Stron

wtorek, 19 listopada 2019

GDY RZYM NIE BYŁ RZYMEM - Cz. VI

CZYLI JAK WYGLĄDAŁO

WIECZNE MIASTO W CZASACH

NIEWOLI AWINIOŃSKIEJ

I COLA DI RIENZI?






INNOCENTY III

CESARZ KOŚCIOŁA I PAPIEŻ EUROPY

Cz. V






"NIE MOGĘ UWIERZYĆ, ŻE FILHELLEN I MIŁOŚNIK WOLNOŚCI MOŻE TRAKTOWAĆ GREKA NA RÓWNI Z BARBARZYŃCAMI I CZŁOWIEKA WOLNEGO NA RÓWNI Z TYMI, KTÓRZY SĄ NIEWOLNIKAMI Z NATURY. NIE MOGĘ ZNIEŚĆ LUDZI UŻYWAJĄCYCH BARBARZYŃSKIEGO JĘZYKA ANI TYCH, KTÓRZY Z POZORU SŁUŻĄ MARSOWI (...) SĄ ONI W TAK DOBRYCH STOSUNKACH Z BARBARZYŃCAMI, ŻE WOLĄ BARBARZYŃCĘ OD GREKA"

NIKETAS CHONIATES 

(KRONIKARZ BIZANTYJSKI)

(XII-XIII wiek)



 Nie wiadomo dokładnie dlaczego cesarz bizantyjski Aleksy III (panujący od 1195 r.), pozwolił opuścić pałac Diplokionion, swemu bratankowi, młodemu - Aleksemu, (synowi oślepionego Izaaka II), który dotąd wraz z ojcem, przebywał w tymże pałacu. Prawdopodobnie powodem tego był fakt, iż Aleksy III obawiał się interwencji króla rzymskiego Filipa Szwabskiego - który ożeniony z córką Izaaka II - Ireną Angelos, mógłby podjąć próbę jakiegoś ataku na Cesarstwo (jak kilka lat wcześniej jego poprzednik Henryk VI). Uwolnienie brata królowej Ireny, było więc tylko jednym z gestów dobrej woli składanych Filipowi przez Aleksego III, gdyż ów bizantyjski władca został dosłownie otoczony sojusznikami rzymskiego króla: Cyprem i Małą Armenią. Dlatego też taki gest, w stosunku do swego bratanka, mógł zostać pozytywnie odebrany u "Łacinników" (jak Bizantyjczycy nazywali europejskie państwa katolickie). Cesarz wysłał go więc, by towarzyszył jego armii w wyprawie na zbuntowaną Trację, ale młodzieniec zdołał się wymknąć i z pomocą kilku towarzyszy przedostał się na mały kuter w miejscowości Atyra na Morzu Marmara, który dowiózł go do pizańskiego okrętu, a ten zabrał go do Italii. Na pokładzie tego statku, młody Aleksy zmienił strój (na proste ubranie żeglarza) i dał sobie obciąć krótko włosy na modłę włoską - aby w przypadku zatrzymania okrętu przez Bizantyjczyków, nie odróżniać się od reszty załogi. Aleksy III, gdy tylko dowiedział się o ucieczce swego bratanka, zarządził natychmiastowy pościg i kontrolę wszystkich okrętów, wypływających przez Dardanele. Również i okręt pizański, na którym schronił się książę Aleksy, był kontrolowany. Oczywiście nie trzeba dodawać co spotkałoby marynarzy tego statku, gdyby odnaleziono tam zbiegłego księcia - wszyscy położyliby głowy pod katowski topór (choć samemu księciu zapewne nic by się nie stało), ale nie odkryto go, fortel z przebraniem powiódł się znakomicie (choć istnieją też przekazy że młody Aleksy schował się do beczki i tam przeczekał całą kontrolę) a okręt bezpiecznie pożeglował ku brzegom Italii. Działo się to wiosną 1201 r.

Tam, w Ankonie, młody książę wysiadł na brzeg i wraz z towarzyszami (a przynajmniej ze swoim nauczycielem), w otoczeniu (wysłanego przez jego siostrę - królową Irenę) wojska, przybył do Hagenau nad Renem, gdzie przebywał akurat ze swym dworem król rzymski - Filip Szwabski. Bizantyjski książę w zamian za pomoc, obiecał (i tak nie miał nic do stracenia, mógł więc obiecać dosłownie wszystko), zawarcie unii kościelnej (a nawet przyjęcie katolickiej liturgii), oraz ogromne zadośćuczynienie pieniężne dla króla i wszystkich, którzy dopomogą mu w odzyskaniu konstantynopolitańskiego tronu. W grudniu 1201 r. tuż przed Bożym Narodzeniem, do Hagenau przybył Bonifacy z Montferratu (który wcześniej - we wrześniu - spotkał się z rycerstwem krucjatowym w Soissons, oraz uczestniczył w uroczystościach kapituły generalnej cystersów w Citeaux). Na apel Aleksego o wsparcie, miał odpowiedzieć słowami: "Jeśli młody pan zgodzi się dopomóc nam w zdobyciu Jerozolimy, my ze swej strony dopomożemy mu odzyskać Cesarstwo". Kwestia wsparcia w zdobyciu Jerozolimy została uzgodniona i w marcu 1202 r. Bonifacy przybył do Rzymu, by osobiście u papieża prosić o wsparcie dla księcia Aleksego. Podczas audiencji - do której doszło 26 marca - stwierdził, że papież jest do całej sprawy nastawiony sceptycznie i niedługo potem opuścił Rzym niczego nie uzyskawszy. Była to pierwsza próba "urobienia" Innocentego co do wsparcia dla Aleksego, który także osobiście przybył do Rzymu w maju 1202 r. by prosić o pomoc w odzyskaniu - utraconej przez swego ojca - władzy. Papież jednak przyjął go co prawda godnie, ale nie zamierzał nic uczynić w jego sprawie, choć pozostawił Aleksemu nadzieję w postaci swojego poparcia. Gdy książę powracał do Hagenau, zatrzymał się postojem w Weronie i ujrzał tam zmierzających do Wenecji rycerzy, którzy ślubowali wziąć udział w wyprawie krzyżowej. Wyprawa przecież - zgodnie z umową z Wenecją - miała wyruszyć 29 czerwca 1202 r., więc wszystko było dopinane na przysłowiowy ostatni guzik. Tam też Aleksy przekonywał zarówno samego Bonifacego jak i innych wodzów wyprawy, że posiada papieskie poparcie co do odzyskania - utraconego przez swego ojca - tronu Bizancjum.




Rycerstwo jednak zbierało się bardzo wolno (np. Ludwik, hrabia Blois ze swym orszakiem, długo się wahał czy wsiąść na statek w Wenecji, czy może w Genui lub Pizie), choć i tak najważniejsi przywódcy krucjaty dotarli do Wenecji we właściwym czasie (np. hrabia Baldwin z Flandrii był pierwszym, lub jednym z pierwszych przybyłych na miejsce). Szybko się jednak okazało, że nie tylko wolne tempo koncentracji stanowi największy problem całej wyprawy. Zgodnie z zawartym (w kwietniu 1201 r.) układem, Republika Wenecka miała wystawić flotę mogącą zabrać 20 000 piechoty, 4 500 konnych rycerzy wraz z 9 000 giermków (co oznaczało że każdy rycerz musiał mieć przy sobie dwóch giermków, a nie każdy miał taką możliwość). miano również zebrać i wypłacić Wenecji 85 000 srebrnych marek, celem pokrycia kosztów wystawienia okrętów. Niestety, szybko się okazało, że zgromadzonych pod Wenecją wojsk jest znacznie mniej niż zaplanowano i w sierpniu 1202 r. naliczono ich dopiero 12 000 (rycerzy, piechoty oraz giermków razem wziętych, przy czym rycerstwo stawiło się we wskazanej liczbie ok. 4 500 zbrojnych). A każdy uczestnik wyprawy musiał za siebie zapłacić (złożony ślub co do uczestnictwa w wyprawie, był nieodwoływalny - i jedyną możliwością "wypisania" się z krucjaty, była albo śmierć składającego przysięgę - choć wówczas należało w testamencie wyznaczyć zastępstwo, albo też wykupienie się ze ślubu poprzez ofiarowanie w swoje miejsce kilku zbrojnych lub wyłożenie pieniężnego ekwiwalentu, odpowiadającego wydatkom przewidzianym na własny udział) stąd udało się zebrać jedynie 50 000 marek. Suma ta była wybitnie niewystarczająca i to właśnie ona - a nie powolna mobilizacja - spowodowała przesunięcie terminu wypłynięcia krucjaty. Rozpoczęły się więc żmudne negocjacje z Wenecjanami (a ci nie zamierzali być stratni, skoro na własny koszt wystawili okręty). Zaczęły się też piętrzyć problemy z dostawą aprowizacji dla zgromadzonego na Wyspie Świętego Mikołaja rycerstwa i zbrojnych. Póki nie okazało się że zebrana suma jest znacznie niższa od umówionej, póty wszystko było dobrze, a zaprowiantowanie docierało bez przeszkód. Jednak gdy wyszło na jaw że pieniędzy jest mniej, prowiant przychodził znacznie rzadziej w nieregularnych odstępach czasu.

Początkowo zamierzano załagodzić tę sytuację, przekonując baronów i hrabiów, by ci wyłożyli brakujące pieniądze za nieobecnych, ale szybko okazało się że wcale nie mają do tego ochoty. Poza tym, już przybyła na miejsce część zbrojnych pielgrzymów, która nie miała przy sobie pieniędzy na transport (niektórzy dołączyli już na miejscu, nie wpłacając wcześniej pieniędzy na wyprawę), nic więc dziwnego że zaczęły pojawiać się głosy rezygnacji z krucjaty i powrotu do domów. Wodzowie tej wyprawy: Bonifacy z Montferratu, Baldwin z Flandrii czy Hugon z Saint-Pol, podjęli się rozpaczliwej próby jej ocalenia (m.in. poprzez wyprzedaż swoich dóbr), wciąż jednak brakująca kwota była znaczna. Lecz w sierpniu okazało się że mimo to, udało się przywódcom wyprawy - po żmudnych negocjacjach - dogadać wreszcie z Wenecjanami i w zamian za zgodę na odroczenie zapłaty, krzyżowcy mieli wziąć udział w ataku na chrześcijański, dalmatyński port Zadar, które to miasto zostało utracone przez Wenecję w 1183 r. na korzyść Węgier (potem Wenecja próbowała odzyskać Zadar w latach 1192-1193, lecz bezskutecznie). Stary wenecki doża - Enrico Dandolo, zaproponował właśnie taką transakcję - która miała jednak pozostać tajemnicą do samego końca (wiedziało o niej jedynie niewielkie grono książąt i baronów), gdyż spodziewano się po prostu odmowy krzyżowców, ataku na chrześcijan. Początkowo spotkała się ta propozycja z odmową baronów, gdyż pamiętano że papież Innocenty III, jeszcze w marcu 1201 r. stanowczo przestrzegał przed zmianą celów krucjaty i skierowaniem jej ku chrześcijańskim krajom ("Waszym celem jest odzyskanie Grobu Świętego z rąk Saracenów" - jak powtarzał Innocenty III), ale szybko okazało się że jest to propozycja nie do odrzucenia i jeśli krzyżowcy na nią nie przystaną, to będą zmuszeni zakończyć krucjatę. Musiano więc przyjąć ofertę weneckiego doży (narażając się jednocześnie na papieski gniew i bunty załogi). 

Zadowolony z tego faktu Enrico Dandolo (choć sam liczył sobie już lat 95 i był ociemniały), 18 sierpnia 1202 r. w uroczystość Świętej Heleny (która zbiegła się z dniem odnalezienia Prawdziwego Krzyża, na którym to miał zostać ukrzyżowany Jezus Chrystus, a owe odnalezienie miało mieć miejsce ok. 327 r.) wziął do ręki krzyż i oficjalnie zaprzysiągł że również weźmie udział w krucjacie. Dodatkowo książę Aleksy złożył przysięgę, że ofiaruje krzyżowcom 200 000 srebrnych marek i podporządkuje Kościół Bizantyjski - Kościołowi Rzymskiemu, jeśli tylko odzyska władzę w Konstantynopolu. Wrzesień upłynął jeszcze na pertraktacjach pomiędzy Rzymem a Aleksym i Wenecją (Innocenty na przykład, kategorycznie odrzucił możliwość interwencji zbrojnej krzyżowców w Konstantynopolu w celu oddania tronu Aleksemu, gdyż celem wyprawy była Jerozolima. Natomiast w kwestii Zadaru, papieski legat - Piotr Capuano, również kategorycznie sprzeciwił się zmianie trasy krucjaty, za co Wenecjanie wykluczyli go z wyprawy, a to ściągnęło znów na nich papieski gniew). Ostatecznie, dnia 8 października 1202 r. wenecka flota (przy dźwięku złotych trąb, bębnów i cymbałów, jako "Najwspanialsze widowisko od Stworzenia Świata" - jak twierdzili naoczni świadkowie), prowadzona przez galerę weneckiego doży (był to okręt będący poprzednikiem sławnego potem Bucentaura), wioząca wojska krzyżowców, wypłynęła (w sile 202 okrętów, choć są też informacje że liczyła ich 240) w morze na wyprawę ku Ziemi Świętej. A tymczasem, już na pełnym morzu okazało się, że aby dalej płynąć do Egiptu (postanowiono najpierw zaatakować Egipt, gdyż wyciągnąwszy wnioski z trzech poprzednich krucjat, było pewne że zdobycie Jerozolimy bez wcześniejszego zbrojnego "zneutralizowania" Egiptu, okazało się praktycznie niemożliwe i nawet gdyby tymczasowo odzyskano Jerozolimę, to i tak wcześniej czy później musiałaby ponownie wpaść w ręce muzułmańskich Ajjubidów z Egiptu. Ale co ciekawe, plan ataku na Egipt też budził kontrowersje wśród krzyżowców, gdyż twierdzili oni że walczyć mogą tylko w obronie Grobu Świętego, a nie w celu przelewania niewinnej chrześcijańskiej czy nawet muzułmańskiej krwi), najpierw należało popłynąć do Zadaru i odzyskać to miasto dla Wenecji. Już sam ten fakt wzbudził żywe niezadowolenie wśród członków załogi. Wielu z nich oficjalnie zwracało się do Wenecjan: "Zapłaciliśmy wam, macie nas teraz przewieźć przez morze", gdy jednak okazało się że atak na Zadar jest częścią zawartej umowy, niektórzy krzyżowcy opuścili szeregi krucjaty i zamierzali na własną rękę udać się do Ziemi Świętej (m.in: Rodryk z Montfort, Stefan z Perche, Iwo z La Faille i kilku innych).




W nocy z 11 na 12 listopada 1202 r. flota złożona z pozostałych krzyżowców, dotarła do Zadaru. Mieszkańcy miasta wpadli w panikę, widząc że rycerstwo przygotowuje się do opanowania portu. Ponieważ jednak byli to krzyżowcy, uznano że po prostu... pomylili się i zapomnieli że Zadar jest miastem chrześcijańskim. Postanowiono więc im czym prędzej o tym przypomnieć i szybko skonstruowano wielkie krzyże, które umieszczono na murach miasta od strony portu, informując przybyłych że: "My tu już od wieków chrześcijany!". Poczęto też w mieście wznosić publiczne modły, by przekonać krzyżowców aby zawrócili i nie czynili mieszkańcom krzywdy. Mimo to wenecki doża (Enrico Dandolo wziął udział w wyprawie), miał się wówczas zwrócić do książąt i baronów tymi słowy: "Panowie, to miasto przyprawiło mnie i moich poddanych o wiele zła, chętnie zemściłbym się na nich. Proszę was abyście mi pomogli", przywódcy wyprawy potwierdzili że pomogą. Pod wieczór, 12 listopada, przybyło z miasta poselstwo, w którym zaproponowano ponowne podporządkowanie się Wenecji, w zamian za darowanie życia i mienia mieszkańców miasta. Dandolo postanowił naradzić się w tej sprawie, ale wówczas wystąpił opat Gwidon z Vaux-de-Cernay z papieskim listem (skąd ów opat zdobył ten list? Czy miał go ze sobą już w chwili wyjazdu, czy też wręczyli mu go posłowie z Zadaru?) i przeczytał jego treść. W liście tym, papież kategorycznie zabraniał jakiejkolwiek akcji zbrojnej przeciwko chrześcijanom, a tym, którzy by nie posłuchali, groził ekskomuniką (było to wykluczenie ze zgromadzenia wiernych, które realnie równało się wykluczeniu ze zgromadzenia żywych ludzi, gdyż takiemu człowiekowi nikt nie mógł w niczym dopomóc, nawet ofiarowując mu strawę, gdyż wówczas sam podzielał jego winę. Nawet po śmierci ciało takiego grzesznika było wyrzucone wprost do rynsztoka, bo nikt nie podjąłby się je pochować. Kiedyś Stalin zadał pytanie: "A ile to dywizji posiada papież?", odpowiedź była prosta - tyle ilu jest na świecie chrześcijan, a zwłaszcza w średniowieczu ta moc papiestwa była niezwykle widoczna i zdolna obalać trony i kreować nowe królestwa. Żaden świecki władca w chrześcijańskim świecie, bez względu na liczbę zbrojnych, nie dysponował potęgą choćby tylko zbliżoną do papieskiej). Ów list spowodował duże zamieszanie wśród Wenecjan, którzy w pewnym momencie nawet rzucili się z pięściami na opata (osłonił go i ocalił przez linczem - posturą przypominający tura - Szymon z Montfort).

Szymon odmówił udziału w ataku na Zadar, mówiąc: "Nie przybyłem tu aby walczyć z chrześcijanami (...) ani ja, ani moi ludzie nie przyłożymy do tego ręki". Przyłączyło się do niego kilkaset osób, ale i tak byli oni w mniejszości. Większość postanowiła uderzyć na miasto, mamiona zapowiedzią zdobycia bogatych łupów (wszystkie wojny tego świata od zawsze toczyły się tylko o jedno - o łupy, czyli o to kto będzie miał możliwość okraść innych. Bez względu na całą ideologiczną i religijną podbudowę, zawsze głównym celem była i jest kradzież). Do oblężenia miasta przystąpiono rankiem 13 listopada 1202 r. ustawiając machiny oblężnicze i odcinając port w Zadarze od strony morza. Pięć dni trwał ostrzał miasta z machin oblężniczych, umieszczonych zarówno bezpośrednio pod murami, jak i na okrętach, 18 listopada przystąpiono do prac saperskich, podkopując się pod potężną wieżą. Widząc zaawansowanie tych prac, mieszkańcy miasta 24 listopada wywiesili białą flagę - poddając się najeźdźcom. Miasto zostało teraz wydane na łup krzyżowców (choć mieszkańcom zagwarantowano nietykalność - o ile oczywiście nie będą bronić swojej własności). Zadar został dosłownie ogołocony ze wszystkiego co posiadało jakąkolwiek wartość, po czym "zwycięzcy" (Wenecjanie i krzyżowcy - zwani też Frankami) podzielili pomiędzy siebie całe miasto (ci pierwsi zajęli jedynie sam port, a drudzy całą resztę. Swoją drogą Wenecjanie mieli głowę do interesów, gdyż po co było im zajmować większą część złupionego już miasta, skoro wystarczył sam port, przez który można było sprowadzić zarówno żywność, jak i inne najpotrzebniejsze produkty, zmuszając jednocześnie Franków do kupowania tych produktów po zawyżonych cenach - na tym tle szybko też doszło do pierwszych poważnych konfliktów). Armia krucjatowa zimowała w Zadarze, a Wenecjanie kontrolujący port, narzucali innym wygórowane ceny za sprowadzane wcześniej produkty, za które krzyżowcy częstokroć nie mieli czym zapłacić. Nic dziwnego że lokalne bójki wreszcie przerodziły się w jedną, wielką bitwę pomiędzy Wenecjanami a Frankami, w której wzięło udział nawet kilka tysięcy ludzi (życie straciło ok. 100 osób). Kilka dni trwało uspokajanie walczących, aż ostatecznie ponad 2 000 krzyżowców opuściło Zadar i udało się przez Adriatyk do Ankony, rezygnując z dalszej części krucjaty.

 



Zresztą w samym mieście gruchnęła wiadomość że papież ekskomunikował wszystkich, biorących udział w ataku na Zadar, co doprowadziło wręcz do paniki wśród zgromadzonych i natychmiastowego (grudzień 1202 r.) wysłania poselstwa do Rzymu z prośbą o zbiorową absolucję (rozgrzeszenie). 1 stycznia 1203 r. do Zadaru dotarło poselstwo od Filipa Szwabskiego, które przypomniało o księciu Aleksym (nie biorącym dotąd udziału w wyprawie krzyżowej) i zaoferowano armii krzyżowców płynięcie do Konstantynopola, w celu "przywrócenia" (choć tak naprawdę Aleksy wcześniej nie władał Cesarstwem, jedynie jego ojciec - Izaak II) do władzy Aleksego, a w zamian on odpłaci się szczodrze rycerstwu i Kościołowi. W tym czasie jednak oczekiwano przybycia poselstwa z Rzymu które miało przywieźć papieską decyzję co do ekskomuniki, i nie było nic ważniejszego ponad to. Natomiast w Rzymie posłowie krzyżowców spotkali się z wybuchem papieskiego niezadowolenia w otwartej formie. Leżąc na ziemi krzyżem, błagali Ojca Świętego o nienakładanie ekskomuniki, gdyż - jak twierdzili - nie przystąpili do ataku na Zadar z chęci zdobycia łupów (akurat), ale ze względu na dane wcześniej Wenecjanom słowo, nie mogli wówczas postąpić inaczej, gdyż okazaliby się wiarołomcami. Papież oczywiście - pomimo chęci ukarania krzyżowców - nie mógł jednak ich wszystkich ekskomunikować, gdyż po pierwsze wiązałoby się to z niepokojami i buntami w tamtych regionach i upadkiem papieskiego autorytetu, a po drugie i najważniejsze - oznaczałoby realną likwidację krucjaty. Dlatego też w swym liście, który został odczytany w Zadarze wiosną 1203 r. Innocenty dawał wszystkim Frankom rozgrzeszenie, ale stawiał im jeden warunek - mają oddać całe zagrabione w Zadarze mienie dawnym właścicielom. Natomiast ekskomunikował wszystkich Wenecjan (papież oficjalnie nazwał ich w swym liście: "złodziejami" i pisał o "weneckiej perfidii"), którzy wzięli udział w ataku na miasto (ale ten fakt został zatajony przez przywódców krucjaty, w obawie rozpadu sojuszu z Wenecją). W kwietniu 1203 r. armia krzyżowców opuściła port w Zadarze i skierowała się ku brzegom Grecji, na wyspę Korfu, która miała być jedynie przystankiem na drodze ku Bizancjum i nowych rządów, jakie miały tam zapanować.    

   




 CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz