Stron

środa, 8 maja 2024

WALKA Z KOMUNISTAMI W PRZEDWOJENNEJ POLSCE - Cz. XI

CZYLI GDZIE CHOWAŁY SIĘ "SZCZURY"





KOMUNISTYCZNA PARTIA POLSKI
(CZYLI DZIAŁALNOŚĆ SOWIECKIEJ EKSPOZYTURY W POLSCE)
Cz. XI



 Wiosna roku 1923, to był czas coraz intensywniej projektowanej nowej rewolucji i nowej wojny polsko-sowieckiej. Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Partii bolszewickiej planowało w tym roku wybuch rewolucji komunistycznej w Niemczech, a co za tym idzie wsparcie tej rewolucji - czyli atak na Polskę. W tym celu potrzebna była Rosji sowieckiej destabilizacja (szczególnie) wschodnich regionów państwa polskiego. Organizowano więc specjalne grupy bojowe, które miały przenikać na terytorium Polski i prowadzić tam akcje dywersyjne. Dodaj aktywniejszych należały grupy dowodzone przez Stanisława Aleksiejewicza Waupszasowa (Wajpszaca) i Kiryła Prokifijewicza Orłowskiego. Celem tych akcji sabotażowych (a raczej terrorystycznych) miało być przygotowanie gruntu pod wystąpienia powstańcze, gdyż w planach Moskwy było wywołanie ogólnonarodowego powstania Białorusinów, Żydów, Litwinów i Ukraińców przeciwko państwu polskiemu. Cel minimum owych akcji zakładał ostatecznie przyłączenie wschodnich ziem Rzeczpospolitej do Związku Sowieckiego (czyli Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi), natomiast cel maksimum zakładał przeniesienie wystąpień rewolucyjnych na teren całej Polski i ostateczne ciągnięcie nas w orbitę wpływów sowieckich. Takie były założenia, teraz pozostawało tylko wprowadzić je w czyn.

Z początkiem maja "Ilustrowany Kurier Codzienny" donosił: "Rosya, Niemcy, Litwa i Czechy spiskują przeciwko Polsce (...) musimy zgodni i zjednoczeni stać z bronią u nogi". Wkrótce gazety zaczęły krzyczeć takimi oto nagłówkami: "Agenci komunistyczni w Krakowie", "Bandy znów uderzyły pod Lwowem", "Niemiecka prowokacja na Śląsku". W atmosferze tej niepewności i niestabilności (szczególnie na Wschodzie) zaczęły pojawiać się w Sejmie propozycje stworzenia siły, mającej zabezpieczyć wschodnie granice Rzeczpospolitej - chodź na razie były one jeszcze w powijakach. Natomiast wielu posłów wygłaszało dosyć ostre przemowy sejmowe, jak choćby poseł ludowców - Jan Brodacki, który perorował: "Pienią się w bezsilnej złości Niemcy - wtórują im bolszewicy, Ukraińcy i Białorusini, chcą zagarnąć owe wyspy ziemi polskiej na wschodzie, a Polaków tam z dawien dawna osiadłych wygnać precz za Bug i za San. Żydzi podnieśli wrzask na cały świat, że Polacy śmią głośno oddychać i kichnąć się u siebie nie wstydzą. Różne krety i turkucie podjadki żyją na tej naszej polskiej grzędzie, mimo że mamy wolną i niepodległą Polskę, Polski nie przybywa, ale wciąż ubywa, zalewa ją fala obca, podmywa i podrywa brzegi". Poseł ksiądz Kazimierz Lutosławski wprowadził również pod obrady Sejmu projekt ustawy, wprowadzającej numerus clausus na wyższych uczelniach polskich, zakładający ograniczenie liczby studentów obcego pochodzenia. Projekt ten został zaakceptowany i dobrze przyjęty w zachodnich regionach Polski, ale 21 kwietnia 1923 r. podczas komisji oświatowej odrzuciły go uczelnie Warszawy, Krakowa i Wilna. Twierdzono bowiem, że nadreprezentacja studentów (głównie)pochodzenia żydowskiego bierze się stąd, że Żydzi mają lepsze "materyalne uposażenie". Należy więc zorganizować pomoc dla dzieci robotników, chłopów i inteligencji pracującej, aby im umożliwić naukę na wyższych uczelniach, natomiast nie wprowadzać ograniczeń w liczbie studentów, bo to niczemu nie służy. Ksiądz Lutosławski nie był zadowolony z tego typu wyjaśnień i stwierdził, że odrzucenie jego projektu ustawy przez wschodnie uczelnie, wzięło się właśnie z nadreprezentacji tam żywiołu niepolskiego.

Tego samego 21 kwietnia 1923 r. w godzinach wieczornych, ogromny huk zbudził mieszkańców kamienicy przy ulicy Studenckiej w Krakowie. Bomba wybuchła w bramie budynku należącego do profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Władysława Natansona (pochodzenia żydowskiego). Tego specjalizującego się w optyce, teorii kinetycznej gazów i teorii elektronów oraz promieniowania naukowca, zupełnie nie interesowały walki polityczne. W zasadzie można powiedzieć, że nie popierał on żadnej ze stron politycznego sporu, skupiając się głównie na nauce. Bomba zaś zniszczyła elewację, cokół kamienny i potężne dębowe drzwi. Nikt co prawda nie zginął, ale wokół mnóstwo było szkła z powybijanych szyb z sąsiednich kamienic (gdyż wybuch bomby zniszczył szyby nawet w filii pobliskiego urzędu pocztowego). Natansona ocaliły drugie żelazne drzwi bramy, które znajdowały się w wewnętrznej sieni budynku. Zaalarmowany wybuchem (i mieszkający w sąsiedniej kamienicy) prezydent miasta Krakowa - Jan Kanty Fedorowicz natychmiast pośpieszył z pomocą. Wcześniej zaś próbował powiadomić komendanta miejskiej policji, ale ten nie odbierał telefonu. W ogóle policja bardzo opieszale zbierała się do przybycia na miejsce zdarzenia (miejsca tego przez dłuższy czas pilnowało tylko dwóch stójkowych). Ostatecznie sprawcy nie odnaleziono, ale stworzyło to też okazję do snucia podejrzeń na temat przyczyn owego zamachu. W krakowskich kawiarniach (przy małej czarnej, albo czymś mocniejszym) opowiadano sobie różne niestworzone historie. Twierdzono że zamachu dokonali żydowscy faszyści, gdyż profesor Natanson miał popierać wprowadzenie numerus clausus. Inni twierdzili że to byli polscy faszyści, gdyż profesor nie popierał wprowadzenia numerus clausus (i jedni i drudzy mieli rację, gdyż prof. Władysław Natanson nigdy nie wypowiadał się w tym temacie, co znów dawało okazję do snucia najróżniejszych podejrzeń). Twierdzono też że celem miał być sam prezydent miasta, a zamachu dokonać mieli jego polityczni przeciwnicy (bomba była bowiem całkiem widoczna, zamachowiec nie pokusił się nawet o ukrycie jej, lub owinięcie w cokolwiek). Twierdzono też że była to zemsta mieszkańców miasta, gdyż prezydent zamiast polewać ulicę wodą, to kazał je skraplać jakimś specyfikiem, który miał niezbyt przyjemną woń. Najróżniejszym spiskowym teoriom nie było końca (najbardziej zabawną teorią spiskową była ta, iż zamachu dokonali szklarze, bowiem w wyniku wybuchu mieli pełne ręce roboty). Wkrótce miało się okazać, że nie była to ostatnia bomba która wybuchła w grodzie Kraka. 

27 kwietnia Sejm uchwalił ustawę o Trybunale Stanu, powołując tę instytucję do polskiego porządku prawno-publicznego.

2 maja 1923 r. do Polski przybył marszałek Francji - Ferdynand Foch. Prasa oczywiście rozpisywała się jakiego to Polska ma sojusznika na Zachodzie, gdyż przyjazd tego bohatera Francji, jednego z symboli zwycięstwa Ententy w I Wojnie Światowej, był doniosłym wydarzeniem. Należy jednak pamiętać że Foch nie był zwolennikiem podpisanej 19 lutego 1921 r. w Paryżu polsko-francuskiej umowy sojuszniczej, która miała na celu udzielenie sobie wzajemnej pomocy, w sytuacji agresji Niemiec na jedno z tych dwóch państw. Ferdynand Foch twierdził bowiem, że pakt ów związuje ręce Francji i nie służy jej interesom, ale gdy sytuacja Francji zaczęła się pogarszać, gdy konflikt niemiecko-francuski potężniał w Zagłębiu Ruhry, sojusz ten mógł się przydać i dlatego rząd francuski zlecił Foch'owi misję wyjazdu do Polski, w celu przestawienia polskich planów obronnych z Rosji sowieckiej na Niemcy. Foch spotkał się oczywiście z szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego Marszałkiem Józefem Piłsudskim i starał się go namówić na przyjęcie francuskiego planu obronnego z roku 1918, polegającego na wojnie pozycyjnej z Niemcami. Piłsudski stwierdził iż nie wierzy że Niemcy w ciągu kolejnych lat mogą stanowić realne zagrożenie dla Polski czy Francji, natomiast Rosja sowiecka takie zagrożenie bezwzględnie stwarza. Dodał również że francuski plan wojny pozycyjnej nie może być zastosowany na wielkich obszarach polskiego Wschodu, gdzie może być prowadzona jedynie wojna szybka, manewrowa (dlatego też Ukraina dziś przegrywa z Rosją, bo prowadzi wojnę pozycyjną, wojnę na wyniszczenie, a w takiej wojnie musi przegrać jako kraj mniejszy, słabszy i o znacznie mniejszej liczbie ludności. Na Wschodzie, możliwa jest jedynie wojna manewrowa, wojna okrążająca jednostki rosyjskie, biorąc je do niewoli lub zamykając w kotłach, natomiast wojna face to face przy ogromnej dysproporcji ludnościowej Rosji jest po prostu zabójcza). Ostatecznie więc uzgodniono jedynie podstawy na wypadek ewentualnej wojny z Niemcami i koordynacji wspólnych wysiłków wojennych. Poza tym Ferdynand Foch został też mianowany marszałkiem Polski i 4 maja wrócił do swojego kraju.

6 maja o godzinie 21:30 wybuchła w Krakowie druga bomba. Eksplozja nastąpiła na krakowskim Kazimierzu, w hotelu należącym do Abraham Majer Keller, na drugim piętrze, przed pokojem w którym wówczas nikt nie przebywał. Na pierwszym zaś piętrze znajdował się lokal wynajmowany przez socjalistyczny Bund - czyli organizację żydowską, nawołującą do nie asymilowania się Żydów z polską kulturą i podkreślania na każdym kroku swej odrębności. Nie wiadomo dlaczego ktoś podłożył ładunek wybuchowy pod drzwi pokoju w którym nikt nie przebywał, a nie umieścił go na pierwszym piętrze, pod drzwiami lokalu zajmowanego przez członków Bundu. W każdym razie i w tym ataku nikt nie zginął, natomiast policja prowadząc śledztwo, zrobiła dokładną rewizję w owym hotelu i znaleziono tam najróżniejsze broszury komunistyczne, oraz inne treści o charakterze antypaństwowym. Kilka osób zostało aresztowanych.




17 maja podpisano w Warszawie porozumienie polityczne pomiędzy przedstawicielami Polskiego Stronnictwa Ludowego "Piast", Związku Ludowo-Narodowego i Chrześcijańskiej Demokracji, powołującego większość sejmową złożoną z partii prawicowych (rozmowy w tej sprawie toczyły się od lutego 1923 r. w pałacyku w Lanckoronie, stąd też pakt ów nazwano lanckorońskim). Pakt owych partii przewidywał iż samorząd powinien odzwierciedlać narodowy charakter kraju, a rząd tworzyć winni jedynie Polacy. Poza tym zakładano wzmocnienie polonizacji Kresów Wschodnich, zwiększenie roli Kościoła w państwie, wprowadzenie rozdziału liczby miejsc w szkolnictwie według stosunku ludności w państwie i przyśpieszenie parcelacji majątków rolnych.

Dwa dni wcześniej, bowiem 15 maja w Krakowie doszło do wybuchu trzeciej bomby. Tym razem celem ataku była redakcja "Nowego Dziennika" (polskojęzycznej gazety żydowskiej). Co prawda lokal został zdemolowany w wyniku wybuchu, ale i tym razem nikt nie zginął, gdyż pracownicy redakcji wyszli z budynku na kilka minut przed wybuchem owej bomby. Nie wiadomo co miały znaczyć owe ataki? Wygląda jednak na to, że temu, który ich dokonywał, nie zależało na ofiarach śmiertelnych, a jedynie na demonstracji lub zastraszeniu. W każdym razie wybuch trzeciej bomby w Krakowie mocno przeraził mieszkańców. 18 maja z Warszawy przybyło do Krakowa dwóch oficerów śledczych, którzy mieli wesprzeć miejscową policję w prowadzeniu dochodzenia w sprawie wykrycia sprawców owych ataków. Minister spraw wewnętrznych obiecał 3 miliony marek polskich za pomoc w ujęciu sprawców (potem podniósł tę kwotę do 5 milionów). Niewiele to jednak dało, choć aresztowano czterech działaczy Młodzieży Wszechpolskiej, ale z braku dowodów musiano ich wypuścić. Ostatecznie policja nie znalazła sprawcy owych wybuchów.

19 maja bomba wybuchła tym razem w Łodzi, w zakładzie wyrobów masarskich przy ulicy Głównej 26 (dziś aleja Józefa Piłsudskiego). Wybuch nastąpił również w nocy, po zamknięciu zakładu i również w tym przypadku nikt nie zginął - chociaż lokal został poważnie zniszczony. W tym przypadku także nie wiadomo co było celem zamachowców i jaki mieli w tym swój interes. Bez wątpienia jednak jak dotąd ofiar śmiertelnych nie było. 

Ostatecznie zamachowcy uderzyli w samej Warszawie, gdzie 23 maja o 20:40 w lokalu "Kurjera Polskiego" i "Rzeczpospolitej" przy ul. Szpitalnej 12 wybuchła kolejna bomba. Po raz kolejny lokale zostały zniszczone, szyby w całym budynku i okolicznych domach wypadły, ale ofiar śmiertelnych ponownie nie było. Zastanawiano się dlaczego tym razem zamachowcy uderzyli w gazety, które reprezentowały prawicowo-narodowy światopogląd. Potem się okazało że była jeszcze jedna bomba, podłożona przy ul. Zgody 5, w lokalu "Gazety Warszawskiej" i "Głosu Porannego 2 grosze". Ta jednak nie wybuchła, gdyż skutecznie uniemożliwił to woźny, który odnalazł bombę w budynku i zgasił lont. Kilka dni później do redakcji popularnego IKC-a (czyli Ilustrowanego Kuriera Codziennego - bodajże największej i najpopularniejszej gazety w międzywojennej Polsce, której główna siedziba mieściła się w Krakowie w tamtejszym Pałacu Prasy, a założycielem owej gazety był Marian Dąbrowski który stworzył prawdziwe Imperium IKC-A - wychodziło pięć wydań dziennie w samym Krakowie, a także w 12 innych oddziałach w Polsce: Warszawa, Bydgoszcz, Toruń, Gdynia, Łódź, Lwów, Wilno, Poznań, Katowice, Sosnowiec, Zakopane i Nowy Sącz, były też oczywiście prenumeraty zagraniczne), tak więc do redakcji IKC-A dostarczono anonim o następującej treści: "Hukiem bomb chcemy obudzić ginące społeczeństwo nasze, które nie dostrzega strasznego żydostwa komunistycznego. Zaczynamy straszliwą obronę. W razie wrogiego przeciw nam wystąpienia i wyjścia poza kronikarskie przedstawienie sprawy, będziemy zmuszeni obrócić broń naszą przeciw wam". Dalej twierdzono że sprawcy owych zamachów nie są związani z żadną partią polityczną, ale popierają wprowadzenie numerus clausus na uczelniach wyższych, i że jeśli ukażą się artykuły ich szkalujące, wówczas użyją swej broni przeciwko redakcjom (gdyż takie anonimy wysłane zostały nie tylko do IKC-A ale również do kilku innych gazet, w tym do konserwatywnego "Czasu", pps-owskiego "Naprzód", czy demokratycznej "Nowej Reformy". Gazety oczywiście w większości zignorowały owe ostrzeżenia i opublikowały treść anonimów na swoich łamach.




Obawiano się jednak iż za owymi atakami może kryć się agentura sowiecka lub niemiecka, która podszywa się pod zwolenników wprowadzenia numerus clausus. W owym 1923 r dowódca Okręgu V Korpusu w Krakowie gen. Józef Czikiel stwierdził: "Państwo nasze jest obecnie zalane szpiegami, zwłaszcza niemieckimi i bolszewickimi. Państwa te wiadomości zdobyte o Polsce i naszej armii wzajemnie sobie komunikują". 

Rzeczywiście, Niemcy i Rosja sowiecka nawiązały kontakty na długo przed podpisaniem układu w Rapallo (16 kwietnia 1922 r.). Jeszcze w 1918 r. w Niemczech przebywał Karol Radek. Ten zrusyfikowany polski Żyd miał początkowo za zadanie wesprzeć rewolucję komunistyczną w Niemczech, a po jej upadku miał nawiązać kontakty z kołami wojskowymi Republiki Weimarskiej. Spotkał się nawet z gen. Seecktem - szefem sztabu Reichswehry gdzie dyskutowano nad ewentualną współpracą tej formacji z Armią Czerwoną - oczywiście przeciwko Polsce. Co prawda Radek został aresztowany przez niemiecką policję w lutym 1919 r., ale jak sam pisał stosunek niemieckich władz więzienia do jego osoby zmieniał się - od surowego do uprzejmego. Ostatecznie został zwolniony i mieszkał krótko w domu barona Eugena von Reibnitza, z którym snuł plany o podziale Polski. Od końca 1919 r. w Berlinie przebywał współpracownik lwa Trockiego - Wiktor Kopp. Jako półoficjalny reprezentant rządu sowieckiego, nawiązywał kontakty z przedstawicielami niemieckiego biznesu zbrojeniowego, by zachęcić ich do produkcji broni w Rosji sowieckiej. Nawiązał też współpracę z radcą niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych - Ago von Maltzanem, w którym dywagował na temat: "możliwości skonstruowania wspólnej kombinacji zwalczania Polski". 7 kwietnia 1921 r. w swym raporcie do Trockiego Kopp informował, iż lotnicze zakłady "Albatrosa" zamierzają produkować w Rosji samoloty, przedsiębiorstwo Bloehm-Voss okręty podwodne, a Krupp amunicję. Latem 1921 r. na prośbę Kopp'a do Rosji sowieckiej przybyła delegacja pod przewodnictwem majora dr. Oskara Rittera von Niedermayera (ps. Neumann), zaufanego człowieka gen. Seeckta. Miała ona zbadać warunki produkcji niemieckiej broni w Rosji, ale po wizycie w kolejnych zakładach i zapoznaniu się ze złym stanem oraz zacofaniem owych fabryk, stwierdzono że na razie jest to niemożliwe. W końcu września 1921 r. do Berlina wysłany został sekretarz do spraw handlu zagranicznego Leonid Krassin, który spotkał się z pułkownikiem Otto von Hasse w mieszkaniu majora Kurta von Schleichera przy Mathaeikirchstrasse. Powołano wówczas stowarzyszenie "Gefu" - organizację nadrzędną wobec wszystkich niemieckich przedsiębiorstw znajdujących się na terenie Rosji sowieckiej, które to miały doprowadzić do modernizacji sowieckich zakładów. 8 grudnia 1921 r. sowiecka delegacja spotkała się samym gen. Seeckt'em (ten był niechętny owemu spotkaniu, jako że zdawał sobie sprawę że jest obserwowany zarówno przez Francuzów jak i Brytyjczyków). Sowieci proponowali Niemcom sojusz i wspólne działania na zaplanowany na wiosnę 1922 r. atak na Polskę. Seeckt odmówił, twierdząc że taki atak wplątał by Niemcy w wojnę z Francją i Czechosłowacją. Ale już w kwietniu 1922 r. uzyskał on od rządu niemieckiego 150 mln. marek dla konsorcjum Junkersa na rozpoczęcie budowy samolotów w Rosji sowieckiej. Od dalszych etapach współpracy niemiecko-sowieckiej informował będę w kolejnych częściach. 

24 maja 1923 r. do Polski dotarł pierwszy transport rękopisów wywiezionych do Rosji po roku 1772 i pierwszym rozbiorze Rzeczpospolitej. Rosja sowiecka miała zwrócić te skarby polskiej kultury na mocy traktatu ryskiego, podpisanego w marcu 1921 r. Po zakończeniu Wojny polsko-bolszewickiej.

A tymczasem 19 maja wspierani przez Francję secesjoniści nadreńscy, zamierzali proklamować autonomiczną Republikę Nadreńską w Trewirze (do owych secesjonistów należał również późniejszy kanclerz powojennych Niemiec - Konrad Adenauer). Jednak policja niemiecka udaremniła ową próbę. Była to jednak dopiero pierwsza próba, kolejne nastąpią już wkrótce.

26 maja w Le Mans we Francji rusza pierwszy 25-godzinny wyścig samochodowy. Zwycięski wóz marki "Chanard et Walcker" osiąga szybkość 92 km/h i pokonuje 2209 km.




Tego dnia upada też rząd gen. Władysława Sikorskiego...


CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz