Stron

sobota, 6 listopada 2021

PRAWDZIWA HISTORIA KOPCIUSZKA - Cz. II

BAJKA OPARTA NA 

REALNYCH PRZYKŁADACH

"KSIĄŻĄT" ZAKOCHANYCH W

PRAWDZIWYCH "KOPCIUSZKACH"





 

 HISTORIA PIERWSZA:

JUSTYNIAN i TEODORA 

(CZYLI ZAKOCHANE "POTWORY")

Cz. I 






 
 Opowieść o Justynianie i Teodorze nie do końca wpasowuje się w ten temat, w którym jest jasny podział na "książąt" (lub "księżne", bo będą też bardzo nieliczne przypadki sytuacji odwróconej, w której to mężczyzna występuje w roli "kopciuszka") i "kopciuszków", ponieważ obie te postacie w zasadzie można by od razu zakwalifikować do tej drugiej pozycji, gdyż oboje nie wywodzili się z arystokratycznych i wpływowych rodzin, a wręcz przeciwnie - pochodzili z plebsu, można by wręcz powiedzieć - z najniższych kręgów społecznych. A to oznacza, że zarówno Justynian jak i Teodora odpowiadają pozycji "kopciuszków" i niestety brakuje nam w tej miłosnej historii "księcia" 😉. Mówiąc zaś poważnie, dzieje tej pary zachowały się w historii głównie (bowiem nie tylko) dzięki pracom Prokopiusza z Cezarei, który - szczególnie w swej "Historii Sekretnej" - odmalował obraz władców Imperium Rzymskiego (bowiem mieszkańcy Wschodniego Imperium po upadku Zachodu, wciąż uważali się za "Rzymian" i tak właśnie się określali, zaś nazwa: "Bizancjum" została stworzona znacznie później przez jednego z francuskich historyków. Bizantyjczycy nie przestali nazywać się "Rzymianami" nawet wówczas, gdy łacina już dawno poszła w zapomnienie, a językiem oficjalnym znów stała się greka. Było to jednak nawiązanie do dawnej tradycji wielkiego, zjednoczonego Imperium Romanum, którego ostatnią pozostałością mienili się władcy i mieszkańcy sławnego Konstantynopola) w taki sposób, że niechybnie można by uznać, iż byli oni gorsi od największych antycznych tyranów i wręcz należałoby ich określić jako "potwory w ludzkich skórach". Oczywiście Prokopiusz - świadek wydarzeń epoki justyniańskiej - pisał swoją "Historię Sekretną" (a dokładnie dzieło zatytułowane po grecku: "Anekdota", które dopiero po swym pierwszym wydaniu w 1623 r. otrzymało współczesną nazwę "Historia Arcana", czyli właśnie "Historia Sekretna") już w "bezpiecznych" czasach, gdy był pewien, że ze strony cesarza i jego małżonki nic złego go nie spotka (zresztą sam o tym wspomina we wstępie swej książki), ale obraz przedstawiony w "Anekdocie" został tak bardzo wykoślawiony, iż doprawdy trudno byłoby uznać tę relację za prawdziwą (co nie znaczy oczywiście że fakty, które Prokopiusz prezentuje nie miały miejsca, a jedynie to - że zapewne zostały w niewyobrażalny wręcz sposób wyolbrzymione przez autora i celowo odmalowane w "krzywym zwierciadle"). 

Rodzi się też pytanie - co skłoniło tego autora, który przecież w swym wcześniejszym dziele: "O Budowlach" - wychwala Justyniana pod niebiosa, jako wielkiego budowniczego i wspaniałego władcę, który ocalił i odnowił Imperium - aby w taki właśnie sposób zohydzić potomnym postać cesarza i jego małżonki? Postaram się rzucić na to pytanie nieco światła w dalszej części opisu, ale warto również dodać, że nie tylko na Justyniana wylała się gorycz autora, ale również na jednego z największych wodzów Wschodniego Cesarstwa Rzymskiego - na Belizariusza, którego krytyka w pierwszych księgach "Historii Wojen" (również autorstwa Prokopiusza z Cezarei) jest bardzo powściągliwa, a wręcz przeplata się z nadziejami wiązanymi z tym człowiekiem, jako - być może - nowym cesarzem (choć oczywiście taka myśl tam nie pada). Natomiast ostatnie księgi tego dzieła, to jedno wielkie oskarżenie Belizariusza o nieudolność, a w "Anekdocie" został on wręcz przedstawiony jako nieudolny i wręcz głupawy rogacz oraz pantoflarz). Skąd brała się owa niechęć Prokopiusza do Justyniana, Teodory, Belizariusza i jego małżonki - Antoniny? Czyżby chodziło tutaj o urażoną ambicję i pogardę, jaką przedstawiciele warstw wyższych (do jakich bez wątpienia należał Prokopiusz) darzyli tych nuworyszy z plebsu, którzy dzięki talentom wojskowym, uzyskali wpływ na obsadzanie najwyższych urzędów (łącznie z wyborem cesarza), albo też ostatecznie sami zasiadali na tronie? Bez wątpienia ród Justyniana mógł w oczach Prokopiusza budzić politowanie i pogardę i to nie tylko swym niskim społecznym pochodzeniem, ale również faktem braku wyższego wykształcenia wśród jego członków (a przynajmniej nie takiego, jakiego życzyłby sobie Prokopiusz). Oczywiście zarzut ten nie dotyczył samego Justyniana, a raczej  jego wuja - Justyna, założyciela dynastii justyniańskiej, który rzeczywiście miał być analfabetą (Prokopiusz opisuje, jak specjalnie dla niego przygotowano drewnianą tabliczkę z wyciętymi literami do łacińskiego słowa "legere" lub "legi" - co znaczy "przeczytałem", a Justyn miał tylko poprowadzić piórem wyżłobione w drewienku litery). Justyn bowiem pierwotnie był wieśniakiem z Ilirii, który zaciągnął się do armii (będącej wówczas dla takich ludzi jak on, jedyną możliwością społecznego awansu), a konkretnie do pałacowej gwardii cesarskiej, przy poparciu której (po prawie pięćdziesięciu latach spędzonych w wojsku na różnych stanowiskach) ostatecznie wyniesiony został do godności cesarza (9 lipca 518 r.). Był już wtedy starcem, a Justynian, jako krewniak (syn siostry Justyna - Wigilantii) został wówczas następcą tronu (koronowany na współcesarza 1 kwietnia 527 r., a samodzielne rządy objął w dniu śmierci swego wuja - 1 sierpnia tego samego roku).




Prokopiusz był zaś bardzo ambitny i żądny zaszczytów do których - jak mniemał - uprawniało go arystokratyczne pochodzenie. Zresztą nie tylko on, takich bowiem ludzi, którzy wraz z objęciem władzy przez Justyna i osoby z jego otoczenia (tak jak i on wywodzące się z armii), które czuły się na cesarskim dworze dość nieswojo (a zapewne również czuli upokorzenie, będąc teraz zmuszonym do ubiegania się o poparcie ludzi, których ojcowie byli np. świniopasami i którzy jedynie dzięki swej sile fizycznej, sprawności w boju lub talentom militarnym zaszli tak wysoko) było całkiem sporo w ówczesnym Konstantynopolu. Arystokraci czuli się zmarginalizowani, i z pewnością owi wybitnie wykształceni mówcy, retorzy oraz dyplomaci, znający na pamięć całe fragmenty dzieł Wergiliusza, Owidiusza, Tacyta, Homera czy Tukidydesa, potrafiący z pamięci recytować mowy Cycerona i Seneki - oni wszyscy czuli się - w otoczeniu cesarza analfabety - niczym kanarki zamknięte w klatce, którym do tego jeszcze poobcinano skrzydełka. Cóż bowiem znaczyły ich wykwintne mowy, skoro cesarz nie był w stanie zrozumieć wynikłych z nich aluzji? Czując się więc tak bardzo nieswojo na cesarskim dworze, przynajmniej pragnęli zrekompensować to sobie specjalnymi nadaniami ziemskimi i tytułami, a tutaj musieli niestety podzielić się miejscami z ludźmi cesarza - w ich mniemaniu - prostakami takimi samymi jak sam władca. Taki sam zapewne był też cel Prokopiusza, który w swym dziele "O Budowlach" starał się przypodobać Justynianowi z myślą o otrzymaniu jakichś specjalnych nadań, a gdy okazało się to ostatecznie niemożliwe (lub, gdy nie uzyskał tego, czego ostatecznie pragnął) postanowił wylać na cesarza cały swój - jak to byśmy dzisiaj powiedzieli - hejt, pisząc właśnie "Historię Sekretną". Dlatego też czytając Prokopiusza należy bardzo uważać, gdyż nie tylko mylą mu się daty z określonymi wydarzeniami, to również prezentuje on fakty, nakładając na nie kalkę swych osobistych uprzedzeń wobec Justyniana i Teodory (której pochodzenie również nie było arystokratyczne, gdyż urodziła się jako córka niedźwiednika cyrkowego ze stronnictwa Zielonych, a potem była tancerką i prostytutką).

Zastanawiać jednak może, dlaczego Prokopiusz zaatakował również Belizariusza, który przecież pochodził z możnej rodziny z Tracji, i który był nawet typowany przez Prokopiusza (oczywiście nieoficjalnie) jako kandydat do cesarskiej korony, po swych zwycięstwach w Afryce i w Italii (autor "Historii Sekretnej" zapewne liczył na to, że opromieniony sławą Belizariusz, przybędzie na czele armii do stolicy i obali parweniusza Justyniana, przywracając tron i pełnię władzy ludziom o "odpowiednim" pochodzeniu). Tak się jednak nie stało, a dalsze księgi "Historii Wojen" są przedmiotem narastającej krytyki ze strony Prokopiusza, który coraz bardziej traci nadzieję nie tylko na objęcie władzy przez "odpowiednich" ludzi, ale nawet na boską sprawiedliwość. W "Historii Sekretnej" zaś daje już ostateczne ujście swym żalom, pokazując Belizariusza jako nieudacznika, rogacza, pantoflarza i ogólnie rzecz biorąc błazna, którego poczynaniami kieruje jego rozwiązła małżonka. Być może to właśnie jej osoba była głównym powodem literackiego ataku Prokopiusza na Belizariusza, gdyż Antonia także wywodziła się z nizin społecznych (jej ojciec był woźnicą w cyrku w Konstantynopolu, zaś matka prostytutką, którą to profesję miała odziedziczyć po niej sama Antonia). Zdradzała ona Belizariusza notorycznie - jak twierdzi Prokopiusz - i czyniła go głupcem, tłumacząc się ze swoich małżeńskich zdrad i przekonując męża nawet w sytuacji, które były jednoznaczne i całkowicie niewytłumaczalne (jak wtedy, kiedy Belizariusz nakrył ją sam na sam z mężczyzną, który był już na wpół obnażony, a ona powiedziała że on tylko pomógł jej nieść ciężki przedmiot do spiżarni. Mąż ponoć uwierzył w te słowa). Taka to była owa niechęć głównego autora i świadka wielkich wydarzeń czasów Justyniana, jakie wówczas zapadały. Wielkie wojny i bitwy, ambitne plany odrodzenia Zachodniego Cesarstwa Rzymskiego pod jedną władzą (tym razem tą z Konstantynopola), przeplatały się z codziennym życiem mieszkańców stolicy, w którym nie brakowało wielkiej rywalizacji (najczęściej podczas igrzysk i wyścigów rydwanów na hipodromie), a także zdarzeń po prostu mafijnych (jak choćby terroryzowania ludności przez przedstawicieli poszczególnych cyrkowych fakcji, nakładania haraczy, porywania żon i zamieniania ich w seksualne niewolnice, oraz innych odrażających praktyk). Ostateczny kres tych cyrkowych mafii, nastąpił podczas powstania Nika (13-18 stycznia 532 r.) w czasie którego na polecenie Justyniana (a konkretnie Teodory, gdyż Justynian był przerażony całym tym wydarzeniem i chciał nawet uciekać z miasta) dokonano na hipodromie masakry zbuntowanych fakcjonistów (i tych, którzy ich wspierali), w czasie której zamordowanych zostało ok. 30 000 ludzi. Być może to wydarzenie było głównym powodem, dla którego w oczach Prokopiusza z Cezarei Justynian, a szczególnie jego małżonka, stali się prawdziwymi potworami w ludzkiej skórze.




Ale do tego jeszcze przejdę w kolejnych odsłonach, teraz zaś pragnę się skupić na prezentacji następnych części, na które pozwoliłem sobie podzielić tę serię. Nim dojdę do romansu i miłości, jaką darzyli się Justynian i Teodora, warto słów parę powiedzieć o świecie w którym przyszło im żyć (trudno bowiem opisywać jakieś wydarzenie, bez przedstawienia kontekstu z jakiego ono się wywodzi, gdyż nic nie dzieje się samo z siebie i wszystko z czegoś wynika, wszystko ma swoją przyczynę i swój skutek, który rodzi kolejną przyczynę całkiem innego - lub tylko potocznie innego - nowego wydarzenia). Postanowiłem jednak przyjąć w tym przypadku skalę odległości i nie prezentować od razu samej postaci owych dwóch kochanków na cesarskim tronie, a cofnąć się nieco dalej od Pałacu, dalej od Konstantynopola, a nawet dalej od granic samego Imperium i jako pierwszych pokazać sąsiadów Cesarstwa Wschodniorzymskiego, bowiem o nich i tak wcześniej czy później będzie mowa, gdy przejdę już do wydarzeń z życia cesarskiej pary. Warto więc przyjrzeć się (bo w takiej to kolejności będę je prezentował) jak wyglądało w owym 527 r. królestwo Wizygotów w Hiszpanii i południowej Francji (Septymanii i Akwitanii), królestwo Franków, rządzone przez synów Chlodwiga Merowity (ród ten z dużą pewnością był pochodzenia słowiańskiego), królestwo Wandalów zarządzane ze sławnej afrykańskiej Kartaginy, czy wreszcie państwo Ostrogotów z Italii (którzy notabene posiadają słowiański afiks "ostro" - taki sam w każdym języku - a jest on notorycznie pomijany i ich pochodzenie tłumaczy się od niemieckiego słowa "ost" - co znaczy "wschodni", tylko co z dalszą końcówką? Germańskie plemię, które ma słowiańską nazwę? To tak samo jak tytuł piastowskich władców Polski "Rex Polonorum, Rex Gothorum", tłumaczyli niemieccy historycy jako "Król Polaków i Jaćwingów" 😅), z którym to ludem walki trwały prawie dwadzieścia lat i tak osłabiły oraz wyludniły owe Italię, że już w trzy lata po śmierci Justyniana i zaledwie w piętnaście po ostatecznym zwycięstwie Bizantyjczyków, północna i środkowa Italia padła łupem nowych najeźdźców - Longobardów. Następnie przejdę do Persji Sasanidów, zmagającej się w początkach VI wieku z kultem religijnym zwanym manicheizmem, który stał w opozycji do dotychczasowej perskiej religii zoroastryjskiej, choć tak naprawdę był jedynie jej pełniejszą syntezą.

Jeśli starczy mi ochoty, może zaprezentuję również VI-wieczną strukturę plemion słowiańskich (lechickich) leżących na północ od Karpat oraz bałtyjskich - ale już tylko jako pewną ciekawostkę (najmniej wiedzy posiadam o plemionach ówczesnej Brytanii, ale i tutaj może coś się uda napisać). Gdy znów powrócę w granice Cesarstwa, opiszę poszczególne prowincje bizantyjskie (oczywiście te z VI wieku), poczynając od Egiptu, poprzez Syro-Palestynę, Azję Mniejszą i Ilirię (czyli Bałkany). Zaprezentuję też pozycję, rolę i znaczenie Kościoła na tych ziemiach (gdyż takie tereny jak Egipt, Syria czy Azja Mniejsza należały od starożytności do najgorliwszych i najbardziej wiernych ziem Chrystusowej wiary, zanim nieobawiający się śmierci - swoiści średniowieczni kamikaze - żądni zbawienia i pięknych hurys wojownicy Mahometa, nie odebrali chrześcijanom tych ziem, zamieniając je na najbardziej zajadłe tereny muzułmanów. Stąd też wyprawy krzyżowe nie były wcale wyprawami najezdniczymi i agresywnymi - tak naprawdę były to wyprawy obronne, mające na celu powstrzymanie naporu islamu na Europę i odzyskanie tego, co wcześniej zostało chrześcijanom skradzione. Podobnie zresztą potem rzecz miała się z działaniami wymierzonymi w komunizm, które również były działaniami obronnymi, jako że ideologia komunistyczna dążyła do opanowania i zniszczenia całego znanego nam świata i wszystkiego co w nim piękne i dobre). Gdy już i to zakończę, powrócę do Konstantynopola i opiszę jak wyglądał to miasto, gdy na tron wstępował Justynian, mający u swego boku Teodorę (której od razu nadał tytuł augusty), a ona po raz pierwszy wprowadziła nowy zwyczaj dworskiej etykiety - padanie poddanych (bez względu na ich pozycję społeczną) zarówno przed cesarzem jak i przed cesarzową na twarz (wcześniej bowiem przyklękano przed cesarzem jedynie na jedno kolano, zaś przed cesarzową nie praktykowano żadnych oznak podległości). A wtedy będzie można przejść już bezpośrednio do samej zakochanej pary. Zatem do dzieła.    
 
 
 


 CDN.
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz