Stron

niedziela, 21 lipca 2024

ZAPRZAŃSTWO JAKICH MAŁO! - Cz. V

CZYLI HISTORYCZNA REFLEKSJA JAKO MEMENTO DLA WSPÓŁCZESNOŚCI





POWSTANIE i WOJNA
Cz. V






 Gdy tymczasem pod Zbarażem toczyła się mordercza walka o przetrwanie Rzeczypospolitej, król Jan II Kazimierz po uzyskaniu papieskiej dyspensy, 30 maja 1649 r. zawarł związek małżeński ze swoją bratową (żoną zmarłego rok wcześniej Władysława IV) Ludwiką Marią Gonzagą, a następnie 24 czerwca (po przybyciu pospolitego ruszenia), opuścił Warszawę i wyruszył na pomoc zbaraskiej twierdzy. 3 lipca był w Lublinie, gdzie jeszcze powiększył swe siły. Tam też 13 lipca wydał trzecie już wici, wzywające nie tylko szlacheckie pospolite ruszenie, ale również mieszkańców województw: lubelskiego, ruskiego i bełskiego, by natychmiast się z nim połączyli. 17 lipca z 5 000 żołnierzy król wyruszył w dalszą podróż. Potem były jeszcze postoje w Krasnymstawie i Sokalu (gdzie również do króla przyłączały się poszczególne grupy zbrojnych). 30 lipca właśnie w Sokalu odbyła się narada, na której większość senatorów zalecała królowi czekać na dalszy rozwój wypadków, gdyż obawiano się że jeśli pod Zbarażem stoi chan z całą swoją potęgą, to może być bardzo niebezpiecznie. Król jednak (za radą kanclerza koronnego Jerzego Ossolińskiego) postanowił iść dalej na ratunek oblężonemu Zbarażowi. 6 sierpnia król był już pod Toporowem, gdzie dnia następnego przybył (wysłany z obozu nocą 3 na 4 sierpnia) mocno wyczerpany długą drogą Mikołaj Skrzetuski, informując króla i zebranych senatorów o sytuacji w twierdzy. 7 sierpnia król wydał uniwersał w którym ogłaszał zdjęcie z urzędu atamana wojsk zaporoskich Bohdana Chmielnickiego i mianowanie w jego miejsce atamanem Semena Zabuskiego. Deklarował również że ci spośród Kozaków, którzy przyłączą się do Zabuskiego zostaną objęci amnestią, całą zaś resztę czeka sroga kara za bunt przeciwko Rzeczpospolitej i popełniane zbrodnie. 8 sierpnia król był już pod Białym Kamieniem, gdzie dołączyły doń kolejne chorągwie. 12 sierpnia armia koronna stanęła pod Złoczowem (kilka kilometrów na zachód od Zbaraża), gdzie również dołączyły kolejne chorągwie powiatowe. Pod Złoczowem doszło też do pierwszego poważnego starcia z podjazdem tatarskim wysłanym przez Islam Gireja (wcześniej bowiem już pod Białym Kamieniem znoszono mniejsze grupki tatarskich zwiadowców). Bitwa zakończyła się... remisem, co prawda dysproporcja sił po stronie tatarskiej była znaczna (i przez to zginęło ponad 100 żołnierzy wraz z rotmistrzem Pełką - sławnym zagończykiem, który ze swoimi ludźmi przebił się przez pierwszą i drugą linię tatarską, ale tam już został otoczony i ze swymi ludźmi zginął w bohaterskiej walce) dopiero uderzenie sił księcia Koreckiego spowodowało załamanie się linii tatarskich i ich odwrót. Tatarzy zdołali jednak wziąć w niewolę rotmistrza Żółkiewskiego-Głucha, Polacy zaś również wzięli do niewoli jednego z wysoko postawionych tatarskich wodzów, który następnie zeznał że chan przybył tutaj z wielką potęgą i radził królowi podjęcie rozmów w celu zakończenia walki. Deklarował również że nienawidzi Kozaków i wolałby walczyć po stronie Jana Kazimierza. Nie dano wiary jego relacjom, choć były one prawdziwe.

13 sierpnia król był już pod Młynowcem nad Stypą, gdzie generał artylerii Krzysztof Arciszewski (o którym pisałem w poprzednich częściach), wniósł nad rzeką dwa mosty i groblę w celu przeprawienia wojsk na drugą stronę. 14 sierpnia rozpoczęła się bardzo ciężka przeprawa, gdyż w wyniku padających od kilku dni ulewnych deszczów lokalne pola zamieniły się w rozlewiska, na których grzęzły wozy taborowe i zakopywały się w mule na wysokość kół. Król pierwszy przeprawił się na drugi brzeg do Zaborowa, gdzie udał się do pobliskiego kościoła na modlitwę. 15 sierpnia, gdy co prawda większość sił królewskich była już po drugiej stronie rzeki, na horyzoncie ukazały się znaczne siły kozacko-tatarskie. Ludność Zborowa (życzliwa Chmielnickiemu i Kozakom) zaczęła bić w dzwony, aby pokazać im położenie wojsk koronnych. Najpierw Kozacy uderzyli na próbujące jeszcze przeprawić się przez rzekę pospolite ruszenie z powiatów przemyskiego i lwowskiego, doszło tam do zaciętej walki. Siły wroga były nieporównywalnie liczniejsze (co najmniej pięciokrotnie). Następnie armia kozacko-tatarska uderzyła na główne siły królewskie stojące już pod Zborowem. Ci, którzy przeprawiali się jeszcze przez Stypę, ponieśli znaczne straty i tylko nielicznym spośród nich udało się dołączyć do głównych sił królewskich. Na głównym odcinku bitwy (z powodu dosyć powolnego ataku Tatarów), chorągwie polskie miały czas żeby sformować szyk bojowy i przystąpić do ataku. Głównie stały tam chorągwie lekkie i dwie chorągwie husarskie, a poza tym jeźdźcy niemieccy pod dowództwem Krzysztofa Houwaldta i niemiecka gwardia piesza Fromholda Wolfa. Na lewym skrzydle stała jazda złożona z kilkunastu chorągwi (w tym czterech husarskich) pod dowództwem Jerzego Lubomirskiego i młodego, bo zaledwie 20-letniego rotmistrza Jana Sobieskiego (późniejszego króla Jana III Sobieskiego który w 1683 r. ocalił Wiedeń od tureckiej inwazji. Pod Zborowem w tym właśnie czasie miał miejsce jego chrzest bojowy). Prawym skrzydłem dowodzili zaś kanclerz Ossoliński i wojewoda podolski Stanisław Potocki. Bitwa była niezwykle zażarta i trwała cały dzień, król zaś wykazał wielką odwagę, sam chwytając w dłonie rapier i nawołując cofających się do ponownego ataku (chciał nawet uczestniczyć w szarży, ale mu na to nie pozwolono). Gdy zapadł zmrok bitwa nie została rozstrzygnięta, choć na polu pozostało wielu zabitych i rannych obu stron (szczególnie dużo poległo Tatarów). Nocą gruchnęła plotka że król uciekł z obozu, co spowodowało że dwóch rotmistrzów również zdezerterowało, a jakiś Litwin namówił nawet kilkuset żołnierzy do ucieczki. Nocą jeszcze przy blasku pochodni, a szczególnie rano 16 sierpnia król obchodził obóz, pokazując wszystkim że jest wśród żołnierzy. Jeszcze 15 sierpnia rano kanclerz Jerzy Ossoliński wysłał list do Islam Gireja z propozycją zawarcia pokoju i odstąpienia Tatarów od Chmielnickiego, ale nim przyszła odpowiedź Kozacy zaatakowali miasteczko Zborów (gdzie stacjonowała polska dragonia) i obóz królewski. Atak został odparty, a wieczorem przyszła odpowiedź chana, wraz z listem od Chmielnickiego. Chmielnicki pisał w nim że to pycha "panów" pchnęła go do buntu, ale nie pragnie wojować z Rzeczpospolitą, a tym bardziej z królem i gotów jest złożyć buławę i oddać ją Semenowi Zabuskiemu, jeśli tylko ten przybędzie do obozu wojska zaporoskiego. Chan zaś deklarował chęci do podjęcia rozmów pokojowych, stawiając jednak warunek że rozmówcą ze strony polskiej powinien być kanclerz Ossoliński. Islam Girej poczuł się też dotknięty tym, że Jan Kazimierz nie wysłał do Bakczysaraju swego posła z wiadomością o zmianie władzy w Polsce, uznał to za brak szacunku do niego samego i lekceważenie Chanatu. Król odpisał na oba listy. Chanowi zgodził się wysłać jako swego pełnomocnika kanclerza Ossolińskiego na rozmowy pokojowe, natomiast Chmielnickiemu polecił pisać wszelkie jego żale i pretensje i przekazać je przez posłów.




Rozmowy pokojowe trwały do nocy 15 sierpnia i również dnia następnego, a także 17 i 18 sierpnia. Tatarzy zażądali zabrania całego zdobytego jasyru i łupów z Polski, wypłacenia 200 000 zł dla chana, powiększenia rejestru kozackiego do 40 000 i zapewnienia im żołdu, corocznego płacenia daniny chanowi, uznania władzy kozackiej w trzech województwach ukraińskich (kijowskim, bracławskim i czernichowskim) i zrzeczenia się jurysdykcji Rzeczpospolitej nad Kozakami oraz ich powinowatymi. Chmielnicki dołączył również kolejny list dla króla w którym żądał dodatkowo zniesienia unii kościelnej w całej Rzeczpospolitej, podporządkowania prawosławnego metropolity kijowskiego patriarsze Konstantynopola, wybudowania cerkwi w Krakowie i Lublinie, pozbawienia zakonów katolickich prawa do nabywania kolejnych nadań ziemskich na Ukrainie, zniesienia biskupstwa katolickiego w Kijowie, oraz miejsc w Senacie dla metropolity kijowskiego i dwóch księży prawosławnych. Ogólnie były to warunki nieakceptowalne, aczkolwiek nie można ich było tak od razu odrzucić, jako że siły kozacko-tatarskie były ogromne i istniała obawa porażki w bitwie, a nawet dostania się do niewoli samego króla, co byłoby katastrofą dla Rzeczpospolitej. Ostatecznie zgodzono się przystać na żądania tatarskie, lecz odpowiedź dla Chmielnickiego wstrzymywano, ale ostatecznie musiano również zgodzić się i na te żądania (pod presją tatarską), chociaż udało się uzyskać niewiele znaczące kwestie jak określić z góry miasta, w których mogli stacjonować Kozacy i gdzie miano dokonać ich spisu. Rejestr miano sporządzić do końca 1649 r., Czehryń stawał się miastem "buławy wojska zaporoskiego" czyli siedzibą atamana (w tym przypadku Chmielnickiego), metropolita kijowski uzyskiwał miejsce w Senacie Rzeczypospolitej, a najwyższe urzędy w trzech województwach ukraińskich miały przypadać tylko szlachcie wyznania prawosławnego. Oczywiście tę umowę musiał jeszcze zatwierdzić Sejm, ale była to już tylko formalność. Tatarom przyznano 200 000 zł daniny (z czego 30 000 wypłacono od razu), a za resztę dano zakładnika w postaci starosty sokalskiego Zygmunta Denhoffa. Tatarzy twierdzili też że obrońcy Zbaraża obiecali im dodatkowe 200 000 zł, na co negocjatorzy królewscy nie mieli wiedzy. Król miał jednak stwierdzić że skoro obiecali, to niech wypłacą, a jeśli nie mają, to niech również dadzą zakładnika (wiadomo jednak że te pieniądze nie zostały Tatarom wydane, o czym pisałem w poprzedniej części). 19 sierpnia dokumenty te zostały oficjalnie podpisane i przekazane obu stronom, tego też dnia Chmielnicki złożył przysięgę na wierność Rzeczpospolitej. 20 sierpnia do obozu polskiego przybył wraz z synem (po wcześniejszym wydaniu zakładnika w osobie starosty krakowskiego Jerzego Sebastiana Lubomirskiego) sam Bohdan Chmielnicki. Padł przed królem na kolana i prosił o wybaczenie. Następnie król wysłał dwóch swoich komisarzy do obozu Chmielnickiego pod Zbarażem, którzy mieli poinformować załogę o warunkach zawartego pokoju, sam zaś wyruszył do Lwowa, gdzie przybył nocą (28 na 29 sierpnia). Nowy burmistrz Lwowa doktor medycyny Janczewski, witał króla jak zwycięzcę. We Lwowie mnóstwo było też szlachty (do 10 000 ludzi) którzy nie zdążyli do obozu królewskiego pod Zborów. Wkrótce też przybyli obrońcy Zbaraża z księciem Jeremim Wiśniowieckim na czele (którego król miał osobiście pojednać z kanclerzem Ossolińskim, gdyż ci dbaj panowie niezbyt się lubili).

Zawarty pokój tak naprawdę nie satysfakcjonował żadnej ze stron (nawet Tatarów którzy uzyskali najwięcej). Kozacy byli niezadowoleni że rejestr ciągle był wyznaczony przez króla i jego przedstawiciela, czyli hetmana wielkiego koronnego. Poza tym wolność spod jurysdykcji hetmańskiej przypadała tylko Kozakom rejestrowym, natomiast pozostała ludność trzech ukraińskich województw (głównie ludność chłopska) obawiała się powrotu panów do ich dawnych majątków, a ich samych do roli chłopów pańszczyźnianych, tak jak było to tej pory. Poza tym kwestie unii religijnej nie zostały tak naprawdę wdrożone w życie. Strona polska również nie mogła być zadowolona, gdyż pokój zborowski tak naprawdę przypieczętował oczywistą klęskę całej tej kampanii lat 1648-1649, w tym spustoszenia Wołynia, Podola i Bracławszczyzny oraz zezwolenia na uprowadzenie z tych ziem przez Tatarów tamtejszej ludności wziętej w jasyr. Poza tym traktat ten uzależniał Kozaków od chana (mieli oni bowiem przyjść Tatarom z pomocą w czasie toczonych przez nich wojen, np. z Moskwą), co też umniejszało suwerenne prawa Rzeczpospolitej nad kozaczyzną. Pocieszano się bowiem bohaterską obroną Zbaraża i "cudownym ocaleniem króla", ale to były tylko pewnego rodzaju drobiazgi na otarcie łez. Poza tym gdy Tatarzy rabowali Ukrainę, biorąc w niewolę tamtejszą ludność, Chmielnicki dał im do towarzystwa (a raczej aby ich śledzić ich kroki) dwóch swoich pułkowników. Ruska ludność która szła teraz w jaser, widziała że Kozacy również brali udział w tatarskiej brance, co bardzo źle odbiło się na pozycji Chmielnickiego (twierdzono potem że zapłakane dziewczęta ich młodzi mężczyźni którzy szli w niewolę na Krym, przeklinali Chmiela, przyśpiewując piosenkę że raz uniknął postrzału, ale drugi raz kula trafi go w samo serce). Poza tym ludność chłopska Ukrainy bardzo obawiała się powrotu "panów Polaków" na ich dawne majętności. Kozacy też jeszcze do końca września siedzieli w Barze i w zachodniej części Wołynia, gdyż nadal jeszcze na Ukrainie nie zostały opublikowane warunki ugody zborowieckiej. Wszyscy jednak obawiali się tego, co nastąpi. Tatarzy również nie byli zadowoleni z warunków pokojowych, jako że przede wszystkim chcieli zmusić Rzeczpospolitą, aby ta wspierała ich w wojnach toczonych z Moskwą, na co Polacy się nie zgodzili. Poza tym uważali że i tak za mało wycisnęli w czasie tej kampanii. Ogólnie można stwierdzić że okręt Rzeczpospolitej choć mocno podziurawiony, zdołał wypłynąć na bezpieczne wody i uniknąć zatopienia, ale załoga była fatalnym stanie, zarówno fizycznym jak i psychicznym. Co dalej miało czekać Rzeczpospolitą, co dalej z Ukrainą, z Kozakami i z Chmielnickim?


"O PODATKACH DECYDOWALI SOBIE SAMI, WIĘC ICH NIE PŁACILI"



Dalej król na 22 listopada 1649 r. zwołał Sejm, który miał zatwierdzić warunki pokojowe zawarte w Zborowie. Wcześniej jeszcze, bo z końcem września we Lwowie Andrzej Firlej i Stanisław Lanckoroński obliczyli dług Rzeczpospolitej powstały po tej wojnie i wyszła z tego ogromna suma 2 264 171,22 złotych, a nie doliczono do tego kwot żołnierzy czekających na zaległe wynagrodzenie (głównie ludzi Wiśniowieckiego) w kwocie 33 413 zł i zaległości w kwocie nie składanych Chanatowi "podarków" (60 000 zł). Natomiast przychody roczne z wszystkich ziem koronnych (bez Wielkiego Księstwa) wynosiły ok. 750 000 zł., czyli sytuacja finansowa kraju nie była dobra. Król w uniwersałach pisanych na sejmiki które się wówczas odbywały, zarzucał szlachcie skąpstwo i niechęć do ratowania Ojczyzny. Twierdził wręcz, że to właśnie przez brak wystarczających środków nie można było wystawić armii, która mogłaby rozgromić Chmielnickiego i Tatarów. Tymczasem na Ukrainie, u Chmielnickiego ciężko było mu zapanować nad wałęsającym się chłopstwem, które obawiając się powrotu panów, błąkało się po całym obszarze Ukrainy, częstokroć przekraczając też granicę z Moskwą i paląc tam najróżniejsze wioski oraz dokonując rabunków. Lepiej było z wojskiem zaporoskim, które zdając sobie sprawę że zbliża się termin spisania rejestru, starało się trzymać dyscyplinę i wykazać się wśród starszyzny odwagą i determinacją (każdy z nich bowiem chciał się znaleźć w rejestrze, bo to gwarantowało wolność od kar hetmańskich i tak naprawdę uszlachcenie). Ale ogólnie Chmielnicki też miał swoje słabsze momenty, tak jak wtedy gdy przybyło doń poselstwo z Moskwy (które między innymi skarżyło się na rozboje popełniane przez ukraińskich chłopów). Witając po słów Chmielnicki kazał im przekazać że wielką estymą i przyjaźnią darzy cara Aleksego, ale już podczas ich pobytu gdy popił sobie znacznie, zaczął im wypominać brak wsparcia w wojnie z Rzeczpospolitą, a gdy ci wrócili do tematu chłopów, stwierdził iż: "Ja złamię wszystkie miasta moskiewskie i Moskwę samą! (...) Już lepszych od was posłów, bo królewskich, karałem śmiercią!" Ogólnie Chmielnicki pijał coraz więcej (praktycznie każdej nocy był już mocno podchmielony), a rankiem długo trzeźwiał. Jednocześnie w listach do księcia siedmiogrodzkiego Jerzego II Rakoczego twierdził, że zawarty w Zborowie pokój Polacy wkrótce zerwą, gdyż: "Wiemy, że to było oszukaństwo, a nie pokój". Tymczasem szlachta chciała już wrócić do swoich majątków na Ukrainie, pisząc (ręką Kisiela) list do Chmielnickiego, w którym padło takie zdanie: "Kto chce być kozakiem, żeby był; a my żebyśmy w domu mieszkali z tymi, którzy w poddaństwie zostać chcą". Problem polegał na tym, że praktycznie nikt nie chciał wracać do sytuacji sprzed wybuchu powstania, mało tego, gdy próbowano zorganizować sejmik województwa kijowskiego, nie było miejsca nigdzie aby to uczynić, musiano zatem zrobić to pod gołym niebem, a wokół szwędało się mnóstwo chłopstwa które złorzeczyło szlachcie. W takiej sytuacji było oczywiste że ugoda zborowska jest tylko tymczasowym zawieszeniem broni i wkrótce ponownie dojdzie do nowej wojny. Dlatego też obie strony zaczęły się do niej coraz intensywniej przygotowywać, chociaż na razie wszystko wyglądało jakoby zawarty pokój miał przetrwać.


CZERWONE PLAMY NA MAPIE POKAZUJĄ OGROMNE PRYWATNE LATYFUNDIA W RĘKACH WYBRANYCH RODÓW MAGNACKICH W RZECZPOSPOLITEJ 
(POZA TYM PRAKTYCZNIE CAŁY KRAJ BYŁ ZASIANY PRYWATNYMI MAJĄTKAMI SZLACHECKIMI, KAŻDE WOJEWÓDZTWO I KAŻDA ZIEMIA MIAŁA SWOJE MNIEJSZE LUB WIĘKSZE HERBY, CZYLI RODY, KTÓRE W DANYM POWIECIE LUB NA DANEJ ZIEMI ŻYŁY OD POKOLEŃ) 



CDN.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz