Stron

piątek, 3 kwietnia 2020

AMERICAN STORY - Cz. V

DZIEJE

STANÓW ZJEDNOCZONYCH AMERYKI

OPOWIEDZIANE PRZEZ PRYZMAT

KOLEJNYCH POKOLEŃ AMERYKANÓW





POKOLENIE II

PIONIERSCY PIELGRZYMI

Cz. I



 "KTÓRY Z KRÓLÓW TEGO KRAJU PRZED JEJ KRÓLEWSKĄ MOŚCIĄ WIDZIAŁ KIEDYKOLWIEK SWE FLAGI NA MORZU KASPIJSKIM? KTÓRY Z NICH TRAKTOWAŁ Z CESARZEM PERSJI (...) KTO PRZED OBECNYM PANOWANIEM WIDZIAŁ KIEDY ANGIELSKIEGO AMBASADORA NA WSPANIAŁYM KRUŻGANKU WIELKIEGO WŁADCY KONSTANTYNOPOLA? KTO KIEDYKOLWIEK ZNAJDOWAŁ ANGIELSKICH KONSULÓW I AGENTÓW W TRYPOLISIE SYRYJSKIM, W ALEPPO, W BABILONIE, W BALSORZE, I - CO WIĘCEJ - KTO KIEDYKOLWIEK SŁYSZAŁ DAWNIEJ O ANGLII W GOA"

RICHARD HAKLUYT

"GŁÓWNE KIERUNKI NAWIGACJI, PODRÓŻE I ODKRYCIA NARODU ANGIELSKIEGO"

(1589 r.)



 

 
 Bez wątpienia Anglia przystąpiła do wielkiej ekspansji kolonialnej stosunkowo późno (można nawet rzec że jako jedno z ostatnich państw Zachodniej Europy). Od czasów średniowiecza, próbowała mała Anglia narzucić swoją wizję świata i polityki, a także swój język Europie kontynentalnej, ze szczególnym uwzględnieniem Niderlandów, Burgundii, Akwitanii i innych ziem dzisiejszej Francji. Pod panowaniem swych wielkich monarchów, takich jak: Henryk II, Ryszard I Lwie Serce, Henryk III, Edward I, Edward III, Henryk IV i Henryk V - przeżywała okres swej największej kontynentalnej świetności. Ale po Wojnie Stuletniej i Wojnie Dwóch Róż, dotychczasowa potęga Korony Anglii zaczęła blaknąć, a w czasach Henryka VII i pierwszych dziesięcioleciach panowania jego syna Henryka VIII, Anglia stała się jedynie przedmiotem ogólnoeuropejskiej polityki wielkich mocarstw. Skazani na wyspiarską egzystencję i obawiający się ekspansji na swą Wyspę potężnej Hiszpanii czy Francji, żyli Anglicy zamknięci - we własnych zamkach - wiodąc prowincjonalną egzystencję i rozpamiętując dawno minioną chwałę rycerską z czasów Edwarda Czarnego Księcia i Henryka V. Gdy Hiszpanie i Portugalczycy rozpoczęli, zakrojoną na wielką skalę kolonizację nowo odkrytych ziem w Nowym Świecie, Anglicy wciąż jeszcze pozostawali bierni. Jedynym pocieszeniem było dla nich to, że również i Francuzi - ich odwieczni konkurenci - zbytnio nie angażowali się w zamorską ekspansję kontynentalną, a to głównie z powodu trwających we Francji wojen religijnych. Dopiero właśnie od czasów Elżbiety I, a szczególnie po pokonaniu hiszpańskiej Armady w 1588 r., rozpoczął się coraz bardziej intensywny kurs ku Nowemu Światu i tamtejszym bogactwom. O pierwszych angielskich próbach kolonizatorskich pisałem już w poprzednich częściach tego tematu, w każdym razie początkowo jedynym udanym przedsięwzięciem Anglików, okazało się założenie w 1607 r. kolonii Jamestown w dzisiejszej Wirginii. Kolonia ta (o czym też już pisałem) nie przetrwałaby jednak, bez sprowadzonych tam przez Johna Smitha rzemieślników z Polski (1608 r.) i przez kilkanaście pierwszych lat, ta właśnie ekspansja włóczęgów, piratów i rzemieślników - stanowiła podstawę angielskiej kolonizacji Północnej Ameryki.

Jednak determinacja Anglików i zmiana ich myślenia o świecie, otworzyła im drogę do chwały i potęgi, jakiej nigdy wcześniej nie zdobyli na kontynencie europejskim, a podstawą owej zmiany myślenia, było postawienie na handel i żeglugę. To spowodowało, że ich konkurenci - Hiszpanie, Portugalczycy i Francuzi - bardzo szybko spadli na dalsze pozycje w owym europejskim "wyścigu szczurów" do Nowego Świata. W Anglii oczywiście wciąż panował feudalizm w epoce królowej Elżbiety I Tudor i Jakuba I Stuarta, ale był on znacznie mniejszy niż we Francji, a we Francji jeszcze mniejszy niż w Hiszpanii czy Portugalii. To powodowało, że co prawda Hiszpanie byli wspaniałymi żołnierzami i konkwistadorami, za to słabymi żeglarzami, a już w ogóle mało przedsiębiorczymi kupcami i beznadziejnymi politykami. Natomiast Anglicy postępowali inaczej. Przede wszystkim, od czasów wygnania z Anglii Żydów w 1290 r. (którzy to całkowicie - podobnie zresztą jak w Polsce - zdominowali angielską bankowość w średniowieczu), Anglicy - nie mając innego wyjścia, sami musieli przejąć dotychczasowe obowiązki, związane z bankowością i handlem i bardzo szybko zdominowali ten sektor. Gdy więc Żydzi powrócili do Anglii (w drugiej połowie XVII wieku), napotkali tutaj bardzo silną, angielską konkurencję i nie byli już w stanie ponownie zdominować tutejszego rynku usług finansowych. Inaczej było w Hiszpanii, gdzie Żydzi długo pełnili role pożyczkodawców i pełnomocników hiszpańskiej Korony, aż do czasów, gdy po zdobyciu Grenady w 1492 r. Ferdynand II Aragoński i Izabella I Kastylijska - wygnali ich z Hiszpanii. We Francji zaś przepędzano Żydów dwukrotnie w 1306 i 1394 r. (co powodowało że ci udawali się albo do muzułmańskich państw w Afryce Północnej, albo też do Polski. Pisał o tym w 1885 r. chociażby duński historyk Georg Brandes: "Żydów mieszka w Polsce bardzo dużo, bo Polacy dali im gościnę, kiedy cała Europa prześladowała ten naród. I Polska wolna jest od ksenofobii tak typowej u Niemców zwanej antysemityzmem"), ale silny w tych krajach feudalizm, nie sprzyjał rozwojowi handlu i bankowości na większą skalę (szlachcic bowiem, pod groźbą utraty szlachectwa - bez pośredników - nie mógł zajmować się tak niewdzięcznym zajęciem, jak np. udzielanie pożyczek na procent, czy też handel towarami). Szlachta uważała się za prawdziwych "wybrańców bogów", jedynych przeznaczonych do panowania nad całą resztą społeczeństwa (mieszczanami i chłopami), przez chwałę swego rodu i własne wielkie osiągnięcia.

To właśnie myślenie przenosili częstokroć szlachetnie urodzeni na morze, gdzie panowały zupełnie inne zasady niż te, obowiązujące na lądzie. Na przykład hiszpańscy caballeros, zaokrętowani na statkach, czuli głęboką pogardę do marynarzy, każąc im wykonywać wszelkie, najbardziej niewdzięczne i upokarzające zajęcia (podobnie postępowali hiszpańscy żołnierze, uważając się za znacznie lepszych i wartościowszych od zwykłych marynarzy). Zapędzali ich na przykład do wioseł jak niewolników, oraz zabraniali schodzić pod pokład w czasie deszczu lub na nocny odpoczynek. Angielscy gentlemani początkowo zachowywali się podobnie co ich francuscy i hiszpańscy "kuzyni krwi", ale szybko wybił im to z głowy sir Francis Drake, który stwierdził (w swej broszurze z 1578 r.) że na morzu nie ma już podziału na szlachtę i nie szlachtę, na gentlemanów i marynarzy od brudnej roboty. Na morzu wszyscy jesteśmy marynarzami i tak właśnie musimy się zachowywać. Nie można było bowiem doprowadzić do sytuacji, że liny okrętowe ciągną tylko marynarze, a szlachetnie urodzeni stoją i się przyglądają - jak pisał Drake: "Muszę mieć gentlemanów, którzy będą holować i ciągnąć z marynarzem" i tak właśnie postępował. Z czasem stało się to normą w angielskiej flocie i zaczęło powszechnie obowiązywać (co oczywiście nie znaczy, że oficerowie nie mieli nad żeglarzami władzy absolutnej, często prowadzącej do ich śmierci - np. za nieposłuszeństwo było przeciąganie pod kilem lub batożenie do omdlenia - co wcale też nie należało do wynalazków piratów, jak się dziś powszechnie uważa - były to bowiem "wynalazki"... Anglików, a raczej angielskich oficerów, którzy w ten właśnie sposób traktowali własną załogę. Często bunty angielskich marynarzy z końca XVIII i początku XIX wieku - może kiedyś jeszcze je opiszę - były spowodowane właśnie okrucieństwem oficerów Jego Królewskiej Mości).

 


Należy jednak stwierdzić, że Anglia była krajem prawa (podobnie jak Rzeczpospolita), gdzie bez wyroku sądowego, nawet monarcha nie mógł skazać na śmierć zwykłego rzezimieszka (a tak postąpił król Szkocji Jakub VI - który w 1603 r. obrany został królem Anglii i panował tam jako Jakub I - jadąc do Londynu, w Newark kazał stracić bez sądu pewnego drobnego złodziejaszka, złapanego na gorącym uczynku). Monarcha angielski panował w tym kraju nie na zasadzie despotyzmu (gdyż król Anglii - w zasadzie prócz straży pałacowej - nie posiadał wojska), lecz poważania i uwielbienia poddanych. Nie mogąc ich do niczego zmusić siłą, musiał bazować zarówno na swej religijnej pozycji "Bożego Pomazańca" i "Głowy Kościoła Anglii", jak i na autorytecie jaki miał wśród swych poddanych. Analogiczna sytuacja występowała w Rzeczpospolitej, gdzie jak pisał hetman polny koronny Stanisław Żółkiewski: "W innych narodach pany swe kozikami kolą, a u nas z łaski Bożej nigdy nic takiego przeciw panu nie było zamyślone", zaś hetman wielki koronny Jan Zamojski dodawał: "Miłujemy i Ojczyznę, i pany swe miłujemy". Jednak, gdy na Sejmie (styczeń-marzec 1605 r.) poróżnił się z królem Zygmuntem III, rzekł do niego: "Na imię Boga, zaklinamy cię więc królu! Nie zapominaj, że Szwecyja cię zrodziła, Polska przyjęła i karmi; Polska twoją matką i blaskiem twoim; kochaj ją, kochaj twoich poddanych, jeżeli chcesz zestarzeć się pomiędzy nami", gdy zaś wzburzony król, chwycił rękojeść szabli, Zamojski dodał: "Królu! Nie rwij się do oręża aby potomność ciebie Cezarem, nas nie nazwała Brutusami. Jesteśmy wyborcami królów, a pognębicielami tyranów; króluj nam, nie panuj!" W Anglii co prawda nikt tak śmiele nie odważyłby się zwrócić do swego monarchy, ale miłość i szacunek ludu angielskiego była w stosunku do króla, powszechnie znana (W 1616 r. Andrzej Łubieniecki też pisał o stosunku narodu polskiego - Rzeczpospolitan - do króla: "Taką miłość ma u poddanych i tak im ufa, że głowę swoją na każdego łonie (może) położyć, a jednym uchyleniem czapki  może 100 000 wojska w Polszcze i na Litwie zebrać".

Pomimo tak powszechnego uwielbienia dla władcy, lud angielski pod koniec życia królowej Elżbiety I, był już w ogromnej większości wyznania protestanckiego (anglikańskiego), a ich życie opierało się na Biblii i Modlitewniku. Od 14 maja 1532 r. król Anglii stał się jednocześnie głową Kościoła. 23 marca 1534 r. wydano "Akt Zdrady" - nazywający zdrajcami tych wszystkich, którzy nie uznawali w królu przywódcy religijnego, zaś od 18 kwietnia 1534 r. - wszyscy poddani musieli złożyć publiczną przysięgę na wierność królowi, potwierdzając tym samym ostateczne zerwanie z katolicyzmem i Rzymem, choć sam "Akt Supremacji" został uchwalony przez Parlament dopiero 3 listopada 1534 r. W czasach krótkich, sześcioletnich rządów syna Henryka VIII - Edwarda VI, wydany został (1549 r.) Modlitewnik Powszechny arcybiskupa Canterbury - Thomasa Cranmera, który stał się (szczególnie jego drugie, poprawione wydanie z 1552 r.) wykładnią religii anglikańskiej w całym kraju. Ten pierwszy okres protestantyzmu, zakończył się w Anglii wraz z wstąpieniem na tron córki Henryka VIII i Katarzyny Aragońskiej - Marii Tudor, która rozpoczęła swe (też krótkie) panowanie, po śmierci jej piętnastoletniego brata Edwarda VI w lipcu 1553 r. Nowa królowa, żyjąc przez lata w strachu przed humorami swego ojca, który skazał na śmierć także i dwie ze swych sześciu żon (a ostatnią - Katarzynę Parr tak sterroryzował, że ta bała się czytać jakiekolwiek książki bez jego zgody, aby tylko nie zostać posądzoną o innowierstwo i uleganie katolicyzmowi). Została ona również zmuszona do złożenia przysięgi na wierność ojcu i uznała go głową Kościoła w Anglii (choć w sercu pozostała katoliczką). Uczyniła tak, aby ratować życie, gdyż ojciec mógł w każdej chwili przysłać jej wyrok śmierci (a znane były jego zmiany nastroju, gdy jednego dnia potrafił nadawać tytuły i posiadłości swym dworakom, by następnego dnia oddać ich w ręce kata. Nic więc dziwnego, że Katarzyna Parr przeraziła się nie na żarty, gdy Henryk specjalnie urządził prowokację, podczas której Lord Kanclerz miał aresztować królową wraz z dwórkami i odstawić je do Tower. Oczywiście Henryk do tego nie dopuścił i przepędził halabardników, ale było to jawne ostrzeżenie w stosunku do wykształconej i lubującej się w czytaniu Pisma Świętego oraz zgłębianiu jego tajemnic - królowej, która od tego momentu wyrzuciła wszystkie książki jakie miała, prócz Biblii zatwierdzonej przez samego króla).




Teraz, gdy została już królową, mogła wreszcie dać pomstę za cierpienia swej matki (która musiała znosić królewską kochankę - Annę Boleyn - u boku swego męża), jak również za swoje własne, spędzone w strachu i niepewności dni. Ów żal i nienawiść, jaka przez dziesięciolecia narastała w tej 36-letniej kobiecie, stała się jednakże przyczyną jej upadku i klęski misji ponownej rekatolizacji kraju. Maria - która przeszła do historii pod nazwą "Krwawej" (ze względu na skazywanie na śmierć zagorzałych protestantów i zwolenników Anny Boleyn), miała szansę ponownie przywrócić w Anglii katolicyzm, tylko że poprzez swój upór i dążenie do jak najszybszego doprowadzenia do tego celu, po prostu przedobrzyła. Maria odniosłaby znacznie większy sukces, gdyby powróciła do religijnego kompromisu z czasów jej ojca (jeszcze sprzed wydania Modlitewnika Cranmera), polegającego na przywróceniu łacińskiej mszy i stopniowym "likwidowaniu" opornych protestantów (tak czyniła na przykład Elżbieta I, paląc na stosie zaprzysięgłych katolików), ale poprzez swój upór i głupie polityczne decyzje (jak choćby plany małżeństwa z synem króla Hiszpanii Karola V - księciem Asturii i Girony oraz przyszłym królem Hiszpanii - Filipem II, do którego doszło w 1554 r., choć obaj małżonkowie nigdy się nie spotkali), utraciła poparcie swego ludu. Poza tym, konsekwentnie dążyła też do przywrócenia papieskiej jurysdykcji w Anglii (co stało się faktem w 1555 r.), oraz brutalnie rozprawiała się z wszelką opozycją, paląc na stosach w ciągu pięciu lat swego panowania - ponad 300 protestantów (wychodzi mniej więcej - jedna egzekucja na tydzień), czym pobiła prawdziwy rekord i bez wątpienia przydomek "Bloody Mary" jest jak najbardziej właściwy w jej przypadku. Anglia za jej rządów, realnie stała się hiszpańską kolonią, co w oczach angielskiego ludu było jawną zdradą, a ponieważ Maria upierała się jednocześnie przy katolicyzmie, zaczęto utożsamiać tę religię z Hiszpanią, a tym samym ze zdradą królowej. Zaczęto upatrywać w katolicyzmie religię obcą, wrogą, krwawą - stąd też takie problemy miał każdy kolejny król, który był choćby tylko podejrzewany o ciche sprzyjanie Rzymowi.




Po śmierci Marii, na tron wstąpiła jej młodsza siostra Elżbieta (listopad 1558 r.), która doprowadziła dzieło swego ojca do końca. Ta młoda, 25-letnia osoba, wstępując na tron oznajmiła: "Chociaż jestem tylko kobietą, posiadam odwagę odpowiednią memu stanowisku, równie dobrą jak miał mój ojciec" i rzeczywiście, konsekwentnie, a zarazem mądrze i przenikliwie dążyła do celu, doprowadzając 27 lutego 1559 r. do uchwalenia przez Parlament drugiego "Aktu Supremacji" - i to właśnie ta data jest uważana za narodziny protestanckiej, nowożytnej, współczesnej Anglii. Należy też dodać, że Elżbieta podchodziła z rozwagą do katolicyzmu i nie zamierzała zbytnio prześladować wyznawców tej religii (choć prawo - wprowadzające karę 12 pensów za nieobecność na mszy Kościoła Anglikańskiego - było bardzo uciążliwe), jednak, gdy w 1570 r., papież - Pius V - rzucił na Elżbietę klątwę, to wówczas ta zaczęła się okrutnie mścić na rodzimych katolikach, którzy nie uznawali jej władzy nad Kościołem. Papież zaczął również wysyłać do Anglii straceńcze misje zagorzałych zakonników, którzy wierzyli że z pomocą Boga, zdołają namówić angielski lud do opamiętania i powrotu na drogę religii katolickiej, oraz wystąpienia przeciwko swej królowej (większość z nich jednak, jeśli w porę stamtąd nie uciekła, kończyła na stosach). Jedną z takich samobójczych misji, była wyprawa Edmunda Campiona, który został złapany i skazany na okrutną śmierć wyprucia wnętrzności i ścięcia głowy (wcześniej jednak królowa, aby ośmieszyć Campiona i cały katolicyzm, urządziła ustawkę, polegającą na debacie teologicznej pomiędzy zakonnikiem, a specjalnie dobranymi znawcami Pisma Świętego. Odbyły się cztery takie debaty i wszystkie je wygrał Campion, jednocześnie ośmieszając tym samym monarchinię. Tego już było za wiele - został więc skazany na śmierć, a wyrok wykonano 1 grudnia 1581 r. Pisałem już o tym tutaj).

Lecz nie tylko z katolikami przyszło mierzyć się córce Henryka VIII. Powstał bowiem w łonie Kościoła Anglikańskiego bardzo silny nurt religijno-polityczny, zwany purytanizmem. Jego zwolennicy uważali, że reformacja idzie bardzo powoli, a w anglikanizmie wciąż jest jeszcze wiele katolickich pozostałości i przez to nawoływali do oczyszczenia religii z wszystkiego, co przypominało dawny kult katolicki, przy czym nie chodziło im tylko o doktrynę religijną czy obrzędy. Oni uważali, że samo istnienie na Ziemi katolików, jest obrazą Boga, a każdy dzień, w którym oni wyznają swoją religię - jest dniem bezpowrotnie straconym i oddalającym ludzi od Raju. Innymi słowy - purytanie dążyli do... fizycznej eliminacji wszystkich katolików na wszelkie możliwe sposoby. Byli to ludzie zarówno głęboko wierzący jak i totalnie sfanatyzowani (gdyby żyli w XX wieku, zapewne wrzucaliby Cyklon B do komór gazowych w obozach koncentracyjnych dla katolików) i właśnie ta zwłoka monarchii w masowym ludobójstwie katolików, bardzo ich oburzała, a to znów powodowało, że szybko stali się krytykami samej monarchii. Zresztą purytanie (wśród nich głównie zwolennicy Kalwina) uważali wszelkie ziemskie rozrywki, takie jak choćby: gra w karty, gra w szachy, oglądanie sztuk teatralnych, słuchanie muzyki, noszenie kolorowych strojów, czy uprawianie sportu - za rzeczy godne najwyższego potępienia. Uważali że ludzie nie powinni nie tylko żegnać się i klękać przy modlitwie, ale również cieszyć wzrok pięknymi rzeźbami i obrazami liturgicznymi, a jedynie cały tydzień pracować, zaś w niedziele czytać Biblię. Purytanie dzielili się na dwa odłamy: prezbiterian (wspólnota religijna, która sama wybierała członków własnej gminy jako kapłanów-seniorów, czyli prezbiterów kierujących całą gminą i niezależnych pod względem religijnym od Korony), oraz independentów (domagających się całkowitego uniezależnienia się od monarchii, również pod względem prawnym i politycznym). Od momentu wstąpienia na angielski tron króla Szkocji - Jakuba VI (koronowanego w Anglii jako Jakub I), powstała przedziwna sytuacja, a mianowicie jeden monarcha władał dwoma krajami, w których to panowała zupełnie inna religia.




Szkocja przyjęła bowiem kalwińskie wyznanie wiary (1560 r.) i stała się krajem purytańskim, podczas gdy w Anglii zwyciężyła religia państwowa, zwana anglikanizmem. Wzajemna niechęć tych dwóch narodów do siebie (i ich zazdrość o króla oraz niechęć do tego by Szkoci "panoszyli się po Londynie", przy czym czasem podawano tutaj przykład Polski i dużej obecności Szkotów w Rzeczypospolitej: "Jeśli przyznamy im nasze swobody, to zlecą się do nas jak bydło do zielonej paszy (...) czego świadectwem jest mnogość Szkotów w Polsce") została jeszcze wzmocniona różnicami religijnymi, które były niezwykle istotne dla ludzi żyjących w tamtym czasie. Król Jakub nie próbował niszczyć ani podporządkowywać sobie prezbiteriańskiej organizacji w parafiach szkockich, ale w Anglii postępował już zupełnie inaczej. Ów syn królowej Szkotów - Marii I Stuart, nigdy nie rozumiał i nigdy nie zrozumiał Anglii. Przyzwyczajony i wychowany w Szkocji, nie mógł zaakceptować pewnych form ograniczających królewską władzę (jak choćby podatki uchwalane przez Parlament) i nie rozumiał co też ci angielscy poddani do niego mówią o jakichś "przywilejach" i "precedensach" (tak samo monarchowie z dynastii francuskich Walezjuszy, węgierskich Batorych czy szwedzkich Wazów, nie pojmowali specyfiki ustroju Rzeczpospolitej, opartej na prawie wprowadzanym w życie przez naród - czyli szlachtę - na Sejmach Wielkich lub sejmikach ziemskich). Rozpoczął więc prześladowania angielskich purytan, usuwając w 1604 r. 300 prezbiteriańskich duchownych z ich parafii i zabraniając im odprawiania mszy. To otworzyło puszkę niezgody pomiędzy królem a angielskimi purytanami, którzy to ostatecznie znajdą się na statku Mayflower i w 1620 r. przybędą do Ameryki, stając się jednocześnie Ojcami Założycielami nowego kraju (potomkowie tych prezbiteriańskich kolonistów - którzy notabene okazali się niezwykle płodni - rządzili bezpośrednio USA, mniej więcej do lat 70-tych XIX wieku, a nawet i po dziś wciąż jeszcze odciskają na tym kraju swe piętno). 






CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz