Stron

piątek, 28 października 2022

RĘKOPISY NIE PŁONĄ! - Cz. X

CZYLI SPISANE PAMIĘTNIKI

z KLUCZOWYCH WYDARZEŃ

w DZIEJACH POLSKI I ŚWIATA

 

 
 

I

PAMIĘTNIK BOHDANA JANUSZA

Cz. X

 
 
PAMIĘTNIK AUTORSTWA HISTORYKA I ETNOGRAFA BOHDANA JANUSZA, OPISUJE WKROCZENIE WOJSK ROSYJSKICH DO LWOWA (PO EWAKUACJI STAMTĄD WOJSK AUSTRIACKICH) NA POCZĄTKU I WOJNY ŚWIATOWEJ i OKUPACJĘ TEGO MIASTA, TRWAJĄCĄ od 3 WRZEŚNIA 1914 do 22 CZERWCA 1915 r.
 
 
 

 
 
293 DNI RZĄDÓW ROSYJSKICH 
WE LWOWIE
 
 
 W piątek 11 września bardzo wczesnym rankiem, bo przed godz. 3-cią wypędziły wszystkich w mieście z łóżek okrutne huki, od których aż szyby dzwoniły. Kanonada ta piekielna trwała cały dzień bez przestanku i chwilami się zdawało, że walka toczy się pod samem miastem. Rannych zwożono także mnóstwo i w tak okrutnym stanie, iż lekarze podołać nie mogli pracy koło nich. Przejmujące sceny odgrywały się we wszystkich lazaretach - jedni błagali, by ich dobić, potruć - inni znów żegnali się z pozostawioną daleko rodziną, biadając w rozpaczy, iż nigdy jej choćby na chwilę nie będą oglądać. Pod wpływem ogromnych strat, żołnierze nie mieli całkiem ochoty do walki - na rogatkach widziano rzucających się na kolana i błagających Boga, by dał już pokój. Niechęć i obawa przed wojną tak dalece ich przejęła, że sami się kaleczyli, przeważnie obcinając palce u lewej ręki, jak przekonano się z ogromnego mnóstwa w ten sposób okaleczonych w szpitalach. Z wojskiem rosyjskiem było tego dnia na polu bitwy najwidoczniej niedobrze, bo były chwile, że wypierano je niemal na same rogatki miejskie. Ogólnie też wierzono, że odwrót jego jest nieunikniony - czekano więc nań niecierpliwie. Na odpowiedni też grunt padła wiadomość, co lotem ptaka rozeszła się od razu po mieście całem, że na Zamarstynowie rzucił lotnik austryacki z aeroplanu jabłek kilka, w które wetknięte były kartki, pisane na maszynie w języku polskim. Aero-telegramy te szczególne, zawierały następujące powiadomienie:


"Bóg z Wami!
Francya prosiła o zawieszenie broni. Włochy i Bułgarya zajęły Serbię, Turcja wypowiedziała wojnę Rosyi. Lewe skrzydło rosyjskie przełamane, zajęte w Sygniówce i idą na powrót. Czekać cierpliwie kilka dni!"
 
 
Wiadomość ta sprawiła nie małe wrażenie na mało krytyczne masy i zaraz rozeszła się po mieście całem. Widocznie zaś dojść musiała i do uszu Rosjan, bo pewien oficer w jednym sklepie na Chorążczyźnie, kiedy kupcowa nie chciała mu wydać reszty z banknotu rosyjskiego, powiedział: "Nie chcecie przyjmować naszych pieniędzy, ale one będą miały nawet wartość podwójną - nie prawdą są te plotki z jabłek, my jesteśmy zwycięzcami, bo przyszliśmy tu do naszego starego, rdzennego kraju, do naszej ojcowizny, do starego naszego Lwowa" (gwoli wyjaśnienia - Lwów NIGDY nie należał do Rosji, ani za gosudarów - czyli wielkich książąt - ani za carów i dopiero stał się "rosyjski" po 1944 r. wraz z pochodem "wyzwolicielskiej Armii Czerwonej. Ale jak widać mentalność Moswkicinów nie zmieniła się, pomimo upływu ponad stu lat i wciąż jest taka sama - imperialna, rasistowska i bałamutna). Słowa te wypowiedział w wielkiem podrażnieniu i widocznie pod wpływem niepowodzeń. Kanonada, trwająca bez ustanku 30 godzin, zamilkła nagle w nocy około godz. w pół do dziesiątej, dochodząc to chwilowo głuchym odgłosem z coraz to większego oddalenia. W pół godziny potem okazały się na horyzoncie zachodnim języki płomieniste, a później całą połać zachodnią nieba zaległy dymy białe. Od tej chwili huki armatnie pożegnały miasto na długo, pogrążając Lwowian w zwątpienie i żal za nadzieją utraconą. Wojska monarchii cofnęły się dalej na zachód, a dla zrozpaczonej ludności znaczyło to zapieczętowanie na długo niewoli ciężkiej.
 
Nastrój w mieście z sobotą 12 września doznał wielkiego spadku - jak długo słychać było potężną muzykę setek gardzieli spiżowych, żywiono nadzieje najlepsze, a kiedy od wystrzałów ostatnich w nocy strzelanie ustało, poczęto źle z tego wróżyć. Dla uspokojenia umysłów postarały się władze o odpowiednie zarządzenie, które wprawdzie nie miało tego właśnie celu na myśli, ale tak zrozumiane zostało przez Lwowian, upatrujących najchętniej we wszystkim dowodów niepowodzeń rosyjskich. Wspominaliśmy już o werbowaniu ochotników do robót koło szańców przy pomocy publicznego wybębniania - sposób ten nie dopisał, bo nikt się nie chciał zgłaszać, wobec czego prezydent Rutowski podał do wiadomości mieszkańców następujące:
 
 
"Obwieszczenie.
 
Zarząd wojskowy ogłasza za pośrednictwem magistratu miasta Lwowa, że potrzebuje do robót ziemnych w najbliższej okolicy Lwowa robotników w ilości przeszło tysiąca ludzi. Płaca 3 korony dziennie. 
Należy się zgłaszać na miejsce roboty wprost do oddziału saperów w Brzuchowicach, Grzybowicach, Sokolnikach, Zubrzy, Skniłowie i Białohorszczy.
 
Rutowski"   
 
 
Efekt powyższego obwieszczenia był chyba taki, że ludzie, widząc tak gwałtowną potrzebę robotników i zestawiając to z widocznemi stratami Rosyan, utwierdzili się w przekonaniu, iż ci jednak będą się musieli cofać, dlaczego też na gwałt się okopują w dawnych fortach austryackich. Dobrej myśli byli ludzie z jeszcze i innych względów, które same dla siebie niezbyt może doniosłe miały znaczenie, ale w ówczesnym, rozgorączkowanym nastroju umysłów jednak za takie uchodziły. Przywieziono mianowicie z pola walki pod miastem do szpitala dwu rannych ciężko generałów rosyjskich, którzy tego samego jeszcze dnia obydwaj umarli. Okoliczność ta, zdaniem ludzi - stwierdziła niepomyślny stan sprawy Rosyan, którzy przy tak wielkich stratach ponieść musieli jeszcze i podobny cios bolesny. Co zaś znaczenie faktu tego mocno zwiększało to szczegół, iż jednym z tych generałów był nie kto inny a tylko ów pierwszy dowódca rosyjski, który pamiętnego dnia 3-go września z rogatki Łyczakowskiej przemówił do mieszkańców Lwowa znanym już nam rozkazem złożenia wszelkiej broni. Generała-lejtnanta von Rode'go, komendanta 42 dywizyi piechoty, znali z nazwiska chyba wszyscy bez wyjątku Lwowianie. On to właśnie zmarł od ran w sobotę 12 września w wojskowym szpitalu we Lwowie. Dowodził wojskami w bitwie pod Janowem, gdzie na samym froncie wydawał rozkazy pod ogniem armat (proszę bardzo - a dziś na Ukrainie wszelkiej maści gienierałowie, komandirzy i pałkownicy chowają się po piwnicach w szkołach lub szpitalach, lub przebywają z daleka od linii frontu, nie mając jednocześnie ŻADNEGO kontaktu ze swoimi oddziałami, a tylko - gdy jest w miarę bezpiecznie - nad ranem przyjeżdżają samochodami do oddziałów liniowych, szybko wydają rozkazy i... uciekają w bezpieczne miejsce. Najwidoczniej nie uśmiecha im się ginąć w bezsensownej wojnie za Putina, tak jak tamtym, którzy ginęli w równie bezsensownej wojnie za cara Mikołaja II. Małe sprostowanie - bezsensowna ta wojna była dla państw zaborczych, dla nas... zbawienna) - odłamek kartacza austryackiego zranił go w pierś, po czem przewieziony został przez sanitaryuszy do Lwowa i tu ulokowany w hotelu Krakowskim. Mimo starań kilku lekarzy zmarł generał w sobotę. Zwłoki złożone w metalowej trumnie, przewieziono do grecko-oryentalnej cerkwi przy ulicy Franciszkańskiej. W niedzielę rano duchowny prawosławny odprawił żałobną mszę śpiewaną za duszę zmarłego, a następnie panachidę nad zwłokami z asystą improwizowanego chóru żołnierzy. Po dokonanych modłach trumnę zalutowano w obecności przedstawiciela wojskowości i na zwykłej furze, przybranej gałęziami smereki przewieziono na cmentarz Lyczakowski. Ostatnie honory oddał zmarłemu oddział piechoty ze swoimi oficerami.
 
Równocześnie prawie odbył się dnia tego z cerkwi prawosławnej pogrzeb drugiego generała, poległego w bojach pod Lwowem, szefa sztabu 14 dywizyi piechoty, Iwana Trofimowa. Przed pogrzebem odbyło się nabożeństwo, trwające 2 godziny, a wzięło w niem udział wielu wyższych oficerów i mnóstwo żołnierzy. Po nabożeństwie niklową trumnę ze zwłokami zalutowano i złożono na zwykłym wozie, ozdobionym zielenią. Na tym samym wozie złożono duży krzyż, wyciosany z surowego drzewa, opatrzony tablicą z napisem, że Trofimow poległ w boju 28 sierpnia starego stylu. Zwłoki jego przywiózł z pobojowiska w Suchej Woli miejski zakład pogrzebowy, który się zajmował też całym pogrzebem, na cmentarz Łyczakowski.
 
 


Pocieszali się ludziska, wobec cofnięcia się wojsk austryackich dalej na zachód, przynajmniej tem, że drogo Rosyan kosztował taki wynik wielkiej walki na Wereszycy, a zresztą, mimo ogromnego upadku ducha, nie chcieli jeszcze całkiem tracić nadziei. Oczekiwano też, co dalej będzie. Zrezygnowano na razie z kombinacyi strategicznych, poświęcając się bardziej ciężkim warunkom życiowym, które coraz więcej stawały się dla wszystkich ciaśniejszymi. Przy wszystkich przedmiotach zainteresowania nie brakło go też dla nowego ogłoszenia urzędowego, w którem widziano dalszy ciąg przytoczonego już przez nas rozporządzenia w sprawie zbrodniczo rzekomo niszczonych przewodów telegraficznych w mieście. Zawiłe określenia jego prawnicze nie zrażały ciekawych przed odczytywaniem, ale zapewne niewielu tylko było aż tak zaciętych, by lekturę tę niestrawną cierpliwie do końca doprowadzić. Opiewała zaś ona następująco:
 
 
"Obwieszczenie.
 
Stosownie do najwyżej zatwierdzonej ustawy ust. 1328 rozdział IV Sądów wojennych "o sądach w czasie wojny" mieszkańcy dzielnic Galicyi, zajętych przez Rosyjskie cesarskie wojska - na podstawie ustawy 1328 tejże ustawy podlegają sądom wojennym: a) uczestnicy przestępstwa popełnionego przez osobę sądom wojennym podlegającą, b) w razie popełnienia jednego z przestępstw wyszczególnionych w dodatku IX ust. 1328, a mianowicie:
1. za wystąpienie przeciw Zwierzchnemu Główno-komenderującemu armiami, przeciw Główno-komenderującemu armiami frontowemi i Komenderującemu armią (oddzielną i nieoddzielną), któremu miejscowość podlega lub przeciw ustanowionym przez nich czasowym władzom i ich członkom, a również za wszelkie nieposłuszeństwo i sprzeciwianie się im (...).
2. za szpiegostwo (...).
3. za rozmyślne podpalenie lub w inny sposób rozmyślne niszczenie lub doprowadzenie do stanu niezdatności  (nieużyteczności) przedmiotów wojskowych, przyrządów, broni i w ogóle wszystkiego, co może służyć tak do ataku jak do obrony - a również zapasów żywności i furażu (...).
4. za rozmyślne zniszczenie lub poważne uszkodzenie w terenie działań wojennych: wodociągów, mostów, grobli, pomostów, śluz, wodospadów, studzien, dróg, brodów i innych środków przeznaczonych dla przetransportowania, przeprawy, spławu, zapobiegania powodziom lub niezbędnych do zaopatrywania w wodę (...).
5) za rozmyślne zniszczenie lub poważne uszkodzenie istniejących na terenie działań wojennych dla celów rządowych: a) aparatów telegraficznych i telefonicznych lub innych używanych dla podawania wiadomości, b) linii kolejowych, ruchomego taboru, sygnałów ostrzegawczych przeznaczonych dla bezpieczeństwa ruchu kolejowego i spławnego (...).
6. za napaść na warty i straże wojskowe (...) jak również za morderstwo warty i członków straży i policyi, a także za następujące przestępstwa: a) rozmyślne morderstwo, b) rozbój, c) rabunek, d) rozmyślne podpalenie lub zatopienie, e) gwałt.
Niniejsze obwieszczenie nabiera mocy z chwilą opublikowania go.
 
Wojenny Gubernator
Pułkownik Cheremeteff.
Miasto Lwów, 29 sierpnia (11 września) 1914"     
 
 
 Ostre te przestrogi dyktowano ludności w chwili rozszerzonego terytoryalnie władztwa rosyjskiego w zajętym kraju, po cofnięciu się wojsk austryackich z linii Wereszycy. Z ustaniem gry armat pod Lwowem uznali Rosyanie stolicę za swoją już niepodzielną własność i stosownie do tego poczęli w niej gospodarować. Dla mieszkańców Lwowa był to cios ogromny, a cały upadek ducha z tego powodu ocenić można należycie, jeśli się weźmie pod uwagę tempo, w jakiem przyszło przyjmować jeden  wypadek po drugim i to, jeden donioślejszy w skutkach od drugiego. Na najmniej się tego spodziewające głowy walić się poczęły ciosy tak dotkliwe i oszałamiające, iż wielkiego trzeba było hartu ducha, by się nie tylko nie złamać, ale i nie ugiąć choćby. Ludzie, gruntujący siłę ducha swego w wiedzy i wykształceniu, na nich opierali stanowczą swą wiarę i przekonanie, ale dla maluczkich potrzeba było prócz ich naiwnej wiary - w chwilach tak krytycznych - także jakiegoś bardziej dla nich namacalnego argumentu. I dziwna rzecz, że tak się składało, iż sądzić można było o istnieniu we Lwowie człowieka jakiegoś czy nawet ludzi, którzy dbali o to, by pokrzepić maluczkich w wierze ich, chwiejącej się chwilowo. Wspomniane już "kartki z aeroplanu" odgrywały właśnie rolę jakby pigułek na pokrzepienie zgnębionych umysłów prostych, zjawiając się - rzecz dziwna - w chwilach najbardziej ku temu stosownych. Zjawiły się wobec tego, oczywiście, i w chwili tak przełomowej.

W niedzielę 13 września żegnały się aero-telegramy ze Lwowem, ale z wyraźnem zastrzeżeniem, że pożegnanie to tylko czasowe. "Autentyczny" tekst ich brzmiał następująco: "Do widzenia! Lwów z nami", co znaczyło, iż wojska cofnęły się ale wrócą jeszcze do Lwowa. I czy nie miały racyi? Dla uzupełnienia obrazu nastrojów chwili pozwolimy sobie dosłownie przytoczyć notatkę z kroniczki poufnej zapisaną pod dniem 13 września: "Nastrój w mieście przypomina stan człowieka, który błąkając w pustce, sądził chwilami, że już trafił na ślad dobry, ale od razu się przekonał zniechęcony, iż brak mu najprostszych sposobów oryentacyi. Zdawałoby się i jakoby wszystko za tem przemawiało, że wojska austryackie górą - ogólnie tak myślano - a tu od razu huk dział urywa się, odwrotu spodziewanego wojsk rosyjskich nie widać, a dzienniki niektóre pospieszają z zapewnieniami, że wojsko austryackie cofa się. Brak najprymitywniejszych wskazówek oryentacyjnych, nie daje się wiary sensacjom dziennikarskim, które przedtem z własnej pilności kazały Austryakom bić setki tysięcy Rosyan, a teraz na odmianę tym każą bić Austryaków. Kto raz poparzył się, dmucha na zimne - publika lwowska mocno nie wierzy sensacjom dziennikarskim tego rodzaju, ale też i widać, że jest jak okręt bez steru".
 
 

 
Fakt opuszczenia przez wojska austryackie linii Wereszycy przełomowym był dla Lwowa okupowanego, albowiem do chwili tej nie tylko ludność jego sama, ale nie mniej i sami Rosyanie nie uważali miasta za pewną swą własność. Wszystko, co tu zarządzili dotychczas, nosiło widoczne cechy dorywczości, brak było jeszcze pewności siebie i konsekwencyi w działaniu. Dowodem zaś niejako, iż z chwilą ucichnięcia w mieście odgłosów wojennych, uznano je za "rosyjskie", może być okoliczność, że dopiero 14 września zajęli się Rosyanie powszechnem ogłoszeniem znanego manifestu do Polaków (ogłoszony 14 sierpnia - 1 sierpnia według kalendarza prawosławnego obowiązującego wówczas w Rosji - manifest głównodowodzącego rosyjską armią wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza Romanowa [stryja cara Mikołaja II], który zapowiadał po zwycięstwie Rosji ponowne zjednoczenie pod berłem cara wszystkich trzech części dawnej Polski "swobodnej w swej wierze, języku i samorządzie". Ta deklaracja spotkała się ze sceptycyzmem polskiego społeczeństwa, jako że nie było tam żadnych odniesień nie tylko do niepodległości, ale choćby również do kwestii granic tego w pół-suwerennego państwa polskiego. Odezwa została więc praktycznie odrzucona przez większa cześć narodu i jedynie przedstawiciele "opcji rosyjskiej" - czyli głównie politycy narodowej demokracji [tzw. prawicy] z Romanem Dmowskim na czele, opowiadali się za poparciem rosyjskich propozycji zjednoczenia Polski pod jednym rządem carskim, widząc w tym nie tylko odsunięcie zagrożenia niemieckiego - które było największym niebezpieczeństwem w ich rozumieniu nie tylko dla polskiej niepodległości, ale przede wszystkim dla narodowej jedności - ale również zjednoczenie gwarantowało zdominowanie Rosji przez Polskę we wspólnym Imperium Romanowów. Narodowcy wywodzili to przekonanie z tradycji Królestwa Polskiego lat 1815-1831 które bez wątpienia posiadało nie tylko najsilniejsze siły zbrojne Imperium Romanowów, ale i najbardziej prężną i ekspansywną gospodarkę z którą gospodarka rosyjska nie była w stanie konkurować [a należy pamiętać że było to okrojone państewko do ziem leżących na zachód od rzeki Bug, mimo iż car Aleksander I już w 1815 r. obiecał Polakom "wewnętrzne rozszerzenie", czyli przyłączenie do Królestwa ziem pierwszego i drugiego zaboru rosyjskiego z lat 1772 i 1793, to jednak nigdy do tego nie doszło, a na kolejnych sejmach, począwszy od 1818 r. car mawiał; "Panowie, cierpliwości, jeszcze trochę cierpliwości". W grudniu 1825 r. władzę objął zaś brat Aleksandra - Mikołaj I i sprawa "wewnętrznego rozszerzenia" całkowicie zniknęła z oficjalnych zapowedzi] - Rosjanie domagali się np. od cara zastosowania ceł zaporowych na towary przywożone z Królestwa, jako że były one znacznie lepszej jakości od rosyjskich, co prowadziło do plajty ruskich przedsiębiorców. Społeczeństwo polskie w ogromnej większości odrzuciło więc manifest wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza, ale sprzymierzone z Rosją państwa Europy Zachodniej, a szczególnie Francja, dostały po tej deklaracji spazmów radości, twierdząc że sprawa polska została już rozwiązana. W Paryskich dziennikach można było przeczytać np. "Vive la Pologne" "Résurrection de la Pologne" - co nawet w połowie nie było prawdą). Od zarządzenia tego poczęła się na dobre gospodarka rosyjska we Lwowie, od chwili tej dostał się on pod "opiekuńcze" skrzydła oswobodzicielskiego orła rosyjskiego     
 
 
 KRÓLESTWO POLSKIE (KONGRESÓWKA) GDZIE OBOWIĄZYWAŁA SWOISTA AUTONOMIA (TEORETYCZNIE BYŁO TO W LATACH 1815-1830 PAŃSTWO QUASI-NIEPODLEGŁE) - KOLOR JASNOZIELONY.
ZIEMIE ZABRANE W PIERWSZYM I DRUGIM ROZBIORZE WŁĄCZONE BEZPOŚREDNIO DO ROSJI - KOLOR CIEMNOZIELONY
 
 
 
SZCZEPCIO I TOŃCIO JAK FLIP I FLAP
DWA ZABAWNE LWOWSKIE BATIARY
 
 
 
CDN.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz