FUTURYSTYCZNA WIZJA
SPOŁECZEŃSTWA
KONTROLOWANEGO PRZEZ KOBIETY
DALSZA CZĘŚĆ OPOWIADANIA PARLEY'A J. COOPERA
"FEMINISTKI"
Cz. II
ROZDZIAŁ DRUGI
Keith szybko przeszedł przez etapy utraty przytomności. Przebudzony do rzeczywistości, znalazł oślepiający promień światła na swojej twarzy i sznur na szyi. Oczyma, które nie były w stanie prawidłowo się skupić, zobaczył nogi kilku osób w kręgu światła latarki. Ich górne części ciała i głowy ginęły w półmroku, ale rozpoznał młodą kobietę, która stała obok budki poboru opłat po jej czarnych butach i krwistoczerwonej sukience. Albo jego rozstrojony układ nerwowy zagłuszył wszystkie dźwięki, albo cała mała grupka w ciszy obserwowała jak został uwięziony. Zacisnął się na sznurze wokół szyi, kiedy wbijał się on głęboko w jego ciało, ale nie był w stanie włożyć pod niego palców. Nie mógł złapać tchu i przerażenie pełzało po jego ciele niczym kubeł lodowatej wody. Jego płuca domagały się powietrza. Musiał oddychać, nic innego nie miało znaczenia, poza tym że reagował ślepym instynktem. Wygiął ciało w łuk i szybko uniósł nogi wbijając stopy w twarz pochylającej się nad nim ciemnej postaci. Rozległ się jęk, zimno ustąpiło, a ciemna postać cofnęła się do tyłu. Gdy wielkie podmuchy piekącego powietrza wypełniły jego płuca, Keith podniósł się do łokci a jego siła prawie całkowicie zmalała. W uszach dzwoniło, a serce waliło mu dziko w piersi.
- Dlaczego? - zapytał.
Umysł podpowiedział mu jednak że nie stał się ofiarą strażników ulicznych, gdyż w owej grupie byli zarówno mężczyźni jak i kobiety, lecz nie pojmował powodów dla których chcieli go udusić. Po jego pytaniu zapanowała cisza. Mężczyzna, zakrył twarz rękami. Jego konwulsyjne ciało i krzyki agonii zwróciły na niego uwagę całej grupy. Promień światła został przesunięty tak, że leżał w słabym, zewnętrznym kręgu światła. Przez moment fragmenty z jego przeszłości przemknęły mu przez umysł. Całe jego życie przeleciało mu przed oczami tuż przed śmiercią. Widział Mariannę taką, jaka była tego dnia w magazynie w Archiwum, jej mundur był rozpięty tak, że gładkie, aksamitne sutki jej piersi były dla niego dostępne. Znowu poczuł strach po ich nielegalnym spotkaniu i na nowo przeżył ucieczkę przed strażnikami ulicznymi oraz ukrycie się w opuszczonym metrze. Wszystko to przemknęło mu przez głowę w ciągu kilku sekund, zanim udało mu się uwolnić od kata. Kobieta wyszła z kręgu obserwatorów i pochyliła się nad umęczonym napastnikiem. Jej głowa była odwrócona, więc Keith mógł dostrzec jedynie jej plecy. Uderzyła go skrajna kruchość jej ciała. Chwyciła dłonie mężczyzny i próbowała odepchnąć je od jego twarzy.
- Pozwól że ci pomogę! - rzekła.
"Uciekaj" - pomyślał Keith i rozejrzał się szukając drogi ucieczki. Betonowa platforma na której leżał, znajdowała się zaledwie kilka cali od czarnej dziury, którą wziął za dół pod tory kolejowe. Gdyby nagle potoczył się w jej kierunku i mógł wylądować na nogach, mógłby zaryzykować przebiegnięcie po torach w ciemności. Kimkolwiek bowiem byli napastnicy, mieli światło i przewyższali go liczebnie. Jego szansa na ucieczkę była zatem nikła, ale musiał ją podjąć. Przetoczył się szybko na lewy bok i poczuł jak jego ciało rzuca się w dół. Jego stopy opadły gotowe do biegu w kontakcie z twardą ziemią. Cała nadzieja zniknęła jednak, gdy wślizgnął się w błoto, które wessało mu stopy i kostki i pociągnął go w dół aż po kolana. Walka była bezużyteczna. Stał teraz bezradnie, gdy promień światła padał na jego twarz.
- Zabij go! - histerycznie krzyknęła kobieta.
Jego głowa znajdowała się na poziomie platformy, a kiedy członkowie grupy ruszyli naprzód w kierunku krawędzi, zauważył, że wpatruje się na ich buty, obliczając że było ich siedmiu - dwie kobiety i pięciu mężczyzn. Jego spojrzenie spoczęło na czarnych butach które rozpoznał, gdy oczy kobiety i jego oczy ponownie razem się spotkały. W jego oczach była błagalna prośba, choć sam nic nie rzekł.
- Zabij go - powtórzyła kobieta.
Po cienkich nogach jak zapałki wiedział, że była kobiet, która pochyliła się nad stojącym nieopodal mężczyzną. Blask światła mignął lekko, w chwili gdy mężczyzna szukał w ubraniu jakiegoś przedmiotu. Przedmiotem był rewolwer. Gdy go wyjął, wycelował lufę w jego głowę, a wtedy blask światła latarek błysnął po metalu. Keith zamknął oczy i się nie poruszył. Jego usta drżały lekko i czuł że kolana mu się uginają. Zapewne runąłby na ziemię, gdyby nie otaczające go błoto. Był świadomy zimna i bicia swojego serca. Pomyślał sobie że oba te problemy już wkrótce całkowicie przestaną go niepokoić.
- Nie, czekaj! - był to głos kobiety w czerwieni, niski, gardłowy głos zabarwiony niewątpliwym współczuciem. - Nie zabijaj go - powiedziała.
Keith otworzył oczy i spojrzał na nią przez słabe odbicie światła latarki. Do jego głowy zaczęła powracać nadzieja.
- Jest silny - kontynuowała. - Możemy go wykorzystać.
- A co, jeśli on jest szpiegiem? - zapytał jeden z mężczyzn.
- Wysłanie mężczyzny byłoby dla nich nie do pomyślenia - odrzekła kobieta w czerwieni.
- Mogli uczynić wyjątek, aby schwytać całą naszą grupę - kontynuował mężczyzna.
- To prawda - zgodziła się podekscytowana starsza kobieta. - Jestem za tym żeby go zabić!
- Nie! - kobieta w czerwieni nie ustępowała.
Chociaż Keith nie widział wyraźnie jej twarzy, był świadomy jej spojrzenia wpatrzonego w jego osobę.
- Zatrzymamy go do jutra - powiedziała. - Jeśli naprawdę jest poszukiwany przez feministki, otrzyma nagrodę.
- A jeśli nie? - zapytała starsza kobieta.
- Wtedy go zabijemy.
Na platformie zapanowała przez kilka sekund grobowa cisza; cisza, w której Keith ponownie usłyszał dźwięk deszczu wlewającego się przez otwory wentylacyjne metra. Coś pluskało w pobliskiej wodzie, po piskach uznał że to szczur. Nie mógł jednak nic powiedzieć na swoją obronę; błaganie byłoby bezużyteczne. Musiał tylko czekać aż najważniejsza decyzja co do jego życia i śmierci zostanie podjęta przez grupę. Decyzja została ogłoszona jednym słowem.
- Zgoda! - powiedział mężczyzna z bronią. - Gdybyśmy go teraz zabili, nie bylibyśmy lepsi od tych, z którymi walczymy. - Pistolet został wyciągnięty z kręgu światła i wrócił do jego kieszeni.
Keith poczuł ogarniającą go ulgę. Był jednak świadomy nagłego odpływu własnych sił i całkowitego wyczerpania, a jego głowa opadła na klatkę piersiową. Nie tylko zdołał uciec żołnierzom i strażniczkom ulicznym, ale także uniknął smutnego losu zaplanowanego dla niego przez tę dziwną grupę mieszkańców metra. Nim całkowicie stracił przytomność, poczuł jak silne ramiona wyciągają go z błota w którym stał.
A TAK SIĘ BAWIĄ W CHICAGO
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz