CZYLI PO CO SĄ ŚWIĘTA
BOŻEGO NARODZENIA?
Czas ucieka rok za rokiem, nadchodzą kolejne święta i znów ludzkie myśli biegną wokół realizacji codziennych, zwykłych spraw. Pomimo pandemii Covid-19 i tego wszystkiego, co wiąże się z podtrzymywaniem (ponadnarodowego) wzmożenia (graniczącego wręcz z paniką) z tym związanego, ludzie chcą żyć normalnie, pragną jak najszybciej powrócić do swego codziennego, naturalnego trybu życia. To oczywiście napawa optymizmem, ale należy też pamiętać, że powrót do normalności wcale nie będzie łatwy, gdyż są pewne siły na tym świecie, które nie chcą już żadnej normalności ani też powrotu do tego co było, gdyż planują stworzyć nam "nową normalność" która ani z normalnością ani tym bardziej z wolnością nie będzie miała już nic wspólnego.
Rok 2020 właśnie się kończy. Był to rok dosyć ciekawy i dający wiele do myślenia. Na przykład w USA odbyły się wybory prezydenckie i na tym w zasadzie można by było poprzestać, gdyż właśnie te wybory pokazały jak w praktyce ma wyglądać owa projektowana dla nas po-pandemiczna "nowa normalność". Otóż wybory te wygrał Donald Trump, a prezydentem zostanie Joe Biden. Zdziwieni? Takiego numeru jeszcze nie grali, a okazuje się że można, wszystko można i nie ma żadnego znaczenia kto na kogo głosuje, znaczenie ma jedynie to (jak mawiał batiuszka Stalin) kto liczy i kontroluje głosy. Można to oczywiście obśmiać na zasadzie że gdy dwóch kandydatów startuje w wyborach, a jednemu co chwila ciężarówkami dowożą do lokali wyborczych nowe głosy, to ten drugi choćby stanął na rzęsach i zrobił salto w powietrzu to nie ma żadnych szans na zwycięstwo. Zresztą było to widać już podczas kampanii wyborczej i owych debat, gdy Biden przemawiał do pustych aut i sprawiał wrażenia człowieka któremu zależy tylko na tym, aby jak najszybciej skończyć i iść spać. Nie było w nim żadnej niepewności co do ewentualnej przegranej, nie było obawy iż mógłby te wybory przegrać. A to oznacza że wybory te były już w góry ustalone i jedynie należało "dograć" kwestie techniczne podczas "liczenia głosów". Ktoś jednak powie - jak to, przecież nawet Sąd Najwyższy nie dopatrzył się uchybień podczas głosowania i liczenia głosów, więc o żadnych wyborczych fałszerstwach nie może być mowy. Sytuacja jednak nie wygląda tak cukierkowo, jak się nam to próbuje sprzedać w mainstreamowych mediach. Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych nawet nie podjął się próby rozpatrzenia skarg wyborczych, gdyż zdano sobie doskonale sprawę, iż fałszerstwa były podejmowane (co najmniej w trzech stanach) na masową wręcz skalę i nie dotyczyły jakichś poszczególnych uchybień z jakimi można mieć do czynienia podczas każdych wyborów. Gdyby więc Sąd Najwyższy USA podjął się rozpatrzenia tych skarg, musiałby unieważnić wybory w kilku stanach, a to oznaczałoby ni mniej nie więcej a prawdziwą... kompromitację USA w skali międzynarodowej. Dokładnie oznaczałoby to, iż Stany Zjednoczone jako kraj nie są w stanie nie tylko przeprowadzić na własnym terytorium uczciwych wyborów i zapewnić ich pełną transparentność, ale również pokazałoby to, iż amerykański system polityczny jest do cna zdegenerowany, przeżarty korupcją i całkowicie oderwany od problemów i oczekiwań obywateli. Tego oczywiście Sąd Najwyższy przyznać nie mógł, dlatego też odmówił rozpatrzenia skarg wyborczych i tym sposobem "śpiący Joe" - choć wybory przegrał - to został nowym, 46 prezydentem USA. Tak więc aby publicznie nie skompromitować i tak już skompromitowanego kraju jakim są Stany Zjednoczone Ameryki i nie podważyć i tak już leżącego zaufania własnych obywateli do amerykańskiego systemu politycznego i tamtejszej "demokracji" - należało uczynić wszystko, aby uznać wyborcze fałszerstwa za coś naturalnego i dalej tematu nie drążyć. Wygrał ten, co i tak miał wygrać, gdyż wspierał go prawie cały amerykański establishment polityczny (w tym spora część republikanów), a ten "buc" który miał przegrać, przegrał. Więc o co chodzi? Czy koś ma jeszcze jakieś pytania? Je...o to je...o, na h...j drążyć temat - oto "nowa normalność!"
Unia Europejska pragnie zmienić się w superpaństwo kontrolowane z Berlina Brukseli. Trudno się temu dziwić, gdyż w jakim kierunku zmierza Unia, było wiadome co najmniej od połowy lat 80-tych XX wieku (należy jednak pamiętać że wówczas Unia jeszcze nie istniała. Istniały zaś Wspólnoty Europejskie - które po traktacie z Maastricht z 1992 r., co to wszedł w życie 1 listopada 1993 r. - zmieniły się we Wspólnotę Europejską a dopiero ta w traktacie z Lizbony z grudnia 2007 r., który w życie wszedł 1 grudnia 2009 r. ostatecznie zmieniła się w dzisiejszą Unię Europejską). Unia również jest elementem tworzonej na naszych oczach "nowej normalności", której podstawową zasadą jest odejście od demokracji i powstanie ponadnarodowych struktur, istniejących poza jakąkolwiek kontrolą społeczeństw krajów wchodzących w ich skład. Czy obywatele państw Unii mają jakikolwiek wpływ na wybór i politykę Komisji Europejskiej? (na której czele notabene stoją komisarze - tak samo jak to było w Związku Sowieckim), Parlament Europejski zaś (i tak opanowany przez marksistów) jest jedynie swoistym dodatkiem, pozbawionym realnego znaczenia i wpływu politycznego na rozwój kierunku tej organizacji (istnieje jedynie po to, aby dać ludziom wrażenie że w Unii Europejskiej istnieje jeszcze jakaś forma szczątkowej demokracji). Cel jest jasny - stworzenie zjednoczonego i ściśle kontrolowanego z centrum (Berlin, Frankfurt, Bruksela, ewentualnie Paryż) totalitarnego superpaństwa, zbudowanego na totalnej inwigilacji, kontroli oraz nagrodach i karach dla całej reszty europejskiego prekariatu (czyli zwykłych obywateli państw należących do Unii). Na razie odpuszczę sobie ten temat, choć bez wątpienia jeszcze do niego powrócę, gdyż jakakolwiek próba stworzenia marksistowskiego superpaństwa (owe "wartości" europejskie o których tak często się mówi, to są właśnie wartości żywcem wyjęte z "Manuskryptów paryskich" Karola Marksa z 1844 r. twórczo potem rozwijane przez jego następców) musi się spotkać ze zdecydowanym sprzeciwem każdego, miłującego wolność człowieka. Należy więc głośno o tym mówić i przypominać ludziom o niebezpieczeństwie, gdyż mainstream pragnie nas uśpić i doprowadzić do tego, aby "nowa normalność" stała się faktem akceptowanym przez zdecydowaną większość społeczeństw.
Dosyć jednak tych smętów. Oto bowiem nadchodzą kolejne święta a wraz z nimi powinna w nasze serca wlać się miast "nowej normalności" Nowa Nadzieja. Pamiętajmy bowiem że oto nadchodzi czas niezwykły, czas który jest symbolem Radości, Szczęścia i przede wszystkim Nadziei. Oto kolejny raz rodzi się nam Mistrz, który podobnie jak dwa tysiące lat temu - przynosi ludzkości proste i jasne przesłanie: "Nie lękajcie się!" Na świat przychodzi Niebieskie Dziecię - Zbawiciel, który dwa tysiące lat temu położył kres barbarzyństwu i odhumanizowanej dzikości antyku, dziś zaś to samo Niebiańskie Dziecię stoi w kontrze przed antyludzką ideologią marksizmu. Jeśli tylko będziemy mieli wiarę w sens i możliwość podjęcia walki ze złem wówczas nic nie może nam stanąć na przeszkodzie (a marksizm - który spłodził bardzo wiele swych "czerwi" w postaci bolszewizmu, nazizmu, ideologii gender, lgbt, feminizmu, ekologizmu - jest poważną siłą. Wydaje mi się jednak - a wręcz jestem tego pewien - że sam marksizm wcale nie jest najgorszą siłą, z jaką przyjdzie nam się zmierzyć, gdyż istnieje większa i znacznie potężniejsza siła, która to sama marksizm zrodziła. Tą siłą jest... satanizm! I nie mam tutaj na myśli powstających od czasu do czasu w niektórych rejonach świata "kościołów szatana" czy tworzącej się religii tego typu. To są zabawy "głupców w piaskownicy", a prawdziwy satanizm ZAWSZE pozostaje w cieniu i nigdy nie stara się publicznie ukazywać swej prawdziwej natury. Prawdziwy satanizm posługuje się właśnie takimi narzędziami jak marksizm, feminizm czy gender, rozsiewając przy tym niszczące zarodki i pozwala im wzrastać. To jest właśnie prawdziwe niebezpieczeństwo. Zresztą należy też pamiętać że Karol Marks był satanistą do którego żona zwracała się jak do swego "wielkiego mistrza"). Pamiętajmy też że jesteśmy "dziećmi Gwiazd" i sądzę że już wkrótce (choć może jeszcze nie w 2021 r.) poznamy przynajmniej część prawdy o naszym pochodzeniu, oraz o tym że "obcy" są wśród nas od wieków i byli twórcami nie tylko szeregu cywilizacji, ale i religii.
To tyle, teraz chciałbym abyśmy pamiętali że zbliżające się święta to nie jest czas konsumpcji i oczekiwania na grubasa jadącego na saniach z workiem prezentów, tylko radosny czas narodzin Nadziei, jaka objawiła się ludzkości w betlejemskim żłóbku dwa tysiące lat temu. Zbawiciel przyszedł na świat nie w pałacach królewskich ani w willach wielmożów, narodził się wśród prostego ludu, wśród najbardziej poniżanych i niszczonych ludzkich grup społecznych. A swymi narodzinami przyniósł nam Nadzieję, zaś poprzez swą męczeńską Śmierć na krzyżu i Zmartwychwstanie - wprowadził nas w Nową Erę, którą to obecnie pewne (niecne) siły próbują zakończyć, cofając nas być może nawet dalej niż do mroków przedchrześcijańskiego antyku. Warto więc odpowiedzieć sobie na pytanie, po co właściwie są owe święta Bożego Narodzenia? I najlepszą na tak postawione pytanie odpowiedzią, będą słowa księdza Jana Twardowskiego:
"Dlaczego jest święto Bożego Narodzenia?
Dlaczego wpatrujemy się w gwiazdę na niebie?
Dlaczego śpiewamy kolędy?
Dlatego, aby uczyć się miłości od Jezusa Chrystusa.
Dlatego, aby podawać sobie ręce.
Dlatego, żeby uśmiechać się do siebie
i dlatego, aby sobie przebaczać"
"Nie było miejsca dla Ciebie, w Betlejem w żadnej gospodzie.
I narodziłeś się Jezu, w stajni, w ubóstwie i chłodzie.
Nie było miejsca choć zszedłeś, jako Zbawiciel na Ziemię,
by wyrwać z czarta niewoli, nieszczęsne Adama plemię.
Nie było miejsca choć chciałeś, ludzkość przytulić do łona
i podać z krzyża grzesznikom, Zbawcze, skrwawione ramiona.
Nie było miejsca choć zszedłeś, ogień miłości zapalić.
I przez swą mękę najdroższą, świat od zagłady ocalić.
Gdy liszki mają swe jamy, i ptaszki swoje gniazdeczka,
dla Ciebie brakło gospody, Tyś musiał szukać żłóbeczka.
A dzisiaj czemu wśród ludzi, tyle łez, jęku, katuszy?
Bo nie ma miejsca dla Ciebie, w niejednej ludzkiej duszy!"
ZDROWYCH, POGODNYCH,
WESOŁYCH, RODZINNYCH
ŚWIĄT BOŻEGO NARODZENIA
MOJA ULUBIONA KOLĘDA
"BÓG SIĘ RODZI"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz