Stron

środa, 4 października 2023

ZEMSTA NA WROGACH! - Cz. II

CZY ZEMSTA JEST ROZKOSZĄ BOGÓW?





JUSTYNIAN II RINOTMETOS

(668-711)

Cz. II







RODZINA
(608-668)
Cz. II


 Zwycięstwo jakie odniósł Herakliusz w wojnie z Persami nie przyniosło mu mimo wszystko sławy wśród potomnych, bowiem zdobycze te nie były trwałe. To co utrwaliło jego imię w historii, to była wielka zmiana cywilizacyjna i społeczna jaka pojawiła się za jego rządów, a związana ona była ze zmianą charakteru państwa z typowo rzymskiego na całkowicie grecki. Greka która powoli wdzierała się na salony od II wieku naszej ery (szczególnie aktywna w promocji greki na Wschodzie i realnemu zrównaniu tego języka w prawach z łaciną, była małżonka cesarza Trajana - Pompea Plotyna, która szczególnie aktywna w tym dziele była po śmierci męża (117 r.) gdy już nie musiała pełnić roli augusty - notabene wstępując do Pałacu Cesarskiego na Palatynie w 98 r. rzecz miała te oto słowa: "Abym taką jaka tu wstępuje, taką i zejść mogła". To ona właśnie miała wyprosić na protegowanym swego małżonka, nowym cesarzu Hadrianie - z którego żoną Vibią Sabiną i teściową Saloniną Matidią się przyjaźniła - aby ok. 120 r. przyznał językowi greckiemu równe prawa z łaciną na Wschodzie Imperium. Hadrian zawdzięczał swoją władzę głównie trzem kobietom: właśnie Pompei Plotynie, swej teściowej Saloninie Matidii i żonie Vibii Sabinie. Dwie pierwsze kobiety bardzo szanował i cenił i często zasięgał ich rad, swej żony zaś nie znosił i często ją upokarzał publicznie, czego efektem była samobójcza śmierć Sabiny w 137 r. na rok przed śmiercią Hadriana. Plotka głosiła że umierając Sabina przeklęła hederiana i z tego powodu on umierał w wielkich bólach). W każdym razie dzięki Plotynie greka coraz częściej była używana na Wschodzie (szczególnie we wschodnim kościele) i chodź łacina wciąż była językiem administracji, to właśnie za rządów Herakliusza to wszystko uległo zmianie.

Widać to było szczególnie w tytulaturze. Dotychczasowy tytuł władcy, który brzmiał: "Imperator Cezar August", została zmieniona na grecki tytuł królewski "Basileus". Co prawda wciąż nie istniała możliwość dziedziczenia władzy z ojca na syna, bez zgody senatu i wojska - jak to miało miejsce dotychczas, ale radzono sobie z tym problemem poprzez wprowadzenie instytucji współcesarza panującego równolegle z innym władcą (najczęściej była to relacja ojciec-syn, a czasem - choć rzadko - brat z bratem). Najczęściej -aby podkreślić że ten drugi jest dopiero przyszłym władcą - tytułowano go "Mikros Basileus". Za rządów hecliusza zmieniła się również moda (szczególnie męska) która związana była z utrzymaniem bądź nieutrzymaniem zarostu. W antycznej Grecji i w Rzymie w czasach najdawniejszych noszenie brody przez mężczyzn było oznaką ich mądrości, doświadczenia i męstwa. Ten wzorzec kultury zmienił dopiero Aleksander Wielki, od którego to rządów daje się zauważyć całkowity brak zarostu wśród kolejnych następców jego wielkiego Imperium, a z nich również czerpali wzór przywódcy innych krajów Śródziemnomorza. Rzymianie wydaje się porzucili noszenie bród mniej więcej w połowie IV wieku p.n.e. i ta moda na ogolone męskie lica przetrwała długo, bowiem aż do początku II wieku naszej ery. Wspomniany przeze mnie wyżej cesarz Hadrian, był pierwszym władcą rzymskim noszącym brodę i od jego rządów (117-138) kolejni cesarze również ją nosili w epoce największej chwały Imperium. Ponowna moda na bezwłose męskie twarze przyszła na początku IV wraz z Konstantynem Wielkim (306-337) a jego następcy również kontynuowali tę modę (wyjątkiem był tutaj tylko cesarz Julian który sprawował władzę w latach 361-363, ale był to władca, który pragnął nawiązać do epoki filozofów - sam zresztą się uważał za filozofa i chciał odrodzenia dawnej rzymskiej religii oraz powstrzymania - będącego wówczas już religią panującą, choć jeszcze nieoficjalnie - chrześcijaństwa). Moda ta utrzymała się właśnie do czasów Herakliusza, który jako pierwszy z władców rzymsko-bizantyjskich nosił brodę.




Herakliusz - oprócz tego że nosił brodę, był dobrze zbudowany i toczył walki z Persami (o czym było w poprzedniej części), miał też inne wady oraz zalety, których do tej pory nie wymieniłem, a nad którymi warto się na moment zatrzymać. Nie znosił podróży morskich i bardzo bał się wody, dlatego też podróż jaką odbył z Kartaginy do Konstantynopola w 610 r. w celu obalenia Fokasa i zdobycia władzy, musiała być dla niego nie lada wyczynem. W ostatnich latach swego życia ten strach przed wodą morską przybrał wręcz objawy paranoi, cesarz bowiem nie był w stanie znieść widoku morza i okna jego pałacu były zasłonięte grubymi kocami, tak aby nie ujrzeć błękitu morskiej fali. Poza tym był bardzo wrażliwym człowiekiem - co przyznają autorzy jemu współcześni. Niekiedy ta wrażliwość obracała się przeciwko niemu samemu, bowiem nie mogąc w swym sumieniu zdecydować się na jakieś rozwiązanie, ulegał podszeptom innych osób (szczególnie swej drugiej żony Martyny i patriarchy Sergiusza), co powodowało że był dość łatwo sterowalny. Po objęciu władzy i swej koronacji w kościele Mądrości Bożej w Konstantynopolu w dniu 5 października 610 roku, poślubił i również koronował swą dotychczasową narzeczoną (która wzięła udział w jego wyprawie do Konstantynopola) córkę afrykańskiego arystokraty (oczywiście pisząc afrykańskiego - mam na myśli rzymską prowincję Afrykę) Eudokię. Z tego związku na świat przyszło dwoje dzieci: córka Eudokia Epifania (urodzona w 611 r.) oraz syn Herakliusz Konstantyn (ur. w maju 612 r.). Małżeństwo to było szczęśliwe a Herakliusz naprawdę kochał swoją wybrankę, ale nie było im pisane długo cieszyć się sobą, gdyż już w sierpniu 612 r. Eudokia zmarła. Nie wiadomo kto wówczas z kręgu najbliższych współpracowników Herakliusza wpadł na pomysł, aby poślubił on Martynę, córkę swojej siostry Marii, czyli swoją siostrzenicę. W każdym razie Herakliusz się zgodził i po kilku miesiącach podchodów (gdyż patriarcha Sergiusz ostro zaprotestował przeciwko temu małżeństwu, twierdząc że pokrewieństwo jest zbyt bliskie) ostatecznie doszło do tego małżeństwa na początku 613 r.

Martyna urodziła Herakliuszowi dziewięcioro dzieci (sześciu synów i trzy córki), większość dzieci była jednak chora (dwoje sparaliżowane, jeden głuchoniemy) i ostatecznie ojca przeżyło tylko trzech synów, którzy i tak byli za młodzi aby sprawować samodzielne rządy - Herakleonas, Dawid i Marinus. Martyna jednak była ambitną kobietą i postanowiła sobie za cel wprowadzić na tron swojego syna, a nie pierworodnego - Herakliusza Konstantyna. Wiedziała też że chłopcy są zbyt młodzi aby samodzielnie sprawować władzę, dlatego też siebie planowała ogłosić regentką, a nawet cesarzową i ku temu zapewne szły jej prośby, aby Herakliusz w swym testamencie ją ogłosił cesarzową do czasu uzyskania pełnoletności przez jednego z jej synów (tak też się stało, co oznacza że Herakliusz miał słabą wolę i łatwo ulegał presji - szczególnie ze strony niewieściej). Należy też dodać że Martyna była bardzo niepopularna wśród ludu Konstantynopola. Uważano ją za mącicielkę która "zatruwa umysł" cesarza i powszechnie sądzono że choroby i śmierci w młodym wieku jej dzieci, są właśnie karą Bożą za to małżeństwo. Herakliusz Konstantyn również odczuwał niechęć Martyny w stosunku do jego osoby. Ona bowiem chciała aby to jej syn został cesarzem, natomiast młody Herakliusz był w tym przypadku konkurentem do władzy - tym groźniejszym że pierworodnym i mającym duże poparcie ludu oraz wojska. Nim jednak Herakliusz wydał swój testament (w którym ogłosił swoją wolę), na wschodzie Imperium Romanum zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy.




W 610 r. (czyli w roku, w którym Herakliusz objął władzę w Konstantynopolu i nad całym Imperium), w jaskini na szczycie góry Al-Hira w pobliżu Mekki w południowo-zachodniej Arabii, pewien kupiec wywodzący się z plemienia Kurajszytów,  imieniem Abu Muhammad Abd al-Malik Ibn Hisham doznał niezwykłego objawienia. Ukazać mu się miał bowiem archanioł Gabriel (Dżibril), który miał mu przekazać przesłanie Boga powołującego na proroka i nawołujące do tworzenia nowej religii. Jest to bardzo ciekawe zagadnienie nad którym chciałbym się tutaj na moment pochylić. Zacznijmy może od tego, co wiadomo o samym Mahomecie, wybranym przez owego archanioła do roli nowego proroka. Otóż Mahomet miał się urodzić w roku 570 w plemieniu Kurajszytów, których głównym miastem była Mekka. Jego ojciec - Abd Allah b. Abd al-Muttalib poślubił Aminah bint Wahb, ale według tradycji islamskiej tuż przed spłodzeniem Mahometa siostra Waraqah b Nawhala (potrafiącego czytać w języku aramejskim chrześcijańską Biblię), chciała go namówić do wspólnego spędzenia nocy, gdyż miała ujrzeć na jego czole świetlisty znak, zwiastujący nadejście proroka. Abd Allah jej jednak odmówił i poszedł do żony z którą spędził noc i spłodził Mahometa. Na drugi dzień jednak poszedł do siostry Nawhala i to on zaproponował jej wspólną noc, ale wówczas ona odmówiła. Ponoć ów świetlisty znak - który widziała dnia poprzedniego - zniknął z jego czoła. Są to muzułmańskie przepowiednie nadejścia proroka Mahometa, spisane w "sirach" czyli "listach") i mające w jak najpiękniejszy  sposób ukazać przyszłego twórcę nowej religii. Ale warto się zastanowić po pierwsze jak to rzeczywiście wyglądało mam tutaj na myśli owe spotkanie Mahometa z archaniołem Gabrielem w jaskini na górze Al-Hira? a po drugie kim mógł być ów archanioł? Aby tę zagwozdkę wyjaśnić, posłużyć się muszę channelingami i tym, co na temat Mahometa one mówią (miałem o tym napisać w temacie o "Historii Wszechświata", ale postanowiłem tutaj zdradzić rąbek tajemnicy).

Ale po kolei, ojciec Mahometa zmarł jeszcze przed jego narodzinami. Po śmierci męża matka Mahometa - Aminah bint Wahb żyła w nędzy i sama zmarła gdy ten miał 6 lat. Młody chłopak po stracie rodziców trafił pod opiekę swego wuja - Aby Taliba, który był kupcem. Odtąd pomagał mu w pracy i uczył się zawodu, który miał pełnić. W wieku 25 lat poślubił on 35-letnią, majętną wdowę - Khadijah bint Khuwajlid, dzięki czemu miał już zapewnioną stabilizację finansową i nie musiał martwić się o pieniądze, zajmując się intratnym handlem (głównie z Syrią). Od tej chwili jego życie jest niezwykle monotonne i skupione głównie nas pomnażaniu dochodów. Mahomet zaś przed spotkaniem z Gabrielem w jaskini Al-Hira niczym szczególnym się nie wyróżniał, ani też niczego nie dokonał, ot, wiódł po prostu zwykłe życie majętnego kupca z Mekki. I nagle stało się coś niezwykłego - doznał on objawienia i spotkał archanioła, który kazał mu założyć nową religię a jego samego ogłosił prorokiem. Czy aby na pewno? Otóż nie! Po pierwsze: na początku objawienia nie ma nigdzie wzmianki o tym, że postacią która się objawiła Mahometowi był archanioł Gabriel. Po drugie zaś, samo objawienie było czymś przerażającym dla Mahometa i to nie tylko ze względu na fakt spotkania się z istotą anielską, ale wręcz przeciwnie, Mahomet bowiem był przekonany że to co ujrzał, jest sprawką dżinów - czyli złych duchów mącących ludziom w głowach. Dopiero Khadijah - jego małżonka utwierdza go w przekonaniu że to, co ujrzał, było spotkaniem z wysłannikiem samego Boga (czyli Allaha, bo w języku arabskim nie ma innego określenia na słowo "Bóg"). I dopiero po tych rozmowach z żoną Mahomet daje się przekonać że rzeczywiście został powołany do roli proroka i że jego celem jest nawrócić ludzkość na islam (jak to mówią - "Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle" 🤭). 




Żyjący w ósmym wieku Muhammad Ibn Ischak (autor biografii Mahometa), tak oto opisuje owe spotkanie: "W roku i w miesiącu Ramadan, w którym Bóg chciał udzielić łaskę bycia posłanym (prorokiem) Mahomet wyszedł i skierował się ku grocie Hira, co miał w swoim zwyczaju i jego rodzina  była z nim. W nocy, podczas której Bóg chciał jemu powierzyć łaskę bycia posłanym jako prorok i udzielić swoje miłosierdzie ludziom, którzy  stali się jego sługami dzięki misji (Mahometa), Gabriel przyszedł do niego, aby obwieścić rozkaz Boga. Wysłannik Allaha powiedział: Podczas gdy spałem, Gabriel przyszedł do mnie, trzymając płaszcz z brokatu, we wnętrzu którego był pewien napis. Powiedział do mnie: czytaj. Odpowiedziałem: co mam czytać? Naciskał na mnie tak mocno, że myślałem, że umarłem, potem mnie oswobodził i mówi: czytaj! Spytałem: co mam czytać? I po raz trzeci na mnie naciskał, tak, że myślałem, że umarłem i mi mówi: czytaj! Ja to powiedziałem tylko po to, aby mnie uwolnił ze strachu, że ponownie uczyni mi coś podobnego. Powiedział: Czytaj w imię twojego Pana, który stworzył. Który stworzył człowieka z przylegania. Czytaj, twój Pan będąc bardzo hojnym, który uczy przez ciszę i który uczy tego co on ignoruje. Wysłannik Allaha mówi: ja to przeczytałem. Potem skończył i się oddalił ode mnie. Obudziłem się i (te wersety) były zapisane w moim sercu. Wyruszyłem z tego miejsca, gdy byłem pośród gór usłyszałem pewien głos z nieba, mówiący: O Mahomecie, ty jesteś Wysłannikiem Allaha, a ja jestem Gabriel. Podniosłem głowę ku niebu by spojrzeć i zobaczyłem Gabriela pod postacią człowieka mającego swoje stopy na horyzoncie nieba, mówiącego: O Mahomecie, ty jesteś Wysłannikiem Allaha, a ja jestem Gabriel. I zatrzymałem się tak, nie ruszając się ani w tę, ani w tamtą stronę". A teraz bliższa prawdy wersja żyjącego w IX wieku Muhammada Ibn Ismaila al-Buchariego: "Wysłannik Boga zaczął otrzymywać objawienia pod formą zwiastującego snu. Nigdy wcześniej nie śnił on w ten sposób, że byłoby to jako jasność dnia. Miał on skłonność do przebywania w samotności. Udał się on do groty Ḥira, przebywając tam przez kilka dni, aż do czasu gdy poczuł potrzebę zobaczenia swojej rodziny. U niej się zaopatrywał (w żywność) i wracał ponownie do groty. Udał się zatem do Khadîjah, aby zaopatrzyć się na kolejne dni wypoczynku duchowego, aż do czasu gdy otrzymał on prawdę w grocie Ḥira. Ukazał się mu Anioł (mówiąc): czytaj! (Mahomet) odpowiedział: nie umiem czytać. On chwycił mnie - powiedział Prorok - objął mnie dusząc, po czym mnie uwolnił i powiedział: czytaj! Odpowiedział (Mahomet): nie umiem czytać. Ponownie mnie chwycił, objął dusząc, po czym mnie uwolnił mówiąc: czytaj! Odpowiedział (Mahomet): nie umiem czytać. Po raz trzeci, mnie chwycił, objął mnie dusząc i uwolnił mnie i powiedział: Czytaj w imię twojego Władcy, który stwarza, On stworzył człowieka z czegoś, na czym się zaczepił. Czytaj, dobroć twojego Władcy jest nieskończona!". 

Jak widać w obu tekstach są pewne różnice, po pierwsze Buchari mówi że Mahomet sam udał się do jaskini na górze Al-Hira, natomiast Ischak twierdzi że był tam wraz z rodziną (czyli ze swą żoną). Po drugie: Buchari twierdził, że Mahomet był analfabetą, Ischak że potrafił czytać, tylko nie wiedział co ma przeczytać. Nie wiadomo jaka była prawda i czy Mahomet rzeczywiście był analfabetą, czy też nie. Wydaje się jednak że chyba musiał znać jakieś podstawy alfabetu, jako majętny kupiec było mu to przecież potrzebne chociażby do spisywania umów, natomiast teoria Bucheriego w tym przypadku wydaje się mało prawdopodobna, aczkolwiek jest bardziej wzniosła, gdyż człowiek który nie potrafił czytać i pisać po spotkaniu z wysłannikiem Boga nagle miał zapisane "w sercu" całe wersety i mógł je odtworzyć. Wielu - szczególnie chrześcijan - twierdziło i nadal twierdzi, że postacią z którą spotkał się Mahomet był nie był wcale archanioł Gabriel, tylko... sam Szatan, który się pod Gabriela podszywał (stąd tak dosyć dramatyczne spotkanie i traumatyczne przeżycie z tym związane). A ja pozwolę sobie pominąć ten wątek i przejść bezpośrednio do tego, co jest zapisane w channelingach na temat spotkania Gabriela z Mahometem. Z tego co udało mi się odczytać i zrozumieć z owych przekazów, niestety nie mam stuprocentowej pewności kim była postać, z którą w jaskini na górze Al-Hira spotkał się Mahomet (czy też doznać miał owego objawienia), ale...




Channelingi mówią, że w tej kwestii mocno zamocili ci, którzy już wcześniej stworzyli zarówno judaizm jak i przede wszystkim chrześcijaństwo. Czyli Tjehooba przy wsparciu Plejadian. Wiem że temat który rozpocząłem, nie jest związany z wątkiem cywilizacji pozaziemskich, ale pisząc to, chciałbym też sam zrozumieć czy dobrze interpretuję pewne fakty, które są tam przedstawione (w channelingach). Otóż po powstaniu chrześcijaństwa i po wysłaniu na ziemię Tjeboobanina, który narodził się w ziemskim ciele i w tej cywilizacji pod imieniem Jezusa z Nazaretu, uznano że misja "Syna Człowieczego" realnie nie spełniła zakładanych na początku celów. Cel tamtej misji był dosyć szczytny, chodziło bowiem o podniesienie wibracji zarówno planety Ziemia, jak i mieszkających na niej istot ludzkich w taki sposób, aby przestano się skupiać na materialistycznej religijności i zaczęto więcej miejsca poświęcać duchowości. Miało to (m.in.) przyśpieszyć uzyskanie samoświadomości ludzkości i zrozumienia, iż nie jesteśmy sami we Wszechświecie (a przede wszystkim chodziło o to, żeby przekazać nam, że istnieje coś takiego jak Federacja Galaktyczna). Ostatecznie uznano że misja ta zakończyła się niepowodzeniem. Owszem, osiągnięto pewne rezultaty, ale były one niewystarczające i niezadowalające tych, którzy to rozpoczęli. Wydaje mi się jednak że spotkanie jakie przeżył Mahomet na górze alchira, nie miało żadnego związku ani z Plejadami ani z Tjehooba. Nie jest to wyjaśnione, więc są to jedynie moje domysły, ale wydaje mi się że w tej materii zadziałali dawni Nibiruanie, którym misje Plejadian i innych członków Federacji Galaktycznej niezbyt przypadły do gustu. Prawdopodobnie więc spotkanie w jaskini było sennym przekazem wysłanym właśnie przez Nibiruani, którzy kiedyś władali całym regionem dzisiejszego bliskiego Wschodu wojny piramidowe etc. etc.), A potem przez pojawienie się Jezusa z Nazaretu wiele z tych rzeczy utracili (a raczej utracili nad tym kontrolę jaką starali się sprawować, pomimo fizycznego opuszczenia Ziemi). Jestem więc przekonany że to była ich sprawka, ale zarówno Plejadianie jak i Tjehooba też mocno tutaj zakręcili (lecz jak to wyglądało, o tym opowiem już w temacie Historii Wszechświata).


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz