Stron

sobota, 9 września 2023

DEMETRIUSZ, PYRRUS, ARATOS... - Cz. XI

CZYLI, PRAWDZIWI "CELEBRYCI" 
EPOKI HELLENISTYCZNEJ





I

DEMETRIUSZ POLIORKETES

(337-283 r. p.n.e.)

Cz. XI






 Stacjonujący w rejonie Gadamali w Medii Antygon Jednooki doskonale zdawał sobie sprawę z dużej dysproporcji sił, pomiędzy jego wojskiem a armią Eumenesa i rozumiał również że czas gra na korzyść jego przeciwnika, który teraz w Persydzie odbudowuje swoje siły. Należało więc działać szybko i najlepiej z zaskoczenia, tak, aby rozlokowane na leże zimowe wojska Eumenesa nie spodziewały się i nie były gotowe do odparcia takiego ataku. W drugiej połowie grudnia 317 r. p.n.e. Antygon wydał więc rozkaz wymarszu na wrogów (choć początkowo, aby zmylić ewentualnych donosicieli i zdrajców rozgłosił że zamierza wrócić do Armenii). Trasa dzieląca Medię i Persedę wymagała co najmniej 25 dni marszu przez zaludnione ośrodki miejskie i wioski, natomiast tylko 10 dni przez bezwodną pustynię. Aby element zaskoczenia mógł się powieść istotny był czas, dlatego też Jednooki wybrał drogę przez pustynię - choć taka przeprawa musiała być niezwykle wyczerpująca dla jego żołnierzy. Żołnierze otrzymali więc sprawę na 10 dni i dodatkowo Antygon nakazał przygotować 10 000 wypełnionych wodą skórzanych bukłaków, bowiem na pustyni przez którą mieli przejść, nie było nawet skrawka trawy, nie mówiąc już o żadnym źródełku wody. Wszystko zostało tak przygotowane, aby uniknąć wpadki i w pełni wykorzystać element zaskoczenia, mimo to Antygon obawiał się że coś może pójść nie tak i ktoś (np okoliczni wieśniacy) może donieść Eumenesowi o jego marszu. Zabronił więc swoim żołnierzom rozpalania ognisk nocą (tym bardziej, że teren przez który przechodzili był płaski i z oddali można było ujrzeć palące się ognisko), można było jedynie takowe rozpalać za dnia, ale to właśnie nocą - gdy słońce zachodziło - robiło się zimno i wymarznięci żołnierze piątego dnia marszu rozpalili nocne ogniska aby się przy nich ogrzać (a było to w czasie przesilenia zimowego, gdzie na tych terenach temperatura spada nocą nawet do -4 stopni Celsjusza). Tak jak Antygon przewidział, ktoś to zauważył i okoliczni wieśniacy na wielbłądach pomknęli aby powiadomić Eumenesa o zbliżającej się armii Antygona.

Satrapa Persydy Peukestas, dowiedziawszy się o marszu Antygona, natychmiast wycofał zewsząd swoje okoliczne straże, obawiając się że mogą zostać zaatakowane, nim armia Eumenesa zdąży zebrać się w jedno miejsce. W obozie Eumenesa zaczął też być widoczny upadek ducha i rozprzężenie dyscypliny. Wielu było bowiem pod wrażeniem szybkiego marszu Jednookiego przez pustynię i obawiali się, czy tym razem to właśnie jemu - a nie jak dotąd Eumenesowi - zaczną sprzyjać bogowie. Kardyjczyk przyglądał się temu wszystkiemu z niesmakiem i starał się przeciwdziałać rozkładowi dyscypliny, twierdząc że jest w stanie powstrzymać (lub przynajmniej opóźnić o kilka dni)) dalszy marsz Antygona na Persję. Wszyscy więc zadawali sobie pytanie w jaki sposób może to uczynić. Eumenes zaś zebrał dowódców i swą straż przyboczną - której kazał pozbierać wszystkie naczynia z żarem - następnie w pewnej odległości z widokiem na pustynię, wyznaczył im miejsca, gdzie mieli nocą palić ogniska (przy czym przy pierwszej warcie miano palić najwięcej ognisk, a przy kolejnych coraz mniej). Wszystko bowiem miało wyglądać tak, aby przypominało obóz wojskowy i krzątających się w nim żołnierzy, celem było bowiem wprowadzenie Antygona w błąd i zmuszenie go do przynajmniej czasowego zatrzymania marszu, w celu przygotowania się do obrony. Pithon z armii Antygona pierwszy dostał informację od okolicznych wieśniaków, o płonących nocą ogniskach i wojskach Antygona które znajdują się w pobliżu. To wywołało konsternację, obawiano się bowiem że wróg jest blisko i jest gotowy do walki, a wojska Antygona po ciężkim marszu przez pustynię, potrzebują wypoczynku i regeneracji sił. Nie można było więc podjąć szybkiej walki i element zaskoczenia nie wchodził już w rachubę, dlatego też Antygon skierował swoje wojsko ku miastom, aby tam uzupełniono aprowizację i aby żołnierze odzyskali siły. W tym czasie Eumenes przygotowywał się do walki, ściągając zewsząd rozproszone jednostki swoich wojsk.

Nie wszyscy jednak byli na tyle mobilni, żeby dość szybko połączyć się z resztą armii, najgorzej było ze słoniami Eudamosa, których opiekunowie dopiero co przygotowywali się do wymarszu. Antygon dowiedział się o tym od swoich zwiadowców i postanowił to wykorzystać atakując zwierzęta, znosząc ich załogi i przyjmując je do swojej armii. Bez tej siły bojowej jaką stanowiły słonie, armia Eumenesa byłaby znacznie słabsza, a poza tym słoni Kardyczyk posiadał znacznie więcej niż Antygon i przejęcie tej siły mogło całkowicie zmienić losy tej wojny. Dlatego też posłał przeciwko nim 2000 medyjskich jeźdźców i 200 Tarantyjczyków (doborowe jednostki jego armii) z zadaniem szybkiego sprowadzenia owych zwierząt do jego armii. Eumenes jednak również dowiedział się o zbyt wolnym marszu swoich "sił pancernych" i zdając sobie sprawę z zagrożenia utraty tych wojsk, posłał ku nim wsparcie w sile 1500 konnych i 3000 lekkozbrojnych. Pierwsi jednak na miejsce dotarli żołnierze Antygona, którzy natychmiast przystąpili do ataku na nieprzygotowane jeszcze do walki zwierzęta. Ich opiekunowie szybko jednak poderwali masywne kolosy na nogi i ustawili je w rzędach w taki sposób, aby tabory znajdowały się za słoniami i były chronione od tyłu przez jazdę w sile 300 konnych. Ci jednak - pod wpływem ataku przeważających sił wroga - rzucili się do ucieczki pozostawiając tabory i odsłaniając jednocześnie tyły słoni bojowych. Jednak atak na te zwierzęta nawet w taki sposób nie był łatwy, gdyż po pierwsze konie nie lubiły zapachu słoni i obawiały się ich (dochodziło nawet do tego, że zrzucały jeźdźców ze swych grzbietów, odmawiając dalszego ataku), po drugie zaś skuteczne zaatakowanie słoni - tak aby nie zabić zwierząt tylko wykluczyć je z walki i potem przejąć - była praktycznie niemożliwa. Mimo to żołnierzom Antygona udało się wyeliminować wielu pozbawionych osłony żołnierzy dosiadających słoni (wieżyczki, jakie montowano na grzbietach tych zwierząt, pozostały w obozie i nie zdążono je na czas założyć), kilka zwierząt też raniono oszczepami po nogach i w okolicach grzbietu. Pomimo jednak przerażenia jakie budziły wśród koni owe kolosy, taka walka na dłuższą metę była skazana na sukces, gdyż oddziały Eumenesa długo nie mogły się w ten sposób bronić (tym bardziej że słonie chroniące tabory, praktycznie nie powodowały żadnych strat wśród atakujących) i gdyby na czas nie przyszła odsiecz - wcześniej wysłana przez Eumenesa, ta walka skończyłaby się zwycięstwem Antygona.




Do tego jednak nie doszło i Kardyjczyk ocalił swoje "siły pancerne" tak niezbędne podczas bitwy, do której obie strony już się gotowały. Ta "bitwa o słonie" jeszcze mocniej wyrobiła wśród żołnierzy przekonanie o boskiej protekcji, jaką cieszyć miał się Eumenes i wielu spośród zwykłych wojaków otwarcie domagało się przekazania dowództwa w jego ręce. W tym też czasie oba wojska stały obozami naprzeciwko siebie w odległości ok. 600 m. oddzielonych rzeką. Żołnierze obu armii zajmowali się wówczas grabieniem okolicy, podchodami na wysunięte straże przeciwnika oraz ostrzałem z katapult. W obu też armiach nie działo się dobrze. W armii Eumenesa było o tyle lepiej, że jego żołnierze odzyskali ducha bojowego i w nim właśnie widzieli zwycięstwo, ale dowódcy zastanawiali się czy przyjmować bitwę - którą narzucił im Antygon - czy też ruszać dalej. Eumenes sam miał dylemat jak postąpić, wycofać się czy zostać i bić się? Ostatecznie przeważyła myśl przeciwna dalszej zwłoce, zwycięstwo bowiem otwierało przed Eumenesem i jego żołnierzami ogromne możliwości, a poza tym myśl o wycofaniu się była im niemiła. Natomiast w obozie Antygona, po wielu trudach jakie jego żołnierze musieli przejść w marszu przez pustynię i potem w trakcie zimnych nocy do których zostali zmuszeni pozbawieni możliwości rozpalania ognisk, wielu żywo krytykowało swego wodza (niektórzy nawet w dość mocnych słowach) i to do tego stopnia, że owa krytyka doszła osobiście do uszu Antygona. Ten usłyszał bowiem pewnego razu - będąc w swoim namiocie - jak żołnierze rozmawiają o nim, określając go różnymi niezbyt przyjemnymi epitetami. Słuchał tego przez jakiś czas, po czym wyszedł ze swego namiotu i rzekł do owych żołnierzy: "Bądźcie łaskawi przenieść się trochę dalej, aby mnie przeklinać, bowiem wszystko słyszę i jeśli nie chcecie abym pozbawił was życia pójdźcie mi stąd zaraz". Zapewne pod wpływem tych negatywnych opinii własnych żołnierzy postanowił Antygon przekazać dowództwo w zbliżającej się bitwie swemu synowi - Demeteriuszowi, sam zaś ogłosił się zaledwie jego doradcą (w rzeczywistości i tak on dowodził wojskiem).

Antygon i Demetriusz ustawili swe wojska do bitwy na równinie Gabiene następująco: na obóz skrzydłach stanęła konnica, na prawym skrzydle dowodził Demetriusz wraz ze swym ojcem, na lewym Pithon, pośrodku zaś umieszczono piechotę, zaś słonie bojowe rozciągnięto wzdłuż całej falangi a pomiędzy nimi stanęły oddziały lekkozbrojnych. Łącznie siły te liczyły 22 000 żołnierzy piechoty i 10 000 jazdy, a do tego 65 słoni bojowych. Eumenes zaś przygotowując swe wojska do bitwy, ustawił formacje w taki sposób, że najlepsze jednostki stanęły na jego lewym skrzydle (którym osobiście dowodzł Kardyjczyk) naprzeciwko wojsk Antygona. Na prawym skrzydle Eumenes ustawił formacje lekkozbrojne wspomagane słoniami, dowodzone przez Filipa. Resztę swych słoni w szyku skośnym postawił przed falangą, za którymi stali lekkozbrojni, a następnie formacje Srebrnych Tarcz Antygenesa. Łącznie jego siły liczyły 36 700 żołnierzy piechoty, 6 000 jazdy i 114 słoni bojowych. Oczywiście formacja Srebrnych Tarcz była uważana za najlepszą w całej armii Eumenesa (a także zapewne w ogóle w armii macedońskiej). Jej słabą stroną był tylko wiek żołnierzy tam służących, bowiem większość pamiętała doskonale nie tylko kampanię perską Aleksandra (w której uczestniczyli), ale również walki toczone przez jego ojca Filipa II. Przeciętny wiek żołnierza tej formacji wynosił jakieś 60 lat, a zdarzali się - i to wcale nierzadko - żołnierze znacznie starsi. Przechodzili jednak oni wyczerpujące ćwiczenia bojowe i również ze względu na swoje doświadczenie oraz wyszkolenie wciąż byli uważani za niezwyciężonych. Antygenes postanowił wykorzystać ten fakt i wysłał jednego konnego żołnierza, aby podjechał do oddziałów przeciwnika na odległość głosu i rzekł im te oto słowa: "O, wy nikczemni, idziecie przeciwko swoim ojcom, którzy walczyli u boku Filipa i Aleksandra. Skoroście jednak tacy butni, już wkrótce ujrzycie na własne oczy co potrafią ci, którzy u boku boskiego Aleksandra ten kraj, który dotyka stóp waszych, uczynili sobie poddanym". Po tych słowach w obozie Antygona zapanowała konsternacja. Żołnierze zaczęli protestować że zmusza się ich do walki przeciwko ich pobratymcom, którzy podbili Persję, a poza tym są teraz starsi wiekiem. Znów pojawiły się głosy krytyczne względem Jednookiego, który zmuszał żołnierzy "jednej krwi" do walki przeciwko sobie samym. Po drugiej zaś stronie, w obozie Eumenesa żołnierze aż gotowali się do bitwy i widząc to Eumenes podniósł w górę dłoń, dając znak trębaczowi by rozpoczął bitwę. Doszło do niej na równinach Gabiene, w styczniu 316 r. p.n.e.




Pierwsze do walki ruszyły formacje słoni bojowych i choć widok słoni walczących przeciwko słoniom należał w starożytności raczej do rzadkości, ale gdy już do niego dochodziło, to widok musiał bez wątpienia zapierać dech w piersiach. Zwierzęta te potrafią bowiem szarżować na siebie z wyjątkową zawziętością (nie wiadomo czy jest w nich aż tyle testosteronu, ile np. w hipopotamach, które co prawda raczej nie żywią się mięsem, ale jako zwierzęta terytorialne potrafią być szalenie niebezpieczne broniąc swojego terytorium zarówno na wodzie jak i na lądzie, a ich paszcza z łatwością zgniotłaby człowieka). Słonie natarły więc na siebie, uderzając się kłami i próbując przebić grubą skórę swego przeciwnika. Jednocześnie żołnierze umieszczeni na ich grzbietach, wzajemnie ciskali w siebie sarissy, próbując zrzucić mahutów (kierujących atakiem słoni) z grzbietów w tych zwierząt. Następnie do walki ruszyła konnica obu stron (jeźdźcy musieli ominąć słonie i atakować z boku, bo żaden z nich nie miał ani odwagi, ani ochoty znaleźć się pomiędzy kłami trąbalskich - a poza tym ostry zapach słoni doprowadzał konie do paniki i ciężko było nad nimi zapanować). Następnie do boju ruszyła piechota i w starciu formacji w szyku falangi znów swą wyższość ukazały Srebrne Tarcze Antygenesa, które rozbiwszy falangitów Antygona pierwszej linii, jakby automatycznie (niczym na defiladzie) wykonały obrót w prawo i zaatakowały resztę wrogiej falangi, zmuszając ją do ucieczki (trzeba też pamiętać że formacje te walczyły w dużym pyle uniemożliwiającym rozpoznanie sytuacji, a wzniecały go zarówno słonie bojowe jak i w mniejszym stopniu konnica). Jednocześnie Antygon, zdając sobie sprawę że posiada więcej jazdy niż przeciwnik, posłał tę właśnie formację pod wodzą Peithona na wrogie tabory. Broniący tego odcinka Filip zapewne nie miał zarówno wystarczających sił, jak i też nie mógł dostrzec w tych tłumanach kurzu ataku przeciwnika, który poszedł lewą flanką (niektórzy historycy - Badacz, Kromayer - twierdzą, że atak poszedł prawą flanką, wydaje się to jednak mało prawdopodobne, ale oczywiście mniejsza o szczegóły). Liczna jazda Antygona dotarła do obozu Eumenesa, likwidując słabe siły obronne (złożone głównie z obozowej czeladzi) i przejęła tam nagromadzone skarby oraz kobiety walczących w polu żołnierzy (bowiem żołnierze macedońscy w swych obozach wiedli normalne życie małżeńskie, utrzymując żony, konkubiny i liczne dzieci - które od najmłodszych lat szykowały się do kontynuowania żołnierskiego fachu ich ojców).

Na wieść o upadku obozu Peukestas - satrapa Persydy, dowodzący 1500 żołnierzami jazdy armii Eumenesa, zaprzestał walki i wycofał się z niej. Nie wiadomo co było powodem takiej właśnie decyzji, raczej nie tchórzostwo i upadek ducha, bowiem Peukestas był w czasach Aleksandra jednym z najdzielniejszych jego wodzów, który wielokrotnie rzucał się w najbardziej zapalny i najtrudniejszy odcinek toczącej się właśnie bitwy. Nie ma też żadnych dowodów na to, aby w jakikolwiek sposób porozumiał się z Antygonem, zatem pozostaje tylko jedno wyjaśnienie - ambicja i urażone ego. Peukestas pragnął bowiem stać się dowódcą całej tej armii i ostro rywalizował o to z Antygenesem. Ostatecznie tę rywalizację przegrał (o czym pisałem w poprzednich częściach) i musiał zgodzić się na zaproponowane przez Eumenesa kolektywne dowodzenie (wydawało się jednak że konflikt pomiędzy Peukestasem a Antygenesem dobiegł końca, szczególnie wtedy, gdy (o czym też pisałem) Eumenes zaniemógł po hucznej biesiadzie zorganizowanej na jego cześć. Wówczas to obaj wodzowie zgodnie razem prowadzili armię i nie dochodziło do sprzeczek. Najwidoczniej jednak ukryty żal pozostał w duszy Peukestasa, a upadek obozu stał się jedynie pretekstem do tego, aby zademonstrować jego prawdziwy stosunek do Antygenesa. Gdy pozostałe wojska satrapów z armii Eumenesa dowiedziały się o odejściu Peukestasa, same również zaczęły ustępować z pola bitwy a tym samym front zaczął się sypać. Co prawda Eumenes wysłał gońca do Peukestasa, nakazując mu pod groźbą śmierci powrót na pole bitwy, ale rozkaz ten pozostał bez odpowiedzi. Widząc że armia mu się rozpada i że klęska jest nieuchronna, postanowił więc Eumenes podjąć się ostatniego kroku, który mógłby przechylić szalę zwycięstwa ponownie na jego korzyść. Tym krokiem była szarża na pozycję Antygona, dopadnięcie go i zabicie w walce, wówczas armia pozbawiona głowy, musiałaby albo się poddać i przejść na stronę zwycięzcy, albo też uciec. Za kontynuowaniem walki i odzyskaniem taborów był Antygenes, natomiast u boku Eumenesa w szarży na pozycje Antygona brał udział Mitrydates - syn Ariobarzanesa, perski wielmoża, przedstawiciel jednego z sześciu wielkich perskich rodów, które u boku Achmenidów w 522 r. p.n.e obaliły perskiego maga Gaumatę i wprowadziły na tron Dariusza I Wielkiego (pisałem o tym kiedyś w innym temacie). Mitrydates od młodości szkolony był do walki i potrafił posługiwać się różnymi rodzajami broni, a poza tym - choć był starszy od Eumenesa, również bardzo dbał o własne ciało, poddając je intensywnym ćwiczeniom. On również wziął udział w owej desperackiej szarży na pozycje Antygona.




Atak jazdy Eumenesa był niezwykle sprawny i szybki, znosili oni wszystko, co stanęło na ich drodze i krok po kroku (a raczej co koń wyskoczy) zbliżali się do stanowiska, gdzie przebywał Antygon. Gdy jednak Kardyjczyk zbliżył się na odległość wzroku - mogąc już zapewne dostrzec samego Antygona - w jego obronie uformował się cały szereg konnych hetajów, paziów królewskich i innych przyjaciół Jednookiego, przez których jazda Eumenesa nie była już w stanie się przebić. To był już kres ich możliwości, tym bardziej że w tym miejscu przewaga Antygona nad Eumenesem wynosiła mniej więcej 4:1. Wreszcie Kardyjczyk aby uniknąć oblężenia i odcięcia, musiał wydać rozkaz odwrotu na tyły. Tam połączył się jeszcze z jazdą Filipa i w panującym pyle - utrudniającym widoczność - zaczęli powoli wycofywać się z pola bitwy. Tymczasem Antygenes i jego Srebrne Tarcze parł do przodu, rozbijał kolejne formacje w falangi Antygona. Szedł śmiało dalej, nie oglądając się za siebie. Plutarch wspomina że Srebrne Tarcze ciągnęły za sobą nieprawdopodobne pole śmierci, niszcząc wszystko na drodze swymi długimi włóczniami, a gdy formacje stopiły się w taki sposób, że nie było możliwości użyć saris, w ruch poszły miecze i wówczas: "Większość ich przeciwników została pocięta na kawałki z bliska". Oficerowie armii Antygona z tylnych formacji nakazywali atak, a ci, którzy byli bezpośrednio już w boju, próbowali wycofać się z tego morderczego kręgu. Wreszcie centrum armii Jednookiego zaczęło się kruszyć, a żołnierze po prostu uciekali z pola bitwy, nie widząc szansy w starciu z nieprawdopodobnie bitnymi oddziałami Srebrnych Tarcz. Żołnierze Antygenesa niczym taran parli do przodu, idąc po ciałach zabitych i konających w bólu żołnierzy Antygona i zapewne w takiej formacji przeszliby pod obóz Jednookiego, gdyby nagle nie pojawiły się oddziały rozbitej jazdy, krzycząc że obóz Eumenesa został zdobyty, a on wycofał się z bitwy. Srebrne Tarcze nie wpadły jednak w panikę i nie rzuciły się do ucieczki, co prawda wstrzymały dalszy atak, ale uformowały teraz kwadrat najeżony zewsząd sarisami - niczym jeż do którego ciężko podejść, bo schował się za swoimi kolcami. Widząc że atak najbardziej elitarnej formacji z armii Eumenesa zatrzymał się, Antygon polecił Peithonowi uderzyć na najeżony włóczniami kwadrat złożony z żołnierzy Srebrnych Tarcz. Taki atak w tamtym czasie konnicy na tak sformowaną piechotę był samobójstwem. Starożytna jazda bowiem w przeciwieństwie do np. średniowiecznej nie posiadała strzemion i jej ataki były mało skuteczne, w sytuacji, gdy formacja piechoty była wciąż zdolna do walki. Konni Peithona zasypywali więc piechotę Antygenesa strzałami i włóczniami aż do zapadnięcia zmroku, nie czyniąc jednak wśród nich zbyt wielkich strat.


HETAJROWIE W ATAKU



Srebrne Tarcze i inne będące jeszcze w boju formacje Eumenesa zaczęły wycofywać się z pola bitwy. Gdy poszczególne formacje zaczęły się odnajdywać, poczęto radzić co robić dalej. Eumenes był za kontynuowaniem bitwy w dniu następnym, ale większość jego żołnierzy była już temu przeciwna. Zresztą rozpaczali oni nad utratą obozu, swych majętności oraz swych kobiet i dzieci i chcieli je odzyskać. Aby to uczynić należało podjąć rozmowy z Antygonem i tak też się stało. Ten postawił jednak warunek - w zamian za pokój i zwrot zrabowanych własności, żądał wydania mu Eumenesa. Decyzja więc zapadła i nie było od niej odwrotu. Tak więc żołnierze Eumenesa sami rzucili się na swego wodza, odebrali mu miecz i skrępowali go z zamiarem przekazania Antygonowi (w zamian za odzyskanie dóbr i kobiet). Eumenes poprosił żołnierzy Srebrnych Tarcz o to, aby odebrali mu życie, ale nie oddawali go Antygonowi, ci jednak odmówili. Wówczas to Eumenes zaczął lżyć ich najróżniejszymi przekleństwami, wołając np.: "Niech na was przeklęte łby, spojrzą bogowie, mściciele krzywoprzysięstwa i niech wam dadzą taki koniec, jaki wy daliście swoim wodzom (...). Teraz ja, ostatnia ofiara waszego wiarołomstwa, wypowiadam te klątwy i złorzeczenia: obyście w nędzy i z dala od ojczyzny w tym obozie spędzili cały wasz żywot, obyście marnie zginęli od własnego oręża, którym wykończyliście więcej własnych niż nieprzyjacielskich wodzów". Wśród żołnierzy znów powstała konsternacja czy tak należy postępować, ale Srebrne Tarcze ucięły te rozważania twierdząc, że Eumenes to "szkodnik z Chersonezu", który wiedzie Macedończyków przeciwko ich pobratymcom w seriach niekończących się wojen. A poza tym - jak twierdzono - to przez niego wróg zdobył obóz i stracili dotychczas przez lata gromadzone łupy, a ich żony były teraz w łożach innych. To wywoływało frustrację i gniew, ale jednak żal dawnych żołnierzy Eumenesa w stosunku do ich wodza również był silny i gdy tylko Nikanor z obozu Antygona przybył odebrać jeńca, przywiódł ze sobą oddział zbrojnych Medów, wspomagany przez aż 10 słoni bojowych. 10 słoni, które miały eskortować jednego więźnia. Bitwa pod Gabienę zakończyła się zwycięstwem Antygona, ale wcale nie dlatego że okazał się on lepszym wodzem, czy też jego żołnierze zyskali przewagę w boju. Powodem klęski Eumenesa była zdrada i tylko to przeważyło szalę zwycięstwa na korzyść jego przeciwnika. Tym bardziej świadczą o tym również straty jakie poniosły obie strony, po stronie Antygona poległo ponad 6000 żołnierzy (najmniej w formacji konnej Peithona, najwięcej zaś wśród falangitów). Po stronie weź Eumenesa zginęło zaś jakieś 300 żołnierzy, co tylko pokazuje że głównym powodem klęski była właśnie zdrada. Zresztą tak duże straty armii Antygona wzięły się stąd, że formacja agryraspidow, jaką były Srebrne Tarcze, to była formacja zawodowych zabójców, ludzi którzy po prostu pasjonowali się mordowaniem swoich przeciwników podczas bitwy. Większość bowiem żołnierzy zabijała tylko w obronie własnej, lub też z konieczności, ale raczej starano się jedynie zadawać rany niż zabijać. Agryraspidzi czynili inaczej, oni dobijali nawet rannych leżących już na ziemi z samego morderczego zapału i chęci przelewania krwi.

Teraz Eumenes miał zostać odesłany do Antygona, sprowadzony tam niczym więzień, skrępowany i poniżony. Srebrne Tarcze zaś - które stały za tą haniebną decyzją odesłania swego wodza w zamian za zwrócenie im utraconych (podczas wcześniejszych kampanii, również tych z czasów Aleksandra Wielkiego) zdobyczy, wkrótce potem dostąpiły równie nieprzyjemnego losu. A przynajmniej ich dowódcy, którzy byli tak pewni siebie i tak butni, rzucając wezwanie wszystkim bogom które dotąd tak łaskawie obchodziły się z Eumenesem.


AGRYRASPIDZI - SREBRNE TARCZE



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz