Stron

wtorek, 16 sierpnia 2022

SUŁTANAT KOBIET - Cz. XXXVIII

HAREMY WYBRANYCH WŁADCÓW

OD MEHMEDA II ZDOBYWCY

DO ABDUL HAMIDA II

 


 

SERAJ SULEJMANA WSPANIAŁEGO

Cz. XXVII

 





 ŻONA
SERAJ POD RZĄDAMI ROKSOLANY/HURREM
(1534-1558)
Cz. XII


 
VIVA ESPANIA


Śmierć cesarzowej Izabeli Portugalskiej (1 maja 1539 r.), stała się swoistą cezurą dla hiszpańskiego dworu. Pogrążony w bólu cesarz Karol V zamknął się na dwa miesiące w toledańskim klasztorze Sisla, gdzie modlił się, odprawiał pokutę i usychał z żalu za swą ukochaną. Dwór oczywiście okrył się żałobą, a czerń stała się powszechna na królewskim dworze przez ponad rok. Śmierć cesarzowej małżonki odcisnęła swe piętno również i na dworzanach Karola V (np. Franciszek Borgia, markiz de Lombay - gdy w Grenadzie otwarto trumnę z ciałem cesarzowej - nie był w stanie jej rozpoznać, gdyż rozkład ciała postępował już wówczas w bardzo szybkim tempie, szczególnie w promieniach majowego iberyjskiego słońca. Ten fakt tak bardzo go zasmucił, iż wkrótce potem opuścił on dwór i rozmyślawszy nad "znikomością chwały ludzkiej" przyjął święcenia kapłańskie i wstąpił do zakonu jezuitów gdzie został jednym z generałów zakonu, a po swej śmierci w 1572 r. został kanonizowany (1670 r.) jako święty Franciszek Borgia). W czasie, gdy król był niedysponowany i odcięty w klasztorze Sisla, krajem rządził sędziwy kardynał, biskup Toledo i wielki inkwizytor - Juan Pardo de Tavera, lecz coraz więcej obowiązków przejmował już wówczas 14-letni następca tronu - Don Felipe. Młody książę miał więcej z Hiszpana niż jego ojciec, przejawiał też więcej wdzięku przynależnego monarchom, ale za życia matki (zmarła, gdy Don Felipe miał dwanaście lat) zaniedbano nieco jego edukację i to do tego stopnia, że do 1535 r. książę wciąż nie potrafił ani czytać ani pisać. Wydaje się, jakoby Izabela nie przykładała zbytniej uwagi sprawie edukacji swych dzieci, a ponieważ ojciec był często nieobecny, pozwalała im na wiele (choć potrafiła również ukarać ich osobiście, bijąc pasem Filipa, Marię czy nawet Joannę - jeśli na to zasłużyli ). Dopiero w roku 1535 gdy Don Felipe miał prawie osiem lat, matka wybrała mu nauczyciela - był nim ojciec Juan Martinez de Siliceo.

Ten wybór bardzo nie podobał się Karolowi, który starał się przekonać swą małżonkę do zmiany wychowawcy syna, a to z tego powodu, iż ojciec Martinez de Siliceo nazbyt pobłażał w nauce młodemu księciu. Don Felipe przywiązał się jednak do Siliceo, który potem został jego spowiednikiem. Po śmierci Izabeli (gdzie Filip szedł w kondukcie żałobnym jak wymagała tradycja, a potem, już w Grenadzie również nie był w stanie rozpoznać twarzy swej matki), Karol ostatecznie usunął de Siliceo i powołał nowych nauczycieli syna (miało to miejsce właśnie w owym 1541 r.). Byli nimi: Cristobal Calvete de Estrella - miał uczyć chłopca łaciny i greki a także zapoznawać go z dziełami Renesansu; Honorato Juan - nauczał matematyki i architektury a Juan Gines de Sepulveda - historii i geografii. Cesarz Karol V pominął jednak nauczanie obcych języków współczesnych, co spowodowało że Don Felipe (późniejszy król Filip II) nigdy nie nauczył się ani włoskiego, ani francuskiego, ani portugalskiego ani niemieckiego - choć potem w tych trzech pierwszych językach wiele rozumiał, nigdy nie nauczył się płynnie w nich mówić, co do końca życia stało się jego kompleksem (dlatego jako król sam pilnował, aby jego syn - Filip III nauczył się przynajmniej języka francuskiego). Od 1 marca 1535 r. Don Felipe miał też swój własny dwór, złożony ze 191 osób (w tym 51 paziów wywodzących się z najznakomitszych hiszpańskich rodów, oraz ośmiu kapelanów). Zarządzał nim surowy Don Juan de Zuniga, który zajmował się również rozwojem fizycznym, nauką fechtunku, jazdą konną i nauką manier. Młody książę często skarżył się u ojca na postępowanie wychowawcy, ale Karol zawsze brał stronę Zunigi, mówiąc że gdyby ten pobłażał Filipowi zbyt często, nic dobrego by z niego nie wyrosło; a wyrosnąć miał przecież nie tylko przyszły król Hiszpanii, ale również (jak sądzono) cesarz rzymsko-niemiecki i wódz całego europejskiego chrześcijaństwa. Tak więc Zuniga niekiedy sięgał po kary fizyczne - a ponieważ hiszpańscy książęta (w przeciwieństwie do angielskich) byli karani sami, a nie przez podstawionych "chłopców do bicia", którzy za błędy książąt musieli przyjmować razy od nauczycieli - przeto młody Don Felipe nie znosił Zunigi. Ten bowiem z laską w ręku chodził za księciem i kazał mu odpowiednio siadać, jeść, pić, ubierać się i w ogóle postępować jak prawdziwy hiszpański grand.

Oczywiście Zuniga kształcił też młodego księcia ze sztuki panowania nad sobą i ukrywania emocji, ale dawał mu również nieco wolnego czasu, podczas którego Filip zajmował się swymi zwierzakami i spędzał czas na świeżym powietrzu. Lubił też Don Felipe zabawy w wojnę ołowianymi żołnierzykami - co było jedną z nielicznych jego rozrywek w murach pałacu, gdyż jak pisał Zuniga do cesarza Karola: "Książę najszczęśliwszy jest na świeżym powietrzu i chętnie zajmuje się czymkolwiek, jeśli tylko może to robić na otwartej przestrzeni". Od roku 1540 - gdy sam po raz pierwszy zakupił "Wojnę żydowską" Józefa Flawiusza, "Metamorfozy" Owidiusza oraz Pismo Święte - jego pasją do końca życia stały się książki. Innymi rozrywkami młodego następcy hiszpańskiego tronu, były: muzyka (miał swój własny chór), oraz jazda konna i polowania (wciąż kupował i zmieniał nowe kusze i oszczepy na niedźwiedzie, wilki, jelenie i zające) - ponoć tak uwielbiał polowania, że sam cesarz zabronił mu zbyt częstych tego typu wypadów, aby syn... nie zdziesiątkował okolicznej zwierzyny. Przejawiał też Filip upodobanie do klejnotów oraz dzieł, misternie wykonanych na zamówienie (takich jak szczoteczka do zębów z hebanu wykładanego złotem, złota wykałaczka, liczne pierścienie z drogimi kamieniami, ale także specjalne przyrządy do skrobania języka, gąbki do czyszczenia i łagodzenia bólu zębów, produkty do czyszczenia uszu, specjalna miseczka na ciepłą wodę do golenia, specjalne nożyczki do paznokci, złoty kielich na środki przeczyszczające i wiele innych, jak róg nosorożca czy orzech kokosowy). Ojciec często też przypominał synowi o kruchości ludzkiego żywota, mówiąc: "Memento mori" (czyli "Pamiętaj o śmierci"), a sam już w wieku 22 lat (czyli w 1522 r.) sporządził testament, mówiąc iż: "Nic nie jest bardziej pewne niż śmierć i nic mniej pewne niż jej pora". Zresztą trudno się temu dziwić, jako że cesarz Karol V już od młodości był otoczony widokiem śmierci lub szaleństwa swych najbliższych. Gdy miał sześć lat, zmarł jego ojciec - król Kastylii Filip I, zaś matka - Joanna (zwana potem Szaloną) nie pozwoliła pochować ciała swego ukochanego małżonka i zabierała je ze sobą wszędzie, gdzie tylko się udawała; spała przy zwłokach męża, jadła i nie odstępowała ich praktycznie na krok. Młody Karol to widział i dojrzewał w nieutulonych oparach żalu swej matki za zmarłym ojcem, co wytworzyło w nim taki właśnie stosunek do świata - Memento mori.                 




MIASTO SZCZĘŚCIA


 Plany wielkiej wyprawy na Konstantynopol co prawda okazały się mrzonką, ale nie oznaczało to, iż cesarz zrezygnował z kolejnej interwencji w krajach Maurów. Myśl o inwazji na Afrykę Północną, podobna do tej sprzed sześciu lat, wciąż bardzo silnie oddziaływała na postępowanie Karola V, a pragnienie nowej sławy - podobnej do tej spod Tunisu - okazało się decydujące w tym okresie w polityce Hiszpanii. Aby jednak zabezpieczyć sobie tyły, Karol V na początku kwietnia 1541 r. zwołał sejm Rzeszy do Ratyzbony. Cesarz miał nadzieję że dojdzie tam do wielkiego przełomu, który ostatecznie zasypie wszelkie doktrynalne różnice pomiędzy chrześcijańskimi wyznaniami i dobiegnie końca - rozpoczęta przez Marcina Lutra w 1517 r. - religijna reformacja. Mógł żywić taką nadzieję, gdyż już od kilkunastu miesięcy trwały ożywione dysputy pomiędzy katolikami i protestantami w Hagenau a potem w Wormacji. Teraz rozmowy te miały zostać przeniesione do Ratyzbony, gdzie cesarz liczył na ostateczny sukces w ponownym zjednoczeniu Chrystusowej wiary. Szczególnie mocno Karol liczył tu na pomoc Gasparo Contariniego, który - jako częsty bywalec kręgów spirytualistów - szukał punktów wspólnych pomiędzy wyznaniami. Wydawało się, że porozumienie jest możliwe, szczególnie gdy Contarini stwierdził, iż luterańska koncepcja "usprawiedliwienia przez wiarę", jest zgodna z nauką katolicką, gdyż w książkach teologa - Johanna Groppera znalazł stwierdzenie "podwójnego usprawiedliwienia" i uznał, że nie jest ono zbyt odległe od tego, co głosił Luter. Ale sam Marcin Luter - na pytanie czy zaakceptuje takowe porozumienie - odparł że już jest na to za późno, zbyt wiele się wydarzyło, zbyt dużo krwi popłynęło i gdyby propozycja takowa padła dwadzieścia lat wcześniej, zapewne nie byłoby z tym problemu, ale teraz jest to niemożliwe (tym bardziej, że 27 maja 1541 r. w Anglii została stracona 67-letnia Margaret Pole, hrabina Salisbury, spokrewniona z ostatnimi królami Anglii z rodu Yorków. Oskarżono ją o potajemne wyznawanie wiary katolickiej i z tego powodu skazano na karę śmierci. Jej syn - kardynał Reginald Pole przebywał wówczas w Rzymie u boku papieża Pawła III, zaś w Anglii w styczniu 1539 r. skazano go zaocznie na karę śmierci, co było spowodowane również tym, iż Reginald Pole - jako potomek Yorków, miał większe prawo do tronu Anglii, niż król Henryk VIII Tudor).




W owym 1541 r. wiele się wydarzyło w Europie. Pod wpływem obradujących na sejmie Rzeszy w Ratyzbonie wyznawców katolicyzmu i protestantyzmu oraz rady biskupów obradujących wówczas w Lyonie, Jan Kalwin mógł ponownie wrócić do Genewy - gdzie pozostał już do końca swego życia (zmarł w maju 1564 r.), bowiem wcześniej przebywał w tym mieście zaledwie kilkanaście miesięcy, po czym został stamtąd wypędzony w listopadzie 1537 r. (wraz z innym kaznodzieją reformacyjnym - Wilhelmem Farelem) decyzją rady miejskiej. Teraz jego powrót był spowodowany listem, jaki wystosował do rady miejskiej Genewy kardynał Jakub Sadoleto w imię jedności Kościoła Chrystusowego. Kalwin wyjechał więc ze Strasburga (gdzie przebywał prawie trzy lata), ale swój wyjazd i tak traktował jako tymczasowy, a przyszło mu pozostać w Genewie aż do śmierci. Przybył do Genewy we wrześniu 1541 r. a już w dwa miesiące później, rada miejska uznała jego "Zarządzenia kościelne" oraz "Porządek nabożeństw" i "Katechizm" w wyniku czego wprowadzono cztery urzędy: pastorów (ministrów) do głoszenia Słowa Bożego, nauczycieli (doktorów) do publicznego nauczania, starszych (seniorów) do czuwania nad obyczajami i diakonów do opieki nad szpitalami i ubogimi. Władze miasta (wbrew woli Jana Kalwina) nie zgodziły się jednak oddzielić dyscypliny kościelnej od jej świeckiej jurysdykcji, tak więc seniorzy byli zobowiązani do odwiedzania prywatnych domów celem nauk moralnych, a postępujących niewłaściwie kierowano na posiedzenia konsystorza, gdzie stosowano kary: upomnienie, naganę, publiczne przepraszanie, wykluczenie ze społeczności a w ostateczności karę śmierci (oczywiście podczas przesłuchań konsystorza - któremu przewodził burmistrz miasta - dozwolone były tortury). Kalwin wprowadził bardzo surowy tryb życia: zakazane były wszelkie zabawy, tańce, towarzyskie przyjęcia, noszenie biżuterii i oglądanie sztuk teatralnych. Nie spodobało się to części mieszkańców miasta, tym bardziej że protestancki konsystorz (zwany już wówczas kalwińskim) zaczął postępować dokładnie tak, jak w Hiszpanii postępowała katolicka inkwizycja (gdzie akurat nie było tak drastycznych ograniczeń jak w Genewie), co powodowało niezadowolenie a z niego zaczął się rodzić opór. Na czele przeciwników Kalwina stanął jego dawny przyjaciel, genewski syndyk - Ami Perrin, który dwukrotnie próbował obalić teokratyczne władze Genewy (1547 i 1555) ale jego działania tylko intensyfikowały kary, jakie na ludność nakładał konsystorz (w latach 1541-1564: 78 osób ukarano wygnaniem a 56 karą śmierci). Zwolennicy Perrina zwali się "patriotami" zaś Kalwina nazywali "przybłędą z Francji"; on zaś nie pozostawał im dłużny i określał ich mianem "libertynów".


IGNACY LOYOLA POD PAMPELUNĄ (1521 r.)
(Po tej bitwie Loyola doznał objawienia 
i ostatecznie porzucił wojaczkę na rzecz głoszenia Słowa Bożego)



W 1541 r. ukazały się drukiem dwa doniosłe dzieła. Pierwsze to było "Ćwiczenie duchowe" Ignacego Loyoli (który wraz z sześcioma towarzyszami z paryskich studiów: Piotrem Favre, Franciszkiem Ksawerym, Szymonem Rodriguezem, Mikołajem Alfonsem Bobadillą, Jakubem Lainezem i Alfonsem Salmeronem złożyli 15 sierpnia 1534 r. śluby czystości, ubóstwa i odbycia pielgrzymki do Ziemi Świętej co stało się początkiem Towarzystwa Jezusowego, zwanego potocznie zakonem jezuitów, który założony został we Frascati w 1539 r. a zatwierdzony przez papieża Pawła III bullą "Rimini militantis eclesiae" - 27 września 1540 r.). Drugim ważnym dziełem, było wydane w Hiszpanii: "Brevisima relacion de la destruction de las Indias" ("Krótka relacja o wyniszczeniu Indian") napisana przez dominikanina Bartolome de las Casas specjalnie dla młodego następcy hiszpańskiego tronu Don Felipe, w której autor prosił księcia o położenie kresu odrażającym praktykom hiszpańskich konkwistadorów w Nowym Świecie, którzy byli odpowiedzialni za śmierć milionów Indian (głównie umierali oni na przywleczone z Europy choroby, ale również byli zamieniani w niewolników i zmuszani do pracy ponad siły, do której nie byli nigdy przyzwyczajeni, dlatego też masowo umierali z głodu, pragnienia, ciężkiej pracy i chorób). Bartolomeo de las Casas pisał tam, iż wszyscy ludzie zostali stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, dlatego też nie wolno ich zniewalać i zabijać, a należy intensywnie pracować nad tym, aby nawrócić ich na chrześcijaństwo. Gdy "Krótka relacja..." ukazała się drukiem, de las Casas stał się obiektem zmasowanego ataku tych wszystkich, których interesom zagroził, ale swoje ostatecznie osiągnął. Cesarz Karol V (pod wpływem swego syna) wydał w roku następnym (1542) specjalne prawo, na mocy którego Korona zobowiązywała się do poprawy życia ludności indiańskiej w Ameryce (należy tutaj dodać, że w "Nowych Prawach" jak zwał się królewski dokument Karola V, oficjalnie nie potępiono ani niewolnictwa, ani też nie zamierzano ukarać sprawców już popełnionych zbrodni, deklarowano jedynie "poprawę położenia ludności tubylczej" w przyszłości. Natomiast zupełnie inaczej podszedł do sprawy Kościół, który bullą papieską "Sublimus Deus" z 1537 r. oficjalnie potępił niewolnictwo i uznał wszystkich ludzi, bez względu na kolor skóry czy wyznawaną wiarę za "dzieci Bożych" i zrównał ze sobą wszystkich ludzi. Niestety jednak, w Nowym Świecie niewielu respektowało papieskie dokumenty, a tam gdzie liczyły się złoto, srebro, klejnoty i pieniądze, życie ludzkie nie miało żadnego znaczenia).

Na sejmie Rzeszy w Ratyzbonie osiągnięto jednak pewne porozumienie w sprawach dość trudnych, a mianowicie w kwestii małżeństw osób duchownych oraz przyjmowania komunii pod dwiema postaciami. Mimo to opór protestantów (m.in. Filipa Melanchtona) wobec pojednania z katolikami był zbyt silny i ostatecznie sejm zakończył się porażką Karola V, gdyż niczego nie udało się wprowadzić w życie. Cesarz coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że kwestii niemieckiej nie rozwiąże poprzez dysputy religijno-polityczne, a jedynie siłą swego oręża może wymusić na niemieckich poddanych i książętach Rzeszy uległość. Ale, aby zebrać armię i ponownie zmusić Kastylię (która najwięcej łożyła na królewskie wojenne wyprawy) do nowych świadczeń, należało coś tej Kastylii dać. A cóż mógł dać król Hiszpanii Kastylii? Wolność od ataków Maurów, od ciągłego niepokoju najazdami piratów na kastylijskie (i aragońskie) wybrzeże. A prawdziwą mekką muzułmańskiego piractwa był wówczas właśnie Algier. Zdobycie tego miasta, oznaczałoby zadanie muzułmanom podwójnej klęski - po pierwsze znacznie ograniczyłoby możliwość pirackich rajdów, a po drugie zadano by poważny cios Turkom, którzy już stracili jedną dużą bazę morską w Tunisie (1535 r.), utrata więc Algieru równałaby się wycofaniu ich z zachodniej części Morza Śródziemnego. Dlatego też po powrocie z Ratyzbony (cesarz wyjechał stamtąd w końcu maja 1541 r.) Karol V przybył do włoskiego portu La Spezia, gdzie zarządził koncentrację swych sił. To tutaj dotrzeć mieli zwerbowani w Niemczech lancknechci, włoscy kondotierzy i hiszpańscy tercios (głównie ci stacjonujący we Włoszech). Z Hiszpanii przybyć miała flota wraz z nowymi zaciągami (organizowanymi często na własną rękę przez miejscową szlachtę, chłopów i rzemieślników), gdyż tę wyprawę zaczęto nazywać "Świętą Wojną z "gwałcicielami praw boskich i ludzkich", dlatego też pod królewskie sztandary zaciągało się wielu awanturników i ludzi nie mających zajęcia. Wyprawa na Algier miała okazać się żyłą złota i doprowadzić do znacznego wzbogacenia się owych uczestników wyprawy.

Jednak mobilizacja trwała nieco dłużej niż się spodziewano, przeto cesarz wypłyną z La Spezii i dopiero 15 października napotkał eskadrę hiszpańską w pobliżu Palma de Mallorca u wybrzeży Balearów. Łącznie ku Afryce Karol V prowadził ze sobą 56 galer i 30 dodatkowych okrętów różnej wielkości obładowanych wojskiem. W wyprawie tej udział wziął również Hernan Cortez, który dokładnie dwadzieścia lat wcześniej doprowadził do zdobycia i upadku stolicy Azteków - miasta Tenochtitlan, a tym samym dla Hiszpanów podbił dużą część dzisiejszego Meksyku. Cortez jednak był traktowany w Hiszpanii jako nuworysz i buntownik (w końcu aby podbić kraj Azteków zbuntował się w 1519 r. wobec hiszpańskiego gubernatora Kuby - Diego Valezqueza i wyruszył przed siebie z garstką ludzi i paroma armatami - a mimo to podbił milionowe ludy indiańskie, które jednak nie znały ani broni palnej, ani koni, ani zbroi, a poza tym wierzyły że Cortez jest ich wcielonym bogiem - Quatzalcoatlem, który niegdyś odpłynął na Wschód, lecz zapowiedział że powróci) i pomijano jego rady jako jednego z wodzów wyprawy. Cortez jednak odradzał wypłynięcie ku Algierowi o tej porze roku (podobnie twierdził wódz wyprawy, admirał Andrea Doria), ale cesarz nie chciał o tym słyszeć, był przekonany że "pogoda jest w rękach Boga" a "Bóg jest z nami" w "Świętej Wojnie" przeciw niewiernym (a poza tym gdyby zawrócił, to już poczynione przygotowania i wydane pieniądze poszłyby na marne, dlatego też należało wbrew radom dowódców, a nawet wbrew rozsądkowi kontynuować wyprawę na Algier w zimie). Eskadra królewska wyruszyła więc w drogę ku "Miastu Szczęścia" - jak nazwał je kronikarz wyprawy Sandoval, i z nadzieją oraz rządzą zysku kierowano się ku wybrzeżom, które miały okazać się śmiertelną pułapką.    


OSTATNI KRÓL AZTEKÓW - GUATIMOZIN



CDN.
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz