Stron

wtorek, 27 listopada 2018

KATON I JEGO RADY - Cz. I

CZYLI JAK TRAKTOWAĆ

NIEWOLNIKÓW, 

ABY LEPIEJ POMNAŻALI 

MAJĄTEK GOSPODARSTWA?






Niniejszy temat sprowokowały mnie do napisania, przetaczające się przez Paryż (i innych miastach Francji) protesty tzw.: "żółtych kamizelek" - czyli po prostu ludzi, niegodzących się z klimatyczną polityką prezydenta Francji Emmanuela (Makarona) Macrona, która powoduje wzrost akcyzy na paliwo i olej napędowy - który i tak jest już wystarczająco drogi. Sam ten protest, który przybiera coraz wyraźniej znamiona buntu, takiej quasi-rewolucji, jest dla mnie nieco groteskowy (choć popieram tych ludzi i ich postulaty). Dlaczego groteskowy? Ano dlatego, że większość ludzi w ogóle nie potrafi uczyć się nie tylko na błędach, ale również nie posiada takiej politycznej przenikliwości, która umożliwiłaby zerknięcie na ewentualne kroki nowego rządu czy też nowej administracji prezydenckiej. Nie rozumiem po co Francuzi najpierw głosowali na tego pajaca (któremu najwidoczniej bliżej jest do kilku murzyńskich nagich zbirów, z którymi ostatnio się obejmował - za co potem (mama) żonka dała mu w kość 😊, niż do własnego narodu), przecież jego polityka była czytelna od samego początku i było wiadome w jakim kierunku się potoczy. Oczywiście rozumiem też, że ugrupowanie Marin Le Pen nie jest nazbyt ciekawą opcją wyborczą (tym bardziej że jej ojciec - Jean-Marie Le Pen, który brał udział w torturowaniu ludzi w Algierii, a potem zakładał Front Narodowy na polecenie władz francuskich, w celu skumulowania potencjału patriotycznego i zamknięcia go w takowej butli, z której nie będzie mógł się wydostać). Ale głosowanie na chłystka, wyciągniętego przez banksterów z kapelusza jest doprawdy totalną głupotą. Problem jednak polega na tym że nie ma na kogo głosować, i ów problem dotyczy zarówno Francji, Belgii, Holandii, Niemiec, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii czy choćby... Polski. Europejska klasa polityczna jest w ogromnej mierze ZDEGENEROWANA!




Ta degeneracja przenosi się również i na biznes, na pracodawców. Ja sam jestem człowiekiem, który również może na ten temat sporo powiedzieć, bowiem jako osoba prowadząca własny biznes, obracam się również w pewnym (raczej z konieczności niż z wyboru) towarzystwie, które prywatnie ma bardzo negatywny pogląd na temat - ogólnie rzecz ujmując - pracowników. Znam prywatnie osoby, które uważają, że sam fakt, iż ludzie w ogóle dostają jakiekolwiek pieniądze za swoją pracę, jest wystarczającym powodem ich łaski względem tego (nie oszukujmy się i nie owijajmy w bawełnę) zwykłego motłochu (bo tak właśnie - nie wszyscy oczywiście, ale pewna część polskich pracodawców - myśli o swoich pracownikach). Mniemam że we Francji i innych krajach Europy jest bardzo podobnie i dlatego ci ludzie, od których wymaga się największych ofiar materialnych, podczas gdy cała elita biznesowo-bankowa opływa w dostatki, walczą teraz w obronie nie tylko własnych portfeli, ale również i własnej godności. A ja o godności już kiedyś pisałem na tym blogu - teraz tylko przypomnę że jest ona NIEZBĘDNYM elementem ludzkich pragnień, zaraz po zaspokojeniu pragnień podstawowych. Godność jest niezwykle silną rzeczą, która tkwi w człowieku i potrafi wybuchnąć z całą furią, gdy jest niepotrzebnie magazynowana lub gdy dojdzie do przysłowiowej "czerwonej linii". Jednak w tym poście nie zamierzam roztrząsać protestów "żółtych kamizelek" (które rząd już zaczyna mieszać z błotem, nazywając protestujących "faszystowskimi bojówkami Marine Le Pen"). Pragnę zaprezentować według mnie niestarzejące się porady (pomimo upływu tylu wieków i nieco innej struktury społecznej), udzielone przez niejakiego Marka Porcjusza Katona Starszego w swej nieśmiertelnej pracy pt.: "De agri cultura" ("O gospodarstwie wiejskim"). 

Jego rady są o tyle nieśmiertelne, że w zasadzie można je podciągnąć do każdej epoki i każdej struktury społecznej (bez względu na panującą ideologię), bo zawsze i wszędzie będzie potrzeba i tych, którzy decydują i tych którzy produkują (to tak jak z tzw.: "problemem filozofów" - czyli pytaniem, kiedy filozof zaczyna filozofować? Odpowiedź jest prosta - kiedy wstanie z łóżka, ubierze się i zje śniadanie, inaczej po prostu nie miałby sił aby filozofować gdy kiszki by mu marsza grały, lub gdy nie miałby co na siebie włożyć i trząsłby się z zimna. A przecież należy pamiętać że ktoś musiał mu wcześniej ten obiad ugotować, musiał uszyć ubranie, które na siebie włożył, musiał zbudować dom, w którym mieszka. Ci ci ludzie, którzy tego dokonali i którzy dzięki temu dają możliwość filozofowania - czyli na dobrą sprawę nic nierobienia - innym ludziom, nie zasługują nie tylko na godne wynagrodzenie, ale również na chwałę równą filozofom? Ja uważam że jak najbardziej, zresztą już mój ojciec wyrobił u mnie szacunek do pracy fizycznej - choć na dobrą sprawę nigdy nie musiałem fizycznie pracować, ale celowo posyłał mnie np. do firmy budowlanej swojego znajomego, abym nauczył się przede wszystkim szacunku do pracy). Dlatego też w tym temacie pragnę zaprezentować rady, jakie dla swych rodaków, zajmujących się uprawą roli, miał ów Katon Starszy, który w 146 r. p.n.e. w trzy lata po swojej śmierci ostatecznie doprowadził do zdobycia i zniszczenia Kartaginy, głównie dlatego że ta, zaczęła stanowić gospodarczą konkurencję dla italskiego rynku. Nim jednak przejdziemy do owych katonowych rad (pod którymi wielu dzisiejszych przedsiębiorców mogłoby się zupełnie swobodnie podpisać), na początek kilka informacji z życia autora "De agri cultura". 

Otóż urodził się on w Tusculum, malowniczej miejscowości Lacjum w 234 r. p.n.e., ale wychowywał się już w majątku ziemskim (które zapewne nie było duże) swego ojca w sabińskim Raete. Tam wiódł spokojne życie rolnika, a raczej paniczyka, bowiem ojciec posiadał pewną ilość niewolników do pracy na roli i uprzątania całego obejścia. Wychowywał się więc w niezbyt uciążliwych warunkach, tym bardziej że pochodził z rodziny ekwitów (czyli rzymskich rycerzy). W 217 r. p.n.e. przybrał togę męską i od tego czasu z chłopca stał się pełnoprawnym mężczyzną. Był to czas dość burzliwy, jako że właśnie do Italii wkroczył ze swoją armią (przemierzywszy Pireneje i Alpy), Hannibal, kartagiński wódz, syn i następca swego bohaterskiego ojca z czasów I Wojny Punickiej - Hamilkara Barkasa. Rok ten, jest również rokiem klęski, jaką doznali Rzymianie w bitwie z Kartagińczykami, Iberami i Celtami nad Jeziorem Trazymeńskim w Etrurii, dając się złapać w dziecinną pułapkę (weszli w dolinę nie sprawdziwszy wcześniej okolicznych wzgórz, gdy to właśnie stamtąd nastąpił atak Hannibala i rzymska zagłada). W bitwie tej poległ również rzymski wódz - Gajusz Flaminiusz, twórca pierwszego i jedynego w rzymskich dziejach stronnictwa demokratycznego na ateńską modłę, które po jego śmierci już nigdy się nie odrodziło. Prawdopodobnie w 216 r. p.n.e. Katon wstępuje do armii (nie ma jednak żadnych relacji iż brał on udział w bitwie pod Kannami i tamtejszej wielkiej masakrze rzymskich wojsk). W 214 r. p.n.e. przebywał na Sycylii, walcząc z greckim miastem-państwem Syrakuzy, które po Kannach opowiedziało się za Hannibalem (gdy bowiem posłowie rzymscy przybyli do tyrana Hierona II z prośbą o przedłużenie sojuszu, sięgającego jeszcze czasów I Wojny Punickiej, ten od razu zadał im pytanie: "A cóż to wam się w Kannach przydarzyło?" po czym zerwał sojusz z Rzymem), pod dowództwem Marka Klaudiusza Marcellusa. 




Gdy w 212 r. p.n.e. Syrakuzy zostały zdobyte (mimo twardego oporu mieszkańców, wspomaganych wynalazkami sławnego Archimedesa, który ponoć miał konstruować dziwne machiny, przypominające dźwigi, mogące chwytać całe okręty i rozgniatać. Archimedes zginął w swojej pracowni, zaabsorbowany nowymi konstrukcjami, nie zauważywszy że rzymski legionista wszedł do komnaty, co szybko przypłacił życiem.), Katon służył w Italii, najpierw pod Kapuą potem pod Tarentem (209 r. p.n.e.) (notabene po raz pierwszy Tarent - również grecka kolonia, został zdobyty przez Rzymian w 272 r. p.n.e. po dziesięcioletnich zmaganiach, które miały... dość gówniany posmak, a mianowicie gdy rzymskie poselstwo przybyło do Tarentu w 282 r. p.n.e. zostało znieważone przez mieszkańców, jeden z nich, postawił klocka na środku ulicy, po czym... podtarł się rąbkiem szaty rzymskiego posła, który miał odpowiedzieć: "Zmyjesz to własną krwią". Po dziesięcioletnim oblężeniu w końcu Rzymianie zdobyli Tarent i dopełnili urzeczywistnili tamte słowa, dokonując rzezi mieszkańców). Potem miał krótką przerwę, wracając do rodzinnego Lacjum, aby przez kilkanaście miesięcy znów zamienić się w rolnika. W 207 r. p.n.e. w związku z inwazją na Italię brata Hannibala - Hazdrubala Młodszego, wrócił do armii i wziął udział w zwycięskiej bitwie nad Metaurem, po czym znów wrócił na swoje włości. Tam, nie mając jeszcze 30 lat, namawiany przez swojego sąsiada Lucjusza Waleriusza Flakkusa, postanowił z początkiem 204 r. p.n.e. kandydować w wyborach na kwestora (jako pierwszy przedstawiciel swego rodu), które wygrał i w marcu 204 p.n.e. objął urząd (wówczas nowy rok zaczynał się w połowie marca, a nie z początkiem stycznia jak obecnie. Tę zmianę z 15 marca na 1 stycznia wprowadzono w Rzymie dopiero w 153 r. p.n.e.). 

W tym czasie był już żonaty z niejaką Licynią, dziewczyną nie wywodzącą się z możnego rodu i której rodzina nie dysponowała wielkim majątkiem. Ale było to bardzo szczęśliwe małżeństwo, Katon kochał swoją żonę nad życie i dogadzał jej w każdej sprawie, jednocześnie stał na straży starorzymskich obyczajów i uważał że dobra żona jest ukoronowaniem mężowskiej kariery - zarówno politycznej jak i osobistej. Był wielkim przeciwnikiem przemocy w rodzinie i bicia kobiet, ale jednocześnie propagatorem całkowitego posłuszeństwa żony mężowi. I tak też było w jego małżeństwie, było ono zgodne, gdyż żona nigdy nie sprzeciwiała się woli swego małżonka i była my we wszystkim uległa. Za to otrzymywała wszystko, czego zapragnęła, a nawet więcej, jako że Katon był w niej naprawdę zakochany. W 204 r. p.n.e. ponownie udał się na Sycylię. W 203 r. p.n.e. wziął udział w ekspedycji afrykańskiej, mającej na celu dostarczenie zaopatrzenia dla armii Publiusza Korneliusza Scypiona, walczącej z Numidami i Kartagińczykami w samej Afryce (dowodził eskadrą osłaniającą transporty z bronią i aprowizacją). Potem jeszcze krótko walczył na Sardynii z kartagińskimi niedobitkami. Po zakończeniu wojny w 199 r. p.n.e. objął edylat plebejski, a 198 r. p.n.e. został namiestnikiem prowincji Sardynii, gdzie odznaczył się wielką uczciwością i prawością (bezwzględnie karał wszelkie przejawy łapówkarstwa i lichwy). W 195 r. p.n.e. wygrał wybory na konsula, obejmując po raz pierwszy w życiu najwyższy urząd w państwie (sprawował go wraz ze swoim sąsiadem, który namówił go do uczestnictwa w życiu politycznym - Lucjuszem Waleriuszem Flakkusem). W czasie jego konsulatu miały miejsce trzy, niezwykle ważne wydarzenia. Pierwszym było zakończenie walk w Hiszpanii zwycięstwem pod miastem Turdą nad Iberami dowodzonymi przez Budaresa i Besadynesa (Katon wyruszył do Hiszpanii i wziął udział w walkach u boku wodza Kwintusa Minucjusza i powrócił stamtąd w chwale pogromcy Iberów).




Drugim wydarzeniem była ucieczka z Kartaginy Hannibala. Po klęsce pod Zamą w bitwie z Korneliuszem Scypionem w 202 r. p.n.e. Hannibal pozostał w Kartaginie. Przez cały ten czas (jak twierdzili wybitni, choć niechętni mu Kartagińczycy): "cierpiał, że państwo marnieje od pleśni spokoju i usypia w bezczynności i że nie da się go rozbudzić bez szczęku broni". Wybrano go nawet (196 r. p.n.e.) na urząd sufeta (odpowiednik rzymskiego konsula, ale bez prerogatyw wojskowych). Szybko odrodziła się kartagińska gospodarka, a Hannibal pragnął pomścić zadaną Kartaginie klęskę i starał się zyskać potężnych sojuszników na wschodzie. Rozpoczął tajne rozmowy z przedstawicielami króla syryjskiego - Antiocha III Wielkiego z dynastii Seleucydów. Rozmowy te musiały pozostać tajne, bowiem niechętny był mu przede wszystkim Trybunał Stu Czterech, który był odpowiednikiem dzisiejszego Sądu Najwyższego. Sędziowie z Trybunału rzucali mu kłody pod nogi, starając się powściągnąć jego pragnienie odbudowania potęgi państwa kartagińskiego, bowiem obawiano się kolejnej długotrwałej wojny, która znów doprowadzi do ruiny kartagiński handel. Hannibal wiedział, że póki nie złamie potęgi Trybunału Stu Czterech, nie ma mowy o żadnych reformach w państwie i o odbudowie armii. Dlatego też oskarżył sędziów przed Zgromadzeniem Ludowym iż sami nie przestrzegają praw, których wymagają od ludu, oraz że zawładnęła nimi pycha i zarozumiałość. Lud stawał się mu przychylny, wystąpił więc z wnioskiem o zreformowanie skostniałego stanu sędziowskiego, poprzez wprowadzenie zapisu iż sędziów do Trybunału wybiera się na okres jednego roku, przy czym nikt nie może sprawować urzędu dwa lata pod rząd. Ta ustawa przeszła przy dużym poparciu ludu.

Następnie Hannibal postarał się ograniczyć nadmierne bogacenie się wielmożów, podczas gdy lud musi ponosić ciężary nałożonej przez Rzymian, za przegraną wojnę - kontrybucji. Zarządził przegląd dochodów publicznych i gdy okazało się że pieniądze państwowe były wręcz masowo grabione przez wysoko postawionych polityków, którzy po prostu bezczelnie przez lata kradli je dla siebie i to w takich ilościach, że zabrakło na kontrybucję dla Rzymu i planowano nałożyć na lud nowy podatek. Hannibal kazał podliczyć wszelkie dochody Kartaginy z kontynentu i morza i przeprowadzić ich wydatkowanie. Gdy wyszło że pieniądze te są w dużej mierze rozkradane, zarządził skrupulatne kontrole wydatków, przez co całkowicie uszczelnił system finansowy, jednocześnie obiecując ludowi że pieniądze na kontrybucje będą bez potrzeby nakładania nowego podatku. I słowa dotrzymał. Uzyskał środki z przykręcenia śruby tym wszystkim, którzy przez lata żyli dostatnio, zagarniając publiczne środki do siebie, a na lud zrzucając wszelkie obciążenia, związane z koniecznością prowadzenia wojny. Teraz to się skończyło, ale utrata takich dochodów, spowodowała wręcz furiacką nienawiść wielmożów do Hannibala. Rozpoczęto tedy właśnie pisanie listów do senatu rzymskiego, z prośbą o interwencję, deklarując iż Hannibal pragnie odrodzenia kartagińskiej armii i floty wojennej i chce pomścić klęskę zadaną mu przez Rzymian. Prośby o interwencję z Kartaginy, zmusiły senat do zajęcia się tą sprawą (jej gorącym zwolennikiem był właśnie Katon Starszy). Początkowo zamierzano wysłać do Kartaginy jeden lub dwa legiony, aby aresztować Hannibala i przewieść go do Rzymu, ale po mowie Publiusza Korneliusza Scypiona - zwycięzcy Hannibala pod Zamą (który bronił go publicznie, deklarując w senacie: "Czy my, Rzymianie upadliśmy tak nisko, aby dawać wiarę maluczkim, którzy pragną upokorzyć wielkiego człowieka?"), zdecydowano się tylko wysłać tam komisję senacką dla zbadania sprawy, złożoną z trzech senatorów (Gnejusz Serwiliusz, Marek Klaudiusz Marcellus i Kwintus Terencjusz Kulleon). 

Hannibal jednak, obawiając się aresztowania, uciekł w przebraniu z Kartaginy i morzem skierował się na wschód. Na wyspie Cercynie przesiadł się na fenicki okręt handlowy i popłynął z nim do Syrii. Tymczasem w Kartaginie lud ujrzawszy pusty dom Hannibala, zaczął plotkować. Jedni twierdzili że uciekł, inni, że został przez Rzymian porwany i zabity. Dopiero po kilku dniach doszła wiadomość że widziano go na Cercynie, jak wsiadła na fenicki okręt (był postacią bardzo popularna, niczym dzisiejsi celebryci, więc każde jego przybycie, nawet nieoficjalne, gromadziło tłumy). Było więc już pewne, że uciekł. Komisja senacka która przybyła do Kartaginy, orzekła że jeśli władze nie chcą być posądzone o współudział w knowaniach Hannibala, to muszą uczynić krok, który Hannibal zapamięta. Rada Czterystu i Trybunał Stu Czterech natychmiast stwierdzili że uczynią wszystko, czego sobie życzą Rzymianie. Tak oto Hannibal został wyjęty spod prawa i uznany zdrajcą. Tymczasem on, już na syryjskim dworze w Antiochii u boku króla Antiocha III Wielkiego, zaczął namawiać go do interwencji militarnej w Grecji, w której stacjonowały rzymskie legiony i która oświadczeniem Flamininusa ze 196 r. p.n.e. (wygłoszonego podczas igrzysk istmijskich w Koryncie), oficjalnie otrzymała z: "woli senatu i ludu rzymskiego" - wolność "dla wszystkich Hellenów". Natomiast trzecim wydarzeniem za konsulatu Katona roku 195 p.n.e. do którego to wrócę już w kolejnej części, była sprawa ustawy Oppiusza z 215 r. p.n.e.



A NA ZAKOŃCZENIE NIECO HUMORU
KABARET CZESUAF

 

 

ACT 447 IS NOT APPLICABLE AND

NEVER WILL APPLY TO POLAND



 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz