Stron

poniedziałek, 25 października 2021

"JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. VIII

CZYLI, JAK TO W POLSCE

NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?

 




KRÓL HENRICUS

Cz. IV






  
 Podkomorzy Jan Tęczyński, gdy tylko upewnił się że króla Henryka nie ma w jego komnacie na Wawelu, natychmiast - wraz z kilkoma towarzyszami i mając przy sobie kilkunastu polskich Tatarów - ruszył w pogoń za uciekającym ze swego królestwa monarchą. Następnie dołączył do niego Mikołaj Zebrzydowski, który zebrał oddział kilkuset jeźdźców (mówi się o ok. 500). Król Henryk tymczasem dotarł już do Oświęcimia i szybko z niego wyjechał. Orszak królewski został jednak dostrzeżony i powiadomiono o tym starostę oświęcimskiego, a ten niedawno wybudzony i przez to zupełnie nagi (w stroju Adama) dosiadł konia i puścił się w pogoń za królem, a gdy król przekraczał Wisłę, też rzucił się do wody, wołając w stronę ustępującego orszaku: "Najjaśniejszy Panie, dlaczego uciekasz?" Gdy Henryk wyjeżdżał z Oświęcimia, drugą bramą już wjeżdżał tam Jan Tęczyński ze swymi ludźmi, ale doścignął króla dopiero pod Pszczyną na terytorium cesarskim, poza granicami Rzeczypospolitej. Usłyszawszy za sobą pościg, król się nie zatrzymał, jedynie zwolnił i posłał do Tęczyńskiego swoich ludzi - Larchant'a i Sonvrai'a, którzy mieli się spytać, czy przybywa jako przyjaciel, czy nieprzyjaciel. Tęczyński poprosił o rozmowę z królem, oddawszy wcześniej swoją broń, to samo polecił uczynić reszcie pościgu. Upadł przed obliczem Henryka na kolana i błagał go o powrót do kraju. Powoływał się na słowa Biblii, gdzie pasterz nie może opuszczać swojej owczarni, gdyż bez niego ona nie istnieje. Stwierdził również, że nikt królowi nie będzie czynił przeszkód w powrocie do Francji, ale niech uczyni to zgodnie z prawem i obowiązującymi standardami - niech zwoła sejm, na którym wyznaczy interreksa i określi jak długo pragnie pozostać we Francji. Henryk odrzekł wówczas: "Nie chciejcie u siebie wątpić o moim sercu ku tej Rzeczypospolitej, gdy wiele wam i ojczyźnie waszej winienem, żeście mię uczynili królem takiego państwa. Chcę, abyście wierzyli, że dokąd mi życia i krwi wystarczy, nie zapomnę waszej ku mnie przychylności. Lecz abym zaniechał tę drogę, ani ja uczynić, ani wy żądać nie możecie. Jeżeli teraz z wami zostanę, Królestwo Francuskie, które jest moim dziedzictwem, przejść może w inne ręce. Wkrótce wrócę. Króla waszego nie na długo będziecie pozbawieni, a przybędzie niemało czci i potęgi, jeżeli otrzymawszy królestwo ojczyste, wszystkie bogactwa Królestwa Polskiego, nic dla siebie nie biorąc, obrócę na jego własne potrzeby. (...) Przez krótki czas mej niebytności, mądry Senat w moim imieniu łacno sprawom Rzeczypospolitej zaradzi. Taką wam daję odpowiedź". Henryk obiecał więc, że powróci za trzy, cztery miesiące, a w dowód prawdziwości swych słów, zdjął z palca pierścień i wręczył go Tęczyńskiemu. Król na Wawelu pozostawił też listy do kilku dostojników, w tym samym tonie pisane. Zatem Tęczyński zawrócił do kraju, mając w ręku jedynie królewski pierścień i przysięgę, że Henryk wróci do kraju, którego władcą został koronowany ledwie cztery miesiące wcześniej.

Król, podczas swej podróży kazał się teraz zwać kapitanem Lamothe, a ponieważ tak popędzał naprzód, że jeszcze w Pszczynie padł pod nim z wyczerpania koń (to już drugi, na jakim jechał od chwili swej ucieczki z Wawelu w nocy z 18 na 19 czerwca 1574 r.). Musiał więc ponownie wymienić konia i tak jechał aż do Ostrawy na Morawach, gdzie już oczekiwał na niego powóz, który zawiózł go do Wiednia (po drodze, jeszcze w Oświęcimiu, gdy do królewskiego orszaku zbliżał się polski pościg, dwóch Francuzów - Pibrac i Villequier, których konie nie mogły już dłużej biec, skryło się w lesie. Co prawda potem Villequier doścignął orszak Henryka, ale Guy de Pibrac się zagubił. Za Oświęcimiem spotkał gromadkę lokalnych chłopów, przed którymi uciekł w obawie, iż ci mogliby go okraść lub zabić. Nie mieli oni jednak takich zamiarów, ale widząc że przed nimi ucieka, rzucili się za nim w pogoń. Koń jego uciekł, zrzuciwszy Pibrac'a do wody, gdy ten zbliżył się do moczarów. Cały przemoczony, w poszarpanym ubraniu, ukrywał się więc w lesie, gdzie też odnaleźli go chłopi i zaprowadzili w stronę Zatora. Pibrac miał jednak szczęście, gdyż drogą tą jechał właśnie wielki referendarz królewski - Krzysztof Dębiński. Dowiedziawszy się od chłopów co nastąpiło, dał Francuzowi ubranie i konie, aby ten mógł dogonić swego króla). W Wiedniu cesarz Maksymilian II Habsburg powitał króla Henryka bardzo dobrze (spodziewając się, że jego ucieczka z Krakowa stworzy możliwość do ponownego ubiegania się Habsburgów o koronę Królestwa Polskiego). Z Wiednia, przez Styrię, Karyntię i Tyrol, dotarł Henryk do Wenecji - gdzie zabawił przez kolejne dziewięć dni (a przecież tak mu się spieszyło do Francji), wspaniale podejmowany przez Signorię i dożę - Alvise Mocenigo. Przebywał tam również wówczas książę Ferrary - Alfons II d'Este, który zapoznał Henryka z piękną poetką-kurtyzaną Weronicą Franco. Henryk wjechał do Wenecji dnia 18 lipca 1574 r. Na jego przybycie oczekiwano z ogromną radością (mawiano, że zgrzybiali starcy obawiają się umrzeć, nim go zobaczą na własne oczy). Na główną siedzibę w mieście przeznaczono mu pałac Foscarich, na Lido wzniesiono dla niego bramę triumfalną, odnowiono i ponownie odmalowano sławnego Bucentaura - czyli okręt wizytówkę dożów Wenecji, który witał wjeżdżającego króla Henryka, w towarzystwie szeregu gondol i małych statków. Na powitanie strzelano z dział, dzwony rozbiły się we wszystkich kościołach miasta, chóry śpiewały, tłumy wiwatowały, ale Henryk - co prawda oszołomiony tym przyjęciem - szybko skupił się na innych atrakcjach i jeszcze tego samego wieczoru po swym przybyciu do Wenecji, udał się gondolą do pałacu Fondaco dei Turchi, w którym swą siedzibę miał książę Ferrary, i gdzie odbywało się przyjęcie, połączone z towarzystwem pięknych kurtyzan (tam wpadła Henrykowi w oko - Vittoria Pissima z Ferrary, artystka trupy teatralnej Gelosich).




Kolejne dni spędzał Henryk w towarzystwie Alfonsa, który oprowadzał go gondolą po mieście (notabene wizyta księcia Ferrary bardzo nie podobała się Signorii, jako że członkowie rady weneckiej musieli ustępować mu miejsca przy boku króla w gondoli - a przecież to oni byli gospodarzami miasta). To również Alfons przedstawił Henrykowi Weronikę Franco, wówczas kochankę weneckiego patrycjusza - Andrea Troni. Odznaczała się ona nie tylko urodą, ale i również potrafiła pisywać sonety, recytowała z pamięci wiersze Wergiliusza, Horacego, Owidiusza i wielu innych autorów. Nie nadużywała też biżuterii ani kosmetyków - wystarczały jej perły, jakiś naszyjnik za piętnaście talarów i brylant na palcu lewej ręki. Nie używała też perfum i zamiast nich wolała olejki z wiciokrzewu lub werbeny. Czuła zapewne duży wstręt do profesji, której się oddawała, a która pozwalała jej żyć na dość wysokim poziomie i mieszkać w pałacach swych "adoratorów". Na pewno chciała być szanowana jako kobieta, a ponieważ nie znała innego sposobu aby ten szacunek sobie zapewnić, przeto stała się luksusową kurtyzaną - podziwianą wszędzie, gdzie się pokazywała (czasem też, wraz ze swoją służącą - udając się np. do kościoła - przywdziewała męską odzież, co oczywiście budziło zniesmaczenie, tym bardziej gdy stawała po tej części kościoła, która była przeznaczona dla kobiet. Pewnego razu, spóźniwszy się na mszę i będąc w stroju męskim, uklękła dyskretnie obok jakiejś damy, która ujrzawszy ją tak przebraną, ostentacyjnie wstała, by poszukać sobie innego miejsca, na co Weronika Franco miała rzec z komizmem w głosie: "Pani, nie musisz odsuwać się ode mnie. Zapewniam, że moja przypadłość dotyka jedynie te, które tego pragną"). Pewnego razu jakaś kobieta przyprowadziła do niej swoją umalowaną i wyperfumowaną córkę, aby ta nauczyła ją, jak stać się dobrą kurtyzaną, na co Weronika miała odpowiedzieć: "Ni stąd, ni zowąd wbiła jej pani do głowy czczy kaprys malowania sobie włosów i twarzy. I oto pokazuje ją pani w towarzystwie z ufryzowanymi włosami, obszernym dekoltem wylewającym się ze stanika, gołym czołem, ze wszystkimi tymi ozdóbkami i pozorami, które zwykle znamionują chęć dobrego sprzedania towaru. (...) To zbyt okrutne i sprzeczne z ludzką wrażliwością przymuszać człowieka do takiego zajęcia, do takiego niewolnictwa, o których myśl sama napawa przerażeniem". Kobieta ta była jednak niezadowolona z odmowy Weroniki Franco i uznała jej odpowiedź za obraźliwą.

Weronika, gdy spotkała się z królem Henrykiem, miała 28 lat. Od ośmiu lat pracowała jako luksusowa dama do towarzystwa . Jej pierwszym stałym kochankiem i sponsorem (a także  pierwszą wielką miłością) był niejaki Marco Venier - potomek znakomitego weneckiego rodu. Poznała go w 1571 r., gdy miała prawie 25 lat. Poznali się w kościele, a on potem przesłał jej poemat o miłości, do którego dołączył sznur pereł. Poemat przyjęła, ale perły odesłała, zdając sobie sprawę, że tym gestem jeszcze bardziej go do siebie przyciągnie (poza tym w ogóle była Weronika bardzo złego zdania o kobietach, które afiszowały się swym bogactwem i które nie potrafiły odmówić mężczyźnie przyjęcia kolejnych ozdób, a tak właśnie czyniła też jej matka - Vanozza, która również była luksusową wenecką kurtyzaną). Ponieważ jednak nie była głupia i wiedziała z czego się utrzymuje, postanowiła tak to rozegrać, aby zwrot pereł nie został potraktowany jako afront, a wręcz przeciwnie, jako zachęta do dalszej kokieterii. Dlatego też poprosiła jednego ze swoich klientów - Pietra Aretina (który nie należał do zamożnych i musiał czekać, aż jego mecenas wyśle mu pieniądze za poezję którą pisywał, a wraz z nim często na "swoją dolę" czekała również i Weronika. Tym razem też był jej winien pieniądze i postanowiła zamienić je na przysługę, którą mógłby jej wyświadczyć). Aretino był częstym gościem w pałacu Venierów, dlatego też Weronika poprosiła go, by zabrał ją ze sobą, a w zamian oferowała anulowanie jego długów wobec niej. Tak też się stało, a przybyła ona do pałacu w masce na twarzy i w pelerynie, zaś gdy ją zrzuciła, okazało się że przywdziała czarną suknię bez żadnych ozdób (chciała tym pokazać Venierowi że nie musi stroić się w perły które jej przysłał). Zrobiła na nim wówczas ogromne wrażenie i odtąd była już częstym gościem w pałacu rodziców Marco. Zapewne się w nim zakochała i pragnęła by i on poczuł do niej to samo uczucie, więc często towarzyszyła mu w drodze do kościoła, lub na balach, ale jednocześnie nie pozwalała mu zbliżyć się do siebie i odmawiała wstępu do swojej garsoniery. Ten pisywał do niej słodkie listy miłosne, prosząc by zezwoliła mu posmakować jej ust.




Szybko okazało się jednak, że Marco ma konkurenta do serca Weroniki - był nim jego kuzyn - Maffio Venier. Niestety, chłopak w młodości stracił ojca i odtąd wychowywał się w pałacu swego stryja - ojca Marco, nie miał więc czym "zaimponować" drogiej kurtyzanie takiej jak Weronika. Weronika szybko też dała mu kosza, a upokorzony mężczyzna zapragnął teraz się zemścić. Rozgłaszał wszędzie, że oddaje się ona dwóm mężczyznom na raz, byle tylko byli wystarczająco bogaci - ale to nie czyniło większego wrażenia na mieszkańcach Wenecji. Wreszcie poskarżył się swemu stryjowi, że Weronika pragnie omotać Marco, aby go poślubić i wejść do zamożnej patrycjuszowskiej rodziny. Zaczął też wysyłać do niej listy, pisane niby przez Marca (i stemplowane jego pieczęcią), w których dwuznacznie opisywał ją jako dziwkę. Ponieważ listy te były stemplowane pieczęcią Marca, Weronika uznała że są jego autorstwa i że jest to jego zemsta na zbyt długą odmowę zbliżenia z jej strony. Odpisała mu więc tym samym tonem: "Wygląda na to, że jesteś głupi (...) skoro przez długie tygodnie, wspomagając się licznymi podarkami, ubiegałeś się o miłość groszowej dziwki, o której cała Wenecja wie, że jest niezdolna do jakichkolwiek uczuć. Musisz być także ślepy, skoro ta dziwka po bliższym przyjrzeniu okazuje się wręcz paskudna. (...) Teraz, kiedy już wiesz, ile jest warta, z pewnością dasz jej święty spokój i przestaniesz wzdychać pod jej oknami". Urażony tonem tego listu, przybył Marco do jej kamienicy, aby zapytać dlaczego tak okrutnie go potraktowała, ale nie wpuściła go do siebie. Siedział więc do nocy pod jej oknem i czekał aż mu otworzy. Gdy zrobiło się ciemno (w obawie że może mu się stać coś złego po jej domem, a potem Venierowie oskarżą ją o nasłanie zbirów, a nie chcąc z nimi zadzierać) wpuściła go do swego domu. Tą noc spędzili razem, najpierw w kąpieli, a potem w łożu. Gdy Maffio dowiedział się o tym, napisał do niej kolejny list (oczywiście w imieniu Marco), w którym piętnował wszelkie niedoskonałości jej ciała. Co gorsze, list ten nie został wysłany tylko do niej, a jego odpisy kursowały już po całym mieście. Weronika poczuła się upokorzona. Zamknęła się w swym mieszkaniu i nie chciała nikogo widzieć (ponoć przez kilka dni nie przyjmowała też posiłków). Ostatecznie postanowiła w inny sposób bronić własnej czci. Posłała Marcowi kolejny list, w którym żaliła się na jego grubiaństwo i twierdząc iż mu zaufała, a on zdradził jej uczucia, postanowiła... wyzwać go na pojedynek na szpady.





PRZYPOMNIAŁA MI SIĘ OD RAZU NAUKA SZERMIERKI PANIENKI BASI PRZEZ MICHAŁA WOŁODYJOWSKIEGO
W "PRZYGODACH PANA MICHAŁA"
(od 5:30)




Było to dosyć niekonwencjonalne zachowanie jeśli idzie o kobietę i rozbawiło ono Wenecjan. Ale Weronika traktowała to wszystko zupełnie poważnie - zamknęła swój dom i ogłosiła że nikogo już nie będzie przyjmowała, dopóki nie odzyska honoru (a trzeba pamiętać że kurtyzana nie była tylko prostytutką, jeśli była powszechnie znana, na jej salonach gromadzili się ludzie kultury, sztuki i polityki, było to więc miejsce spotkań towarzyskich). Zaczęła też intensywnie trenować szermierkę u boku weneckiego fechmistrza po trzy, cztery godziny dziennie. Ostatecznie do pojedynku jednak nie doszło, gdyż Marco ponownie zjawił się przed jej domem i przysiągł, że nigdy w niczym jej nie uchybił i nie napisał listów, o które jest posądzany. Marco zaczął podejrzewać o autorstwo listów swego kuzyna Maffio, jako że mieszkali w jednym domu i tylko on mógł posłużyć się jego stemplem. Weronika wyzwała więc na pojedynek Maffio, ale miał to być już pojedynek poetycki, jako że zarzuciła mu beztalencie i to, że listy które do niej pisywał, tak naprawdę w jego imieniu pisywał ktoś inny. Maffio przyjął wyzwanie, a Weronika w określonym dniu zjawiła się na Placu św. Marka w męskim stroju do szermierki, po czym publicznie wyzwała Maffio na pojedynek, pozwalając mu wybrać broń (sugerowała pojedynek poetycki po włosku, wenecku lub w języku burleski). Pojedynek ten wygrała, a Maffio został wygwizdany. Niestety, jej romans z Marco też dobiegał już kresu, tym bardziej że rodzice chcieli go ożenić z dziedziczką rodu Correrów i to wtedy, gdy Weronika zaszła z nim w ciążę i urodziła mu córkę (1573 r.). Potem wyjechała do Mantui, na dwór tamtejszego księcia, a po powrocie do Wenecji (koniec 1573 r.) zażądała od Marca by się z nią ożenił - deklarując, że wcześniej go o to nie prosiła, ale teraz byłby to dobitny dowód jego miłości do niej. Marco uznał córkę i wyposażył ją, ale odmówił poślubienia Weroniki. Wówczas "zaopiekował" się nią Andrea Troni, a Weronika Franco zamieszkała w jego pałacu w pobliżu San Giovanni Christostomo. W lipcu 1574 r. przez osiem dni umilała czas królowi Henrykowi Walezemu (prawdopodobnie jednak nie doszło do zbliżenia). On uczynił ją ambasadorem Francji w Wenecji, a ona ofiarowała mu na pamiątkę spotkania swój portret.

Król spędził w Wenecji dziewięć dni, podczas których trwały nieprzerwane bale, festyny, tańce i iluminacje. Henryk jednak nie tańczył (był w końcu w żałobie po śmierci swego brata, króla Francji - Karola IX), choć podczas tańca balio del capello - w którym panie wybierały swych partnerów do tańca, wręczając im trzymane w dłoni kapelusze - kilka dam chciało wręczyć królowi swoje kapelusze, ale ten musiał odmówić. 27 lipca Henryk opuścił Wenecję w towarzystwie księcia Alfonsa II d'Este, a 29 lipca przybył do jego księstwa - Ferrary, leżącej za Padem. Tam również czekało go uroczyste powitanie (strzały z armat, bicie dzwonów, liczne iluminacje). W pałacu powitały króla - żona (Lukrecja) i siostra (Eleonora) księcia Ferrary. Spędził tu tylko dwa dni, a trzeciego popłynął Padem do Mantui. Tutaj otrzymał od księcia - Wilhelma I - dwanaście koni z jego słynnego stada. W połowie sierpnia król wyjechał w dalszą drogę, do Turynu, a stamtąd znów (wyjechawszy z miasta 27 sierpnia 1574 r.) wjechał do Lyonu. W mieście tym oczekiwała już na spotkanie z synem (z eskortą ok. 12 000 żołnierzy), królowa matka - Katarzyna Medycejska, ich spotkanie nastąpiło w Bourgoin. Już wcześniej na życzenie Henryka, jego matka uwolniła z "więzienia domowego" Franciszka Herkulesa, księcia d'Alençon (swego najmłodszego syna i potencjalnego kandydata do tronu Francji), oraz króla Nawarry i męża Małgorzaty "Margot" de Valois (swojej córki) - Henryka III (który w 1589 r. obejmie tron Francji jako Henryk IV Burbon i będzie założycielem królewskiej linii Burbonów). Co prawda Katarzyna tak uczyniła, ale ta przebiegła Włoszka dobrze wiedziała że nie należy ufać pozorom i aby odciągnąć swego najmłodszego syna od polityki oraz planów zdobycia tronu, podsunęła mu do łoża sławną "Circe" (jak o niej mawiała), czyli słynną z urody - Charlottę de Sauve, która doskonale potrafiła zająć czas młodemu księciu. Co ciekawe, madame de Sauve sypiała jednocześnie z królem Nawarry, co ostatecznie spowodowało, że obaj panowie zaczęli być o nią zazdrośni. Niestety, pani de Sauve żadnego z tych mężczyzn nie darzyła uczuciem, a traktowała te spotkania jako część polecenia królowej matki (osobiście zadurzyła się zaś w księciu de Guise - Henryku I, przywódcy Ligii Katolickiej, którego twarz pokrywały liczne blizny) i to do niego wzdychała po nocach.




W samym czasie, gdy Henryk wjeżdżał do Lyonu, obejmując w posiadanie swoje francuskie królestwo, w drugim jego królestwie - Polsce, szlachta - tłumnie zgromadzona w Senacie - radziła co czynić dalej po ucieczce i porzuceniu Rzeczpospolitej przez króla panującego zaledwie cztery miesiące.    
 
 
 
 CDN.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz