Stron

środa, 20 marca 2024

INWAZJA - Cz. II

 Z KRONIK DAWNEJ BRYTANII





TERRA ALBA






 Pewnego majowego dnia 796 roku Od Założenia Miasta, na brzegu Fretum Gallicum, nieopodal Gesoriacum w kraju Morynów w prowincji Belgii, zebrała się wielka liczba wojsk. Cztery legiony które miały wziąć udział w owej wyprawie w nieznane, stały obok siebie ustawione kohortami, ze znakami legionowymi tak, jak miałoby to miejsce podczas parady. Wzrok wszystkich padał teraz na postać kapłana, który miał zadecydować o tym, czy bogowie wesprą wyprawę, czy też nie. Wszystko było już jednak przygotowane do inwazji na tę Białą Ziemię - jak ją niegdyś nazwał Horacy, dlatego też nie można było polegać na tym, czy kury chciałyby jeść ziarno czy też nie - zbyt wiele bowiem od tego zależało. Zatem już od kilku dni nikt nie dawał im nic do jedzenia, tak więc gdy tylko wysypano zboże i wypuszczono kury, te zaczęły dziobać i wręcz wydzierały je sobie z dziobów. Augur musiał więc stwierdzić że oto bogowie wyprawie sprzyjają.

Wojsko co prawda nie było jej chętne, natomiast po mowie, jaką do żołnierzy wygłosił wyzwoleniec cesarza Klaudiusza - Narcyz, żołnierze byli jeszcze bardziej niespokojni i niezadowoleni tym, że o to jakiś były niewolnik mówi im o świętych zobowiązaniach wobec imperatora. Nic zatem dziwnego że z tysięcy żołnierskich gardeł podniosły się okrzyki "Io Saturnalia" (mniej więcej "Witaj" lub "Hurra święto niewolnicze". W czasie bowiem saturnaliów niewolnicy byli traktowani jak ludzie wolni i jak członkowie rodziny). Jednak biorąc pod uwagę autorytet Aulusa Plaucjusza dodali jednocześnie, że pod jego dowództwem pójdą nawet na koniec świata, nawet do kraju gdzie królują dzikie bestie, jeśli będzie trzeba.


***



- Panie! - głos żołnierza wyrwał Plaucjusza z 
obserwacji wzburzonego morza i rozmyślań na temat tego, co też napotkają po drugiej stronie Ziemi widocznej już z pokładu okrętów, wiozących flotę inwazyjną na drugą stronę Kanału Galijskiego - Prąd morski jest zbyt silny, znosi nas ponownie ku Gesoriacum!

- Wiosłować mocniej, musimy to przetrwać, brzeg już niedaleko, Neptun nam sprzyja! - stwierdził Aulus Plaucjusz.

- Na okręcie wiozącym część IX Legionu złamał się maszt, nie wydaje mi się aby zdołali dotrzeć do brzegu, chyba będą musieli zawrócić - dodał żołnierz.

- IX Hispana nie poddaje się tak łatwo, dajcie im sygnał aby płynęli dalej. Jesteśmy już niedaleko, zaraz dotrzemy do brzegu! - stwierdził Plaucjusz, po czym wyciągnąwszy zwitek relacje samego Cezara z "Wojny Galijskiej", który 100 lat wcześniej również zmagał się z podobnymi trudnościami w przeprawie ku Brytanii, zaczął czytać na głos ku pokrzepieniu żołnierskich serc: - "Nasze statki ze względu na znaczne zanurzenie nie mogły stanąć inaczej, jak tylko na głębokiej wodzie. Okoliczność ta sprawiła, że żołnierze, obciążeni wyposażeniem, w nieznanym terenie zmuszeni byli równocześnie przeskakiwać przez burty, utrzymywać równowagę i mimo zajętych rąk walczyć z nieprzyjacielem. Tymczasem barbarzyńcy, mając pełną swobodę ruchów i doskonałe rozeznanie terenu, bądź z brzegu, bądź wchodząc do wody razili naszych pociskami i napierali na nich oswojonymi z falami końmi. Gdy przerażeni żołnierze, nie zaprawieni do podobnych warunków, wzdragali się wejść do wody, chorąży X Legionu, wezwawszy bogów na pomoc, zeskoczył z okrętu i począł nieść orła w kierunku nieprzyjaciela. Wówczas podążyli zanim również pozostali".

-"Desilite, desilite milites" - krzyczał Plaucjusz - Dalej, wspólnie towarzysze! Damy radę, Neptun jest z nami. Spójrzcie tam, wysoko w niebo! Oto znak od bogów, od samego Jowisza Gromowładnego. Dotrzemy do brzegu, choćby przeciwko nam wystąpiły wszelkie morskie potwory.

Oczom żołnierzy na niebie ukazała się spadająca gwiazda, a może to było coś innego, może to rzeczywiście był znak od bogów? W każdym razie ta świetlista kropla na niebie, zmierzała ku zachodowi wskazując nam jednocześnie kierunek i napełniając serca nasze odwagą.


***



- Wodzu, musimy się wycofać, nie mamy z nimi szans. Musimy się zjednoczyć z Trynobantami i Katuwelaunami - takie głosy podniosły się na zgromadzeniu Kantów w oppidium - Dwr, leżącym tuż nad brzegiem Kanału Galijskiego.

- Płynie na nas cała rzymska flota królu Epillusie, musimy czym prędzej cofnąć się ku ziemiom Trynobantów, ku Llyn Dinowi. Wraz z nimi i Katuwelaunami Karatakusa mamy jeszcze szansę. Niegdyś też próbowaliśmy zatrzymać Rzymian tuż nad brzegiem morza i uniemożliwić im postawienie stopy na naszej ziemi, bezskutecznie. Strzelali do nas ze swych okrętów, z ogromnych katapult miotających strzały, które pokonywały odległość uważaną przez nas za całkowicie bezpieczną. Te machine zmusiły nas do cofnięcia się w stronę lasu, a następnie do porzucenia myśli o obronie naszej ziemi. Taki jest i teraz, tylko musimy czym prędzej podjąć ewakuację i przenieść się ku zachodowi, tak aby połączyć się z pozostałymi Brytami.

- Obrona wybrzeża jest niemożliwa, ich jest zbyt wielu, ale jeśli pójdziemy w lasy, przeczekamy ten najazd i ocalimy nasze kobiety i dzieci. W końcu Rzymianie wrócą do siebie, tak jak zrobili to sto lat temu.

- Nie jestem tego wcale pewien. Według bowiem informacji obserwatorów latarni morskiej stojącej na klifie, rzymskich okrętów jest co najmniej dwa razy tyle ile było wówczas, gdy przodkowie nasi zmusili Rzymian do odwrotu. Sądzę też że przybyli ponownie aby dokończyć tamto dzieło, oraz aby nas zniszczyć i odebrać nam naszą ziemię


_______________________________




Inwazja na Brytanię, podjęta przez Rzymian w maju 43 r. rzeczywiście miała początkowo wiele problemów. Żołnierze nie chcieli tej wyprawy, ponieważ nie znano Wyspy, a nawet nie sądzono że w ogóle to jest Wyspa i spodziewano się że to może być jakiś inny kontynent, o którym jednak nic nie wiedziano. Co prawda plemiona celtyckie w Galii i w południowej Brytanii były ze sobą spokrewnione, a zarówno w czasach sprzed podboju Galii przez Cezara jak i później rozwijał się pomiędzy dzisiejszym Kanałem La Manche (wówczas przez Rzymian zwanym Kanałem Galijskim - Fretum Gallicum) normalny handel, to jednak nie był on aż tak intensywny jakby mogło się to wydawać (problemem były liczne zmienne prądy na Kanale, które znacznie utrudniały żeglugę). Mimo to w rejonie gdzie Cezar w roku 55 i 54 p.n.e. wysadził swój desant, czyli w kraju Kantów nieopodal dzisiejszego Dover, i gdzie lądował również (choć nieco dalej na północ) Aulus Plaucjusz, stała wymieniona przeze mnie wyżej latarnia morska. Jej pozostałości świadczą o tym, że wykonana została z materiałów przywiezionych z Galii, czyli handel mimo wszystko wówczas kwit pomiędzy wybrzeżami kanału La Manche. Ale handel handlem, a wyprawa pełna niebezpieczeństw to coś zupełnie innego. Żołnierze (choć duża ich część to byli Galowie służący w rzymskiej armii nad Renem, a raczej Galo-Rzymianie, gdyż w większości czuli się oni już Rzymianami lokalnego pochodzenia) tak naprawdę nie znali Brytanii i mogli obawiać się że - jak głosiły legendy - kraj ten jest pełen najróżniejszych dziwactw i potworów. Mowa jaką wygłosił Narcyz do żołnierzy również miała miejsce, chodź nie przypadła ona im do gustu i tylko dzięki autorytetowi Aulusa Plaucjusza żołnierze nie odmówili dalszej wyprawy (a bunty w rzymskiej armii mimo surowej dyscypliny, zdarzały się dosyć często).

Co się tyczy plemienia Kantów, to warto wrócić do Cezara i przypomnieć sobie jego słowa z "Wojny galijskiej": "Ze wszystkich ludów Brytanii najbardziej cywilizowane są plemiona zamieszkujące nadmorski region Kancjum. Ich sposób życia niewiele się w istocie różni od galijskiego. Mieszkańcy środka wyspy nie sieją natomiast wcale zboża, lecz żywią się mlekiem i mięsem, odziewają zaś w skóry. Wszyscy Brytowie malują się na niebiesko barwnikiem z janowca, co przydaje im groźnego wyglądu w walce. Są długowłosi i golą całe ciało, prócz głowy i górnej wargi. Mają dziesięć do dwunastu wspólnych żon, którymi dzielą się zwykle bracia z braćmi i ojcowie z synami. Jeśli rodzą się z nich dzieci, to przypisuje się je temu, który pierwszy pojął za żonę dziewicę". Trudno stwierdzić czy w tym ostatnim zdaniu Cezar rzeczywiście miał rację, czy też poniosła go nieco wyobraźnia, ale poza tym opis plemienia Kantów (jak i innych Brytów) jest dość dokładny. Rzymianie poza tym na swych okrętach wojennych które dobijały do brzegów Brytanii, trzymali wieże przypominające oblężnicze, na których umieszczano ogromne kusze miotające wielkie strzały, które wystrzeliwane z okrętów dosięgały Brytów stojących na brzegu dziesiątkowały ich oddziały. Technicznie więc Rzymianie górowali nad owymi barbarzyńcami - jakich nazwano, ale za to Bytowie potrafili również siać przerażenie i to nie tylko swymi pomalowanymi na niebiesko twarzami, ale również dzikimi odgłosami jakie wydawali w czasie walki, oraz jazdą wokół rzymskich oddziałów na swych wozach bojowych nieco przypominających rydwany. Potrafili np ciskając swoje oszczepy w żołnierzy rzymskich, wjechać tymi rydwanami w ustawione w szyku kohorty, a następnie zaskakiwać z wozów i bić się pieszo toporami lub mieczami które mieli pod ręką. Jednak zarówno cesarz Klaudiusz był zbyt zdeterminowany aby dokończyć podbój ziem południowej i środkowej Brytanii, jak również Aulus Plaucjusz był zbyt doświadczonym wodzem, by nie znaleźć sposobu na tego typu taktykę Brytów. A, i jeszcze jedno - główny gród Brytów plemienia Trynobantów zwał się Llyn Din (z taką bowiem nazwą się spotkałem), na którego gruzach potem Rzymianie założą miasto Londinium, a dziś jest to oczywiście stolica Wielkiej Brytanii - Londyn.





PS: poprzednio stwierdziłem że zamierzam ten temat doprowadzić do IX wieku, otóż wydaje mi się że uda mi się go doprowadzić do roku 1066 i podboju Brytanii przez normańskiego władcę Wilhelma Zdobywcę. Będzie to bowiem piękne podsumowanie serii od rzymskiej inwazji do inwazji Normanów.


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz