CZYLI "MIAŁEM SEN...
...ABY BIAŁA I CZARNA DZIEWCZYNA
BAWIŁY SIĘ ZE SOBĄ"
Chciałbym teraz krótko podsumować ostatnie wydarzenia polityczne, związane z zaprzysiężeniem Joe Bidena na 46 prezydenta Stanów Zjednoczonych, a konkretnie wyrazić swoje zdanie co do niektórych jego politycznych posunięć. Otóż na wstępie od razu powiem, aby nie było żadnych niedomówień - ja osobiście nie uznaję Bidena za prezydenta USA, a co najwyżej za rezydenta wstawionego na tę funkcję przez establishment. I to nie dlatego, że jestem jakimś bezkrytycznym zwolennikiem Donalda Trumpa (co do Trumpa mam wiele zastrzeżeń, z czego jeśli chodzi o naszą polską perspektywę, najbardziej widoczne są: podpisanie aktu 447 - umożliwiającego bezprawne domaganie się odszkodowań za pożydowskie mienie pozostawione w Polsce - zresztą nie tylko w Polsce - po II Wojnie Światowej i to nie w ręce prawowitych właścicieli lub ich spadkobierców, a bandyckich organizacji "Przedsiębiorstwa Holokaust", żerujących na takich właśnie okazjach. Po drugie winą Trumpa było również umieszczenie najgorszej w historii ambasador USA - Georgette Mosbacher, która jawnie psuła stosunki polsko-amerykańskie i która teraz, po upadku Trumpa zrzuca na niego winę za całe zło świata), choć oczywiście nie mogę nie dostrzegać poważnych plusów prezydentury Donalda Trumpa (jako jeden z nielicznych współczesnych prezydentów, nie rozpoczął ani nie prowadził żadnej wojny i nie napadł na żaden kraj - jak czynili to jego poprzednicy - w imię interesów koncernów zbrojeniowych, przed którymi ostrzegał już w swojej pożegnalnej mowie ze stycznia 1961 r. odchodzący prezydent Dwight Eisenhower. Znacząco obniżył podatki, rozbudził amerykańską gospodarkę, strofował te kraje, które żerowały na wspólnym bezpieczeństwie w ramach paktu NATO, jednocześnie nie dokładając się wystarczająco do kasy wspólnej obrony, wspierał Międzymorze, a przede wszystkim pragnął realnie odwrócić zabójczy dla Ameryki trend przenoszenia produkcji do Azji, w tym przede wszystkim do Chin. Poza tym był bodajże najbardziej znienawidzonym przez establishment prezydentem USA od czasu Wojny Secesyjnej, co też spowodowało że samoistnie stał się realnym reprezentantem interesów amerykańskiego społeczeństwa, a głównie amerykańskiego ludu). Mimo to porażka Trumpa nie byłaby odebrana w takich kategoriach, w jakich jest obecnie, gdyby ten śmieszny człowieczek Joe Biden - wraz z feminazistką i marksistką Kamalą Harris - nie opowiadał bzdur o jakimś pojednaniu i jakiejś wspólnej Ameryce. Takie wyświechtane przemowy mógłby wygłaszać, gdyby ludzie go wspierający (czyli praktycznie 90 % establishmentu politycznego i spora część urzędników), w tym oczywiście owe Deep State - tak perfidnie, plując ludziom w oczy - nie sfałszowali ostatnich wyborów prezydenckich.
Biden jest więc jedynie pacynką establishmentu, dającą mu pewność, że żadnych realnych zmian (w dotychczasowej polityce prowadzonej jeszcze do Obamy) nie będzie, a marksistowska rewolucja w USA będzie postępowała i zatruwała umysły kolejnym pokoleniom Amerykanów, popadających w coraz większe ubóstwo, za to majątki ludzi wybranych z establishmentu i zyski korporacji (również, a może przede wszystkim tych z branży medialnej) będą rosły. Że zacznie się aplikować Amerykanom "osiągnięcia" chińskie, szczególnie te z indoktrynacji i kontroli społecznej (w Chinach, jeśli tylko napiszesz w internecie jakąkolwiek krytyczną opinię o rządzie, choćby sama w sobie nie zawierała otwartej krytyki a jedynie przestrogę - masz zablokowane konto i to zarówno internetowe jak i bankowe, możesz zostać natychmiast zwolniony z pracy i trafić do obozu reedukacyjnego, gdzie ciebie i członków twojej rodziny nauczą odpowiedniego myślenia zgodnie z wolą partii komunistycznej i chińskiego rządu), a znając zapędy pięciu największych światowych gigantów z branży Big Tech (Facebook, Amazon, Google, Apple i Microsoft), widać wyraźnie że zdecydowanie podążają w kierunku modelu chińskiego. Nie ma więc sensu mówić o Bidenie (któremu daję nie więcej, jak dwa lata, potem - ze względu na zły stan zdrowia - zapewne zrezygnuje i na fotel prezydenta wskoczy ta, która od początku była do tego przygotowywana, tylko nie potrafiła wygrać prawyborów w partii demokratycznej, czyli marksistka - Kamala Harris), jest on jedynie namiestnikiem Białego Domu i niczym więcej. Demokraci z uporem maniaka dążyli do przeforsowania wyborów kopertowych, w których skala manipulacji i jawnych fałszerstw przekroczyła wszelkie możliwe do zaakceptowania pojęcia (ludzie głosowali po kilka razy, głosowały osoby dawno już zmarłe, w tym najstarsza prawie 200-letnia kobieta, liczenie głosów było przerywane w chwili gdy wygrywał Trump, a po ich wznowieniu, wyraźnie zwyciężał już Biden i wiele temu podobnych przykładów jawnych i mniej jawnych fałszerstw. Sam chciałbym startować w takich wyborach, w których co jakiś czas dowożono by mi głosy a memu konkurentowi uniemożliwiano wszelką możliwość protestu. Przecież w takich wyborach nie liczy się to, jak ludzie głosują, tylko to, kto realnie liczy głosy - a ten, kto liczy głosy, wygrywa wybory, proste! Tylko nie sądziłem że kiedykolwiek praktyki wyjęte wprost ze Związku Sowieckiego zostaną wdrożone w USA - kraju wolności i ogromnych perspektyw, owej "latarni na wzgórzu" o której mówił Reagan. Dlatego też Biden nie jest żadnym prezydentem, jest tylko namiestnikiem lub rezydentem establishmentu, który ma w planach intratne biznesy z Chinami, kosztem interesów własnego kraju. I tyle.
Jednak chciałbym się odnieść do dwóch spraw, związanych z rozpoczynającą się kadencją pierwszego rezydenta USA - Joe Bidena, a mianowicie o wstrzymaniu przez niego tzw.: "nauczania patriotycznego" zwanego programem "1776" (wprowadzonego przez Trumpa), oraz o... usunięciu z Białego Domu popiersia Winstona Churchilla i zastąpieniu go popiersiem Martina Luthera Kinga. Co się tyczy kwestii pierwszej, to tutaj w zasadzie nie ma o czym pisać, gdyż wycofanie tego programu z amerykańskich szkół było do przewidzenia - może jedynie dziwić szybkość, z jaką postanowiono "pozbyć" się nauczania patriotycznego już w pierwszych dniach po zaprzysiężeniu Bidena, ale poza tym wszystko odbywa się zgodnie z planem. Patriotyzm i pamięć o przodkach - którzy zbudowali ten kraj - jest zły, więc należy go czym prędzej usunąć. Młodzi Amerykanie nie powinni znać swoich korzeni, powinni oddawać się jedynie nieskrępowanej seksualnej chuci (i to w najróżniejszych konfiguracjach, hetero, homo, bi, gi, hi...), wierzyć w to, co do nich mówią "światłe elity" i wykonywać ich polecenia. Patriotyzm, wiara - te rzeczy przeszkadzają w budowie nowego, marksistowskiego społeczeństwa, opartego na wzorcach wyjętych wprost z Rewolucji Październikowej w Rosji z 1917 r. (mordowanie i ograbianie "kapitalistów" - czyli głównie drobnych przedsiębiorców, starających się jakoś zarobić na życie swoje i swojej rodziny, niekontrolowany seks hetero i homo, parady gejów i lesbijek po ulicach miast, "nagie marsze", uprzedmiotowienie człowieka, a w szczególności kobiet etc. etc.). Dlatego też należy obalić wszelkie pomniki "martwych, białych mężczyzn" aby rewolucja mogła trwać dalej. Oczywiście każda rewolucja wcześniej czy później kończy się tym, że z braku realnych czy też wyimaginowanych wrogów - zaczyna pożerać własne dzieci, niczym bestia żądna wciąż nowej krwi. Jednak nim do tego dojdzie (jak również do upadku gospodarczego i eliminacji klasy średniej, już dziś sprowadzanej do roli ubogiego plebsu), władza zdąży zbudować aparat represji i to zarówno w postaci permanentnej inwigilacji (kamery na ulicach miast, w instytucjach, biurach, szkołach, a także urządzenia elektroniczne które posiadamy we własnych domach - wszystko to może nas śledzić 24 godziny na dobę), jak również powstania specjalnej policji politycznej np. do kontroli myśli, która będzie pilnować, czy myślimy tak, jak oni sobie tego życzą, bo jak nie, to obóz reedukacji, a najgorszych (nie rokujących poprawy) przypadkach... fizyczna eksterminacja. Świat przyszłości, gdzie nie będzie już gotówki, a ludzie będą płacili za reglamentowane towary czipami wprowadzonymi po skórę (gdy jednak okażesz się nieprawomyślny - czip zostanie wyłączony, a ty... umrzesz z głodu), w tym świecie będziemy inwigilowani 24 godziny na dobę, nie będziemy mieli też żadnego wpływu na wychowanie własnych dzieci, gdyż tym będzie zajmowało się "państwo" (jakkolwiek rozumiane), a nieprawomyślnym od razu odbierze się dzieci i umieści w specjalnych ośrodkach reedukacji, gdzie stworzy z nich doskonałych obrońców Nowego Porządku Świata (tak jak Turcy porywali chrześcijańskich chłopców i umieszczali ich formacji janczarów, gdzie byli indoktrynowani fanatycznym wręcz uwielbieniem dla islamu i chęcią mordu na wszystkich wrogach Allacha). To jest właśnie świat wymarzony przez ludzi takich jak Kamala Harris - oraz ci, którzy za nią stoją (a może też ci, którzy stoją za tymi, którzy stoją za Harris).
Oczywiście nie oznacza to, że sprawa jest przegrana i należy rozłożyć ręce w bezradnym geście kapitulacji, wręcz przeciwnie. Nic na tym świecie nie jest dane raz na zawsze, bowiem nic tak naprawdę tutaj (poza uczuciami jakie generujemy) nie jest prawdziwe. Wszystko tu jest ulotne i wszystko miało kiedyś swój początek i będzie miało również swój koniec. Dlatego też uważam że należy budować oddolną siłę, tworzyć partyzantkę internetową, zrzeszać się i szukać nowych miejsc przekazywania informacji, budowania własnych mediów, gdzie wolność słowa będzie priorytetem bez względu na wszystko (wyłączając oczywiście jawne nawoływania do przemocy, do wyrządzenia drugiej osobie realnej krzywdy, lub też szczególnie wulgarne zachowania). Wolność słowa, wolność myśli i wolność przekonań jest podstawą demokracji, jest jej krwiobiegiem, gdyż chyba lepiej spierać się na argumenty, starając się udowodnić własną rację, niż słuchać jedynie propagandowego przekazu i móc jedynie ten przekaz zaaprobować w całości ze względu na konsekwencje realnej kary w przypadku odmowy. Mówi się że demokracja liberalna to najwyższy wytwór wolności naszych czasów, otóż nie, gdyż każda demokracja przymiotnikowa wyklucza samą ideę demokracji (i bez znaczenia czy to będzie "demokracja liberalna" czy "ludowa" jak było w czasach komuny, gdzie przecież powszechnie twierdzono że demokracja ludowa to najwyższa forma ludzkiego postępu w dziedzinie wolności, a w rzeczywistości panowała totalna cenzura i nikt, kto myślał inaczej, nie mógł nie tylko nic napisać, ale i powiedzieć głośno na ulicy, gdyż jeśli usłyszałby go milicjant - lub doniósł ktoś "życzliwy" - miałby spore nieprzyjemności, a najprawdopodobniej zostałby zapakowany do "suki" i odwieziony na komendę milicji, gdzie już by go oduczono krytykowania władzy - dawniej krążył taki dowcip, gdy mężczyzna pisał na ścianie słowa: "rządzą nami idioci!" i przypatrywali się temu dwaj milicjanci, a jeden pytał się drugiego: "aresztować go za obrazę rządu, czy za zdradę tajemnicy państwowej?"). Demokracja liberalna jest dokładnie tym samym, czym za komuny była "demokracja ludowa", czyli zaprzeczeniem klasycznej, ateńskiej istoty demokracji i suwerenności ludu nad polityką i politykami. W demokracji liberalnej to politycy kontrolują i inwigilują lud, a nie na odwrót, dlatego też nauka historii oraz dumy z własnej tradycji jest dużą przeszkodą w budowie takiego właśnie, totalnie kontrolowanego przez władze i podporządkowanego totalitarnym zamordystom społeczeństwa.
Natomiast chciałbym się pochylić nad ową zamianą popiersia Winstona Churchilla na Martina Luthera Kinga, gdyż wydaje mi się że do dziś żyjemy (a szczególnie Amerykanie) w jakimś dziwnym micie "doktora Kinga", opartym na kilku jego powiedzeniach i podpartym walką czarnoskórych Amerykanów o swoje prawa. Nim jednak do tego przejdę, chciałbym na moment zająć się postacią samego Churchilla, która również jest mocno zmitologizowana i upiększona. Przede wszystkim trzeba sobie powiedzieć jasno, że (jakkolwiek by na to nie patrzeć) Churchill był nieudacznikiem i zwykłym karierowiczem, który zdobywał kolejne szczeble kariery dzięki protekcji swoich "wujków" (jego mama bowiem wiodła dość swobodny tryb życia i ponoć przespała się z większością ówczesnej brytyjskiej arystokracji oraz sporą częścią korpusu dyplomatycznego, co oznaczało że wielu z tych mężczyzn podejrzewało iż Churchill może być ich synem, a to obligowało ich by ułatwiać mu ścieżkę kariery politycznej i wojskowej). Poza tym znany był również z tego, że lubił pisać donosy na swoich przełożonych w wojsku, a ci - ze względu na protekcję, jaką był on otoczony - nie mogli się go pozbyć. Churchill był również sprawcą przystąpienia Turcji Osmańskiej do I Wojny Światowej po stronie Państw Centralnych (czyli Niemiec i Austro-Węgier), gdyż jako lord admiralicji nakazał konfiskatę tureckich okrętów, jakie były budowane w brytyjskich stoczniach, a na budowę których swoje pieniądze wpłacały setki zwykłych obywateli Imperium Osmańskiego. Potem zaś był autorem brytyjsko-francuskiego ataku na Gallipoli, który to zakończył się całkowitą klęską i kompromitacją Aliantów (a to spowodowało, że pomimo protekcji, Churchill musiał się pożegnać ze stanowiskiem pierwszego lorda admiralicji). Następnie udał się do Francji na front - a w rzeczywistości przebywał cały czas na tyłach i nawet nie poznał zapachu prochu - co jednak nie przeszkodziło mu po powrocie do Anglii w zdobyciu tak potrzebnego w polityce nimbu "bohatera wojennego". Był też zdecydowanym wrogiem irlandzkiej niepodległości i popierał walkę z irlandzkimi patriotami w czasie wojny z lat 1919-1921.
Kolejne lata to również szereg nieudanych inicjatyw i najzwyklejszych niepowodzeń spowodowanych nieroztropnymi działaniami (jak choćby wówczas, gdy w 1919 r. jako sekretarz stanu do spraw wojny, zdecydował się na wprowadzenie drakońskiego programu cięć finansowych w brytyjskiej armii, która realnie spowodowała że w latach 30-tych Wielka Brytania stała się praktycznie krajem całkowicie bezbronnym, z nieistniejącym lotnictwem (stare maszyny, zwane "latającymi trumnami", które częściej spadały niż wzbijały się w powietrze), a także z poważnym osłabieniem siły bojowej brytyjskiej Royal Navy (nic dziwnego że w 1939 r. Brytyjczycy nie udzielili nam żadnej militarnej pomocy, tak naprawdę to musieli dopiero na powrót odtwarzać swoją armię, która nie istniała przez prawie dwadzieścia lat, a której jednym z największych grabarzy był właśnie Winston Churchill). Poza tym Churchill zmieniał zdanie w zależności od tego, kto w danym momencie był jego politycznym sponsorem (w latach 20-tych był zwolennikiem współpracy z Niemcami a nawet z Hitlerem, ale już w latach 30-tych stał się zagorzałym przeciwnikiem nazistów, co zapewne było spowodowane tym, że wśród jego sponsorów znalazło się wielu prominentnych żydowskich potentatów). Wraz z wybuchem II Wojny Światowej i nominacją na premiera Wielkiej Brytanii, też wcale nie było dużo lepiej, gdyż pierwsze plany Churchilla jedynie rozdrażniały Hitlera i prowokowały kolejne klęski Aliantów (zajęcie przez Niemców Norwegii po nieudanym planie brytyjskiego premiera ... zajęcia Szwecji, w której w rudy żelaza zaopatrywali się Niemcy. Atak na francuską flotę, stacjonującą w Mers-el-Kebir, co spowodowało takie wzburzenie wśród Francuzów, że domagano się wręcz wypowiedzenia wojny Wielkiej Brytanii - co ciekawe, Francuzów nie oburzyło to, że w kilka tygodni zostali rozbici przez Niemców, a duża część ich kraju znalazła się pod okupacją i to pomimo iż posiadali znacznie lepiej wyposażoną i liczniejszą armię, o jakości francuskich czołgów nad niemieckimi nawet nie wspomnę, gdyż Niemcy musieli po kilkanaście razy strzelać do owych SUOMA S35, a i tak nie byli w stanie przebić ich pancerzy, natomiast najlepsze człogi niemieckie Panzerkampfwagen IV były łatwym celem dla francuskich dział, a mimo to Francuzi przegrali wojnę z kretesem. To więc ich nie oburzało, ale oburzyło ich zniszczenie przez Brytyjczyków floty wojennej, która była gwarantem kontroli nad koloniami).
Lista niepowodzeń (lub wręcz jawnych klęsk) brytyjskiego premiera podczas II Wojny Światowej również jest imponujaca, choć w kulturze przetrwała głównie jego determinacja w walce z Niemcami i słowa: "Będziemy walczyć na plażach, na lądowiskach, na polach i na ulicach, bedziemy walczyć na wzgórzach i nigdy się nie poddamy!", tak naprawdę wkład Churchilla w zwycięstwo Aliantów nad hitleryzmem był niewielki, a często Churchill prowokował więcej klęsk niż sukcesów (np. doprowadził do niemieckiej inwazji na Jugosławię i Grecję w kwietniu 1941 r., gdyż w tym pierwszym kraju MI6 czyli brytyjski wywiad wojskowy na polecenie Churchilla, wraz z Sowietami zorganizował zamach stanu i obalenie rządu, który dopiero co podpisał z Niemcami układ o wejściu do paktu trzech - Niemcy, Włochy, Japonia - zaś Grekom brytyjski premier wysłał tak szczupłe siły, że nie były one zdolne w jakikolwiek sposób powstrzymać niemiecko-włoską agresję, ale za to przysłał Grekom samoloty, które był zdolne bombardować rumuńskie pola naftrowe w Ploeszti, kontrolowane przez Niemców i to właśnie spowodowało atak Niemiec na Grecję). Winston Churchill jest dziś uważany przez Brytyjczyków (i sporą część obywateli "jeszcze" wolnego świata) za bohatera narodowego, choć realnie był grabażem Imperium Brytyjskiego, a także prekursorem Unii Europejskiej (to przecież on bredził - zapewne pod wpływem alkoholu, co mu się dość często zdarzało również podczas wojny - o powstaniu "Stanów Zjednoczonych Europy"). Nie wspomne też jaki stosunek Churchill miał do Polski w czasie II Wojny, gdyż jego słowa, wypowiedziane już pod koniec wojny w lutym 1945 r., gdy na stwierdzenie gen. Władysława Andersa iż Wojsko Polskie od początku tej wojny stało po stronie Wielkiej Brytanii i przelewało swą krew czy to w Bitwie o Anglię, czy na innych frontach walk z Niemcami, Churchill krzyknął w gniewie: "Dziś mamy dosyć wojska i waszej pomocy nie potrzebujemy. Może Pan swoje dywizje zabierać. Obejdziemy się bez nich". Tak rzekł, gdy wojna była już wygrana a Polska sprzedana w Jałcie i Poczamie Stalinowi. I popiersie takiego to "bohatera" usunął Joe Biden z Białego Domu.
"NIE MIEJCIE ŻALU DO STALINA, NIE ON SIĘ ZA TYM WSZYSTKIM KRYŁ, PRZECIEŻ TO NIE JEST JEGO WINA, ŻE ROOSEVELT W JAŁCIE NIE MIAŁ SIŁ (...)
NIE MIEJCIE ŻALU DO CHURCHILLA, NIE ON WSZAK ZA TYM WSZYSTKIM STAŁ, WSZAK PO TO TYLKO BYŁ TRIUMWIRAT, BY STALIN DOSTAŁ TO, CO CHCIAŁ (...)
NIE MIEJCIE ŻALU DO ROOSEVELT'A POMYŚLCIE ILE MUSIAŁ ZNIEŚĆ, FAJKA, DYM CYGAR I BUTELKA, CHURCHILL CO MIAŁ SOJUSZE GDZIEŚ
(...)
WIĘC DELEGACJE ODLECIAŁY, UCICHŁ NA KRYMIE CARSKI GRÓD, GDY NA ZACHODZIE DZIAŁA GRZMIAŁY, TRANSPORTY LUDZI SZŁY NA WSCHÓD. ŚWIAT WOLNY ŚWIĘCIŁ POTEM TRUMF, OPUSTOSZAŁY NAGLE FRONTY, W KWIATACH JUŻ PREZYDENTA GRÓB, A TAM TRANSPORTY I TRANSPORTY. CZERWONY ŚWIT SIĘ Z NOCY BUDZI, Z WOLI WYBORCÓW ODSZEDŁ CHURCHILL, A TAM TRANSPORTY ŻYWYCH LUDZI, A TAM OBOZY DŁUGIEJ ŚMIERCI.
Ale pytanie brzmi, kim go zastąpił? Otóż pastor Martin Luther King nie jest wcale (podobnie jak nie był Churchill) tak kryształową postacią, jakbyśmy sądzili, biorąc pod uwagę to, co się publicznie o nim mówi. Cała postać doktora Kinga jest zmitologizowana w nieprawdopodobny sposób (chyba jeszcze bardziej niż Churchilla). Lecz dziś wychodzą już na światło dzienne nowe fakty związane z tą postacią i wcale nie są to informacje pochlebne. W zasadzie w dzisejszej skomunizowanej Europie (i dużej cześci USA), można już machnąć ręką na to, że Luthera Kinga otaczali ludzie o jawnie komunistycznych poglądach, a także iż miał on jakieś związki z komunistycznymi służbami. Znacznie poważniejszym zarzutem (przynajmniej dla wielu, bowiem dla mnie osobiście jakiekolwiek związki z komunistami, których celem nie jest powstrzymanie lub narzucenie jasnych granic czy też kontroli nad tą ideologią, automatycznie skreślają daną postać i powodują iż w moich oczach nie zasługuje ona na szacunek. Jak bowiem stwierdził Józef Mackiewicz: "z komunistami się nie rozmawia, do komunistów się strzela", tym bardziej że stroną atakowaną wciąż jest normalność, zdrowy rozsądek i szacunek dla tradycji, historii oraz minionych pokoleń, które komuniści pragna utaplać w błocie, nim w owym błocie utaplają nasze ciała o przestrzelonych czaszkach), są ujawniane właśnie fakty z podsłuchów FBI, z których wynika że ów krystalicznie czysty pastor King był najzwyklejszym dziwkarzem, który zmieniał kobiety jak rękawiczki i prowadził listę swoich najlepszych kochanek. Mało tego, zapisywał nawet, która się bardziej nada do seksu oralnego, która do analu, a którą można "przelecieć" klasycznie. Mało tego, uczestniczył również w gwałcie, którego dokonał na jednej ze swoich "parafianek" inny czarnoskóry baptystyczny pastor, któremu Martin Luther King udzialał rad jak należy dziewczynę posuwać, aby poczuła "że jest kobietą". Jego opowieść o tym, iż miał sen, w którym widział jak biała i czarna dziewczyna wspólnie się ze sobą bawiły, z pewnością miał również jasny podtekst erotyczny, gdyż Martin Luther King był seksoholikiem i lubił zarówno czarnoskóre jak i białe kobiety, które dość chętnie rozkładały przed nim nogi.
Tak więc zastąpienie popiersia Winstona Churchilla Martinem Lutherem Kingiem nie przynosi chwały nowej administracji pierwszego rezydenta USA - Joe Bidena. Zresztą można w tym dopatrzyć się pewnej zgodności celów, gdyż Biden także lubi "głaskać", dotykać i przytulać młode dziewczyny, a szczególnie te jeszcze niepełnoletnie. Deep State pozbywając się z Białego domu "faszysty, mizogina i szowinisty" Donalda Trumpa, zastąpił go skleryczałym dziadkiem o pedofilskich skłonnościach, za którego pleców czai się marksistka i feminazistka Kamala Harris. Gratulacje postępowej Ameryce, która właśnie rozpoczęła swój marsz ku samozagładzie, tylko szkoda ludzi - zwykłych Amerykanów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz