Stron

wtorek, 3 grudnia 2019

JAKA POLSKA...? - Cz. I

KONCEPCJE ODRODZENIA 

PAŃSTWA POLSKIEGO 

OD CZASÓW ZABORÓW 

KU WSPÓŁCZESNOŚCI




  

 POLSKA NA POWRÓT STAĆ

SIĘ MUSI MOCARSTWEM!





 
 Posiadającym 500-tysięczną armię! Żart? Nie - konieczność, choć z tą armią nieco przesadziłem, gdyż obecnie bodajże nawet Amerykanie nie dysponują taką siłą zbrojną, ale co najmniej 300 tysięcy żołnierzy musi wystawić Polska aby móc w ogóle konkurować w zbliżających się zapasach na skalę... światową. Tak, właśnie na skalę światową, choć może dla niektórych wyda się to nie tylko dziwne ale i zabawne stwierdzenie, lecz właśnie o to chodzi - Polska ma bowiem już obecnie potencjał, by zawalczyć o swą mocarstwową pozycję nie tylko w Europie, ale i świecie i nie jest to wcale pobożne życzenie, czy mrzonki z gatunku s-f, wręcz przeciwnie. Jak już wspomniałem, Polska posiada obecnie niezwykle silny potencjał do tego, by stać się graczem kontynentalnym i nie chodzi tutaj wcale o naszą siłę zbrojną (która notabene jest za mała jak na ambicje państwa leżącego w sercu Europy), ani o politykę, ani nawet o naszą rozpędzającą się gospodarkę. Wszystkie te wymienione atrybuty, które składają się na realną siłę i są trampoliną oraz podporą mocarstwowości kraju - jeszcze funkcjonują u nas na skalę państwa postkolonialnego - którym bez wątpienia po dekadach komunistycznego zniewolenia i sowieckiej zależności - wciąż jeszcze jesteśmy. Posiadamy jednak pewien atrybut, który jest niezwykle ważny, zarówno obecnie jak i ważny będzie w przyszłości - tym atrybutem jest... nasze położenie geograficzne, kluczowe dla całego regionu Europy Środkowo-Wschodniej (tzw.: "Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego", jak się ten region "fachowo" określa w publicystyce militarnej i geopolitycznej). Nasze położenie jest kluczowe dla wszelkich inicjatyw geostrategicznych i gospodarczych na linii Wschód-Zachód, Północ-Południe, bez naszego kraju nie tylko nie ma realizacji koncepcji euroazjatycyzmu, ale wręcz bez Polski (i mówię to z pełną świadomością wypowiadanych słów) nie ma ani niepodległej Ukrainy, ani niepodległej Białorusi, ani w ogóle jakiejkolwiek trwałości państw bałtyckich. Jesteśmy Italią Europy z czasów przed wybuchem I Wojny Punickiej i musimy to sobie jasno uświadomić, gdyż wszelka zmiana pojęciowa i tożsamościowa zawsze zaczyna się w głowie.

Przez dekady serwowano nam bowiem koncepcje sowieckiego imperium i słabości militarnej, ekonomicznej i politycznej Polski (jak i innych krajów regionu) wobec Moskwy. Przez lata serwowano nam wizję "ruskiej potęgi" a hasło: "Armia Radziecka z nami od dziecka" - było co prawda kpiącym, ale jednak posiadającym też duży stopień strachu przed sowiecką potęgą - stwierdzeniem. Potem, po rozpadzie imperium sowieckiego i tzw.: "upadku komunizmu" (a raczej jego transformacji), społeczeństwo polskie wychowane na strachu wobec "Wielkiego Brata" ze Wschodu, zostało oszołomione otwarciem się na świat zachodni, a Polska automatycznie (choć początkowo trwały pewne roszady) wpadła w kuratelę odrodzonych i zjednoczonych Niemiec. Kuratela ta (przechodząca w podporządkowanie, ale na subtelniejszych zasadach niż to wcześniejsze - wobec Związku Sowieckiego), została umocniona po 1 maja 2004 r. czyli po wejściu Polski (Czech i Węgier) do Wspólnoty Europejskiej. Dziś niemiecka kuratela nad Wisłą znacząco zmalała, ale Niemcy wciąż dążą do odzyskania tego terenu dla siebie (jednym z takich wymownych prób przeprowadzenia zamachu stanu, który przywróciłby do władzy tzw.: "partię pruską", był Ciamajdan z grudnia 2016 r. który zakończył się kompletnym fiaskiem). Niemcy są jednak za słabe i przyszłość świata będzie się rozgrywała na zupełnie innych pozycjach. Obecnie (stopniowo od 2015 r. a już całkowicie od 2016 r.) Polska znajduje się pod kuratelą Waszyngtonu, co wcale na dobrą sprawę nie jest takie złe (na regionalne potęgi dzięki wsparciu Amerykanów urosły takie kraje jak: Korea Południowa, Japonia czy Turcja) - należy tylko odpowiednio określić i ustalić akcenty i jasno zdefiniować nasze interesy w tym "sojuszu". Bowiem celem naszych elit musi być już tylko jedna droga - ku mocarstwu i odrodzeniu dawnej Rzeczpospolitej. Oczywiście na razie jest to niemożliwe (powtarzam NA RAZIE!), ale (jak kiedyś powiedział pewien klasyk: "różnie bywało w historii, oj różnie - myśmy już nawet kiedyś z Mongolią graniczyli, i to pod Legnicą" 😉), nie znaczy to, że niemożliwe będzie również w przeszłości. Tym bardziej że istnienie Rosji jako tak ogromnego kraju w tej części świata, jest po prostu anomalią i już dwukrotnie dochodziło w dziejach do sytuacji, gdy na tym ogromnym terenie powstawała taka anarchia i rozkład struktur państwowych, że można było wejść na te ziemie jak w przysłowiowe masło. Tak było zarówno w latach 1917-1920 (gdy Piłsudski twierdził w grudniu 1919 r. że gdyby chciał mógłby bez przeszkód zająć Moskwę i nikt by go nie zatrzymał, lub opór byłby niewielki) jak i w latach 1990-1992.

W tym pierwszym przypadku, zajęcie Moskwy nie miało żadnego geopolitycznego znaczenia dla odradzającej się Polski i Marszałek doskonale o tym wiedział. Zdobycie Moskwy przez Polaków na wiosnę 1920 r. służyłoby jedynie Białej Rosji - czyli tym wszystkim białogwardyjskim jenerałom, którzy dążyli do odtworzenia dawnego Imperium Rosyjskiego, oraz było na rękę koncepcji anglo-francuskiej, która zakładała odbudowę dawnej Rosji po to, aby Niemcy nie mogły wykorzystać zdobytych na froncie wschodnim surowców i nie zaprowadziły nowego ładu na Pomoście Bałtycko-Czarnomorskim. Pójście na Moskwę byłoby więc geopolityczną głupotą z polskiego punktu widzenia i Piłsudski dobrze o tym wiedział. Czerwoni (komuniści) wprowadzali w Rosji anarchię i szerzyli rozkład struktury imperialnej, co było na rękę odradzającej się Polsce, ale w żadnym razie nie było to na rękę ani Francji ani Wielkiej Brytanii, które potrzebowały na Wschodzie tarana, przed ewentualną kolejną niemiecką rekonkwistą militarną i polityczną (cóż bowiem dawało im zwycięstwo na Zachodzie, skoro Niemcy wygrali na Wschodzie, opanowując ogromne tereny Heartlandu - czyli mackinderowskiej Wyspy Świata). Polska zaś dopiero co się odradzała, zresztą i tak nikt nie wierzył że przetrwa dłużej niż kilka, może kilkanaście miesięcy, dlatego tak ważnym wówczas było odtworzenie dawnej Rosji - która znów stałaby się przeciwwagą dla Niemiec (tym bardziej że w ciągu całego dziewiętnastego stulecia zarówno politycy jak i narody Europy przyzwyczaiły się do faktu że Polski nie ma, a jej powstanie wcale nie było nawet konieczne. Największe koncepcje geopolityczne opracowano właśnie w XIX wieku - który to do dziś zarówno w Europie Zachodniej - w nieco mniejszym stopniu w USA - jest uważany za "Złoty Wiek", czasy największej prosperity i wykuwania się nowych koncepcji. Wszystko pięknie, tylko z naszego punktu widzenia problem polega na tym, że w owym "Złotym Wieku" Polska nie istniała na mapach, więc po zakończeniu I Wojny Światowej też wcale jej istnienie nie było konieczne z punktu widzenia geopolitycznych koncepcji zachodnich mocarstw europejskich). Dlatego na zajęcie Moskwy przez Wojsko Polskie najbardziej naciskali Brytyjczycy (a po nich Francuzi), ale Piłsudski jasno ocenił sytuację - pójście na Moskwę to powrót bo błędu Napoleona z 1812 r. któremu książę Józef Poniatowski proponował zmianę kierunku marszu i miast pchać się bez celu do dalekiej Moskwy, lepiej po prostu "odkroić" Ukrainę od Rosji i przyłączyć te ziemie do odradzającej się Rzeczypospolitej, zasilając Wojsko Polskie (drugą po Armii Francuskiej siłę zbrojną tworzącą cesarską Wielką Armię) nowymi rekrutami z terenów Ukrainy, Białorusi i Litwy czyli ziem Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego. A utrata tych ziem byłaby nie do pomyślenia dla Rosjan i to oni wówczas musieli by uderzyć, próbując nie dopuścić do oderwania tych terenów od Imperium. I właśnie o to chodziło, o to aby uderzyli. Wtedy Wielka Armia i Wojsko Polskie połączone i wzmocnione nowymi zaciągami, po prostu zgniotłoby armię cara Aleksandra I. Wojna byłaby wygrana, Rosja zepchnięta do azjatyckich stepów i całkowicie wyeliminowana z jakiegokolwiek wpływu na bieg spraw w Europie - tym samym powrócono by do sytuacji z końca XVII wieku, gdy to Rzeczpospolita była - w Europie Środkowej i Wschodniej - wciąż jeszcze czynnikiem decydującym. Upadek znaczenia Polski w XVIII wieku, spowodował wyniesienie do tej roli właśnie Moskwy, a odbudowa dawnej Rzeczpospolitej z powrotem cofnęłaby Rosję w odległe, azjatyckie stepy. Cesarz Napoleon wybrał jednak marsz na Moskwę i przegrał.




Dziewiętnastowieczny historyk - Stanisław Burzykowski, dał niezwykle przejmującą oraz prawdziwą syntezę narodu polskiego i rosyjskiego, którą to pozwolę sobie tutaj przytoczyć. Otóż Burzykowski pisał: "Między narodem polskim a moskiewskim, acz oba z jednego konaru słowiańskiego swój początek wiodą, wielka zachodzi różnica. Kultura, życie narodowe, prawa, wszystko odmienne. Polak od najdawniejszych czasów, od swojego początku zawsze był wolny, Moskal zawsze niewolnik (...) Polak od początku we wszystkim należał do Europy, Moskal był raczej mieszkańcem Azji, do niej się wcielał. Polak przyjął wiarę katolicka, prawa rzymskie, kulturę Europy Zachodniej, ducha rycerskiego średnich wieków i na tej podstawie rozwinął uczucia wzniosłości, godności i honoru; Moskal został Grekiem (...) Przyjął wiarę, która już od dawna utraciła ducha (...) Cywilizację początkową wziął z Konstantynopola od państwa wschodniego, od ludu zepsutego, zużytego aż do szpiku kości. Polak zawsze niepodległy, nie znał obcego wpływu (...) Sam sobie i przez się wykształcał się i rozwijał; Moskal przez całe swe życie dziecko obcych, o tyle cywilizował się, o ile cudzoziemczał. Na Moskala napadły hordy Dżyngis chana i parę wieków pod jarzmem mongolskim pozostawał i były to dlań czasy spodlenia, poniżenia, w którem godność ludzką zatracił. Piotr Wielki z Mongoła, z Moskala zamierzał zrobić cywilizowanego Europejczyka (...) Tym sposobem Moskal, nie czując w duszy Europejczyka, naśladować go musiał, i miast stać się nim, stał się jedynie małpą. Przybrał połysk, ogładę zewnętrzną, lecz grunt, istota, dusza odmieniona nie została. Kościół spróchniały, bez istotnych kapłanów, bez prawdziwych sług bożych, bez nauki, bez cnoty, jest tam tylko sługą cara; szlachta bez rodu, bez rycerstwa, bez czci i chwały, jest dziełem klas (...) wojsko bez honoru i zdolności poczucia szlachetniejszych podniet; rząd bez godności, bez uczucia sprawiedliwości lub godziwości, przeszłość - hańba i niewola; teraźniejszość - hańba i despotyzm, otóż i wszystko". 


 W ROSJI NIGDY NIE BYŁO EPOKI ŚREDNIOWIECZA Z CAŁYM JEJ RYCERSKIM ETOSEM I DWORSKĄ MIŁOŚCIĄ


 

Podobnie pisywał rosyjski filozof - Piotr Czaadajew, który twierdził wprost że Rosja jest "krajem bez historii i bez przyszłości" i dodawał: "Osamotnieni w świecie nic temu światu nie daliśmy i nic od niego nie wzięliśmy, nie użyczyliśmy nawet jednej idei mogącej dać podstawy wielkim ideom ludzkości. Nie daliśmy żadnego wkładu do postępu ducha ludzkiego i zdeformowaliśmy całą postępowość, która do nas przyszła. Od pierwszego momentu naszej egzystencji społecznej nic nie emanowało z nas, co mogłoby służyć wspólnemu dobru. Żadna użyteczna idea nie zakiełkowała na wysterylizowanej ziemi naszej ojczyzny. Nigdy nie wypowiedzieliśmy jakiejś wielkiej prawdy. Nie wymyśliliśmy niczego oryginalnego, jedynie adoptowaliśmy mylące, zwodnicze obrazy samych siebie oraz bezużyteczny luksus ze wszystkiego, co inni przemyśleli i wymyślili. (...) Najpierw brutalny barbaryzm, następnie prymitywne gusła i przesądy, potem ciężka, degradująca dominacja obcych, których duch później odziedziczył rzad narodowy - to jest smutna historia naszej młodości. (...) Żyjemy w najwęższym rozumieniu teraźniejszości bez przeszłości i przyszłości w samym środku płytkiego spokoju" (należy dodać że za te słowa Czaadajew trafił do... zakładu dla obłąkanych, skąd aby się wydostać, pisał wiernopoddańcze listy do cara i twierdził że coś go musiało opętać skoro tak napisał). Oto prawdziwa definicja Rosji i jej jawne przeciwieństwo - Polska. Ulegając namowom Zachodu i idąc na Moskwę, Piłsudski popełniłby ten sam błąd, jaki był udziałem klęski Cesarza Napoleona, dlatego też miast na Moskwę, ruszył na Kijów i zdobył to miasto. Potem zaś wyprowadził dwa kluczowe ciosy, dowodząc w dwóch wielkich bitwach (osiemnastej największej bitwy w dziejach ludzkości - jak określił ją lord Edgar D'Abernon) Bitwy Warszawskiej - z sierpnia 1920 r. która pozwoliła nie tylko ocalił młodą polską niepodległość, ale ochroniła całą ówczesną Europę od bolszewickiego najazdu - oraz Bitwy Niemeńskiej - z września 1920 r. - która przesadziła o niepodległości państw naszego regionu (głównie Litwy, Łotwy, Estonii i Finlandii). Dzięki temu zwycięstwu, Polska na dwadzieścia lat powróciła na mapę Europy i doświadczyła - co prawda krótkiego - ale niezwykle istotnego czasu pełnej niepodległości (gdybyśmy bowiem nie wygrali wojny z bolszewikami, to cała Polska stałaby się marionetkową sowiecką republiką i dziś bylibyśmy realnie na poziomie Ukrainy lub Białorusi, z ogromną mniejszością rosyjską wewnątrz kraju i granicami nie różniącymi się od tych, przynależących do Kongresówki - czyli mały kraik, bez dostępu do morza, bez Śląska, bez Mazur, bez Galicji, jedynie z cześcią Małopolski i oczywiście bez wschodnich naszych Kresów).




Bardzo podobna sytuacja wystąpiła w okresie rozkładu imperium sowieckiego już w latach 1990-1992 r. Wtedy również Polska miała niesamowitą szansę stać się siłą decyzyjną na Wschodzie (niewiele osób zapewne wie co wówczas oferowali nam Rosjanie - podział Ukrainy i Białorusi, wykrojenie części Litwy i stworzenie tam drugiej Litwy Środkowej pod całkowitą dominacją litewskich Polaków). Oczywiście nie oznacza to, że owe plany powinniśmy akceptować bezkrytycznie, ale niepodjęcie tematu, oznaczało rezygnację z polityki jagiellońskiej i powrót do dość ograniczonej polityki piastowskiej (oczywiście w dużym cudzysłowie, gdyż ówczesne "elity" w ogromnej większości wywodziły się z rodzin komunistycznych, a wielu było jawnymi agentami bezpieki. Jak tacy ludzie mogli w ogóle myśleć o polskim interesie narodowym? Im wystarczyło dogadanie się przy Okrągłym Stole i utrzymanie wpływu na gospodarkę, politykę oraz oczywiście na służby). Powstało co prawda też wówczas kilka ciekawych projektów, jak choćby powołana do życia 11 listopada 1989 r. Quadragonale, czyli Inicjatywa Środkowoeuropejska grupująca Austrię, Jugosławię, Włochy i Węgry potem również Czechosłowację a od 1991 r. i Polskę (dzięki czemu przemianowano ją najpierw na Pentagonale, a następnie na Hexagonale). Ale po pierwsze, Polska nie była tutaj autorem decyzyjnym tej inicjatywy - tylko doń dołączyła, a po drugie, Hexagonale stanowiło śmiertelne niebezpieczeństwo dla odradzającej się niemieckiej koncepcji Mitteleuropy. Stąd Niemcy uczynili wszystko, aby ta inicjatywa została storpedowana i poprzez swoje służby doprowadzili di wywołania jeszcze w 1991 r.... wojny w Jugosławii, która doprowadziła do rozpadu tego państwa i powrotu do sytuacji sprzed I Wojny Światowej. Oczywiście prowokując zamęt w byłej Jugosławii, osiągnęli cel główny - Hexagonale (choć nie zostało oficjalnie rozwiązane) realnie pozostało inicjatywą martwą. Przykład ten pokazuje dobitnie, że opieranie się tylko o jedną koncepcję geopolityczną (lub piastowską lub jagiellońską) realnie musi prowadzić do katastrofy, gdyż w pierwszym przypadku Rosja (lub rosyjskie wpływy - a przecież najważniejszym jest umiejętność uzyskania realnego wpływu na podejmowane w danym kraju decyzje, stąd osiemnastowieczna Rzeczpospolita - jako rosyjska kolonia, była tak ważna dla Moskwy i prawdą jest że Rosja była ostatnim krajem, które chciały rozbiorów Polski - po co im były rozbiory, skoro i tak kontrolowali całą Rzeczpospolitą, a wojska rosyjskie podchodziły pod Bramę Morawską i Odrę?) ma granicę na Bugu, co automatycznie powoduje iż Polska staje się ponownie rosyjską satelitą. Zaś  koncentrując się jedynie na tym drugim przypadku - nie jesteśmy w stanie skutecznie zabezpieczyć sobie "tyłów" (Śląsk, Pomorze, nawet Wielkopolska mogą ulec ekonomicznemu zaborowi Niemiec), poza tym nie jesteśmy w stanie sfinansować inwestycji na Wschodzie. Dlatego też najważniejsza jest równowaga i optymalne wykorzystywanie zarówno koncepcji piastowskiej jak i jagiellońskiej.

Podobnie jest w stosunkach z Amerykanami. Nasze elity wciąż zachowują się jak "dzieci we mgle" nie rozumiejąc że w polityce zawsze liczy się siła (czy to militarna, czy gospodarcza, czy polityczna czy jakakolwiek inna - niekiedy nawet blef jest kluczem do sukcesu). Polska natomiast już dawno się jasno zdeklarowała, kogo będzie popierała w zniżającym się konflikcie światowym USA-Chiny, oczywiście wybraliśmy Waszyngton. Ok. ja nie mówię nie (lepszy tu Fort Trump, niż Fort Xi), ale myśmy opowiedzieli się jednoznacznie, w sytuacji gdy "piłka wciąż jest w grze" i nie wiadomo dokładnie kto zwycięży te światowe zapasy. Stany Zjednoczone są zaś krajem coraz słabszym, zarówno ekonomicznie, jak i militarnie. Co prawda wciąż są światowym hegemonem, ale wiadomo jak to długo jeszcze potrwa (sądzę że mniej niż dekadę)? Chiny natomiast są wzrastającą siłą i w sytuacji gdy wybieramy Waszyngton, to powinniśmy postarać się coś konkretnego uzyskać od Amerykanów w zamian, np. niech pomogą nam (tak jak pomogli Turkom) w rozbudowie naszej armii, udostępnili najnowsze technologie (również te kosmiczne - swoją drogą plan powołania przez prezydenta Donalda Trumpa do życia Sił Kosmicznych w ubiegłym roku - jest bardzo ciekawy i nawiązuje do Wojen Gwiezdnych prezydenta Reagana. Zresztą nigdy nie można być do końca pewnym, czy również z kosmosu nie czyha na nas jakieś niebezpieczeństwo), a przede wszystkim należałoby doprowadzić, aby w Polsce stacjonowała amerykańska broń jądrowa. Musimy bowiem pamiętać, że jeśli dojdzie do wojny (a kiedyś na pewno dojdzie) to wojsko rosyjskie nie szkoli się do walki z US Army. Nie, Rosjanie szkolą się do walki... z nami, z Wojskiem Polskim i musimy to sobie uzmysłowić że obecnie stanowimy największe zagrożenie dla Rosji, gdyż w przypadku całkowitej neutralności Polski, Moskwa spokojnie zajmuje kraje bałtyckie - a zajęcie przez Moskwę krajów bałtyckich, natychmiast niszczy cały dotychczasowy ład geopolityczny - a to znów oznacza, że Amerykanie nie będą mogli pozwolić na upadek Litwy, Łotwy i Estonii. I co wtedy, skoro ich wojska są tutaj jedynie rotacyjnie i można powiedzieć - symbolicznie? Wówczas Waszyngton będzie naciskał na Warszawę, byśmy to my udzielili pomocy Bałtom. A wtedy odsłaniamy całkowicie teatr działań wojennych w centrum kraju na drodze z Mińska do Warszawy i 1 Gwardyjska może swobodnie szturmować naszą stolicę. Poza tym istnieje niebezpieczeństwo użycia przez Rosjan broni atomowej przeciwko Wojsku Polskiemu, w sytuacji gdy zostaną zmuszeni do odwrotu. Oni nie uderzą na Amerykanów - gdyż to oznaczałoby globalną wojnę atomową, ale uderzą na nas - aby po pierwsze wprowadzić zamęt i niezgodę w obozie sojuszników, po drugie zniwelować własną porażkę, a po trzecie... dlatego że mogą (mają bowiem broń atomową, a my jej nie mamy). Po takim ataku, strona polska będzie się domagać od Amerykanów adekwatnej odpowiedzi, ale czy Amerykanie wówczas zdecydują się zrzucić na Ruskich atomówkę, mając świadomość że jednocześnie ryzykują zagładę Waszyngtonu i innych miast w USA? I oto właśnie chodzi - musimy mieć pewność, że sojusznik nas nie porzuci, gdyż Polska nie dysponuje bronią atomową i nie możemy odpowiedzieć atakiem na atak. Dlatego tak ważne jest aby broń jądrowa znajdowała się na polskim terytorium (a najlepiej w ogóle byłoby stworzyć własną broń atomową - czego już zresztą próbowano w latach 70-tych, lecz ZSRS ostatecznie uniemożliwił dalsze tego typu prace).




Oczywiście broń jądrowa stanowi ostateczność, ale nie jest wcale wykluczone że Rosjanie w przypadku klęski, nie użyją właśnie tej broni przeciwko Polakom i my musimy mieć nie tylko jasną odpowiedź naszych amerykańskich sojuszników (poza tym broń, technologie, inwestycje). Natomiast nic takiego nie ma miejsca, my na wszystko się godzimy i w zasadzie jak frajerzy za darmo. To też jest wina jakości naszych elit, które nie myślą o Polsce, a myślą o świecie - co będzie dobre dla ogółu. A to co jest dobre dla ogółu, nie zawsze (a raczej rzadko) jest dobre dla Polski (przykładem jest tutaj właśnie z lat 1919-1920). My, Polacy mamy doświadczenie w walkach z Moskalami i umiemy ich zwyciężać. Warto też sobie uświadomić dlaczego Rosja przegrała I Wojnę Światową i Wojnę polsko-bolszewicką, a zwyciężyła zarówno nad Napoleonem w 1812 r. jak i podczas II Wojny Światowej. Otóż odpowiedź na to pytanie jest dość prosta - Rosja wygrała te dwie wojny, ponieważ przeciwnik popełnił głupi błąd, próbując uderzyć na Moskwę (sądząc że zdobycie rosyjskiej stolicy cokolwiek da), tym samym rozciągając na ogromnym terytorium Azji swoje siły, zaopatrzenie i linie komunikacyjne - które bardzo łatwo przerywały nie tylko rosyjskie (sowieckie) jednostki liniowe, ale również partyzanci (np. kozacy). Pozostałe wojny przegrali zaś dlatego, że próbowali rzucić na przesmyk Bałtycko-Czarnomorski wszystkie swoje siły i zostały one pobite z dala od olbrzymich ziem Wschodu, przez co klęskę ponieśli nim jeszcze siły przeciwnika wdarły się głęboko w rosyjskie terytorium. Tak było właśnie podczas I Wojny Światowej, gdzie armie rosyjskie zostały rozbite albo w Prusach Wschodnich, albo w Galicji albo też w Kongresówce i przez to wojna została definitywnie przegrana przez Rosję już w roku 1916, nim jeszcze Niemcy byli w stanie podejść pod Moskwę. Podobnie stało się w czasie wojny roku 1920, Sowieci zostali rozbici na naszych ziemiach, a potem już wchodziliśmy w ten kraj jak w masło. Gdyby więc Napoleon postąpił tak, jak prosił go wówczas Poniatowski, rozbiłby rosyjskie armie i wygrał całą kampanię na Wschodzie, a co za tym idzie odrodzona Rzeczpospolita mogłaby pod jednym, napoleońskim berłem połączyć się z Francją. Takiej potęgi nikt, ani Moskwa, ani Londyn nie byłyby już w stanie skruszyć, a oba te kraje na dziesięciolecia a możne nawet na stulecia władałby Europą. Ku pamięci i rozwadze.


 




PS: W kolejnej części przejdę już bezpośrednio do tematu, i rozpocznę od niezwykle ciekawego projektu z czasów potęgi Rzeczypospolitej, a mianowicie połączenia Polski, Litwy i Moskwy w jedno państwo. Szkoda że do tego nie doszło, gdyż wówczas Rosjanin bez wątpienia stałby się Europejczykiem z serca i duszy, doświadczając polskiej wolności, a polska Rosja wreszcie stałaby się w pełni europejskim krajem z Bogiem, historią, tożsamością i tradycją wolności osobistej i obywatelskiej - a poza tym nigdy nie pojawiliby się Sowieci, Stalin, Hitler i całe to gówno.    

   

DOSYĆ TEJ NIEWOLI - MYŚLMY O PRZYSZŁOŚCI





CDN.

1 komentarz:

  1. Ciekawie, że poruszyłeś wątek Rosji bez jej "rycerskiej" tradycji. To fakt, tam było bojarstwo, ale znacznie się różniło ono od rycerzy z kręgu kultury łacińskiej. Cóż, nawet nasi wschodni sąsiedzi (Białorusini, Ukraińcy) do dziś pogardliwie Rosję "Mongoły" - nie ze względu na niechęć do Mongołów, chodzi o ilość wpływów azjatyckich w kulturze i mentalności rosyjskiej.

    OdpowiedzUsuń