Stron

sobota, 5 czerwca 2021

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XXVI

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II

 
 

SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XV

 



 

 MATKA

SERAJ POD RZĄDAMI AYSE HAFSY

(1520 - 1534)

Cz. XIV

 



 
 KAMPANIA "DWÓCH IRAKÓW"
Cz. IV
 
 
 Na początku wojny z Osmanami, szach Tahmasp I był już na tyle dojrzały, aby samodzielnie władać państwem. Miał 19 lat i przez pierwsze lata swego panowania był jedynie maskotką w rękach ambitnych przywódców kyzyłbaskich plemion. Najpierw (od maja 1524 r.) regencję nad młodym władcą sprawował dowódca sił zbrojnych - Diw-soltan Rumlu. Decyzji tej (oficjalnie wyrażonej w testamencie szacha Esma'ila) nie zaakceptował przywódca plemienia Ostadżlu (kontrolujący rejon między Tebrizem a Azerbejdżanem) Kopak-soltan. Diw-soltan, na czele swego plemienia (Rumlu) odebrał Tebriz (ówczesną stolicę Safawidów) z rąk Ostadżlu i zmusił ich do zaakceptowania nowego rozdania na zasadzie triumwiratu. Odtąd (do czasu osiągnięcia przez młodego władcę pełnoletności) władzę mieli sprawować przywódcy trzech największych kyzyłbaskich plemion: Rumlu, Ostadżlu i Tekkelu, a na ich czele stali: Diw-soltan, Kopak-soltan i Czuha-soltan Tekkelu (1526 r.). Jednak wódz plemienia Ostadżlu zorientował się, że Rumlu i Tekkelu zawarli sojusz przeciw niemu i postanowił wycofać się z rządów, wyjechać z Tebrizu i osiąść w swych dobrach w Erewanie (gdzie też przygotowywał się do walki). W 1527 r. wybuchła wojna domowa, gdy Rumlu i Tekkelu postanowili ostatecznie wyeliminować plemię Ostadżlu i zająć jego ziemie. W bitwie pod Soltanije, Kopak-soltan musiał ratować się ucieczką, lecz jego siły nie zostały jeszcze zniszczone i wkrótce potem przeszedł do ofensywy, zajmując Ardebil - święte miasto Zakonu Derwiszów. Widząc że Kopak-soltan szykuje się do zajęcia Tebrizu, Diw-soltan i Czuha-soltan ruszyli przeciw niemu i w bitwie pod Szarur ostatecznie rozbili armię Ostadżlu a Kopak-soltan poległ w tej bitwie. Teraz pozostawało już tylko dwóch konkurentów do pełnej władzy, a zazdrosny o wpływy Diw-soltana u młodego szacha, począł Czuha-soltan knuć intrygę, w której za wybuch walk pomiędzy kyzyłbaszami oskarżył Diw-soltana, jako nazbyt ambitnego i dążącego do władzy nawet nad samym szachem. Młody władca uwierzył w te plotki i zawezwał przywódcę plemienia Rumlu przed swe oblicze, w celu złożenia przez niego wyjaśnień. Jednak gdy ten zjawił się na obradach Dywanu, 13-letni władca napiął łuk i wystrzelił prosto w pierś swego wychowawcy (którym Diw-soltan był na mocy testamentu szacha Esma'ila), reszty dopełnili już strażnicy, masakrując Diw-soltana u stóp władcy (5 lipca 1527 r.). Teraz jedynym regentem pozostał już tylko Czuha-soltan, który natychmiast przystąpił do konsolidacji swej władzy oraz wywyższania przedstawicieli swego plemienia.

Ale szybko też pojawił się nowy konkurent do władzy. Był nim Hosejn-chan, przywódca plemienia Szamlu i gubernator Heratu (zachodni Afganistan). Z powodzeniem odpierał on ataki Uzbeków, którzy wykorzystując niepokoje w "państwie kyzyłbaszów", postanowili zawładnąć prowincją Chorasan i zdobyć jej stolicę - Herat (1528 r.). Hosejn-chan bohatersko bronił Heratu, choć jednocześnie słał prośby do Tebrizu o natychmiastową pomoc. Czuha-soltan robił co mógł, aby opóźnić wysłanie odsieczy, twierdząc że jeśli Hosejn-chan rzeczywiście jest takim dobrym wodzem - jak o nim mawiają, to wytrzyma jeszcze te kilka miesięcy. Jednak w tym przypadku młody Tahmasp wykazał się dość dużą samodzielnością i nie tylko zebrał armię na odsiecz Heratu, ale osobiście stanął na jej czele. Do starcia z Uzbekami doszło w okolicach Dżamu (środkowy Afganistan), a bitwa o mało nie zamieniła się w totalną klęskę Safawidów. Wszystko przez Czuha-soltana, który wraz ze swoim plemieniem uciekł z pola bitwy po ataku Uzbeków. Widząc że jego prawe skrzydło poszło w rozsypkę i istnieje niebezpieczeństwo okrążenia pozostałych sił, młody szach przemówił do żołnierzy, mobilizując ich do dalszej walki w imię dwunastu "bezgrzesznych imamów". Dzięki temu, wróg został odparty i uciekł z pola bitwy. Zwycięstwo zawdzięczano dwóm plemionom: Zulgadir i Szamlu, które wytrwały do końca i nie ustąpiły pola nieprzyjacielowi. Władca jednak bardzo zawiódł się na Czuha-soltanie i coraz rzadziej słuchał teraz jego rad. Dwa lata później Uzbekowie ponowili atak na Herat i Hosejn-chan znów wysłał prośbę do szacha o natychmiastową pomoc. Jednak przez knowania Czuha-soltana, pomoc nie nadeszła w porę i Hosejn-chan (wyczerpawszy zapasy żywności i wody) musiał skapitulować. Jedyne co uzyskał, to bezpieczne opuszczenie miasta przez obrońców Heratu. Czuha-soltan natychmiast oskarżył Hosejn-chana o zdradę i oddanie największego miasta perskiego wschodu w ręce wroga. Szach zawezwał Hosejn-chana przed swe oblicze, co - znając doświadczenie Diw-soltana - nie napawało optymizmem. Wódz plemienia Szamlu przybył jednak na spotkanie z Tahmaspem (do jego obozu pod Isfahanem), a władca - miast kary śmierci - ofiarował mu swą przyjaźń. Zaprosił go do swego stołu i obdarował pięknym płaszczem. Plany Czuha-soltana, ostatecznego pozbycia się konkurenta do władzy rękoma samego szacha, ostatecznie spaliły na panewce.




Wówczas Czuha-soltan postanowił osobiście zamordować Hosejn-chana ("osobiście" znaczy nasyłając nań opłaconego mordercę), lecz ten wcześniej dowiedział się o jego planach i przygotował zasadzkę. Niedoszły morderca został schwytany i po okrutnych torturach (odcięto mu uszy, nos i ręce) wyjawił kto zlecił mu dokonanie tego zamachu. Mając w rękach tak silne dowody, ruszył więc Hosejn-chan z ludźmi ze swego plemienia, na namiot Czuha-soltana. Ten jednak zdołał uciec i schronić się w namiocie szacha, ale to w niczym nie przeszkodziło rozgniewanemu Hosejn-chanowi, który wpadł ze swymi współplemieńcami do jasnozłotego namiotu Tahmaspa i tam doszło do walki z ludźmi Czuha-soltana. Walka była tak zacięta, że nikt nie zwracał uwagi na samego szacha, który o mały włos by tam zginął (w jego stronę poleciały dwie strzały wypuszczone z łuku, które... utkwiły w jego koronie). Straż szacha przyłączyła się do Hosejn-chana, co spowodowało że obrońcy Czuha-soltana zostali spacyfikowani a on sam zginął w namiocie Tahmaspa (ponoć zabity osobiście przez Hosejn-chana, który przebić miał go swym mieczem). Współplemieńcy zabitego wakila (namiestnika szacha) postanowili się zemścić i jeden z nich jeszcze tej samej nocy spróbował porwać władcę i uprowadzić na ziemie plemienia Tekkelu, aby go ponownie odeń uzależnić. Ta próba jednak się nie powiodła, a szach szybko został uwolniony przez straż, złożoną z plemion Szamlu i Zulqadr. Będący pod ścisłym okiem doradców, których słowo było często ważniejsze od jego woli, kontrolowany niczym dziecko, którym już przestał być, a teraz porwany, wszystko to razem wzięte spowodowało że w młodym szachu wreszcie coś pękło. W wieku 16 lat przestał być dzieckiem, a obudziła się w nim... bestia, którą stanie się do końca swego długiego panowania. Najpierw kazał ściąć swego niedoszłego porywacza (tępym ostrzem, aby przedłużyć jego agonię), osobiście przypatrując się tej egzekucji. Następnie wydał wyrok na całe plemię Tekkelu. Ruszyły więc zastępy plemion Szamlu, Zulqadr i Ostadżlu (z którymi Tahmasp się pogodził), mordując wszystkich bez wyjątku: mężczyzn, kobiety, dzieci i starców. Całe plemię zostało skazane na fizyczną eksterminację. Ci co mogli, ratowali się ucieczką na zachód, do Bagdadu, którego gubernator także wywodził się z plemienia Tekkelu. Ten jednak, w obawie o własne życie, wyłapywał wszystkich zbiegów, ścinał ich, a głowy wysyłał Tahmaspowi. Pozostała już tylko ucieczka do Turcji i z tej możliwości skorzystała liczna grupa Turkmenów Tekkelu. U boku szacha do pozycji regenta doszedł teraz Hosejn-chan, który oczywiście rozdawał dobra i urzędy członkom swojego plemienia.

Niestety, jak to często bywa (szczególnie wśród tych, co zdobyli jakąś władzę) pycha zawsze kroczy tuż przed upadkiem i tak właśnie było w tym przypadku. Hosejn-chan, będąc jedynym regentem i najbliższym doradcą szacha, uważał się za prawdziwego władcę i wydawał rozkazy w imieniu Tahmaspa często w ogóle go o tym nie informując. Przyzwyczajenie była zwodnicze i gdy pewne praktyki wejdą człowiekowi w krew, uważa je potem za naturalne i nawet nie zastanawia się nad ewentualnymi konsekwencjami owych decyzji. Tak też było z Hosejn-chanem, który przez trzy lata sprawował praktycznie niepodzielną władzę u boku szacha, aż wreszcie w 1533 r. skazał na śmierć jednego z ministrów Tahmaspa... w ogóle go o tym nie informując. Szach był bardzo zdziwiony, gdy się okazało że minister którego powołał - stracił życie z rozkazu regenta. Lampka ostrzegawcza natychmiast zapaliła się w głowie władcy i doszedł on do wniosku, że skoro regent nie informuje go o tak ważnych sprawach, jak skazanie na śmierć jednego z ministrów, to co jeszcze przed nim ukrywa? A może szykuje zamach stanu i pragnie osadzić na tronie jednego z młodszych braci szacha, albo też samemu obwołać się władcą? Oczywistym było, że Tahmasp nie mógł tolerować takiej samowolki, gdyż godziła ona bezpośrednio w podstawy jego władzy. Hosejn-chan został więc aresztowany i stracony z rozkazu władcy. Czy więc od tej pory nadszedł już czas samodzielnych rządów młodego, 19-letniego szacha? Otóż... nie! Kolejnego regenta (choć ten nie nosił już takiej nazwy) znalazł Tahmasp w osobie szejka Nur al-din Ameli Mohaqqeq-e Karaki, urodzonego w Syrii szyickiego teologa, któremu już ojciec Tahmaspa wypłacał pensję 75 tys. dinarów rocznie. Karaki zdobył teraz władzę podobną do tej, którą posiadał Hosejn-chan, a jego rozkaz był niepodważalny (sam szach rozesłał po kraju wieści, iż wola Nur al-dina Karaki jest zawsze zgodna z jego wolą). To do niego zwracano się teraz, jeśli chciano cokolwiek osiągnąć na dworze w Tebrizie. Karaki określał wysokość podatków i zarządzał ich zbieranie, wygnał z kraju wszystkich teologów, którzy sprzeciwiali się jego władzy, a jednocześnie surowo przestrzegał zasad religii szyickiej (to właśnie on wprowadził zwyczaj używania modlitewnych klocków - zawierających glinę z miejsc spoczynku świętych imamów - które odtąd stanowić będą nieodzowny element szyickiej wiary.

Taki to kraj zaatakował teraz sułtan Sulejman, wysyłając na Wschód armię pod dowództwem swego seraskiera (głównodowodzącego), wielkiego wezyra, a prywatnie przyjaciela i męża jego siostry - Ibrahima Paszy. Głównym jednak powodem ataku, było wzięcie w obronę plemienia Tekkelu, które walcząc od początku u boku ojca Tahmaspa - szacha Esma'ila, jako "odrodzonego Mahdiego", teraz, z obawy o własne przetrwanie, zmieniło front i stało się wierne osmańskiemu sułtanowi. Na czele tego plemienia w Turcji, stał Olama-soltan Tekkelu, prawa ręka Czuha-soltana i wódz armii Azerbejdżanu przed 1530 r. To on teraz prowadził tureckie wojska Ibrahima Paszy najkrótszą drogą na Tebriz. 16 lipca 1534 r. (po wcześniejszym, prawie bezkrwawym opanowaniu Aleppo, Kirkuku i Mosulu) Osmanowie bez walki wkroczyli do Tebrizu, z którego wcześniej wycofał się Tahmasp. Miasto to Ibrahim umocnił i osadził w nim swą załogę. Przez kolejne dwa miesiące wielu lokalnych kyzyłbaskich wodzów poddało się Ibrahimowi, a ten już wszystko zorganizował, w oczekiwaniu na przyjazd sułtana (który to wyruszył z Konstantynopola niczym w pochodzie triumfalnym, przyjmując po drodze akty uwielbienia od swych poddanych). We wrześniu sułtan wjechał do Tebrizu. Wydawało się że ta wojna jest niekończącym się marszem triumfalnym, w czasie którego prawie nie dochodziło do starć, gdyż przeciwnik sam składał broń. Tak też się stało w Tebrizie, gdzie do stóp Sulejmana upadli: emir Szirwanu i emir Gilanu. Wydawało się, że dni Tahmaspa są już policzone a wszyscy jego stronnicy rychło go opuszczą. Teraz celem sułtana był Bagdad, duża metropolia, pamiętająca jeszcze czasy świetności arabskich Abbasydów. To miasto kalifów było zresztą rządzone przez gubernatora z plemienia Tekkelu i choć nie wsparł on wcześniej swoich współplemieńców, a nawet sam ich mordował, to jednak czynił tak z obawy o własne życie, przy braku jakiejkolwiek szansy na odsiecz. Teraz zaś sytuacja była już zupełnie inna. Teraz pod Bagdad podchodziła potężna osmańska armia, a dalszy los Tahmaspa i "państwa kyzyłbaszów" stał pod wielkim znakiem zapytania.




Ale szach nie był wcale w tak beznadziejnym położeniu, jak to by się wydawało jego wrogom. Ściągnął armie z Heratu (odbitego od Uzbeków), w tym najwierniejsze plemiona Szamlu i Zulqadr i ruszył na twierdzę Wan, w której zatrzymał się ze swymi zwolennikami Olama-soltan. Co prawda Tahmasp twierdzy tej nie zdobył, ale i tak jego szanse na powstrzymanie tureckiej inwazji wcale nie były małe. Szach dysponował bowiem liczną, lekką i mobilną jazdą, której osmańscy janczarzy ani też osmańska konnica nie byli w stanie podołać. A marsz z Tebrizu do Bagdadu nie był wcale łatwy, tym bardziej, że Tahmasp wszędzie stosował technikę spalonej ziemi, nie pozostawiając osmańskiej armii żadnej możliwości uzupełnienia zapasów żywności. Do tego dochodziły nieustannie padające deszcze, rozmiękłe drogi, zamieniające się miejscami w prawdziwe bagna (przez to właśnie trzeba było porzucić część dział, których nie było można wyciągnąć z tego błota - a potem zajęli je Persowie). Deszcz, błoto, pchły i nieustanny głód wciąż dokuczał żołnierzom Sulejmana Wspaniałego, idącym do Bagdadu. Nie przypominało to wcale triumfalnego pochodu, jakim armia sułtańska kroczyła od samego Konstantynopola. Teraz przypominało to raczej drogę przez mękę, a dla niektórych było wręcz prawdziwym piekłem (wielu żołnierzy, a nawet wyższych dowódców zmarło w czasie tego marszu z głodu i wycieńczenia). Persowie nawet nie zbliżali się do osmańskiej armii, czekając aż uporczywy marsz osłabi ich siły i będą bardziej podatni na ich uderzenia. Gdy przeszli góry Zagros i weszli na Równinę Mezopotamii, wielu wznosiło ręce w podzięce Allahowi, jakby ten wprowadził ich właśnie do Ziemi Obiecanej. Gubernator Bagdadu opuścił miasto i udał się do Tahmaspa, a wraz z nim jego załoga i wielu mieszkańców. Miasto było teraz bezbronne a 4 grudnia 1534 r. sułtan Sulejman uroczyście wjechał w jego mury. Bagdad był już wówczas cieniem swej dawnej świetności. Od czasu, gdy (15 lutego) 1258 r. Hulagu-chan, wnuk Czyngis-chana, zdobył to miasto i zamordował ostatniego kalifa dynastii Abbasydów: Al-Mustasima, dawny świat legł w gruzach. Bagdad bowiem był nie tylko miastem, ale był symbolem, spajającym całą muzułmańską cywilizację (podobnie jak Rzym dla starożytnych, a jego upadek w 410 r. był dla tamtego świata prawdziwą katastrofą, oznaczał bowiem rozwianie ostatnich nadziei i uświadomienie sobie że na tym świecie nigdy nie ma nic trwałego). Co prawda cywilizacja ta wciąż jeszcze istniała (gdy np. w 1382 r. arabski uczony i podróżnik Abd ar-Rahman Ibn Chaldun, opuszczał Tunis, udając się na pielgrzymkę do Mekki, mógł być pewien, że gdziekolwiek postawi swą stopę, czy to w Hiszpanii, czy w Maghrebie, czy w Egipcie, czy w Syrii, czy też w Anatolii, zawsze dogada się w języku arabskim, bez względu na poszczególne panujące tam dynastie i rody), ale jej blask po upadku Bagdadu znacznie przyblakł.

Zresztą sam Bagdad na długo przez zdobyciem go przez Mongołów, utracił lata swej świetności. Już w 1184 r. arabski podróżnik - Ibn Dżubajr pisał: "Większość budowli zniknęła, miastu pozostał jedynie prestiż nazwy. (...) Nie ma już w sobie piękna, które przykuwa spojrzenie i zaprasza niespokojne umysły do beztroski i przechadzek. Pozostała mu jego rzeka, Tygrys", natomiast w 1437 r. arabski pisarz - Al-Makrizi twierdził: "Bagdad jest w ruinie. Nie ma ani meczetów, ani wiernych (...) większość palm uschła. Nie można go nazwać miastem". Czy tak właśnie wyglądał Bagdad, gdy wkraczała w jego mury wyczerpana armia sułtana Sulejmana? Tego nie wiadomo, ale trzeba wiedzieć, że pomimo wyraźnych oznak upadku, Bagdad nadal mógł aspirować do jednego z największych miast muzułmańskiego (i nie tylko muzułmańskiego) świata. Wielki, majestatyczny Pałac kalifów, nie miał sobie równych na całym Bliskim Wschodzie, a ogrody zawsze pełne były mieszkańców, szukających tam cienia i odprężenia przed słońcem. Teraz panem Bagdadu był turecki sułtan, pod którego panowaniem znajdowało się już kilka wielkich, starożytnych i arabskich miast (Damaszek, Aleksandria, Kair, Mekka, Medyna i oczywiście Konstantynopol). Pierwszą decyzją nowego następcy kalifów, było odbudowanie zniszczonego z polecenia Safawidów - grobu Abu Hanify - założyciela sunnickiej szkoły prawnej, na której Turcy się wzorowali. Ciało owego męża mieli Safawidzi wykopać i spalić, ale okazało się (jakże by inaczej - w końcu nowe panowanie = nowe cuda) że nagle odnaleziono je... nietknięte przez ogień. Prawdziwy cud! 😉 Natychmiast przeniesiono je do odbudowanego grobowca i pochowano w wielką pompą. Obok grobowca, Sulejman kazał też wznieść meczet Al-Kazimajn i szkołę koraniczną (medresę). Miasto stało się na powrót sunnickie, choć jednocześnie sułtan odwiedził też szyickie miejsca święte, dając tym wyraźnie znak, iż pragnie być władcą wszystkich odłamów religii Mahometa i chce ponownie je ze sobą jednoczyć. W mieście powstały koszary janczarów i spahisów, a sułtan przebywał tutaj aż do kwietnia 1535 r. gdy wrócił do Tebrizu. 

Co prawda Ibrahim snuł jeszcze plany marszu na Wyżynę Irańską i podbój Isfahanu, Szirazu, Reja i Kaszanu - ale były to już tylko mrzonki. Ciężka przeprawa z Tebrizu na Nizinę Mezopotamską (która pochłonęła 30 000 ludzi i to bez żadnych wrogich działań ze strony Persów) ukazała wszystkim trudy tej wojny i jeśli armia Sulejmana weszłaby na góry i pustynie Persji... już by stamtąd nie wróciła. Sulejman doskonale o tym wiedział, dlatego też dalsza wojna była już niemożliwa do wygrania, zresztą i tak osiągnięto sporo, zdobyto Tebriz i Bagdad - dwie stolice "państwa kyzyłbaszów". I tak, z końcem 1535 r. sułtan nakazał wymarsz do domu, do Konstantynopola. A w międzyczasie wiele się zdarzyło - zmarła matka Sulejmana - Ayse Hafsa, a on sam poślubił Roksolanę/Hurrem, czyniąc ją swą oficjalną żoną (o czym będzie w następnej części). Kampania w Persji - "Wojna Dwóch Iraków" - była już skończona (choć pokój nie został zawarty), ale na Morzu Śródziemnym wciąż toczyły się zmagania z Wenecją i Hiszpanią, a chrześcijańska Europa nie ustawała w planach osłabienia Turków i wydarcia im przynajmniej europejskich zdobyczy. 

 




 CDN.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz