Stron

środa, 21 sierpnia 2019

RAPORT GEHLENA - Cz. XVII

CZYLI JAK TO NIEMCY ZAMIERZALI

STWORZYĆ WŁASNY RUCH OPORU,

WZORUJĄC SIĘ NA POLSKICH

DOŚWIADCZENIACH

KONSPIRACYJNYCH






RAPORT GEHLENA 

Cz. XVII






CZĘŚĆ II. POWSTANIE WARSZAWSKIE


6. POSTAWA POWSTAŃCÓW ORAZ LUDNOŚCI POLSKIEJ W GENERALNYM GUBERNATORSTWIE


a. Ludność Generalnego Gubernatorstwa


 Wybuch powstania warszawskiego nie trafił w masach narodu polskiego na oczekiwany przez dowództwo odzew, co znalazło swój bardzo widoczny wyraz w tym, że nie doszło do wybuchu kolejnych powstań w innych częściach kraju. Do Warszawy nie skierowano również poważniejszych posiłków. Sama ludność zachowała się biernie, większa jej część bez sprzeciwu zareagowała na niemieckie wezwanie do udziału w pracach przy budowie umocnień (Bzdura! Zarządzenie Ludwika Fischera - niemieckiego gubernatora dystryktu warszawskiego, wydane w dniu 27 lipca 1944 r. i nakazujące, by następnego dnia 100 000 polskich mężczyzn i kobiet zgłosiło się do prac polowych przy budowie umocnień przed zbliżającą się Armią Czerwoną - zostało kompletnie zbojkotowane. Zgłosiło się zaledwie kilkunastu mężczyzn. Natomiast sam rozkaz Fischera był podyktowany chęcią rozbicia ewentualnych planów powstańczych i zebrania większości młodych mężczyzn (i kobiet) po to by ich następnie wywieść do obozów pracy i obozów koncentracyjnych. Niemcy bowiem obawiali się wybuchu Powstania i starali się to niebezpieczeństwo całkowicie wyeliminować. Już 26 lipca 1944 r. na Wawelu w Krakowie odbyło się posiedzenie prezydentów Wydziałów Głównych tzw.: "rządu Generalnego Gubernatorstwa" z udziałem samego generalnego gubernatora Hansa Franka, na którym pojawiły się meldunki o: "przybierającej na sile psychozie i psychologii powstańczej". Hans Frank oświadczył wówczas że daje się odczuć niepewność Polaków, czego przykładem jest zachowanie "Służby Budowlanej"  - "Baudienst" - powołanej w maju 1940 r. na okupowanych przez Niemcy ziemiach polskich, do której wciągano przymusowo polską młodzież, która pracowała w systemie koszarowym na rzecz "niemieckiego planu odbudowy". Aby przyciągnąć polską młodzież do Baudienstu stosowano również propagandę, ale w konfrontacji z codzienną rzeczywistością niemieckich porządków w okupowanym kraju, wszechobecnym terrorem, ulicznymi łapankami ludności, torturami, egzekucjami, konfiskatami, gwałtami, propaganda ta nie miała żadnego odzewu. Dlatego też od 24 lipca 1943 r. za uchylanie się od pracy w Służbie Budowlanej groziła także kara śmierci. - Frank kontynuował swój wywód o Służbie Budowlanej: "W ciągu nocy organizacja ta, jedno z naszych przedsięwzięć zakrojonych na szeroką skalę - po prostu przestała istnieć. Tych kilku junaków, których jeszcze mamy, zapewne zaspało, ale wkrótce pewnie i oni wezmą nogi za pas").

Również rozkaz z końca sierpnia przewidujący nagłe zniszczenia wszystkich plonów, których nie dało się ukryć, aby nie wpadły one w ręce Niemców, nie został wykonany. Jednak stan bezpieczeństwa na terenie Generalnego Gubernatorstwa pogorszył się w tym czasie w widoczny sposób (Niemcy liczyli że stłumią Powstanie w przeciągu kilku dni - Goebbels oczekiwał szybkiego zdławienia Powstania "w ciągu mniej więcej dwóch dni". Potem jednak docierało do nich że tak nie będzie. 3 sierpnia 1944 r. Joseph Goebbels szef Ministerstwa Propagandy Rzeszy, przyjechał do Poznania i w trakcie rozmowy z gauleiterem "Kraju Warty" - czyli Wielkopolski - Arthurem Greiserem, usłyszał od niego iż: "tamtejszego powstania partyzantów w żaden sposób nie można było stłumić". Natomiast w notatce z 10 sierpnia skierowanej do Goebbelsa pisał Greiser: "walki w samej Warszawie ciągle jeszcze trwają (...) a przez miasto można teraz przejechać jedynie pojazdami opancerzonymi"). Mnożyły się napady na Wehrmacht i policję, dworce, nastawnie i pociągi, jak również na poszczególne miejscowości. Wzrosła liczba splądrowanych wsi. Zjawiska te nie obciążają jednak samej ludności, lecz raczej zaliczane muszą być na konto wzmożonej aktywności polskich prosowieckich i czysto sowieckich band.


b. Nastroje w Warszawie


 W pierwszych dniach powstania nastroje były euforyczne, gdyż widoczny początkowy sukces zdawał się przyznawać rację wysokim oczekiwaniom przywódców powstania. Typowa postawa Polaków, charakteryzująca się łatwym wpadaniem w zachwyt i dochodzeniem w nim do granic absurdu znajdowała tu doskonałe warunki rozwoju. To, że powstanie nie było zwykłym słomianym ogniem, który wystrzeliwuje wysoko w górę jasnym płomieniem, aby równie szybko zgasnąć, gdy tylko pozbawiony jest swej łatwej pożywki, pokazuje długie długie trwanie powstania oraz bezwarunkowa wola oporu, również wśród ludności cywilnej, w coraz bardziej niesprzyjających okolicznościach (szczególnie zaopatrzenie w żywność) oraz na koniec w sytuacji całkowitej beznadziei. Był to płomienny wybuch życia narodowego, wrzącego przez lata pod przykrywką konspiracji.





c. Postawa Armii Ludowej


Jak już wspomniano, dowództwo Armii Ludowej dopiero po dłuższych negocjacjach zdecydowało się wziąć udział w powstaniu z użyciem jednostek Armii Ludowej znajdujących się akurat na terenie Warszawy. Jednostki Armii Ludowej na terenie kraju pozostały bierne. Jako dowódca Armii Ludowej na terenie Warszawy występował major Sank (prawdopodobnie były rzemieślnik; stopień wojskowy prawdopodobnie przybrany samozwańczo) (Józef Małecki ps. "Sęk" - członek Komunistycznej Partii Polski od 1923 do jej rozwiązania przez Stalina w 1938 r., agent NKWD, przerzucony do Polski w marcu 1942 r. i szef sztabu Połączonych Sił Zbrojnych Armii Ludowej, Polskiej Armii Ludowej i Korpusu Bezpieczeństwa). Znośne początkowo stosunki pomiędzy Armią Ludową i Armią Krajową stopniowo ulegały pogorszeniu i na końcu były w najwyższym stopniu napięte (pojedyncze ekscesy). Korpus Bezpieczeństwa Armii Ludowej pozostawał pod bezpośrednim dowództwem funkcjonariuszy NKWD. Przy sztabie Armii Ludowej funkcję łącznikowych oficerów z Armią Czerwoną pełniło trzech sowieckich wojskowych. Również sowieccy radiotelegrafiści mieli zostać wysłani do Warszawy. Narastające sprzeczności pomiędzy Armią Ludową i Armią Krajową oficjalnie znalazły swój wyraz w sytuacji, do której doszło 25 września, kiedy to wszystkie prosowieckie ugrupowania polskie w Warszawie, a mianowicie:
  • po pierwsze: przedstawiciele miejscowej Krajowej Rady Narodowej, jako centralnej organizacji partii demokratycznych, socjalistycznych i syndykalistycznych,
  • po drugie: Rada Obrony Narodowej (generalnie nieznane polskie stowarzyszenie prosowieckie, utworzone jako przeciwwaga dla Polskiego Związku Powstańczego) (był to kryptonim Związku Walki Zbrojnej i Armii Krajowej w latach 1941-1944),
  • po trzecie: nieznany do tej pory Centralny Komitet Młodzieżowy, założyły nowy związek, który nazwały Powstańcze Porozumienie Demokratyczne. W późniejszym czasie (PPD) nie pojawia się. 
(Gwardia Ludowa i Armia Ludowa były organizacjami całkowicie podporządkowanymi Moskwie. Armia Czerwona parła na zachód i 28 lipca 1944 r. marszałek Związku Sowieckiego - Konstanty Rokossowski, otrzymał rozkaz natarcia na Warszawę. Wtedy uruchomiła się sowiecka propaganda, która zaczęła podburzać mieszkańców Warszawy do jak najszybszego wzniecenia powstania, celem wsparcia oddziałów Armii Czerwonej wkraczających do miasta. 29 lipca radio moskiewskie nadało po polsku apel, wzywający mieszkańców Warszawy do podjęcia natychmiastowej walki z Niemcami. 30 lipca apel ten został powtórzony w kierowanej przez komunistkę - Zofię Muszkat - żonę Feliksa Dzierżyńskiego, rozgłośni "Kościuszko", który brzmiał: "Wojska radzieckie nacierają gwałtownie i zbliżają się do Pragi (prawobrzeżnej części Warszawy). Nadchodzą aby przynieść nam wolność. Niemcy wyparci z Pragi będą usiłowali bronić się w Warszawie. Zechcą zniszczyć wszystko. W Białymstoku burzyli wszystko przez sześć dni. Wymordowali tysiące naszych braci. Uczyńmy, co tylko w naszej mocy, by nie zdołali powtórzyć tego samego w Warszawie. Ludu Warszawy! Do broni! Niech cała ludność stanie murem wokół Krajowej Rady Narodowej, wokół warszawskiej Armii Podziemnej. Uderzcie na Niemców". 29 lipca na ulicach Warszawy została rozlepiona odezwa Polskiej Armii Ludowej, podpisana przez płk. Juliana Skokowskiego, głosząca że z Warszawy uciekło całe dowództwo Armii Krajowej i to właśnie Skokowski przejmuje teraz kontrolę nad "całością sił polskich w mieście" i zarządził mobilizację oddziałów).

(Gdy jednak 1 sierpnia 1944 r. kierowane przez Komendę Armii Krajowej, wybuchło Powstanie Warszawskie, Sowieci i ich polskie matrioszki, natychmiast zmieniły front. Ofensywa Armii Czerwonej została zatrzymana nad Wisłą - a wystarczyło jedno sowieckie uderzenie aby Warszawę odciążyć, o czym apelował do dowództwa Wehrmachtu gen. Nicolaus von Vorman - dowódca 9 Armii niemieckiej, który meldował że bolszewicy przewyższają jego siły w stosunku 7:1 w piechocie, 4:1 w artylerii i 7:1 w czołgach. Dodawał że jedno sowieckie uderzenie spowoduje w takiej sytuacji "całkowite załamanie frontu". Ale uderzenie nie nadchodziło. Mało tego, został wprowadzony kategoryczny zakaz latania nad Warszawą sowieckich pilotów i zakaz... bombardowania niemieckich pozycji. Piloci zaś z państw zachodnich, którzy chcieli dostarczyć jakąkolwiek pomoc walczącej Warszawie, mieli kategoryczny zakaz lądowania na sowieckich lotniskach. Tak oto Hitler i Stalin po raz drugi, tym razem pod Warszawą zawarli nieoficjalny pakt o nieagresji, w celu zniszczenia Warszawy i całej Polski. Dziś zaś ambasador rosyjski śmie twierdzi że dialog historyczny z Polską jest niemożliwy i apeluje: "Uznajcie że was wyzwoliliśmy". Owszem uznajemy - wyzwoliliście nas z dorobku przeszłych pokoleń, gdy wraz z Niemcami napadliście nasze ziemie we wrześniu 1939 r. wyzwalaliście nas z naszych ziem, domów, posiadłości a nawet zegarków czy rowerów, ze wszystkiego co miało jakąkolwiek nawet najmniejszą wartość, również wyzwalaliście nasze kobiety z godności, masowo je gwałcąc. Ale przede wszystkim wyzwalaliście nas z życia).





(Jakże zatem prawdziwe były słowa wiersza Józefa Szczepańskiego "Ziutka", napisane w tych tragicznych dniach Powstania Warszawskiego: "Czekamy ciebie, czerwona zarazo, byś wybawiła nas od czarnej śmierci, byś nam kraj przedtem rozdarłszy na ćwierci, była zbawieniem witanym z odrazą. Czekamy ciebie, ty potęgo tłumu zbydlęciałego pod twych rządów knutem, czekamy ciebie, byś nas zgniotła butem swego zalewu i haseł poszumu. Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu (...) Żebyś ty wiedział, jak to strasznie boli - nas, dzieci Wielkiej, Niepodległej, Świętej, skuwać w kajdany łaski twej przeklętej, cuchnącej jarzmem wiekowej niewoli. Legła twa armia zwycięska czerwona u stóp łun jasnych płonącej Warszaw i ścierwią duszę syci bólem krwawym
garstki szaleńców, co na gruzach kona. Miesiąc już mija od powstania chwili, łudzisz nas czasem dział swoich łomotem, wiedząc, jak znowu będzie strasznie potem, powiedzieć sobie, że z nas znów zakpili. Czekamy ciebie nie dla nas, żołnierzy, dla naszych rannych - mamy ich tysiące, i dzieci są tu, i matki karmiące, i po piwnicach zaraza się szerzy. Czekamy ciebie - ty zwlekasz i zwlekasz, ty się nas boisz i my wiemy o tym, chcesz, byśmy wszyscy tu legli pokotem, naszej zagłady pod Warszawą czekasz. Nic nam nie zrobisz - masz prawo wybierać, możesz nam pomóc, możesz nas wybawić
lub czekać dalej i śmierci zostawić. Śmierć nie jest straszna, umiemy umierać. Ale wiedz o tym, że z naszej mogiły Nowa się Polska zwycięska narodzi, i po tej ziemi ty nie będziesz chodzić, czerwony władco rozbestwionej siły").


d. Zachowanie wobec Sowietów
  
   
W sowim zachowaniu wobec Sowietów narodowi Polacy żywią rozpaczliwą nadzieję na jakieś ewentualne porozumienie, ale w obliczu nieustępliwości bolszewickiego kolosa popadają w paraliżujący stan hipnozy. Z anglo-amerykańską pomocą chcą przed nim uciec, lecz w rezultacie są wobec niego coraz bardziej bezbronni. Wskutek własnych doświadczeń oraz demonstrowanego w trakcie powstania przed całym światem niechętnego, żeby nie powiedzieć wrogiego, stanowiska Sowietów wobec narodowych Polaków szerokie kręgi Armii Krajowej doszły do logicznego wniosku, że Sowieci, nie bacząc na oficjalne zapewnienia, z żelazną konsekwencją prowadzą brutalną politykę wyniszczenia substancji narodu polskiego. Wiedza ta doprowadziła jednak co najwyżej do ochłodzenia się nastrojów, ale nie do zasadniczej zmiany postaw. Wiele debatowano w polskich kręgach na temat nieunormowanych stosunków polsko-sowieckich (25 kwietnia 1943 r. po odkryciu przez Niemców masowych grobów prawie 22 000 pomordowanych polskich oficerów w katyńskim lesie, rząd sowiecki zerwał stosunki dyplomatyczne z Rządem Rzeczpospolitej Polski na Uchodźstwie w Londynie i przez cały czas, aż do 1990 r. Związek Sowiecki twierdził że zbrodni tej dopuścili się Niemcy w lipcu lub sierpniu 1941 r.. Dopiero 13 kwietnia 1990 r. Rosja Sowiecka przyznała że zbrodni katyńskiej dopuszczono się na rozkaz Stalina i Berii w marcu 1940 r. Notabene stosunki dyplomatyczne między Polską z ZSRS zostały zerwane po raz pierwszy 17 września 1939 r. wraz z ich agresją na nasze ziemie od wschodu. Dopiero 30 lipca 1941 r. pod wpływem Anglików i Amerykanów, został zawarty tzw.: "Układ Sikorski-Majski" m.in.: przywracający stosunki dyplomatyczne obu państw, który trwał właśnie do 25 kwietnia 1943 r.) oraz na temat postawy, jaką powinna przyjąć Armia Krajowa w sytuacji postępującej ofensywy sowieckiej.

Komendant krajowy już na początku powstania wydał dziesięć zaleceń dla Armii Krajowej. Pod koniec września z Londynu nadszedł rozkaz, że Armia Krajowa w razie zajęcia Warszawy przez Sowietów ma przejść w sposób zwarty na stronę Armii Czerwonej, ponieważ powrót do konspiracji jest niemożliwy, bo Armia Ludowa zna wszystkich funkcjonariuszy Armii Krajowej oraz większą część jej członków (Bzdura! Taki rozkaz nie nadszedł. Zresztą w planach Armii Krajowej było zarówno przywitanie Sowietów po wyzwoleniu miasta z rąk Niemców - jako "sojuszników naszych sojuszników", jak również, w przypadku gdyby następowały próby rozbrojenia oddziałów Armii Krajowej przez Sowietów - wyznaczony został plan przejścia do dalszej konspiracji i podjęcia walki z Sowietami - były nawet zaznaczone miejsca kryjówek i schronów. O tym że było to możliwe, świadczy fakt jak długo swą walkę toczyły rozproszone oddziały Armii Krajowej czy Narodowych Sił Zbrojnych, już po kolejnym - sowieckim wyzwoleniu zniewoleniu Polski w latach 1944/1945, które nie miały już za sobą jednolitego dowództwa. Ostatni Żołnierz Niezłomny - Józef Franczak ps. "Lalek", wierny żołnierskiej przysiędze do końca, został zastrzelony dopiero w październiku 1963 r.).







e. Zachowanie wobec wziętych do niewoli Niemców i Ukraińców


Zgodnie z relacjami naocznych świadków w pierwszych dniach powstania rozpasana nienawiść świętowała prawdziwe orgie, które urządzał motłoch uliczny, maltretujący wziętych do niewoli Niemców (szczególnie Volksdeutschów) oraz Ukraińców. Natomiast później traktowanie zwłaszcza wziętych do niewoli przedstawicieli Wehrmachtu było, biorąc pod uwagę okoliczności, prawidłowe (przykładów mordów, dokonywanych przez Niemców, Rosjan - służących w niemieckich oddziałach jak choćby oddziały RONA - czy Ukraińców na ludności polskiej nawet nie będę wymieniał, bo zajęłoby to zbyt wiele czasu. Wystarczy tylko uświadomić sobie ilu ludzi zginęło w pierwszych dniach Powstania, w masowych rozstrzeliwaniach na samej tylko Woli. I tak na ulicy Górczewskiej Niemcy zamordowali 4 500 cywili, w Parku Sowińskiego 1 500 cywili, na Staszica 500 cywili, w szpitalu św. Łazarza 1 200 cywili i rannych żołnierzy, a na ulicy Wolskiej 17 700 cywilnych mieszkańców tej dzielnicy. Tylko za to że byli Polakami. Dowodzący niemieckimi oddziałami na Woli gen. Heinz Reinefarth, który po wojnie był długoletnim burmistrzem Westerlandu i "miłym staruszkiem", meldował do dowództwa Wehrmachtu w sierpniu 1944 r.: "To jest nasz najtrudniejszy problem: nie mamy tyle amunicji, aby ich wszystkich zabić"). 









 "CO SIĘ Z TOBĄ DZIEJE?"
"NIC, MAM TERAZ PRZERWĘ W PALENIU MIESZKAŃCÓW DZIELNICY I POSTANOWIŁEM SIĘ NAPIĆ"





7. KAPITULACJA (WZIĘCIE DO NIEWOLI NACZELNEGO WODZA BORA ORAZ SZEFA WYWIADU ORTA)



Pod koniec sierpnia Warszawa była po raz pierwszy bliska kapitulacji. 20 sierpnia, jak wspomniano, zakończyły się nocne angielskie loty zaopatrzeniowe, a 30 sierpnia pokonane zostało centrum oporu na Starówce, przy czym część walczącej tam Armii Krajowej udało się przebić do Śródmieścia. 2 września zlikwidowane zostały ostatnie gniazda oporu na Starówce. Pięciuset do siedmiuset powstańców skryło się w masie liczącego ok. 45 000 osób tłumu uchodźców. Tylko obietnice z Londynu, w szczególności ogłoszona przy wielkim nakładzie środków propagandowych i rozpoczęta 18 września akcja bombowców, sprawiły, że opór nie uległ całkowitemu załamaniu. Pod koniec września położenie powstańców stało się całkowicie beznadziejne. Ponownie podjęto poufne rokowania kapitulacyjne, które jednak nie przyniosły rezultatów ze względu na żądania Bora (gen. Tadeusza Bora-Komorowskiego, Komendanta Głównego Armii Krajowej w latach 1943-1944). Bór żądał:
  • statusu jeńców wojennych dla członków Armii Krajowej (oraz dla nielicznych oddziałów Armii Ludowej, które w większości sabotowały walki powstańcze) jako walczącej jednostki wojskowej zgodnie z Konwencją Haską;
  • zaprzestania niszczenia miasta;
  • pozostawienia ludności cywilnej w mieście;
  • wspólnego ogłoszenia warunków kapitulacji przez radio.
Strona niemiecka przyjęła punkty 1 i 2, natomiast odrzuciła punkty 3 i 4, co doprowadziło do zerwania rokowań. 26 września rozpoczęły się ostateczne rokowania kapitulacyjne. Niezależnie od tego 27 września skapitulował pod presją niemieckiego ataku Mokotów. 30 września praktycznie stłumiono opór na Żoliborzu. Na 1 i 2 października uzgodniono zaprzestanie działań zbrojnych w celu ewakuacji ludności cywilnej ze wszystkich istniejących jeszcze ognisk powstania, przy czym nie rozstrzygnięto, czy Bór rzeczywiście skapituluje. 2 października o godzinie 21:00 została podpisana kapitulacja, która zawierała tylko jeden warunek, mówiący o traktowaniu członków Armii Krajowej (i Armii Ludowej) jak jeńców wojennych. Ewakuacja pozostałej jeszcze ludności cywilnej oraz powstańców rozpoczęła się natychmiast. Również Bór wraz z cześcią swojego ścisłego sztabu, m.in. dowódcą służb wywiadowczych Ortem (pułkownikiem Kazimierzem Iranek-Osmeckim - szefem II Oddziału Komendy Głównej Armii Krajowej) udali się do niewoli. Polska strona z szacunkiem komentuje fakt, że Bór, mimo podstawionego samolotu oraz możliwości ucieczki przez podziemne kanały, wybrał niewolę (kolejny wymysł Gehlena! gen. Tadeusz Bór-Komorowski nie planował ucieczki ani nie miał podstawionego samolotu który miałby mu ją umożliwić. Takie plotki zrodziły się dopiero po upadku Powstania Warszawskiego). 





 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz