CZYLI JAK ŻYŁO SIĘ W POLSCE
(TEJ DAWNEJ, JAK I TEJ BLIŻSZEJ)
BOGATYM I BIEDNYM.
ELICIE I WŁOŚCIANOM?
Nim przejdę do tematu, chciałbym na początku odnieść się do tego, o czym pisałem zarówno w poprzedniej części tej serii, jak i w serii Życie w czasach zarazy odnośnie epidemii Czarnej Śmierci, która nawiedziła Europę w XIV wieku. Stwierdziłem tam, że ziemie polskie jako bodajże jedyne w Europie (nie licząc obszaru Pirenejów, oraz okolic Mediolanu), uniknęły tej pandemii w takiej samej skali, w jakiej miało to miejsce np. na Zachodzie, Południu, Północy czy Wschodzie Europy (Polska leży w Europie Środkowej - nie Wschodniej, jak często błędnie twierdzi większość dziennikarzy i polityków). Otóż podniosło się kilka głosów mówiących że owa epidemia jednak nawiedziła ówczesne Królestwo Polskie i że liczba zgonów była porównywalna z tymi, które zaistniały w innych częściach Europy. Otóż, w poprzednich tematach nigdy nie twierdziłem że epidemia Czarnej Śmierci do Polski nie dotarła - gdyż wziąwszy pod uwagę że ziemie nasze nie są oddzielone od reszty Kontynentu żadnymi większymi barierami górskimi czy wodnymi (prócz południowej granicy), nie byłoby fizycznej możliwości uniknięcia u nas tej zarazy. Ja jedynie stwierdziłem że na ziemiach polskich Czarna Śmierć zebrała niewielkie żniwo - i to dosłownie - gdyż w wiekszości źródeł z tego okresu epidemia ta nie jest nawet wspomniana. Gdyby doszło do pandemii na skale ogólnokrajową, wówczas odczulibyśmy to zarówno demograficznie jak i gospodarczo, a nic takiego nie nastąpiło, więcej nawet - to właśnie epidemia Czarnej Śmierci doprowadziła do wyludnienia i osłabienia gospodarczego państw Europy Zachodniej i Południowej, a ogromnego wzmocnienia Królestwa Polskiego, w którym liczba ludności nie tylko że nie spadła, a wręcz się zwiększyła. Aby więc rozwiać wszelkie przypuszczenia i niedomówienia w tej sprawie, pozwolę sobie przytoczyć link do tekstu, zamieszczonego na portalu "Racjonalista", w którym Mariusz Agnosiewicz dokładnie opisuje dlaczego ówczesna pandemia - która tak zniszczyła Europę - oszczędziła właśnie ziemie polskie. Jednocześnie zamieszczę tutaj także wybrane fragmenty z jego tekstu, aby definitywnie zakończyć ten temat i móc przejść dalej.
OTO CAŁY TEKST Z PORTALU "RACJONALISTA.pl"
A OTO WYBRANE FRAGMENTY:
"DLACZEGO CZARNA ŚMIERĆ OSZCZĘDZIŁA POLSKĘ?"
"(...) W czasie Czarnej Śmierci Polska Kazimierza Wielkiego stanowiła zieloną wyspę na mapie Europy i dziś fenomen ten coraz częściej jest przypominany Na łamach portalu Big Think Franc Jacobs analizuje: "Why did the Plague spare Poland? that could be a lesson for today's coronavirus epidemic" (...).
Prostą ilustracją jest porównanie liczby ludności Polski i Europy w tym okresie. Liczba ludności Europy spadła z 69 mln w 1300 roku do 40 mln w 1440. Polska była jedynym królestwem, gdzie owa liczba ludności w tym okresie wzrosła, ok. dwukrotnie. I to nie tylko dlatego, że powiększyło się terytorium - liczba osad wzrosła dwukrotnie. Jak podkreśla demograf i historyk Cezary Kuklo: "W odróżnieniu od zachodniej Europy, dotkniętej w XIV w. ogólnym regresem gospodarczym i wyludnionej przez epidemię dżumy ("czarna śmierć"), w Polsce nastąpił dalszy rozwój osadnictwa i intensyfikacja procesów urbanizacyjnych, trwająca nieprzerwanie aż do końca XVI w." To liczby zatem wskazują, że faktem jest oszczędzenie Polski przez Czarną Śmierć.
Zachód poszedł wówczas inną drogą. Lekarze Uniwersytetu Paryskiego uznali, że przyczyną choroby są gorące kąpiele, gdyż gorąca woda miałaby rozpulchniać i osłabiać ciało, otwierając pory przez które wnikają do organizmu zarazki znajdujące się w powietrzu. Owa diagnoza nie zapobiegła wprawdzie dżumie, lecz sprawiła za to, że Nowożytność była brudniejsza i bardziej śmierdząca niż Średniowiecze. Wersal capił niemiłosiernie dopóki współczesność na powrót nie odkryła higieny. (...)
Czarna Śmierć wybiła ok. 40-60% ludności ówczesnej Europy (nawet 50 mln ofiar z 80 mln populacji Europy), ok. 20% całej ludzkości. W Niemczech zniknęło 40 tys. miejscowości. Populacja Anglii zmalała z 7 mln do 2 mln, Włoch z 10 mln do 8 mln. Norwegia straciła 60% ludności. By porównać ten kataklizm z największą wojną światową w historii: II wojna światowa pochłonęła ok. 3% ludzkości (jej największa ofiara - Rzeczpospolita - straciła ok. 17% ludności). Czarna Śmierć jest zatem nieporównywalna z niczym. Nie było to zjawisko jedynie europejskie. Na Bliskim Wschodzie Czarna Śmierć pochłonęła 30% populacji, w Egipcie 40%, w Indiach czy Chinach - miliony ofiar (w wyniku głodów i epidemii w XIII i XIV w. Chiny straciły ok. 60 mln ludzi czyli ok. 50% populacji). I na tej mapie mamy jedną dużą oazę polską.
Okres Czarnej Śmierci był dla Polski przełomowy: powstała wówczas Rzeczpospolita, która rosła międzynarodowo przez kolejne 300 lat. Fenomen ten do dziś pozostaje zagadką, choć na jego temat mnożą się różnorakie hipotezy, którym poświęcę nieco uwagi, gdyż wyjaśnienia te są w większości bałamutne. Oto hipotezy, jakimi się wyjaśnia brak pandemii w Polsce.
1. "bo leżała na uboczu szlaków handlowych"
Główną bolączką polskiej historiografii jest patrzenie na dzieje oczyma zachodnich historyków. Jest to infantylny postimperialny zachodniocentryzm. Tymczasem po upadku Rzymu, do końca średniowiecza, Europa Zachodnia to były peryferie cywilizowanego świata. Ukazuje to nowatorska rozprawa Janet L. Abu-Lughod: "Europa na peryferiach. Średniowieczny system-świat w latach 1250-1350" (2012).
(...) Zachodni historycy uważają, że lazuryt, zwany też "błękitnym złotem" lub "najdoskonalszym kolorem", trafił do Europy ok. XIII w. przez Wenecję. Tymczasem już w X w. Mieszko wymalował nim swoją świątynię. W okresie średniowiecza Polska związana była z najważniejszymi szlakami ówczesnego świata. Panuje na ten temat powszechna ignorancja - do dziś bowiem jako li tylko "ciekawostkę historyczną" traktuje się to, że zarówno Mieszko, jak i Chrobry jako podarki dla cesarzy przekazywali wielbłądy. Tymczasem nie jest to żadna ciekawostka, lecz manifestacja zasięgu handlowego państwa Piastów, który sięgał samego serca Azji. Ówczesna Polska, nim związała się z kręgiem zachodnim, związana była z kręgiem greckim oraz z Jedwabnym Szlakiem. Wielbłąd to jedna z podstawowych cech charakterystycznych ówczesnego Jedwabnego Szlaku. Z kolei lazuryt to symbol istniejącego od III tysiąclecia Lazurytowego Szlaku, łączącego Persję z Jedwabnym Szlakiem. (...)
Sytuacja ta zaczęła ulegać zmianie wraz z wyprawami krzyżowymi, w których Zachód zaczął odzyskiwać nieco podmiotowości handlowej. Trend ten uległ zatrzymaniu przez powstanie Imperium Mongolskiego. W okresie późnego średniowiecza rdzeń cywilizacyjny i handlowy ówczesnego świata wyznaczało owo imperium. Odbudowało ono znaczenie Jedwabnego Szlaku. Polska była jego najdalej na zachód wysuniętym obszarem. W historii Polski mieliśmy do czynienia z dwoma wielkimi potopami: mongolskim oraz szwedzkim. O ile jednak ten ostatni był przejawem kresu koniunktury rozwoju Polski, o tyle potop mongolski - paradoksalnie - zapoczątkował odbudowę pozycji (także przez dewastację Rusi, która kontrolowała wówczas główny szlak północ-południe, a tym samym marginalizowała Polskę). Trend ten dobrze obrazuje paradoks: w 1241 na Polskę spadł najazd budzący grozę w całej Europie, i nie był to wcale ostatni najazd Tatarów na Polskę, które odtąd spadały na nasz kraj dość regularnie. Tymczasem to właśnie wtedy Europejczycy z Zachodu zaczynają obficie napływać do Polski, gdzie się osiedlają (i polonizują!).
Drugą ilustracją tej zmiany rangi handlowej Polski po potopie mongolskim jest budowa największego w całej Europie targu - Rynek Główny w Krakowie o powierzchni 200x200 m to największy plac handlowy całej średniowiecznej Europy. Ostentacyjne bogactwo tak się rozpleniło w owym czasie, że rada Krakowa wydawała specjalne wilkierze czyli ustawy przeciwko zbytkowi. Zakazywano w nich np. kosztownych strojów, w tym jedwabnych sukni, srebrnych pasów i butów zakończonych ostrymi czubami tudzież sukien ze złotymi elementami; mieszczki dostały zakaz prowadzania się w perłowych kołnierzach większych niż ich szyja (znaczy się musiało to być praktykowane!), nadto nie mogły nosić płaszczy, których końce dotykałyby ziemi na długość większą niż dwa palce. Wiele regulacji przeciwdziałało też okazywaniu przepychu przy okazji ślubów: zakazano ekstrawaganckich prezentów, na zabawę weselną zaprosić można było nie więcej jak ośmiu kuglarzy. Chrzty również powinny być skromne: do 20 osób, matka nie powinna używać jedwabnych poduszek i czepków.
W świadomości Europejczyków tym, który odkrył tajemnicze i bogate królestwa Azji był Marco Polo, który w 1271 Jedwabnym Szlakiem udał się do Chin, gdzie zaprzyjaźnił się z cesarzem. W rzeczywistości opis ten jest mniej lub bardziej zmyślony, gdyż żadne chińskie źródła nie potwierdzają tych opowieści, potwierdzają natomiast, że w 1246 w Karakorum, w siedzibie imperium, które kontrolowało Jedwabny Szlak oraz Chiny, miała miejsce wizyta pierwszego Europejczyka - Benedykta Polaka z Wrocławia (w ramach misji papieskiej). To Polak odbył pierwszą europejską ekspedycję w głąb Azji. Brytyjski historyk Charles Raymond Beazley nazywa ją najbardziej doniosłą średniowieczną podróżą, ale społeczeństwa zachodnie nie znają tych faktów, znają za to fantazje weneckiego kupca.
W okresie wypraw krzyżowych centrum europejskiego handlu rozciągało się między Italią a Morzem Północnym. Szczególną wówczas rolę odgrywała Szampania, gdzie funkcjonowały największe jarmarki. W okresie 1296-1341 obroty handlowe na tym szlaku spadły ośmiokrotnie. Jak piszą G. Duby i R. Mandrou: "W dziesięcioleciach poprzedzających rok 1300 i następujących po nim dokonuje się całkowity przewrót w koniunkturze. Potężny ruch ekspansji, który od trzech stuleci szerzył dobrobyt w krajach francuskich i był dźwignią nieprzerwanego postępu, koło roku 1270 zwalnia, potem zatrzymuje się. Jest to początek długiego okresu marazmu, stagnacji i ta regresja produkcji i wymiany, zmuszając do ciężkiej walki z mnóstwem piętrzących się trudności, uprzykrza życie codzienne". Francja w efekcie tak osłabła, że Anglia rozpoczęła w 1337 wojnę stuletnią. W istocie zatem czarna śmierć nie spadła na Europę kwitnącą handlowo, lecz na Europę pogrążoną w dekadencji i zapaści handlowej.
Kraków tymczasem był wówczas europejskim centrum handlowym a Polska kluczowym krajem tranzytowym największego handlu - euroazjatyckiego. Ów Jedwabny Szlak biegł z Dalekiego Wschodu do Kaffy na Krymie (była pierwszym ogniskiem Czarnej Śmierci w Europie), i dalej przez Kijów, Lwów, Przemyśl, Sandomierz po Kraków. Jak podają organizatorzy wystawy Między Hanzą a Lewantem. Kraków europejskim centrum handlu i kupiectwa: "ukształtował się na długie lata kręgosłup handlowy Europy: Flandria - Kolonie Genueńskie. Tranzytowy handel na tym kierunku używał dwóch szlaków. Szlak pierwszy morski, tańszy dlatego bardziej uczęszczany wiódł z Flandrii, Morzem Północnym, przez Cieśniny Duńskie, Morze Bałtyckie, Gdańsk, Toruń, Kraków, Włodzimierz Wołyński do Kaffy. Szlak drugi, lądowy trudniejszy prowadził z Flandrii przez Frankfurt, Lipsk, Śląsk, Kraków, stąd szedł dalej na wschód. W ten oto sposób Kraków znalazł się w samym sercu przemian gospodarczych Europy". Kraków był zatem miejscem, gdzie krzyżował się kluczowy morski, jak i lądowy szlak handlowy ówczesnej Europy. Ów nagły awans międzynarodowy Krakowa podkreśla także Uczta u Wierzynka - zjazd europejskich monarchów podejmowany był przez krakowskiego kupca [1364 r.].
W okresie panowania Kazimierza Wielkiego przez Polskę przebiegał szlak łączący Kaukaz i Konstantynopol z Europą Zachodnią - była to tzw. Via Regia, Droga Królewska, która była nie tylko wielkim europejskim szlakiem handlowym, ale i szlakiem "turystycznym", czyli pielgrzymkowym. Łączyła ona hiszpańską Galicję z Galicją słowiańską. Dla Polski Via Regia była przede wszystkim polskim szlakiem solnym, służącym do transportu "białego złota".
Warto podkreślić, że Polska nie była po prostu obszarem tranzytowym owych szlaków, lecz ich istotnym ośrodkiem, o czym świadczą np. jedwabne dywany perskie (narodowe dziedzictwo Persji, uznane za część niematerialnego dziedzictwa ludzkości) uważane na Zachodzie za polskie (np. we Francji: Tapis Polonais, ang. Polish carpet) - zachodni historycy sztuki błędnie uważali, że są to produkty pochodzące z Polski, a gdy się okazało, że jednak z Persji, błędna nazwa była już na tyle popularna, że została. Polska była dostawcą perskich produktów na Zachód. (...)
Jeśli handel może w jakiś sposób wyjaśniać niewielki zakres Czarnej Śmierci, to dzięki samowystarczalności żywieniowej. W przeciwieństwie do innych krajów Europy, Polska wolna była od plag głodu, gdyż posiadała coś, co dziś określilibyśmy bezpieczeństwem żywnościowym. Nie musieliśmy importować pożywienia, zwłaszcza zboża, z innych krajów - a to z importem zboża w największym zakresie musiał się także wiązać "import szczurów", które podejrzewa się o czynnik sprawczy w epidemii.
2. "bo miała małe zaludnienie"
(...) Gęstość zaludnienia może mieć pewne znaczenie przy dżumie płucnej, która roznosi się drogą kropelkową, ale nie ma istotnego znaczenia przy dżumie węzłów chłonnych, która bezwzględnie dominowała w Czarnej Śmierci i której przekaźnikami były, jak się sądzi, pchły. Ówcześni ludzie generalnie nie dożywali czasu, kiedy bakteria opanowywała płuca.
Ok. 1350 Polska ma dwukrotnie niższą gęstość zaludnienia niż Niemcy (a więc tak samo jak i dziś), trzy i pół krotnie niższą niż Francja i Włochy, ale zbliżoną do Anglii i czterokrotnie wyższą niż Ruś czy Skandynawia. Przy czym istniało u nas duże zróżnicowanie gęstości zaludnienia: niektóre części Polski zbliżone były gęstością do Francji czy Włoch, inne zaś do Rusi. Tymczasem w tych gęściej zaludnionych także nie było pogromu.
Banalnym dowodem obalającym tę tezę jest to, że na Zachodzie dżuma pustoszyła nie tylko duże miasta, ale także miasteczka i wsie. Znacznie bardziej od Polski ucierpiały kraje mniej zaludnione, a podobnie ocalały regiony wysoko zaludnione. Przykładem tych pierwszych jest Skandynawia, Szkocja, Walia, Irlandia. Przykładem drugim - Lombardia.
Norwegia to kraj znacznie większy niż Polska, który miał wówczas znacznie mniejszą gęstość zaludnienia, a Czarna Śmierć wybiła tam ponad połowę mieszkańców. Ok. 1300 r. Norwegia liczyła ok. 350 tys. mieszkańców, zaś ok. 1550 - 125 tys.
Z drugiej strony mamy Lombardię, której stolica - Mediolan, była wówczas drugim po Paryżu największym miastem Europy (ponad 200 tys. mieszkańców). A jednak Lombardia nie poniosła większych strat z powodu tej epidemii. Warto pamiętać, że w ówczesnej Europie ludność miast stanowiła jedynie 10%. Skoro zaś Czarna Śmierć zabrała życie 50% ludności, to znaczy, że większość ofiar pochodziła ze wsi.
(...) Według obliczeń demografa i historyka Tadeusza Ładogórskiego, Polska w latach 40. XIV w. liczyła 1,19 mln mieszkańców. Z kolei według Ireny Gieysztorowej, w 1370 Polska liczyła 2 mln mieszkańców. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę wzrost terytorium poprzez przyłączenie słabo zaludnionych ziem ruskich, jasnym jest, że nie widać tutaj żadnego zauważalnego wpływu Czarnej Śmierci, a dowodem tego jest fragment kroniki Janka z Czarnkowa, która podaje: "Za panowania tego króla powstało w lasach, gajach i na karczowiskach drugie tyle miast i wsi, ile przedtem było w Królestwie Polskim". Na Zachodzie opustoszały całe osady, a w Polsce rozkwitło ich drugie tyle. Było to możliwe dzięki dwóm czynnikom: 1) wzrostowi liczby mieszkańców oraz 2) napływowi nowych osadników z zewnątrz (a napływali dzięki temu, że mogli u nas liczyć na lepszy los niż u siebie).
3. "bo Żydzi nauczyli nas higieny"
(...) Żydzi nie pomogli nam uniknąć Czarnej Śmierci, choć my pomogliśmy im ją przetrwać. W wielu krajach o zarazę oskarżano Żydów, co prowadziło do prześladowań, a że Polska była krajem tolerancyjnym, uciekali do nas. Prędzej mogli być zatem jej roznosicielami, podobnie jak dzisiejsi reemigranci, którzy powracają do Polski z wysoce zainfekowanych krajów. Żydzi emigrowali do Polski z regionów najbardziej dotkniętych zarazą.
Jeśli zaś idzie o higienę, Polska była czyściochem na mapie Europy. Na Zachodzie tak łatwo pozbyto się łaźni, bo była to krucjatowa nowinka przywieziona ze świata arabskiego. U nas tymczasem były to praktyki odwieczne. Najstarszy znany opis łaźni parowej pochodzi z X w. od Ibrahima ibn Jakuba i odnosi się do Słowian (warto pamiętać, że Ibrahim nie zaliczał do nich Rusów). Owe łaźnie parowe, w których drzewnymi witkami wprawiano w ruch gorące powietrze, służyć miały oczyszczaniu skóry. Według współczesnych badań, pozostałości archeologiczne łaźni na naszych ziemiach sięgają VIII w. W Polsce Piastów łaźnie były ważnym elementem codziennego życia. (...)
W XIV w. Kraków posiadał czternaście łaźni. Istniał wtedy zawód łaziebnika, po raz pierwszy opisany w 1313 na Dolnym Śląsku. Wykonywał on zabiegi leczniczo-kosmetyczne w łaźni. (...) W XVI w. łaziebnicy podporządkowani byli uniwersytecko wykształconym lekarzom.
Za czasów Kazimierza Wielkiego w miastach istniały urzędy lonara, który dbał o czystość wody w studniach oraz o należyte utrzymanie placów targowych, a także rurmistrza, odpowiedzialnego za wodociągi.
Także po Czarnej Śmierci, kiedy Zachód tępił kąpiele, praktykowano je u nas w najlepsze". (...)
To tyle, jeśli idzie o Czarną Śmierć. Teraz przejdziemy już bezpośrednio do tematu tej serii.
POLSKA - FRANCJA - ANGLIA - NIEMCY -
ITALIA - HISZPANIA - RUŚ
w XIV i XV wieku
(ANALOGIA PORÓWNAWCZA)
Cz. I
WYOBRAŻENIA - OPINIE - MITY - ANEGDOTY
(STAROŻYTNOŚĆ)
Cz. I
W tej części chciałbym się skupić na opiniach, które wyrabiali sobie obcokrajowcy o ludach zamieszkujących ziemie dzisiejszej Polski, Niemiec, Francji, Anglii, Hiszpanii, Italii i Rusi, czyli innymi słowy o tym - jakie wówczas było wyobrażenie ludzi starożytności i średniowiecza o krajach i zamieszkujących je ludach. Jak kształtował się rycerski ideał w poszczególnych państwach, co było ważne w oparciu o moralność społeczną, jaka była rola, prawa i obowiązki władcy, jak kształtowały się relacje w rodzinach i jaka była pozycja kobiety, począwszy od starożytności a skończywszy na XV-wiecznej Europie. Pozwoli to w sposób usystematyzowany ukazać jak (regionalnie) kształtowały się zarówno stereotypy, jak i mentalność obcych ludów o tychże ziemiach.
ZIEMIE POLSKIE
"ZOBACZYLIŚMY NIEZMIERNE MORZE AŻ DO GRANIC SCYTII
I KRAJÓW POKRYTYCH WIECZNYM ŚNIEGIEM"
Jak wyglądała starożytna Polska oczyma Greków i Rzymian którzy zapuszczali się w te regiony Europy - najczęściej w celach handlowych? Można na to pytanie odpowiedzieć jednym zdaniem: starożytni nie wiedzieli praktycznie nic o ziemiach położonych na północ od Dunaju, dlatego też zamiast informacji, kształtowali sobie jedynie legendy i dobierali je do własnych mitycznych (oraz mistycznych) wyobrażeń poznawczych. Starożytni Grecy już od czasów Homera (VIII wiek p.n.e.), twierdzili że na północ od Tracji (która dla nich już była dziką krainą, pełną gęstych lasów i zamieszkujących ją barbarzyńskich ludów), żyje lud, który oni nazywali "Abiami". Abiowie to był (według greckich mitów) lud nieznający przemocy i żyjący w całkowitej symbiozie z bogami, lud "sprawiedliwych mężów". Ziemie Abiów miały zaczynać się na północ od Dunaju (Rzymianie nazywali tę rzekę - Ister) i obejmować dzisiejsze tereny Rumunii oraz Węgier. Jeszcze dalej były Góry Ryfejskie (dzisiejsze Sudety), za którymi to, na dalekiej północy - "za siedzibami wichru północnego" (Boreasza), rozciągała się utopijna, szczęśliwa kraina - Hyperborea. Było to miejsce wiecznego szczęścia i radości, miejsce szczególnie uwielbione przez bogów, którzy od czasu do czasu udawali się w tamte tereny (np. Apollon miał przez kilka zimowych miesięcy przebywać właśnie na dalekiej Północy, w szczęśliwej Hyperborei, a przez ten czas jego Świątynia w Delfach pozostawała zamknięta - w tym też czasie kapłani i kapłanki przeprowadzali generalne remonty i sprzątali cały ten "święty przybytek"). Na północ miał też wpadać, wciąż na nowo odradzający się (jak winna latorośl) Dionizos - bóg wina, radości, szczęścia i... śmierci. I to była cała dostępna wiedza Greków o ziemiach leżących za Dunajem, gdyż w tamte regiony nigdy oni się nie zapuszczali, a ich najbardziej wysunięte na północ kolonie, leżące nad brzegami Morza Czarnego - Tiras, Olbia i Tanais - jedynie handlowały z okolicznymi ludami i nic konkretnego na ich temat nie wiedziały, ani też za bardzo nie starały się tej wiedzy uzupełnić. Zdarzały się jednak wyjątki i to właśnie dzięki nim (oraz mitom, np. o wyprawie Jazona i Argonautów po Złote Runo), udawało się zyskać pewne strzępy informacji.
Ok. 650 r. p.n.e. pierwszą grecką wyprawę na Północ przedsięwziął niejaki Aristas z Prokonezu, który jednak obrał inną trasę i dotarł aż do Uralu, a zamieszkujące te ziemie ludy nazwał: Isedonami. Żyjący w półtora wieku później - Hekatajos z Miletu, dotarł jedynie do wybrzeży Morza Czarnego (choć to właśnie on nakreślił pierwszą mapę trzech kontynentów: Europy, Azji i Afryki). Podobnie młodszy od niego Herodot z Halikarnasu (żyjący w V wieku p.n.e.), nie odważył się zapuścić dalej, jak tylko na okoliczne wody wokół Krymu. Po tych wyprawach wiedza Greków o ludach żyjących na ziemiach poza granicą ich wyobrażeń o świecie (jaką stanowił Dunaj i wybrzeża Morza Czarnego), była praktycznie taka sama jak w czasach Homera. Jedyna nowość, to informacja o istnieniu ludu noszącego nazwę Neurów - żyjącego na ziemiach dzisiejszego Podola i Wołynia - który to miał mieć problem z plagą węży i z tego też powodu opuścił swoje pierwotne siedziby. Zainteresowanie Greków ziemiami Północy, wzrosło dopiero po wstąpieniu na tron Macedonii Aleksandra Wielkiego, który to w 335 r. p.n.e. miał wyruszyć z Amfipolis do Tracji. Relację o tym wydarzeniu pozostawili jedynie Ptolemeusz i Arrian (dla którego ten pierwszy był źródłem), a walki najprawdopodobniej toczyły się na początku głównie w Tracji, choć Aleksander miał dotrzeć również do kraju Tryballów żyjących nad rzeką Lyginos, skąd plemię to zbiegło na wyspę Peuke (?) na Dunaju. Aleksander miał pokonać Tryballów i dotrzeć do Dunaju, gdzie już oczekiwali nań Getowie, których również pokonał. Co prawda późniejsze rzymskie dzieło "Itinerarium Alexandri" ("Droga Aleksandra") - a za jego przykładem również i dzieła pisarzy średniowiecznych - Dzierzwy, Wincentego Kadłubka i Prokosza - mówią o kontynuowaniu marszu na północ aż po Morze Azowskie oraz dotarciu pod Kraków (zwany Caranthas lub Caraucas w zależności od autora). Rzymianie twierdzili że Aleksander stoczył walki z Dakami, Gotami i Mezami, zaś Dzierzwa i Kadłubek pisali iż pobił go dopiero Lech (zwany Lisem lub Chytrym), który pokonał wojska Aleksandra i wyprał go ze słowiańskich ziem. Relacja ta nie wydaje się jednak prawdziwa, a to z prostego powodu - w czasie jednej krótkiej kampanii roku 335 p.n.e. Aleksander Macedoński nie byłby w stanie zawojować tak wielkich terenów i przemierzyć tylu tysięcy kilometrów w zaledwie jedną wiosnę i lato. Kampania przeciwko Persom zajęła mu aż cztery lata, dlatego też nie jest możliwe aby dotarł na ziemie polskie, gdyż musiałby przejść góry (Sudety, Karpaty), co byłoby niemożliwe, biorąc pod uwagę że już na wiosnę roku następnego wyruszył na Persję. Dlatego też opowieści o kampanii w kraju Lechitów można spokojnie włożyć pomiędzy piękne mity i legendy.
W tym samym czasie, gdy Aleksander podbijał kraj Persów, z Massalii (Marsylii) wyruszył na swą morską wyprawę na Północ - sławny żeglarz Pyteasz, który (w latach 330-325 p.n.e.) dotarł do brzegów Hiszpanii, Francji, Anglii, Szkocji, Irlandii, Orkadów, Szetlandów a nawet na koło podbiegunowe. Miał również przedostać się przez cieśniny jutlandzkie i jako pierwszy Grek, wpłynąć na Morze Bałtyckie i zawitać "do kraju bursztynu". Mimo to nie pozostawił on wielu notatek z podróży na te tereny, stąd podróż ta niewiele wniosła Grekom do wyrobienia sobie nowych informacji o ludach zamieszkujących ziemie na Północy. Trzeba było kolejnych trzech wieków aby powtórzyć tę podróż. Ok. 8 r. p.n.e. rzymski legat - Marek Winicjusz dotarł ze swoimi wojskami aż na tereny dzisiejszej Słowacji, skąd szybko się potem wycofał. Nie pozostawił z tego rekonesansu żadnej relacji, więc nie wiadomo jak naprawdę wyglądały owe ziemie w starożytności. Większe znaczenie miała wyprawa morska, jaka ok. 5 r. naszej ery, została wysłana przez Oktawiana Augusta w celu zbadania wybrzeży Morza Północnego. Wyprawa ta jednak dotarła znacznie dalej niż się spodziewano i po okrążeniu przylądka Skagen i przepłynięciu cieśniny Kattegatu, wpłynęła na Morze Bałtyckie. Pozostawiony opis z tej podróży brzmiał: "Zobaczyliśmy niezmierne morze aż do granic Scytii i krajów pokrytych wiecznym śniegiem". Oznacza to, że owi Rzymianie nie mogli już dotrzeć dalej i pewnie w obawie przed nieznanym, zawrócili, gdyż w ich świadomości wpłynęli na "niezmierne morze", podczas gdy Bałtyk nie jest wcale duży i można nawet zaryzykowac określenie że jest to wewnątrzeuropejskie jezioro - ale skoro rzymscy żeglarze nie popłynęli dalej, to i nie mogli się o tym naocznie przekonać. Mimo to późniejsi autorzy czerpali właśnie z ich doświadczeń (Pomponiusz Mela - który poprawił mapy sporządzone przez Hekatajosa z Miletu i Pyteasza z Massalii - jak i Pliniusz Starszy) i traktują oni Morze Bałtyckie właśnie jako część "Oceanu Zewnętrznego".
W czasach Oktawiana Augusta Rzymianie dotarli też do Dunaju, niewoląc kolejno wszystkie żyjące tam ludy (Pannonia podbita w 35 r. p.n.e., Mezja podbita w 29 r. p.n.e., Noricum - podbite w 16 r. p.n.e., Recja - podbita w 15 r. p.n.e.) i wówczas to właśnie (7 r. p.n.e.) na Forum Romanum wystawiono mapę Europy autorstwa Marka Wipsaniusza Agryppy (przyjaciela i rówieśnika Oktawiana Augusta), na której figurowała już zarówno Wisła, jak i wybrzeże Bałtyku. Agryppa popełnił jednak błąd, sądząc że Wisła (Vistula) stanowi granicę pomiędzy "Germanią" a "Dacją". Dla Rzymian bowiem, wszystkie ludy który żyły za Alpami, a o których nie mieli oni żadnych informacji - to byli "Germanie", choć ta nazwa nie ma żadnej łacińskiej konotacji. Jest to raczej słowo zasłyszane i adoptowane do języka łacińskiego, a określające właśnie "barbarzyńskie ludy Północy". Słowo "Germanin" ma natomiast silne związki z językiem słowiańskim i ni mniej, ni więcej oznacza po prostu "Człowieka zza gór", czyli "Gor [po stylistycznym zmiękczeniu "Ger"] - mana", gdyż w tamtym czasie na Północy Europy kontynentalnej, żyły jedynie plemiona Celtów i Słowian, ewentualnie spokrewnione z nimi plemiona Daków oraz Scytów. Celtowie w ogromnej zaś większości zostali podbici i ujarzmieni przez Cezara w Galii (58-51 r. p.n.e.), a następnie przez cesarza Klaudiusza w Bytanii (43-60 r.), natomiast Słowianie długo opierali się inwazji i choć z części terenów musieli początkowo ustąpić (12 r. p.n.e. - 9 r. naszej ery, na ziemiach dzisiejszych Niemiec i Holandii - gdzie Rzymianie utworzyli krótkotrwałą - istniejąca tylko 20 lat - prowincję Germanię Magnę, a także w latach 172-180, gdy Rzymianie zajęli ziemie dzisiejszych Węgier, Czech, Słowacji oraz Serbii i dotarli prawie do kraju Lechitów - czyli w granice dzisiejszej Polski, nie zdołali jednak przekroczyć gór, a po śmierci Marka Aureliusza jego syn - Kommodus wycofał się z tych terenów i czym prędzej powrócił do Rzymu), ostatecznie utrzymali swój stan posiadania. Zdarzało się jednak że nie wszystkie ludy Północy zwali Rzymianie "Germanami". Na przykład Strabon wymienia żyjący pomiędzy Łabą a Dunajem lud Lugów - jako "wielki lud" (dziś już wiadomo że lud ten był genetycznie słowiański i spokrewniony z dzisiejszymi mieszkańcami Polski i częściowo Niemiec). To właśnie opis tego ludu zainspirował Henryka Sienkiewicza do napisania "Quo Vadis" - gdzie umieścił on jako jedną z głównych postaci - Ligię, córkę wodza plemienia Ligów (Lugów), wziętą przez Rzymian jako zakładniczkę i gwarancję pokoju króla Lugów, a następnie umieszczoną w domu Aulusa Plaucjusza (zdobywcy Brytanii z lat 43-47) i jego żony Pomponii Grecyny. Sienkiewicz uczynił z Plaucjusza i Grecyny chrześcijan, którzy w tej właśnie wierze wychowywali Ligię. Wraz z nią (jako jej osobisty sługa i ochroniarz) trafił do Rzymu z kraju Ligów także i siłacz Ursus, a Ligia wspominając kraj rodzinny (z którego wyjechała jako małe dziecko) wspomniała: "Powiadają że u nas same lasy". W Ligii zakochał się rzymski patrycjusz i żołnierz powracający z wschodniej kampanii przeciw Partom - Marek Winicjusz, którego wujem jest (w tej powieści) Gajusz Petroniusz (autor "Satiriconu" ), który miał wypowiedzieć owe sławne słowa: "Życie jest śmiechu warte, więc się śmieję". Petroniusz pomaga Winicjuszowi odzyskać miłość Ligii, oraz ratuje ich przez zemstą Nerona.
Pomponiusz Mela a za nim również Pliniusz Starszy i Tacyt, stosują już podział na "Germanów" - "Sarmatów" i "Daków", a ten ostatni zalicza także i Wenetów do Sarmatów, oraz twierdzi, że zasiedlają oni ogromne ziemie pomiędzy Fennami (Finami) na północy i stepowymi Sarmatami (Scytami) na południu. Te informacje wzięły się stąd, że w czasach owych antycznych historyków Rzymianie zdobyli nieco więcej informacji o ludach żyjących za Dunajem. Już przecież od rządów Nerona (54-68 r.) wysyłane były karawany na Północ po nadbałtycki bursztyn, który stał się niezwykle cenny w Rzymie. Owe kontakty handlowe przechodziły już bezpośrednio przez ziemie polskie i choć jak podają średniowieczni kronikarze, w tym czasie istniało już wiele lechickich miast i grodów warownych, o tyle Rzymianie głównie docierają do Kalisza (Calisia), gdzie mieści się ówczesne centrum handlu bursztynem (oraz miedzynarodowe i międzykulturowe pojednanie słowiańskiej Północy i rzymsko-greckiego Południa). To właśnie dzięki tym wyprawom - Ptolemeusz z Aleksandrii (żyjący w II wieku), wymieniła już znacznie więcej plemion i miast (z Kaliszem na czele), choć również dzieli lechicką Europę na dwie części wzdłuż Wisły: "Germanię Wielką" i "Sarmację Europejską". Mało tego, to właśnie Ptolemeusz jako pierwszy używa (nieco zniekształconej) nazwy "Słowian" - pisząc "Suovenov". I niestety jest to ostatnie zapisane w dziejach zainteresowanie Rzymian ludami Północy. Co prawda w III wieku następuje wzmożony najazd plemion północnych na będące w poważnym kryzysie wewnętrznym Imperium Rzymskie, ale nie przekłada się to na większe zainteresowanie owymi napastnikami wśród samych Rzymian. Handel bursztynem również wygasa a drogi Północ-Południe porastają trawą i krzakami. Kolejne (krótkotrwałe zresztą) zainteresowanie plemionami Lechitów będzie miało miejsce dopiero w VI wieku, za sprawą Kasjodora - twórcy "Historii Gotów". Ale to będzie już zupełnie inna epoka i jeszcze do tego wrócę. Teraz zaś przejdziemy sobie do Galii, czyli dzisiejszej Francji, gdyż jak mawiał Napoleon Wielki: "Dziesięć lat Rewolucji nie zmieniło Francuzów w najmniejszym stopniu, nadal są tacy, jacy byli Galowie, dumni i powierzchowni". Ile było w tym prawdy i jak wypadali Galowie w oczach Greków i Rzymian - o tym właśnie będzie w kolejnej części.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz