Stron

piątek, 21 lipca 2023

JESTEM KRÓLEM WASZYM PRAWDZIWYM, A NIE MALOWANYM..." - Cz. XXII

CZYLI, JAK TO W POLSCE
NARÓD WYBIERAŁ SWOICH KRÓLÓW?




 

BATORY - KOSZMAR MOSKALA

Cz. VIII







GDAŃSKA ZADRA
Cz. IV


Od 15 września 1576 r. miasto Gdańsk zostało zablokowane (znaczy wyrokiem królewskim zakazano spuszczać Wisłą zboże do Gdańska), a od 20 września oficjalnie uznane zostało za miasto zbuntowane. Co prawda po śmierci (12 października) cesarza rzymskiego - Maksymiliana II Habsburga (którego Gdańsk popierał jako konkurenta dla Stefana Batorego do tronu polskiego), rajcy miejscy byli skłonni uznać Batorego za króla i porozumieć się z nim, jednak ową propozycję opatrzyli żądaniem prawa do wypowiedzenia królowi posłuszeństwa w przyszłości, co ten uznał za godzące w jego majestat i honor, i odrzucił wszelkie rozmowy z Gdańszczanami. Po zakończeniu obrad sejmu toruńskiego (29 listopada), król pozostał w Toruniu jeszcze przez miesiąc, rozsyłając wici i zbierając armię (nieco na przekór samej szlachcie, która twierdziła na sejmie, że król - zgodnie z prawem - może rozesłać wici tylko w sytuacji zagrożenia zewnętrznego, a nie buntu miast Korony. Jednak ludzie z otoczenia samego monarchy - jak choćby Jan Zamoyski - stwierdzili, że sprawę buntu Gdańska należy potraktować jako zagrożenie zewnętrzne, gdyż po pierwsze miasto rozpoczęło rozmowy z Duńczykami, a po drugie wypowiedzenie posłuszeństwa przez miasto mowy niemieckiej można by traktować jako atak na jedność Rzeczpospolitej). W początkach stycznia 1577 r. (tuż po Nowym Roku) król wraz ze swym dworem wyjechał do Bydgoszczy. Tam też ponownie zjeżdżają (wcześniej byli bowiem na sejmie toruńskim) burmistrz Gdańska - Konstanty Ferber, rajca miejski - Jerzy Rosenberg i syndyk - Henryk Lembke. Oficjalnie pragną zgody i gotowi są uznać Stefana Batorego za swego króla, żądają jednak zniesienia Statutów Karnkowskiego (wprowadzonych w 1570 r. które zwiększały władzę królewską w mieście, poprzez danie prawa królowi do nakładania nowych podatków na handel morski, możliwość budowy okrętów wojennych w miejskim porcie i utrzymania wpływu na magistrat miejski). Król jest gotów ustąpić w sprawie Statutów, ale poza tym żąda bezwzględnego posłuszeństwa i uznania swej władzy (oraz wypłacenia 200 000 zł zaległych opłat, które Gdańsk winien był Rzeczpospolitej). Rajcy proszą o dziesięć dni do namysłu. Przybywają ponownie po dwunastu dniach, co już samo w sobie jest policzkiem wymierzonym w królewski majestat. 

To już dla Batorego za wiele. Wpada w gniew i każe uwięzić wszystkich gdańskich posłów poza syndykiem Lembke (który miał wrócić do Gdańska i przekazać mieszkańcom wiadomość o królewskim gniewie i oficjalnym uznaniu miasta za wroga Rzeczpospolitej - innymi słowy Batory nałożył na miasto interdykt "ognia i wody") i pod strażą odesłać ich do Łęczycy, pod "opiekę" prymasa Jakuba Uchańskiego (niechętnego Batoremu, który po śmierci Maksymiliana musiał jednak przysiąc mu wierność). Interdykt "ognia i wody" wydał król Batory 12 lutego 1577 r. a oznaczał on mi mniej ni więcej wyjęcie mieszkańców Gdańska spod prawa jako wrogów Rzeczpospolitej. Oznaczało to, że każdego Gdańszczanina można było teraz bezkarnie zabić, a jego dobra i dobra wszystkich gdańskich kupców oraz rajców skonfiskować (a wielu bogatych gdańszczan miało swoje wierzytelności ulokowane w innych miastach Korony, z czego skwapliwie skorzystał król, konfiskując dobra gdańskie w Toruniu i Krakowie i włączając je do skarbu królewskiego). Odpowiedzią Gdańska jest wycelowanie armat miejskich w klasztor oliwski z jego słynną biblioteką (15 lutego), i otwarcie ognia (klasztor oczywiście był katolicki a większość mieszkańców Gdańska wyznawała luteranizm, jako że miasto było głównie miastem języka niemieckiego - a wówczas niemieckość była kojarzona przede wszystkim z protestantyzmem). Te pierwsze działa symbolizują rozpoczęcie wojny która dla obu stron nie jest wojną łatwą. Batory co prawda posiada wojska mobilne, ale niewiele ma armat, a i armia w większości składa się głównie ze szlachty, czyli z pospolitego ruszenia i należy dopiero oczekiwać przybycia poszczególnych chorągwi hetmańskich (jak i prywatnych kontyngentów szlacheckich oraz tych, wystawionych przez duchownych). Gdańsk zaś dopiero ściąga najemników (głównie rekrutując ich w miastach Rzeszy), ale jego mocną stroną są potężne mury miejskie - praktycznie nie do zdobycia. Aby jednak wystawić silną armię przeciw dobrze ufortyfikowanemu Gdańskowi, Batory potrzebuje pieniędzy i aby je zdobyć jest gotów na wiele, bardzo wiele.

7 marca 1577 r. król Stefan Batory wydaje kolejny uniwersał, ogłaszając tym razem całkowitą blokadę handlową Gdańska (od tej pory zboże spławiane Wisłą miało być kierowane do Torunia i Elbląga (pomysł ten, poddał królowi opat oliwski - Kacper Geschkau). Był to spory cios ekonomiczny dla Gdańska, czego efektem w kolejnych miesiącach było przeniesienie się do Elbląga cudzoziemskich kupców, spółek handlowych i obcych statków zawijających niegdyś do portu gdańskiego, a teraz do portu w Elblągu. W ramach zemsty Gdańszczanie skonfiskowali towary polskich kupców stojące na statkach w porcie gdańskim, ale to nie zrekompensowało im skali strat, jakie ponieśli w chwili ogłoszenia blokady ich miasta. Batory jednocześnie rozsyła wici, wzywając wszystkich zdolnych do noszenia broni, do stawienia się zbrojnie na dzień 23 marca. Jednocześnie przygotowując się do ostatecznej rozprawy z Gdańskiem, nie traci król z oczu zagrożeń wschodnich, bo tam Iwan IV Groźny, samoistny car moskiewski (ogłosił się carem w styczniu 1547 r., jednak Rzeczpospolita nie uznawała tego tytułu aż do 1634 r.) już szykował się do zajęcia całych Inflant. Jeszcze więc w lutym 1577 r. król wysłał do tej prowincji - jako administratora Jana Chodkiewicza i polecił mu przyjrzeć się umocnieniom twierdz inflanckich, głównie Rygi, a także usunąć niepewnych ludzi - szczególnie Niemców - którzy ( jak donoszono) sprzyjali księciu duńskiemu Magnusowi, co szedł z Iwanem w charakterze przyszłego władcy tych ziem (książę Magnus był żonaty z córką Iwana), a tak naprawdę w charakterze jego marionetki (miał zagwarantować, że twierdzę inflanckie poddadzą się jemu, jako Duńczykowi i nie zostaną wydane na pastwę Moskali, którzy już wówczas słynęli ze swego okrucieństwa w postępowaniu z wziętymi do niewoli jeńcami. Realnie jednak Magnus nie miał żadnej władzy i był tylko listkiem figowym Iwana, który wykorzystywał go gdy było mu to na rękę). Wielka wojna z Moskalami, to było to, na co czekał Batory, najpierw jednak musiał rozprawić się ze zbuntowanym Gdańskiem (kolejnym zaś królewskim marzeniem była wielka wojna z Imperium Osmańskim o oswobodzenie Węgier, tym bardziej że po śmierci Sulejmana Wspaniałego w 1566 r. jego następcy - szczególnie zaś z Selim II - sprawiali wrażenie raczej ułomnych niż jak dotąd przerażających wojowników islamu).




Oczywiście całkowita blokada Gdańska nie wchodziła w grę, tym bardziej że Gdańska flota znacznie górowała nad okrętami kaperskimi, wynajętymi przez króla w Elblągu, a poza tym na Bałtyku w rejonie Helu pojawiły się okręty duńskie -  wspierające Gdańsk. Król pisze list do margrabiego Ansbachu - Jerzego Fryderyka Hohenzollerna, oferując mu opiekę nad jego chorym umysłowo kuzynem, księciem pruskim - Albrechtem Fryderykiem Hohenzollernem (który był lennikiem króla polskiego), za 200 000 zł. Król zwołuje również senat do Włocławka (wcześniej jednak listownie pyta się o zgodę biskupa kujawskiego - Stanisława Karnkowskiego czy nie ma nic przeciwko jego wizycie, odpowiedź biskupa jest dość zaskakująca, mianowicie odradza on wizytę królowi we Włocławku, twierdząc że miasto jest małe i spokojne i nie nawykłe do wrzawy dworu, a poza tym nie ma co tutaj jeść i jak sam twierdził - on sam przebywa we Włocławku góra cztery tygodnie, bo brak tutaj żywności. Król jednak nic sobie z żalów biskupa nie robił, zdając sobie sprawę, że ten po prostu nie chciał, aby dwór przyniósł się do Włocławka i aby dworzanie wyjęli jego zapasy; tym bardziej że po zniszczeniu klasztoru oliwskiego utracił już dobra gdańskie i nie chciał ponosić większych szkód materialnych), na którym - aby uzyskać pieniądze - zastawia swoje klejnoty koronne. Codziennie też z kancelarii królewskiej idą listy do rotmistrzów i do możnych panów z żądaniem, aby czym prędzej ściągali zbrojnie na Pomorze. Energia i praca jaką wykonuje w tym czasie król Stefan Batory jest nieporównywalna z niczym wcześniejszym, nie tylko z ospałym i dość leniwym Henrykiem Walezym, ale również z poprzednimi królami, jak choćby z Zygmuntem II Augustem, czy jego ojcem Zygmuntem Jagiellończykiem. Ta ciężka praca daje wreszcie efekt, zbierają się roty konne, formuje się silna piechota, tworzy się wreszcie artyleria (król osobiście dogląda każde nowe działo). Jednocześnie król będąc we Włocławku u biskupa Karnkowskiego, wymusza na nim (czy raczej przekonuje go) przekazanie tamtejszych skarbów kościelnych i klasztornych na rzecz państwa. Jednocześnie prosi Karnkowskiego by czym prędzej wymóg na prymasie Uchańskim zwołanie synodu prowincjonalnego, w celu uchwalenia przez duchowieństwo specjalnego podatku, zwanego subsydium charitativum (dobrowolnego podatku). Stary i głuchy już prymas Uchański, ostatecznie zgadza się zwołać synod prowincjonalny do Piotrkowa na 19 maja 1577 r. na którym to duchownictwo zgadza się na jednorazowy podatek, w celu wspomożenia wojennej polityki króla.

Król Batory z Włocławka śle uniwersały, zwołujące sejmiki powiatowe i generalne. Uniwersały te są odpowiednio przygotowane i tak sformułowane, aby pobudzały wśród szlachty patriotyczne uczucia. Mówi się tam bowiem o walkach Polaków o Gdańsk w dawnych czasach piastowskich. Przywołuje się w nich pieśń dawnych wojów Bolesława III Krzywoustego z XII wieku, która brzmiała "Naszym przodkom wystarczały ryby słone i cuchnące, my po świeże przychodzimy, w oceanie pluskające! ojcom naszym wystarczało, jeśli grodów dobywali, a nas burza nie odstrasza ni szum groźny morskiej fali. Nasi ojce na jelenie urządzali polowanie, a my skarby i potwory łowim, skryte w oceanie!". Ale przede wszystkim położono nacisk na przedstawienie walki o Pomorze i Gdańsk z Krzyżakami, począwszy od XIV wieku i zajęcia Gdańska (w 1309 r.) przez rycerzy Zakonu Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (zwanych po prostu Krzyżakami), aż po wiktorię grunwaldzką 1410 r.) i ostatecznie Wojnę Trzynastoletnią z lat 1454-1466, w wyniku której całe Pomorze i Warmia znów wróciły do Korony Polskiej (Gdańsk opowiedział się po stronie Polski już w 1454 r. niszcząc tamtejszy zamek krzyżacki). Jednocześnie król Batory pisał o "gdańskich wieprzach" i ich próbie unicestwienia "polskiego imperium nad morzem". Ale nie tylko król zbroił się do ostatecznego starcia, czynili tak również Gdańszczanie. Rozpoczęto szeroką akcję werbowania najemników w krajach Rzeszy, a jednocześnie kronikarz miejski - Kasper Szutz zaczął rozsyłać po dworach europejskich dokumenty dotyczące sporu miasta z królem Batorym i przedstawiał w nich argumenty, na mocy których Gdańsk odmówił mu posłuszeństwa. W większości te pisma spotykały się z obojętnością lub nawet z wrogością (nikt bowiem nie wierzył w to, że miasto zdoła utrzymać swą niezależność w konfrontacji z całym krajem, szczególnie z takim królestwem jak Polska) jedynie król Danii Fryderyk II postanowił wspomóc Gdańsk (jego celem było bowiem niedopuszczenie do sytuacji, w wyniku której po pokonaniu Gdańska Rzeczpospolita wystawiłaby własną flotę i wpłynęła na Bałtyk). Gdańszczanie otrzymali więc wsparcie finansowe w Kopenhadze, a już w lutym 1577 r. w rejonie Helu pojawiły się duńskie okręty wojenne. Pewni owego wsparcia, do końca już plądrują i niszczą Gdańszczanie oliwski klasztor, a ich uzbrojone oddziały sieją postrach, dokonując napadów i rabunków na okoliczną ludność Pomorza. Jednocześnie Gdańsk wysyła posłów zarówno do cara Iwana IV Groźnego, jak i do chana krymskiego - Dewlet I Gireja i jego syna - Mehmeda II Gireja, namawiając ich do najazdu na Koronę oraz Litwę.




Pomimo niespożytej energii i zakrojonych na ogromną skalę przygotowań wojennych, zebranie licznej i silnej armii wymagało czasu. Gdańszczanie tymczasem zdołali znacznie szybciej zgromadzić wojsko, zaciągając łącznie 3900 najemników w krajach niemieckich, którzy mogli zostać wsparci przez 8000 mieszczan gdańskich (z których jednak doświadczenie wojskowe miało niecałe 1500 osób). Poza tym udało się Gdańszczanom zwerbować sławnego najemnika, bohatera i obrońcę Magdeburga - Jana Winkelbrucha z Kolonii. Król zaś w tym samym czasie (początek kwietnia 1577 r.) dysponował zaledwie 1446 jeźdźców i 1000 żołnierzy piechoty. Nie spodziewając się też żadnej większej akcji zaczepnej ze strony Gdańszczan, postanowił król wyjechać do Warszawy, aby spotkać się z królową Anną Jagiellonką (oraz przewieźć tam zgromadzone przez siebie środki finansowe). Spokojny więc o rozwój wojennych wydarzeń, przejeżdżał przez Gostynin i Gąbin (gdzie oczekiwała na niego królowa Anna) i tam też (19 kwietnia) dotarła doń nieoczekiwana informacja. A mianowicie Gdańszczanie zdając sobie sprawę że nie mogą dopuścić do połączenia się tych sił królewskich które już są na Pomorzu z tymi które król zwerbuje, a poza tym licząc każdy grosz, jaki muszą wydać na najemników; postanowili czym prędzej działać i uderzyć na Tczew, gdzie stacjonowały nieliczne siły królewskie. Opanowanie tego miasta rozciągnęłoby ich wpływy daleko na południe, poza tym należało spróbować przejąć inicjatywę czym prędzej, póki jeszcze posiadało się przewagę liczebną. Pierwszą próbę uderzenia na zgromadzone pod Tczewem wojska Jana Zborowskiego, podjęto 7 kwietnia 1577 r., ale szybko okazało się że niebiosa nie sprzyjają Niemcom w tej walce. Rozpętała się bowiem tak wielka nawałnica, tak wielki deszcz spadł i wiatr zaczął wiać, że zrzucał żołnierzy z koni. Wystraszeni owym bożym znakiem, najemnicy Winkelbrucha zawrócili. Niestety, tam gdzie w grę wchodzą wielkie pieniądze, tam przesądy muszą ustąpić miejsca twardej polityce - rada miasta zmusiła więc Winkelbrucha do ponownego uderzenia prawie 10 dni później
(16 kwietnia). Tak więc najemnicy ponownie opuścili mury miasta idąc pod pięknym sztandarem, na którym złotymi literami wyszyto napis Aurea Libertas (Złota Wolność - było to nawiązanie do Złotej Wolności szlacheckiej, z której brać szlachecka była tak dumna). Winkelbruch wiedział że gwarancją sukcesu jest również element zaskoczenia, dlatego postanowił czym prędzej uderzyć na Polaków, ale jednocześnie nie zamierzał zaniedbać żadnej okazji dającej mu przewagę. Dlatego też zamierzał zaatakować z dwóch stron, z lądu i z wody ( tym celu wysłał Wisłą dwa małe statki), wszystko też rozbijało się o to, czy uda się skutecznie zaskoczyć Polaków, czy też nie.

Element zaskoczenia się nie udał. Jan Zborowski został poinformowany o nadciąganiu wojsk Winkelbrucha i przygotował się na jego odparcie. Wyszedł z Tczewa pozostawiając tam jedynie 100 piechurów i 4 działa), a linię Wisły polecił obserwować 60 polskim Tatarom, którzy mieli odeprzeć atak owych dwóch statków. Do starcia obu armii doszło 17 kwietnia 1577 r. pomiędzy Jeziorem Lubiszewskim (w rejonie którego stanął Winkelbruch), a wsią Rokitki (przy czym to strona polska zajęła dogodniejszą pozycję do ataku). Zaciężni niemieccy lancknechci opierali się głównie na taktyce obronnej, której celem było doprowadzenie do zbliżenia z przeciwnikiem i pokonanie go siłą własnej przewagi liczebnej oraz uzbrojenia (w tym bojowego opancerzenia żołnierzy), dominowała wśród nich piechota, a to oznaczało że byli mało mobilni. Co innego Polacy, gdzie przede wszystkim stawiano na szybką mobilną lekkozbrojną jazdę, a przede wszystkim taktyką wojskową były przełamujące błyskawiczne uderzenia ciężko (późniejsza husaria) i lekkozbrojnej jazdy (taka sama taktyka szybkich przełamujących uderzeń obowiązywała również w wojsku II Rzeczpospolitej w latach 1919-1939, o czym już kilkakrotnie pisałem). Winkelbruch planował okrążenie sił polskich przez swoje liczniejsze wojska, ale uniemożliwiało mu to ukształtowanie terenu. Tymczasem Zborowski uderzył niespodziewanie na prawę skrzydło niemieckie - przełamując je - i nim Winkelbruch zdołał uporządkować szyki, pod naporem polskiej jazdy całe skrzydło rzuciło się do ucieczki, a wraz z nim pozostałe oddziały lewego skrzydła. Drogę ucieczki jednak uniemożliwiała im wąska grobla leżąca nad Jeziorem Lubiszewskim, a to powodowało że wielu lancknechtów zaczęło wpadać do rzeki i utonęło w jej nurtach. Polakom w walce pomagali węgierscy hajducy, którzy dopadali uciekających Niemców i mordowali ich z zimną krwią (Zborowski starał się powstrzymać ich morderczy zapał, ale bezskutecznie). Łącznie życie straciło 4416 Niemców Winkelbrucha, 1000 dostało się do niewoli (Winkelbruch ocalał tylko dzięki polskiemu szlachcicowi z Prus, niejakiemu Choińskiemu, który oddał mu swego konia i zapłacił za to życiem). Zdobyto również 7 dział dużych i 30 mniejszych, oraz 6 chorągwi (w tym tą z napisem Aurea Libertas). Polacy stracili 58 zabitych i 130 rannych. Zborowski w liście do króla (z 19 kwietnia) pisał, że gdyby miał więcej wojska, mógłby zdobyć Gdańsk.





PS. Należy też dodać że początek wojny prewencyjnej z Niemcami hitlerowskimi w 1933 r Marszałek Józef Piłsudski również zamierzał rozpocząć w Gdańsku. Pięknie to jest pokazane w spektaklu teatru telewizji pt. "Marszałek":




CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz