś czas się pojawia w zabawnych dialogach (np. że tradycja to ekstradycja itp: "Jeżeli by nam ktoś na przykład porwał naszą furę i by go złapali, to nam muszą oddać samolot, rozumiesz? To jest właśnie tradycja, że nam muszą oddać" - "Samolot? Na jakiego wała nam samolot? A furę?" - "Furę też"). Otóż owe wyjaśnienie słowa "Tradycja" brzmi: "Tradycją nazwać niczego nie możesz, i nie możesz uchwałą specjalną zarządzić, ani jej ustanowić. Kto inaczej sądzi, świeci jak zgasła świeczka na słonecznym dworze. Tradycja, to dąb, który tysiąc lat rósł w górę, niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. Tradycja naszych dzieł, jest borowym murem, to jest właśnie kolęda, świąteczna wieczerza, to ludu śpiewanie, to ojców mowa, to nasza historia której nikt nie zmieni. A to, co dookoła powstaje od nowa, to jest nasza codzienność, w której my żyjemy". Pozwoliłem sobie rozpocząć tym właśnie wątkiem, aby uzmysłowić szanownym czytelnikom wagę porównawczą opisywanego tematu. Mianowicie pragnę teraz zaprezentować porównanie dwóch państw - II Rzeczpospolitej Polski, kraju odrodzonego niebywałym trudem, zrodzonego z cierpień, potu, przelanej krwi i marzeń pokoleń Polaków jęczących w niewoli, z tym oto dzisiejszym państwem polskim, które oficjalnie nazywane jest III Rzeczpospolitą, ale jest to określenie całkowicie błędne. Błędne nie tylko dlatego, że to państwo powstało w wyniku umowy kilku osób, komunistycznej elity złożonej w dużej mierze z "wojskówki" i służb specjalnych, oraz tzw.: "konstruktywnej opozycji" solidarnościowej (złożonej w dużej mierze albo ze zwykłych kapusiów, albo też z marksistowskiej młodzieży lat 50-tych i 60-tych, którzy wcześniej walczyli o marksistowski model państwowy i krytykowali Gomułkę za... odchodzenie od wzorców leninowskich).

Sowiecka koncepcja przebudowy ustrojowej z lat 50-tych (czyli pieriestrojki), została zrealizowana dopiero w drugiej połowie lat 80-tych, gdy stało się jasne, że komunizm w jego bolszewickiej formie jest nie do uratowania w dłuższej perspektywie czasowej i aby utrzymać władzę, znaczenie i pieniądze, należy doprowadzić do przebudowy w duchu "transformacji". Swoją drogą KGB już z końcem lat 70-tych zaczęła powoli realizować te założenia, ale najpierw należało wyciąć lub zmarginalizować wszystkich tych tzw.: "twardogłowych" komunistów w KPZR, którzy wyrośli w czasach Lenina i Stalina i przesiąknięci byli wiarą w nieunikniony triumf komunizmu bolszewickiego (leninowskiego). Ludzie ze służb specjalnych byli zaś pragmatykami, oni wiedzieli że uporczywe trzymanie się kursu komunizmu, doprowadzi do tego, że cała te lódź, którą oni płynęli pod nazwą Związku Sowieckiego, po prostu utonie topiąc ich wszystkich. Aby więc utrzymać władzę, tą samą którą mieli dotąd, należało wykonać jakiś ruch pozorowany, jakąś zmianę, która pozwoli skupić i zakonserwować (niczym w formalinie) emocje oraz nadzieje milionów ludzi na prawdziwą zmianę i upadek komunizmu. Należało więc zmienić wszystko w taki sposób, aby... wszystko zostało po staremu. W tej kwestii wrócono więc do starej koncepcji Ławrientija Berii, który po śmierci Stalina w 1953 r. próbował wprowadzić właśnie taki model pieriestrojki, ale bardzo szybko został przyhamowany i zastrzelony na własnej daczy, przez ludzi z kręgu Nikity Chruszczowa, Leonida Breżniewa i im podobnych, którzy uznali że zmiany, jakie próbował wprowadzić Beria, godzą w podstawy państwa sowieckiego i ich własną pozycję oraz przywileje (tutaj mieli rację). Gdy już w 1985 r. Michaił Gorbaczow ogłosił swój program pieriestrojki, była ona przygotowana już od kilku lat i gotowa do wprowadzenia (podobnie jak deklaracja Angeli Merkel z 2015 r. zapraszająca muzułmanów do Niemiec, była jedynie końcową fazą przygotowań, trwających kilka lat wstecz).




Potem KGB pomogła przeprowadzić taką samą "transformację ustrojową" w "bratnich demoludach" i nagle okazywało się w poszczególnych krajach, że komunizm upadał tam... z dnia na dzień. Ten sam komunizm, z którym walczyło i w wyniku którego życie straciły miliony ludzi, ten sam komunizm nagle zniknął w przeciągu jednego dnia (w Polsce taką "pożyteczną idiotką", która ogłosiła "upadek komunizmu", była aktorka Joanna Szczepkowska, mówiąca że: "dnia 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm"). Wszystko zostało po staremu, zmieniono jedynie fasadę (nazwę państwa i instytucji, usunięto kilku najbardziej skompromitowanych komuchów, dając im sowite emerytury, dopuszczono do władzy tzw.: "rozsądną opozycję" i uzgodniono że władzę "raz sprawujemy my, a raz wy") poza tym nic się nie zmieniło - wojsko, gospodarka i polityka (przede wszystkim służba dyplomatyczna - gdzie do dziś jeszcze jest wielu postkomunistów, jak choćby syn stalinowskiego figuranta, agenta NKWD i Gestapo - Bolesława Bieruta), pozostały w tych samych rękach, w których były dotąd. Zmieniła się tylko dekoracja dla ludu, zaś realny świat władzy i polityki pozostał nienaruszony. Następnie wyłoniono elity, które miały własną twarzą firmować to "nowe" państwo. Elity te oczywiście w dużej części złożone były albo z tajnych współpracowników komunistycznej służby bezpieczeństwa Polski Ludowej, albo z nomenklatury (służby, media, partia), albo też z tzw.: "pożytecznych idiotów" (których wysyp obecnie jest wręcz katastrofalny). I na tych właśnie podstawach mieliśmy budować nowe postkomunistyczne państwo, państwo w którym komunizm upadł w przeciągu jednego dnia (a wcześniej zaprowadzany był przez dekady). I nad wszystkim tym sprawowali pieczę ludzie dawnych służb specjalnych (oczywiście "odstrzelono" paru trybików z resortu - głównie tych na dole - po to aby uwiarygodnić się przed społeczeństwem, iż oto następuje prawdziwa dekomunizacja). Tak właśnie narodziła się III Rzeczpospolita Polska.          




Był to kraj zbudowany na gównie (na zgniłych kompromisach, śmierdzących życiorysach, nobilitacji agentów i sprzedawczyków i wywyższaniu tych ludzi, którzy albo genetycznie albo też ideowo byli zupełnie wrodzy jakiejkolwiek idei polskiej niepodległości i suwerenności o dążeniu do śmiałych wizji w ogóle nie wspominając). Tworzyli go ludzie, którym imponowało iż po transformacji ustrojowej, mogą żyć tak, jak na Zachodzie, czyli w luksusach (podczas gdy ogromna większość społeczeństwa dopiero powoli się odradzała z nędzy i szarzyzny komunizmu). Wyprzedano "rodowe srebra" (czyli wszystko to, co można było sprzedać, jednocześnie prywatnie na tym zarabiając) za bezcen (fabryki, stocznie, kopalnie, firmy, prasę, ziemię, wszystko co dało się sprzedać). Efekt tego jest taki, że Polska była realną ekonomiczną półkolonią Niemiec. Politycznie nie znaczyliśmy nic przez te prawie trzydzieści lat. Ogromna większość polskiego rynku medialnego została... sprzedana zagranicznym (głównie niemieckim) koncernom, tak że do dnia dzisiejszego ponad 90 % polskiej prasy jest w rękach niemieckich (nie mówiąc już o wielu portalach internetowych i telewizjach i radiu). Czy jakikolwiek normalny, szanujący się kraj, byłby zdolny uczynić coś takiego, by wyprzedać w obce ręce cały swój ekonomiczny i medialny potencjał? Czy np. w Wielkiej Brytanii byłoby możliwe, aby francuskie lub niemieckie spółki i koncerny kontrolowały ponad 90 % rynku medialnego w Anglii? To byłoby chyba szaleństwo prawda? To samo w Niemczech, we Francji, w jakimkolwiek szanującym się kraju zachodniej Europy byłoby to nie do pomyślenia. A w Polsce to stało się faktem, dzięki temu iż budowaliśmy nowe, postkomunistyczne państwo na gównie.

I w tym właśnie temacie pragnąłbym odnieść się to porównania potencjałów, idei, działań i twórczych zamierzeń (tych zrealizowanych i tych nie zrealizowanych) odbudowanej wielką daniną krwi i poświęcenia II Rzeczypospolitej - państwa co prawda nie idealnego (a które jest idealne, chyba tylko Związek Sowiecki zawsze był idealny), posiadającego swoje wady, ale jednak naszego własnego, stworzonego z marzeń poprzednich pokoleń pragnących Niepodległości. Państwo to ma ogromne dokonania - powstrzymanie Armii Czerwonej w 1920 r. idącej w swym "wyzwolicielskim" marszu na Europę, skonsolidowanie państwa, złączonego z trzech zaborów, rozbudowa wojska, stworzenie siły morskiej, budowa portu w Gdyni (która w przeciągu piętnastu lat (1923-1938), stała się z rybackiej wioski, najnowocześniejszym portem Bałtyku), rozbudowa gospodarki i przemysłu (m.in. stworzenie Centralnego Okręgu Przemysłowego - 1937-1939, Magistrali Węglowej Gdynia-Śląsk - 1926-1933), podjęcie się śmiałych planów (zdobycia kolonii zamorskich dla Polski a Afryce - Madagaskar, Liberia lub Ameryce Południowej - Brazylia). Według śmiałych ekonomicznych analiz z 1938 r. Polska w przeciągu piętnastu kolejnych lat do 1954 r. miała dorównać pod względem rozwoju ekonomicznego i dobrobytu najbardziej rozwiniętym krajom Europy. Były śmiałe plany polityczne (Międzymorze, Koncepcja Federacyjna, Prometeizm), było realne myślenie kategoriami państwa o inklinacjach mocarstwowych, było nawiązanie do tradycji poprzednich pokoleń (kult Rzeczpospolitej Obojga Narodów, pamięć minionych Powstań, wielki szacunek do byłych, Powstańców Styczniowych z 1863 r. którzy jeszcze żyli w latach 20-tych i 30-tych XX wieku).


    

 Ale przede wszystkim myślano w kategoriach przyszłości. Powstawały nowe wynalazki (hologram, telefonia świetlna, walkie-talkie, "promienie śmierci", kolorowa fotografia, o takich detalach jak kamizelka kuloodporna, zszywacz biurowy, obrotowa wieżyczka czołgów czy peryskop nawet nie wspominając). Jedynie czego tamtej Polsce zabrakło, to czas, aby dokończyć dzieła. Dane naszym przodkom było żyć tylko w zaledwie dwudziestu latach niepodległej Polski. To jest tak niewiele że szkoda gadać, to mniej niż jedno pokolenie, a mimo to osiągnięto naprawdę dużo. Niestety, we wrześniu 1939 r. ten proces modernizacji i umocarstwowienia naszego kraju, został brutalnie przerwany wspólną inwazją dwóch totalitarnych bandytów - nazistowskich Niemiec i Związku Sowieckiego. A potem ponad pięć lat niemieckiej okupacji, sowieckie "wyzwolenie" i kolejne 45 lat podległości tym razem Moskwie. A po 1989 r. jak już wspomniałem, powstało państwo budowane na gównie, państwo bez godności, bez tradycji (co ciekawe, odcinało się od tradycji komunistycznej, z której się bezpośrednio wywodziło, a jednocześnie nie miało nic wspólnego z tradycją dawnej Polski, zarówno tej międzywojennej, jak i tej dawnej, szlacheckiej Rzeczypospolitej). Państwo, dla którego głównym (i jedynym) celem było wstąpienie do NATO i Unii Europejskiej, bez żadnych dalszych planów z tym związanych na przyszłość. Państwo, dla którego "polskość to była nienormalność", dla którego podstawą gospodarczego rozwoju kraju, była sprzedaż przemysłu, mediów i handlu w obce ręce, a szczytem marzeń Polaków miało być pracowanie w zagranicznych korporacjach co najwyżej na stanowisku kierownika, a przede wszystkim (czym wręcz się chwalono), to była "tania siła robocza".




 Są jeszcze dwie kwestie, które stanowią o sile dawnej Polski nad tą dzisiejszą. Pierwszą z nich jest... przyciąganie do siebie ludzi z innych krajów i kultur, którzy stali się Polakami. Takich przykładów spolonizowanych obcokrajowców, można podawać wiele że wymienię jedynie niemieckie rody: Hallenburgów, Unrugów, Biedermannów, Kindermannów, i francuskie: Longchampów i Vironów. Ale przecież takich przypadków było znacznie więcej - jak choćby firma Wedel, założona przez Niemca Karla Ernsta Heinricha Wedla w 1851 r. w Warszawie - do dziś Wedel kojarzy się z polskim nazwiskiem i polską firmą cukierniczą, tak popularną, że nawet komuniści wprowadziwszy nową nazwę "Zakłady im.: 22 lipca" dodawali "dawniej Wedel". Karl Ernst Wedel bardzo szybko się zresztą spolonizował a jego dzieci byli już uważani za Polaków. Ciekawym przykładem jest także moja rodzina. Czegóż tu bowiem nie ma, są Niemcy (od strony ojca), są komuniści (ojciec mojej babci był przedwojennym polskim komunistą i należał do KPP, został zamordowany prawdopodobnie w 1943 r. w niemieckim obozie koncentracyjnym w Gross-Rosen. Moja babcia zawsze mówiła jakim wspaniałym człowiekiem był jej tata, że zabierał ją na karuzelę, że nosił "na barana" itd. Zresztą, to właśnie zapamiętało 9-letnie dziecko, które w wyniku II Wojny zostało oddzielone od ojca), są nawet... upowcy (jakaś dalsza rodzina o której nawet nie mam pojęcia, ale słyszałem że jeden z nich był członkiem Ukraińskiej Powstańczej Armii). Są zwolennicy gen. Hallera (mój pradziadek należał do Błękitnej Armii Hallera, z którą w 1920 r. walczył u bram Warszawy z bolszewickim najazdem), są także zagorzali piłsudczycy (w mojej nie chwaląc się osobie). Tak to niezwykle pogmatwanie układają się ludzkie losy wielu rodzin, nie tylko mojej, należy jednak pamiętać że polskość była niezwykle atrakcyjna dla wielu obcokrajowców, nawet wówczas, gdy Polski na mapie świata nie było i nie istniało państwo, którego obywatelstwo mogliby uzyskać.




Drugą ciekawostką, jest niezwykły (na tle Europy, a nawet świata) stosunek Polaków do kobiet. Czasem oglądam pewne wypowiedzi zagranicznych przywódców (np. prezydentów Stanów Zjednoczonych), którzy mówiąc o odwadze żołnierzy na polu bitwy, najpierw zawsze wymieniają mężczyzn, dopiero potem kobiety. Mnie to w pewien sposób raziło, chociażby dlatego, że u nas, w Polsce kobiety są zawsze wymieniane jako pierwsze. Kobiety pierwsze przepuszcza się przez drzwi, jako pierwsze się je wita podczas jakichkolwiek spotkań itd. Ten niezwykle pro-kobiecy stosunek Polaków, ma swoją długa tradycję, gdyż kobiety w naszych dziejach zawsze były praktycznie równe mężczyznom. Nasze panie nie potrzebowały feminizmu, aby wyzwalać się z "okowów patriarchatu", gdyż od zawsze (w mniejszym co prawda stopniu ale jednak) budowały społeczeństwo "Wolnych z Wolnymi i Równych z Równymi". Dlatego nie dziwi mnie, gdy zagraniczni dziennikarze, odwiedzający i piszący o naszym kraju, są tak bardzo tym faktem zaskoczeni. Podobnie jak słowacki publicysta - Jaroslav Daniška, który na portalu postoj.sk pisze tak:

"Dla tych, którzy przez jakiś czas żyli w Polsce, nie jest to zaskakujące odkrycie. Polskie społeczeństwo wydaje mi się najbliższe matriarchatu ze wszystkich narodów, które bliżej poznałem. Kobieta cieszy się tam niezwykłą pozycją i szacunkiem. Pamiętam, jak podczas spotkania międzyrządowego najpierw obsłużono kobietę z delegacji, a dopiero potem ministra. Polskie kobiety mają silną pozycję w rodzinie, w relacjach partnerskich, w kulturze i sztuce, a wreszcie w biznesie. Pamiętam z czasów studenckich i postudenckich, jak ważną rolę odgrywały polskie panie na uniwersytecie i w świecie akademickim, a także w debacie publicznej i politycznej.
 Można było je widzieć i słyszeć znacznie częściej niż u nas lub w Czechach. Całkowicie odrębnym rozdziałem jest własna polska moda, o wiele bardziej pewna siebie niż zazwyczaj w innych krajach Europy Wschodniej, co widać na ulicach i w butikach. Dlaczego tak jest? Główny powód jest kulturowy, swą rolę odegrała historia, Polki musiały być podporą dla swojego otoczenia w ciężkich czasach wojen (i po nich), ostatecznie odgrywały w nich większą rolę niż było to u sąsiednich narodów, co jest z kolei konsekwencją mocnego patriotyzmu. Swoje zrobił również komunizm, który zmusił kobiety do pracy, a także mniejszy (niż w Czechosłowacji czy w innych krajach komunistycznych) stopień nacjonalizacji.
Mówimy tu o kraju katolickim, gdzie najwyższym autorytetem cieszy się instytucja wojska, gdzie aborcja jest zakazana i gdzie kobiety na stanowisku premiera zdarzają się częściej niż gdzie indziej w regionie, ale w polityce nie odgrywają tak dużej roli jak w biznesie.
      
 Tym miłym akcentem chciałbym zakończyć ten przydługi wstęp i od kolejnej części przejść do opisania bezpośrednich różnic II i tzw.: III Rzeczypospolitej - w której my żyjemy. Oraz oczywiście zaprezentować zmiany, jakie zaszył pod tym względem w przeciągu ostatnich lat. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz