Stron

niedziela, 31 stycznia 2021

CIOS W SERCE

CZYLI JAK TO W XV WIEKU 

PLANOWANO WYMORDOWAĆ 

CAŁĄ DYNASTIĘ JAGIELLONÓW

 
 

 
 
 "PRZY OSŁABIENIU WŁADZY KRÓLEWSKIEJ, A WZROŚCIE DOMOWEJ SZCZĘŚLIWOŚCI, UPOWSZECHNIŁO SIĘ MIĘDZY NIMI ŻYCIE WOLNE, ROZPUSTNE"

TEODOR MORAWSKI
 
 
 
 
 
 Wydarzenie o którym pragnę wspomnieć, jest już praktycznie całkowicie zapomniane w świadomości historycznej Polaków (jeśli w ogóle kiedykolwiek było ono znane), choć sprawa przecież jest ważka i niebagatelna - chodzi bowiem o próbę zamachu, który miał doprowadzić do... wymordowania całego królewskiego rodu Jagiellonów (prócz królowej-małżonki, którą zamachowcy planowali osadzić w lochu). Mimo to owo wydarzenie jest traktowane w sposób całkowicie marginalny i zasługujący wręcz na kilka zaledwie słów jako swoisty dodatek przy opisie bardziej kluczowych (dla autorów) wydarzeń XV stulecia. Temat ten jest więc marginalizowany i uważany za mało interesujący (zapewne dlatego, że się nie powiódł), należy jednak pamiętać że gdyby zamachowcom udało się doprowadzić swój plan do końca i nic nie stanęło na przeszkodzie jego realizacji - diametralnie zmieniłoby się oblicze całej Europy, a przynajmniej tej środkowo-wschodniej i południowo-wschodniej jej części. W literaturze historycznej niewiele na ten temat można znaleźć i jeśli chce się ten temat nieco naświetlić, należy intensywnie poszperać w źródłach i poszukać dodatkowych informacji, które oficjalnie są pomijane, a które jednak miały kluczowe znaczenie dla niepowodzenia owego zamachu. I tutaj znów dochodzimy do pytania - czy czynnik ludzki jest determinantem dziejów i czy człowiek (jako jednostka) może mieć kluczowy wpływ na rozwój wypadków, czy też jest jedynie elementem dziejowych wydarzeń, całkowicie od niego niezależnych, pod które on sam może się jedynie "podpiąć". Ja osobiście uważam że człowiek jest determinantem dziejów, a jego pomijanie i marginalizowanie wydaje mi się całkowicie nieuzasadnione. Czy bowiem Aleksander Wielki lub Juliusz Cezar byli tylko pionkami na szachownicy dziejów, czy też realnymi ich kreatorami? Przecież mieli ogromny wpływ na losy milionów ludzi, którzy od nich to właśnie wywodzili koniec i początek dziejów. To ich decyzje były kluczowe dla życia i bezpieczeństwa ówcześnie żyjących - gdyby bowiem Cezar przeczytał pismo, jakie zostało mu doręczone nim wszedł do budynku teatru Pompejusza (w którym wówczas obradował senat), informujące go o spisku senatorów i planie zamachu na jego życie - historia z pewnością potoczyłaby się zupełnie inaczej. Czy lepiej, czy też gorzej - tego nie wiemy, ale z pewnością inaczej. A co by się stało, gdyby Aleksander Wielki dożył późnej starości? Jak wówczas zmieniłaby się historia świata? (planował on bowiem podbój całej Italii oraz Kartaginy i dojście do Słupów Heraklesa, czyli Cieśniny Gibraltarskiej). Czy Rzym przetrwałby ze swoją Republiką i potrafił zbudować Imperium jakie znamy z historii, czy też cały świat w średniowieczu mówiłby po grecku (a przynajmniej greka zastąpiłaby łacinę jako międzynarodowy język dyplomacji, nauki i religii). Dlatego też uważam, że człowiek jest determinantem dziejów (co oczywiście nie oznacza, że dzieje te nie muszą być ściśle określone - ale to już zupełnie inna kwestia), a wybitna jednostka może zmienić losy świata za sprawą prozaicznych sytuacji z życia wziętych.
 
I oto też właśnie będzie chodziło w tej historii, gdyż to za sprawą jednego człowieka, który (przez przypadek) odkrył plany zamachowców, cała próba mordu rodziny królewskiej zakończyła się całkowitym fiaskiem. Jednak przejdźmy do konkretów aby już dłużej nie operować ogólnikami. Otóż rzecz miała miejsce za panowania króla Kazimierza IV Jagiellończyka - syna Władysława II Jagiełły (założyciela dynastii Jagiellonów) i Zofii (Sonki) Holszańskiej. Czasy panowania tego władcy, to okres ogromnego wzrostu i umocnienia się Królestwa Polskiego oraz samej dynastii Jagiellonów, która wówczas zasiadała na trzech tronach europejskich (Polska, Węgry, Czechy) oraz wielkoksiążęcym stolcu litewskim. Biorąc zaś pod uwagę ówczesną rozległość owych krajów, należałoby stwierdzić że Jagiellonowie panowali od wrót Moskwy na wschodzie, granic dzisiejszej Łotwy na północy, do Dunaju na południu i granic Austrii, Saksonii i Bawarii na zachodzie. Były to więc ogromne tereny, znacznie większe, niż liczyło ówczesne Imperium Osmańskie. Oczywiście ów zamach dotyczyć miał jedynie członków polsko-litewskiej linii, ale była to linia główna i po jej upadku Jagiellonowie w zasadzie przestaliby pełnić większą rolę w Europie. Trzeba jednak sobie też uczciwie powiedzieć, że druga połowa XV wieku, to był czas wielkich zmian i to zarówno w polityce, jak i w kulturze czy też nauce. Renesans coraz silniej zaczął wkraczać w życie ludzi, następowało zafascynowanie antykiem (także z wieloma negatywnymi tego skutkami). W Polityce zaś państw naszego regionu, do roli coraz poważniejszych wyzwań wzrosły Imperium Osmańskie, Tatarzy i Moskwa, traciły zaś swe znaczenie dotychczasowe potęgi - Zakon Krzyżacki, Czechy i Węgry. W tych zmieniających się realiach upadającego świata średniowiecza (z jego lennami, tradycją rycerską i jedną wspólną religią) musiała się jakoś odnaleźć ówczesna Polska wraz z Litwą, nad którymi to właśnie panował Kazimierz Jagiellończyk. Nie było to wcale zadanie łatwe, gdyż oznaczało zmianę pierwotnych wektorów i przestawienie nie tylko polityczne i militarne, ale przede wszystkim mentalne. Dla Polaków żyjących w drugiej połowie XV wieku, Moskwa, Tatarzy czy Turcy to jeszcze mimo wszystko były pojęcia dość abstrakcyjne, związane z jakimiś odległymi, dzikimi i pogańskimi ludami. Litwini już jednak mogli bezpośrednio doświadczyć wzrostu potęgi tych ludów, szczególnie że w przypadku np. takich Tatarów to ataki na Wielkie Księstwo powtarzały się cyklicznie, praktycznie co roku. 
 
Można sobie wyobrazić życie ludzi w zagrożeniu ciągłym najazdem, porwaniem, niewolą. Jak trzeba było żyć i funkcjonować na tych ziemiach, skoro miało się świadomość, że wiosną znów nadejdą Tatarzy i wszystko zniszczą, a ludność uprowadzą w jasyr? Tym bardziej że południe Wielkiego Księstwa, począwszy od Morza Czarnego, Odessy i granic z Chanatem Krymskim, to były ziemie niezaludnione, porosłe gęstymi lasami pełnymi dzikiego zwierza i grasujących tam band zbójców. Tak więc każdy, kto przemierzał te tereny (jak na przykład wenecki poseł Ambroży Contarini w 1474 r.) musiał mieć nie lada odwagę, widząc kraj "tak przerażająco pusty, bez osad, wsi, warowni, ziemie lesiste, pełne zbójów", a dotarcie do pierwszego drewnianego miasta na tym szlaku Zwinogródka, Bracławia, Winnicy, Czerkas, Kaniowa czy Żytomierza było świętowane wręcz jako wybawienie ze sporych kłopotów i świadectwo bożej pomyślności (właśnie dlatego ziemie te zwano Dzikimi Polami). Czy można się dziwić, iż w takich warunkach czambuły tatarskie swobodnie podchodziły pod Kijów, Lwów a nawet Przemyśl, bezlitośnie grabiąc całą okolicę a ludność uprowadzając w jasyr (potem ci ludzie byli sprzedawani na targach niewolników w Bakczysaraju, Synopie, Konstantynopolu, a popyt na nich był zawsze, gdyż Turcy szczególnie lubowali się w białolicych i blondwłosych niewiastach i młodych mężczyznach). Moskwa wcale nie postępowała inaczej, grabiąc okoliczne ziemie litewskie, a ludność tych terenów przesiedlając w głąb państwa moskiewskiego. W tym samym czasie Polacy żyli w niczym nieskrępowanej swobodzie. Wojen z Czechami, Węgrami czy Zakonem Krzyżackim już (prawie) wówczas nie toczono (a jeżeli już, to były to krótkotrwałe zatargi pomiędzy pretendentami do korony, lub też kwestie ambicjonalne władców o wpływy na danych terenach), a na granicach panował niczym niezmącony pokój i jedynie od czasu do czasu napływały wiadomości o kolejnych atakach Tatarów lub Moskwy na Wielkie Księstwo Litewskie, Podole czy Ruś Halicką. Organizowano więc ochotnicze oddziały rycerskie wspomagające Litwinów i Rusinów w ich walkach z najeźdźcami i tyle - poza tym panował w Koronie całkowity spokój, a kraj dalej rozwijał się gospodarczo (a po odzyskaniu dostępu do Morza Bałtyckiego w 1466 r.), handlującym z resztą Europy takimi towarami jak: zboże, sól czy ołów (były to najważniejsze produkty eksportowe Królestwa Polskiego w XV wieku i później zresztą też, czasami jeszcze dochodziło do tego złoto i srebro, choć już nie w takich ilościach jak w wiekach wcześniejszych).
 
 
 
 
Król Kazimierz IV Jagiellończyk, był ojcem wielu synów i córek, łącznie miał ich trzynaścioro (6 synów i 7 córek) i wszystkie spłodził z jedną kobietą, swą małżonką, królową Elżbietą Habsburg (zwaną też Rakuszanką). Była to niezwykle płodna kobieta (rodziła dzieci praktycznie rok w rok), która jednak nie odznaczała się zbytnią urodą i gdy Kazimierz ujrzał ją po raz pierwszy - nie był zadowolony z takiej kandydatki na żonę (a Elżbieta zaczęła nawet obawiać się zerwania zaręczyn, co w jej sytuacji - miała już 18 lat i wciąż żadnego kandydata na męża - nie było perspektywą optymistyczną, gdyż zostanie "starą panną" było najgorszym możliwym wyjściem dla ówczesnych kobiet, dlatego też matki tych dziewcząt, które nie znalazły adoratorów, celowo... sprzedawały je np. Tatarom, aby przynajmniej w haremie chana czy sułtana owe niewiasty znalazły dla siebie jakieś miejsce i przyszłość). Mimo to małżeństwo Kazimierza i Elżbiety było szczęśliwe i przeżyli ze sobą łącznie w zgodzie i zapewne w miłości - 38 lat. Kazimierz był wiernym mężem (raz tylko, w 1461 r. wdał się w krótkotrwały "romans" z przybyłą na dwór krakowski księżniczką Zofią, żoną syna i następcy księcia pomorskiego Ottona III - Eryka. Księżniczka ta zrobiła na Kazimierzu ogromne wrażenie i choć do romansu sensu stricte nie doszło - dlatego wziąłem go w cudzysłów - to, jak zanotował Długosz: "Powiadają, że król rozmyślał nieraz o jej wdziękach i dowcipie". Ponoć również narzekał na swój los, iż jest już żonaty, gdyż z chęcią poślubiłby Zofię. Nie wiadomo jak wizyta tej księżniczki wpłynęła na zachowanie królowej Elżbiety, ale można się domyślać że nie była z tego zadowolona). Elżbieta również całe życie pozostała wierna swemu mężowi. Pomimo braku oszałamiającej urody (jaką cieszyła się ponoć księżniczka Zofia) królowa Elżbieta odznaczała się innymi przymiotami. Cieszyła się bardzo dobrym zdrowiem (rzadko chorowała) i wykształceniem (znała łacinę, język niemiecki, włoski, węgierski i francuski, natomiast języka polskiego uczyła się od chwili przybycia do Polski i swej koronacji na królową - 10 lutego 1454 r. i choć zajęło jej to kilka ładnych lat, ostatecznie opanowała również i ten język, mimo iż całe życie mówiła z wyraźnym, niemieckim akcentem. Poza tym poznała wiadomości z zakresu historii, geografii i teologii, a także korespondowała ze swym nauczycielem i przyjacielem z czasów dzieciństwa, znanym europejskim humanistą - Eneaszem Sylwiuszem Piccolominim, również wtedy, gdy ten w 1458 r. został wybrany na papieża pod imieniem Piusa II). 
 
Królowa Elżbieta miała jednak pewną widoczną wadę i nie była nią jej uroda. Otóż była ona przekonana o wyjątkowości (wręcz boskości) pochodzenia królów i książąt, a przez to była wyjątkowo dumna i wyniosła dla ludzi niedorównujących jej urodzeniem. Lubiła siebie określać jako "wnuczkę cesarza (Zygmunta Luksemburskiego), córkę, siostrę i żonę królów". Z pogardą odnosiła się do mieszczan i gminu i to w tak wyniosły sposób, że Jan Długosz zapisał w swych "Rocznikach, czyli kronikach sławnego Królestwa Polskiego", iż nie pamiętała, że: "nie inaczej niż inni ludzie, monarchowie także powstali z błota". Była natomiast osobą głębokiej wiary i to głównie łączyło ją z jej poddanymi, którym nie szczędziła opieki w imię chrześcijańskiego miłosierdzia i Chrystusowej wiary. Bardzo dbała też o wszystkie swoje dzieci i pragnęła znaleźć im (szczególnie córkom) jak najlepszych kandydatów na małżonków (gdy w kwietniu 1468 r. na Wawel zjechał poseł króla Węgier - Macieja I Hunyadiego, zwanego Korwinem, syna znanego węgierskiego wielmoży i wielokrotnego pogromcy Turków Jana Hunyadiego, który zdobył tron Węgier po śmierci (1457 r.) brata królowej Elżbiety, Władysława II Habsburga, zwanego Pogrobowcem - z propozycją potrójnego polsko-węgiersko-czeskiego aliansu, w wyniku którego po śmierci króla Czech - Jerzego z Podiebradów tron ten miał przypaść Jagiellonom, a zyskiem Macieja Korwina byłoby małżeństwo z królewną Jadwigą, córką Kazimierza i Elżbiety, ta gwałtownie zaprotestowała, twierdząc że nigdy nie zgodzi się na to małżeństwo, gdyż, jak twierdziła: "Maciej to chłop, pies, Wołoch, nie godzien jej". Elżbieta wierzyła bowiem, że Maciej przyczynił się do śmierci jej brata, darowując mu zatrute jabłko poprzez żonę króla Czech - Jerzego z Podiebradów, którego również nienawidziła. Faktem jest że Władysław Pogrobowiec zmarł w młodym wieku, zaledwie 17 lat i nie zdążył nawet się ożenić, a jadąca do niego na ślub wybranka, francuska królewna - Magdalena, na wieść o zgonie narzeczonego, musiała zawrócić do swego kraju, potem poślubiła Gastona, hrabiego de Foix). Najbardziej jednak ze wszystkich swoich dzieci, królowa Elżbieta kochała Jana Albrechta (zwanego też Olbrachtem), który po śmierci ojca w 1492 r. został nowym królem Polski. Inni jej synowie - najstarszy Władysław (został królem Czech w 1471 r. a Węgier w 1490 r.), Aleksander (wybrany po śmierci ojca wielkim księciem Litwy w 1492 r. przez tamtejszych bojarów, bez porozumienia z Polakami, co też oznaczało realnie zerwanie unii personalnej z Koroną) i najmłodszy Fryderyk (biskup krakowski, a od kwietnia 1493 r. również arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski, co oznaczało że podczas nieobecności brata w kraju sprawował funkcję wicekróla) otrzymali własne trony i godności (dwaj pozostali bracia, czyli: Kazimierz - który zmarł w młodym wieku 25 lat jako spodziewany następca tronu w marcu 1484 r., oraz Zygmunt - został królem po bezdzietnej śmierci dwóch starszych braci Jana Olbrachta i Aleksandra w 1506 r., dlatego też zwano go "Starym". Był on przedostatnim władcą Polski i Litwy z dynastii Jagiellonów, mężem włoskiej księżniczki Bony Sforzy i ojcem Zygmunta II Augusta. Natomiast syn i następca króla Czech i Węgier - Władysława II, Ludwik II Jagiellończyk zginął w bitwie z Turkami sułtana Sulejmana Wspaniałego pod Mohaczem w 1526 r. i tak władztwo Jagiellonów na tych ziemiach przeszło w ręce Habsburgów, Turków i lokalnych węgierskich możnowładców z Siedmiogrodu).
 
 

 
Tak oto dynastia Jagiellonów znacznie obrodziła - choć od swych początków nie miała zapewnionego przetrwania, jako że jej założyciel Władysław II Jagiełło doczekał się jednie córki - księżniczki Jadwigi, która jednak zmarła w młodym wieku 23 lat, w grudniu 1431 r. Ów monarcha doczekał się synów w bardzo późnym wieku, gdy już nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek jeszcze będzie miał potomków. Pierwszy syn Jagiełły - Władysław III Warneńczyk, urodził się gdy miał on już 70 lat w 1424 r., drugi zaś - Kazimierz IV Jagiellończyk przyszedł na świat trzy lat później. Władysław Jagiełło był więc starcem gdy został ojcem, a mimo to (według ówczesnych kronikarzy) wciąż jeszcze odznaczał się dość dużą energią życiową. Jego czwarta małżonka - królowa Zofia (Sonka) z litewskiego rodu Holszańskich z Oszmian (namiestników Kijowa i Nowogrodu Wielkiego), była od niego młodsza o ponad 50 lat i w chwili ślubu (1422 r.) mogła być jego wnuczką. Dynastia Jagiellonów przetrwała dzięki niej, a następnie dzięki jej synowej - Elżbiecie Habsburg (Rakuszance), która ze względu na swą płodność, jest nazywana "matką królów" (stosunki między teściową a synową układały się dość dobrze, tym bardziej że Elżbieta była wyciszona i uległa w stosunku do Sonki. Po ślubie i koronacji Elżbiety w 1454 r. królowa-matka przeniosła się ze swych dotychczasowych apartamentów na Wawelu, do "Palatium Reginae Antiquae" - czyli "Pałacu Starej Królowej". Mimo to obie królowe często się odwiedzały, a nawet razem podróżowały po kraju. W dzień zaślubin i koronacji Elżbiety 10 lutego 1454 r. gdy pogoda nie dopisała i padał siarczysty deszcz - a strój Kazimierza ze złotogłowiu przemókł do suchej nitki - Sonka zaprosiła Elżbietę do swego powozu, podobnie jak trzydzieści lat wcześniej, podczas własnej koronacji - zabrała ona do powozu babkę Elżbiety - Barbarę Cyllejską (słynącą z tego, że uwielbiała towarzystwo mężczyzn, szczególnie młodych i przystojnych, co też rodziło plotki na temat jej seksualnego temperamentu i małżeńskiej wierności względem cesarza Zygmunta Luksemburskiego, którego ponoć Barbara chciała nawet otruć, aby wyjść za mąż za znacznie młodszego od siebie księcia). Dzięki tym dwóm kobietom (Sonka zmarła w 1461 r. w wieku ok. 56 lat) dynastia Jagiellonów przetrwała i znacznie się rozrodziła, choć ostatecznie w XVI wieku i tak jej ostatnim przedstawicielem był Zygmunt II August. Jego matka, królowa Bona Sforza poroniła drugiego syna - Olbrachta podczas owego feralnego polowania w Niepołomicach (wrzesień 1527 r.) gdy królową zaatakował rozjuszony niedźwiedź.
 
 

 
Nie byłoby jednak tego rozrostu dynastii, gdyby powiódł się ów projektowany zamach na rodzinę królewską, który miał doprowadzić do jej unicestwienia. Rzecz ta wydarzyła się w kwietniu 1481 r. w Kijowie, a przynajmniej to tam właśnie miało dojść do fizycznej likwidacji dynastii Jagiellonów. Warto jednak przytoczyć kontekst tej sprawy, bowiem zamachy (czy też nienawiści) nie rodzą się przecież z niczego i zawsze istnieć musi jakieś podłoże, jakiś powód do podjęcia tak radykalnych kroków. Wielkie Księstwo Litewskie było państwem ogromnym, panującym nad wielkimi połaciami Wschodniej Europy, ale też realnie słabym i to zarówno militarnie, jak i ekonomicznie. Dlatego też doszło do zawarcia unii z Polską, bowiem sama Litwa nie miała najmniejszych szans przetrwać w konfrontacji z potęgą Zakonu Krzyżackiego na Zachodzie i Północy, wzrastającą siłą Moskwy na Wschodzie i nieustannymi atakami Tatarów z Południa. Państwo to nie miało też nic do zaoferowania prawosławnym Rusinom pod względem kultury (sama Litwa długo była też pogańska i dopiero akcja chrystianizacyjna, dokonana w latach 1386/1387 przez Władysława Jagiełłę i jego pierwszą małżonkę, królową Jadwigę Andegawenkę - zmieniło nieco oblicze tego kraju). Tak naprawdę kraj był zlepkiem księstw - mniej lub bardziej zależnych od wielkiego księcia rezydującego w Wilnie - nad którymi często panowały ruskie książęce rody, wywodzące się od Rurykowiczów. Częścią Wielkiego Księstwa były również takie krainy jak Ruś Halicka, (zwana również Czerwoną), Podole i Wołyń, choć te dwie pierwsze zostały przyłączone do Korony Polskiej i dość szybko spolonizowane (co również oznaczało dominację na tych terenach religii katolickiej, a nie prawosławnej), jedynie Wołyń w mniejszym stopniu uległ tym procesom i choć polskie wpływy wciąż były tutaj bardzo silne (prawdziwym lepiszczem, który przywiązywał Rusinów do Korony, były właśnie owe osławione "wolności polskie", które wyznaczały zupełnie inny poziom cywilizacyjny dla mieszkańców tych terenów, gdyż przestawali być oni tylko poddanymi absolutnego władcy, a stawali się obywatelami, mającymi prawa i przywileje. Dlatego też już w czasie pierwszej konferencji Rusinów z Polakami na Wołyniu w latach 1436-1437, zażądali oni rozszerzenia przywileju jedleńsko-krakowskiego z 1430 r. również i na tę ziemię. Bowiem otrzymanie owych przywilejów, automatycznie przenosiło miejscową szlachtę na wyższy poziom relacji, zazdroszczono więc Polakom tej wolności i mieszkańcy okolicznych ziem chcieli się połączyć z Koroną, byle tylko stać się takimi jak Polacy. W 1564 r. Stanisław Orzechowski w swym dziele: "Quincunx, to jest wzór Korony Polskiej" pisał co inne ludy mawiały wówczas o Polakach: "Patrzajcie na hardego wolnością a świetnego swobodą Polaka, szatę nosi Polak znamienitą, to jest równą ze swym królem wolność (...) Takowym będąc Polak, zawsze wesołym w królestwie swym jest, śpiewa, tańcuje swobodnie, nie mając na sobie niewolniczego obowiązku żadnego, nie będąc nic królowi panu swemu zwierzchniemu innego winien, jak tylko wezwanie na proces w imieniu króla, dwa grosze podatku z łanu i stawienie się na pospolite ruszenie szlachty". To wówczas właśnie wykształciło się powiedzenie: "Rusin z pochodzenia, z narodowości Polak" przypieczętujące kulturową polonizację tych nie za pomocą przelanej krwi i miecza, a dzięki sile wolności i dobrowolnych unii), to jednak mieszały się one na Wołyniu z działaniami książąt czernihowskich i smoleńskich.
 
Kijowszczyzna również była polem ekspancji polskiej kultury i kolonizacji (jednak proces ten relanie zaczął się dopiero z końcem XV i początkiem XVI stulecia). Polska szła na Wschód z ideą miłości chrześcijańskiej, najlepiej i najdobitniej przedstawionej w programie unii horodelskiej z 1413 r., gdzie zostało jasno zapisane: "Wiadomo wszystkim, że nie dostąpi zbawienia ten, kto nie bedzie wspierany tajemnicą miłości, która zwaśnionych godzi, pokłóconych łączy, usuwa nienawiści, uśmierza gniewy i daje wszystkim pokarm pokoju, rozproszone zbiera, znękane krzepi, szorstkie wyrównuje, krzywe prostuje, wszystkie cnoty wspomaga, nikogo nie krzywdzi tak, że ktokolwiek w jej ramiona się ucieka,  znajdzie bezpieczeństwo i nie będzie się obawiał niczyjej napaści. Przez miłość prawa się tworzą, królestwa rządzą, miasta porządkują (...) Ona to wśród wszystkich cnót pierwsze miejsce zajmuje, a kto nią wzgardzi - wszelkie dobro utraci". Paweł Włodkowic rozszerzył zaś tę zasadę w 1415 r. na soborze w Konstancji - na forum międzynarodowym - twierdząc, że co prawda istnieją narody bardziej oświecone i posłane do cywilizacyjnego posłannictwa dzieła Jezusa Chrystusa, jednak każdy naród ma prawo do życia i swobodnego rozwoju, choćby nawet byli to poganie, gdyż ziemie te zostały im dane przez Boga i nie wolno wkraczać w ich granice z mieczem w ręku, paląc wszystko na swej drodze, tylko oparłszy się na słowie Bożym, wypełniać Chrystusową Misję. Tym samym Polska jawnie propagowała zupełnie inny model cywilizacyjny, jednocześnie zdecydowanie sprzeciwiając się dotychczasowemu modelowi niemieckiemu, opartemu na potędze ognia i miecza, którym chrześcijanie mieli niszczyć wszystkich swych wrogów. Również w dziedzinie prawno-społecznej była Polska jednym z najbardziej postępowych państw ówczesnej Europy. Opierając się bowiem na tradycji Rzymu republikańskiego, w rezultacie stała się Polska państwem opartym o doktrynę wolności naturalnej, odrzucając absolutyzm w każdych jego przejawach, tym samym wytworzyła się idea zwierzchności narodu nad państwem i równość praw politycznych wszystkich obywateli (oczywiście słowo "obywatel" ograniczało się jedynie do szlachty, gdyż mieszczanie i chłopi byli z tego wykluczeni, ale mimo wszystko swobody polityczne panujące w Polsce, w porównaniu z tym, co było wówczas w Europie Zachodniej, o moskiewskim zamordyzmie nawet nie wspominając - stało się przejawem niesamowitego postępu cywilizacyjnego, czego efektem były bezkrwawe unie polityczne, gdyż każdy chciał poczuć się tak samo wolnym, jak było to w Polsce - innymi słowy każdy wówczas chciał być Polakiem (gwoli ciekawości jeszcze dodam, że gdy przyjeżdżali do Rzeczypospolitej posłowie z Europy Zachodniej, szlachta śmiała się z nich, mawiając: "Patrzcie, niewolniki przyjechały!").
 
Tak też było i na Kijowszczyźnie, gdzie co prawda dominował rusiński język i religia prawosławna, ale postępowała też stopniowa polonizacja i rozwój katolicyzmu. Co prawda Polska jako państwo nigdy nie prowadziła polityki narodowej i nie propagowała tendencji nacjonalistycznych, starając się raczej oprzeć na podstawie wolności i tolerancji i tym samym przekształcić lokalny żywioł litewski czy ruski w polskie (rozumiane kulturowo a nie etnicznie) elementy cywilizacyjnie twórcze. Mimo to różnice narodowościowe i religijne były również wówczas bardzo istotne, dlatego też, gdy w 1470 r. zmarł książę kijowski - Semen Olelkowicz (syn kniazia Olelka - wnuka Olgierda, a co za tym idzie siostrzeńca Władysława Jagiełły), jego koń, miecz i łuk zostały wysłany królowi Kazimierzowi IV (oficjalnie stało się to za wolą umierającego księcia, realnie zapewne wymusili to na nim lokalni możnowładcy, którzy nie chcieli już dalej być poddanymi jakiegoś książątka, a wejść bezpośrednio w obręb mieszkańców Litwy i tym samym przybliżyć się do obywatelstwa i polonizacji). Kazimierz przyjął dary (był to symboliczny akt przejęcia władzy nad danym księstwem) i wysłał do Kijowa swego namiestnika - Marcina Gasztołda. Pomimo iż był on powinowatym zmarłego, nie został zaakceptowany przez mieszkańców Kijowa, którzy po prostu... zamknęli przed nim bramy miasta, jako przed "Lachem" (czyli przywiązanie narodowe musiało być silne, pomimo rozmiekczania go poprzez wierność danemu władcy). Twierdzili bowiem, iż nie wpuszczą do miasta litewskiego cudzoziemca, który: "Nie tylko nie książę był, ale jako Lach był". A jak wiadomo, słowo "Lach" było na Wschodzie tożsame ze słowem "Polak". W rezultacie Marcin Gasztołd musiał szturmować Kijów zbrojnie (zdobył go wiosną 1471 r. ) Już wówczas król zamierzał zlikwidować księstwo kijowskie i wprowadzić tam urząd wojewody, jednak na razie jeszcze nie odważył się na taki krok i jedynie utrzymywał "stan przejściowy" w postaci rządów swego namiestnika (ten jednak, ze względu na niechęć mieszkańców co do jego osoby i nieumiejętność w odparciu najazdów tatarskich z lat 1473 i 1474, ostatecznie opuścił w 1475 r. Kijów i wyjechał na Litwę, jednak oficjalnie wciąż piastował urząd królewskiego namiestnika Kijowszczyzny przez kolejne pięć lat).
 
 

 
Dopiero w roku 1480 Kazimierz ostatecznie zlikwidował księstwo kijowskie i utworzył tam litewskie województwo, podległe bezpośrednio mianowanemu przez siebie wojewodzie. I tutaj właśnie zrodzi się bezpośredni powód do ostatecznej rozprawy z domem Jagiellonów, gdyż brat zmarłego Semena - Michał Olelkowicz nie zaakceptował tego stanu rzeczy. Namiestnika jeszcze mógł ścierpieć, gdyż był to stan przejściowy i zawsze można było powrócić do wcześniejszej formy rządów, ale oficjalna likwidacja księstwa to już był krok bez odwrotu, dlatego też ów kniaź postanowił działać, aby ratować rodową spuściznę. Zawiązał więc spisek z Fedorem Bielskim (księciem na Toropcu u granic... Moskwy) oraz Janem Holszańskim (z kniaziów Holszańskich, namiestników Nowogrodu Wielkiego, a jednocześnie krewnym królowej Sonki, matki Kazimierza IV). Gdy więc król wyznaczył na pierwszego wojewodę Rusina - Iwana (Iwaszkę) Chodkiewicza (pra-pra dziada sławnego hetmana z początku XVII wieku - Jana Karola Chodkiewicza, pogromcę Szwedów, Tatarów, Moskali i Turków), plan zamachowców był już prawie na ukończeniu. Spiskowcy chcieli bowiem wykorzystać fakt pobytu na Litwie króla Kazimierza wraz z rodziną (przybył tam na wiosnę 1480 r. szykując wspólny atak na Moskwę z Tatarami z Wielkiej Ordy chana Sid Achmeda). Wizyta monarchy była konieczna, bowiem w ciągu ostatnich lat, nie miał okazji aby skutecznie zająć się sprawami wschodnimi, gdyż wciąż zajmowały go kwestie a to konfliktu z Węgrami Macieja Korwina, a to wojny z Zakonem Krzyżackim o Warmię (tzw." "wojna klesza" z lat 1478-1479 o obsadę biskupstwa warmińskiego i przywołanie do porządku wielkiego mistrza, który na mocy decyzji pokoju toruńskiego z 1466 r. stawał się lennikiem króla polskiego, a tym samym był zobowiązany do złożenia mu hołdu. A obrany wielkim mistrzem w roku 1477 Martin Truchsess von Wetzhause stwierdził butnie, iż woli być "żywcem obdarty ze skóry", niż ukorzyć się przed polskim monarchą i szukał sojuszników do pomocy w zrzuceniu "polskiego jarzma", znajdując go ostatecznie w osobie króla Macieja Korwina). W 1477 r. poprzedni wielki mistrz Zakonu - Henryk Reffle von Richtenberg oddał całe Prusy Zakonne w lenno Węgrom, tak samo postąpił jego nastepca - von Wetzhause i w wyniku tego w 1478 r. wybuchła wojna o obsadę biskupstwa warmińskiego. Wielki mistrz popierał Niemca - Mikołaja Tungena, natomiast król Kazimierz zamierzał obsadzić to biskupstwo dotychczasowym biskupem chełmińskim - Wincentym Kiełbasą. W wyniku działań wojennych królewscy rotmistrze Jan Biały ze Sroczkowa, Jan Żelezieński i Piotr Dunin - starosta Malborka, zdobyli  kolejno w październiku i listopadzie 1478 r.: Ornetę, Pieniężno, Frombork, Brunsbergę i ostatecznie Kwidzyn. Wielki mistrz nie odwarzył się przyjąć bitwy (nie otrzymawszy posiłków węgierskich, a jedynie najemni Czesi próbowali przedrzeć się przez Wielkopolskę i Pomorze do Prus, ale ponieśli klęskę pod Krosnem Odrzańskim), wycofał się z Heilsbergu do Królewca. 2 kwietnia 1479 r. Maciej Korwin zawarł w Budzie pokój z Kazimierzem IV i przestał wspierać wielkiego mistrza. Ten, nie mając już innego wyjścia, musiał się ugiąć. Najpierw 15 lipca 1479 r. na sejmie w Piotrkowie przed królem ukorzył się biskup Mikołaj Tungen (król pozostawił mu biskupstwo warmińskie, ale w traktacie pokojowym zawarto formułę że każdy jego nastęca musi być odtąd "miły królowi". Sformułowanie to nie było jednak precyzyjne i pozostawiało wiele możliwości swobodnej interpretacji, co też próbowali potem wykorzystywać Krzyżacy). Natomiast wielki mistrz złożył ostatecznie hołd lenny polskiemu królowi (wcześniej deklarując że nigdy tego nie uczyni) w Nowym Mieście Korczynie, niedaleko Krakowa - 3 października 1479 r. (przybył tam w żałobnych, czarnych szatach).
 
Nim jeszcze ów konflikt trwał, na Wschodzie, w Moskwie zaszły ogromne zmiany, które zawarzyły na przyszłości stosunków litewsko-rosyjskich a co za tym idzie również i polsko-rosyjskich. Już w 1448 r. synod prawosławny wybrał na moskiewskiego metropolitę biskupa Donasza, a dokonało się to po raz pierwszy w historii bez zatwierdzenia ze strony patriarchy Konstantynopola. Dało to też początek autokefalicznemu rosyjskiemu Kościołowi prawosławnemu, podporządkowanemu władcy Moskwy. Gdy w 1453 r. Turcy Osmańscy Mehmeda II Zdobywcy, opanowali Konstantynopol przenosząc tam siedzibę sułtanatu, Moskwa zaczęła się uważać za jedyne centrum prawosławnej wiary. Wiedząc co się z tym wiąże i jakie to niesie zagrożenia dla Wielkiego Księstwa Litewskiego w którym żyło wielu prawosławnych mieszkańców, zaczęto dążyć do autokefalii wśród Rusinów na Litwie i w 1458 r. w Kijowie powstało pierwsze autokefaliczne arcybiskupstwo prawosławne dla Litwy i Rusi. W trzy lata później sytuacja się odwróciła, gdy chan Tatarów Krymskich - Hadżi Girej wydał słynny jarłyk (22 września 1461 r.) w którym przekazywał królowi polskiemu formalne prawo do wszystkich wschodnich i południowych ziem ruskich, którymi niegdyś władali Mongołowie i Tatarzy. To wydarzenie, oznaczało jawne podporządkowanie całej Rusi, w tym również Moskwy pod władzę Polski i Litwy, a to dla moskiewskiego kniazia - Iwana III Srogiego było nie do pomyślenia. Rozpoczął on więc poszukiwanie dróg wyjścia z tych polsko-litewskich kleszczy i w 1463 r. nawiązał sojusz z austriackimi Habsburgami, przyjmując (po raz pierwszy w dziejach) tytuł gosudara (lecz jeszcze nie cara) i wprowadzając czarnego, cesarskiego dwugłowego orła Habsburgów, jako herb Wielkiego Księstwa Moskiewskiego (miast dotychczasowego herbu św. Andrzeja zabijającego smoka) a także bizantyjski ceremoniał dworski. W wyniku tego kroku, król Kazimierz napisał list do chan krymskiego, prosząc o potwierdzenie jarłyku z nadaniem praw do władania całą Rusią wraz z Moskwą i taki jarłyk został wydany przez chana Mengli Gireja w 1468 r. (jednak w tym dokumencie chan zwiększał władzę króla, nadając mu dodatkowo dominację nad Riazaniem, Perejesławem Zaleskim, Pskowem i Nowogrodem). Znów zaczęła się podjazdowa wojna polityczna, gdyż kniaź Moskwy (tytułu gosudara z kolei nie uznawał król Polski) za nic nie uznawał tego aktu. To jednak nie wystarczyło i potrzebował on międzynarodowego podkreślenia swej niezależności od Litwy i Polski. W 1472 r. udało się Iwanowi III poślubić bratanicę ostatniego cesarza bizantyjskiego - Konstantyna XI Dragazesa - Zoe (Zofię) Paleolog i wówczas to Iwan III ogłosił się następcą cesarzy rzymskich a także zaczęto lansować ideę Moskwy jako "Trzeciego Rzymu" (po mieście Romulusa, z którego stolicę do Konstantynopola przeniósł Konstantyn Wielki w 330 r., a po zdobyciu tego miasta przez Turków, Moskwa miała stać się już do końca świata i ponownego przyjścia Jezusa - "Trzecim Rzymem"). Od 1478 r. Iwan zaczął używać w oficjalnych dokumentach tytułu władcy Wszechrusi (oficjalnie: "gosudara wsieja Rusi, wielkiego kniazia Moskwy, Włodzimierza, Nowogrodu, Pskowa, Tweru, Ugry, Wiaty, Permu oraz kniazia Bułgarów"
 
 

 
W niektórych dokumentach Iwan czasami przemycał słowo "car", lecz czynił to bardzo ostrożnie i rzadko, obawiając się reakcji tatarskich chanów Wielkiej Ordy, którym tytuł ten przysługiwał od 1265 r., jednak kierunek już został wyznaczony i było wiadomo że to tylko kwestia czasu, gdy Moskwa zechce zrzucić tatarskie jarzmo i władcę swego ogłosić cesarzem na wzór bizantyjski, a to oznaczało upadek tradycji rusińskiej, tradycji wolnych plemion i miast kupieckich które zabijała imperialna idea "Trzeciego Rzymu". Moskwa stała się prawdziwym wrzodem na ciele Rusi (i jest nim po dziś dzień, podobnie jak Berlin i Prusy były i są wrzodem na ciele Niemiec). Jest to bowiem mongoloidalny twór, wrogi wolnym wschodnim Słowianom. Wraz z imperialnymi planami "Trzeciego Rzymu", pojawiło się pojęcie "zbierania ziem ruskich", które co prawda istniało jeszcze w czasach mongolskich, ale nabrało zupełnie innego znaczenia za panowania Iwana III. Uznał on bowiem wszystkie ziemie dawnej Rusi Kijowskiej, Halickiej i Włodzimierskiej za swoją domenę i ojcowiznę i począł zbierać te ziemie do moskiewskiego "koszyczka". Najpierw w 1454 r. Wasyl II (ojciec Iwana III) narzucił zwierzchność księstwu twerskiemu (które odtąd musiało prowadzić wspólną z Moskwą politykę zagraniczną). W 1456 r. zajął Możajsk i włączył do Moskwy, a księstwo riazańskie uzależnił od siebie. W tym samym roku wyprawił się Wasyl przeciw Republice Nowogrodu Wielkiego, który opowiedział się po stronie Litwy i przyjął namiestnika króla Kazimierza IV. W bitwie pod Starą Russą pokonał wojska Nowogrodu i zmusił tę kupiecką Republikę do rezygnacji z prowadzenia suwerennej polityki zagranicznej. Z chwilą wstąpienia na wielkoksiążęcy stolec Iwana III w 1462 r., rozpoczęła się ostateczna batalia o nadanie Moskwie dominującej pozycji wśród ruskich księstw. W 1464 r. Republika Pskowska musiała wyrzec się prowadzenia własnej polityki zagranicznej (ostatecznie Psków zostanie włączony do Moskwy w 1510 r.). W tym samym roku Moskwa podporządkowała sobie księstwa Jarosławlskie i ponownie Riazańskie (które próbowało wyrwać się ze szponów czarnego, dwugłowego orła). W 1465 r. gdy Nowogród Wielki ponownie nawiązał relacje z Litwą, szukając wsparcia w konfrontacji z Moskwą, na tę Republikę spadła karna wyprawa moskiewska i powrócono do sytuacji z 1456 r. W 1470 r. Nowogród ponownie sprzymierzył się z Kazimierzem IV (w tym celu król wybrał się z całą rodziną w podróż inspekcyjną po wschodnich terenach swego państwa i zawitał do Połocka, Witebska oraz Smoleńska - gdzie przyjął posłów nowogrodzkich. Padły tam słowa: "Precz z Moskwą!" wypowiedziane przez Marfę - wdowę po Izaaku Boreckim, posadniku nowogrodzkim. Przy obecności arcybiskupa Nowogrodu - Teofila i pod wpływem mnicha Pimena, podpisano tam układ, na mocy którego Polska i Litwa gwarantowały Nowogrodowi niezależność, wysyłając tam swego namiestnika, w zamian za co Republika ta zobowiązywała się do uiszczania pewnych danin na rzecz Litwy). 
 
Car nie mógł tego zaakceptować, więc ponownie wyprawił się zbrojnie na Nowogród w 1471 r., który to z nadzieją oczekiwał przybycia polsko-litewskiej odsieczy, lecz się jej nie doczekał (w 1469 r. miał miejsce wielki atak Tatarów zawołżańskich na Kijowszczyznę, Wołyń i Ruś Halicką. Czambuły chana Sid Achmeta i beja Maniaka doszczętnie spustoszyły tamte tereny. Książę Sołtan Zbaraski rozbił wówczas jeden czambuł pod Włodzimierzem Wołyńskim, a gdy przyłączyło się do niego pospolite ruszenie starosty lwowskiego Rafała Jarosławskiego i starosty bełskiego Pawła Jasieńskiego, Tatarzy czym prędzej wycofali się z jasyrem do siebie, unikając starcia. Poza tym w 1471 r. wybuchła wojna polsko-węgierska o tron Czech, a w tym samym roku nastąpiła wyprawa Tatarów Krymskich Ajdara - syna chana Hadżi Gireja - na Podole. Król zajęty był więc zupełnie innymi sprawami). Po klęsce nad rzeką Szełonią Nowogród musiał się poddać. Miasto utraciło całkowicie swą suwerenność (Iwan zakazał nawet używania tytułu "władca Nowogrodu"), a wielu obywateli tej Republiki zostało upodlonych (główni wodzowie obrony miasta zostali natychmiast ścięci, a inni, którzy należeli do frakcji pro-litewskiej, stracili nosy, wargi a niektórzy nawet oczy). Jednak Iwan nie pozostawił w Nowogrodzie swej załogi (wiedział że byłoby to zerwaniem pokoju z Litwą, zawartego w 1449 r. i dałoby królowi Kazimierzowi jasny casus belli do wojny z Moskwą, a tego Iwan wówczas nie pragnął) i szybko się wycofał). W 1477 r. w wyniku odmowy Nowogrodzian tytułowania Iwana III gosudarem Wszechrusi, ten ponownie wyprawił się przeciw tej kupieckiej Republice. 14 grudnia 1477 r. Nowogród Wielki (znów nie mając znikąd pomocy) musiał skapitulować, a 18 stycznia 1478 r. podpisany został w siedzibie arcybiskupa Nowogrodu, akt wiernopoddańczej zależności, oznaczający całkowite rozwiązanie Republiki i przyłączenie jej w całości, wraz z terenami aż po Morze Białe do Moskwy. Symbolem upadku państwa było wywiezienie do Moskwy nowogrodzkiego Wielkiego Dzwonu (Kołokołu), zwołujacego mieszkańców na wiec, tym samym triumf dzikiej, barbarzyńskiej, moskiewskiej turańszczyzny nad wolnymi Słowianami został oficjalnie potwierdzony. Ta kupiecka, ruska Republika nie znała baskaków (mianowanych przez Mongołów nadzorców), rządziła się prawami ludu (wiec) i senatu. Jak pisał Długosz, Republika ta: "Słynęła szlachetnością słowiańską, która odróżniała jej mieszkańców od Moskali, kaziły ją tylko zbytki i zniewieściałość, prawie nieodłączne od bogactwa i swobody", po czym dodawał: "Teraz zostanie nędznym gródkiem (...) zniknie dusza, zgaśnie honor nowogrodzki , nieżywe, nikczemne ciało upadnie pod samowładztwem (...) kupcy (...) postradają majątki i pomrą w więzieniach, domowi mieszkańce, jedni na wygnanie, drudzy pójdą na przedaż Tatarom, świetny ów handel przeniesie się do Narwy i Rewla". Upadek Nowogrodu doprowadził również do nieprawdopodobnych okrucieństw i gwałtów na mieszkańcach. Według tego co piszą kroniki, Moskwicyni nie żałowali sobie niczego i maltretowali ludność w najwymyślniejszy sposób. Na przykład kobietom obcinano piersi (lub też zgniatano), ciężarnym obcinano brzuchy i wyjmowano niemowlęta, po czym ciskano je o ściany lub też bezpośrednio wrzucano w taflę zamarzniętej rzeki Wołchow. Innym obcinano ręce i nogi, wlewano do ust rozgrzanego ołowiu itd. Lista okrucieństw jakich dopuścili się najeźdźcy, jest nieprawdopodobna i dopiero car Iwan IV Groźny zdołał pokonać swego dziadka w zbiorowym zadawaniu bólu.

Lecz właśnie upadek Nowogrodu Wielkiego dał Kazimierzowi IV pretekst do podjęcia przygotowań, zmierzających do wojny z Moskwą i w tym też celu przybył on (ponownie z całą rodziną) na Litwę. I ten właśnie fakt postanowili wykorzystać spiskowcy. Zamach wyznaczono na Niedzielę Palmową, 15 kwietnia 1481 r. Jednak nie doszło do niego, gdyż nad jego niepowodzeniem zaważył jeden drobny szczegół, o którym pisałem na początku - czynnik ludzki. Otóż tapicer, który przystrajał komnaty weselne Fedora Bielskiego (jednego ze spiskowców), mającego się żenić z księżną Anną Kobryńską (i na które to wesele został zaproszony król, wraz z całą swoją rodziną), zauważył coś niepokojącego, a mianowicie we framugach ścian ukryta została broń. Postanowił sprawdzić skąd ona się tam wzieła, ale nie poinformował o tym nikogo, a sam zaczaił się, by wyśledzić winnego i tak doszedł do autorów spisku na życie króla i jego dzieci. Natychmiast posłał swego ucznia z wiadomością do króla. Kazimierz nie przybył więc na wesele, twierdząc iż czuje się zmęczony intensywnymi łowami. Tak naprawdę jednak sam przygotował pułapkę na spiskowców i zwabiwszy ich do Wilna, kazał ich uwięzić (30 sierpnia 1481 r.), a po wyroku sądu (bowiem od czasu "Neminem captivabimus..." z 1425 r., król nie mógł uwięzić i skazać na śmierć książąt i szlachty bez wyroku sądowego) zostali oni skazani na ścięcie (tylko Michał Olelkowicz i Iwan Holszański, gdyż Fedor Bielski zbiegł do Moskwy i tam już osiadł). Tak zakończyła się próba wymordowania dynastii Jagiellonów, która przetrwała jeszcze 91 lat i ostatecznie wygasła wraz ze śmiercią Zygmunta II Augusta w 1572 r. Dało to też początek Rzeczpospolitej Obojga Narodów - państwa którego husarskie hufce grasowały od Moskwy i Estonii, aż po Dunaj, siejąc przerażenie wśród Turków, Tatarów, Szwedów i Moskali. Ale to już zupełnie inna historia.
 
 
 

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz