Stron

niedziela, 2 października 2022

GWAŁT - CZY NIEODZOWNY ELEMENT KOBIECEGO LOSU? - Cz. XXXII

NAJWAŻNIEJSZE I (NIEKIEDY)

NAJBRUTALNIEJSZE PRZYPADKI

GWAŁTÓW W HISTORII

 


 

 145 r. p.n.e.

GWAŁT NA WESELU

Cz. XVIII






 
 BÓG Z ODLEGŁEJ KRAINY
Cz. XVIII
 
 
 
TEBAŃSKA REWOLUCJA
Cz. V
 
 
Aby zobrazować jaka idea zawładnęła Atenami po 403/401 r. p.n.e. i jacy politycy nadawali jej ton, muszę jeszcze powrócić do opisu życia Sokratesa, gdyż właśnie na jego przykładzie widać będzie dokładnie proces formowania się demokratycznej paranoi, jaka wówczas zawładnęła Ateńczykami, którzy szybko przeszli z jednej (oligarchicznej) skrajności, do drugiej (czyli ubóstwienia demokracji).
 




 
"I KTÓŻ TU JESZCZE ŚMIE TWIERDZIĆ, 
ŻE ISTNIEJĄ BOGOWIE W NIEBIOSACH? NIE MA ICH, NIE MA..." 

Fragment dramatu "BELLEROFONTES" - Eurypidesa
 
 
 Niczym nie sprowokowany atak i zagłada, jaka spotkała mieszkańców wyspy Melos ze strony hoplitów grodu dziewiczej Pallady, usprawiedliwiana była "prawem silniejszego", "koniecznością dziejową" a przede wszystkim bardzo popularnym w ówczesnej Grecji określeniem "prawa natury". Było to hasło, którym posługiwali się politycy (chociaż takie słowo nie istniało w ówczesnej Helladzie; funkcję polityków pełnili bowiem po prostu mówcy lub stratedzy [rhetores kai strategoi], ewentualnie stosowano też określenie demagogos - czyli "przywódca ludu", lub sporadycznie ho politeuomenos - czyli osoba korzystająca czynnie ze swoich obywatelskich praw), aby uzasadnić podboje lub aneksje innych ziem. Sokrates ostro sprzeciwiał się ludziom, którzy głosili hasło "prawa natury", choć jednocześnie nie potrafił się od takich ludzi uwolnić, gdyż miał ich wielu obok siebie (np. jako swoich uczniów) a jednym z nich był choćby sam Alkibiades. Sokrates często w swych dialogach z ludźmi popierającymi teorię "prawa natury", jako wytłumaczenie napaści jednego kraju na drugie - stosował swoją metodę elenktyczną, tak długo drążąc temat, że ostatecznie jego rozmówca dochodził do wniosku, że to co sam proponuje, tak naprawdę nie ma żadnego sensu. Sokrates zresztą nigdy nie twierdził że jest mądrzejszy od innych, wręcz przeciwnie, często powtarzał swoim uczniom że sam wiedzy nie posiada i nie jest mędrcem (sofos), ani uczonym (był np. przeciwnikiem słowa pisanego - dlatego sam nigdy nic nie napisał - twierdząc że pismo zabija ćwiczenie pamięci, gdyż ludzie idą w tym przypadku na łatwiznę mając wszystko spisane na tablicy, papirusie lub potem na pergaminie). Sam siebie nazywał "miłośnikiem mądrości" (filosofos) i od jego czasów to określenie stało się bardzo modne w Grecji. Oczywiście stosując swą zasadę elenktyczną, Sokrates nie dążył wtedy do poznania prawdy lub uzyskania jakiejś wiedzy, a jedynie do zakomunikowania swemu interlokutorowi że tak naprawdę nic nie wie i że opiera się jedynie na "oparach złudy" (doksa). Że człowiek tak naprawdę nie wie nic, skoro nie zna się celu ludzkiego życia, postępowania, powołania człowieka, dobra najwyższego i cnoty prawdziwej. A skoro nie zna się tego co najważniejsze, jak można twierdzić że wie się na pewno to, co jest mniej istotne dla ludzkiej egzystencji. Oczywiście nie znaczy to, że nauka Sokratesa była destrukcyjna (jak twierdzili potem jego oskarżyciele przed sądem, który skazał go na śmierć). Prócz bowiem metody negatywnej (elenktycznej) mającej uświadomić rozmówcy że tak naprawdę nic nie wie i że dryfuje jedynie w "oparach złudy", była również metoda majeutyczna (położnicza - pozytywna), której nazwę zaczerpnął Sokrates z profesji jaką zajmowała się jego matka (była położną - czyli maieutike). Tutaj celem było poszukiwania prawdy obiektywnej, którą Sokrates upatrywał w indywidualnej samowiedzy, co niekiedy prowadziło do sytuacji, że na pytanie "co jest dobre" nie padała z jego strony jasna odpowiedź, a odpowiadał np. takim stwierdzeniem: "dobre są rzeczy ważne", lub "dobre jest to, co daje pożytek". W jego naukach (jeśli można je tak nazwać, bowiem on sam w swej mowie obronnej przed sądem twierdził: "Ja nie byłem nigdy niczyim nauczycielem, tylko jeżeli kto ma ochotę słuchać, jak mówię i swoje robię, to czy młody, czy stary, żadnemu tego nigdy nie broniłem. (...) A czy się ktoś przez to zrobi lepszym, czy nie, ja nie mogę za to odpowiadać, bom ani nie przyrzekał nikogo nauczyć czegokolwiek, ani też nie uczył") dominuje podejście indywidualistyczne i na pytanie czy lepiej jest być tchórzem czy nieulękłym, lepiej doznawać krzywd czy samemu je zadawać - zawsze odpowiadał "lepiej dla kogo?" Dla państwa, społeczeństwa, świata? Dla niego to nie miało znaczenia, gdyż najważniejszy był indywidualny stosunek człowieka do siebie samego i kierując się tylko tym drogowskazem Sokrates odpowiadał, że znacznie lepiej być człekiem odważnym niż tchórzem i samemu doznawać krzywd niż je wyrządzać, gdyż dzięki temu twój indywidualny byt staje się czystszy i usprawiedliwiony wobec swego sumienia - czyli innymi słowy tak po prostu jest lepiej dla duszy (a dusza dla Sokratesa to rozeznanie tego co dobre i złe - czyli tego co jest wiedzą najwyższą).

A tymczasem uczniowie Sokratesa częstokroć postępowali wbrew temu, co usłyszeli z ust swego mistrza. Jednym z nich był właśnie Alkibiades, który na Zgromadzeniu Ludowym głosował za wymordowaniem obrońców Melos a ich żony i dzieci wziąć w niewolę. Oczywiście sam nie brał udziału w wyprawie na tę wyspę, ale przyłożył się do jej zniszczenia i cierpień zadanych jej mieszkańcom (notabene, niejeden Ateńczyk, który podobnie jak Alkibiades głosował za zniszczeniem Melos i który brał udział w wyprawie a potem przywiózł sobie jakąś brankę z tej wyspy, w kilka miesięcy później podczas Dionizji w Teatrze Dionizosa, płakał rzewnymi łzami, słysząc skargi Andromachy gdy herold wydzierał dziecko z jej objęć w tragedii Eurypidesa "Andromacha", wystawionym właśnie w Atenach na wiosnę 415 r. p.n.e.). Sam Alkibiades miał wówczas inne zadanie, musiał bowiem dopilnować sprawy Argos. To polis (o czym pisałem w poprzednich częściach) po klęsce koalicji ateńsko-argiwsko-arkadyjskiej pod Mantineją (418 r. p.n.e.) podpisało pokój ze Spartą i przyjęło ustrój oligarchiczny, wypędzając z miasta rządzących wcześniej demokratów. Ci jednak latem 417 r. p.n.e. doprowadzili do przewrotu i obalili oligarchiczny rząd (ponoć powodem buntu było całkowite odklejenie się oligarchów argiwskich od swego ludu i upatrywanie sojuszu i wszelkiego wsparcia w samym Lacedemonie, a to miało prowokować butę i poczucie bezkarności nowych elit. Czarę goryczy przelał gwałt, jakiego dopuścił się przywódca argiwskich oligarchów na młodej dziewczynie w dniu jej ślubu). Alkibiades po raz pierwszy wyjechał do Argos jeszcze w 417 r. p.n.e. i tam doradzał demokratom budowę "długich murów" do morza (na wzór podobnych murów z Aten do Pireusu), aby w razie ataku Spartan można było dostarczać miastu ateńską pomoc od strony wybrzeża. Byli wśród demokratów argiwskich wówczas tacy, którzy twierdzili że należy szukać porozumienia ze Spartą i nie ulegać ateńskim radom, gdyż prowadzą one do wojny, zniszczeń a przede wszystkim do podporządkowania miasta Atenom. Ponoć Alkibiades na zarzut że Ateny w ten sposób pragną "pochłonąć" Argos, odrzekł: "Tak, pragniemy was pochłonąć. Ale my was pochłoniemy tylko do kolan, Lacedemończycy zaś odetną wam głowę". Przystąpiono więc do budowy "murów do morza", lecz nim prace dobiegły końca, przybyła armia lacedemońska wraz z sojusznikami ze Związku Peloponeskiego i podjęła próbę oblężenia Argos. Niestety, armia ta - choć liczna - nie posiadała machin oblężniczych a długie pozostawanie pod murami Argos nie wchodziło w rachubę, tym bardziej że hoplici spodziewali się szybkiej, zwycięskiej kampanii i nie przygotowali się do zimowego oblegania Argos. Zawrócono więc, zdobywając po drodze miasto Hyzje, gdzie oligarchowie argiwscy - żądni zemsty za śmierć swych pobratymców (mordowanych przez demokratów podczas przewrotu latem 417 r. p.n.e.) - wymordowali wszystkich mężczyzn w mieście a kobiety pohańbili i zabrali ze sobą w niewolę do Flius i Orneai (gdzie Spartanie osadzili argiwskich oligarchów wraz z rodzinami).




Na wiosnę 416 r. p.n.e. z Pireusu wypłynęły dwie eskadry. Pierwsza - złożona z 38 okrętów - skierowała się na Melos, druga - licząca 28 okrętów - właśnie pod wodzą Alkibiadesa, ruszyła do Argos. Po dotarciu do wybrzeży Argolidy i wejściu do miasta, Ateńczycy rozpoczęli własne rządy policyjne, polegające na wyłapywaniu nie tylko ukrywających się jeszcze zwolenników oligarchii, ale również mieszkających w Argos Lacedemończyków i ich sprzymierzeńców ze Związku Peloponeskiego. Łącznie było to jakieś 300 osób, które wywieziono i osadzono na wyspach podległych Atenom (należy jednak dodać, że prócz uwięzienia i pozbawienia majątku - który zagarnęli przywódcy argiwskich demokratów - z ateńskich rąk nie spotkała tych ludzi żadna inna przemoc i nikt nie stracił życia). Demokratyczne władze Argos zawarły wówczas sojusz z Atenami (wiosna 416 r. p.n.e.) podpisany na pięćdziesiąt lat, który miał przynieść korzyść obu stronom (co prawda polityka międzynarodowa Argos została uzależniona od Aten i mieli oni z każdą pokojową propozycją Lacedemończyków zwracać się do ateńskiego ludu z pytaniem o zgodę na jej zawarcie, ale jednocześnie ze skarbca Związku Morskiego miało płynąć do Argos corocznie 40 talentów i obie strony wzajemnie deklarowały sobie pomoc w przypadku ataku Sparty lub jej sojuszników). W rzeczywistości jednak sojusz ten był korzystny tylko dla Aten (Argos zostało całkowicie podporządkowane ateńskiej polityce i celom wojennym, zaś obiecane pieniądze nigdy do Argos nie dotarły). Tak było, ponieważ co prawda wśród Greków bardzo ważne znaczenie miała świadomość klasowa (czyli liczyła się zbieżność pochodzenia i wyznawanych poglądów - dlatego też Ateńczycy, wszędzie gdzie mogli wprowadzali demokrację, zaś Spartanie na odwrót, na podległych sobie ziemiach instalowali oligarchię), ale przede wszystkim jednak najważniejsza była wierność własnemu polis i dbanie o jego siłę oraz bezpieczeństwo. Tak więc Argos - wbrew temu co twierdził Alkibiades - nie zostało pochłonięte przez Ateny do kolan, a co najmniej do pasa. Zresztą w mieście tym zapanował demokratyczny terror a władzom Argos było mało wywiezienia przez Ateńczyków ok. 300 podejrzanych o sprzyjanie oligarchom mieszkańców miasta i na własną rękę urządzali oni swoiste "polowania na ludzi" na których ciążyło choćby najmniejsze podejrzenie o wyświadczenie jakiejkolwiek przysługi wygnanym (i pomordowanym) oligarchom. A jak wiadomo taka atmosfera stanowi doskonałe środowisko do wylęgania się wszelkich paskudnych istot - takich jak donosiciele, szantażyści i wyłudzacze kosztowności, którym podejrzani musieli się opłacać, aby nie trafić na szubienicę). Warto jeszcze dodać, że na fali tego demokratycznego terroru postanowiono rozprawić się z uciekinierami znajdującymi się w Flius i Orneai (a należy pamiętać że to były niezależne od Argos miasta). Pierwszy atak, wyprowadzony na Flius (lato 416 r. p.n.e.) się nie powiódł. Argiwczycy spustoszyli jedynie pola i wycięli winnice oraz sady oliwne, większych szkód samemu miastu i jego mieszkańcom nie wyrządzając. Natomiast atak na Orneai, do którego doszło zimą (416/415 r. p.n.e.), wyglądał następująco. Miasto zostało oblężone i padło po jedno-dziennym oblężeniu (oczywiście przy wsparciu ateńskich wojsk), lecz wszystkim mieszkańcom udało się zbiec pod osłoną nocy (przez boczną, ukrytą bramę w murze miejskim) i Argiwczycy zajęli jedynie puste mury, ulice oraz domy.




A tymczasem do Aten (z końcem 416 r. p.n.e.) przybyli posłowie z dalekich miast Segesty i Leontinoi na Sycylii, szukając ateńskiego wsparcia przeciwko Selinuntowi - sojusznikowi potężnych Syrakuz. Leontinoi to była kolonia miasta Chalkis na Eubei (założona w 728 r. p.n.e. lub blisko tej daty), a Eubea należała oczywiście do Związku Morskiego (kontrolowanego przez Ateny). Segesta zaś, to było miasto ludu Elymów z zachodniej Sycylii (którzy co prawda byli już zhellenizowani, ale których sami Grecy uważali jednak za barbarzyńców, choć twierdzono też, że Elymowie to uciekinierzy z Troi, stąd właśnie ulec mieli oni najszybszej i najsilniejszej hellenizacji, spośród wszystkich trzech pierwotnych ludów Sycylii: Sykanów (środkowa Sycylia), Sykulów (Sycylia wschodnia) i Elymów (Sycylia zachodnia). Selinunt zaś (miasto doryckie) zasiedlone przez kolonistów z Megary Hyblei, założone miało zostać w sto lat po Leontinoi (czyli w roku 628 p.n.e.) na południowo-zachodnich krańcach Sycylii, które jednocześnie były krańcami greckiego świata. Zarówno Selinunt jak i Segesta graniczyły od zachodu z sycylijskimi koloniami Kartaginy (Panormus, Solus, Motye potem Eryx, Drepanum i Lilybaeum). Co prawda punicka kolonizacja Sycylii została skutecznie zatrzymana przez Greków w bitwie pod Himerą (480 r. p.n.e.), mimo to Kartagińczycy wciąż stanowili liczącą się siłę, szczególnie w zachodniej części wyspy (należy jednak pamiętać, że miasta kartagińskie na Sycylii zawsze miały specjalny status i nie były to kolonie Kart Hadaszt sensu stricte, a raczej niezależne miasta sprzymierzone z Kartaginą dla wspólnych korzyści). Choć w historiografii (szczególnie tej starszej) zwykło się określać stosunki kartagińsko-greckie na Sycylii i w zachodniej części Morza Śródziemnego, mianem "500-letniej wojny", jest to określenie błędne i nie mające żadnych realnych podstaw, a bazujące jedynie na oczywistej konfrontacji handlowej Hellenów i mieszkańców grodu bogini Tanit, która to konfrontacja czasem (!) przeradzała się w zbrojny konflikt, ale która jednak przez większość tej "500-letniej wojny" miała charakter pokojowy (czasem dochodziło też do pewnych takich wzajemnych napadów na okręty, podpalania ich lub przejmowania, aby tym samym pozbawić przeciwnika środków uprawiania handlu - jak miało to miejsce chociażby w Massalii, czyli dzisiejszej Marsylii - ale w żaden sposób nie można tego nazywać wojną, a raczej "radykalną walką o klienta"). 

To jednak nie Kartagina była realnym konkurentem dla greckich polis na Sycylii; konkurencję taką dla greckich miast stanowiły... inne miasta greckie, które również konkurowały o lepsze ziemie i intratne szlaki handlowe. Oczywiście dopóki w miastach tych rządziła oligarchia rodowa, której przedstawiciele potrafili się ze sobą dogadać (również w imię swoiście pojętej klasowej solidarności) wojny między greckimi polis były bardzo rzadkie. Jednak z czasem, gdy do głosu dochodzili tyrani, którzy do władzy doszli w kontrze do arystokracji i na fali popularności lub wsparcia udzielonego ze strony ludu - sytuacja zaczęła się zmieniać. Tacy tyrani bowiem - aby utrzymać i rozszerzyć swą władzę - nie mieli interesu w dogadywaniu się z arystokracją z innych polis i jeśli już, to woleli porozumieć się z innymi tyranami, niż z rządzącą oligarchią (którą u siebie już obalili). Na Sycylii ten proces był szczególnie intensywny, choć nieco opóźniony w czasie (do Italii i na Sycylię tyrania przyszła bowiem dopiero wówczas, gdy w Grecji kontynentalnej już dawno wygasła, zastąpiona albo przez ustrój demokratyczny, albo też przez powrót do władzy oligarchicznych rodów). Bodajże pierwszym greckim tyranem na Sycylii, był niejaki Panajtios z Leontinoi. Pełnił on wcześniej funkcję wodza w wojnie z leżącą na południe od Leontinoi Megarą Hybleą (założoną ok. 720 r. p.n.e. przez kolonistów z Megary w Grecji kontynentalnej, którzy najpierw wznieśli swą bazę zwaną Trotilon - ok. 728 r. p.n.e. i przez jakiś czas parali się piractwem, a zwani byli "piratami z Trotilon" - lecz potem wyparli plemię Sykulów dalej na zachód, a na zajętych ziemiach założyli właśnie Megarę Hybleę). Po zwycięstwie w bitwie, niesiony falą popularności mieszkańców swojego polis, obalił on (609 r. p.n.e.) rządy miejscowej Boule (rady złożonej z przedstawicieli największych rodów miasta) i ogłosił się tyranem. W tym samym mniej więcej czasie podobnie uczynił Falaris z Akragas (miasto to założone zostało w 580 r. p.n.e. przez kolonistów z Geli, która sama założona została w południowej Sycylii w roku 688 p.n.e. przez Rodyjczyków i Kreteńczyków). Falaris jednak w przeciwieństwie do Panajtiosa - nie wypłynął dzięki odniesionemu zwycięstwu i sławie wielkiego wodza, a raczej poprzez niezadowolenie mieszkańców Akragas do rządzącej miastem oligarchii. Przy wsparciu ludu dokonał krwawego zamachu stanu, mordując podczas święta Tesmoforii wybitnych członków Rady, następnie zajął miejski akropol i gdy zdobywszy tamtejsze złoto ze skarbca opłacił najemników - wówczas przejął władzę jako tyran i rozbroił lud. Jego rządy zapisały się złą sławą w mieście, a jego okrucieństwo było wręcz legendarne i jeszcze w dwieście lat później opowiadano sobie legendy w jaki to sposób pozbawiał życia swych - prawdziwych lub wydumanych - wrogów (ponoć wielkiego mosiężnego byka, w którym tyran palił swoje ofiary na własne oczy widzieć miał tebański poeta - Pindar, który przebywał w Akragas ok. 490 r. p.n.e.). Okrucieństwo tyranów, silna pozycja oligarchii i panujący jeszcze wówczas w Wielkiej Grecji (czyli Italii i na Sycylii) dobrobyt, spowodowały, że te pierwsze tyranie długo się nie utrzymały i arystokracja w Akragas czy w Leontinoi w pierwszej dekadzie VI wieku p.n.e. wracała do rządów.

W tym samym czasie w Grecji kontynentalnej tyrania święciła swe największe triumfy, a poszczególni tyranii byli uważani za opiekunów ludu lub też jego ciemiężycieli (jak np. tyran Pitagoras z Efezu, który niczym Robin Hood lub Janosik ograbiał bogatych i wspierał biednych, jednocześnie drwił sobie z bogów, łupiąc świątynie i zabijał broniących owych skarbów kapłanów. Był uwielbiany przez swój lud, ale poprzez swoją politykę naraził się wielu innym miastom, które szykowały przeciwko owemu "bezbożnikowi" wojnę świętą. Pitagoras wiedział że nie zdoła zwyciężyć takiej koalicji - a nawet jeśli, to powstanie kolejna - dlatego też starał się o uznanie swych rządów i błogosławieństwo wyroczni delfickiej, ofiarowując bogu Apollinowi - a tak naprawdę tamtejszym kapłanom - mnóstwo złota i srebra. Niczego jednak tym nie wskórał, a do wojny świętej i zawiązania koalicji greckich polis przeciw Efezowi nie doszło tylko dlatego, że miasto ocalił niejaki Melas, który... zabił Pitagorasa, ogłosił się kolejnym tyranem i przywrócił świątyniom zrabowane bogactwa przez co nawet wyrocznia delficka uznała jego władzę. Założył on następnie swoją dynastię, a władzę po nim objął jego syn Pindar, który to ocalił Efez przed podbojem króla Lidii - Krezusa). Ale wróćmy znów na Sycylię. Otóż po upadku rządów pierwszych tyranów - Panajtiosa i Falarisa - przez kolejne ponad osiemdziesiąt lat nic nie zagroziło wszechwładzy arystokracji (pomni doświadczeniem, starali się oni aby zbyt ambitnych lub cieszących się poparciem ludu strategów czy demagogów natychmiast usuwać). Miasta się rozwijały czerpiąc ogromne środki z handlu morskiego, a owe bogactwa spływały też i na biedniejszą ludność (np. Sybaryci z południowej Italii, których rozwój miasta przypadł na ten właśnie okres, mieli choćby wanny we własnych domach - co w Atenach Peryklesa uchodziło jeszcze za ogromny zbytek, gdyż ogólnie korzystano z łaźni publicznych - co prawda nie tak wielkich i wspaniałych jak późniejsze łaźnie rzymskie, ale jednak. Z tym że greckie łaźnie różniły się od rzymskich tym, iż tutaj kąpano się w wannach a nie w basenach z ciepłą i zimną wodą jak w mieście Romulusa. Zaś do wielu domostw w Sybaris - istniejącego w latach 720-510 p.n.e. - doprowadzano też rury z ciepłą wodą, co było już zupełną nowością i stać na to było tylko naprawdę nielicznych. Sybaris zostało zniszczone w 510 r. p.n.e. przez koalicję miast: Krotonu, Siris i Metapontum, którym nie w smak było bogactwo tamtego grodu. Mimo to pamięć o tamtym "luksusowym" okresie starożytnego greckiego miasta w południowej Italii przetrwał dwa i pół tysiąca lat i do dziś słowo "Sybaryta" oznacza nieco zmanierowanego i zapatrzonego tylko na własną wygodę bogacza).




W 511 r. p.n.e. doszło do pierwszej oficjalnie potwierdzonej militarnej konfrontacji Greków z Kartagińczykami (stąd prawienie o "500-letniej wojnie" wydaje się być niedorzeczne), oczywiście nie licząc bitwy morskiej pod Alalią na Korsyce z 535 r. p.n.e. (gdzie połączone floty kartagińska i etruska zadały klęskę Fokejczykom, zbiegłym przed Persami z Azji Mniejszej i osiadłym dziesięć lat wcześniej na Korsyce, w założonym przez siebie mieście Alalia). Stało się tak, za sprawą niejakiego Dorieusa, brata króla Sparty - Kleomenesa I z rodu Agiadów. Wylądował on bowiem z grupą kolonistów na Sycylii, w poszukiwaniu dogodnego miejsca do założenia lacedemońskiej kolonii i jako takie, wybrał miejsce w okolicy góry Eryks w zachodniej Sycylii. Wokół jego przyszłej kolonii znajdowały się posiadłości Kartagińczyków, ale to go nie zrażało. Dorieus uznał że Kartagińczycy nigdy nie dorównają w walce Grekom, a szczególnie Lacedemończykom, więc nie poważą się zaatakować zakładanego przez niego miasta. Stało się jednak inaczej; sprzymierzeni z Elymami z Segesty Kartagińczycy zaatakowali Dorieusa i jego hoplitów pod Eryksem (510 r. p.n.e.) rozbili jego armię i flotę (trzydzieści lat przed klęską Kartaginy pod Himerą było więc punickie zwycięstwo pod Eryksem), a on sam poniósł śmierć w bitwie. Jest to ważne wydarzenie dlatego, że po tej klęsce Grecy w swych sycylijskich miastach doszli do przekonania, że pokonać zarówno Kartagińczyków jak i ludy barbarzyńskie mogą dopiero wówczas, gdy się zjednoczą; a aby to osiągnąć należy przede wszystkim wprowadzić do władzy śmiałe jednostki, ograniczając jednocześnie władzę arystokracji (której nie spieszyło się do militarnej konfrontacji i która wolała spokojne bogacenie się bez większych zadrażnień z sąsiadami). Pierwszy do władzy tyrańskiej doszedł (w 505 r. p.n.e.) niejaki Kleander z Geli - bogatego miasta portowego (założonego w 688 r. p.n.e.) leżącego na żyznych terenach południowej Sycylii. Jego rządy niczym szczególnym się jednak nie zapisały (nie było rozlewu krwi, czyli nuuudaaaa 😉), jednak bez wątpienia Gela stała się wówczas pierwszą militarną potęgą greckiej Sycylii, jako że Kleander, a po nim jego brat Hippokrates (tyran od 498 r. p.n.e.) stworzyli silną i dobrze wyćwiczoną, oraz wierną swym przywódcom armię. 

Hippokrates zapragnął więc rozszerzyć swą władzę na sąsiednie greckie miasta i mając do dyspozycji silną armię najemników, rozpoczął realizację tego planu. W krótkim czasie zdobył Naksos (założone w 735 r. p.n.e. we wschodniej Sycylii nieopodal góry Etna), Kallipolis, Zankle leżące nad Cieśniną Meseńską (miasto to założone zostało w dwóch etapach; najpierw ok. 730 r. p.n.e. stworzyli tutaj swą bazę piraci z italskiego Kume, a potem - ok. 720 r. p.n.e. - dotarli koloniści z Eubei) i Leontinoi. Już sam fakt iż zdobył prawie cały pas wschodniego wybrzeża Sycylii (bez Syrakuz i Megary Hyblei) świadczy o jego militarnym talencie. Zresztą wydał również wojnę potężnym Syrakuzom (założonym w 734 r. p.n.e. przez kolonistów z Koryntu) i w bitwie nad rzeką Eloros rozbił syrakuzańską armię (zapewne zdobył by również samo miasto, gdyby nie fakt, że przeciwko temu zaprotestowały ustami swych przedstawicieli w Syrakuzach - Korynt i Korkira. Co prawda kolonie - choć stawały się replikami swego miasta macierzystego i wyznawały tych samych bogów, to jednak z czasem zatracały więź ze swą metropolią i czciły nie bohaterów dawnego polis, lecz swego założyciela [oiticistesa] choćby był on obcego pochodzenia jak w kilku przypadkach się zdarzało. Oczywiście kolonia winna była szacunek i pomoc swemu miastu macierzyńskiemu, ale jednocześnie metropolia nie powinna dążyć do całkowitego uzależnienia swej kolonii - konflikt na tym tle między Korkirą a Koryntem był jednym z powodów wybuchu II Wojny Peloponeskiej z lat 431-404 p.n.e. Z reguły metropolie nie naciskały i nie pragnęły ujarzmiać siłą swych kolonii, choć zdarzały się od tego wyjątki. Jednym z takich wyjątków był właśnie Korynt, który bezwzględnie domagał się od swych kolonii posłuszeństwa i podległości oraz pierwszego miejsca dla przedstawiciela Koryntu w świętach obchodzonych przez kolonię). Hippokrates w zamian za odstąpienie od Syrakuz, otrzymał tereny zniszczonego przez to polis wcześniej miasta Kamarina i ponownie je zasiedlił. Gdy zginął w roku 491 p.n.e. w walce z Sykulami, jego posiadłości obejmowały tak wiele ziem, że doprawdy można mówić o pierwszym imperium sycylijskim. Władzę tyrańską przejęli teraz małoletni synowie Hippokratesa - Kleander II i Eukleides, ale nie dane im było długo władzę tę sprawować, gdyż wkrótce potem przeciw nim zbuntował się niejaki Gelon syn Dejnomenesa ze szlachetnego rodu wywodzącego się pierwotnie z wyspy Telos, a od kilku pokoleń osiadłego w Geli. Odsunął on od władzy synów Hippokratesa i sam ogłosił się tyranem Geli (491 r. p.n.e.). Miał on wizję zjednoczenia wszystkich Hellenów pod swymi rządami i rozpoczęcia wojny z Kartagińczykami na zachodzie wyspy, w imię "świętej wolności Hellenów". Problem polegał tylko na tym, że sami Hellenowie za bardzo nie palili się do wojny z Kartaginą pod hasłem "pomszczenia śmierci Dorieusa" i pod całkowitą dominacją tyrana Gelona. Musiał więc najpierw zmusić ich do tego podstępem, układem, małżeństwem lub... siłą.                     
 


 
CDN. 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz