Stron

wtorek, 21 grudnia 2021

WINO, KOBIETY I... TRON WE KRWI - CZYLI PONURY CIEŃ BIZANCJUM - Cz. XXI

NIM JESZCZE

NAD KONSTANTYNOPOLEM

ZAŁOPOTAŁ ZIELONY

SZTANDAR MAHOMETA

 
 



I

JAK AZJATKA Z AFRYKANEREM

(CZYLI PIERWSZA "BIZANTYJKA"

NA RZYMSKIM PALATYNIE)

Cz. XX

 





SAMOSPEŁNIAJĄCA SIĘ WRÓŻBA



 Zimę 215/216 r. cesarz Marek Aureliusz Antoninus zwany po prostu Karakallą, spędził w syryjskiej Antiochii, gdzie przygotowywał się do inwazji na Armenię i kraj Partów. W kraju tym władało wówczas dwóch braci; pierwszym z nich był - Wologazes VI, panujący od 208 r., drugim zaś - Artabanos IV, który zbuntował się przeciw bratu w 213 r. i sam ogłosił się "Królem Królów". Do wojny domowej jednak wówczas nie doszło, gdyż Wologazes VI zgodził się na faktyczny podział kraju i sam władał Babilonią ze swą główną siedzibą w Ktezyfoncie nad Tygrysem (niedaleko Babilonu), brat jego zaś objął rządy nad resztą kraju, czyli całą Medią i Persją, a siedzibę swą ustanowił w Ekbatanie. Obaj oni byli synami Wologazesa V - Króla Królów (panującego w latach 191-208), który toczył wiele zwycięskich wojen wewnętrznych (udokumentowanych w tzw. syryjskiej "Kronice Arbeli"). Mowa tam jest o pierwszym buncie Persów (wspartych przez Medów) którzy zostali pokonani przez tego króla, a także o walce z partyjskim wasalem kraju o nazwie Adiabene (zachodnia Asyria) Narsaim, którego Wologazes V pokonał i kazał utopić w Wielkim Zabie. Wologazes V toczył też wojnę z Septymiuszem Sewerem w latach 197-199 i choć Rzymianie zdobyli wówczas Seleukeię nad Tygrysem oraz Ktezyfont (styczeń 198 r.) to jednak musieli się stamtąd wycofać, a nieudane oblężenie twierdzy Hatra (198-199 r.) zmusiło Sewera do zawarcia pokoju na zasadzie utrzymania dotychczasowego status quo (Syria i północno-zachodnia Mezopotamia pozostała w Imperium Romanum, zaś wszystko co leżało na południe i wschód od tej granicy, zostało przy Partach. Jedyną różnicą było zamienienie w rzymską prowincję przygranicznego kraju wasalnego - Osroene). Teraz zaś synowie Wologazesa V, choć za sobą nie przepadali, to jednak utrzymywali wewnętrzny pokój, zdając sobie sprawę, że w ewentualną wojnę domową pomiędzy nimi może wplątać się Rzym i ponownie pokusić o odebranie Mezopotamii oraz Armenii.

Rzeczywiście, cesarz Karakalla zastanawiał się, w jaki sposób poróżnić ze sobą obu braci, lub też jaki wymyśleć pretekst do wojny. Jeszcze w 215 r. zażądał on od Wologazesa VI wydania dwóch rzymskich zbiegów z czasów Pescenniusza Nigra (rywala Sewera w latach 193-194). Ten jednak odesłał ich do Rzymu, czym zażegnał groźbę wojny - jednak nie o to chodziło Karakalli. Teraz postanowił więc skierować się do Artabanosa IV, żądając, by ten oddał mu swoją córkę za żonę w celu zawarcia trwałego pokoju. Artabanos oczywiście odmówił i był to ten pretekst, którego pragnął Karakalla; tak więc na wiosnę 216 r. rozpoczęła się już regularna wojna rzymsko-partyjska. W tym czasie Karakalla miał do dyspozycji na Wschodzie łącznie 11 legionów, z czego w samej Syrii stacjonowały trzy, w Galacji i Kapadocji dwa i w północnej Mezopotamii również dwa, czyli tak naprawdę mógł użyć do ataku owych siedmiu legionów, choć realnie było ich mniej (cztery lub pięć). Z tymi to siłami wkroczył cesarz najpierw do Armenii, gdzie wziął do niewoli króla tego kraju - Chosrowa I, a następnie od północy do krainy zwanej Adiabene, niszcząc tam groby władców z panującej wówczas dynastii Arsacydów. Artabanos wszędzie się cofał i nie przyjmował bitew licząc że geografia kraju i klimat skuteczniej rozprawią się z najeźdźcami. To pozwoliło Karakalli w drugiej połowie 216 roku wkroczyć do Medii Atropatene. Rzymianie pustoszyli tamtejszą okolicę, aż z nastaniem pierwszych mrozów Karakalla wycofał wojsko z powrotem do Mezopotamii na leża zimowe. Cesarz z pewnością marzył wówczas o wielkim, uniwersalnym imperium i zamierzał dotrzeć dalej i zyskać większą wojenną sławę, niż osiągnął to Trajan, Marek Aureliusz, czy jego własny ojciec - Septymiusz Sewer. Marzyło mu się zajęcie Babilonu, Ktezyfontu, Seleucei i Ekbatany, ale jak na razie miał trudności z dotarciem pod samą Fraspę (główne miasto Medii Atropatene), a to z tego powodu, że kraj który najechał, był poprzecinany licznymi pasmami górskimi, gdzie bardzo trudno było skutecznie manewrować większymi siłami piechoty. Poza tym jego wojska narażone były na częste ataki partyjskiej jazdy, zwanej katafraktami, którzy byli zdolni szybko znosić mniejsze oddziały rzymskiej piechoty. Cesarz spodziewał się jednak, że w kolejnym roku czeka go dobra passa i ostatecznie odniesie wielkie zwycięstwo.




A w tym samym czasie jego matka - Julia Domna przebywała w Antiochii, zajmując się całą korespondencją syna. Ponieważ była dobrze wykształcona, osobiście czytała zarówno greckie jak i łacińskie listy jakie spływały do Antiochii z całego Imperium (cała ta przecież biurokratyczna machina wymagała ciągłej uwagi). Wydaje się, że Julia Domna lubiła to robić, lubiła też mieć wpływ na podejmowane przez syna decyzje, a ponieważ on nie lubił zajmować się czytaniem tych wszystkich raportów, ten obowiązek scedował na swoją matkę - która najwidoczniej dzięki temu czuła się doceniona i potrzebna. Była augustą - pierwszą i najważniejszą kobietą w Imperium (ponieważ cesarz nie miał żony), wokół niej zebrała się też duża grupa jej syryjskiej rodziny, w tym jej siostra - Julia Meza wraz ze swym małżonkiem - Gajuszem Juliuszem Awitusem Aleksianusem i córkami - Julią Soemias oraz Julią Mameą. Był tam zapewne również ojciec Domny i Mezy - kapłan boga Ela Gabala - Juliusz Bassianus. Obie córki Mezy (kuzynki cesarza Karakalli) były już dorosłymi i zamężnymi kobietami: Soemias poślubiła Sekstusa Wariusza Marcellusa (jej mąż już wówczas zapewne nie żył), zaś Mamea - Marka Juliusza Gessiusza Marcjanusa. Obie też miały już swoje dzieci, synów: pierwsza - Wariusza Awitusa Bassianusa (do historii przejdzie jako Heliogabal), zaś druga - Marka Gessiusza Bassianusa Aleksianusa (znanego jako Aleksander Sewer) oraz córkę o imieniu Teoklia (zmarła jako dziecko jeszcze w 218 r.). Julia Mamea wyznawała też synkretyzm religijny, a w jej osobistym lararium znajdowały się postaci: Abrahama, Orfeusza, Apoloniusza z Tyany i Jezusa Chrystusa, na ścianie zaś miała zawieszony krzyż do którego się modliła (choć pozostała poganką). W Antiochii istniała też jedna z dwóch najważniejszych szkół katechetycznych w całym Imperium. Pierwotnie takową szkołę w Antiochii założył biskup tego miasta - Teofil (pełnił posługę w latach 169-182), choć większość jego pism stała się sławna dopiero po jego śmierci. Misję tę kontynuował następnie biskup - Serapion Geminos (191-211 r.), ale szkoła w Antiochii aż do końca III wieku wciąż pozostawała w cieniu szkoły aleksandryjskiej i sprawiała wrażenie zaledwie jej przybudówki. Prawdopodobnie Mamea już wtedy nawiązała kontakt z chrześcijańską wspólnotą w Antiochii (w latach późniejszych będzie te kontakty rozwijała), a szczególnie utrzymywała korespondencję listową z Orygenesem, który od ok. 215 r. objął nauczanie katechumenów w szkole katechetycznej w Aleksandrii (co ciekawe, Orygenes był eunuchem, gdyż w wieku osiemnastu lat - ok. 203 r. - odciął sobie przyrodzenie, aby tym samym lepiej służyć Bogu i nie ulegać cielesnym namiętnościom).

A tymczasem przez całą zimę król Artabanos IV nie próżnował. Zebrał wszystkich swoich wasali (m.in. Szahrada z Adiabeny, władców Medii Atropatene, Elymais i Margiany) i z nastaniem wiosny 217 r. wkroczył do rzymskiej Mezopotamii. Zaskoczony tym Karakalla ruszył z Edessy do miasta Karre, gdzie 270 lat wcześniej wielką klęskę w bitwie z Partami poniósł - Marek Licyniusz Krassus (pogromca Powstania Spartakusa i jeden z członków I triumwiratu prócz Cezara i Pompejusza). Cesarz pragnął zapewne zmazać hańbę klęski karejskiej (choć tak naprawdę uczynił to już Oktawian August w roku 20 p.n.e., odzyskując bez walki stracone wówczas orły legionowe i pozostałych przy życiu legionistów z armii Krassusa, którzy przez trzydzieści lat byli w Partii niewolnikami). 8 kwietnia 217 r. Karakalla wjechał do miasta i zamierzał odwiedzić znajdującą się tam świątynię księżycowego boga Nannara. Nim jednak to nastąpiło, zatrzymał się, zsiadł z konia i odszedł na stronę w celu załatwienia potrzeby fizjologicznej - tam też dopadła go śmierć. Podszedł do niego bowiem od tyłu jeden z żołnierzy straży pretoriańskiej o nazwisku Marcjalis i zadał mu cios sztyletem w plecy. Ów cesarz, syn Septymiusza Sewera - "odnowiciela rodu Antoninów" i wielki miłośnik Aleksandra Macedońskiego - któremu pragnął dorównać sławą - zginął teraz zamordowany w momencie oddawania moczu. Nie była to więc ani dobra, ani tym bardziej godna śmierć dla cesarza. Do konającego władcy podbiegł wówczas prefekt pretorianów - Marek Opelliusz Makrynus i to on podniósł krzyk że imperator został zamordowany. Marcjalis rzucił się do ucieczki, ale w pogoń za nim pognali jeźdźcy ze straży przybocznej Karakalli, co oznaczało że nie miał praktycznie żadnych szans na ucieczkę. Został doścignięty i na miejscu zabity (prawdopodobnie przebito go włócznią, a potem dobito czym się dało). Wydaje się jednak, że Marcjalis nie działał sam i że w plan zamordowania cesarza było zaangażowanych co najmniej jeszcze kilka osób - w tym z pewnością sam prefekt Makrynus, który w końcu najwięcej zyskał na tej śmierci. Dlaczego tak sądzę?




Otóż, Makrynus - urodzony w Cezarei w prowincji Mauretania w Afryce - od wielu lat służył już w wojsku. Armia zapewniła mu karierę, wykształcenie i znaczenie, bowiem sam wywodził się z ubogiej rodziny plebejskiej, a służba wojskowa dawała wówczas praktycznie jedyną możliwość awansu społecznego. Dzięki temu Makrynus wykształcił się, skończył prawo i podjął nawet praktykę adwokacką w Rzymie. Awansował do gwardii pretoriańskiej za czasów Plaucjana (197-205 r.) najbliższego współpracownika Septymiusza Sewera i prefekta pretorianów, zamordowanego potem przez Karakallę. Oczywiście należąc do najbliższych współpracowników Plaucjana, mógł Makrynus również stracić głowę, ale udało mu się wówczas zdobyć zaufanie możnego protektora - Fabiusza Cylona, dzięki któremu zdołał w tych niebezpiecznych dniach (205 r.) wycofać się na boczny tor i objąć funkcję zarządcy poczty przy Drodze Flaminijskiej pod Rzymem. Była to bez wątpienia degradacja, ale degradacja która pozwoliła ocalić mu życie. Tam wypatrzył go (również za radą Cylona) Karakalla i pozwolił wrócić do Rzymu, a nawet mianował go zarządcą swego osobistego majątku (ok. 212 r.). W 214 r. Makrynus objął funkcję prefekta pretorianów - osobistej straży cesarza. Oczywiście nie było to bezpieczne stanowisko (kilku  prefektów straciło już życie - ostatnim z nich był zdaje się reformator prawa rzymskiego Emiliusz Papinian w 212 r. - zgładzony po zamordowaniu przez Karakallę swego brata - Gety), ale dzięki temu zyskiwał bezpośredni dostęp do cesarza, a tym samym miał również ogromną władzę i nadzieję, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, to dożyje na tym stanowisku godnej starości. Niestety, los lubi płatać nam figle i Makrynusowi nie było dane spokojnie "odcinać kuponów" czekając na zasobną emeryturę, spędzoną gdzieś nad Zatoką Neapolitańską w przyjemnej willi, położonej wśród cyprysów. Miał bowiem pecha, a stało się tak, ponieważ pewnego razu miał dziwny sen, w którym to wydawało mu się, że stoi wyżej od Karakalli. Aby wyjaśnić jego znaczenie, wezwał do siebie wróża, który przepowiedział mu że zostanie cesarzem. Oczywiście nie trudno się domyśleć, że taka wróżba nie miała tylko charakteru prywatnego, lecz gdyby się wydała - Makrynus długo już by nie pożył. Pech jednak chciał, że ktoś się o tej wróżbie dowiedział i zaczęto sobie na ten temat (oczywiście nieoficjalnie) dowcipkować że oto "Maur" (jak zwano Makrynusa ze względu na miejsce jego urodzenia, choć był Rzymianinem) obejmie władzę. Gdyby te słowa dotarły do cesarza (Makrynus - jako prefekt pretorianów - decydował kto uzyska lub nie uzyska widzenia z cesarzem) to byłoby po nim.

Jestem więc przekonany, że najwłaściwszym i najlogiczniejszym posunięciem w tym wypadku, było po prostu... urzeczywistnienie wróżby, czyli zawiązanie spisku w niewielkim gronie oficerów i żołnierzy (zapewne była to bardzo nieliczna grupa ok. 3 do 5 osób), którzy obrali sobie za cel usunięcie Karakalli. Zatem 8 kwietnia 217 r. zamach na życie imperatora wykonał pewien żołnierz, który od razu został zabity (zapewne by nie ujawnić swoich mocodawców?). Ale co ciekawe, informacja o planowanym spisku... dotarła do Antiochii, do matki cesarza Julii Domny. Ktoś anonimem wysłał taki list do cesarza, ale trafił on (jak cała korespondencja) do Antiochii (jak już wspomniałem - Karakalla nie lubił czytać urzędniczej korespondencji ani też listów, jakie obywatele słali doń z prośbą o wsparcie lub z życzeniami długich rządów). Co ciekawe, list ten jednak nie został przeczytany do czasu, aż cesarz zginął, a Julia Domna dowiedziała się o tym dopiero od oficera przybyłego z frontu, a nie z owego listu. Zapewne rozmiar korespondencji był zbyt duży, aby każdy list można było przeczytać w terminie w którym nadszedł (a matka cesarza lubiła to robić osobiście) i stąd wynikła owa zwłoka. Inna sprawa, że gdzieś musiał powstać przeciek, że ktoś - zapewne ktoś wtajemniczony w spisek - wysłał taki list. Nad tym jednak nikt już się nie zastanawiał, gdyż 11 kwietnia 217 r. Marek Opelliusz Makrynus okrzyknięty został przez wojsko zebrane w Karre - imperatorem (zarzucono mu na plecy purpurowy płaszcz i złożono przysięgę wojskową). Nadchodziło więc nowe panowanie i kres dynastii Sewerów, zaś dla Julii Domny cały świat właśnie się zawalił i gdyby nie odwaga oraz zdecydowanie jej siostry - Julii Mezy - ród Sewerów z pewnością zakończyłby wówczas swe istnienie... 




CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz