Stron

środa, 6 listopada 2019

ZEMSTA OFIAR - Cz. I

CZYLI JAK KARANO NIEMCÓW PO

ZAKOŃCZENIU II WOJNY ŚWIATOWEJ






"CHCIAŁOBY SIĘ ZAŁAMAĆ RĘCE NAD TYM, 
W COŚMY SIĘ WPAKOWALI"

FRAGMENT Z "DZIENNIKÓW" JOSEPHA GOEBBELSA



 ECH ŻYCIE, ŻYCIE...






Zemsta ofiar - do tego właśnie tematu przygotowywałem się dość długo, nie wiedząc początkowo jak go rozpocząć. Tytuł oczywiście mówi sam za siebie, ale gdybym zaczął ten temat od przedstawiania tych wszystkich rodzajów kar i zniewag, jakie spadły na ludność niemiecką po wojnie - postąpiłbym nie fair, ponieważ wyrwałbym cierpienia Niemców z całego kontekstu sytuacyjnego, a przecież nic nie dzieje się w próżni. Jedno wyrasta z drugiego, jest akcja i jest reakcja, jest zbrodnia i musi być kara - tak przynajmniej zostałem wychowany. Oczywiście w tym temacie będzie również mowa o zbrodni i karze zbiorowej, dotykającej milionów ludzi różnych narodowości, zamęczonych tylko dlatego że zostali uznani za "podludzi". W samym jednym niemieckim obozie koncentracyjnym w Ravensbrück, w którym więziono (przez cały okres trwania obozu, czyli w latach 1939-1945) ponad 130 tys. kobiet i dziewcząt. 90 tys. z nich zamordowano, z czego prawie 40 tys. to były Polki - zabite tylko za swoją narodowość, za to że były Polkami. Tak jak Żydów zabijali Niemcy za to że byli Żydami, tak samo Polaków zarówno Niemcy jak i Sowieci mordowali tylko za to że byli Polakami. To był drugi, całkowicie zapomniany w świecie Holokaust, który tylko dlatego nie został zrealizowany w pełni, ponieważ Niemcom po prostu zabrakło na to czasu, gdyż przegrali wojnę. Gdyby tę wojnę wygrali, to zarówno Polacy jak i Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Litwini i inne narodowości Europy Wschodniej (gwoli wyjaśnienia - z wszystkich tu wymienionych jedynie Polska nie leży w Europie Wschodniej. Polska leży i zawsze leżała w Europie Środkowej - i watro to sobie zapamiętać), szybko dołączyliby do Żydów. Nastałby nieprawdopodobny i nieznany dotąd w dziejach świata Holokaust setek milionów ludzi - Słowian. Przy nim, Holokaust Żydów byłby jedynie "nieznacznym" dodatkiem, a "Totenburgi" (mauzolea chwały żołnierskiej) dla poszczególnych narodów, wyrastałyby jak grzyby po deszczu (projekt Totenburgów przejęli potem Sowieci, a jednym z jego przykładów jest chociażby majestatyczny Kurhan Mamaja w Stalingradzie/Wołgogradzie).

Tak więc gdybym pominął tę kwestię, wyrządziłbym niepowetowaną krzywdę ofiarom niemieckich zbrodni, gdyż późniejsza zemsta ofiar (oczywiście o nieporównywalnej nawet ze sobą skali - z jednej strony bowiem istniał cały państwowy i doskonale zorganizowany przez niemieckich nazistów przemysł masowego ludobójstwa, z drugiej zaś pojedyncze i nieskoordynowane akty zemsty poszczególnych ludzi, którzy częstokroć wcześniej przeszli przez prawdziwe piekło obozów zagłady), była jedynie reakcją na to, czego ci ludzie osobiście doświadczyli. Jeśli ktoś widział jak na jego oczach morduje się całą jego rodzinę, jak matka umiera z zimna, głodu i chorób, jak ludzie mordowani są każdego dnia dla zabawy (już kiedyś wspominałem, że gdy mój dziadek miał 15 lat, trafił ze swym ojcem a moim pradziadkiem do niemieckiego obozu pracy pod Poznaniem - za odmowę podpisania volkslisty i wstąpienia do Wehrmachtu, jako że mój pradziad miał przecież ewidentne korzenie niemieckie i to z obojga rodziców - doświadczył pewnego wydarzenia, o którym opowiedział mi dopiero ojciec. Otóż gdy zwołano komando do pracy i ogłoszono zbiórkę - niemiecki oficer, aby pokazać reszcie co ich czeka, jeśli nie będą dobrze i dokładnie pracować, wywołał z szeregu pewnego młodego chłopaka i kazał mu stanąć frontem do szeregu. Następnie wziął do ręki łopatę i jej ostrą krawędzią uderzył tego chłopaka w głowę w taki sposób, że... przepołowił tę głowę na dwie części. I to był tylko przykład dany całej reszcie, pokazujący co ich czeka jeśli będą źle pracować), to trudno potem wybaczyć i nie myśleć o zemście. To, co opisują ludzie, którzy sami potem mścili się na Niemcach, jest zupełnie nieprawdopodobne i niewyobrażalne i trudno mieć do nich jakiekolwiek pretensje o ich późniejsze okrucieństwo. "To nie ja wymyśliłem zabijanie niewinnych za niewinnych, to nie ja wymyśliłem koryto gipsowe dla mojego ojca. Moja matka po wojnie sześć operacji miała i umarła tak ją wykończyli w obozie, brata mi zastrzelili jeszcze 1944 r." - jak zeznawał po wojnie niejaki Ignacy Sz. jeden z katów Obozu Pracy w Łambinowicach. "Za grzechy nie żałuję. Kończę się tak samo jak ten wiek - wiek diabła. Amen" - a tak brzmiały słowa Czesława Gęborskiego - komendanta komunistycznego (i nadzorowanego przez Sowietów) Obozu Pracy w Łambinowicach (1945-1946), który mścił się w sposób nieludzki na uwięzionych w tym obozie Niemcach i Polakach (ci, trafiali tam albo przez pomyłkę, jako Ślązacy, a przecież dla Sowietów każdy Ślązak to Niemiec, lub jako członkowie organizacji niepodległościowych, walczących z "czerwoną zarazą" przylazłą ze Wschodu). O metodach tam uskutecznianych już pisałem, można tylko przytoczyć niektóre fragmenty z procesu, jaki wytoczono Gęborskiemu najpierw jeszcze w 1945 r. a potem w 1956 r. (ostatecznie uniewinniony został w 1959 r. Zmarł w Opolu w 1973 r.w wieku 48 lat).

"Czasami, dla rozrywki, kazaliśmy jednym wchodzić na drzewo, na sam czubek. A innym piłować. Spadali jak gruszki. Gęborski kazał kiedyś jednemu wejść i krzyczeć, jestem małpą! A my strzelaliśmy. Aż spadł. Buty i do dziury, żył czy nie, jego sprawa. (...) Nie mieliśmy koni, to zaprzęgaliśmy do pługa i brony mężczyzn. Do pługa dwunastu, do brony od ośmiu do dwunastu, zależnie od siły, do siewnika - piętnastu. Zdarzało się, że ciągnęły też kobiety. (...) Piętnastego września zaprzęgnęliśmy do wozu szesnastu, bo mieliśmy zawieźć do wioski ciężkie części. Tłukliśmy ich po drodze kijami, ile wlazło, zaciągnęli. Wracając, w lesie, postrzelaliśmy trochę. Połowę z nich zagoniliśmy strzałami do stawu i potopili. Sześciu zaciągnęło nas na powrót, trzech z nich straciło mowę ze strachu, jeden sam się powiesił". (...) Strzelaliśmy do ludzi na drzewach jak do małp, strzelaliśmy do ludzi w kiblach jak do much. Raz bab za dużo do latryny wlazło, puściłem całą serię, jedne dostały w brzuch, inne w piersi, kule trafiały jak ślepy los. Stękały, jęczały, rzęziły. Do dziury. Żeby śladu nie było, pod ziemię. Wiły się w niej jak duże glisty, zasypaliśmy piachem. (...) Frau Patschke nażarła się mojego gówna, Fraulein Marii Schmolke z Łambinowic naszczaliśmy do gęby i kazaliśmy jej lizać krew z jej niemieckich ziomków, co leżeli na ziemi. Baby i dziewczyny dogorywały na izbie chorych. Kazaliśmy jebać się im nawzajem i nawzajem torturować. Dziewuchom "płaciliśmy" tak, że wsadzaliśmy im między nogi banknoty namoczone w nafcie i zapalali. Smród szedł okropny. Wsadzaliśmy im do pochwy rozpalone pogrzebacze, wpuszczaliśmy tam szczury i myszy". Straszne, prawda? Należy jednak pamiętać że ci ludzie, wówczas młode chłopaki z których nowe, komunistyczne władze uczyniły sobie komendantów i nadzorców Obozu Pracy - wcześniej przeszli prawdziwe piekło, albo osobiście siedząc w niemieckich obozach zagłady, albo na własne oczy widząc śmierć swoich bliskich. Mścili się i to w sposób okrutny, to prawda - czy można ich usprawiedliwiać? Uważam że nie, gdyż każdy człowiek jest kowalem własnego losu i każdy sam decyduje o swoim życiu. Jednak potrafię sobie wyobrazić jak silna musi być też nienawiść i chęć zemsty na tych, którzy wymordowali całą moją rodzinę. 

A mściły się również kobiety, np. Żydówki które uniknęły śmierci w obozie zagłady i widziały jak niemiecki strażnik zabija ich siostrę, tylko za to że ta próbuje wykopać ze śniegu trochę zmarzniętej trawy, żeby zapchać nią brzuch. One też potrafiły się mścić. Oczywiście były to mimo wszystko raczej indywidualne historie, chociaż podczas przesłuchań złapani w mundurach Niemcy, byli bici tak długo, póki nie powiedzieli kim naprawdę są (byli bowiem tacy oficerowie Wehrmachtu, którzy przebierali się w mundury żołnierskie i twierdzili że są zwykłymi żołnierzami, najczęściej pracujący w polowej kuchni lub sanitariacie. Najgorsze katusze przechodzili zaś ci, którzy należeli do SS - a to było bardzo łatwo sprawdzić gdyż każdy esesman miał tatuaż po prawą pachą). To były oczywiście ekstremalne przypadki, ale w ogóle ludność niemiecka, która nie uciekła przed frontem, licząc na to że po wojnie ziemie przygraniczne i tak wrócą do Niemiec - była poddana szeregowi licznych (drobnych, choć uciążliwych) zniewag, jak choćby obowiązkowi kłaniania się polskim sąsiadom poprzez ściąganie czapki z głowy, zakaz chodzenia ulicą (tylko drogą lub jezdnią), zakaz podróżowania komunikacją miejską (chyba że w towarzystwie Polaka lub Rosjanina), zakaz mówienia po niemiecku na ulicy lub nakaz pisania słowa "Niemcy" małą literą. Nie mówiąc już oczywiście o tym, przez jakie piekło przeszli niemieccy żołnierze wzięci do niewoli sowieckiej na froncie wschodnim, którzy zostali wysłani na Syberię i tam, w przejmującym mrozie, dochodzącym nawet do -40 stopni Celsjusza, musieli pracować w kopalniach niczym najprawdziwsi niewolnicy (większość z nich wróciła do Niemiec dopiero po roku 1955, czyli po układzie Chruszczow-Adenauer, gwarantującym niemieckim jeńcom powrót do ojczyzny). Należy jednak pamiętać, że ci żołnierze (w ogromnej większości z Wehrmachtu a nie tylko z formacji SS) częstokroć wcześniej byli sprawcami mordów na froncie wschodnim, zabijając całe rodziny, paląc domy (z mieszkańcami w środku) lub wykopując doły i zaganiając tam ludność wsi, po czym wrzucając granaty. "Bohaterski" Wehrmacht - to był też ich kara i katharsis.


 TEN FRAGMENT FILMU "NASZE MATKI, NASI OJCOWIE" JEST NIEPRAWDZIWY. POKAZANY JEST TAM BOWIEM "ZŁY" OFICER SS i DOBRZY ŻOŁNIERZE WEHRMACHTU. PRAWDA BYŁA TAKA, ŻE WIĘKSZOŚĆ ZWYKŁYCH ŻOŁNIERZY WEHRMACHTU MORDOWAŁA Z ZIMNĄ KRWIĄ BEZ SKRUPUŁÓW ŻYDÓW, POLAKÓW I ROSJAN - NIE JAKO NAZIŚCI, GDYŻ 90 proc. NIEMCÓW (W TYM OCZYWIŚCIE ŻOŁNIERZY WEHRMACHTU) NIE NALEŻAŁA DO PARTII NAZISTOWSKIEJ. ZABIJALI WIĘC JAKO NIEMCY - "PRZEDSTAWICIELE NARODU PANÓW" - NA CHWAŁĘ TYSIĄCLETNIEJ RZESZY NIEMIECKIEJ



 TYSIĄCLETNIA RZESZA TRWAŁA ZALEDWIE DWANAŚCIE LAT, A TO CO MUSIELI PRZEJŚĆ ŻOŁNIERZE WEHRMACHTU, BYŁO ICH POKUTĄ





Bo przecież większość z tych niemieckich zbrodniarzy II Wojny Światowej (zarówno bezpośrednich wykonawców, jak i tych zza biurek), to byli tzw.: normalni ludzie, częstokroć bardzo dbający o swoje rodziny. Przecież jak się czyta "Dzienniki" Goebbelsa, to wyłania się z nich obraz człowieka niezwykle wrażliwego, na zabój zakochanego w swej żonie i dzieciach. Gdy pisze, jak mu dobrze gdy czuje ciepło swej ukochanej żony, jak odpoczywa w towarzystwie dzieci, to człowiek nabiera przekonania że taki ktoś w żaden sposób nie byłby w stanie popełnić jakiejkolwiek zbrodni (zresztą przecież ani Hitler, ani Goebbels, ani Himmler ani żaden z owych nazistowskich zbrodniarzy, osobiście nikogo nie zastrzelił, często nawet nie uderzył w twarz - Himmler na przykład mdlał na widok... krwi cieknącej z nosa). A jednak gdy wracał do swoich codziennych zajęć, zmieniał się nie do poznania i był gotów (oczywiście nie on sam) na wszelkie ofiary, byleby tylko Fuhrer i III Rzesza przetrwały. Ci "zwykli ludzie" doprowadzili do wywołania największej wojennej hekatomby w dziejach ludzkości, wydając rozkazy mordów i zbrodni na milionach - ostatecznie sami utopili się we własnej krwi. Ale jakim kosztem? Jedna tyrania została pokonana przy pomocy drugiej tyranii, która zajęła dla siebie pół Europy i nastał czas tzw.: "Zimnej Wojny" (w dużej mierze pozorowanej, jako że służby specjalne - i nie tylko - obu stron tego konflikty, były bardziej lojalne wobec siebie samych, niż wobec własnych państw i rządów - ale to zupełnie inny temat). Tak więc, bez ukazania cierpień, przez które przeszły narody ofiar: Żydów, Polaków, Rosjan, Białorusinów, Ukraińców, etc. etc., nie jest możliwe zaprezentowanie pełnego obrazu doświadczeń, jakie spadły na naród niemiecki po zakończeniu II Wojny Światowej. Nie chciałbym jednak (mimo wszystko) ograniczyć się tylko do pokazywania cierpień narodów rzuconych w wir wojny. 


"NIE MOGĘ PATRZEĆ NA BITEGO CZŁOWIEKA 
- NIE MOGĘ!
JEŻELI BIJE KTOŚ INNY"

 

Trudno bowiem zrozumieć dlaczego w ludziach wyrosły żywe bestie, gdy spojrzy się na ostatnie miesiące pokoju w Europie. Na ten spokojny, błogi czas miłości, szaleństw, opalania się w gorących płomieniach letniego słońca, które w roku 1939 było tak upalne, że ludzie i asfalt rozpuszczali się z gorąca, oraz szalonych tańców i atmosfery niekończącego się szczęści - wszystko to nagle zniknęło dnia 1 września 1939 r. jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki złej czarownicy. Skończył się dawny świat i rozpoczynał nowy, okrutny, który przyniósł niewyobrażalne morze cierpienia i krwi. Ale któż mógł się tego spodziewać w tych ostatnich miesiącach pokoju w Europie? Tamci ludzie z radością obchodzili karnawał, szykowali kreacje na zabawy, planowali wakacyjne wycieczki i emocjonowali się sportową rywalizacją swoich drużyn i zawodników. Czytając to i wiedząc jednocześnie co ich wkrótce spotka, żal serce ściska, szczególnie gdy widzi się z jaką beztroską ludzie podchodzili do życia, jak chcieli roztopić się w szczęściu i zabawie. Na myśli przychodzą mi w tym momencie jedynie słowa, które niezwykle trafnie można odnieść do cieni Tamtego Świata, a które brzmiałyby niczym donośny głos z otchłani czasu, który wołał wraz z nimi wszystkimi: "Kochani, bawmy się - jeszcze żyjemy!".      




 



 
CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz