Stron

poniedziałek, 4 maja 2020

PIERWSZA EUROPEJSKA KONSTYTUCJA - Cz. I

"VIVAT KRÓL - VIVAT SEJM - 

VIVAT WSZYSTKIE STANY"

CZYLI JAK DOSZŁO DO UCHWALENIA 

PIERWSZEJ NOWOŻYTNEJ,

EUROPEJSKIEJ KONSTYTUCJI







  

 Jest taka ciekawa scena w filmie z 1982 r. pt.: "Karczma na bagnach" - opowiadającego o spotkaniu w owej - położonej nieopodal rozległych, wrzosowych bagien - karczmie, trzech diabłów: polskiego Boruty Łęczyckiego, rosyjskiego Dytka Smoleńskiego i pruskiego (niemieckiego) Smętka. Spotykają się oni w tym miejscu, aby naradzić się nad rozbiorem Rzeczpospolitej i padają tam bardzo ciekawe dialogi, jak choćby pomiędzy Dytkiem Smoleńskim a Borutą Łęczyckim, w którym ten pierwszy mówi: "Pokroimy tę waści Rzeczpospolitą jak placek, okruszynka nie zostanie". Na co Boruta odpowiada: "Słuchaj no, capie! Miarkuj się, bo ja tu jestem panem, a ty gość i żebym ci czegoś pod włos nie powiedział", na co znów Dytko Smoleński: "Panem to ty teraz będziesz, nad żabami na tych bagnach". Do rozmowy wtrąca się pruski Smętek: "Zmieniłeś się waćpanie Łęczycki, od kiedy jesteś w tym kraju. Bo ten kraj jest jak zaraza - kto o niego się otrze, zaraz mu dobrze i patriotą się staje - jakby tu był rodzony, honor nad rozumem przedkładając. I dlatego ten kraj trzeba wymieść z mapy. Trzeba wyplenić ten szlachecki zabobon. Te dumki - wielkości minionej, tę wolność - nie znającą granic, tę odwagę - wściekłą i głupią. Bo co tu jest? Garstka magnatów i tłum ciemnej hołoty po sejmikach wrzeszczącej, a u nas? Rousseau, Wolter, Montesquieu - odmieniają wszystko. Dlatego ma rację pan Dytko i ta jego Kaśka imperatorowa za planami naszymi idąc. Tu musi być Europa, a nie pogranicze". Słuchając tego, Boruta odpowiada: "Trele-morele. Jak Europa figle-migle dumała, tutaj wieczna wojna była. Oni tam spokojnie spali, bo myśmy tę ich dumę szablą bronili. Wszystkim trzęśliśmy. Ten twój Smoleńsk - panie Dytko, nasz był. W jeden podjazd pan Polanowski Psków brał, Wiaźmę brał. Nasi kasztelanowie w Moskwie siedzieli". 

Tak właśnie, miniona przeszłość, która w XVIII wieku rzeczywiście była już jedynie wspomnieniem, a wielkie triumfy oręża Rzeczypospolitej przeszły do historii. Kraj wolności i tolerancji, kraj niezmąconej swobody, kraj uskrzydlonych jeźdźców - jednym podjazdem łamiących szeregi Szwedów, Turków czy Moskali i podchodzących swobodnie pod rusko-perską granicę, wchodzących do Moskwy, ustanawiających rządy nad Dunajem i przyprawiających sułtana tureckiego o niespokojne sny. Kraj z którego czerpano wzorce mody, obyczajów a nawet higieny (nawet król Francji - Henryk III Walezjusz - pierwsze łazienki na zamku w Luwrze kazał umieścić dopiero, gdy wrócił do Francji po swych krótkotrwałych rządach w Polsce i na Litwie. Rzadko kiedy korzystam z Wikipedii jako źródła wiedzy, ale w tym akurat przypadku warto odnotować co na ten temat znajduje się w haśle "Henryk III Walezy" w polskiej Wikipedii, otóż: "... Walezy był oczarowany Wawelem, zamkiem wygodnym i przestronnym, trzy razy większym od ówczesnego Luwru. To tutaj właśnie Walezy po raz pierwszy zetknął się z udogodnieniami w postaci wychodków i kanalizacji. Ówczesna Francja nie znała takich rozwiązań - arystokracja zamieszkująca francuskie pałace i zamki załatwiała potrzeby fizjologiczne, gdzie się dało (często były to kominki i korytarze). Według legendy lub anegdoty Henryk Walezy, uciekając z Krakowa do Paryża, wywiózł z sobą także komplet widelców, które jakoby zobaczył po raz pierwszy w Polsce, a które we Francji miały być nieznane"). Kraj, w którym rozwijały się nowe prądy polityczne i teologiczne, kraj z którego pochodziły takie znakomitości jak: Mikołaj Kopernik (którego to książka "O obrotach sfer niebieskich" z 1543 r. - odmieniła dotychczasowe postrzeganie astronomii i miejsca Ziemi we Wszechświecie), Maciej Miechowita (którego dzieła etnograficzne i geograficzne były równie popularne w Europie, jak twórczość Szekspira i tłumaczono je na wiele języków), kardynał Stanisław Hozjusz (autor poczytnych dzieł teologicznych i jeden z reformatorów Kościoła), biskup Wawrzyniec Goślicki (którego dzieło: "De optimo senatore" - "O najlepszym senatorze" - stało się bodajże najpopularniejszą książką na temat polityki, moralności, pobożności i szlachetności w drugiej połowie XVI wieku) i wielu, wielu innych - jak m.in. Andrzej Frycz Modrzewski, Marcin Kromer, Jan Dantyszek, Mikołaj Rej, Jan Kochanowski - których nie ma już sensu dalej wyliczać. Wszyscy oni stanowili o sile, bogactwie i potędze tego zjednoczonego królestwa, które trwało przez ponad pięć wieków, a osłabło dopiero w ostatnim stuleciu.




Bowiem Rzeczpospolita XVIII wieku, to był prawdziwy kolos na glinianych nogach. Państwo co prawda wciąż terytorialnie ogromne, ale po wielu wojnach XVII wieku z Moskwą, Turcją i Szwecją, po najazdach Tatarów - było w ogromnej mierze wyludnione i zubożone. Bogactwo dawnych wieków przeminęło, zamki i pałace niejednokrotnie znalazły się w ruinie, gospodarka leżała, handel także, a kraj, który jeszcze sto lat wcześniej był spichlerzem Europy, stał się wygłodzonym klepiskiem. Rzeczpospolita, pełniąc zaszczytną rolę "Przedmurza Chrześcijaństwa" i wielokrotnie ratując Europę przez muzułmańskim najazdem, zapłaciła za to olbrzymią cenę, która odbiła się przede wszystkim na kondycji kraju. W państwie zapanowała polityczna anarchia, rozpleniło się warcholstwo i sobiepaństwo, a każdy magnat lub szlachcic szukał jedynie własnego dobra, nawet jeśli miałoby ono stać na przeszkodzie dobru całej Rzeczpospolitej. Jacek Kaczmarski w swej balladzie "Warchoł", śpiewał: "Warchoł krzyczą, nie zaprzeczam, tylko własnym prawom ufam, wolna wola jest człowiecza, pergaminu nie posłucha (...) Sprawa ze mną jak kraj ten stara i jak zwykle on byle jaka - nie zrobili ze mnie janczara, nie uczynią też i Polaka. Wychwalali zasługi i cnoty, podsycali pochlebstwem wady, a ja służyć nie mam ochoty - warchołowi nikt nie da rady". Rozpanoszyli się sprzedajni warchołowie, rozpanoszyło się dziecinne myślenie kategoriami ćwierćinteligenta - "Im słabsi jesteśmy, tym lepiej, bo nikt nas nie będzie się bał i nie będzie z nami toczył wojen". I rzeczywiście, wojen w XVIII wieku Rzeczpospolita praktycznie nie toczyła, za to po kraju grasowały obce armie, walcząc ze sobą na naszej ziemi i wchodząc w nas jak w masło. Nikt już się z nami nie liczył, bowiem nie było ani stałej armii, ani odpowiedzialności za kraj, ani też powagi władzy, a jedyne co rosło - to prywatne latyfundia magnatów (którzy często wysługiwali się obcym dworom). Ów "kolos na glinianych nogach" i "chory człowiek Europy" - jak nas wówczas nazywano, nieuchronnie zmierzał ku własnej katastrofie, a szlachta i magnateria zapatrzona jedynie we własne dobro, jedyne co potrafiła to zrywać sejmy, które mogłyby doprowadzić do niezbędnej reformy ustrojowej państwa. 

Cały kraj szedł ku nieuchronnej katastrofie i wyglądało na to że nic już nie jest w stanie nas ocalić, nic nie jest w stanie odmienić zaczadziałych umysłów i warcholskich charakterów. I wtedy właśnie stało się coś dziwnego - coś się odmieniło. W 1788 r. zwołano tzw.: Sejm Wielki, który obradował przez kolejne cztery lata i uchwalił wiele ustaw reformujących państwo oraz zmieniających nieudolny wówczas ustrój "Złotej Demokracji Szlacheckiej" w system typu monarcho-republikański. 3 maja 1791 r. uchwalono zaś kompleksowy zbiór nowych praw reformujących państwo - czyli pierwszą nowożytną europejską Konstytucję. Reforma kraju została przeprowadzona rękami samych Polaków, którzy widząc że państwo nieuchronnie zmierza ku katastrofie, podjęli się tytanicznej (i właściwie skazanej na niepowodzenie) pracy, przeprowadzenia dogłębnej reformy ustrojowej. To, co wcześniej wydawało się niemożliwe - stało się faktem, Rzeczpospolita wkraczała na nową drogę, która całkowicie odmieniała jej dotychczasowy status "rosyjskiej kolonii" i "kraju niczyjego". Ponownie wkraczaliśmy na arenę dziejów jako podmiot, a nie przedmiot mocarstwowych zmagań. Nieoficjalny status rosyjskiej kolonii jakim byliśmy od 1717 r. (czyli od sejmu niemego), a który stał się potwierdzonym faktem w 1768 r. i został uprawomocniony w 1775 r. - zakończył się. Rzeczpospolita przestała być kolonią, a ponownie stawała się niepodległym i niezależnym od nikogo królestwem, którego republikański system polityczny został oficjalnie potwierdzony. Nowy ustrój dzielił się na trzy władze: ustawodawczą (Sejm i Senat), wykonawczą (Król) i sądowniczą (niezwisłe Sądy), była to też druga na świecie taka ustawa zasadnicza po Konstytucji Stanów Zjednoczonych z 1787 r. Niestety, Rosja nie mogła sobie pozwolić na utratę swojej kolonii i już na wiosnę 1792 r. rozpoczęła się Wojna w obronie Konstytucji 3 Maja, która zakończyła się klęską i kolejnymi dwoma rozbiorami (1793 i 1795). Klęska ta jednak nie została nam zadana na polach bitew, gdyż zarówno żołnierze jak i oficerowie bili się wyśmienicie (zwycięstwa pod Zieleńcami i Dubienką - za tę druga bitwę Tadeusz Kościuszko, bohater Wojny o Niepodległość Stanów Zjednoczonych - otrzymał honorowe obywatelstwo Francji), pokonując przeważające rosyjskie wojska. Wojna ta została przegrana, ponieważ król Stanisław August Poniatowski obawiając się gniewu swej dawnej kochanki - carycy Katarzyny II (cały czas był pod jej ogromnym wpływem) po prostu skapitulował i w 1795 r. zrzekł się tronu. Stchórzył (nigdy jednak nie przejawiał nazbyt mężnego charakteru).




Tak właśnie na 123 lata zakończyła swe istnienie Rzeczpospolita polsko-litewska, kraj wolności, tolerancji i mężnych wojów, a odrodziła się dopiero po I Wojnie Światowej, kładąc podczas tych walk ogromną daninę krwi. Następnie przystąpiono do budowy nowego państwa, które powstało na gruzach dawnych mocarstw zaborczych Rosji carskiej, wielonarodowej Austrii i Niemiec cesarskich, zaś w 1920 r. potomkowie husarzy spod Kircholmu (1605 r.), Kłuszyna (1610 r.) i Wiednia (1683 r.), a także szwoleżerów spod Samosierry (1808 r.) i Raszyna (1809 r.), w dwóch bitwach - nad Wisłą i nad Niemnem - rozbili... osiem sowieckich armii idących na podbój Europy, aby zaprowadzić w niej komunistyczny Mordor. A w 1939 r. jako pierwsi oparli się niemiecko-sowieckiemu najazdowi i zapisali wspaniałą kartę dziejów II Wojny Światowej - kartę, jakiej nie posiada żadne europejskie państwo.

 


W tej serii chciałbym podjąć temat genezy Konstytucji 3 Maja, a co za tym idzie podejmowanych już od lat 30-tych XVIII wieku prób reform polityczno-ustrojowych kraju. Opowiem o frakcjach sejmowych i polskim parlamentaryzmie XVII i XVIII wieku, o stanie państwa w dobie upadku i o tym, jak nasi przodkowie sami potrafili wyjść z tego przedśmiertnego letargu i choć wówczas to się ostatecznie nie udało, to pozostawili nam wspaniałą tradycję z której po dziś dzień możemy być dumni. Byliśmy bowiem narodem, który jako drugi w świecie i pierwszy w Europie uchwalił nowożytną, demokratyczną konstytucję i choć kraju nie udało się ocalić, to paradoksalnie ocaliliśmy substancję narodową, dzięki której można było odzyskać utraconą Niepodległość i stworzyć kolejne państwo. Tak więc pomimo wszelkich przeciwności losu, kolejnych rozbiorów, przymusowej germanizacji i rusyfikacji, niszczenia śladów naszej wielkości przez zaborców i komunistów - przetrwaliśmy! Kolejne mordy, zsyłki, deportacje, przymusową niewolniczą pracę - wszystko to przetrwaliśmy! Czyż nie jesteśmy jak ten Feniks, który odradza się z popiołów? Jedno natomiast pozostaje pewne - łatwo nas podbić, ale ciężko strawić, gdyż jesteśmy swoistą kością, którą już niejeden napastnik zdołał się udławić. Chyba więc nie ma mocnych na Polaków!



VIVAT MAJ - VIVAT KONSTYTUCJA!





 
CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz