Stron

piątek, 4 lutego 2022

BAT NA FEMINISTKI!

 CZYLI JAK REWOLUCJA 

POŻERA WŁASNE DZIECI

 
 
 
 
 Dziś krótko, choć temat który zamierzam omówić jest istotny a przy tym niestety w większości pomijany w oficjalnym mainstreamie medialnym (co oczywiście nie jest przypadkiem, jako że media w ogromnej większości lewicowo-liberalne nie mogą o tym mówić i pisać, bo to po prostu by ich ośmieszało). A o co konkretnie chodzi? Chodzi o feminizm! O ten współczesny feminizm, który bardzo często robi kobietom, a szczególnie młodym dziewczętom wodę z mózgu - wmawiając im że ich największymi wrogami są mężczyźni (i to bardzo konkretni - biali, heteroseksualni mężczyźni) i że powinny wstąpić na barykady walki z "męską opresją" zwaną potocznie patriarchatem! Patriarchat jest bowiem doskonałą opcją zastępczą określenia "męska opresja", bowiem nie jest aż tak ostro sprecyzowany i oficjalnie nie mówi o mężczyznach (a część feministek - szczególnie te "mniej wtajemniczone" w kanony feministycznej religii, a jedynie uważające się za feministki - przyznają oficjalnie, że przecież one wcale nie walczą z mężczyznami, że feminizm to "równość", że feminizm to "sprawiedliwość społeczna" i że one pragną jedynie "wolności wyboru" etc. etc.). Zupełnie inaczej brzmiałoby oskarżenie, że to mężczyźni są winni całemu złu tego świata i że to z nimi należy podjąć zdecydowaną i bezkompromisową walkę. Taka deklaracja z całą pewnością odrzuciłaby od feminizmu większość kobiet (które jedynie za feministki się uważają i jedynie pragną "równości", ale nie chcą z mężczyznami konkurować, ani tym bardziej z nimi walczyć). Zupełnie inaczej brzmi więc hasło: "Walki z Patriarchatem" - które jest nieostre i tak naprawdę nie wiadomo (teoretycznie - nie wiadomo) przeciwko komu jest wymierzone. Patriarchat jest więc w tym przypadku doskonałym zamiennikiem, swoistym ersatzem ideologii feministycznej, który nie godzi bezpośrednio w sens samej ideologii. Tak naprawdę jednak zarówno pomiędzy patriarchatem a męskością w ogóle istnieje w całym feminizmie znak równości, i nie ma żadnego znaczenia (jak znów pragną twierdzić "nieradykalne" feministki), żeistnieje wiele odłamów feminizmu. Owszem, istnieje, tak samo jak w XIX wieku istniało bardzo wiele odłamów socjalistycznego marksizmu (często odłamy te były ze sobą mocno skonfliktowane), ,a jednak udało się w wieku XX doprowadzić do tego, że marksizm (w wydaniu bolszewickim) zwyciężył w kilku krajach świata (w tym w Rosji i w Chinach) i nigdy nie porzucił planów podboju całego świata. 
 
Tak samo jest z feminizmem - istnieje wiele odłamów, ale cel jest jeden - bezwzględna walka z "opresyjnym systemem", który to niby ma niszczyć i upokarzać kobiety, który ma je kontrolować i zniewalać - czyli z patriarchatem (czytaj - z męskością). Większość kobiet w to wierzy i żyje w świecie iluzji, w którym zniszczenie patriarchatu byłoby lekiem na całe zło świata i pozwoliłoby wreszcie zaprowadzić ową mityczną równość pomiędzy płciami (o tym że równości  - i to nie tylko pomiędzy płciami, ale przede wszystkim poszczególnymi ludźmi nigdy nie było i nigdy nie będzie - pisałem już wielokrotnie). Problem polega jednak na tym, że kobietom najlepiej żyje się właśnie w systemach stricte patriarchalnych, gdyż każde "poluzowanie" tych systemów oznacza anarchizację życia społecznego, a to w żadnym wypadku nie służy kobietom. Wystarczy spojrzeć na dzieje świata, aby przekonać się, że choroba marksizmu feminizmu godzi przede wszystkim w same kobiety, a służy jedynie kilku wybranym "aktywistkom", o to też bardzo nielicznym, które dzięki temu ruchowi robią kariery polityczne. Owszem, mężczyźni w systemach patriarchalnych narzucali na kobiety pewne ograniczenia (szczególnie związane z obyczajowością), ale to akurat było całkowicie zrozumiałe, gdyż mężczyzna, w przeciwieństwie do kobiety nigdy nie mógł mieć pewności, że jego dzieci są rzeczywiście jego, a było to bardzo ważne w kwestii dziedziczności pokoleń. Innymi słowy - facet po prostu chciał mieć pewność, że wychowuje i przekazuje swój majątek dziecku, które jest JEGO synem lub córką. Poza tym jednak życie kobiet w systemie patriarchalnym było znacznie lepsze niż życie mężczyzn. Ci bowiem od dziecka byli przygotowywani do odpowiedzialności, odwagi i konsekwencji w działaniu (co przede wszystkim służyło samym kobietom - natomiast mężczyźni nic na tym nie zyskiwali). Obrona domu rodzinnego, miasta lub ojczyzny była podstawą wychowania młodych mężczyzn w systemach patriarchalnych, a przecież gdyby zabrakło owych obrońców, kobiety stałyby się łatwym łupem wielu łotrzyków, wykorzystujących anarchię polityczno-społeczną do swoich celów (prawo silniejszego). Mężczyźni więc ginęli na frontach wielu wojen po to właśnie, aby ocalić swoje rodziny i swoje kobiety (i dopiero gdy przegrywali kobiety i dzieci trafiały do niewoli, a wcześniej były seksualnie upokarzane i wykorzystywane).
 
 

 
Spójrzmy bowiem na historię. Antyczna Grecja była wielka w czasach, gdy dominującym systemem społecznym był tam patriarchat - wówczas panował nie tylko porządek społeczny, ale poprzez jasne definicje religijne - również wymuszano sprawiedliwość i budowano wolność (przecież kolebką demokracji w dziejach świata były Ateny - miasto, w którym kobieta bez zgody swego męża nie mogła nawet wyjść na ulicę). Co się zaś stało, gdy Grecy po podbojach Aleksandra Macedońskiego znacznie rozszerzyli swój horyzont obyczajowo-polityczno? Gdy kobiety zaczęły zyskiwać większy wpływ na rządy? Doszło przede wszystkim do większej seksualizacji życia społecznego, a po drugie do osłabienia jedności obywatelskiej, a co za tym idzie do znacznego osłabienia odpowiedzialności mężczyzn za obronę własnego domu. Dokładnie te same czynniki zaistniały w Starożytnym Rzymie. W czasach gdy dominowało patriarchalne poczucie jedności i odpowiedzialności za ojczyznę (rozumianą przede wszystkim jako ojczysty dom), gdy na czele rodziny stał ojciec (pater familias) z praktycznie nieograniczoną władzą, obejmującą wszystkie dziedziny życia rodzinnego (patria potestas), gdy w życiu społecznym i obywatelskim Rzymu dominowała cnota (virtus), wolność opinii (libertas), chwała (gloria), szacunek i pobożność (pietas), wierność (fides) i poważanie (dignitas), Rzym rósł w siłę, a mieszkańcy Imperium byli bezpieczni i żyli spokojnie (odnosi się to przede wszystkim do kobiet i dzieci). Jednak, począwszy od I wieku naszej ery, a szczególnie w wieku II i III, gdy te mechanizmy bezpieczeństwa zaczęły zawodzić (m.in. poprzez większą emancypację kobiet - mówcie bowiem co chcecie, ale to się ze sobą wiąże - emancypacja wiąże się z anarchizmem), gdy mężczyźni zapomnieli o obowiązku obrony własnej ojczyzny (przecież w III, IV i V wieku naszej ery rodowici mieszkańcy Imperium Romanum bardzo rzadko, lub prawie wcale nie wstępowali do armii, woląc płacić za ochroną swych granic owym "barbarzyńcom", którymi tak pogardzali), a co za tym idzie następowała swoista feminizacja mężczyzn (która nieodłącznie związana jest z emancypacją kobiet i anarchizacją życia społecznego), prowadziło to do sytuacji, gdy kobiety nie mogły znaleźć dla siebie odpowiedniego partnera (a co to znaczy "znaleźć dla siebie odpowiedniego partnera?" - to znaczy znaleźć odpowiedzialnego za swą rodzinę ojca, który zapewni byt i ochroni przed zagrożeniem), a to wymuszało na nich procesy maskunalizacyjne (innymi słowy faceci się feminizowali a kobiety starały się przejąć męskie role), co oczywiście tylko pogłębiało anarchizację i prowadziło do jeszcze szybszego upadku społeczno-cywilizacyjnego (kobieta bowiem nigdy nie będzie w stanie zastąpić mężczyzny, a mężczyzna kobiety). A że takie procesy postępowały wówczas, wiadomo chociażby z dzieł Juwenalisa czy Marcjalisa - którzy ostro ganili rozprzężenie obyczajów, panujące w ich czasach, feminizację mężczyzn i maskulinizację kobiet).
 
Wiadomo jak kończył się takie "eksperymenty?" Najazdem nowych, patriarchalnych społeczeństw, które ponownie tworzyły cywilizację, ale już na swoich warunkach. Tak było w przypadku monarchii hellenistycznych - które jedną po drugiej wchłaniał Rzym, i tak też było z samym Rzymem - którego wchłonęli "barbarzyńcy" z Północy, którzy reprezentowali silną kulturę patriarchalną. Dlatego też bardzo śmieszą mnie te wszystkie deklaracje i opinie, że oto wiek XXI będzie wiekiem kobiet i że teraz to kobiety będą tą "silniejszą płcią". Nie będzie tak, ponieważ - podobnie jak nigdy w dziejach cywilizacji nie stworzono prawdziwej równości, która jest niemożliwa na tym świecie - nigdy nie powstanie cywilizacja matriarchalna. Okresy większej emancypacji kobiet, zawsze idą w parze w anarchizacją społeczną, większą seksualizacją i powolnym upadkiem cywilizacyjnym. Nie było bowiem w dziejach społeczeństwa, które rozwijałoby się, kierując się systemem matriarchalnym lub matrylinearnym (czyli takim, w którym dziedziczenie następuje w linii żeńskiej). Nigdy nie było takiego społeczeństwa i nigdy ono nie nastąpi. Społeczeństwa matriarchalne (lub matrylinearne) które przetrwały do naszych czasów - są to niewielkie, zanikające zbiorowości, które niczego nie stworzyły i niczego nie rozwinęły, za to bardzo często wydały mężczyzn o skłonnościach sadystycznych (np. dziedziczący w linii żeńskiej - północnoamerykańscy Irokezi, byli niezwykle brutalnymi wojownikami i nawet przez wspierających ich Brytyjczyków - byli uważani za zwyrodniałych bandytów). Tak więc okresy emancypacji (czyli anarchizacji) są czasem przejściowym, pomiędzy jednym systemem patriarchalnym a drugim systemem patriarchalnym (często znacznie radykalniejszym od poprzedniego). Tak było dawniej, tak jest i dzisiaj, gdzie zaklinacze rzeczywistości piszą o "nowym wieku kobiet", nie dostrzegając wielkiego niebezpieczeństwa, jakie przed nimi stoi - a mianowicie wielkiego zniewolenia kobiet w postaci triumfu nowego patriarchatu - triumfu islamu.
 
 


A teraz podsumowując - islam nie jest jedynym zagrożeniem, jakie może spotkać kobiety w "nowym wieku". Nowe, poważne zagrożenie, które już podważa całą tę feministyczną narrację i ją kompletnie dezawuuje w taki sposób, że najbardziej radykalne feministki są bezbronne niczym małe dziewczynki. A o co konkretnie się rozchodzi? O genderyzm! Dziś mężczyzna, który tylko zadeklaruje, że czuje się kobietą, ma prawo (u nas co prawda jeszcze nie, ale wszystkie te negatywne tendencje szybko płyną do nas zarówno z Zachodu jak i ze Wschodu) wejść do żeńskiej ubikacji, ma prawo przebierać się w żeńskich przebieralniach i gdy popełni przestępstwo - trafi do żeńskiego więzienia. Co się bowiem dzieje z kobiecym sportem? Następuje jego powolny rozkład, gdyż jeśli do żeńskich konkurencji dopuści się mężczyzn, to wiadomo że kobiety w takim starciu nie mają żadnych szans (faceci, którzy deklarują się jako "kobiety" biorą dodatkowo duże ilości estrogenu, który osłabia organizm, a mimo to i tak wygrywają z najlepszymi kobietami. I nikt nie może nic na to poradzić, nikt nie może nawet się odezwać, bo od razu zostanie mu przypięta łatka homofoba lub osoby nietolerancyjnej. A co robią z tym kolejnym zniewoleniem kobiet - "siostry radykalne feministki?" Nic, kompletnie nic - siedzą cicho bo dobrze wiedzą jaka jest "kolejność dziobania". Wiedzą dobrze że nie tylko nie mogą tego krytykować, że wręcz muszą ten destrukcyjny proces przenikania mężczyzn do świata kobiet - entuzjastycznie chwalić, bo inaczej środki pieniężne, jakie idą na wsparcie ruchów feministycznych (a konkretnie tych feministek, które na kobietach chcą się wybić do polityki lub do mediów) przestaną płynąć. Źródełko dochodów wyschnie i co wtedy począć z radykalizmem i pieprzeniem głupot o "nowym wieku kobiet". Nowy wiek kobiet właśnie nadchodzi, tylko kobiety nie mają z tym nic wspólnego.
 
 

 
Genderyzm jest bowiem ruchem, który bezpośrednio godzi w feminizm i podważa jakiekolwiek "dokonania" matek feminizmu z przeszłości. A co najśmieszniejsze - feministki muszą takie ruchy wspierać i muszą je chwalić, choć są one bezpośrednio wymierzone w kobiety. Co bowiem mają zrobić młode dziewczęta, które damskich ubikacjach są molestowane seksualnie przez męskich zwyrodnialców uważających się za kobiety? Nie mogą się nawet poskarżyć, bo od razu zostaną uznane za homofobki i zapewne "zwolenniczki patriarchatu". Mało tego, jeśli się poskarżą, lub będą krytykować mężczyzn przebierających się za kobiety (albo tylko deklarujących iż są kobietami) mogą nawet trafić do więzienia, jak to się stało z feministką - Jennifer Swayne z Walii, która za rozklejanie ulotek z hasłami: "Nikt nie rodzi się w niewłaściwym ciele" trafiła na dwanaście godzin do policyjnego aresztu i traktowana jest jako "zbrodniarka". W tym "Nowym Wspaniałym Świecie" nie wolno podważać ustalonych dogmatów i trzeba znać swoje miejsce w marksistowskiej hierarchii ofiar, a tu akurat kobiety znajdują się znacznie poniżej homoseksualistów, genderystów i oczywiście muzułmanów (islamu też feministkom krytykować nie wolno - wolno im jedynie krytykować białych, heteroseksualnych mężczyzn - czyli ich dziejowych obrońców). Co zrobiono z ikoną feminizmu - J.K. Rowling, gdy ta zaczęła jasno i logicznie podważać absurdy nowej odmiany marksizmu - czyli właśnie genderyzmu? Ta tak majętna i popularna autorka serii książek o Harrym Potterze, która dotąd była wielbiona i wynoszona pod niebiosa - nagle została odsunięta i zmarginalizowana (nie zaproszono jej nawet na galę promującą jej twórczość). Została odsunięta przez siły znacznie od niej potężniejsze i tym samym pokazano innym "siostrom feministkom" co się z nimi stanie, jeśli podważą kanony nowej religii (a może właśnie "prawdziwej religii" - o której już wcześniej pisałem). Wydaje się że w tym przypadku rewolucja znów zjada własne dzieci. Feministki zrobiły swoje godząc w mężczyzn, teraz można je odsunąć (jak niepotrzebny przedmiot - aby nie użyć mocniejszego języka) jeśli zaczną protestować przeciw ustalonej hierarchii. Swoje już zrobiły, teraz mają chwalić swoich nowych oprawców (genderystów i islamistów) i dawać się gwałcić oraz molestować przez zboczonych przebierańców i cierpieć w milczeniu. A, zapomniał bym - a przede wszystkim walczyć z tym okropnym patriarchatem i dominacją białych, heteroseksualnych mężczyzn. 😔
 
 
 


 
 NA KONIEC "RUSKIE ŁZY" STAŚKA WIELANKA
(MOJA ULUBIONA PIOSENKA TEGO AUTORA)
 
 

 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz