Stron

czwartek, 10 października 2019

JEST JEDNA TYLKO RZECZ, KTÓRA JEST BEZCENNA. TĄ RZECZĄ JEST HONOR! - Cz. I

CZYLI DLACZEGO POLSKA 

PIERWSZA SPRZECIWIŁA SIĘ 

HITLEROWI I NAZISTOM, 

CHOĆ MOGŁA WRAZ Z NIMI 

PODBIJAĆ ZWIĄZEK SOWIECKI?






"DZIEŃ TEN BYŁ PUNKTEM ZWROTNYM W HISTORII DRUGIEJ WOJNY ŚWIATOWEJ I CAŁEGO ŚWIATA. TEGO DNIA NIEMCY I POLSKA - WRAZ Z KILKOMA POMNIEJSZYMI SOJUSZNIKAMI - PRZYSTĄPIŁY DO WOJNY ZE ZWIĄZKIEM SOWIECKIM. ROZPOCZĘŁA SIĘ OPERACJA "BARBAROSSA", W POLSKIEJ NOMENKLATURZE PLAN "HETMAN" (...) ROZPOCZĘŁA SIĘ ONA WŁAŚNIE 22 CZERWCA 1941 r. NOTY O WYPOWIEDZENIU WOJNY SZEFOWI SOWIECKIEJ DYPLOMACJI WIACZESŁAWOWI MOŁOTOWOWI WRĘCZYLI AKREDYTOWANI W MOSKWIE AMBASADORZY NIEMIEC - FRIEDRICH-WERNER von der SCHULENBURG - I POLSKI - WACŁAW GRZYBOWSKI. 

"WOBEC BANKRUCTWA PAŃSTWA SOWIECKIEGO POLSKA NIE WIDZI INNEJ MOŻLIWOŚCI NIŻ PRZYJŚĆ Z POMOCĄ PRZEDSTAWICIELOM NARODÓW RZECZYPOSPOLITEJ: POLAKOM, UKRAIŃCOM I BIAŁORUSINOM, KTÓRZY ZAMIESZKUJĄ BYŁE SOWIECKIE TERYTORIUM" - NAPISANO W NOCIE PRZEKAZANEJ PRZEZ POLSKIEGO DYPLOMATĘ.

TYMCZASEM NA CAŁEJ DŁUGOŚCI GRANICY POLSKO-SOWIECKIEJ JUNKERSY I ŁOSIE BOMBARDOWAŁY POZYCJE ARMII CZERWONEJ. NIEMAL CAŁE LOTNICTWO NIEPRZYJACIELA ZOSTAŁO ZNISZCZONE NA PASACH STARTOWYCH. (...) ARMIA CZERWONA PODDAWAŁA SIĘ CAŁYMI DYWIZJAMI (...) UCIEMIĘŻONA PRZEZ KOMUNISTÓW LUDNOŚĆ WITAŁA ŻOŁNIERZY WKRACZAJĄCYCH ARMII JAK WYZWOLICIELI. POD KOLUMNY CZOŁGÓW RZUCANO KWIATY (...) NIEMAL W KAŻDEJ WIĘKSZEJ MIEJSCOWOŚCI ZAJMOWANEJ PRZEZ WOJSKA KOALICJI ZNAJDOWANO WIĘZIENIA WYPEŁNIONE STOSAMI TRUPÓW. (...) CZERWONI OPRAWCY WRZUCALI DO CEL GRANATY LUB STRZELALI DO STŁOCZONYCH WIĘŹNIÓW Z KARABINÓW MASZYNOWYCH. INNYCH MASAKROWALI BAGNETAMI I SIEKIERAMI.

POLSKIE DYWIZJE PANCERNE (...) SZERZYŁY PRZERAŻENIE W SZEREGACH NIEPRZYJACIELA I WGRYZŁY SIĘ GŁĘBOKO W JEGO TERYTORIUM. DOWODZĄCY NIMI GENERAŁ STANISŁAW MACZEK ROZPOCZĄŁ "WYŚCIG DO MOSKWY" ZE SWOIM NIEMIECKIM ODPOWIEDNIKIEM GENERAŁEM HEINZEM GUDERIANEM. W WARUNKACH WOJNY BŁYSKAWICZNEJ NA WIELKICH PRZESTRZENIACH WSCHODU ZNAKOMICIE SPRAWDZIŁA SIĘ RÓWNIEŻ POLSKA KAWALERIA.

TYMCZASEM 26 CZERWCA 1941 r. RZĄD POLSKI WYDAŁ, A MARSZAŁEK EDWARD ŚMIGŁY-RYDZ PODPISAŁ, ODEZWĘ DO NARODU UKRAIŃSKIEGO. ZACZYNAŁA SIĘ ONA OD SŁÓW: "BRACIA, PRZYBYWAMY DO WAS NIE JAKO WROGOWIE, ALE JAKO PRZYJACIELE. NIE JAKO CIEMIĘŻYCIELE, ALE JAKO WYZWOLICIELE. IDZIEMY ŚLADAMI JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO I SEMENA PETLURY, DWÓCH WIELKICH PRZYWÓDCÓW, KTÓRZY NAJLEPIEJ ZROZUMIELI, ŻE LOSY NARODÓW NASZYCH POWIĄZANE SĄ ZE SOBĄ NICZYM KONARY OPLATAJĄCYCH SIĘ DRZEW..." DALEJ ŚMIGŁY-RYDZ WZYWAŁ MIESZKAŃCÓW UKRAINY DO WALKI ZE "WSPÓLNYM, ŚMIERTELNYM WROGIEM OBU NARODÓW I CAŁEJ LUDZKOŚCI - BOLSZEWIZMEM". OBIECYWAŁ ZNIESIENIE KOŁCHOZÓW, WPROWADZENIE WOLNOŚCI RELIGIJNEJ I DELEGALIZACJĘ PARTII KOMUNISTYCZNEJ. W ODEZWIE ZNALAZŁA SIĘ TAKŻE ZAPOWIEDŹ STWORZENIA "WIELKIEJ SAMOISTNEJ UKRAINY ZWIĄZANEJ WIECZNYM BRATERSKIM SOJUSZEM Z RZECZPOSPOLITĄ POLSKĄ"

ODZEW NA TĘ ODEZWĘ BYŁ OGROMNY, WSZĘDZIE NA UKRAINIE WOJSKA POLSKIE BYŁY WRĘCZ ENTUZJASTYCZNIE WITANE PRZEZ MIEJSCOWĄ LUDNOŚĆ. (...) ROZBITO NIEMAL CAŁY FRONT POŁUDNIOWO-ZACHODNI ARMII CZERWONEJ. KIJÓW PADŁ 19 WRZEŚNIA. WZIĘTO NIE NOTOWANĄ WCZEŚNIEJ W HISTORII WOJEN LICZBĘ JEŃCÓW. (...) POLAKOM I NIEMCOM PODDAŁO SIĘ W SUMIE PONAD CZTERY MILIONY ŻOŁNIERZY NIEPRZYJACIELA.

DO POLSKICH SZTABÓW ZACZĘŁY BOWIEM DOCIERAĆ NIEPOKOJĄCE WIEŚCI Z ODCINKÓW FRONTU, NA KTÓRYCH WALCZYLI NIEMCY. O ILE ODDZIAŁY POLSKIE BIŁY SIĘ TYLKO Z ARMIĄ CZERWONĄ I RZECZYWIŚCIE WYZWALAŁY KOLEJNE MIEJSCOWOŚCI SPOD SOWIECKIEGO JARZMA, O TYLE NIEMCY NA ZDOBYTYCH TERENACH DOKONYWALI STRASZLIWYCH ZBRODNI. (...) DOPROWADZIŁO TO DO SZEREGU KONFLIKTÓW POMIĘDZY POLSKIMI A NIEMIECKIMI ŻOŁNIERZAMI. POMIĘDZY SOJUSZNIKAMI DOCHODZIŁO DO BÓJEK, A NAWET SPONTANICZNYCH STRZELANIN. SZCZEGÓLNIE NERWOWO NA NIEMIECKIE AKTY PRZEMOCY REAGOWALI POLSCY ŻOŁNIERZE POCHODZENIA ŻYDOWSKIEGO. W LICZĄCEJ OKOŁO PÓŁTORA MILIONA ŻOŁNIERZY ARMII POLSKIEJ BIJĄCEJ SIĘ NA WSCHODZIE, NIEMAL DZIESIĘĆ PROCENT POBOROWYCH BYŁO BOWIEM WYZNANIA MOJŻESZOWEGO.

ŻYDOWSCY CYWILE TYMCZASEM MASOWO UCIEKALI Z TERENÓW OKUPOWANYCH PRZEZ NIEMCÓW NA SOWIECKIE TERENY WYZWOLONE PRZEZ POLAKÓW. (...) NA GMACHU POLSKO-NIEMIECKIEGO PARTNERSTWA POJAWIŁY SIĘ PIERWSZE PĘKNIĘCIA. POLACY ZACZĘLI ZDAWAĆ SOBIE SPRAWĘ, ŻE ABY POKONAĆ DIABŁA, SPRZYMIERZYLI SIĘ Z SZATANEM".


FRAGMENT KSIĄŻKI PIOTRA ZYCHOWICZA 
pt.: "PAKT RIBBENTROP-BECK"



POLSKIE CZOŁGI WKRACZAJĄ DO CIESZYNA



Piotr Zychowicz dość obrazowo nakreślił alternatywny scenariusz II Wojny Światowej, w której to wyniku Polska najpierw sprzymierzyła się z hitlerowskimi Niemcami przeciwko bolszewickiej Rosji, a następnie w wyniku wojny Anglo-Amerykanów z Niemcami, zmieniła front i od wschodu uderzyła na III Rzeszę, co w efekcie (po ostatecznej klęsce Niemiec, która dla Zychowicza też wypada w roku 1945), Polska nie tylko nie traci ziem wschodnich na rzecz Związku Sowieckiego (który wówczas już nie istnieje), ale zachowuje całe Kresy i wielkie wpływy w wyzwolonych na sowieckiej Rosji terenach Białorusi i Ukrainy, oraz dodatkowo zdobywa na Niemcach ziemie zachodnie, które opierają się o Odrę i Nysę Łużycką. Efekt - wielka Rzeczpospolita Polska od Szczecina i Wrocławia po Wilno i Lwów. Niestety, taka idealistyczna wizja II Wojny Światowej jest (a raczej była) po prostu nierealna. I to nie dlatego że nie udałoby się wówczas podbić (czy też wyzwolić) Związku Sowieckiego (owego "więzienia ludów"). Wojsko Polskie w pojedynkę szybko przeniosłoby teatr działań wojennych (po ewentualnym sowieckim ataku na Polskę), na stronę nieprzyjaciela, a wraz z Wehrmachtem Moskwa padłaby znacznie wcześniej niż realnie rozpoczęła się bitwa o Moskwę w listopadzie i grudniu 1941 r. (jeszcze przed zimowymi mrozami). Tym bardziej że połączone wojska polsko-niemieckie miałyby znacznie skrócony dystans ataku do rosyjskiej stolicy, wychodząc bezpośrednio ze wschodnich ziem Rzeczpospolitej, a nie z linii Narwi, Bugu i Sanu - jak to miało miejsce w rzeczywistości. Nierealne byłoby dlatego, że Zychowicz pisze iż wcześniej (w roku 1940) Niemcy napadły na Danię, Norwegię, Belgię, Luksemburg, Holandię i Francję, szybko pokonując te kraje. W takiej sytuacji zwycięstwo na Wschodzie umożliwiłoby po prostu realizację niemieckiego imperium, gdzie miejsce Polski sprowadzałoby się jedynie do roli wasala Wielkich Niemiec. 

Wówczas nie byłoby mowy o żadnym ataku od wschodu, ani o prowadzeniu wojny w sojuszu z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi, tym bardziej że w sytuacji rozbicia Związku Sowieckiego i podboju Wschodu - Anglia bardzo szybko doszłaby do porozumienia z Hitlerem (a w brytyjskim establishmencie politycznym nie brakowało ludzi chcących się porozumieć z Berlinem, czego wyrazem była też dość głupkowata, choć niezwykle idealistyczna misja Rudolfa Hessa do Wielkiej Brytanii - z 10 maja 1941 r., gdzie wierzył on, że jeśli tylko uda mu się porozumieć z brytyjską "partią pokoju" i zostanie wprowadzony przed oblicze króla Jerzego VI, zdoła przekonać Anglików do konieczności zawarcia pokoju i sojuszu z Niemcami. Zresztą sama rodzina królewska przed wojną szkoliła swe dzieci jak prawidłowo hajlować, w tym sześcioletnią Elżbietę II, a królowa-matka w 1940 r. podczas niemieckich przygotowań do zajęcia Wielkiej Brytanii, mówiła że niemiecka okupacja Wysp Brytyjskich byłaby dopuszczalna, gdyby tylko Niemcy zostawili w spokoju monarchię). Dlatego też do żadnej wojny niemiecko-brytyjskiej by w takiej sytuacji nie doszło i szybko porozumiano by się na zasadzie: "My (Niemcy) kontrolujemy Europę, Wy (Brytyjczycy) kolonie zamorskie". Stany Zjednoczone zaś pozostałyby za Atlantykiem, preferując politykę izolacjonizmu. I wówczas, w sytuacji w której Niemcy kontrolowałyby całą Europę, Polska musiałaby stać się albo niemiecką satelitą i państwem marionetkowym, albo... przestałaby w ogóle istnieć (tylko że wówczas o żadnym wyzwoleniu, lub choćby próbie podjęcia równorzędnej walki z Niemcami po prostu nie byłoby mowy). Dlatego też pomysły pana Zychowicza (które kiedyś wydawały mi się ciekawe) muszę uznać nie tylko za mrzonki, ale wręcz za pomysły niezwykle niebezpieczne.

Ostatnio wpadł mi też "w oko" filmik na YouTube z kanału CEPowiśle, w którym ponownie wypowiada się niejaki pan Aleksander Jabłonowski vel Wojciech Olszański na temat przyczyn paku Ribbentrop-Mołotow z 23 sierpnia 1939 r., który doprowadził do wybuchu II Wojny Światowej i podzielenia całej Europy Środkowo-Wschodniej pomiędzy nazistowskie Niemcy i Związek Sowiecki. Ja wiem, pisałem już kilka razy że panem Jabłonowskim (Olszańskim) więcej się zajmował nie będę - tak to prawda. I zgodnie z moimi słowami - nie zamierzam się nim zajmować. Jednak w filmiku tym, padły takie dosyć żałosne sformułowania jak: "Samiśmy sobie winni - spieprzyliśmy wszystko", "Beck - idiota. Nie wypełnił nawet testamentu Piłsudskiego, który mu mówił: "Nie wchodź do wojny jako pierwszy". "Polska nie była neutralna w kryzysie czechosłowackim - myśmy czynnie uczestniczyli w rozbiorze Czechosłowacji...", "Sojusz z Adolfem Hitlerem? A dlaczego nie? Mamy lata trzydzieste. Hitler jest szanowanym wodzem przez wiele narodów świata a Amerykanie robią z nim fantastyczne interesy (...) a potem cała nasza elita uciekała przez szosę zaleszczycką!" - to tyle bo więcej nie byłem w stanie tego słuchać (mam chyba jakąś alergię na głupotę, cy cuś? 😁). Nie będę się specjalnie odnosił ani do pana Jabłonowskiego (Olszańskiego) ani też jego rozmówcy (niestety, nie pamiętam nazwiska), chciałbym tylko pewne rzeczy wyjaśnić nim przejdę do głównego tematu. Zastanawiam się, dlaczego tyle osób popada wręcz w umysłową głupawkę i zamiast myśleć logicznie, zaczyna pływać w intelektualnym kisielu? Jakiś czas temu pani poseł Joanna Scheuring-Wielgus też zaczęła popisywać się swoją (nabytą na szybko) inteligencją i powiedziała o "egzotycznych sojuszach" Polski przedwojennej, lub coś w tym stylu. Powiem tak - przeraża mnie, jeśli osoby intelektualnie nierozwinięte zaczynają myśleć o rzeczach, które je przerastają. W najlepszym przypadku wychodzi z tego ktoś na wzór pana Jabłonowskiego (Olszańskiego).




Sojusz z Francją i Wielką Brytanią miałby być "egzotyczny"? To ja się pytam - co w zamian? Tak jak radził pan Zychowicz czy pan Jabłonowski (Olszański) mieliśmy iść razem z Hitlerem przeciwko Stalinowi? A może ze Stalinem przeciwko Hitlerowi (jak pewnie chciałaby pani Joanna). Innej ewentualności nie widzę. A może najlepiej byłoby się związać z jakimś afrykańskim czy południowoamerykańskim krajem, żeby było gdzie uciekać, zamiast przez tą nieszczęsną "zaleszczycką szosę"? Owszem, gdybyśmy do 1939 r. posiadali kolonie zamorskie, tak jak Francuzi, można by było tam przenieść rząd i dowództwo i stamtąd dalej prowadzić wojnę, ale kolonii żadnych  Rzeczpospolita nie posiadała, więc co należało zrobić? Przyjemnie tak po czasie, siedząc sobie wygodnie i posiadając wiedzę na temat tamtych wydarzeń, gdybać co należało zrobić. Ale wówczas nikt nie mógł przewidzieć wydarzeń z przyszłości i tego jak należało się zachować i jaką polityczną drogę obrać aby uniknąć katastrofy 1939 r. i całej późniejszej wojennej hekatomby krwi i zniszczeń. Wojny na dwa fronty, przeciwko Niemcom i Sowietom z września i października 1939 r. nie wygrałby nawet największy geniusz militarny (jak pisze Zychowicz - "ani Aleksander Wielki, ani Cezar, ani Napoleon"). Sytuacja w jakiej się znaleźliśmy po 17 września, była sytuacją tragiczną i jedyne co można było w tym momencie uczynić, to wyprowadzić ile się tylko dało wojska poza granice kraju, aby następnie dotrzeć z nim do sprzymierzonej Francji. 

Błędem naszych władz przedwojennych było jedynie niedowartościowanie Sowietów, po prostu wbrew informacjom wywiadu, nie wierzono że Stalin zdecyduje się na atak na Polskę od wschodu (tego akurat zrozumieć nie mogę). Jednak plan opracowywany (od marca 1939 r.) i przyjęty przez nasze dowództwo, w wypadku agresji niemieckiej, był... idealny (ok. nie ma planów idealnych, ale był bez wątpienia bardzo dobry). Mieliśmy sojusz militarny i polityczny z dwiema największymi światowymi mocarstwami - Francją (posiadającą do 1939 r. największą armię na świecie, na której spoczywał mit zwycięstwa spod Marny i Verdun w I Wojnie Światowej) oraz Wielką Brytanią (mającą rozległe kolonie i sławną ze względu na mit swej niezwyciężonej floty wojennej). Poza tym był sojusz militarny z Rumunią na wypadek ataku Związku Sowieckiego. Ta wojna nie mogła zostać przegrana - naprawdę nie mogła. I gdyby tylko nasi zachodni sojusznicy nie poprzestali na samym wypowiedzeniu Niemcom wojny (oraz bombardowaniu Rzeszy ulotkami wzywającymi do poddania się), a realnie uderzyli na całkowicie pozbawione broni pancernej i złożone w większości z weteranów, nieliczne oddziały, które Niemcy rozlokowali na zachodzie swego kraju, wojna trwała by może kilka (w najgorszym wypadku kilkanaście) miesięcy i zakończyłaby się druzgocącą klęską "Tysiącletniej Rzeszy" w zaledwie siódmym roku jej istnienia. Do takiego ataku jednak ze strony Francuzów i Brytyjczyków nie doszło, ale w polskich założeniach wojennych był opracowany plan działania nawet w sytuacji najgorszej (z uwzględnieniem jednak, iż Związek Sowiecki pozostanie neutralny), czyli zajęcia całego obszaru Polski przez Wehrmacht. Nawet wówczas klęska Niemiec byłaby więcej niż pewna. Jak to możliwe? Otóż opracowywano "scenariusz serbski" z I Wojny Światowej, w wyniku którego Serbia została w październiku 1915 r. zajęta przez wspólny atak Austro-Węgier i Bułgarii, a potem przez dłuższy czas trwała okupacja ziem serbskich (mimo to Serbowie wciąż walczyli). Po zakończeniu wojny Serbia otrzymała ogromne terytoria byłej Monarchii Austro-Węgierskiej i zmieniła się w królestwo Jugosławii. Więc nawet zajęcie całego terytorium państwowego Polski przez Wehrmacht (które realnie było mało prawdopodobne, choć w polskich sztabach nie takie rzeczy brano pod uwagę, nie zdziwiłbym się też, gdyby też opracowano plany... powojennej okupacji Niemiec już w 1939 r.), nie byłoby zupełnie powodem do niepokoju. Realnie jednak, po uderzeniu Francuzów i Brytyjczyków na zachodzie, Niemcy nie byliby w stanie sprostać siłom trzech armii i wkrótce Wojsko Polskie szturmowałoby siedzibę kancelarii Rzeszy na Voss Strasse i Bramę Brandenburską, a Hitler strzeliłby sobie w łeb już w październiku lub listopadzie 1939 r.



Wszystko wiec zależało od dwóch kwestii - uderzenia francusko-brytyjskiego od zachodu i neutralności Związku Sowieckiego na wschodzie (co mogłoby się stać np. w sytuacji przedłużenia wojny japońsko-sowieckiej na Dalekim Wschodzie). Nawet jednak gdyby sojusznicy wstrzymali się od ataku do końca roku 1939 r. to i tak sytuacja nie była zła. Wręcz przeciwnie, niemiecki blitzkrieg osłabł już w połowie września, a wojna zaczęła nabierać charakteru pozycyjnego. W takiej sytuacji mogliśmy się bić przez kilka, nawet kilkanaście miesięcy, aż do brytyjsko-francuskiego uderzenia od zachodu. Nie było innego wyjścia, a jakikolwiek sojusz z Niemcami czy Sowietami skończyłby się tylko podporządkowaniem nas albo Berlinowi albo Moskwie. Tym bardziej że naród uznałby sojusz, zawarty z Niemcami (o ZSRS nawet nie wspominając) za zdradę żywotnych polskich interesów. I mimo całej zdrady Francuzów oraz Brytyjczyków w 1939 r. - lepszych sojuszników w tamtejszej sytuacji geopolitycznej wybrać sobie nie można było, więc stwierdzenie "samiśmy sobie winni - spieprzyliśmy wszystko" jest co najmniej nierozsądne, jeśli nie rzec że wprost głupie. Uczyniono WSZYSTKO - co było w ludzkiej mocy, aby wówczas przetrwać. Natomiast co do słów Piłsudskiego, wypowiedzianych do Becka iż by Polska nie wchodziła do wojny jako pierwsza - tu się zgodzę - taki był cel. Tylko pan Jabłonowski (Olszański) zapomina również o innym powiedzeniu Marszałka, które brzmiało: "Balansujcie (między Berlinem a Moskwą) póki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat". O cóż chodziło w tych krótkich słowach? Oto mianowicie, aby wojna polsko-niemiecka nie ograniczyła się tylko do lokalnego konfliktu, lecz by przerodziła się w wojnę światową. Niemcy bowiem już w październiku 1939 r. zamierzali zawrzeć pokój z Francją i Wielką Brytanią, chcąc ograniczyć konflikt jedynie do lokalnego sporu polsko-niemieckiego.To nie mogło się zdarzyć, dlatego też Marszałek - już na łożu śmierci - polecił Beckowi: "Musisz wciągnąć, Brytyjczyków do wojny! To jest nasza jedyna szansa!" - gdyż wciągnięcie do wojny Wielkiej Brytanii, spowodowałoby iż lokalny konflikt polsko-niemiecki nabierał cech (poprzez brytyjskie kolonie) konfliktu z połową świata. Cel został osiągnięty - i to nie Brytyjczycy nas wciągnęli do wojny (jak twierdzi pan Jabłonowski vel Olszański a za nim cała dmowszczyzna i korwiniści), tylko myśmy wciągnęli do tej wojny Wielką Brytanię, która zapłaciła za to upadkiem swego imperium kolonialnego i sprowadzeniem jej do roli małej wyspy u granic kontynentu (to samo Francja - dziś jest już cieniem dawnej świetności i stoi na progu islamizacji oraz wojny domowej).

Co się zaś tyczy "kwestii czechosłowackiej" to już co najmniej dwukrotnie wyjaśniałem jak było naprawdę i kto tu kogo zdradził. Czesi odrzucili naszą propozycję pomocy z sierpnia i września 1938 r. (liczyli na Francję i Związek Sowiecki) i się przeliczyli (trochę podobnie jak my w 1939 r.). Zamierzam jeszcze tym tematem się nieco bardziej szczegółowo zająć, bo propaganda moskiewska próbuje tutaj zrobić z Polski "pomocnika Hitlera" - a ja nie lubię jak mi się brutalnie wciska fałsz, robiąc ze mnie idiotę, szczególnie w sytuacji gdy wiem iż prawda była zupełnie inna. Co zaś się tyczy sojuszu z Hitlerem i pytania "dlaczego nie, przecież wszyscy tak robili". W takim razie należy zapytać: jeśli wszystkie lemingi skaczą w przepaść i ponoszą śmierć na miejscu, to znaczy że ja też powinienem skoczyć? Nie, drogi panie Jabłonowski (Olszański), Polska jako jedyna się nie sku...a ani sojuszem z Hitlerem ani ze Stalinem. W Polsce nigdy nie było płonących stosów, nigdy nie było prześladowań Żydów, nigdy też nie było takich kreatur, które próbowałyby w jakikolwiek sposób dogadać się z bandytą z nożem w ręku - nawet jeśli sojusze, jakie zawarliśmy - nie przyniosły nam tego, co założyliśmy. Nie skur...y się i jest to kapitał na przyszłość - ogromny kapitał. Kapitał moralny, którego nie posiada żadne państwo na świecie. Od dawna powtarzam, że gdyby Amerykanie mieli choć w połowie taką historię i taką kartę jaką mają Polska i Polacy (nie tylko w II Wojnie Światowej), to dziś kręciliby hollywoodzkie filmy typu "Rambo" oparte o autentyczne, a nie wymyślone fakty. Tak, nie skurwiliśmy się, i dlatego rozpiera mnie duma z faktu, iż mogę o sobie powiedzieć: "Jestem Polakiem", na pohybel osobom takim jak pan Jabłonowski (vel Olszański), którzy zupełnie nie pojmują zapewne o czym piszę.

 


Co zaś się tyczy owych "Zaleszczyk" i "szosy zaleszczyckiej", przez którą miał "uciekać z kraju rząd i dowództwo", to muszę powiedzieć że propaganda komunistyczna poczyniła tak głębokie spustoszenia w wielu głowach, że nawet najprostsze fakty ludziom umykają. Przecież polski rząd nie przekraczał granicy z Rumunią (z którą mieliśmy podpisany układ, na mocy którego zarówno władze jak i wojsko miano skierować do portów morskich by następnie przerzucić ich do Francji, i tam dalej kontynuować wojnę aż do pełnego zwycięstwa) w Zaleszczykach (tutaj granicę przekraczała ludność cywilna). Polskie władze i Naczelny Wódz przekroczyli granicę dopiero dnia 17 września 1939 r. (po potwierdzeniu wiadomości o sowieckiej agresji) w KUTACH (z tym że Marszałek Rydz-Śmigły przeszedł granicę dopiero w nocy z 17 na 18 września i jak pisze Bogdan Konstantynowicz: "Po hamletowskich wahaniach i kilkakrotnej zmianie decyzji. Kilkakrotnie chciał wracać, zakończyć walkę i życie w kraju, wybrał nawet 50 ochotników z towarzyszących mu oficerów i pobrał dla siebie i nich broń długą. Ostatecznie dał się przekonać, że będzie bardziej potrzebny na emigracji i musi kierować tam dalszą walką"). Rydz-Śmigły nie mógł pozostać w kraju (chyba tylko po to, aby ostatecznie palnąć sobie w łeb), gdyż w sytuacji sowieckiego ataku i walki skazanej na klęskę, mógł albo tylko popełnić samobójstwo, albo dalej kontynuować walkę na emigracji. Co wybrać? Piękną śmierć czy dalszą walkę aż do zwycięstwa. Tym bardziej że w naszych dziejach, jak pisze prof. Paweł Wieczorkiewicz wiele było przykładów odwagi, która nie kończyła się ani brawurą, ani bohaterską śmiercią - nie mającą większego znaczenia i nic nie wnoszącą dla zwycięstwa: "Trzeba być człowiekiem zupełnie nieznającym historii Polski, aby widzieć w niej (ucieczce) coś złego. To samo zrobił w 1809 i później w 1813 książę Józef Poniatowski, a w 1831 naczelny wódz powstania listopadowego. Gdy walka militarna nie ma szans, trzeba opuścić kraj i próbować kontynuować ją gdzie indziej". 




I tak właśnie uważam. My Polacy umiemy bowiem umierać, więc na przekór głupim podszeptom i  "pięknej śmierci" - należy zawsze kierować się przede wszystkim miłością Ojczyzny oraz nieustanną dla niej walką (oraz pracą). Jaki dla Ojczyzny będzie pożytek z tego że zginiemy? Są oczywiście pewne sytuacje, kiedy walka, choć beznadziejna i samobójcza - jest potrzebna (np. Powstanie Warszawskie), ale to jest zupełnie inna sytuacja. Najważniejsze abyśmy pamiętali, że znacznie ciężej jest żyć, walczyć i pracować dla Ojczyzny niż dla Niej pięknie umierać. A ja należę do osób, które uważają iż odpoczywać będziemy dopiero po śmierci, teraz jest czas nauki, pracy i ciągłej walki na tym łez padole. Ważne abyśmy przeszli przez życie z honorem i podniesionym czołem, nie załamywali się nawet w najtragiczniejszych momentach oraz nie popadali w zbytnią euforię w chwilach triumfów. Może to nieco moralizatorsko zabrzmiało na koniec, ale tak właśnie uważam - życie jest zbyt cennym darem by je niepotrzebnie tracić, tym bardziej gdy prowadzą nas takie ideały jak: Bóg - Ojczyzna i Honor.             





CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz