Stron

piątek, 22 września 2023

WIELKA UNIA - Cz. I

 CZYLI CO SIĘ STAŁO, ŻE SIĘ UDAŁO?







 Wielka Unia! Tytuł jaki dałem tej serii od razu nastręcza odpowiedź, co do tematu jaki chciałem podjąć. Oczywiście, jak zapewne można się domyśleć, nie mam zamiaru pisać tutaj o współczesnym nam tworze, zwanym Unią Europejską (co oczywiście nie znaczy, że i tym tematem w przyszłości się nie zajmę, aby pokazać mechanizmy jakie ukształtowały Wspólnoty Europejskie potem przemianowane na Wspólnotę Europejską a ostatecznie na Unię Europejską i dlaczego przybrała ona taki charakter, jaki obecnie posiada). Moim celem jest ukazanie genezy, samych początków kształtowania się Unii polsko-litewskiej (zwanej też Unią Jagiellońską), zawartej po raz pierwszy w Krewie w roku 1385. Mechanizmy i siły które do niej doprowadziły nie miały wcale łatwego zadania, a można wręcz powiedzieć że była to tytaniczna praca, która od początku skazana była na niepowodzenie. Nic zresztą dziwnego, skoro Unia ta rwała się w kolejnych latach i dziesięcioleciach kilkukrotnie, lecz od razu należy dodać, że rozsądek polityczny naszych przodków pozwolił za każdym razem z powrotem ją zszywać. Nie było bowiem innej drogi, jak tylko wspólny sojusz Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego, które również dominowało nad ziemiami ruskimi dawnego Księstwa Kijowskiego. W tym temacie (nim dojdę do początków Unii zawartej w Krewie) chciałbym również przedstawić opis społeczeństw, tamtych społeczeństw Lechitów (czyli Polaków) oraz Litwinów i Rusinów, a także (jako taki dodatek, który jednak był ważny, ponieważ determinował sojusz polsko-litewsko-ruski, przypieczętowany wiktorią grunwaldzką 1410 r.) pokażę również (począwszy od X/XI wieku) również społeczeństwo i mentalność Franków Wschodnich czyli Niemców. Wydaje mi się to niezbędne, biorąc pod uwagę fakt, iż wiele zjawisk z tamtych czasów można przenieść do współczesności.

Nim jednak przyjdę do tematu, chciałbym na moment jeszcze pochylić się nad bieżączką z ostatnich dni i tygodni, która jednak również swym wyrazem nawiązuje do tematu owej serii. Mam tutaj na myśli oczywiście (jak nie trudno się domyślić) ostatnią woltę niektórych polityków ukraińskich odnośnie Polski i Niemiec. Jest to temat niezwykle ciekawy i pasjonujący i zapewne nikogo nie zdziwię (a być może jednak zdziwię? 🤔) stwierdzając, że już od dłuższego czasu spodziewałem się czegoś takiego w wykonaniu ukraińskich polityków z Wołodymerem Żełeńskim na czele. Jest to naturalna kolej rzeczy która wcześniej czy później musiała się stać i wydaje mi się że dobrze, że stała się teraz. Nie należy według mnie obrażać się na ową rzeczywistość (a niestety my, Polacy, jesteśmy zbyt emocjonalni, mamy zbyt gorące głowy - co oczywiście dobrze świadczy o nas, jako ludziach, ponieważ potrafimy w chwili największej próby przyjąć pod własny dach miliony uchodźców wojennych, nie tworząc dla nich żadnych - ale to żadnych obozów, nie zmuszając ich do przebywania w jakiś obskurnych na szybko sklecionych budach, tylko zapraszamy ich do siebie, pod własny dach. Bo tak postępuje człowiek który pragnie pomóc innemu człowiekowi zagrożonemu śmiercią. I my już tacy jesteśmy. W czasie okupacji niemieckiej, gdy za pomoc udzieloną Żydom, za podanie szklanki wody groził natychmiastowy wyrok śmierci nie tylko dlatego który pomagał, ale dla całej jego rodziny, to mimo to nie ma w całej Europie drugiego takiego narodu, który pomagałby choć w zbliżonej do Polaków w skali. Chociaż na Zachodzie za pomoc Żydom nie groziła śmierć, a co najwyżej można było stracić pracę, lub doznać jakichś innych szykan administracyjnych i tyle. Mimo to, ten nasz emocjonalny stosunek przekłada się niestety również na kwestie polityczne, co nie jest zbyt rozsądne,, bowiem w polityce nie ma sentymentów).

Mimo to - jak już wspomniałem - spodziewałem się takiej volty najważniejszych polityków ukraińskich względem Polski, ponieważ oczywistym jest to, co dla niektórych jest albo niewidoczne, albo też traktowane w sposób właśnie emocjonalny (jak choćby niestety również nasze władze), a mianowicie to, że dobre stosunki jakie nastąpiły pomiędzy Polską i Ukrainą, realnie nie są nikomu w Europie potrzebne, mało tego - są wręcz przez niektórych uważane za śmiertelnie niebezpieczne. Z doświadczeń historycznych warto też przypomnieć, że gdy po zakończeniu I Wojny Światowej w 1918 r. odradzała się niepodległa Polska, realnie również nie była ona nikomu potrzebna, ponieważ Europa i Świat przez ponad stulecie po trzecim rozbiorze Polski w 1795 r przyzwyczaiła się do takiej właśnie sytuacji i nawet jeśli w pierwszych dekadach XIX wieku, na mapach wydawanych czy to w Wielkiej Brytanii czy Francji można jeszcze było ujrzeć kontury dawnej Rzeczpospolitej (oczywiście już w zmienionych granicach politycznych, ale jednak nadal istniała ta pamięć dawnej polsko-litewskiej państwowości), to mniej więcej od lat 50-tych XIX stulecia ten element również zanika. Europa i Świat po prostu przyzwyczaiły się do sytuacji że Polski nie ma, nie będzie, a nawet nie potrzeba. Dlatego też w 1919 czy 1920 r. tak trudno było Brytyjczykom, Amerykanom, a nawet Francuzom (którzy jako jedyni spośród Aliantów zachodnich byli naszym sojusznikiem - ale tylko dlatego, że w Rosji panował chaos rewolucyjny, a Francuzi potrzebowali mieć sojusznika na wschodzie który był szachował jednocześnie Niemcy i odciążał ich przed próbą kolejnej niemieckiej agresji), tak trudno im było zrozumieć nasze prawa do Lwowa, do Wilna i do ziem, na których wciąż mieszkali nie tylko Polacy, ale ludność o mentalności dawnych Rzeczpospolitan, czyli ziem sprzed pierwszego rozbioru Polski (1772 r.).




Dla nich to był przejaw polskiej zaborczości i imperializmu, nie pojmowali bowiem że tam na Wschodzie przebiega granica pomiędzy ludźmi miłującymi wolność i mającymi tę wolność wpojoną w geny i wyssaną z mlekiem matki, a między zniewolonymi rabami bez względu na ich status społeczny czy majątkowy. Nie rozumieli, że to tak, jakby oddać Mordorowi dużą część Śródziemia (posługując się oczywiście metaforą literacką) i im więcej tej ziemi Polska wówczas wyzwoli (niekoniecznie zaś przyłączy do swego kraju, bo nie taki był cel. Cel był bowiem w wyzwoleniu narodów ukraińskiego i białoruskiego i umożliwieniu im swobodnego rozwoju w sojuszu z odrodzoną Rzeczpospolitą), to tak, jakby wyrwać spod władzy ciemności kolejne rzesze zniewolonych ludzi. Tam, na Zachodzie, mieli bowiem zupełnie inne wyobrażenie, nie znając mentalności ani Polaków, ani Rosjan ani tym bardziej Ukraińców czy innych ludów zniewolonych przez ruski Mordor. Nie rozumieli że Polska nie idzie na Wschód w celu podboju i uzurpacji sobie ziem, które jej się "nie należą", ale idzie z wyzwoleńczym marszem Wolności, aby dać tym ludziom - którzy dotąd nie wiedzieli co to znaczy wolność, możliwość swobodnego rozwoju. Oczywiście samą wolnością człowiek się nie naje, a niekiedy niewolnik żyje lepiej niż człowiek wolny, to jednak życie w niewoli jest o stokroć gorsze niż możliwość decydowania o tym, jaką drogę dla siebie w życiu wybierzemy. Już sama możliwość wyboru jest ogromną zdobyczą ludzkości, a ludzi o mentalności wolnościowej nie tak łatwo jest zniszczyć. I z takim właśnie przeświadczeniem, z taką rolą szła Polska na Wschód, wyzwalając ziemie spod sowieckiej niewoli w roku 1919 i 1920.


"Polska idzie wszędzie z hasłem swobody, Polska idzie nie z chęcią ucisku brutalnym butem żołnierskim, nie z chęcią narzucenia komukolwiek stosowania się do jej praw. Będę dumny z Polski, będę dumny ze swoich żołnierzy, będę dumy wreszcie z siebie samego, jeżeli będę mógł tej nieszczęsnej ziemi dać najcenniejszy dar boży - dar swobody"

"Polska, której mam zaszczyt być przedstawicielem, polskie wojsko, któremu mam honor przewodzić, z chwilą uzyskania swej własnej swobody, z chwilą możliwości oddychania pełną piersią, postanowiła przeciwstawić systemowi gwałtu i przemocy system swobody"

"Przyniesienie wolności ludom z nami sąsiadującym będzie punktem honoru mego życia, jako męża stanu i żołnierza. Oswobadzając tych uciśnionych, chcę tym samym zetrzeć ostatnie ślady rozbioru. Przywiązać ich do Polski pod grozą bata? - Nigdy w życiu. Byłaby to odpowiedź udzielona gwałtem teraźniejszości na gwałty przeszłości"


Oto wypowiedzi ówczesnego Naczelnika Państwa - Józefa Piłsudskiego z 1919 i 1920 r.




Tak jak wówczas nie rozumiano a nawet nie potrzebowano odradzającej się Polski, tak i dziś wielu politykom zachodnim sens z powiek spędza świadomość, iż ta Polska, ta krnąbrna Polska która już dawno miała być tylko drenowaną kolonią gospodarczą i państwem politycznie podporządkowanym tzw. "Starej Europie", ta Polska nie tylko nie siedzi cicho (jak w 2003 roku życzył sobie prezydent Francji Jacques Chirac), ale wręcz ma czelność majaczyć o jakiejś równości w Unii Europejskiej. A już w ogóle nie do pomyślenia jest to, że Polska - udzieliwszy pomocy Ukrainie - liczy na sojusz z tym krajem w ramach Unii. Nie tak to wszystko miało wyglądać w 2004 r. gdy Polska i inne kraje Europy Środkowej wchodziły do owej Unii Europejskiej, nie tak. Tylko że wtedy były inne czasy, Polska była znacznie biedniejsza niż jest obecnie a Niemcy znacznie bogatsze niż są teraz. Panta rhei - jak rzekł Heraklit z Efezu, wszystko płynie i wszystko się zmienia. Szczególnie zmieniła się pozycja Polski po 24 lutego 2022 r. i od tego można by było w zasadzie zacząć, bo wydaje mi się że to, co się wówczas wydarzyło (i nie mam tutaj na myśli samej rosyjskiej agresji i toczącej się na Ukrainie wojny, choć ona również jest w tym przypadku istotna), kompletnie wszystkich zaskoczyło. I mówiąc wszystkich, mam na myśli największych graczy światowej geopolityki, największe mocarstwa, które zupełnie nie były przygotowane na to, co nadeszło. A bez wątpienia zmieniło się wiele i zmiany te wcale nie zostały zakończone, gdyż proces ten wciąż postępuje i jego końca jak na razie nie widać. Otóż zmieniło się to, że pozycja Polski w sposób gwałtowny poszybowała w górę niczym rakieta, a złożyło się na to wiele zjawisk które Wojna na Ukrainie jedynie przyspieszyła. A mianowicie szybki wzrost gospodarczy naszego kraju, który notowany był jeszcze na długo przed samym konfliktem. 

Poza tym niesamowita wręcz i nigdzie wcześniej niespotykana polska gościnność i dobroć, jaką okazali Polacy swoim sąsiadom z Ukrainy uciekającym przed bombami, przyjmując tych ludzi nie do przygotowanych dla nich obozów dla uchodźców, ale do własnych domów - co nigdzie w historii wcześniej nie zostało odnotowane na taką skalę (a trzeba pamiętać, że Ukraińców przybyło do nas w pierwszych miesiącach wojny ponad 5 milionów). Obecnie w Polsce pozostało ponad milion ukraińskich uchodźców (głównie kobiet i dzieci), którym państwo polskie zapewnia świadczenia i utrzymanie (dopóki nie znajdą pracy). Unia Europejska nie dała na to żadnych pieniędzy (przepraszam, wypłacone zostały jakieś niewielkie środki, które starczyły co najwyżej na przysłowiowe waciki 🤭) i do dziś ci ludzie utrzymywani są z pieniędzy polskiego podatnika, a Polacy nie mają z tym większych problemów (nie licząc szurii i kilku zaistników). Idźmy dalej, Polska jako drugi kraj po USA, przekazała Ukrainie ogromną część swego sprzętu wojskowego - wszystko dla frontu, wszystko aby Ukraina zdołała obronić swą niepodległość, bo ta wojna również jest naszą wojną (choć nie w takiej skali, w jakiej niektórzy politycy na Ukrainie chcieliby sądzić - o czym też kiedyś już pisałem). Polska udzieliła również Ukrainie ogromnego wsparcia finansowego, gdyż (trzeba to otwarcie powiedzieć i nie ma co bawić się w piękne słówka - Ukraina realnie jest bankrutem, a ta wojna, gdyby nie wsparcie udzielone przez takie kraje jak: Polska, USA, Wielka Brytania, czy Estonia, mimo bohaterstwa Ukraińców skończyłaby się ich sromotną klęską, bo nie mieli już czym walczyć i tak jak gen. Kleeberg - o którym pisałem w poprzednim temacie, skapitulował dopiero wówczas gdy skończyła mu się amunicja - tak i Ukraińcy musieliby się poddać, gdyż byliby wygłodzeni i nie mieliby czym strzelać). Na wzrost pozycji Polski przyczyniło się również jeszcze kilka pomniejszych elementów (o których teraz nie będę wspominał), ale fakt pozostaje faktem - Polska niewspółmiernie urosła do tego, co do tej pory o nas sądzono na Zachodzie i to niestety dla niektórych polityków Zachodu jest poważny problem.

Najbardziej interesujące w tym wszystkim jest (dla mnie osobiście) zaskoczenie samych Amerykanów, gdyż ta zmiana która nastąpiła, jest jedną z niewielu geopolitycznych zmian powstałych po zakończeniu II Wojny Światowej, w których Amerykanie aktywnie nie uczestniczyli. Mówiąc bardziej dobitnie Amerykanie nie tylko nie uczestniczyli w tej zmianie, w tym wzroście pozycji Polski, ale nawet nie chcieli tego i sam proces mocno ich zaskoczył. Jak już bowiem kiedyś wspominałem - Amerykanom zależy tylko na tym, aby Polska była na tyle silna, by ponownie nie wpadła pod dominacją rosyjską i ewentualnie niemiecką, natomiast w żadnym razie w ich interesie (niestety wbrew temu co pisał George Friedman), nie jest stworzenie z Polski lokalnego mocarstwa na wzór dawnej Rzeczpospolitej polsko-litewsko-ruskiej. Oczywiście można powiedzieć że akurat tej ekipie która obecnie jest u władzy w Waszyngtonie (ekipa Obamy która wciąż dominuje w administracji Bidena) niezbyt zależy na wsparciu rządu PiS-u, których oni postrzegają jako ideologicznych przeciwników? Ale ja niestety sądzę że również republikanom wcale nie zależy na tym, aby Polska zbytnio urosła w siłę. Mimo to zmiana owa nastąpiła i stało się to pomimo dążeń USA a nawet wbrew ich woli. Oczywiście dla wielu może to być dziwne, jak to się w ogóle stało że tak się wszystko zmieniło, ale dziwne nie jest dla mnie, który z tyłu głowy ma słowa wypowiedziane chociażby przez Stefana Ossowieckiego jednego z najsławniejszych jasnowidzów II Rzeczpospolitej, który jasno powiedział, że po zakończeniu II Wojny Światowej Polską będą rządzić komuniści, a następnie szubrawcy i świnie. "A potem będzie jeszcze większa niż jest obecnie, tylko nikt z nas tego nie dożyje, dopiero wnukowie". Ktoś może powiedzieć że to tylko głupia przepowiednia, która nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Być może,  każdy ma prawo do własnych osądów. Ale należy też pamiętać, że to nie tylko Ossowiecki pisał o niezwykłym wzroście pozycji Polski w XXI wieku, lecz wielu było takowych jak choćby ojciec Klimuszko. I wszyscy oni deklarowali, że gdy patrzą na Wschód, to nie widzą końca polskiej granicy (czyżby zatem odrodzona Unia Jagiellońska, Unia Międzymorza czy też Trójmorza stanie się faktem oczywistym dla naszych dzieci a być może jeszcze dla nas samych? Nie mam co do tego żadnej wątpliwości). Ten proces się już rozpoczął i on trwa.




Pomimo tego, iż Amerykanie zostali zaskoczeni ową zmianą jaka się dokonała po 24 lutego 2022 roku, to jednak nie oni najbardziej się tym przerazili. Bez wątpienia ten fakt nie jest na rękę Moskwie, ponieważ Moskwa jasno zdeklarowała się jako nasz wróg i za takiego nas uważa (tutaj nie ma dwóch zdań, oni nadal roją że planujemy dokonać agresji na Ukrainę, że zamierzamy zająć Lwów i tego typu podobne bzdury). Stanowisko Moskwy (szczególnie w sytuacji wojny na Ukrainie i ogromnej pomocy jakiej udzieliła Ukrainie Polska), jest jasne i przewidywalne, więc nie ma sensu się nim zajmować - przejdźmy zatem dalej. Drugim państwem, któremu bardzo niesmak jest wzrost pozycji Polski w Europie, są oczywiście Niemcy. I ja się wcale temu nie dziwię, bowiem każdy kraj ma swoje własne interesy. Moskalom zależy na odrodzeniu dawnego Imperium Sowieckiego połączonego najlepiej z dawnym Imperium carskim, a bez wątpienia Polska i jej polityka, a już szczególnie wzrost pozycji naszego kraju temu nie służą. Niemcom zaś zależy na powrocie do dilu z Moskwą, który obu stronom przynosił (przed wojną na Ukrainie) obopólną korzyść. Ukraina w planach niemieckich zawsze była tylko przedmiotem które można w danym momencie przehandlować w imię dobrych wspólnych interesów z Moskwą. Trzeba bowiem pamiętać, że już od czasów Bismarcka Niemcy alergicznie reagowali na wszelkie konflikty na linii Berlin-Petersburg. Bismarck postawił wszystko na utrzymanie dobrosąsiedzkich stosunków z Rosją, zdając sobie sprawę że wojna pomiędzy tymi krajami może doprowadzić do katastrofy zarówno Niemcy jak i Rosję. Podobnie Moskale. Np. hrabia Kokowcow (który w styczniu 1914 r. został zwolniony przez cara Mikołaja II ze stanowiska przewodniczącego Rady Ministrów za swą podróż do Niemiec jesienią 1913 r. a już wówczas stosunki pomiędzy Berlinem a Petersburgiem zaczęły się psuć. Ów hrabia ponoć ostrzegał cara mówiąc że nadchodząca wojna skończy się dla Rosji i Niemiec katastrofą, bez względu na to który z nich zwycięży, a dynastia Romanowów zostanie zmieciona z powierzchni ziemi. Car na te słowa odparł krótko: "Wola Boża!"

Wojna rzeczywiście zakończyła się katastrofą dla wszystkich państw zaborczych, które z końcem XVIII wieku doprowadziły do rozbiorów Polski. Zgodnie z planem Józefa Piłsudskiego upadły trzy czarne orły, trzy mocarstwa zaborcze i na ich gruzach odrodziła się niepodległa Polska. Potrzeba było kolejnych 20 lat i sojuszu niemiecko-rosyjskiego (zwanego paktem Hitler-Stalin, czy też bardziej popularnie Ribbentrop-Mołotow), aby tę odrodzoną i wzrastającą ku mocarstwowości Polskę ponownie zniszczyć. Bez wsparcia Moskwy Berlin niczego by nie osiągnął, podobnie jak Moskwa nie zajęłaby połowy Europy, gdyby nie dopomógł jej w tym Hitler i Niemcy jako ich sojusznik. Niemcy więc zawsze będą dążyli ku Moskwie i poświęcą na tej drodze wszystkich, którym obecnie próbują robić wodę z mózgu twierdząc, że im pomagają. A takim krajem jest chociażby Ukraina, która zostanie sprzedana natychmiast, gdy tylko Moskwa zdecyduje się ponownie wysyłać do Niemiec swój gaz i inne surowce. Według mnie Ukraina - tak jak twierdzi Rafał Ziemkiewicz - została stworzona przez Niemcy w 1917 r. nie tylko jako część projektowanej niemieckiej mitteleuropy, ale przede wszystkim jako przeciwwaga dla Polski, która miała tylko i wyłącznie jedno zadanie - podgryzać i ewentualnie atakować Polskę od wschodu, gdyby tylko przyszłoby nam do głowy upomnieć się na Niemcach o Poznań, Wielkopolskę, Śląsk i Pomorze. Rola Ukrainy została więc jasno zdefiniowana, miała być swoistym pieskiem łańcuchowym na użytek niemieckiego pana, który będzie nią dyscyplinował niesforną Polskę, ot i cały sens istnienia państwa ukraińskiego w rozumieniu Niemców.

Warto zatem sobie uświadomić że do dzisiaj sytuacja się nie zmieniła i jeżeli Niemcy chcą odbudować swoją pozycję sprzed rosyjskiej inwazji na Ukrainę, to ich głównym i najważniejszym zadaniem jest podporządkowanie sobie Polski i obecnie nie ma ważniejszego dla Niemców zadania, niż właśnie zduszenie polskich ambicji, które bezpośrednio godzą w niemiecko-rosyjski plan nowej mitteleuropy od Władywostoku po Lizbonę. Ukraińcy w tym wszystkim znowu są jedynie wykorzystywaną i niestety łatwo dającą się manipulować marionetką, laleczką która gdy tylko przestanie być potrzebna zostanie wyrzucona jak niechciany śmieć. A Niemcy muszą zdławić Polskę bez względu na koszty i to z kilku powodów. Po pierwsze obecnie niemiecka gospodarka przeżywa lekkie załamanie, które już wkrótce może przerodzić się w poważny kryzys, a związane to jest oczywiście z brakiem taniego rosyjskiego gazu m.in. dla niemieckiego przemysłu samochodowego i chemicznego, aby nadal utrzymać je konkurencyjnymi. Poza tym Niemcy są strasznie zapóźnionym technologicznie krajem, szczególnie w branży komputerowej, gdzie np. płatność kartą w sklepie jest w większości przypadków niemożliwa, co w Polsce jest na porządku dziennym praktycznie wszędzie. Polacy wyprzedzają więc Niemców w branży ITI na wszystkich możliwych poziomach, co było nie do pomyślenia jeszcze 10-15 lat temu. Ale Niemcy niestety zawsze zachowywali się jak taki symbiot, który żeruje na czyimś organiźmie aby samemu móc przetrwać. Już w planach mitteleuropy w czasie I Wojny Światowej było stworzenie na Wschodzie szeregu zależnych od Niemiec gospodarczo i politycznie (oraz oczywiście militarnie) państewek, które będzie można gospodarczo drenować na potrzeby Wielkiej Rzeszy Niemieckiej. To, co nie udało się podczas tamtej wojny, Niemcy planowali uczynić w czasie II Wojny Światowej ale już bez tworzenia marionetkowych państw, tylko bezpośredniej kolonizacji, przesiedlenia i eksterminacji przede wszystkim Narodów słowiańskich, które miałyby pełnić funkcję niewolników (oczywiście tylko ci, którzy okazaliby się  pożyteczni dla nowej rasy panów. Resztę należałoby zlikwidować, ewentualnie zniemczyć).

Zbrodnie jakich dopuszczali się Niemcy głównie w Europie Środkowo-Wschodniej są niewyobrażalne i mogą być porównywalne jedynie z niemieckim złodziejstwem. Niemcy bowiem rozkradli w czasie wojny całą Europę i to do tego stopnia, że po wojnie pomimo klęski kraj mógł się z biegiem lat dźwignąć z upadku, dzięki właśnie rabunkom wojennym i amerykańskiej pomocy, która miała odbudować gospodarczo powojenne Niemcy. Zaś po 1989 r. i upadku Żelaznej Kurtyny Niemcy skutecznie zdominowały gospodarczo większość krajów Europy Środkowo-Wschodniej w tym Polskę. Następowało wówczas kupowanie za bezcen polskich gazet, mediów elektronicznych, likwidacja stoczni (aby nie czynić konkurencji dla stoczni niemieckich) i powolna likwidacja kopalni etc. etc. Przede wszystkim zaś postępował drenaż mózgów. Z czasem jednak to wszystko ustało, Polacy nie chcieli już jeździć na szparagi, coraz rzadziej Polki wyjeżdżają do pracy w Niemczech jako opiekunki dla starych osób (dobrze pamiętających czasy wujka Adolfa). Nie ma więc kto pracować na niemiecki dobrobyt bo Polakom żyje się za dobrze. Tak być nie może. Poza tym Polska gospodarka (i gospodarka innych krajów Międzymorza) nieustannie rośnie, co musi być niezwykle frustrujące dla Niemców. Niemcy przestały być też dysponentem dobrobytu w tej części Europy, co oczywiście nie znaczy że przestały być również potężnym gospodarczo krajem - tylko że to już nie jest to samo co było kiedyś. Inna kwestia to inicjatywa Trójmorza i Bukaresztańska Dziewiątki - które to inicjatywy bardzo powoli lecz nieubłaganie (z poparciem USA) mogą w przyszłości stać się alternatywą dla Unii Europejskiej zdominowanej przez Niemcy (niedawno do Trójmorza dołączyła Grecja). Cały ten region trzech mórz Bałtyk, Adriatyk, Może Czarne, to jedyny region w Europie który może skutecznie rzucić wyzwanie niemieckiej dominacji i odnieść sukces. Takiego wyzwania Niemcom nie mogą rzucić ani Francuzi, ani Włosi, ani Hiszpanie, ani Brytyjczycy gdyż interesy tych państw są ze sobą sprzeczne, a w pojedynkę są za słabi aby zagrozić Niemcom.

Ostatnim punktem dla którego Niemcy muszą zmiażdżyć Polskę aby ponownie wyjść na swoje, jest kwestia reparacji za zbrodnie wojenne z II Wojny Światowej, których Polska domaga się od Niemiec na kwotę ponad 1 biliona dolarów. Niemcy dotąd bowiem starały się wmówić światu, że oni się już rozliczyli z okresu nazizmu, że wszystko zapłacili (szczególnie izraelowi i Żydom) i oni mają to już za sobą, mają to już przepracowane i teraz mogą pełnić funkcję swoistego "moralnego mocarstwa", które będzie innym mówić jakie błędy popełnili i z czego się nie rozliczyli. Jest to oczywiście bardzo przyjemne i wygodne myślenie, niestety całkowicie niezgodne z prawdą. Wielokrotnie pisałem już o tym jak Niemcy po wojnie chroniły zbrodniarzy wojennych i że tak naprawdę ten cały proces norymberski to był pic na wodę fotomontaż (mówiąc kolokwialnie). Skazano bowiem wówczas na karę śmierci (ewentualnie na więzienie) kilku czołowych nazistów i tyle, i to było całe rozliczenie się z nazizmem. Ale przecież ci ludzie tak naprawdę nie brali udziału w zbrodniach do których doprowadzili. Hitler nikogo nie zabił, Himmler panicznie bał się widoku krwi - nie mówiąc już o tym żeby do kogoś strzelał, Goering co prawda walczył w I Wojnie Światowej w lotnictwie, ale potem spasł się strasznie i głównie kolekcjonował obrazy oraz inne dobra materialne, skradzione w całej Europie. Realnie zaś sprawcy zbrodni wojennych nie zostali ukarani i dożywali sobie spokojnie ostatnich dni na emeryturze, a często piastując także wysokie stanowiska publiczne (jak choćby Heinz Reinefarth - kat warszawskiej Woli, który mordował ludność cywilną Ochoty i Woli w czasie Powstania Warszawskiego w sierpniu 1944 r. Po wojnie był burmistrzem Westerlandu i zmarł w 1979 r. w wieku 75 lat. Nigdy nie poniósł odpowiedzialności za swe zbrodnie, a takich jak on były w Niemczech powojennych setki tysięcy jeśli nie miliony).




Podsumowując zatem - Niemcy nie są żadnym "mocarstwem moralnym", nie rozliczyli się z czasów nazizmu w żaden możliwy sposób, W ŻADEN! Dlatego też polskie żądania reparacyjne są dla nich tak niebezpieczne, ponieważ Polska nigdy się z tych żądań nie zrzekła i Niemcy nie mają żadnych (ponownie powtórzę - ŻADNYCH!) dowodów na to, że Polacy kiedykolwiek zrzekli się reparacji za II Wojnę Światową. Poza tym do Polaków mogą dołączyć również inni, jak choćby Grecy czy Serbowie - a to stanowi już poważny problem międzynarodowy i mocno obniża to niemiecką soft power. Poza tym temat reparacji jest bardzo dobrym biczem, którym można Niemców okładać przy jakiejkolwiek okazji i oni nie będą mogli w żaden sposób się przed tym obronić. To spowoduje ogromne straty wizerunkowe dla Niemiec a co za tym idzie kolejne straty dla niemieckiej gospodarki i trzeba będzie wreszcie coś z tym zrobić, temat bowiem nie umrze śmiercią naturalną, nie ma takiej możliwości. On będzie wracał przy każdej możliwej okazji, aż do ostatecznego wypłacenia Polsce przez Niemcy zaległych rekompensat za potworne straty (i cofnięcie nas realnie do XIX wieku) poniesione w czasie II Wojny Światowej. Wyobrażacie sobie że my Niemcy spełnili te żądania jeśli nie zostaną do tego przymuszeni? Oni przede wszystkim będą próbowali uciszyć Polskę ponownie podporządkować ją i sprowadzić do roli takiej, jaką chcieliby nas widzieć a nie jaką my sami dla siebie wybraliśmy. Jednym z tych elementów jest właśnie działanie poprzez ukraińskie władze, a przede wszystkim ukraińskich oligarchów i tak zwany "kryzys zbożowy". Niemcy próbują teraz przekonać Ukraińców że są jedynym ich (a przynajmniej drugim po Amerykanach) sojusznikiem i że nikt inny tak im nie pomagał, jak oni (głównie wysyłając nienadające się do użytku hełmy, bo to jest bez wątpienia największy dar, jaki Niemcy przekazali Ukraińcom w czasie tej trwającej od lutego 2022 roku wojny). Ukraińcy zaś niestety jak widzę mają w sobie ów gen samozagłady (w końcu Chmielnicki który wywalczył w XVII wieku dla Ukrainy pewną suwerenność, potem to wszystko oddał za bezcen Moskwie), co jest dla mnie trochę dziwne, ale jednocześnie przyjmuję to do wiadomości.




Natomiast radziłbym polskim gorącym głowom wstrzemięźliwość. My lubimy się unosić świętym oburzeniem albo wielką miłością, a w polityce coś takiego nie istnieje. Róbmy powoli swoje, pomagajmy Ukrainie i Ukraińcom w dalszym ciągu tak, jak pomagaliśmy dotąd, bo kacapia musi tę wojnę przegrać. A jednocześnie budujmy sobie naszą własne propolskie stronnictwo na Ukrainie, a mamy ku temu ogromne możliwości. Mamy u siebie w kraju ponad milion Ukraińców. To jest ogromna siła wyborcza. Wystarczy ich odpowiednio nakierować, pokazać pomoc jaką im daliśmy i co zyskali dzięki nam, i co jeszcze zyskają, oraz to, co stracą wraz z Niemcami. Poza tym na Ukrainie jest mnóstwo polityków nam przychylnych, jednym z nich jest np. Ołeksij Arestowicz. Jednocześnie nie rezygnujmy z Żełeńskiego - w końcu wciąż jest tam prezydentem. Powolutku, pocichutku budujmy naszą siłę na Ukrainie. Polska Fundacja Narodowa dostała jakiś czas temu 100 milionów złotych dotacji. Można by te pieniądze wykorzystać właśnie w interesie Polski, tworząc tam nasze stronnictwo. Nagradzajmy ludzi którzy wspierają projekt nowej Unii Jagiellońskiej i spuszczajmy w niebyt tych, którzy próbują temu przeszkodzić. Nie potrzebujemy bowiem tutaj kacapskich ani germańskich sługusów. Sami decydujemy o sobie, o naszej przyszłości i sami o tej przyszłości zadecydują Ukraińcy. Tylko trzeba im pomóc, bo niestety mają w sobie ten negatywny gen zagłady, który niszczy co chwila ich kraj. A jeśli im pomożemy, to razem będziemy nie do pokonania, tak jak to było przed wiekami.







CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz