Stron

poniedziałek, 21 sierpnia 2023

HEJ, SŁOWIANIE!

JAK ŁATWO ZE SŁOWIANOFILA UCZYNIĆ TĘPEGO RUSOFILA?





 "My Słowianie wiemy jak nasze na nas działa..." Jak śpiewała w swoim sławnym teledysku Cleo. Teledysk nie powiem udany i przyjemnie się go ogląda, lecz temat Słowian i Słowiańszczyzny został tam przedstawiony w nieco zabawnej, a jednocześnie szyderczej formie. Ja na temat Słowian pisałem już wielokrotnie (i zapewne jeszcze będę pisał), ale nie na tym chciałem się dzisiaj skupić. Ja bowiem słowiańskość traktuję tylko jako część dawnej genetycznej wspólnoty - jedności Ludów z dominującą haplogrupą R1a1 - pozbawionej jednak jakiejkolwiek politycznej konotacji. Dla mnie określenia "jedności Słowian", "braci Słowian" czy ogólnie rozumianego słowianofilstwa nic nie znaczą i są jedynie hasełkami, które jednym uchem wlatują, drugim wylatują. Zresztą opierać się na jakiejś dawnej jedności ludów słowiańskich, celtyckich czy jakichkolwiek innych byłoby co najmniej nierozważne, biorąc pod uwagę fakt, jak bardzo poszczególne narody się zmieniły przez te wieki i jak bardzo historia wpłynęła na poszczególne podziały wewnątrz tej dawnej niby jedności (piszę "niby" ponieważ takiej jedności Słowian, jaką chciliby widzieć słowianofile, tak naprawdę nigdy nie było. Zawsze były bowiem jakieś dominujące plemiona słowiańskie, które pokonywały inne plemiona słowiańskie, zmuszając je np. do migracji na południe. Tak było już od wczesnej starożytności, a przykładem takiego postępowania jest chociażby bitwa w Dolinie Dołęży z ok. 1250 r. p.n.e. w czasie której Ślężanie pokonali m.in. Sorbów, zmuszając ich do migracji w kierunku Półwyspu Apenińskiego, a potem zaczęła się wielka migracja ludów słowiańskich na południe przez Grecję, Azję Mniejszą, Syrię aż do Egiptu (piszę o tym w temacie "Historii świata i wszelkiej cywilizacji"). Zawsze istniały podziały między poszczególnymi plemionami, potem krajami i narodami, a te najbliżej siebie sąsiadujące albo ulegały asymilacji do silniejszych, albo też toczyły z nimi nieustanne walki. 

Piszę o tym, ponieważ na Twitterze znalazłem profil jakiegoś polskiego szura (nie będę go reklamował), który wychwala Moskwę, pisząc że jest słowianofilem i peroruje, że Rosja - jako najpotężniejszy kraj słowiański - powinna wokół siebie zjednoczyć innych Słowian (a wszystkie inne słowiańskie narody powinny się rozmyć w rosyjskości jako we wspólnej słowiańskości - czy coś w tym stylu), ponieważ realnie jest krajem niezależnym od nikogo 🤭. Wiecie, tak sobie pomyślałem, że taka menda pluje na własny kraj (bo oficjalnie deklaruje się jako Polak, a nie wiem jakie są jego rzeczywiste konotacje rodzinne) i jednocześnie wychwala moskiewską breję zwaną dla niepoznaki Federacją Rosyjską. Ja mam bardzo dużo empatii do różnych ludzi i ich poglądów, ale przyznam się szczerze, że takich rzeczy nie jestem w stanie wytrzymać (mój stopień tolerancji zostaje tutaj gwałtownie przerwany). Co innego gdybym czytał opinie jakiegoś propagandysty ruskiego szamba miru z Moskwy, bowiem każdym ma prawo do swoich mrzonek, nawet Moskale. Ale tutaj mamy do czynienia z jawnym zdrajcą, który wmówił sobie, że jako Słowianin (słowianofil?) ma w dupie własną ojczyznę i będzie wspierał moskiewskich bandytów w imię jakiejś wyciągniętej z chorego łba jedności Słowian której nigdy nie było 🤮. Wiem że mamy pokój, mamy demokrację i każdy idiota może sobie pisać co chce. Problem tylko polega na tym, że w kraju tak bardzo doświadczonym przez bandytyzm moskiewski i niemiecki, w kraju tak zniszczonym, wyludnionym, rozkradzionym, rozstrzelanym i praktycznie fizycznie unicestwionym - jakiekolwiek sympatie dla bandytów ze wschodu czy ich pomagierów z zachodu osobiście traktuję jako coś tak obrzydliwego, że nie jestem w stanie tego wyrazić słowami.

Banda popaprańców bawiących się w Słowian, a jednocześnie będących jawnymi (lub ukrytymi) zwolennikami ruskiego szamba miru, będzie mi tutaj po polsku pisała że powinniśmy się zjednoczyć z Rosją, bo jest niezależna, bo jest największym słowiańskim państwem, albo że jest w stanie ochronić wszystkie ludy słowiańskie 🤭😂🤣. Ludzi tego pokroju po prostu inaczej nazwać nie można, jak zwykłą mędownią i nie jest to wcale obraza takiej osoby, a zwykle stwierdzenie faktu. Jeżeli tak ci tęskno jeden z drugim do moskiewskiego miru, to wyjedź sobie do Moskwy, pojedź do Donbasu, idź na pierwszą linię frontu i walcz o swoją matuszkę rassiję - palancie. Nie będziesz w mojej Ojczyźnie, w moim Domu ("Domku mój luby, Opatrzności darze! Domku pokoju i dawco wygody..." - jak pisał Józef Wybicki), nie będziesz robił za piątą kolumnę! Nigdy nie czułem nienawiści do Rosjan, do Niemców czy do jakiegokolwiek innego narodu (w ogóle nienawiść jest tym uczuciem, które staram się jak najusilniej eliminować z własnego życia), ale jawnych zdrajców, volksdojczów i wszelkiej innej szmalcowniczej zarazy nie toleruję, choćby nawet zarzekali się że oni to robią dla jedności Słowian. Hallo, obudź się człowieku Słowian już nie ma, są zaś niepodległe państwa i narody które wyodrębniły się z różnych większych Ludów i których interesy bardzo często są ze sobą sprzeczne (tak jak interes Moskwy i Polski, a również niestety interes Polski i Niemiec). Nie chcę też żadnego moskiewskiego gówna, opakowanego w ładny, słowianofilski papierek. Tu jest Polska i tu nigdy nie będzie ani Rosja ani nic innego.

Ale jestem w stanie zrozumieć potrzebę odniesienia do pewnej wspólnoty Słowian, i biorąc pod uwagę jak bardzo dane osoby (które tak żywo wypowiadają się za jednością Słowian), naciskają na zbliżenie ludów słowiańskich, to ja mam dla nich bardzo ciekawą propozycję. Ta propozycja nazywa się nowa, odrodzona po kilku wiekach Unia Międzymorza, Unia Wolnych Narodów (nie tylko słowiańskich), w której odnajdziecie swoje umiłowanie do słowieckości. Jednak nie będzie tam już miejsca dla żadnego ruskiego miru, a Rosja będzie mogła dołączyć do tej federacji Wolnych Narodów dopiero jak rozpadnie się na szereg mniejszych państewek (coś w rodzaju puzzli). Oczywiście jest to nocny koszmar dla wszystkich moskarofilów, którzy udają Słowian, ale taka przyszłość jest dla was jedynym rozwiązaniem i możecie być pewni, że szybciej ujrzycie nową Unię Jagiellońską w Europie Środkowo-Wschodniej, niż zobaczycie jakikolwiek ruski mir na Ukrainie, w państwach bałtyckich, czy w Polsce - eto bol'she ne povtoritsya!

Chciałbym jeszcze nadmienić, że mój stosunek do słowiańskości jako takiej, jest podobny do tego, co reprezentował Bismarck w odniesieniu do idei pangermańskiej. Po roku 1871 Bismarck starał się utrzymać dobre stosunki z Rosją (chodziło mu bowiem o to, aby pokonana Francja nie mogła znaleźć w Europie silnego sojusznika, który pomógłby jej wystąpić przeciwko Niemcom i w nowej wojnie odzyskać utracone ziemie -  Alzację i Lotaryngię. W polityce Bismarcka Francja miała być totalnie izolowana i skupiać się jedynie na ekspansji kolonialnej w Afryce czy Azji). Niestety stosunki z Rosją nie zawsze były łatwe i przyjemne, szczególnie do ostrego zgrzytu doszło w czasie kongresu berlińskiego w 1878 r. (którego notabene Bismarck był gospodarzem, a z czego starał się jak tylko mógł wykręcić, zdając sobie sprawę że to może tylko pogorszyć jego stosunki z Rosją lub z Austrią. Ostatecznie mu się to nie udało i konferencja pokojowa kończąca wojnę turecko-rosyjską została zorganizowana w Berlinie). Pokój w San Stefano podpisany został w marcu 1878 r. i kończył się całkowitym zwycięstwem Rosji, która wymusiła na Imperium Osmańskim zgodę na powstanie tzw. Wielkiej Bułgarii, będącej realnie rosyjskim przyczółkiem na Bałkanach. Pokój berliński (głównie dzięki dyplomacji brytyjskiej i austriackiej) zresetował tamten traktat i wyznaczył nowe granice Bułgarii, która co prawda zyskiwała suwerenność, ale wciąż była turecką z satelitą (zresztą Bułgarię - znacznie okrojoną - podzielono jeszcze na dwie części, Bułgarię właściwą czyli północną i Rumelię Wschodnią). Był to ogromny policzek dla Rosjan. Książę Aleksander Gorczakow - który stał wówczas na czele rosyjskiej dyplomacji - zaraz po zakończeniu kongresu otwarcie twierdził, że głównym sprawcą tego policzka wymierzonego Rosji i kradzieży rosyjskiego zwycięstwa na Bałkanach, jest właśnie Bismarck.




Bismarck był tym atakiem mocno zaskoczony, ponieważ on nie zamierzał w żaden sposób zaszkodzić Rosji, po prostu uznał, że taka sytuacja będzie wówczas najbardziej optymalna (nalegali no to przede wszystkim Brytyjczycy, zaś Austriacy uzyskali to, co chcieli - czyli okupację Bośni i Hercegowiny). Gdy na początku 1879 r. do cesarza Wilhelma I Hohenzollerna napisał list/skargę car Aleksander II, w którym zarzucał Niemcom obłudę, ponieważ Rosja pozostała neutralna w roku 1870, dzięki czemu Niemcy mogli spokojnie pokonać Francję na zachodzie, a teraz Niemcy w taki właśnie sposób odwdzięczają się Rosji. W liście tym również jako głównego sprawcę owego "rosyjskiego nieszczęścia" wymieniał car Bismarcka. Ten, gdy dowiedział się o tych zarzutach, postanowił zagrać Moskalom na nosie, i co prawda przerażony wizją niezgody w spokrewnionych rodach panujących Wilhelm I był kuzynem Aleksandra), cesarz Wilhelm natychmiast wysłał list do Petersburga z propozycją spotkania obu cesarzy, aby osobiście móc się wytłumaczyć. Tak też się stało, do spotkania doszło wkrótce potem nieopodal Torunia do którego przyjechał cesarz. Po drugiej zaś stronie granicy (a raczej kordonu rozrywającego ziemie polskie) była teoretycznie Rosja i tam też Aleksander II zorganizował ćwiczenia wojskowe. Obaj monarchowie spotkali się na granicy, porozmawiali ze sobą, a Wilhelm wytłumaczył się dlaczego doszło do takiej właśnie reakcji Niemiec i ostatecznie Aleksander stwierdził, że nie ma żalu do swego stryja i żeby wcześniejszy list traktował jako niebyły. Zadowolony Wilhelm wracał do Berlina, gdy doszła do niego wiadomość, że w Wiedniu (z inspiracji Bismarcka, który z austriackim ministrem spraw zagranicznych - hrabią Andrassy'm,  spotkał się w jednym z tyrolskich kurortów, w którym obaj panowie pobierali zdrowotnych kąpieli) doszło do podpisania niemiecko-austriackiego traktatu wymierzonego w Rosję (październik 1879 r.). Cesarz Wilhelm nie chciał się na niego zgodzić, twierdząc że rozwiązał już z carem wszystkie sporne sprawy i taki traktat byłby skazą na jego honorze. Bismarck się jednak uparł i przekonał do tego wielu wpływowych polityków i oficerów niemieckich, a także następcę tronu kronprinza Fryderyka. Ostatecznie gdy Bismarck zagroził swoją dymisją, Wilhelm zgodził się na ów traktat, mówiąc: "Bismarck jest bardziej potrzebny Niemcom, niż ja". 


KONGRES BERLIŃSKI
BISMARCK NA PIERWSZYM PLANIE,
OBRAŻONY KSIĄŻĘ GORCZAKÓW SIEDZI NA KRZEŚLE PO LEWEJ STRONIE



Po co jednak o tym piszę? Otóż dlatego że w owym traktacie było wiele odniesień do Wielkich Niemiec ("Wielkie Niemcy" rozumiane były w tamtym czasie jako dawne Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego, które w średniowieczu obejmowało również ziemie północnej Italii, Czechy, Burgundię, Niderlandy i całą północną oraz zachodnią Francję. Zaś "Małe Niemcy", to były te Niemcy, które pod dominacją Prus zjednoczył we wspólnym państwie Bismarck bez Austrii). Było tam wiele odniesień do mistycyzmu germańskiego, do jedności Nibelungów Wagnera etc. etc. Traktat ten wyglądał jakby napisał go jakiś nacjonalista albo zagubiony w czasie pieca germanizmu, i Bismarck podpisał się pod tym traktatem co by sugerowało że zgadzał się stuprocentowo z jego brzmieniem. Otóż nie! Bismarck był praktykiem, on służył Niemcom nie na zasadzie mistycznych przekonań i odniesień do jedności Nibelungów czy dawnych Germanów, ale do faktów. Sojusz z Austrią wymierzony przeciw Rosji (który notabene został upubliczniony - ale też nie w całości - dwa lata później, a oficjalne brzmienie całego traktatu Bismarck ujawnił w jednej z niemieckich gazet na dwa lata przed swoją śmiercią w 1896 r.), Był kanclerzowi Niemiec potrzebny tylko jako wybieg taktyczny, który miał zmusić Rosję do ponownego powrotu do rozmów z Niemcami. I chociaż w traktacie tym mnóstwo było odniesień do jedności Germanów, to jestem przekonany że gdyby Bismarck miał wybierać pomiędzy sojuszem z Rosją, a sojuszem z Austrią, to wybrałby ten pierwszy i to zdecydowanie. Dla niego takie hasełka jak jedność Nibelungów nic nie znaczyły, ot po prostu puste słowa, które wpadały jednym uchem a wypadały drugim (to Hitler był debilem, bo myślał że Wielka Brytania sprzymieszy się z Niemcami właśnie dlatego, że jest krajem germańskim). 

Dlatego też dla mnie nie ma żadnego znaczenia jakakolwiek jedność słowiańszczyzny. Dla mnie w tym momencie ma znaczenie to, jak szybko Ukraina odzyska swoje terytoria i jak długo potrwa uświadomienie obecnym ukraińskim elitom faktu, że przyszłość ich państwa związana jest nierozerwalnie z Polską (oczywiście tutaj też nie chodzi o jakieś wspólne polsko-ukraińskie państwo -jak głoszą niektóre moskiewskie szczury - a raczej o Unię która byłaby początkiem i rdzeniem większej całości i powstałaby dla zapewnienia bezpieczeństwa i realizacji wspólnych interesów obu państwa. Przecież Unia polsko-litewska zawarta po raz pierwszy w Krewie w 1385 r. przechodziła też bardzo różne koleje losu, kilkukrotnie była zrywana, wielokrotnie podważana. Też osobiste ambicje liderów brały górę nad dobrem wspólnoty, ale ostatecznie skończyło się Unią Lubelską i zjednoczeniem w Rzeczpospolitą Obojga Narodów w 1569 r.).




Tak więc słowianofilskie (a raczej moskiewskie) suk...ny- won za Don, nie chcemy tutaj - na polskiej i ukraińskiej ziemi waszej ruskiej brei. 🤮




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz