Stron

piątek, 18 sierpnia 2023

A GDYBY UKRAINA... PRZEGRAŁA?

CZYLI TROCHĘ HISTORII ALTERNATYWNEJ





 Dziś chciałbym jedynie zaprezentować ciekawą próbkę historii alternatywnej, autorstwa dr. Jacka Bartosiaka - specjalizującego się w kwestii geopolityki - zamieszczonym na portalu Strategy and Future w dzień Święta Wojska Polskiego i 103 rocznicy zwycięstwa nad bolszewicką Rosją - czyli 15 sierpnia 2023 r. Bartosiak kreśli tam niezwykle ciekawą - choć wydaje mi się że nie do końca pełną - analizę tego, jak mogłyby potoczyć się dalej wydarzenia, gdyby Moskalom udało się w ciągu paru dni zdobyć Kijów i opanować Ukrainę aż po Karpaty. Przyznać się muszę że jest to dosyć nieprzyjemny obraz sytuacji i niestety gdyby się ziścił, oznaczałby realnie albo początek III wojny światowej (co byłoby raczej mało prawdopodobne ze względu na zachowanie państw w Unii Europejskiej, a szczególnie Niemiec i Francji, ale przede wszystkim również na niechęć do konfrontacji z Rosją USA -  a raczej obecnej administracji Joe Bidena), albo też ziszczenie się planów Eurazji od Władywostoku po Lisbonę (czy też - jak wolą to nazywać Francuzi - od Władywostoku po Brest). 

Byłaby to wizja zupełnie nie do przyjęcia dla nas, Polaków - wiązałoby się to bowiem z zagrożeniem istotnych, wręcz kluczowych instytucji państwa i ze sprowadzeniem Polski do roli wydmuszki politycznej (czegoś na kształt osiemnastowiecznej Rzeczpospolitej, pozbawionej armii i będącej realnie moskiewską podkolonią). Problem polega na tym że w pierwszej fazie tego konfliktu, wszyscy staraliby się w jakiś sposób zachować pokój (bo każdy by liczył na to, że Rosja już dalej się nie posunie bo już zdobyła to, co chciała. Notabene tak samo mówiono o hitlerowskich Niemczech. przecież premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain po powrocie z Monachium 30 września 1938 r. obwieścił swoim rodakom i światu całemu, że "przywozi pokój naszych czasów", bo Niemcy połknąwszy Austrię i czeskie Sudety - już dalej się nie posuną. Co z tego wyszło wszyscy wiemy). Zanim by do wszystkich (z NATO i Unii Europejskiej) dotarło że pokoju się utrzymać już nie da, byłoby za późno, bo Moskwa zdołałaby opanować co najmniej Państwa Bałtyckie i zapewne rozpoczęłaby jakieś działania hybrydowe lub zaczepne we wschodniej Polsce (o czym również mówi analiza Bartosiaka). Najgorsze są jednak złudzenia, wydaje nam się że przeciwnik nie posunie się już dalej, bo to może doprowadzić do katastrofy, z której nie będzie potem odwrotu i wszyscy na tym przegrają. Niestety często nie uświadamiamy sobie jak silne jest przekonanie tyranów i ludzi, którzy mają mentalność imperialną, o swej nieomylności i ufności we własną ideę lub dzieło, które zamierzają doprowadzić do końca. Tak postępował Hitler, tak postępował Stalin, tak postępował Mao Zedong, a także Czang Kaj-szek czy Pol Pot (choć ci ostatni jedynie na skalę lokalną). Fanatyków nie można powstrzymać inaczej niż militarnie, ewentualnie zdecydowanym położeniem tamy ich politycznym żądaniom, inaczej najpierw oddamy wszystko czego tamci sobie życzą, a na końcu i tak będziemy mieli wojnę, bo żądania się nie skończą a będą się tylko mnożyć i staną się coraz bardziej bezczelne. 

Człowiek który wierzy w swoją gwiazdę tak bardzo, że gotów jest rozpętać piekło aby tylko wprowadzić w życie własną (często chorą i odczłowieczającą) wizję świata, powinien być jak najszybciej usunięty przez społeczność międzynarodową póki jest słaby, inaczej potem będzie tylko gorzej. Dlatego też Marszałek Piłsudski doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak jak wielkim niebezpieczeństwem jest ten krzykacz z Berlina - Adolf Hitler, który póki jest słaby to musi się jeszcze układać, ale na potęgę wzmacnia swoją siłę zbrojną i mając już gotową ideologię oraz jasno wytyczony cel jej realizacji w przyszłości (zarówno polityczny jak militarny), wcześniej czy później rozpęta piekło, które cały europejski Kontynent oraz znaczną część świata skąpie w morzu krwi. Dlatego właśnie w 1933 r. Piłsudski chciał uderzyć na Niemcy pierwszy, bo zdawał sobie sprawę że wojna z Hitlerem - jakkolwiek napastnicza - i tak byłaby wojną obronną. My byśmy się tylko bronili przed tym, co i tak miało nastąpić w przyszłości i tylko ślepy mógłby tego nie widzieć. W przytaczanym przeze mnie już parokrotnie Teatrze Telewizji pt.: "Marszałek", jest właśnie taka scena, gdy Józef Piłsudski mówi wprost do swoich najbliższych współpracowników: "Dlatego właśnie zdecydowałem, że to my uderzymy pierwsi". Na pytanie Aleksandra Prystora (granego przez Andrzeja Grabowskiego) "My uderzymy pierwsi?!", odpowiada: "Tak jest, my uderzymy pierwsi. Wojnę dobrze będzie zacząć w Gdańsku, a jak trzeba będzie  zrównać miasto z ziemią, to zrównam,  Gdynia już stoi i na dobrą sprawę ład gdański nie jest nam potrzebny". Prystor dopytuje: "Ziuk, teraz to my zaczniemy wojnę?!", "My, my zaczniemy wojnę! (...) Niebezpieczeństwo sojuszu niemiecko-rosyjskiego zawsze istnieje dla Polski i zawsze jest śmiertelne. (...) Ja nie widzę, Ja po prostu nie widzę żadnego powodu dla którego Polska znowu miałaby przestać istnieć, nawet jeśli miałoby to się skończyć wojną", "Miejmy nadzieję że się nie skończy" - odpowiada prof. Kazimierz Bartel "Zaborcy ruszą żeby odrobić straty poniesione w Wojnie Światowej, a te straty to jesteśmy my... i nasi sąsiedzi" - podsumowuje Marszałek - "Ja tylko mówię że nie ma końca historii, teraz decyduje się los Polski na wiele pokoleń. My nie jesteśmy wyspą, nie jesteśmy Anglią, żyjemy w przeciągu i choćby wszędzie na świecie ogłaszano koniec historii to tutaj historia nie kończy się nigdy! (...) Tak więc moi panowie będziemy mieli wojnę, teraz, tej jesieni", "Naprawdę? - pyta Prystor - "naprawdę jesteśmy na to gotowi? Jesteśmy gotowi na cmentarze pełne grobów polskiej młodzieży, jesteśmy gotowi na sieroty, na zgliszcza, naprawdę jesteśmy na to gotowi?", i wówczas Marszałek odpowiada słowami które należałoby za każdym razem podkreślić: "Olek, my tego nie unikniemy, Co się odwlecze..." Niestety ani Francja ani Belgia nie chciały wspólnej interwencji przeciwko III Rzeszy która ocaliłaby nie tylko Europę ale i Świat, a sama Polska nie mogła być agresorem i do wojny wówczas nie doszło. Wybuchła ona we wrześniu 1939 roku i trwała do września 1945 r. (wojna na Pacyfiku), a pochłonęła kilkadziesiąt milionów ludzkich istnień.




I teraz pytanie czy Piłsudski zdawał sobie sprawę z tego co przyniesie przyszłość i do czego dąży Hitler i jak to się może zakończyć przy bierności zachodu stąd też powtarzał że zachód jest parszywieńki?. To że Marszałek był profetą w wielu kwestiach przewidział np wybuch I Wojny światowej i to jak ona się zakończy jeszcze w lutym 1914 powiedział w Paryżu: "Zwycięstwo w przyszłej wojnie będzie szło z Zachodu na Wschód, najpierw Niemcy i Austro-Węgry pokonają Rosję, a potem Wielka Brytania i Francja, lub Wielka Brytania, Francja i Stany Zjednoczone pokonają Niemcy i Austro-Węgry". W 1915 r na froncie wschodnim mówił do swoich towarzyszy broni "Rewolucja w Rosji mi się spóźnia". Wiadomo też że Marszałek (nie tylko zresztą On spośród oficjeli II RP) korzystał z usług jasnowidzów, m.in. Ferdynanda Ossendowskiego - bodajże najsławniejszego polskiego jasnowidza Międzywojnia, który doskonale przewidział nie tylko wybuch II Wojny Światowej, ale i jej konsekwencje zarówno dla Polski, Niemiec jak i innych krajów oraz stwierdził jak dokładnie będzie wyglądała sytuacja powojenna i że Polska znajdzie się w sowieckiej strefie wpływów - mówił wprost: "Najpierw będą Polską rządzić komuniści, a potem szubrawcy i świnie, a następnie powstanie jeszcze większa niż jest teraz, ale my już tego nie dożyjemy, dopiero nasze wnuki". 

Jak to się więc stało, że nikt inny (może poza Stalinem, ale ten zdawał sobie sprawę że Hitler jest dla niego trampoliną do zajęcia całej Europy, dlatego też go wspierał) nie widział zagrożenia związanego z władzą Adolfa Hitlera i z tym do czego dążył? Każdy chciał po prostu robić interesy, bogacić się i każdy wierzył że wojna jest niemożliwa, wojna nie może wybuchnąć, bo ludzie już mieli doświadczenie z czasów I Wojny Światowej, doświadczyli tych cierpień, tych okropieństw i dwa razy nie popełnią już tej samej głupoty? Błąd, ludzie nie kierują się ani doświadczeniem, ani wiedzą, ani też nie mają najczęściej wkodowanego zmysłu logicznego myślenia, bowiem to co wydaje im się nieprawdopodobne i niemożliwe do realizacji, niekoniecznie takim jest dla ludzi, którzy mają inny ogląd rzeczywistości. Często też nie potrafią odróżnić agresorów, od ludzi którzy zmuszeni zostali przez okoliczności dziejowe do walki i wrzucają wszystkich do jednego wora (przykładam jest chociażby Cesarz Napoleon Bonaparte, którego wciąż cię oskarża o to, że rozpętał wojny w Europie. Człowiek, który jedynie o czym marzył, to zakończenie walk i powrót do pokojowego życia - czego oczywiście nie mógł zrealizować ze względu na wciąż ponawiane koalicji antyfrancuskie, które godziły bezpośrednio w jego kraj. Co miał więc uczynić, miał się poddać, bo tego chciała zblatowana ze sobą i zblazowana na dzisiejszą modłę ówczesna elita?).




Wracając jednak do głównego tematu, chciałbym teraz zaprezentować opinię doktora Jacka Bartosiaka (link do tekstu podam na końcu), a teraz jedynie wybiorę najbardziej ciekawe (według mnie) fragmenty z jego tekstu. Zacznijmy zatem.


Przedstawiam alternatywny bieg historii. Co by było, gdyby Rosjanie zrealizowali swoje cele i zajęli w lutym 2022 roku Kijów w błyskotliwej kampanii w ciągu czterech dni, i w rezultacie ustanowili przychylny sobie rząd, realizujący w pełni wolę Moskwy? Opowieść zaczyna się 28 lutego 2022 roku...


 "28 lutego 2022 roku. Po tym gdy dzień wcześniej wszyscy mogliśmy zobaczyć na ekranach telewizyjnych prezydenta Zełenskiego ewakuującego się z Kijowa wraz z połową rządu amerykańskim śmigłowcem z terenu amerykańskiej ambasady, Rosjanie ogłosili zawieszenie aktywnej fazy działań wojskowych w Kijowie i okolicach, wkrótce mieli to uczynić także na całym obszarze Ukrainy.

Pojawiły się raporty, że od strony Pińska i Brześcia weszły na terytorium Ukrainy wojska białoruskie i wraz z rosyjskimi idą na Lwów, Łuck i Stanisławów, by odciąć Ukrainę i ewentualną partyzantkę niepodległościową od pomocy z Polski. Celem podstawowym było zduszenie w zarodku partyzantki ukraińskiej, którą planowali szkolić Amerykanie i szykowali się do tego już na długo przed wojną. Wieczorem 28 lutego doszło do pierwszych kontaktów w punktach styczności z wojskiem polskim i polską strażą graniczną, która czujnie monitorowała sytuację za granicą.

Sytuacja na Ukrainie pozostawała napięta, ale wobec ucieczki rządu i prezydenta, widocznych oznak kontroli stolicy przez Rosjan oraz masowego poddawania się kolejnych jednostek ukraińskich powoli regularne jednostki ukraińskie składały broń. Kaskadowo spadało morale, po tym jak w mediach społecznościowych można było zobaczyć helikopter unoszący uciekające ze stołecznego Kijowa władze, a z telewizji płynęły kolejne apele wzywające do zaprzestania walki i powrotu ludzi do normalnego życia. Pojedynczy żołnierze i pododdziały, zachowując wierność sprawie ukraińskiej, kierowali się na zachód, w dzikie Karpaty, by kontynuować walkę konspiracyjną i partyzancką.

Dyplomacja rosyjska wysłała noty do wszystkich państw, z którymi utrzymywane były stosunki dyplomatyczne, informując o powstaniu i uznaniu nowego rządu w Kijowie i zakończeniu działań wojennych oraz "z radością" ogłaszając "powrót Ukrainy do rodziny narodów ściśle ze sobą współpracujących".

Wieczorem 1 marca pod Rzeszowem wylądowały pozostałe pododdziały amerykańskiej 82. Dywizji Powietrznodesantowej. Koło Wyszkowa wylądowała amerykańska 172. Brygada Powietrznodesantowa. W Łasku pojawiły się amerykańskie raptory, podobnie w Powidzu. Wojsko Polskie pozostawało w stanie gotowości od początku inwazji na Ukrainę, niektóre jego pododdziały skierowano na wschód. Od dłuższego czasu nad Polską krążyły amerykańskie i NATO-wskie AWACS-y, aby kontrolować sytuację blisko granicy z państwami NATO, na wschodniej flance.

2 marca. Po podjętej dzień wcześniej przez rząd w Warszawie decyzji kierowcy w Polsce zobaczyli długie kolumny pojazdów 10. i 34. brygady pancernej zmierzających z zachodniej Polski w nowe rejony dyslokacji na wschodnich przedmieściach Warszawy. Chodziło o to, by chronić Warszawę, gdyby Rosjanie chcieli wykonać jakąkolwiek akcję zaczepną wobec stolicy Polski położonej zaledwie 200 km od granicy z Białorusią. W nocy z 1 na 2 marca rząd w Warszawie zebrał się na alarmowym posiedzeniu i podjął dodatkowe następujące decyzje: odwołanie wszystkich przepustek wojskowych, wręczenie kart mobilizacyjnych wszystkim nadającym się i przeszkolonym rezerwistom, których okazało się zaledwie 12 tysięcy. Rząd uczynił to skrycie, by prasa nie rozdmuchała tematu, jakoby "Polska ogłaszała mobilizację". Podjęto decyzję, by skierować do sejmu pracę nad ustawą przywracającą obowiązek powszechnego szkolenia wojskowego, oraz nakazano przegląd magazynów wojskowych i materiałowych, a także schronów - wszystko to na wypadek wojny. Zobowiązano się do utrzymania postanowień nocnej narady alarmowej w ścisłej tajemnicy przed prasą i dziennikarzami, ale okazało się to niemożliwe i wkrótce mieszkańcy Polski mówili tylko o jednym: czy Rosjanie na nas uderzą i czy rząd polski rozpoczął przygotowania wojenne. Rząd w nocy podjął też bohaterską decyzję, by przyjąć wszystkich uchodźców z Ukrainy, których setki tysięcy już stały na granicy (szacowano, że może ich być nawet kilka milionów).

Drugiego marca o godzinie 12.00 Rosjanie ogłosili, że "11. korpus pochodzący z obwodu królewieckiego, uczestniczący dotychczas w operacji specjalnej na Ukrainie, wraca do macierzystego obszaru stacjonowania" i że oczekują, iż "ani Polacy, ani Litwini nie będę w tym procesie przeszkadzać". O godzinie 14.00 rzecznik ministerstwa obrony Rosji wydał oświadczenie, że wieczorem Rosjanie przeprowadzą ćwiczenia z niestrategiczną bronią nuklearną, które mogą obejmować strzelanie pociskiem manewrującym z głowicą nuklearną i realnym wybuchem nuklearnym, ale to nie jest jeszcze przesądzone. Decyzja zostanie podjęta w trakcie ćwiczeń. Podkreślił wyraźnie, że głowica będzie miała moc niestrategiczną lub - jak kto woli - taktyczną i nie wpłynie w jakikolwiek sposób na strategiczną równowagę nuklearną USA - Rosja, "która satysfakcjonuje Moskwę".

Nie satysfakcjonuje natomiast Moskwy nierównowaga konwencjonalna oraz "wpychanie palców przez Amerykanów w odległe od Ameryki regiony świata" i Rosjanie właśnie "obecną polityką m.in. wobec Ukrainy chcą przywrócić zaburzoną równowagę". Rzecznik dodał, że "dążące do wojny państwa Europy Środkowo-Wschodniej powinny przemyśleć swoją postawę i politykę bezpieczeństwa w obliczu dokonań armii rosyjskiej nad Dnieprem i jej dominacji w tej części świata".

Drugiego marca o godzinie 22.00 agencje informacyjne świata poinformowały, że Rosjanie przeprowadzili prawdziwą próbę nuklearną na Dalekiej Północy wskutek odpalenia manewrującej wersji pocisku Iskander. Rząd w Warszawie wydał oświadczenie potępienia i jednocześnie zaczęto naciskać Amerykanów, by jak najszybciej rozmieścili swoje siły nuklearne w Polsce. Amerykanie stanowczo odmówili, jednocześnie namawiając Polskę, by przyjęła rząd ukraiński na uchodźstwie i by z Warszawy i Rzeszowa mógł on wpływać na sytuację na Ukrainie. Amerykanie naciskali także na to, by Polska zdecydowała się pomóc w rozbudowie ukraińskiej partyzantki w Karpatach.

3 marca, godzina 11.00. Rosjanie ogłosili, że ze względu na "niejasną sytuację" na Ukrainie ustanawiają na sześć miesięcy strefę zakazu lotów aż do linii Wisły, efektywnie blokując ruch lotniczy nad połową Polski i całym obszarem państw bałtyckich. Jednocześnie Rosjanie oświadczyli, że niektóre samoloty otrzymają ich zgodę na przeloty i że tymczasowo taką zgodę mają wszystkie wojskowe samoloty amerykańskie, ale polskie już nie. I od tej zasady nie będzie wyjątków ze względu na postawę Warszawy, która "chce wciągnąć mocarstwa do wojny światowej dla swojego egoistycznego interesu". Przy czym Rosjanie od razu oświadczyli publicznie i upewnili się, że dotrze to do światowej opinii publicznej, że amerykańskie samoloty będą – co do zasady - dopuszczane do zakazanej strefy. Wobec samolotów polskich zapowiedziano surowe egzekwowanie zakazu i poinformowano o dyslokacji na zachodnią Białoruś systemów S300/400/500 wraz z nowoczesnymi samolotami przechwytującymi.

Amerykanie niezwłocznie poprosili Polaków, aby nie latali na wschód od Wisły, "dopóki USA i NATO nie przyjmą wspólnych zasad postępowania w sprawie rosyjskich wymuszeń". Amerykańskie samoloty zaczęły latać na patrole wschodniej Polski, a Siły Powietrzne RP zaprzestały aktywności. Prezydent Joe Biden powiedział na wieczornej konferencji prasowej, że "nie chcemy dodatkowych kłopotów na wschodzie, Ukraina nie była w NATO, nie miała gwarancji bezpieczeństwa, rząd USA pomaga uchodźcom oraz pomógł legalnemu rządowi Ukrainy osiąść w Polsce; jednocześnie namawiał Polaków do takiego zachowania, które zapewniłoby utrzymanie pokoju na świecie".

W polskich mediach internetowych i ośrodkach opiniotwórczych pojawiły się alarmujące głosy, że Rosjanie zaczęli mieć sprawczość nad państwem polskim, zaraz jednak zgasił je chór głosów, że najważniejsza jest "solidarność NATO". Argumentacja, że Amerykanie tracą wiarygodność, została zbyta tradycyjnym argumentem, że "przecież w Polsce stacjonują wojska amerykańskie, nawet w większej liczbie niż przed 24 lutego". W polskim MSZ pojawiły się przed północą przecieki, że kanclerz Niemiec rozmawiał z premierem i Jarosławem Kaczyńskim, apelując o "polski rozsądek" i "umiar" oraz sugerując, żeby Polska nie ogłaszała żadnych reform wojskowych ani nie robiła niczego, co świadczyłoby o możliwości eskalacji i wojny w obliczu i tak bardzo trudnej przyszłości w tej nowej sytuacji geopolitycznej w Europie. To - jak mówił kanclerz Scholz - może rozdrażnić Moskwę jeszcze bardziej, a przecież "potrzebujemy pokoju i współpracy" w Europie.

4 marca. Rano nastrój stopniowego uspokojenia sytuacji popsuli Rosjanie, ogłaszając, że kolejne ćwiczenia Zapad odbędą się na jesieni 2022 roku i że Ukraina także weźmie w nich udział. Dwie godziny później Łukaszenka poprosił Moskwę w apelu telewizyjnym o zacieśnienie współpracy związkowej Rosji i Białorusi i wyraził radość, że do państwa związkowego dołączy Ukraina. Zaraz potem zaapelował o wysłanie na Białoruś większej liczby wojsk rosyjskich "opromienionych sukcesem na Ukrainie". Zwrócił się z tą prośbą ze względu na wojowniczą postawę Polski i "wrogich kręgów w Warszawie".

W odpowiedzi na to rządy państw bałtyckich wprowadziły obowiązkową służbę wojskową od zaraz oraz dokonały częściowej mobilizacji, nie oglądając się na struktury NATO i na USA. Amerykański ambasador w Wilnie był wściekły z powodu tego ruchu - nieuzgodnionego z Waszyngtonem. Litwini naciskali na Polskę, żeby postąpiła podobnie jak oni. Polacy nie chcieli tego jednak uczynić, pozostając pod wpływem USA, Berlina i Brukseli. Żadnych ruchów w kierunku eskalacji, żadnych głośnych reform wojskowych - mówią Niemcy. Żadnych prowokacji wobec Rosjan - mówią Amerykanie, zwiększając jednocześnie obecność sił lotniczych w Polsce, ale już nie wojsk lądowych.

O godzinie 19.00 tego dnia minister spraw zagranicznych Rosji Ławrow na konferencji prasowej ponowił żądanie wobec USA i NATO dotyczące dostosowania się ich do żądań zawartych w ultimatum z grudnia 2021 roku, ustanawiając termin jego spełnienia na koniec kwietnia 2022 roku. Zapowiedział także daleko posunięte kroki wobec wojowniczej postawy państw bałtyckich i Polski, bez precyzowania, co dokładnie ma na myśli. Nie dotyczyło to Rumunii, która w obliczu upadku Ukrainy pozostawała dziwnie spokojna i nie ogłaszała żadnych działań mających na celu zwiększenie swojego bezpieczeństwa czy przeprowadzenie reform w wojsku. Rumunia pozostawała jakby na uboczu spraw dziejących się w Europie. 

Tego samego dnia o godzinie 22.00 czasu moskiewskiego wezwano do rosyjskiego MSZ w Moskwie ambasadorów krajów bałtyckich i Polski, którym przedstawiono listę żądań Rosji. W wypadku państw bałtyckich była to redukcja wojska o 50% stanów oraz likwidacja systemu uzupełnienia rezerw i szkolenia obywateli, a także obowiązek konsultacji polityki energetycznej i surowcowej z Rosją, wreszcie ustalenie zasad tranzytu przez te kraje dla rosyjskich firm przewozowych. Pojawiło się także dziwnie zredagowane żądanie konsultowania z Rosją inwestycji i rozbudowy oraz remontów dróg ekspresowych i autostrad, a także portów i instalacji przeładunkowych. Takie same żądania zostały postawione Polsce, ale dodatkowo Moskwa zażądała od Polaków, by na wschód od Wisły nie mogły stacjonować żadne jednostki Wojska Polskiego i by nie mogły tam ćwiczyć na poligonach ani w ogóle się pojawiać. Do tego Rosjanie zażądali podpisania umowy gazowej, rozebrania terminalu gazowego w Świnoujściu oraz kontrolnej puli udziałów w zakładach azotowych w Puławach i w porcie kontenerowym w Gdańsku dla wspólnie powołanych do tego celu polsko-rosyjskich spółek joint venture.

Reakcja Warszawy była stanowcza i bezkompromisowa. Bez zbędnej zwłoki premier RP powiedział, że nie ma mowy o przyjęciu tego rodzaju żądań i Polska przystępuje do zmiany swojej polityki bezpieczeństwa, do wielkiej rozbudowy Wojska Polskiego. Premier przypomniał także, że Polska jest członkiem najpotężniejszego sojuszu w historii świata - NATO.

Prasa niemiecka podchwyciła od razu temat i poczęła obwiniać Warszawę o to, że chce "wepchnąć UE do wojny z mocarstwem nuklearnym". Tymczasem po tym jak Rosjanie zajęli Kijów, "ich żądania na pewno nie będą dotyczyć spraw rdzeniowych Europy". Tak czy siak w akcie Rosja - NATO z 1997 roku zapisano, "że i tak istotne wojska NATO miały nie stacjonować na wschodniej flance", a Rosjanie pozostają "niezbędnym elementem równowagi europejskiej, więc trzeba się z nimi dogadać".

Amerykanie zajęli inne stanowisko: potępili "agresję rosyjską" na Ukrainę oraz bezpodstawne ultimatum Ławrowa z grudnia oraz ultymatywne roszczenia wobec państw bałtyckich i Polski, ale jednocześnie wezwali rząd w Warszawie do umiaru i stonowania. Odmówili też przerzucenia swoich zdolności nuklearnych do Polski pomimo stanowczej prośby Warszawy po rosyjskiej próbie nuklearnej oraz postanowili nie zwiększać obecności wojsk lądowych w Polsce. Kanałami wojskowymi zasygnalizowali Rosjanom gotowość do rozmów o "strategicznej równowadze w Europie", obiecując im, że nie sprzedadzą Polakom żadnych systemów uzbrojenia, które będą ofensywne lub będą mogły zmienić układ sił w tej części Europy.

W polskim świecie eksperckim zaczęto podnosić kwestię wiarygodności amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa i zastanawiać się, czego one właściwie dotyczą. Czy rozszerzonego parasola nuklearnego? Czy art. 5 na pewno jest automatyczny?

5 marca. Rano rozpoczął się nagły szturm imigrantów na granicę polską od strony białoruskiej, w tym przez raczej wąski na granicy Bug, który imigranci przepływali, czym się dało. Wśród nich przedarło się do Polski w cywilnym przebraniu wielu operatorów Specnazu oraz wagnerowców, którzy mieli za zadanie wszczynać zamieszki, podpalać budynki władzy publicznej, niepokoić ludność i siać zamęt w miasteczkach wschodniej Polski. W ciągu kolejnych trzech dni rząd Polski dość skutecznie zatrzymywał kolejne fale uchodźców przed dalszym pochodem w głąb Polski, przy czym niepokoiło wszystkich to, że Rosjanie zaczęli przerzucać na Białoruś kolejne jednostki wojskowe, a na granicy polsko-ukraińskiej rozpoczęli ćwiczenia wojskowe "Silna bariera", twierdząc, że planują jedynie przygotować się do odparcia "polskiej agresji na Ukrainę zachodnią".

9 marca. W nocy wjechała do Polski kolumna rajdowa rosyjskich najemników Grupy Wagnera w sile około tysiąca żołnierzy, bez insygniów i w mundurach, uzbrojona po zęby i zajęła stanowiska koło Hajnówki, niedaleko dużego obozowiska uchodźców. Zaskoczeni funkcjonariusze straży granicznej nie interweniowali, nie mieli zresztą jak wobec takiej liczby ludzi z ciężkim zmechanizowanym sprzętem. W Warszawie nie wiedziano, co zrobić.

Wagnerowcy zajęli stanowiska obronne przy obozie uchodźców oraz nadali w świat oświadczenie, że przyjechali chronić "niewinne dzieci i kobiety przed barbarzyńskimi Polakami, którzy prą do wojny i represjonują cywilów". W komentarzu do oświadczenia dodano, że Polacy nie potrafią pokojowo żyć w tej części świata, ponieważ na przykład nie spełnili oczekiwań Moskwy z ostatnich dni, co przyniosłoby Europie trwały pokój. Rząd w Warszawie był wściekły. Ameryka jako patron i gwarant bezpieczeństwa nie instruowała, co robić. Różnica czasu powodowała, że trudno było się nawet dodzwonić do decydentów amerykańskich. A wojskowi amerykańscy w Polsce i Europie nie mieli uprawnień do podejmowania decyzji, tym bardziej do podejmowania decyzji wobec sojusznumów. (...) Tracono cenne godziny, podczas których Wojsko Polskie mogłoby interweniować. 

W tym czasie część wagnerowców zajęła także urząd gminy i budynki szkolne niedaleko obozowiska uchodźców. Wreszcie dodzwoniono się do Amerykanów, którzy nakazali umiar i tonowanie, a na pewno nie strzelanie do wagnerowców, którzy w tym czasie zaczęli sobie swawolnie poczynać w Hajnówce i okolicach: podpalili kościół i terroryzowali ludność w poszukiwaniu żywności. Lada moment mogły się pojawić ofiary wśród ludności cywilnej. Wojsko polskie i służby mundurowe wycofały się w trakcie zamieszania decyzyjnego, by nie eskalować sytuacji, która pachniała wojną światową. Moskwa zaprzeczyła stanowczo, by to były jej wojska. Amerykanie nakazywali nadal tonowanie, Niemcy wprost zmierzali do akceptacji rosyjskich żądań i do zmuszenia Polski do przyjęcia faktów zaistniałych przy granicy jako dokonanych.

W Warszawie w rządzie zapanował strach i popłoch. Pojawiły się w końcu kluczowe pytania: co z art. 5? Kiedy on właściwie działa? Co z naszymi decyzjami? Kiedy możemy podjąć je sami, zważywszy, że jesteśmy w sojuszu? Co z naszymi własnymi zdolnościami do reakcji? Dlaczego Amerykanie każą nam tonować sytuację? Co z ich wiarygodnością? Dlaczego z każdą sprawą czekamy na reakcję Waszyngtonu? Dlaczego Niemcy tak się zachowują i co z solidarnością Zachodu, NATO, UE? Dlaczego nikt się nie sprzeciwił zbrojnie inwazji na Ukrainę i dlaczego teraz nikt nie oponuje zbrojnie wobec hybrydowej agresji Rosji? Dlaczego rosyjska strategia salami i powolnego gotowania żaby działa? Czy Amerykanie są po prostu słabi? Nie mówiąc już o państwach Europy…

Szkoda tylko, że nie próbowano sobie odpowiedzieć na te pytania dużo, dużo wcześniej."


Oto link do artykułu:







I tutaj się kończy analiza Bartosiaka, dalszą część można sobie dopowiedzieć samemu i dopiero na tym przykładzie uwidacznia się jak wielką rolę odegrali Ukraińcy w tych pierwszych dniach inwazji, broniąc swój kraj przed inwazją moskiewskich barbarzyńców - jednocześnie ocalili dużą część Europy Środkowo-Wschodniej (tak jak myśmy ocalili Europę w 1920 r.) Oczywiście nie stałoby się tak bez wsparcia i pomocy, jaka płynęła na Ukrainę (i płynie po dziś dzień) ze strony USA, Polski, Wielkiej Brytanii i kilku innych krajów (Niemcy na tej liście wypadają blado, choć w kwestii deklaratywnej rzeczywiście wygląda to imponująco, gorzej z wykonaniem tego, co obiecali Ukrainie przysłać). Polska przyjęła na początku ponad 7 milionów ukraińskich uchodźców. Dziś zostało z nich w naszym kraju ponad 3 miliony, które są utrzymywane z budżetu Polski bez żadnej pomocy czy to z Unii Europejskiej, czy z innych państw. Poza tym na Ukrainie są nasze czołgi, armatohaubice, karabiny przeciwpancerne i bojowe etc. etc. Poza tym w Polsce (i w Wielkiej Brytanii) szkoleni są ukraińscy żołnierze, pomoc więc płynie - może jest nieco mniejsza niż na początku, ale jest i teraz chodzi tylko o to, żeby Ukraińcy uświadomili sobie że ich podstawowym interesem jest przetrwanie. Pomoc wszelką - przynajmniej ze strony Polski - otrzymają, tylko powinni troszeczkę inaczej myśleć zarówno o obecnej wojnie (w której Polska bez wątpienia jest kluczowym partnerem Ukrainy i bez Polski Ukraina nie przetrwa nawet tygodnia, gdyż nie ma możliwości dostarczenia tam sprzętu nigdzie indziej poza Polską, gdyż granicy z Rumunią jest wybitnie niebezpieczny ze względu na bliskość Naddniestrza, jak również możliwość zaatakowania kolumn idących tamtędy przez rosyjskie pociski wystrzeliwane znad Morza Czarnego), jak również uświadomić sobie jaki jest podstawowy interes Ukrainy już po zakończeniu tej wojny i wypędzeniu stamtąd rosyjskich orków. A podstawowy interes Ukrainy jest taki, że tylko i wyłącznie Polska może zagwarantować istnienie Ukrainy jako niepodległego państwa - tylko i wyłącznie i żaden inny kraj w Europie (może poza Stanami Zjednoczonymi - przynajmniej na razie), nie są w stanie dać im takiej gwarancji. 




Piszę to, aby nieco uświadomić Ukraińców że pewne podjęte przez nich w ostatnich miesiącach decyzje, niekoniecznie muszą być korzystne dla nich samych i warto zastanowić się jak skończyła Ukraińska Republika Ludowa w 1919 i 1920 r. - tyle i tylko tyle chciałem powiedzieć odnośnie władz na Ukrainie. Chmielnicki przykozaczył i skończył w ruskim mirze, a Kozacy pozbawieni zostali wszelkich przywilejów jakie mieli w Rzeczpospolitej - o tym też warto pamiętać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz